+16
malgoska7 3 sierpnia 2015 18:25
Od dawna rozważaliśmy wizytę w kraju kwitnącej wiśni. Pech chciał‚ że trafiliśmy na bilety w rozsądnej cenie... na listopad. Ale czy na pewno to był pech? Po tej wizycie uważam że jesień w Japonii jest równie piękna, a być może nawet piękniejsza niż wiosna. Relację podzieliłam na 3 części ze względu na ogrom zdjęć i informacji.

W czasie naszego dwutygodniowego pobytu zwiedziliśmy:
Tokyo – Nikko (wodospady Kegon i Ryuzu) - Góra Fuji - Kyoto - Nara – Fushimi Inari - Amanohashidate - Himeji (Himeji Castel) - Miyajima - Hiroschima i Osaka.
Był to całkiem intensywny wypad. Podróżowaliśmy pociągami lub autobusami. Kupiliśmy tygodniową kartę na pociągi, co znacznie obniżyło koszty podróży. Karta jest dostępna wyłącznie dla turystów i można ją kupić tylko poza granicami Japonii. Trzeba zamówić ją wcześniej i jest przysyłana pod wskazany adres w kraju zamieszkania. Cena tygodniowej karty jest porównywana z dwoma przejazdami na trasie Tokyo-Kyoto w standardowej cenie. Wierzcie mi - opłaca się jeżeli chcecie dużo jeździć. Mimo, że cena początkowo wydaje się zaporowa.

Skorzystaliśmy z promocji linii KLM i po przesiadce w Amsterdamie wylądowaliśmy w Tokio. Byliśmy tam po południu, wiec postanowiliśmy zacząć delikatnie. Jak się później okazało jetlag nie był taki straszny i tego wieczoru udało się zobaczyć całkiem sporo. Ciekawość wygrała nad rozsądkiem.

Po znalezieniu hotelu, oswojeniu się z rozmiarem pokoju, wyruszyliśmy zwiedzać. Pierwsze wrażenie - miasto (jak się później okazało – cały kraj) sklepów, automatów z napojami, toalet i sztucznie stworzonych miejsc pracy. Tu nigdy nie umrzecie z głodu czy pragnienia, nie będzie problemu przy potrzebie fizjologicznej i na pewno nie zginiecie pod kołami samochodu, bo mimo świateł‚ i tak będzie tam pan mówiący czy możecie iść przez ulicę robiący to z takim zaangażowaniem jakby co najmniej ratował świat.

Informacja praktyczna: Najlepszy smak napoju z automatu to Salt&Lichi. POLECAM! Warto szukać, bo nie wszędzie jest.


Skierowaliśmy się na najbardziej zatłoczone skrzyżowanie świata - Shibuya. Faktycznie, tłumy przewijają się tam dzień i noc. Największe wrażenie robi moment, gdy ludzie z każdego (dosłownie) kierunku ruszają w tym samym czasie na pasy. Ważny punkt - pomnik psa Hachiko (kto oglądał film ten wie - wyciskacz łez. Legenda głosi, że nawet Chuck Noris uronił łezkę ;)).

Kolejnym punktem był japoński ogród. Ogrody w Japonii z pewnością są warte uwagi i jest ich naprawdę sporo. Zajmują często ogromne tereny i zadbane są pod każdym względem. Na ich terenach znajdują się świątynie. W tych najbardziej znanych jest mnóstwo ludzi. Wśród nich są małe geishe.
Pierwszym ogrodem jaki udało nam się zobaczyć był Meiji Jingu. Piękny.



Wieczorem postanowiliśmy zobaczyć nocną panoramę miasta. Jednym z polecanych miejsc był tokijski ratusz. Widok z 45. piętra prezentował się naprawdę nieźle.



Na kolację chcieliśmy trafić do restauracyjki polecanej przez przewodnik Lonely Planet. Niestety nie dane nam było w niej zjeść mimo dokładnego adresu. Praktyczna informacja: Budynki w Japonii nie są w numerowane po kolei. Numerowane są w kolejności jakiej powstają. Więc na początku jednej ulicy może być numer 1, ale następny budynek może mieć już numer 453 :) Najlepiej podróżować GPSem lub znać nazwę budynku i próbować dogadać się z Japończykami, co wbrew powszechnej opinii nie jest łatwe. Tak wiec zdecydowaliśmy się na losową restaurację w dzielnicy Akihabara, gdzie spróbowaliśmy po raz pierwszy prawdziwego japońskiego sushi. W lokalu byli sami lokalsi - poza nami wszyscy byli w garniturach :)



Kolejnego dnia również planowaliśmy spędzić w Tokyo. Z samego rana pojechaliśmy na największy na świecie targ rybny. Godzina 5:00 aby zobaczyć licytację tuńczyków była niestety zaporowa. Dotarliśmy tam na 8:00. Wiele osób poleca śniadanie na targu ze względu na świeżość składników. Chcieliśmy spróbować sushi w tej najbardziej polecanej restauracji. Niestety jak się okazało, w kolejce czeka się 3h - powiedział nam to chłopak stojący tam od 5:00 :)
Wybraliśmy inną, gdzie angielski był wielką przeszkodą. Machnęliśmy ręką, co miało według nas znaczyć "daj co polecasz, zdajemy się na ciebie". Dostaliśmy ramen z ostrygami. Dziwne, acz rozgrzewające :) Dodatkowa uwaga - siorbanie nie jest niczym złym. Im bardziej siorbiesz, tym bardziej Ci smakuje :)



Sam targ lekko mnie rozczarował. Olbrzymi teren pełen najróżniejszych owoców morza, ale zdjęcia nie będą tak piękne jak na targach rybnych we Włoszech czy Hiszpanii. Ryby nie są pięknie poukładane na blatach. Wszystko w białych skrzynkach wypełnionych lodem.


Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze teren dookoła pałacu cesarza – Imperial Palace oraz świątynia w dzielnicy Asakusa.


Miejsca te były pełne turystów dlatego długo tam nie zabawiliśmy i wybraliśmy się do kolejnego ogrodu – Shinjuku Gyoen, gdzie ludzi było znacznie mniej. Być może związane to było również z tym, że przez pierwsze dni pogoda nam nie dopisywała.



Mimo, że był to listopad udało nam się zobaczyć kwitnące drzewko, czyli nie wszystko stracone :)



Wieczorem poszliśmy w kierunku tęczowego mostu. Nie jest proste znalezienie wejścia na most, tym bardziej, że było to miejsce budowy. Poza tym wejście na niego otwarte było tylko do 18:00, więc nie daliśmy rady obejrzeć z niego panoramy. Za to kolejnym miejscem była Tokyo Tower, z której widok był zapewne lepszy.





Kolejnym celem było zwiedzenie Nikko – kompleks świątyń oraz zobaczenie dwóch wodospadów – Kegon i wodospady kaskadowe Ryuzu. Pogoda tego dnia była fatalna i już myśleliśmy, że wypad nie będzie sukcesem. Jak bardzo się myliliśmy.
Wyruszyliśmy pociągiem linii TOBU, który startował z Asakusa Station (najbardziej zatłoczonej stacji metra o czym przekonaliśmy się kilkukrotnie). W Tobu Nikko Station przesiedliśmy się do autobusu i pojechaliśmy nad Kegon. Ciągle padało. Mimo tego widoki nie były najgorsze. Wodospad zrobił spore wrażenie. Nad Ryuzu przejaśniało.



Po wodospadach w końcu dotarliśmy do Nikko. Do tej pory wspominam to miejsce jako jedno z najpiękniejszych i tajemniczych. Spowite tego dnia mistyczną mgłą. Ta mgła dodawała uroku. Zdjęcia mówią same za siebie.






Warto również zwrócić uwagę na charakterystyczny most i wszechobecne bramy tori, również te ukryte w lasach. Na obiad poszliśmy do restauracji polecanej w przewodniku Lonely Planet.




Po całym dniu wróciliśmy do Tokyo, gdzie jeszcze tego wieczoru zwiedzaliśmy dzielnicę Roppongi . Przedwejściem do Roppongi Hills Mori Towers przeżyliśmy spotkanie z ogromnym pająkiem.



Wróciliśmy wcześniej do hotelu, ponieważ kolejnego dnia czekała nas dłuższa podróż. Na wyczekiwaną przeze mnie Górę Fuji.
Na górę Fuji pojechaliśmy autobusem Highway – odjeżdża z Shinjuku Station. Pogoda tego dnia zapowiadała się wyśmienicie. Autobusem jedzie się około 2 godzin. Jako że Fuji to największa góra w Japonii i położona jest samotnie na większym obszarze widać ją już z bardzo daleka. My udaliśmy się do miejscowości Kawaguchiko, położonej nad jednym z jezior.



Będąc w Japonii koniecznie trzeba przenocować przynajmniej raz w tradycyjnym Ryiokanie – domu gościnnym. Nam udało się to właśnie pod górą Fuji. Niestety coraz rzadziej gospodarze udostępniają je turystom, ponieważ Ci nie potrafią się zachować i często zapominają jak cienkie ściany są w tradycyjnym japońskim domu oraz jak prawidłowo zachować się w takim miejscu. Jednak jest to niezapomniane wspomnienie i kontakt z typowym życiem w Japonii. Przykładowo – buty. W rijokanach nie wchodzi się w butach. Przy wejściem zdejmuje się je i zakłada kapcie. Kapcie zdejmuje się przed pokojem. Po pokoju chodzi się boso. Natomiast przed toaletą leży para kapci, które służą tylko do wizyt w toalecie.



Nasz rjiokan był naprawdę wspaniały, biorąc pod uwagę widok z okna wprost na górę Fuji, tradycyjne śniadanie oraz gospodarzy, którzy doradzili nam gdzie wybrać się na kolację (miejsce gdzie ponownie brak znajomości języka japońskiego była wielką barierą, za to jedzenie wyśmienite. Tu również nie wchodziło się w butach).
Tego samego dnia postanowiliśmy zwiedzić okolice miejscowości, która była położona nad malowniczym jeziorem, i gdzie z niemal każdego miejsca rozpościerał się widok na Fuji.



Następnego dnia pojechaliśmy na górę Fuji. Poza sezonem wjechać można maksymalnie do piątej stacji autobusem. Piesze ścieżki na wyższe partie góry są zamknięte. Ciepła odzież jest o tej porze roku niezbędna.



Z góry rozpościera się widok na pięć jezior które położone są dookoła góry oraz okoliczne pasma górskie. Po zjeździe z góry postanowiliśmy zwiedzać okolicę, w której znajdowały się ciekawe jaskinie powstałe podczas erupcji wulkanu. Okoliczne lasy bardzo przypominały nasze polskie liściaste, jednak ziemia w nich była wstrząśnięta przez trzęsienia ziemi, a w niektórych miejscach powstały wielkie wyrwy. W jednej z nich znaleźliśmy małą kapliczkę.



Nad jeziorem Saiko podziwialiśmy piękny zachód słońca z widokiem na wszechbędącą górę Fuji. Widoki w tym miejscu były zapierające dech. Zdjęcia nie oddają tego uroku nawet w małym procencie.



Pobyt tu był bardzo relaksujący. Turystów nie było wcale tak dużo jakby się mogło wydawać.



Następnego dnia musieliśmy pożegnać się z tym miejscem i wróciliśmy do Tokyo, gdzie ponownie czekało nas zderzenie z cywilizacją.



W kolejnych relacjach opiszę pozostałe miejsca. Każde z nich warte było zobaczenia i żadne z nich nie było stratą czasu.

Gdybyście mieli jakieś pytania, służę pomocą.
Dodatkowo zapraszam na mój instagram: @gosiagoosia









Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

sylwiagosia 4 sierpnia 2015 07:47 Odpowiedz
super, czekam na dalszy ciąg :)
piotrek-podroznik 5 sierpnia 2015 14:31 Odpowiedz
Za kilka dni będę w Japonii, możesz napisać dokładnie jak dostać się do Nikko i tych wodospadów? Ile zajmuje podróż oraz jaki jest koszt, bo zauroczyły mnie zdjęcia tego miejsca.
malgoska7 6 sierpnia 2015 18:35 Odpowiedz
piotrek-podroznikZa kilka dni będę w Japonii, możesz napisać dokładnie jak dostać się do Nikko i tych wodospadów? Ile zajmuje podróż oraz jaki jest koszt, bo zauroczyły mnie zdjęcia tego miejsca.
Do Nikko jechałam z Tokio. Dotrzeć tam można pociągiem linii TOBU. Startuje z Asakusa Station. Jeśli interesuje Cię wersja z wodospadami, to najlepiej kupić all day pass - koszt: 4500 Jenów. Odbiór biletu w TOBU Sightseeing service center na Asakusa Station. Podróż trwa ok. 2h. Wysiada się na Tobu NIkko Station. I dalej autobusem w interesujacym kierunku. Jest kilka linii i każda jedzie w innym kierunku. Np. wodospad Kegon - linia prowadząca nad jezioro Chuzen Jiko. Wiecej informacji na stronie www.tobu.co.jp Pozdrawiam instagram.com/gosiagoosia
osaka 7 sierpnia 2015 13:24 Odpowiedz
Super relacja! :)
bartek-krzeminski 13 sierpnia 2015 00:35 Odpowiedz
Hej, jaki jest koszt tego tygodniowego biletu na pociągi ?
malgoska7 13 sierpnia 2015 07:00 Odpowiedz
bartek-krzeminskiHej, jaki jest koszt tego tygodniowego biletu na pociągi ?
Koszt tygodniowego JR Passa to ok 800zł. Wydaje się dużo, ale podobnie kosztują bilety Tokyo-Kyoto (500km) i z powrotem. Więc jeśli zamierzasz zwiedzić więcej miejscowości w trakcie wyjazdu, to jest to niewyobrażalna oszczędność.
bartek-krzeminski 13 sierpnia 2015 17:39 Odpowiedz
Dzięki za info. ;) Cena tak ja piszesz początkowo odrzuca, ale to jest Japonia, tam ceny i pociągi są na innym poziomie :)
malgoska7 13 sierpnia 2015 19:32 Odpowiedz
bartek-krzeminskiDzięki za info. ;) Cena tak ja piszesz początkowo odrzuca, ale to jest Japonia, tam ceny i pociągi są na innym poziomie :)
no i sie (prawie) nie spozniaja ;)