Źle mi się czyta większość relacji. Nie chodzi jednak zupełnie o jakość, ale o chronologiczne uszeregowanie. Doskonale rozumiem z czego to się bierze, ale dla mnie najistotniejsze w relacjach są rzeczy, które trudno odkopać w gąszczu chronologii. W mojej wersji świata pierwiastek czasu został wyrwany. Co zatem w zamian? Zastanawiałem się w jaki sposób posegregować moją opowieść, aby nie zatracić wielu istotnych aspektów. Z pomocą przyszło fly4free gdzie poszczególne działy w obrębie forum podróżnika to: Atrakcje, Lotniska, Jedzenie, Noclegi, Transport i Inne. Niestety nie wszystko mi tutaj odpowiada, dlatego z pomocą dłuta wyrzeźbiłem następujące rozdziały: Atrakcje; Drogo; Ludzie; Głupota w kryzysie. Całość okalana tym przydługim wstępem i marnym zakończeniem. Dość przeciągania. Zaczynamy!
I) Atrakcje Auckland Wszystkie drogi prowadzą do Auckland. W moim przypadku wszystko się tutaj zaczęło i wszystko zakończyło. W jaki sposób najlepiej opisać to miasto? Wyobraź sobie wieś. Niewielką, Polską wieś jak Włoszczowa czy Dąbrówka. Teraz rozciągnij tę wieś do rozmiarów Londynu, wrzucając do środka kilka wieżowców. Viola! Właście zaprojektowałeś Auckland.
Nauczony doświadczeniem z Europy postanowiłem wybrać się na Free Walking Tour (który jak za ma nazwa wskazuje – nie jest za darmo). Dobra decyzja z wielu powodów. Po pierwsze – dowiedziałem się jak, że budynek ~50 lat to już zabytek. Po drugie – wymusiłem kilka interesujących dyskusji: o Maorysach, o fladze i o tym czy Nowa Zelandia jest na pewno niepodległym państwem. Po trzecie: poukładałem myśli i plan na resztę dnia. Po czwarte: poznałem towarzyszkę, z którą nasze drogi przetną się jeszcze dwukrotnie. Po piąte: zyskałem kompana na resztę dnia.
Mount Victoria Trudno to nazwać górą. W zasadzie pagórek Victorii. Podejście zajmuje ok. 30 minut i widok idealnie odzwierciedla czym Auckland jest. Miasto portowe, z centrum pełnym biurowców. A reszta?
Flat white Wiedzieliście, że Nowa Zelandia ma swój styl podawania kawy? Ja nie, aczkolwiek byłem zaskoczony, że mają własne plantacje kawy w tym klimacie. Otóż – nie mają. Jednak ciekawy sposób przygotowania sprowadzonych z Kolumbii oraz Etiopii ziaren, nadaje nowozelandzkiej kawie unikalnego charakteru. Dodam do tego, że standardowy koszt to ok. 3 NZD za miskę (bowl). Taniej niż w Polsce!
Auckland Domain Tropikalny park w środku metropolii? Żaden Problem. W zasadzie to piękny jest krajobraz tutejszych lasów. Mieszanina tropikalnej dżungli i środkowoeuropejskiego lasu, w ciągłym akompaniamencie głośnych cykad.
Hamilton Nowozelandzki Radom. Albo Bytom. Albo Wąchock. Pomijane przez większość turystów. Marginalizowane przez tubylców. Nie wyróżnia się niczym. Ja jednak postanowiłem dać mu szansę i nie zawiodłem się. Najciekawszą atrakcją nie okazały się jednak reklamowane i rozległe Hamilton Gardens – chociaż i one mają swój urok – a ścieżki nad Waikato River i ludzie. Ludzie dla których turysta jest rzadkością i okazją do wymiany poglądów na temat problemów pierwszego świata, albo jakości piwa kraftowego. Nigdzie wcześniej i nigdzie później nie miałem aż tylu okazji do rozmowy z prawdziwymi kiwi, gdyż takim mianem określają się lokalni mieszkańcy. Lokalsi i cudowne widoki z mojej kwatery jednoznacznie utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić trochę czasu dla lokalnego Radomia.
Hobbiton Do końca nie byłem przekonany czy tam się wybiorę, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest to jedyne miejsce po zdjęciu którego typowy Janusz rozpozna, że jestem w Nowej Zelandii. Mt. Cook? Auckland Sky Tower? Roturua Wonderland? Zapomnij. Tylko Władca Pierścieni.
Drugim argumentem było to, że dawno nie odświeżałem zdjęć na tinderze i warto się postarać o coś nowego. Czy warto? No więc Hobbiton to: - komercyjne bagno - pułapka na turystów - sztuczna zabawka… Ale jakie to wszystko piękne i dobrze zrobione! Całość stanowi trzygodzinny spektakl w którym nie ma czasu na nudę! Kiedyś w internecie funkcjonował zwrot: nawet jeśli fake to dobrze zrobiony. Jest to najlepszy komentarz odnośnie opuszczonej przez Hobbity wioski.
Roturua Śmierdzi. Niemytymi jajami. Aczkolwiek porównując do dużych azjatyckich metropolii to wciąż pachnie przyzwoicie. Macie więc szczęście, że zdjęcia nie przekazują zapachu.
Gwiazdy południowego nieba Mimo, że nie padało wcale podczas mojej podróży to dopiero w połowie nocne niebo było cudowne. Słyszałem już wcześniej, że to na południowej półkuli niebo jest bardziej gwieździste niż na mojej półkuli, ale aż tak innego widoku się nie spodziewałem! Dodam jeszcze, że ostatni raz w gwiazdy patrzyłem w Amsterdamie… ale powód był zupełnie inny. Na szczęście wyszły mi doskonałe zdjęcia, którymi mogę się z Wami podzielić!
Rainbow Springs Zwykłe zoo, które posiada niezwykły urok. Przychodząc wcześnie rano udało mi się uniknąć tłumu i spokojnie kontemplować lokalną faunę. Miejsce jest niewielkie, ale bardzo kompleksowe. Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że spędziłem 50 minut po prostu gapiąc się na kiwi. Wciąż nienasycony. Myślę, że zrozumiałem wtedy słowa piosenki Hungry Eyes. Chcecie kiwi? Proszę.
Wai-o-tapu Zdaniem tripadviosora jedno z 20 najbardziej nadrealistycznych miejsc na Ziemi. Z mojej perspektywy równie zachwycające, co rozczarowujące. Powodem jest to, że nie lubię muzeów. Wai-o-Tapu jest swoistego rodzaju muzeum matki natury. Obrazki są przepiękne, ale strasznie statyczne, a wszystko oglądamy z jednego poziomu. Największym problemem są jednak tłumy. Wynika to z faktu, że prezentacja Lady Knox odbywa się codziennie o tej samej godzinie. I absolutnie wszyscy po erekcji gejzeru wlewają się do parku znacząco utrudniając przemieszczanie się. Moja rada jest następująca: olejcie gejzery, przyjedźcie poza godzinami szczytu. Może wtedy docenicie to bardziej niż ja. Może tak jak na to zasługuje?
Taupo Jest cudne. Jest piękne. Jest urzekające. Jest moje.
Waikato River Ścieżki wzdłuż najdłuższej rzeki Nowej Zelandii są tym, co mnie kupiło. Piękne drogi rowerowe, piesze, wodospady, plaże…
Tongariro Alpine Crossing Podobno najpiękniejszy jednodniowy szlak górski na świecie. Czy naprawdę taki jest?
W mojej wersji świata pierwiastek czasu został wyrwany. Co zatem w zamian?
Zastanawiałem się w jaki sposób posegregować moją opowieść, aby nie zatracić wielu istotnych aspektów. Z pomocą przyszło fly4free gdzie poszczególne działy w obrębie forum podróżnika to: Atrakcje, Lotniska, Jedzenie, Noclegi, Transport i Inne. Niestety nie wszystko mi tutaj odpowiada, dlatego z pomocą dłuta wyrzeźbiłem następujące rozdziały: Atrakcje; Drogo; Ludzie; Głupota w kryzysie. Całość okalana tym przydługim wstępem i marnym zakończeniem.
Dość przeciągania. Zaczynamy!
I) Atrakcje
Auckland
Wszystkie drogi prowadzą do Auckland. W moim przypadku wszystko się tutaj zaczęło i wszystko zakończyło. W jaki sposób najlepiej opisać to miasto? Wyobraź sobie wieś. Niewielką, Polską wieś jak Włoszczowa czy Dąbrówka. Teraz rozciągnij tę wieś do rozmiarów Londynu, wrzucając do środka kilka wieżowców. Viola! Właście zaprojektowałeś Auckland.
Nauczony doświadczeniem z Europy postanowiłem wybrać się na Free Walking Tour (który jak za ma nazwa wskazuje – nie jest za darmo). Dobra decyzja z wielu powodów. Po pierwsze – dowiedziałem się jak, że budynek ~50 lat to już zabytek. Po drugie – wymusiłem kilka interesujących dyskusji: o Maorysach, o fladze i o tym czy Nowa Zelandia jest na pewno niepodległym państwem. Po trzecie: poukładałem myśli i plan na resztę dnia. Po czwarte: poznałem towarzyszkę, z którą nasze drogi przetną się jeszcze dwukrotnie. Po piąte: zyskałem kompana na resztę dnia.
Mount Victoria
Trudno to nazwać górą. W zasadzie pagórek Victorii. Podejście zajmuje ok. 30 minut i widok idealnie odzwierciedla czym Auckland jest. Miasto portowe, z centrum pełnym biurowców. A reszta?
Flat white
Wiedzieliście, że Nowa Zelandia ma swój styl podawania kawy? Ja nie, aczkolwiek byłem zaskoczony, że mają własne plantacje kawy w tym klimacie. Otóż – nie mają. Jednak ciekawy sposób przygotowania sprowadzonych z Kolumbii oraz Etiopii ziaren, nadaje nowozelandzkiej kawie unikalnego charakteru. Dodam do tego, że standardowy koszt to ok. 3 NZD za miskę (bowl). Taniej niż w Polsce!
Auckland Domain
Tropikalny park w środku metropolii? Żaden Problem. W zasadzie to piękny jest krajobraz tutejszych lasów. Mieszanina tropikalnej dżungli i środkowoeuropejskiego lasu, w ciągłym akompaniamencie głośnych cykad.
Hamilton
Nowozelandzki Radom. Albo Bytom. Albo Wąchock. Pomijane przez większość turystów. Marginalizowane przez tubylców. Nie wyróżnia się niczym.
Ja jednak postanowiłem dać mu szansę i nie zawiodłem się. Najciekawszą atrakcją nie okazały się jednak reklamowane i rozległe Hamilton Gardens – chociaż i one mają swój urok – a ścieżki nad Waikato River i ludzie. Ludzie dla których turysta jest rzadkością i okazją do wymiany poglądów na temat problemów pierwszego świata, albo jakości piwa kraftowego. Nigdzie wcześniej i nigdzie później nie miałem aż tylu okazji do rozmowy z prawdziwymi kiwi, gdyż takim mianem określają się lokalni mieszkańcy. Lokalsi i cudowne widoki z mojej kwatery jednoznacznie utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto było poświęcić trochę czasu dla lokalnego Radomia.
Hobbiton
Do końca nie byłem przekonany czy tam się wybiorę, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest to jedyne miejsce po zdjęciu którego typowy Janusz rozpozna, że jestem w Nowej Zelandii. Mt. Cook? Auckland Sky Tower? Roturua Wonderland? Zapomnij. Tylko Władca Pierścieni.
Drugim argumentem było to, że dawno nie odświeżałem zdjęć na tinderze i warto się postarać o coś nowego.
Czy warto? No więc Hobbiton to:
- komercyjne bagno
- pułapka na turystów
- sztuczna zabawka…
Ale jakie to wszystko piękne i dobrze zrobione! Całość stanowi trzygodzinny spektakl w którym nie ma czasu na nudę! Kiedyś w internecie funkcjonował zwrot: nawet jeśli fake to dobrze zrobiony. Jest to najlepszy komentarz odnośnie opuszczonej przez Hobbity wioski.
Roturua
Śmierdzi. Niemytymi jajami. Aczkolwiek porównując do dużych azjatyckich metropolii to wciąż pachnie przyzwoicie. Macie więc szczęście, że zdjęcia nie przekazują zapachu.
Gwiazdy południowego nieba
Mimo, że nie padało wcale podczas mojej podróży to dopiero w połowie nocne niebo było cudowne. Słyszałem już wcześniej, że to na południowej półkuli niebo jest bardziej gwieździste niż na mojej półkuli, ale aż tak innego widoku się nie spodziewałem! Dodam jeszcze, że ostatni raz w gwiazdy patrzyłem w Amsterdamie… ale powód był zupełnie inny. Na szczęście wyszły mi doskonałe zdjęcia, którymi mogę się z Wami podzielić!
Rainbow Springs
Zwykłe zoo, które posiada niezwykły urok. Przychodząc wcześnie rano udało mi się uniknąć tłumu i spokojnie kontemplować lokalną faunę. Miejsce jest niewielkie, ale bardzo kompleksowe. Najlepszą rekomendacją niech będzie to, że spędziłem 50 minut po prostu gapiąc się na kiwi. Wciąż nienasycony. Myślę, że zrozumiałem wtedy słowa piosenki Hungry Eyes. Chcecie kiwi? Proszę.
Wai-o-tapu
Zdaniem tripadviosora jedno z 20 najbardziej nadrealistycznych miejsc na Ziemi. Z mojej perspektywy równie zachwycające, co rozczarowujące. Powodem jest to, że nie lubię muzeów. Wai-o-Tapu jest swoistego rodzaju muzeum matki natury. Obrazki są przepiękne, ale strasznie statyczne, a wszystko oglądamy z jednego poziomu. Największym problemem są jednak tłumy. Wynika to z faktu, że prezentacja Lady Knox odbywa się codziennie o tej samej godzinie. I absolutnie wszyscy po erekcji gejzeru wlewają się do parku znacząco utrudniając przemieszczanie się. Moja rada jest następująca: olejcie gejzery, przyjedźcie poza godzinami szczytu. Może wtedy docenicie to bardziej niż ja. Może tak jak na to zasługuje?
Taupo
Jest cudne. Jest piękne. Jest urzekające. Jest moje.
Waikato River
Ścieżki wzdłuż najdłuższej rzeki Nowej Zelandii są tym, co mnie kupiło. Piękne drogi rowerowe, piesze, wodospady, plaże…
Tongariro Alpine Crossing
Podobno najpiękniejszy jednodniowy szlak górski na świecie. Czy naprawdę taki jest?
Tak.
Na temat Tongariro już pisałem: viewtopic.php?p=904780#p904780
CDN. Postaram się zakończyć do majówki. Bo jak nie... To nie.