+1
animamundi 9 grudnia 2017 09:49
Cześć! Jesteśmy w trakcie realizacji naszego projektu podróży dookoła świata pt. Anima Mundi, który możecie śledzić na www.facebook.com/animamundiproject/ lub poczytać więcej na www.animamundiproject.com. Do tej pory odwiedziliśmy Namibię. Podążaliśmy jednak dość utarta trasa, z której pojawiło się już tutaj wcześniej kilka relacji.

Kilka dni temu zakończyliśmy natomiast nasza dwumiesięczna ekspedycje do Papui Nowej Gwinei, w czasie której przeszliśmy pieszo 285km kilometrów przez dżunglę, trasą, której żaden człowiek przed nami się nie podjął. Napotkaliśmy ludzi, dla których byliśmy pierwszym kontaktem z obcokrajowcami w historii ich ziemii. Jednocześnie był to najdłuższy polski trawers Papui Nowej Gwinei i jeden z najdłuższych wogóle.



Działaliśmy w dwóch prowincjach: Sandaun i Western. Jako ze nie napotkałem się na żadna relacje z tych stron Papui Nowej Gwinei, zamieszczam kilka zdjęć, które mam nadzieje zachęca Was do odwiedzenia tego pięknego i dość często niezrozumianego kraju.

Do stolicy Papui Nowej Gwinei, czyli Port Moresby, dotarliśmy z australijskiego Cairns. Podróżowaliśmy liniami Air Niugini na pokładzie Fokkera 70, które pierwsze 25 lat swojego życia przelatał pod barwami KLM. Jest to najtańsze bezpośrednie połączenie do Papui Nowej Gwinei (ok. 1000zl w dwie strony).

Z Port Moresby polecieliśmy lotem krajowym do górniczego miasteczka Tabubil, które znajduje się zaledwie 18km w lini prostej od granicy z Indonezją. Loty krajowe w Papui Nowej Gwinei są niesamowicie drogie. Za nasze miejsce na pokładzie ATR-72 Air Niugini zapłaciliśmy 1200zl w jedna stronę.



Tabubil istnieje tylko i wyłącznie przez OK TEDI - firmę, która zajmuje się wydobyciem złota i miedzi w pobliskiej kopalni. Wszystko podporządkowane jest pod kopalnie i wszystkim steruje kopalnia (sklep, stacja benzynowa, szpital, mieszkania).

Po zaopatrzeniu się w Tabubil, wyruszyliśmy już pieszo na północ, w stronę Gór Gwiezdnych. Na pierwszych kilometrach dołączyła do nas dwójka miejscowych, Kevin i Rambo, którzy pozostali nam wierni przez całe dwa miesiące wędrówki. Wrzuciliśmy mocne tempo pokonując przez pierwsze trzy dni blisko 45km i 2500m przewyższenia.







Czwartego dnia jedno z nas doznało niepokojących objawów sercowych. Zarządziliśmy akcje ewakuacyjna helikopterem z powrotem do Tabubil. Tam, po wykonaniu badań, lekarze nie stwierdzili żadnych poważnych zmian dając nam zielone światło na kontynuowanie wyprawy. Zdecydowaliśmy się zmienić nieco trasę wędrówki.

Przejechaliśmy 150km na południe do Kiungi (regularny transport busem, 30zl w jedna stronę). Tam, wynajęliśmy zmotoryzowaną dłubanke (1000zl), która zabrała nas 170km w górę rzek Fly, Palmer i Black.
W miejscu, w którym rzeka Black zawalona była ogromnymi kłodami, właściciel dlubanki wysadził nas na brzegu. Tam spotkaliśmy się ze ściana dżungli, która nie widziała do tej pory ludzkiej stopy.









Przez kolejne trzy tygodnie pokonaliśmy Góry Bluchera, oraz nienazwane pasmo górskie na północ od tych pierwszych. Po drodze minęliśmy kilka niewielkich osad, które śmiało mogą ubiegać się o tytuł najbardziej odizolowanych na ziemi. Zdarzało się, ze ludzie uciekali na nasz widok, nie widzieli bowiem obcokrajowcow nigdy wcześniej.







Większość naszych noclegów spędziliśmy w dżungli, w specjalnie do tego przystosowanych hamakach. Zdarzało się jednak, ze miejscowi oferowali nam na noc swoje drewniane domki.







Jedzenie po części pochodziło z naszych zapasów, po części z ogrodów miejscowych osadników, po części z polowań. Nasza dieta składała się ze słodkich ziemniaków, ryżu, puszek z tuńczykiem, dyni, taro, zupek chińskich, bananów i wielu innych warzyw i owoców. Świeże mięso zjedliśmy dwa razy. Raz zabiliśmy świnie, raz kazuara.





Czwartego tygodnia dotarliśmy do bardziej rozwiniętego okręgu Oksapmin, gdzie przywitały nas blaszane dachy i niewielki sklepik. Ceny pożywienia były ogromne, bowiem każdy jeden produkt musiał tu być dowieziony droga lotnicza.









Po kolejnym tygodniu dotarliśmy do Wąwozu Rzeki Strickland, który był ostatnim z celów naszej ekspedycji. Mając jednak jeszcze dwa tygodnie zapasu na naszej 60-dniowej wizie zdecydowaliśmy się na obejście dookoła całego okręgu Oksapmin.











Mijając po drodze pas startowy zapytaliśmy się o dostępność lotów z powrotem do Kiungi. Musieliśmy wynająć cały samolot (4000zl), po czym sprzedaliśmy pięć wolnych miejsc za 2500zl. Tydzień później odlecielismy z powrotem do Kiungi, gdzie oczekiwaliśmy lotu powrotnego do Port Moresby (600zl).











Zapraszamy do śledzenia dalszych losów naszego projektu na: www.facebook.com/animamundiproject/
Do niedzieli (23:59) możecie wziąć udział w naszym konkursie, w którym do wygrania jest ręcznie robiona z kory drzewa oryginalna torba (bilum) z Papui Nowej Gwinei!

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

lubietenstan 12 grudnia 2017 21:59 Odpowiedz
super zdjecia:) powodzenia