0
Nico_MUC 17 czerwca 2018 21:16
Na imię mam Nico i mam prawie dwa lata, rodzice uznali, iż skoro podróżuję jeszcze za ‘darmo’ to polecą ze mną do Australii. Niby ślub jakiejś ciotki w Melbourne, której w ogóle nie znam, ale co tam.
Najpierw 9 godzin lotu do Doha, a potem 14h w samolocie do Melbourne. Wylatując w marcu z Monachium było -17 stopni, a w Melbourne miało być ponad 30, to może być niezły szok, ale od początku.

2018_03_01_AU_Lot_03.JPG



2018_03_01_AU_Lot_17.JPG



2018_03_01_AU_Lot_22.JPG


W Doha spotkała nas przykra niespodzianka, samolot do Melbourne wylatujący o 21 był opóźniony, następnie przełożony na następny dzień na 8 rano. Ci co się potrafią dobrze kłócić i latają z małym dzieckiem mieli szansę wykłócić się o loże biznesową, bo tym razem Qatar nie zaoferował nic, oprócz posiłku swoim pasażerom.

2018_03_01_AU_Lot_27.JPG


Wesele było w sobotę na 15 a my dojechaliśmy do naszego hotelu w Melbourne o 9 rano Ja byłem wyspany, ale rodzice wyglądali trochę blado na tej uroczystości.

2018_03_02_AU_Melbourne_024.JPG


Wracając do lotu, to trudno ocenić co jest lepsze, czy możliwość posiadania jednego miejsca wolnego między rodzicami, czy tak jak my mieliśmy – posiadanie dużo większej przestrzeni na nogi. O tą przestrzeń, rodzice pytali w obsłudze przed lotem i zawsze udało się to załatwić.

Temperatura ponad 30 stopni, a ja musiałem chodzić w jakiejś czapce co strasznie mi przeszkadzało, ale z drugiej strony było to fajną zabawą (ja zrzucam czapkę, a ktoś inny podnosi). Spodnie też założyli mi jakieś za krótkie i przez pierwsze kilka dni starałem się opuścić nogawki niżej.
Mój jetlag trwał 3 dni, czyli akurat tyle, ile spędziliśmy w Melbourne. Nie wiem czemu, ale w nocy w naszym hotelu jacyś ludzie stukali do nas w ścianę…..

20180308-DSC_7530.JPG



Naszczęście dalej było już tylko lepiej.

Rodzice zabrali mnie też na Philip Island, gdzie widziałem Koalę oraz Walabi. Wcześniej Koalę widziałem tylko na obrazkach, a tu żywe spały na drzewach lub chodziły po gałęziach.. A potem podjechaliśmy do Cowes na pyszne spaghetti, które po naszym posiłku dokończyły mewy. Tu też pierwszy raz zamoczyłem stopy w lodowatej wodzie. Tata się cieszył, a dla mnie nie było to nic przyjemnego.



2018_03_02_AU_Melbourne_033.JPG



2018_03_02_AU_Melbourne_039.JPG



2018_03_02_AU_Melbourne_048.JPG



2018_03_02_AU_Melbourne_062.JPG



2018_03_02_AU_Melbourne_079.JPG



2018_03_02_AU_Melbourne_082.JPG



-- 17 Cze 2018 21:16 --

W końcu jednak polecieliśmy na Tasmanię, w Hobart odebraliśmy nasz kampervan, czyli auto oraz dom w jednym i ruszyliśmy do centrum Hobart do lekarza, rodzice twierdzili, ze coś złapałem.

W Hobart temperatura była znośna, ponad 25 stopni, a u lekarza pełno zabawek Dostałem jakiś antybiotyk i pojechaliśmy dalej. (podobno jakieś zwykłe przeziębienie czy coś takiego).

Port Arthur i okolice
Nasz pierwszy kemping – zarezerwowany zresztą online to kamping NRMA Port Arthur Holiday Park - bardzo fajne miejsce. Samo miasteczko ma bardzo drogi sklep, Port Arthur Historic Site i wiele atrakcji przyrodniczych. Pierwszego wieczoru podeszły do nas małe stworzonka, który robiły hop, hop, rodzice mówią Walabi, ale są to Hop, Hopy – na pewno się nie mylę. Im ciemniej, tym było ich więcej, nie mogłem potem spać, bo ciągle o nich myślałem.
Blisko Port Arthur jest UMZOO. Ze zniżką z broszurki wstęp jest tańszy, ale trzeba pojawić się do 11:00. Pierwszy raz zobaczyłem Misio – czyli diabła tasmańskiego, ale nie podobało mi się jak wyrywał mięso innemu misio i warczał. Co najważniejsze znów były hop hopy, tylko jasne i większe. I się mnie nie bały - o dziwo ja ich też nie. Tu chyba zaskoczyłem rodziców, bo po otwarciu bramki od razu pobiegłem do pierwszego i zacząłem go głaskać. Chwilę później przyszedł pan z wiaderkiem pełnym jedzenia i wszystkie Hop Hopy pobiegły za nim, a ja za nimi. Będąc najmniejszym ma się pewne przywileje i Pan chętnie dawał mi pokarm dla Hop – Hopów bym mógł je karmić. Jadły mi z ręki, a nawet się czasem kłóciły, którego będę karmił. Takie karmienie odbywa się 3 razy dziennie, a przez resztę czasu odpoczywają sobie te stworzenia.


2018_03_04_AU_Port Arthur_012.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_023.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_059.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_068.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_085.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_093.JPG



Ja też poszedłem spać, w moim wózku, a rodzice poszli pooglądać ptaki nad jezioro. Podobno na ławce był pająk – nie wiem, nie widziałem. Rodzice twierdzą, iż można tu spędzić cały dzień, oczywiście jeśli ktoś lubie zwierzęta. Oglądaliśmy tu jeszcze ptaki oraz znów diabła tasmańskiego.


2018_03_04_AU_Port Arthur_101.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_107.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_114.JPG



2018_03_04_AU_Port Arthur_133.JPG



Na tym cyplu jest jeszcze jeden park, ale nie udało nam się go zobaczyć.Cypel ten posiada wiele ciekawych miejsc, takich jak Remarkable Cave, starą osadę, gdzie można spędzić pół dnia, starą kopalnie węgla, urocze plaże i kuchnie diabła.
Dla mnie ważne było iż co rano na kamping zlatywały się papugi, a wieczorem przychodziły hop Hopy.Bicheno i okolice

W drodze na Bicheno jest Maria Island, jednak z uwagi iż nie jestem dobrym piechurem, a rodzice wcześniej nie zarezerwowali tam noclegu, to nie odwiedziliśmy tego miejsca. Maria Island jest podobno rajem dla osób chcących obcować z przyrodą, nie ma tu za wielu noclegów, ale są zwierzęta.


2018_03_08_AU_Bicheno_161.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_174.JPG



Mimo iż rodzice dwoili się i troili, to dla mnie ważne były małe rzeczy - place zabaw. Często po drodze zatrzymywaliśmy się by rodzice porobili jakieś zdjęcia, a ja w tym czasie pędziłem na plac zabaw. W Bichemo Holiday Park, plac zabaw był, ale mały. Oczywiście znów odwiedziliśmy miejsce z Hop Hopami (Natureworld). Tym razem nie były one jednak tak chętne do jedzenia> Może dlatego, iż każdy turysta mógł kupić woreczek z jedzeniem i chyba miały one tego jedzenia za dużo. Tu znó zadziałała moja magia. Rodzice kupili mi jeden woreczek z jedzeniem, a drugi otrzymałem od państwa, którzy wychodzili :)


2018_03_08_AU_Bicheno_040.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_044.JPG



Park ten różnił się od tego w Port Arthur, były tu Wombaty (miesie), kilka innych okazów aktywnych w nocy (trzymane w specjalnym zaciemnionym pomieszczenieu), był Struś i Emu oraz Kloczatki (jeże) i inne zwierzęta. Ja szybko poszedłem spać, a tata poszedł jeszcze do ruin kopalni węgla. Po drzemce postanowiłem spróbować swoich sił jako fotograf, Hop Hopy były tak spokojne, że bez problemu dawały mi się fotografować.


2018_03_08_AU_Bicheno_049.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_055.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_061.JPG



20180313-DSC_7660.JPG



W czasie jazdy naszym autem jest zawsze coś interesującego, co nie pozwala mi spać w ciągu dnia, a to jakieś stare mosty, a to wspaniała plaża, a to Hop, Hopy gdzieś przy drodze. Po Tasmianii porusza się wiele kamperwanów, jednak ten, którym jedźimi rozpoznaję i zawszę gdy widzę nasz samochód, to krzyczę z radości ”nasze auto” dając tym wiele radości rodzicom.


2018_03_08_AU_Bicheno_094.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_103.JPG



Bicheno, to mała turystyczna wioska, z której organizowane są nocne wypady by zobaczyć diabła tasmańskiego (Australijscy turyści mówili iż nie warto), nocne wypady by zobaczyć Pingwiny (tata co noc widział co najmniej jednego na pobliskiej plaży). Mi to miejsce kojarzyć się będzie z czerwonymi skałami, zimną wodą, wzgórzem z punktem widokowym, łażeniem po skałkach oraz rejsem łódką ze szklanym dnem. Moi rodzice nie bardzo byli chyba szczęśliwi, ja na początku też nie, ale gdy zobaczyłem płaszczkę, to od razu zmieniłem zdanie. Podczas tego rejsu widziałem też foki i rożnego rodzaju ptactwo oraz dość dużo różnych ryb.


2018_03_08_AU_Bicheno_119.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_135.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_151.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_184.JPG



Na pobliskiej plaży jest prysznic i jednego wieczoru widziałem Pana, przygotowującego się do snu na plaży oraz ludzi nocujących na parkingach w samochodach, a rano widziałem jak korzystają z tego prysznica na plaży.


2018_03_08_AU_Bicheno_196.JPG



2018_03_08_AU_Bicheno_202.JPG

Richmond i okolice

W Richmond są chyba najdroższe, ale za to najwspanialsze lody na świecie 5 AUD za gałkę ( z ulotką, gałka dziecięca gratis:) To miejsce wspominam jako próbę doprowadzenia mamy do zawału serca gdy co wieczór przebiegałem przez rurę w ziemi. Ot taki wspaniały plac zabaw był na Kempingu. Pewnie były tam pająki, ale ile frajdy…..


2018_03_05_AU_Richmond_06.JPG



2018_03_05_AU_Richmond_07.JPG



2018_03_07_AU_Richmond_81 — kopia.JPG



2018_03_07_AU_Richmond_89 — kopia.JPG



Miejsce to znane jest z najstarszego mostu w Australii, dla mnie była to malownicza mała mieścinka, z fajnymi domkami, parkiem miniatur i placem zabaw. Z Richmond blisko jest również do kolejnego parku z Hop-Hopami (Bonorong). Znajdującego się przy nieczynnej już stacji nadawczej – fajne miejsce by polatać dronem, ale wtedy wiało akurat. By dojechać do Parku trzeba jechać szutrową drogą, w parku znów są przekarmione Hop Hopy (każdy w cenie biletu dostaje woreczek z jedzeniem), ale o wyznaczonych porach można pogłaskać Wombata i śpiącego Koalę, jest też możliwość by bliżej przyjrzeć się Emu. Oczywiście są też i Diabły Tasmańskie oraz wiele innych zwierząt. W miejscu tym jest mały szpital dla zwierząt, a wyleczone zwierzaki są przystosowywane do ponownego życia na wolności.


2018_03_07_AU_Richmond_06.JPG

Hobart

To tu przylecieliśmy i z stąd wylecieliśmy na ‘ląd”. W każdą sobotę odbywa się w Hobart Salamanca Market – czyli kiermasz, na którym można wszystko kupić, ale z drugiej strony jest strasznie tłoczno. Nie było łatwo poruszać się z dziecięcym wózkiem. Może dla tego iż specjalnie tego dnia cumuje w Hobart wycieczkowiec, więc i ludzi jest dużo więcej. Ja bardzo szybko zakomunikowałem rodzicom iż chcę spać, więc poszedłem z mamą do pobliskiego Parku, a tata został, by coś kupić. W Hobart warto zrobić zakupy i można też wymienić walutę w kantorze.
Dodatkowo jest spory Park, marina i kilka zabytów. Wymieniam te wszystkie rzeczy bez konkretnych nazw, gdyż ja nie byłem zainteresowanym tymi wszystkimi zabytkami. Na szczęście udało mi się odwieźć rodziców od zwiedzania muzeów.


2018_03_06_AU_Hobart_04.JPG



2018_03_06_AU_Hobart_21.JPG



2018_03_06_AU_Hobart_17.JPG



Powrót do domu

Podobno najfajniejsza rzecz pod słońcem (wczędzie dobrze, ale w domu najlepiej), ale mi się nie chciało wracać - w domu nie ma Hop Hopów:(
Już podczas lotu z Hobart do Melbourne postanowiłem dostać gorączki, ale rodzice zaryzykowali i ten krótki lot odbyliśmy. Mając 6h na przesiadkę, pojechaliśmy taksówką do lekarza- gdyż ten na lotnisku był już zamknięty. Lekarz oznajmił iż mam znów jakaś infekcję i musimy zostać w Melbourne. Po powrocie na lotnisko rodzice poinformowali linię lotniczą iż jestem chory i muszę zostać (następna wizyta dnia następnego). Pracownicy bez problemu przebudowali bilety zmieniając nawet lot docelowy z Londynu na Monachium. Na szczęście przy każdym lotnisku jest hotel, więc obyło się bez kolejnej jazdy taksówką. Antybiotyk szybko zadziałał i niestety następnego dnia czułem się na tyle dobrze by lekarz zezwolił nam lecieć, musiałem się pogodzić z myślą iż nie będzie już Hop-Hopów.


2018_03_10_AU_Triabunna_02.JPG



2018_03_10_AU_Triabunna_06.JPG



2018_03_10_AU_Triabunna_08.JPG




Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

pabloo 21 czerwca 2018 11:43 Odpowiedz
Świetna relacja, miło się czyta. ;) Czyli to Qatar Wam przebukował rezerwację ? To dobrze, że tak umożliwiają. A wymagali jakiegoś zaświadczenia od lekarza?
monroe 9 lipca 2018 23:49 Odpowiedz
Nico_MUC napisał:Wypożyczając auto w Melbourne, warto wiedzieć iż nawet za dojazd do miasta trzeba zapłacić za kawałek płatnej autostrady. Najlepiej dogadać się w biurze iż wykupi się tą opcję samodzielnie i zrobić to na najbliższej stacji benzynowej.Gwoli ścisłości - nie trzeba ;) Jeśli jedziesz od południa (tak jak my np. z Phillip Island) to wystarczy zjechać do centrum z autostrady przed tunelami, które są wyraźnie oznaczone jako płatne.Od strony Geelong również można wjechać bez opłat do samego centrum Melbourne. Sprawdzone w styczniu.Relacja pod względem zdjęć super, gratuluję :)Nie przypadł mi jednak do gustu pomysł dziecka jako narratora, zwłaszcza, że czasami relacja pisana była w 1. osobie a czasami w 3. dlatego osobiście źle mi się czytało... Na szczęście są fotki :)Miłego :)
nico-muc 10 lipca 2018 21:16 Odpowiedz
Dziękuje za szczerą ocenę.Ot jakoś tak mi wpadł taki pomysł, by tym razem napisać tak relację, myślałem, że może w ten sposób zainteresuję osoby posiadające małe dzieci.Człowiek się cały czas uczy.Jeśli chodzi o opłaty za przejazdy, to tak podejżewałem iż jest jakaś możliwość ominięcia tego. Sam nie sprawdziłem, więc, miło, że podałeś alternatywę.