+2
b79 17 maja 2019 11:54
Image

Image

Image

Image

Cuzco, otoczone przez góry, oferuje różne punkty widokowe. Z Plaza de Armas warto dostać się pod kościół San Cristobal – raptem 15 minut po schodkach pod górę.

Tęczowa flaga? Tak – symbol Inków
Image

Na punkt widokowy
Image

Widok spod kościoła
Image

Na miejscu okazuje się, że możliwe jest dotarcie jeszcze wyżej, pod figurę Chrystusa. Tyle, że droga wiedzie przez stanowisko archeologiczne i trzeba kupić bilet. Z pomocą zjawia się taksówkarz, który ma zezwolenie na przejazd drogą i bilety nie obowiązują go.
Figura Cristo Blanco znajduje się na wysokości 3600 m. npm. Wyżej w Peru już nie będziemy. Widok stąd obejmuje całe miasto – główny plac z katedrą, stadion, lotnisko no i otaczające miasto góry.

Cristo Blanco, prawie jak w Rio
Image

Image

Droga powrotna wiedzie przez wspomniane ruiny (po Machu Picchu nie robią wrażenia) i obniża się coraz niżej, do poziomu miasta.

Image

Image

Wracamy do centrum i tym razem główny plac obserwujemy w pełnym słońcu. Robi wrażenie.

Katedra w słońcu
Image

Image

Po lewej widoczny kościół San Cristobal (punkt widokowy) oraz wyżej po prawej Chrystus na wysokości 3600 m npm
Image

Udajemy się na północny wschód do dzielnicy San Blas. Jest tu uroczy placyk z kościołem, dużo klimatycznych uliczek oraz sklepy oferujące m.in. wełniane wyroby z alpaki. Powoli zaczyna się ściemniać – dzień przyjemnie upłynął na łażeniu po mieście.

Oryginalne mury
Image

Dzielnica San Blas
Image

Image

Główny plac, nocna sceneria
Image

Image

Image

Przyszedł czas na przyjemność każdego wyjazdu, czyli wizyta w knajpie i posiłek. Wybieramy lokal z wyeksponowanym piecem. Dostajemy piwo w szklanych, litrowych butelkach. Region Cuzco to jedno z niewielu miejsc, gdzie w Peru można zamówić cuy, czyli świnkę morską. To już raczej ciekawostka pod turystów (co widać po cenie – ok. 60 zł), ponieważ dieta lokalnych opiera się głównie na drobiu oraz… mięsie z alpaki. Ja jednak stawiam na świnkę morską (bo jak nie tu, to gdzie), która z racji na krótki czas przyrostu masy i łatwość wyhodowania od zawsze traktowana była w tym górskim regionie jako mięso… To dopiero Europejczycy sprowadzili ją jako domowe zwierzątko.
Pani kelnerka oczywiście po angielsku nie była w stanie nic powiedzieć. Na tyle sugestywnie tłumaczyła zawiłości zamówienia, że zrozumieliśmy, że świnka będzie dopiero co zabita. Widok pracownika wchodzącego do lokalu z reklamówką i udającego się do kuchni tylko utwierdził mnie w domysłach.
Widok był to przykry. Nie jestem przyzwyczajony do czegoś, co wygląda jak skrzyżowanie szczura z kotem i do tego ma sterczące zęby.

Image

Zgodnie z informacją podawaną przez przewodnik zapytano mnie, czy życzę sobie, by odciąć głowę. No tak, życzę. Talerz wrócił, niestety głowa też, tyle że obok reszty ciała. Cuy powinno jeść się palcami. To jest zbyt drobne mięso, by bawić się w dłubanie sztućcami. Z racji na ziołowy farsz, mięso przyjęło taki aromat. W konsystencji przypomina skrzydełka drobiowe. Kończąc opis – jednorazowe doświadczenie.
Los nam sprzyjał, ponieważ pomimo problemów ze strajkiem udało się zobaczyć Machu Picchu, a wymuszona decyzja o pozostaniu na cały dzień w Cuzco ostatecznie okazała się trafiona. Tu po prostu trzeba być dłużej, żeby zobaczyć inne, okoliczne miasta.

Tym razem budzimy się bez bólu głowy. Schody na piąte piętro też nie sprawiają problemów. Chyba zaaklimatyzowaliśmy się. Akurat, bo o 11.35 wylot do Limy.

Na lotnisku spotykamy naszego Belga, który też udaje się do stolicy. Jeszcze raz dziękujemy za uratowanie tyłków. Lecimy rzadko spotykanym B737-500 linii Peruvian. Jeśli coś miało nie udać się, to właśnie ten lot. W przypadku załamania pogodowego zdarzają się odwołania lotów. Jeśli jakaś linia miała nawalić i zostawić z problemem klientów, to właśnie Peruvian (takie ma opinie, nawet hotel nas przestrzegał). Na szczęście jedyną niedogodnością było oczekiwanie 40 minut w zamkniętym już samolocie, zanim zaczął kołować.

Lotnisko w Cuzco
Image

B737-500 Peruvian
Image

Image

Lądujemy w Limie. Jest już popołudniu i bardzo słonecznie. Region ten charakteryzuje się specyficzną aurą – często jest zawiesina chmur, która skutecznie blokuje promienie słońca. Jest to szczególnie dostrzegalne w miesiącach przypadających na nasze lato. Na lotnisku szukamy naszej taksówki, gdyż hotel miał wysłać swój transport. Znowu wtopa, nikogo nie ma. Korzystamy z oficjalnej, lotniskowej, i jedziemy do dzielnicy Centro Historico. Hotel, który wybrałem, musiał spełniać następujące kryteria: być na liście przewoźnika Peru Hop do odbioru w dniu następnym (raptem trzy hotele są obsługiwane, za to z południowej dzielnicy Miraflores odbiory są praktycznie z dowolnego miejsca) oraz być w niedalekiej odległości od centrum miasta i parku z fontannami. Nie przepadam za dużymi miastami, dlatego pobyt w Limie traktowałem jako półdniową konieczność logistyczną. Będziemy tu jeszcze raz na sam koniec, również na pół dnia, ale w innej dzielnicy – Miraflores.

Nasz spacer po Limie zaczynamy idąc wzdłuż głównej ulicy Paseo de la República. Jest głośno, monumentalnie, ulice mają po kilka pasów. Zbliżając się do historycznego centrum zabudowa staje się niższa, a ulice coraz częściej jednokierunkowe. Najpierw musimy opanować głód. Znowu sycąca zupa w knajpie z lokalnymi. Do picia dzban wody zabarwionej owocami, na ścianach święte obrazki, a pod sufitem wiatraki. Jest gorąco, skraplamy się.

Image

Image

Idziemy dalej przez plac San Martín z charakterystycznym pomnikiem generała José de San Martin na koniu, a następnie deptakiem Jirón de la Unión, który prowadzi aż głównego placu Plaza de Armas.

Image

Image

Uwagę zwracają kamieniczki z drewnianymi, ozdobnie rzeźbionymi balkonami.

Image

Przy głównym placu znajdują się – standardowo – fontanna, od wschodniej strony katedra oraz od północnej pałac prezydencki.

Katedra
Image

Pałac prezydencki
Image

Czasu nie mamy zbyt dużo, a chcemy zdążyć coś zobaczyć (taka katedra otwarta do godz. 17), dlatego stawiamy na okoliczny klasztor Św. Franciszka. Sam kościół może niczym szczególnym nie wyróżnia się, ale warto tu wstąpić z racji na katakumby, w których złożono około 25 tys. ciał. Pozostałości, tzn. czaszki i kości, są zgrupowane „tematycznie” i udostępnione dla zwiedzających. Do tej pory chowani są tu zakonnicy, tyle że już bez wystawienia na widok publiczny.

Image

Image

Image

Image

Za klasztorem znajduje się park De La Muralla, z pozostałościami po murach miejskich oraz przede wszystkim z widokiem na dzielnicę Rimac, która znajduje się po drugiej stronie rzeczki o tej samej nazwie.

Image

Niestety nie mamy na tyle dużo czasu, by udać się tam. Powoli zaczyna się ściemniać, dzielnica nie cieszy się opinią bezpiecznej, ale z tego co podaje przewodnik, warto się udać i przejść przynajmniej głównymi deptakami.

Wracamy jeszcze raz na główny plac Limy. Tym razem podziwiamy podświetloną katedrę.

Image

Image

Następnie znajdujemy knajpkę, gdzie po raz pierwszy delektujemy się ceviche, czyli kawałkami surowej ryby w marynacie z limonki, cebuli, papryczek. Odmian ceviche jest bardzo dużo, głównym składnikiem mogą być owoce morza jak i różne odmiany ryb. Dla fanów śledzia potrawa marzenie: dobra i bardzo delikatna.
Image

Miasto po zmroku wciąż żyje. W parkach artyści sprzedają swoje malunki, dużo młodzieży spędza czas siedząc w grupkach na trawie. Niedaleko ronda Jorge Chávez znajduje się podłużny placyk, gdzie z magnetofonów leci muzyka, ludzie tańczą, a jeszcze inne grupy trenują pokazy artystyczne. Na pasach dla pieszych ktoś żongluje piłkami.

Image

Chociaż przewodniki radzą, by w centrum Limy po zmroku nie opuszczać hotelu, byłoby dużą stratą nie zobaczyć tego wszystkiego. Trafiam do Parque de la Reserva, gdzie o 21.30 zaczyna się spektakl – wpisany do Księgi rekordów Guinnessa największy pokaz fontann. Jest ich tu bardzo dużo, wszystkie podświetlone, ale głównym punktem programu jest półgodzinna animacja ukazująca dziedzictwo Peru. Rozszczepiająca się woda tworzy ekran, na którym wyświetlane są peruwiańskie obrazy. Są tu też tunele wodne, czy też fontanny, do których wchodzi się suchym, a wychodzi mokrym.

Image

Image

Image

Image

Parque de la Reserva – warto tu trafić.

Wracam do hotelu. W dniu następnym czeka nas wczesna pobudka - jedziemy eksplorować wybrzeże!Costa – pustynne wybrzeże

Godzina 5 rano. Za ścianą słyszę czyjś budzik. Na tyle głośny, że mnie budzi. Na tyle długo nie jest wyłączany, że nie zasypiam. Przeszło mi przez myśl, że może ktoś - tak jak my - ma transport PeruHop. No tak, ale ja sam nastawiłem później, bo na 6, a odjazd ma być o 7. Czyli raczej jakiś inny powód. Leżę i myślę o tym. Mój budzik o 6. Nasz wyjazd… Chwila, przecież nasz wyjazd nie jest o 7, a o 6. Nastawiłem moje budzenie o godzinę za późno, mimo że jak wół w rezerwacji podana jest godzina odbioru 5.50 – 6.00 (nie będą czekać). Z czego wziął się mój błąd? I czymże jest PeruHop?

obsługiwane trasy i atrakcje PeruHop
Image


PeruHop to gotowe rozwiązanie dla osób, które chcą przemieścić się autobusem pomiędzy miastami, a po drodze zatrzymywać i zwiedzać. Tym sposobem można z Limy dojechać na południe Peru, a nawet do Boliwii (tam też obsługują, a ostatnio doszedł Ekwador). Trasę można zbudować samemu – w dowolnym miejscu spędzać tyle czasu, ile się potrzebuje, a potem jechać dalej. Noclegi w punktach przesiadkowych są proponowane (jest lista hoteli ze specjalnymi, zniżkowymi cenami). Są też gotowe wycieczki z Limy: na 1, 2 oraz 3-dni. My skorzystaliśmy z tej ostatniej opcji. Rozwiązanie bardzo fajne, bo podróżuje się z grupą, można nawiązać kontakty, śpi się w hotelu ale przez siebie wybranym, jada wedle własnych preferencji. Obowiązują tylko miejsca zbiórki i godziny wyjazdów.
W Limie turyści odbierani są z południowych dzielnic Miraflores oraz Barranco około godz. 7 rano. Z dzielnicy centralnej odbiór możliwy jest raptem z trzech hoteli (znajdujących się na trasie przejazdu busa), tyle że wcześniej, bo o 6. Wiedziałem o tym, a mimo wszystko zarejestrowałem informację, że zabierają nas jak wszystkich innych o 7. To, że zdążyliśmy wstać, zawdzięczam tylko czyjemuś budzikowi zza ściany.
Wyjazd z Limy i odbiór pasażerów z południowych dzielnic zajął trochę czasu. Zanim opuściliśmy miasto była już godzina 9. Obłożenie autobusu niewielkie, bo raptem w 1/4. Na wyposażeniu koc, rozkładane fotele, działające WC. Jest też z nami przewodnik – biegle włada po angielsku.
Droga na południe od Limy wiedzie wzdłuż Pacyfiku przez tereny półpustynne. Dominują skałki, miejscami wydmy. W okolicach Nazca podłoże staje się bardziej kamieniste. Droga miejscami ma po dwa pasy w każdą ze stron, wiedzie na południe kraju aż do Arequipy. Dalej szlak odbija na północ do Cuzco, a na wschód wiedzie do granicy z Boliwią. Cały odcinek wzdłuż Pacyfiku przebiega równolegle do pasma górskiego Andów. Gór nie widać, bo są zbyt daleko, ale pasmo skutecznie odcina wybrzeże od reszty kraju, dzięki czemu jest tu przez cały rok gorąco.

Image

Image

Image


Pierwszy przystanek przypadł na punkt serwujący śniadania (nieśmiertelna jajecznica w różnych odmianach plus własny wypiek pieczywa).

Patent znany na całym świecie – postój na śniadanie
Image

O wiele ciekawsza okazała się okolica. Korzystając z krótkiej przerwy przeszedłem się po plantacji bananów (po raz pierwszy widziałem jak kwitną), polu kukurydzy, były też winorośla no i mała alpaka w zagrodzie. Jej obecność ma chyba bawić turystów, ale dla takiego wełniaka to musi być życie w saunie. Tu jest gorąco!

Kwitnące bananowce
Image

Lama

Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

wojtekgreen 21 maja 2019 06:50 Odpowiedz
Genialne zdjęcia!!
grzalka 21 maja 2019 22:16 Odpowiedz
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg i zdjęcia.
sudoku 21 maja 2019 22:36 Odpowiedz
Tak myślałem o "zaliczeniu" Machu Picchu przy okazji np. wypadu na Galapogos.A tu nagle ta dżungla i wygląda na to, że Peru trzeba zrobić niezależnie od Ekwadoru...
maginiak 21 maja 2019 22:57 Odpowiedz
Wydaje się że na tym forum były już relacje zewsząd. A tu niby oczywista - ale jednak chyba nie do końca - dżungla w Peru, i pasja, i super zdjęcia. Nie przypominam sobie podobnej relacji. Pewnie przegapiłam, ale tym bardziej dzięki za inspirację
makdeb 23 maja 2019 13:46 Odpowiedz
Piękne zdjęcia, super relacja. Zazdroszczę, Plus Ultra, do diabła z Wami! :mrgreen:
katka256 23 maja 2019 14:21 Odpowiedz
no to czekam na cd
lousylucky 29 maja 2019 07:29 Odpowiedz
Świetna relacja! Czytałem z wypiekami na twarzy, nie mogę się doczekać kiedy sam odwiedzę ten kraj, a plan zwiedzania będzie mocno zainspirowany tą relacja :D
tropikey 29 maja 2019 08:38 Odpowiedz
Teraz już wiem, że po dwóch jednodniowych wizytach w Limie we wrześniu (tak samo, jak Wy: Centro Historic i Miraflores), będę musiał jeszcze wrócić do Peru, by pojechać do Cuzco. Z Waszych zdjęć wynika, że to piękne miasto!Dzięki za przydatne informacje dot. Limy :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
tropikey 31 maja 2019 11:49 Odpowiedz
Świetna relacja, a do tego bardzo fajnie zaplanowana wyprawa. Gratuluję :) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
b79 31 maja 2019 11:57 Odpowiedz
Dziękuję. Planowanie to zawsze fajna zabawa w układanie pasujących klocków. Tu akurat brakuje jeszcze jednego dnia na okolice Cuzco - 11 pełnych dni na miejscu jest optymalne pod powyższy opis.
e-prezes 7 czerwca 2019 15:45 Odpowiedz
Fajna i bogata w szczegóły relacja.Znaliście hiszpański na poziomie komunikatywnym?
b79 8 czerwca 2019 11:13 Odpowiedz
@e-prezes hiszpańskiego nie znam, ale przed wyjazdem ostatnie 2 tygodnie tłukłem na słuchawkach w drodze do pracy rozmówki hiszpańskie. Podstawą jest nauczenie się liczenia i najbardziej potrzebnych zwrotów, jak "chcę dojechać do", itp. W Peru akurat było w miarę prosto, ale 2 lata wcześniej w Meksyku, gdzie sporo busami jeździliśmy, taka umiejętność wypowiedzenia swoich oczekiwań była wielce pomocna.
pietrucha 12 czerwca 2019 11:29 Odpowiedz
Pięknie napisana i bogata w informacje relacja :) Jednakże odradzam jej czytanie, bo to tylko pogłębia żal związany z ostatnim anulowanym EF :D
pabloo 12 czerwca 2019 12:14 Odpowiedz
Super relacja, a sama wyprawa rzeczywiście wydaje się być co do każdego zaplanowana tak, by maksymalnie wykorzystać miejsce i czas. ;) A jak z kosztami? Ile mniej więcej wydaliście na wycieczki/biletu wstępu?
b79 12 czerwca 2019 13:55 Odpowiedz
@Pabloo koszty na 1 os. Przeloty w sumie 2783 zł:- LOT Waw>Ams 663 zł- AeroMexico 1520 zł- 3x wewnętrzne Peru 600 złPozostałe wydatki w sumie 4000 zł:- PeruHop 260 usd- pociąg Machu Picchu 126 usd- wstęp MP 188 zł- dżungla all incl. 180 usd- reszta to hotele, żarcie, polisa ubezp. itd.Całość ok. 6700/os.
sz-lony 13 czerwca 2019 21:33 Odpowiedz
Drogi kolego @b79 - to nie jest relacja miesiąca, to powinna być relacja DEKADY na tym forum.Trudno już o nudniejsze rzeczy, jak zachwyty nad uśmiechaniem się ludzi w islamskim Iranie, czy przeciętne opowieści o wycieczkach najtańszymi lotami z siatki Wizz'a, albo zdjęciami w NYC/Golden Gate Bridge. Robienie RTW na szybko za 10 tys. żeby sobie posiedzieć na lotniskach i mieć kreski na mapie robi podobne wrażenie jak kolekcjonowanie słomek po coli wypitej w różnych krajach.To jest relacja z podróży z prawdziwego zdarzenia, dawno takiej nie było. Niesamowita przyroda, różnorodność krajobrazów, nieunikanie trudności. Ciekawy i treściwy opis ubogacony przepięknymi zdjęciami, bez sztucznych przekolorowań rzeczywistości i retuszowania zdjęć do poziomu nasycenia RGB. Widoki od dżungli majestatycznej, acz przesyconej wilgocią i dzikością, przez miasta nowe i starożytne, góry i przepaście, po pustynie i ocean. Twoja opowieść urzeka prawdziwością i naturalnym pięknem odwiedzonych krain. Czytając tę relację czułem zapach tych miejsc, w które sam też przemierzałem; lasów tropikalnych o poranku, słońca pustyni i stepów, targowisk z owocami i knajp z przeróżnymi rodzajami pieczonego mięsa. Powinieneś wydać jakąś książkę jak tak dalej będziesz podróżował ;)Konkludując - masz mój wielki szacunek.Trzymam kciuki i pozdrawiam.