0
cart 9 stycznia 2020 20:51
Od wielu wielu lat wyjeżdżaliśmy na Święta (i Sylwestra) z Polski, a rok temu z braku laku (czyli sensownych biletów) zostaliśmy w domu. Szkoda trochę, że bardzo dostępne kiedyś czartery obecnie nic ciekawego nie oferują. Były bilety Ryanairem do Izraela, ale ja nie lubię wracać w te same miejsca.

Moje planowanie zbiegło się z tanimi biletami do Arabii Saudyjskiej na Święta Wielkanocne i jak pytałem żonę o ten kierunek to ona mówiła, że to nie dla niej i powiedziała bym sam jechał ale na te święta. Młody do dziadków, ona odpocznie, a ja mam dyspensę i mogę śmigać. I tak nie świętuję, więc żaden problem gdzieś śmignąć ;)

Kupić jednak bilety na kilka dni przed wylotem i jeszcze na Święta to generalnie cud (nawet za mile). Nie mogłem sklecić nic sensownego ani z mil M&M ani z United i w końcu wpadłem na diabelski pomysł by pojechać do Irackiego Kurdystanu.

Flysmart do IST był za 20k m&msów + 160 zł. Dobrałem lot IST-Sirnak za kolejne 160 zł i na szybko kombinowałem co by tu jeszcze zobaczyć. Postanowiłem odwiedzić kilka regionów Turcji, gdzie jeszcze nie byłem, więc dokupiłem loty Diyarbakir-Antalya za stówkę i Izmir-IST za podobne pieniądze. Rezerwacji hotelowych zrobiłem jedynie część.

Wylot 23 grudzień, powrót 1 styczeń. Pochwaliłem się w wigilijną kolację f4f w Południku, spakowałem plecak i mogłem lecieć :D

ImageLecę wieczornym LOTem. Jak zwykle ostatnio kiedy latam wieczornym LOTem to jest godzinka spóźnienia. Wkurzające to jest, bo ląduje dopiero o 1 w nocy.
Nowe lotnisko robi bardzo dobre wrażenie i nagle wydaje się pusto po tym tłoku na starym. Schodzę na dół, kupuję Istanbul card i jadę do hotelu w Arnavutköy niedaleko lotniska.
Hotel nowy, 200 zł trochę drogo, ale nic innego blisko w podobnej cenie nie znalazłem. O 9 rano jem śniadanie (przyniesiony cały talerz pyszności za 5 euro) i przed 10 jadę z powrotem na lotnisko aby o 12 odlecieć do Sirnak.
Turcja jest ogromna. To ponad 2h lotu i jest to naprawdę dobry deal za 160 zł. Oczywiście jak ktoś kupi sporo wcześniej to można jeszcze taniej kupić.
Sirnak wita mnie słońcem i 16 stopniami. Z samolotu idzie się pieszo do małego terminala. Wsiadam w busa i czekam na transport do Cizre. Już zaczyna się turecki zwyczaj - wszyscy i wszędzie palą. Masakra.

W Cizre wysiadam przy głównym rondzie i idę kilometr w stronę dworca. Jest dość syfiasto, dużo miejscowych siedzi na herbatce, a ja robię sobie spacerek. Na dworcu nie ma dobrych wiadomości. Nie mogę nic znaleźć, aż w końcu ktoś bierze mnie za rękę i prowadzi do ostatniego biura gdzie są jakieś nazwy irackie. Autobus do Dohuk, który był moim celem jest dopiero o 18, czyli 3h czekania. Z pomocą translatora dogadujemy się, że z ronda jest bus do Zakho. Gościu z biura podrzuca mnie lokalnym busikiem i czekam razem z Irakijczykami na odjazd. Ruszamy o 16. Jedziemy wzdłuż granicy z Syrią, a potem z Irakiem. Ostatni zjazd do granicy jedziemy pod prąd, bo na 3 pasmowej drodze w stronę Iraku wszystko zabite jest ciężarówkami, które stoją tu chyba z kilka dni.

Turcy szybko nas wypuszczają, a na przejściu irackim jest już dość długo. Na widok mojego paszportu nie wiedzieli co robić, ale potem sprawdzili na jakiejś wiszącej kartce, że mogę jechać bez wizy i dostałem pieczątkę. Zrobiło się ciemno, jeszcze kilka kontroli busa i po 1.5h opuszczamy granicę. Myślałem, że to długo, ale jak się okaże na powrocie, było to bardzo sprawnie.

Zaraz za przejściem bus się zatrzymuje i wszyscy wysiadają. Niestety do samego Zakho nie dojechaliśmy, ale czekała już na mnie taksówka, za którą jednak musiałem zapłacić 4$ (10km).

Pierwsze widoki w Iraku to ogromny ruch i stacja benzynowa na stacji benzynowej. Dojeżdżam do centrum do jakiegoś hotelu. Pokoje są po 40$ - drogo. Wymieniam trochę dolców na dinary, a w międzyczasie brakuje prądu w całym mieście. Idę rozejrzeć się za innym hotelem. W drugim mają napisane 35$ za jedynkę, ale dostaję po pytaniu za 25$ ze śniadaniem. Mój błąd, że nie zobaczyłem pokoju, który był dość słaby, a łazienka fatalna i z narciarzem. Poszewki na koc nie było, a na moje pytanie zdziwili się o co mi chodzi. Dostałem drugie prześcieradło. Jedną noc przeżyję.

Idę jeszcze na rekonesans i coś zjeść. Jest już 21, ale jest bezpiecznie. Biorę kebaba i kolbę kukurydzy (oba poniżej dolara) - to moja wigilia. Wracam do hotelu. Jutro ostre zwiedzanie.Rano się zebrałem i poszedłem obejrzeć kamienny most - największy zabytek Zakho Delal Bridge.

Image

Image

Image

Jest 25 grudnia i okazuje się, że w świecie arabskim to też święto. Prawie wszystko jest zamknięte.

Image

Na głównym placu jest dziwna rzeźba oraz reprodukcja tego mostu.

Image

Jest też jakieś przedstawienie, ale za bardzo nie wiem o co w tym chodzi

Image

Poszedłem szukać taksówki lub busa, ale znowu miałem problem z transportem do Dohuk. Kręciłem się po mieście, aż w końcu taksówkarz wywiózł mnie na rogatki miasta i tam po oczekiwaniu i zebraniu się kompletu pasażerów pojechaliśmy.

Z Dohuk chciałem jechać do Alkusz i Lalisz. Z powodu święta, jedyna opcja to była taksówka za 60$. Trochę drogo. Idę do centrum wymienić kasę i poszedłem do starego kościoła asyryjskiego, należącego do kościoła chrześcijańskiego. Z zewnątrz ładnie, ale w środku zamknięte...

Image

Przy kościele stała taksówka i wytargowałem się by pojechać 40km do Alkusz za 13$ (15k dinarów). Przekroczyliśmy już formalnie granicę federalnego Iraku, ale Kurdowie jeszcze kontrolują te tereny. Do Alkusz też jest jedno z wielu punktów kontrolnych i trochę mi robią problemów, ale puszczają. Miasteczko jest z 3 stron otoczone górami i to jedyna droga. Dojeżdżamy serpentynami do fantastyczne położonego monastyru Saint Hormizd. Wow, coś pięknego.

Image

Image

Image

Image

Image

W środku niestety jest baaardzo skromny, ale to nic...

Image

Image

Image

Obok są nawet jakieś jaskinie. Poznaję tu jakichś młodych chłopaków, którzy proponują mi podwózkę na dół. Mam 4 km do głównej drogi na Erbil. Jest już po 12, więc do Lalish nie zdążę, a stąd też nie ma żadnych taksówek zbiorowych. Z bólem rezygnuję z Lalish, ale chciałbym jeszcze dziś obejrzeć Erbil, a mam 130 km. Na rogatce stoję chwilę i jeden kierowca co czekał tam na okazję powiedział, że podrzuci mnie za darmo 10 km do drugiego skrzyżowania. Tam złapałem taksówkę do Erbil.

Przez te 2h drogi obserwuję trochę zachowanie tutejszych. Drogi niestety całe zaśmiecone plastikiem. Miałem taką refleksję, że my od tego roku musimy tak mocno segregować śmieci, a tutejsi kierowcy wszystko wyrzucają za okno - włącznie z moim.
Do tego palenie - wszyscy i wszędzie. Nikomu nie przeszkadza, że nakopcone na maksa. Mój kierowca się dziwi, że nie palę, bo tu wszyscy mężczyźni palą.

Mijamy także obóz dla uchodźców - małe miasteczko metalowych baraków ze zbiornikami wody i antenami satelitarnymi na dachu.

W Erbilu mam ładny hotel za 20$ - jest na booking i to tylko 700 m do cytadeli. Rzucam graty i idę na zwiedzanie.

Image

Ludzi mnóstwo. Sprzedawcy wszystkiego. Wygląda to jak główne miejsce w każdym normalnym kraju.

Image

Image

Fontanny niestety są wyłączone, chyba jest za zimno.

Image

Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Idę najpierw to jednej z knajp coś zjeść - nieśmiertelny kebab za 3 zł :)

Image

Ruszam na górę do cytadeli.

Image

Sprzed wejścia jest chyba najpiękniejszy widok.

Image

Mury są odnowione, ale w środku jeszcze czeka ich sporo roboty. Zaglądam w kilka otwartych zakamarków, ale większość niestety jest zamknięte. Unesco dopłaca trochę za renowację, bo miejsce jest na liście światowego dziedzictwa.

Image

Image

Teren w środku jest spory, jest nawet meczet, ale tez w remoncie.

Image

Image

Idę w dół i obchodzę trochę dookoła:

Image

Image

Image

W arkadach po drugiej stronie jest wielki souk.

Image

Podróbki (jak zresztą też później w Turcji) nikomu nie przeszkadzają.

Image

Image

Image

Potem zaglądam też do centrum handlowego. Widać, że Iracki Kurdystan rozwijał się swoją drogą.

Image

Rozważałem plan na kolejny dzień. Coś mi w duchu podpowiadało, żeby jednak wracać do Turcji. Mogłem pojechać do Sulejmanija, ale to kolejne miasto i bez większych zabytków. Jest też dalej Halabdża, gdzie Saddam przeprowadził atak gazowy, w którym zginęło 5 tysięcy osób. Ja jednak bardzo nie lubię takich miejsc i unikam jak mogę.

Koniec końców stwierdziłem, że następnego dnia rano wezmę poranny autobus do Mardin w Turcji.hmm, mi działają. Sprawdzałem na różnych sprzętach.Standardowo ;)
Canon 6D + 16-35/4LO 7.30 musiałem się już zbierać na dworzec autobusowy, a śniadanie niestety w hotelu serwowali dopiero o 8. Na dworcu kupuję bilet na 8.30 do Mardin (autobus do Diyarbakir) i wydaję resztę dinarów na szybkie śniadanie oraz małe zapasy do autobusu. Autobus kosztował 25$ i miał nawet monitorki w fotelach. Siedziałem z przodu, a zła wiadomość była taka, że kierowca i pomagier cały czas jarali.

Wracaliśmy tą samą drogą, jaką jechałem z Dohuk. Budują nową autostradę i częściowo jest otwarta. Bliżej i szybciej jest przez Mosul, ale tamtędy nie jeżdżą, bo to nie jest teren kurdyjski.

Nie wiem po co staliśmy tyle na granicy, ale zeszło nam 3.5h po stronie irackiej, a przed nami był tylko jeden autobus. Po stronie tureckiej tylko godzinka, z czego ja sam zająłem najwięcej czasu, bo czekałem na anglojęzycznego policjanta, który musiał mnie przepytać po co pojechałem do Iraku. Dopiero chyba około 16 zatrzymaliśmy się na jedzenie. Dobrze więc, że wziąłem zapasy.

Do Mardin dojechaliśmy w totalnej ulewie. Tu są góry, więc dużo też nie było widać z powodu chmur. Wysiadłem blisko starej części, ale mój hotel miał dwa położenia na mapie i oczywiście ta dalsza była dobra. Spocony, bo pod górę i zmoknięty docieram. Pokoik mam super - standard 3*, w butikowym hotelu w starym kamiennym domu, ze śniadaniem za 15 euro. Podoba mi się. Nastawiam klimę na maksa i się suszę.

Gdzieś o 3 nad ranem zabrakło prądu. Do rana trochę mi się wyziębiło, bo były tylko 3 stopnie. Wody rano też nie było. Z pracownikiem hotelu nie dało się zbytnio dogadać, ale zrozumiał słowo breakfast, więc przynajmniej coś zjadłem. Na zewnątrz leje i widać na 20 metrów:

Image

Prognoza niestety była zła, więc stwierdziłem, że nie ma co tu siedzieć. Wielka szkoda, bo Mardin ze zdjęć wyglądało rewelacyjnie.

Zabrałem się do Maydin. Tu jest trochę niżej, więc chmury podniesione i mniej padało. Centrum za to dużo słabsze niż Mardin.

Image

Pochodziłem z godzinkę i zabrałem się do Hasenkeyf. To miała być fajna wioska w wąwozie rzeki Tygrys. Busik wyrzuca mnie na obwodnicy. Trochę idę i widzę jak wszystko jest zaorywane i są zbudowane nowe domki dla mieszkańców - Erdogan buduje tu zaporę i niestety niszczy piękne miejsce. Łapię stopa do miasta Batman, a właściwie stop łapie mnie. Zatrzymuję się przy stacji i zjadam świetny street food za czapkę gruszek. Potem próbuję się dostać na dworzec i pytam jakiegoś kierowcę busa czy tam jedzie. Mówi, że nie, ale nie chciał mnie tak zostawić, więc mnie podwiózł i pokazał przystanek skąd odjeżdżają busy do Diyarbakir. Piję jeszcze herbatkę z miejscowymi i jadę.

W Diyarbakir miałem być dzień później, ale idę do mojego hotelu i się pytam czy mogę się zameldować wcześniej. Mam nowy hotel 4* w samym centrum za 20 euro ze śniadaniem. Pokój i hotel jest nowy i rewelacyjny. Cena kosmiczna. W końcu mogę się wysuszyć i sprawdzam prognozę pogody. W Mardin dalej leje, więc tam nie wracam. W Nemrut Dagi jest -3 i sypie śnieg - tam też niestety nie pojadę.

Sprawdzam więc północ - Elazig, a konkretniej Harput będzie moim celem.
Następnego dnia rano oglądam więc Diyarbakir z potężnymi murami wpisanymi na listę Unesco. Miasto w środku trochę rozczarowuje, ale jest kilka ładnych punktów, takich jak Wielki Meczet.

Image

Image

Image

Deszcz trochę siąpi, ale się nie przejmuję. Jest sporo architektury w paski.

Image

Sprzedawcy i sklepy rozkładają się powoli.

Image

A oto i mury, nawet trochę się przejaśnia.

Image

Image

Idę z buta na dworzec i chcę złapać autobus do Elazig. Niestety jedzie z innego dworca. Biorę więc taksówkę i udaje mi się zdążyć na akurat odjeżdżający autobus.
Byłem w szoku ile jest tu nowych bloków. Jadąc z tego dworca widziałem ich z setki - wszystkie podobnie wyglądające i w miarę nowe. Ciekawe czy był tu jakiś program przesiedleńczy.

W Elazig od razu biorę taksówkę do Harput - to historyczne małe miasteczko, położone na wzgórzu. Jest fajny zamek, ale jeszcze trochę w remoncie.

Image

Image

Image

Image

Zjadam tu lunch i wracam do Elazig. Tym razem autobus niestety mi uciekł. Czekałem godzinę na następny i do Diyarbakir docieram po zmroku.Kolejnego dnia rano poleciałem do Antalyi. Kupiłem lot tydzień wcześniej SunExpress za 120 zł (1.5h lotu). Na miejscu powitało mnie słońce i 20 stopni, a ja jadąc z lotniska na dworzec stwierdziłem, że w sumie dobrze, że nie planowałem zatrzymywać się w tym molochu. Nic tu ciekawego nie ma. Pojechałem autobusem do Denizli. Zatrzymałem się przy samym dworcu. Hotel dość tani - 17 euro, ale warunki dużo słabsze niż miałem wcześniej w Diyarbakir.

Zaraz po śniadaniu ruszyłem do Pamukkale. Z dworca odjeżdżają busiki co 20 minut do wioski. Na miejscu niestety znowu pada deszcz :/

Image

Pamukkale to wielka góra wapienna, na której utworzone były tarasy.

Wchodzę od dołu i pani w kasie mi mówi, że na białym mam zdjąć buty.
Idę jednak normalnie, są tylko 3 stopnie i z tym deszczem nie wygląda to dobrze.


Dodaj Komentarz

Komentarze (11)

cart 10 stycznia 2020 20:18 Odpowiedz
Lecę wieczornym LOTem. Jak zwykle ostatnio kiedy latam wieczornym LOTem to jest godzinka spóźnienia. Wkurzające to jest, bo ląduje dopiero o 1 w nocy. Nowe lotnisko robi bardzo dobre wrażenie i nagle wydaje się pusto po tym tłoku na starym. Schodzę na dół, kupuję Istanbul card i jadę do hotelu w Arnavutköy niedaleko lotniska.Hotel nowy, 200 zł trochę drogo, ale nic innego blisko w podobnej cenie nie znalazłem. O 9 rano jem śniadanie (przyniesiony cały talerz pyszności za 5 euro) i przed 10 jadę z powrotem na lotnisko aby o 12 odlecieć do Sirnak. Turcja jest ogromna. To ponad 2h lotu i jest to naprawdę dobry deal za 160 zł. Oczywiście jak ktoś kupi sporo wcześniej to można jeszcze taniej kupić.Sirnak wita mnie słońcem i 16 stopniami. Z samolotu idzie się pieszo do małego terminala. Wsiadam w busa i czekam na transport do Cizre. Już zaczyna się turecki zwyczaj - wszyscy i wszędzie palą. Masakra.W Cizre wysiadam przy głównym rondzie i idę kilometr w stronę dworca. Jest dość syfiasto, dużo miejscowych siedzi na herbatce, a ja robię sobie spacerek. Na dworcu nie ma dobrych wiadomości. Nie mogę nic znaleźć, aż w końcu ktoś bierze mnie za rękę i prowadzi do ostatniego biura gdzie są jakieś nazwy irackie. Autobus do Dohuk, który był moim celem jest dopiero o 18, czyli 3h czekania. Z pomocą translatora dogadujemy się, że z ronda jest bus do Zakho. Gościu z biura podrzuca mnie lokalnym busikiem i czekam razem z Irakijczykami na odjazd. Ruszamy o 16. Jedziemy wzdłuż granicy z Syrią, a potem z Irakiem. Ostatni zjazd do granicy jedziemy pod prąd, bo na 3 pasmowej drodze w stronę Iraku wszystko zabite jest ciężarówkami, które stoją tu chyba z kilka dni.Turcy szybko nas wypuszczają, a na przejściu irackim jest już dość długo. Na widok mojego paszportu nie wiedzieli co robić, ale potem sprawdzili na jakiejś wiszącej kartce, że mogę jechać bez wizy i dostałem pieczątkę. Zrobiło się ciemno, jeszcze kilka kontroli busa i po 1.5h opuszczamy granicę. Myślałem, że to długo, ale jak się okaże na powrocie, było to bardzo sprawnie.Zaraz za przejściem bus się zatrzymuje i wszyscy wysiadają. Niestety do samego Zakho nie dojechaliśmy, ale czekała już na mnie taksówka, za którą jednak musiałem zapłacić 4$ (10km). Pierwsze widoki w Iraku to ogromny ruch i stacja benzynowa na stacji benzynowej. Dojeżdżam do centrum do jakiegoś hotelu. Pokoje są po 40$ - drogo. Wymieniam trochę dolców na dinary, a w międzyczasie brakuje prądu w całym mieście. Idę rozejrzeć się za innym hotelem. W drugim mają napisane 35$ za jedynkę, ale dostaję po pytaniu za 25$ ze śniadaniem. Mój błąd, że nie zobaczyłem pokoju, który był dość słaby, a łazienka fatalna i z narciarzem. Poszewki na koc nie było, a na moje pytanie zdziwili się o co mi chodzi. Dostałem drugie prześcieradło. Jedną noc przeżyję.Idę jeszcze na rekonesans i coś zjeść. Jest już 21, ale jest bezpiecznie. Biorę kebaba i kolbę kukurydzy (oba poniżej dolara) - to moja wigilia. Wracam do hotelu. Jutro ostre zwiedzanie.
qbaqba 18 stycznia 2020 12:45 Odpowiedz
Fotki nie działają :(
cart 18 stycznia 2020 12:50 Odpowiedz
hmm, mi działają. Sprawdzałem na różnych sprzętach.
peta 18 stycznia 2020 13:33 Odpowiedz
Również wszystko działa jak należy na telefonie jak i komputerze.A tak w ogóle to czym robione zdjęcia?
cart 18 stycznia 2020 15:05 Odpowiedz
Standardowo ;)Canon 6D + 16-35/4L
meczko 19 stycznia 2020 22:51 Odpowiedz
Czy w Diyarbakir było widać ślady wojennych zniszczeń? W 2016 doszło do poważnych walk armii tureckiej z PKK w starym mieście, wg niektórych wersji długiego oblężenia z użyciem m.in. artylerii ( https://en.wikipedia.org/wiki/Siege_of_Sur_(2016) ). Na zdjęciach Google Maps jakaś 1/3 starego miasta, od strony Tygrysu, to pustkowie, mimo że mapa pokazuje dawną siatkę uliczek.
cart 20 stycznia 2020 07:26 Odpowiedz
Nie widziałem zniszczeń aczkolwiek właśnie spora część miasta była zagrodzona i nie dało się zajrzeć co tam jest.
kamo375 20 stycznia 2020 11:34 Odpowiedz
W maju 2019 można było znaleźć ślady zniszczeń, ale sporo wyburzają i remontują więc pewnie nie długo nie zostanie żaden ślad po tym.meczko napisał:Czy w Diyarbakir było widać ślady wojennych zniszczeń? W 2016 doszło do poważnych walk armii tureckiej z PKK w starym mieście, wg niektórych wersji długiego oblężenia z użyciem m.in. artylerii ( https://en.wikipedia.org/wiki/Siege_of_Sur_(2016) ). Na zdjęciach Google Maps jakaś 1/3 starego miasta, od strony Tygrysu, to pustkowie, mimo że mapa pokazuje dawną siatkę uliczek.
krzysztof-kropisz 5 lutego 2020 12:23 Odpowiedz
Kawał miasta zniszczony. Byłem ostatnio kilka miesięcy temu w Diyarbakir. Wszystko szczelnie otoczone zasiekami nic nie widać. Udało mi się wejść na dach budynku z którego widać cały zniszczony kwartał miasta. Koleś który tam mieszka bez problemu zaprosił mnie do siebie. Jakiś rok temu można było wejść do środa, mam sporo fotek , ale teraz nie znalazłem już wejścia, wszystko dobrze uszczelnione.
krzysztof-kropisz 5 lutego 2020 12:23 Odpowiedz
meczkoCzy w Diyarbakir było widać ślady wojennych zniszczeń? W 2016 doszło do poważnych walk armii tureckiej z PKK w starym mieście, wg niektórych wersji długiego oblężenia z użyciem m.in. artylerii ( https://en.wikipedia.org/wiki/Siege_of_Sur_(2016) ). Na zdjęciach Google Maps jakaś 1/3 starego miasta, od strony Tygrysu, to pustkowie, mimo że mapa pokazuje dawną siatkę uliczek.
tak widać wyraźnie
krzysztof-kropisz 6 lutego 2020 05:08 Odpowiedz
meczkoCzy w Diyarbakir było widać ślady wojennych zniszczeń? W 2016 doszło do poważnych walk armii tureckiej z PKK w starym mieście, wg niektórych wersji długiego oblężenia z użyciem m.in. artylerii ( https://en.wikipedia.org/wiki/Siege_of_Sur_(2016) ). Na zdjęciach Google Maps jakaś 1/3 starego miasta, od strony Tygrysu, to pustkowie, mimo że mapa pokazuje dawną siatkę uliczek.
tak widać wyraźnie