+1
Zeus 8 października 2020 12:47
bolivia9.jpg




bolivia10.jpg



Wracam z tobołami do biura i tam już czekają nasze 4x4 do pakowania się. Jako że znam hiszpański, dostaje się do samochodu gdzie kierowca nic po angielsku, i potrzebowali kogoś do tłumaczenia. Claro, mi to pasi. W aucie już czekają para z Niemiec Johann (pamiętajcie to imię) z żoną z Dusseldorfu, Ania Polka która żyje w Sydney, kolejna Niemka Laura z Kolonii i nasz kierowca Carlos. Combo idealne, bo miałem o czym rozmawiać (regiony Nadrenii mam zrobione przez moją firmy) no i Carlos osoba pro-Moralesowa.

Szybki briefing i jedziemy do pierwszego punktu, cmentarzysko pociągów. Pociągi, dawne parowozy, które zostały w historii, kiedy ciężarówki powstały tańsze i szybsze niż pociągi. Do czasu kiedy ponownie zrozumieli, ze jednak pociąg diesel jest tańszy i pociąg wrócił w 1958 roku,

Zaczyna się fotorelacja teraz, bo dużo się nie działo


bolivia11.jpg




bolivia12.jpg




bolivia13.jpg



Powiem szczerze, jakoś nie spodobało mi się to miejsce, to w przejściu granicznym Ollagüe, bardziej mi się spodobało. Może tam nie było tylu ludzi. Może. A może nie były zdewastowane jak tu. Może…


bolivia14.jpg



Kolejny punkt, też nie daleko. Fabryka soli w Colchani gdzie można zrobić ostatnie zakupy przed tym 3 dniowym wyjazdem. Ważna wiadomość, można płacić KARTĄ! I co warto tam kupić? Sól w różnych smakach (polecam z czosnkiem, papryką aji no i najlepszą, WĘDZONĄ), znaki na drogę Atención lama no i piwo/woda bo potem będzie jedynie drożej.

Jedziemy do słynnego punktu, do pustyni solnej i pomnika z flagami gdzie wszystkie przewodniki mają zdjęcia. Leci andyjska muzyka, otwieram torebkę z liśćmi koki i Carlos zachwycony że jakiś Gringo też to żuje. Zaczynamy gadać, jako że towarzysze już zasypiają. Temat nr1, to La Paz i Morales. Dziś na odmianę, same pochwały jaki on jest super. Opowiada mi, że na jego kadencji powstała szkoła gdzie jego dzieci chodzą, on dostał pracę bo partia Evo dopłaciła do prawa i nauki jazdy pustyni. I tak punktu gdzie solnisko zaczęło występować i słynne Salar de Uyuni.
Wychodzimy z auta, dostajemy rowery i każą nam 3km przejechać się na nie. Brzmi łatwe, ale jesteśmy wyżej niż 4k metrów i jazda po soli do najłatwiejszych nie należy. Ale jest nagroda na koniec trasy.


boliwia_jedzenie02.jpg



I obiadek na 4k metry plus zwiedzanie


bolivia15.jpg




bolivia16.jpg




bolivia17.jpg




bolivia18.jpg




bolivia19.jpg



Wyspa Incahuasi


bolivia20.jpg




bolivia21.jpg




bolivia22.jpg



I zachód słońca na wyspie Pia Pia


bolivia23.jpg




bolivia24.jpg



Nocleg pierwszy w okolicach Mañica, w hotelu zbudowany na “cegłach solnych”, gdzie poczułem się jak w Wieliczce. Obiecana ciepła woda. Owszem była. Dla pierwszego gościa i pierwsze 5 minut. Dobrze mieć wytresowany prysznic do 3 minut.


boliwia_jedzenie4.jpg



Bogate śniadanie, i kierunek granica z Chile. Znowu liście koki, znowu polityka do momentu kiedy drogę nam zablokowali alpaki. No i jak alpaki to wszyscy wychodzimy bo to atrakcja, jak gołębie w krakowski rynku dla gości obecnej stolicy Polski.


bolivia25.jpg




bolivia26.jpg



No i słynne tory, kolej Ferrocarril de Antofagasta a Bolivia, gdzie pociągi przynoszą cynę z kopalni Ururo do Antofagasta. Niestety pociągu nie będzie, bo ma opóznienie 20h.


bolivia27.jpg



Wracam mniej więcej do samego miejsca gdzie byłem 2 dni wcześniej, do Ollagüe do punktu widokowego gdzie można zobaczyć potencjalnie aktywnego wulkanu o tej samej nazwy.


bolivia29.jpg




bolivia28.jpg



No i spróbować lokalny przysmak, hot doga z grillowanym chorizo z alpaki.


boliwia_jedzenie1.jpg




boliwia_jedzenie2.jpg




boliwia_jedzenie3.jpg



Kolejna wizytówka solniska Uyuni, to andyjskie kolorowe jeziora (odpowiedzialne są planktony i minerały ze źródeł) gdzie ciepła woda przyciąga słynne flaminga andyjskie.

Jezioro Cañapa


bolivia30.jpg




bolivia31.jpg




bolivia32.jpg



Jezioro Hedionda


bolivia33.jpg



Jezioro Kara


bolivia34.jpg



Jezioro Colorada


bolivia35.jpg




bolivia36.jpg




bolivia37.jpg



Punkt ostatni zwiedzania, to Gejzery Mañana. I tu będzie wystąpienie Johanna. Jak to w gejzerach. Pachnie siarką, jest para, woda bulgocze no i są znaki o zakaz wychodzenia za sznurem.


bolivia38.jpg




bolivia39.jpg



Johann postanowił jednak, że chce lepszą fotkę obok gejzera, więc przeskoczył sznur. I po chwili, jak pozował wpadł do gejzera. Dobrze że do połowy, a nie cały. Z Carlos biegniemy i szukamy sposobu jak go wyciągnąć z tego gejzera, żebyśmy także nie wpadli razem. Jest pomysł, wyciągamy go. Całe spodnie ubrudzone siarką i innych minerałów. Kazaliśmy mu wywalić spodnie jak szybko, buty tak samo i niech wejdzie do auta. Oparzenia nie ma. Jest ok, nie trzeba uciekać do Chile, bo najbliższy szpital to dopiero w San Pedro de Atacama, jakieś 4h drogi no i granica która nie pracuje 24h. Zwiedzanie się skończyło i uciekamy do noclegu naszego, żeby Johannowi jakieś leki dać i niech poleży. Dojeżdżamy do noclegu, Johanna dajemy do łóżka, i powstały pierwsze oparzenia, pierwszego stopnia. Tylko ze nie wiadomo czy jakieś minerały tam nie były, no i niestety nasza apteczka nie zawiera kremów do oparzenia. Dostaje antybiotyk przeciw gorączkowy, wazelinę i każemy odpocząć.

Kolacja, Johann śpi, piwko i ciepłe źródło na kąpiel i odpoczynek przy boliwijskim winie.


boliwia_jedzenie5.jpg




boliwia_jedzenie6.jpg



Poranna pobudka, i ostatnie punkty tego wyjazdu.

Pustynia Salvadora Dali


bolivia40.jpg




bolivia41.jpg



I ostatnie Zielone i Białe Jezioro gdzie dzielimy się na 2 wycieczki. Ci którzy wracają do Uyuni i tych (mnie także) gdzie jadą do Portezuelo del Cajón, do przejścia granicznego z Chile, żeby za chwilę być w San Pedro de Atacama.

Przed głównym przejściem, zatrzymują nas celnicy i biorą mnie i Włocha do budki. Zaskoczeny, bo po co, wchodzimy do środka (żułem ostatnie liście koki wtedy) a oni dają jakiś papier do wypełnienia. Na górze opis: Questionnaire regarding your trip in Bolivia. Ogromny wydech, i wypełniamy to. Dziękują nas za wizytę w Boliwii i zyczą miłego dnia.

Kolejna budka, leader bierze paszporty i bierzemy nasze plecaki do drugiego busa z Chile, żeby nas podwieźć do SPdA.

I dziękuję Boliwio!


bolivia42.jpg

Buyaka napisał:
O prosze, szkoda, ze nie wiedzialam, zaprosilabym na mate w boskim buenos ;)
Jestem ciekawa, jakie wrazenia na Tobie pozostawilo Santiago i okolice!
Bo poki co, mimo sasiedztwa, nie mialam okazji nic wiecej zwiedzic, czekam zatem na kolejne posty!


Jak dobrze pójdzie to w kwietniu, można na mate :)
chile1.jpg



Fajne to przejście. Czekając na busa to chyba 4 lub 5 razy przeskoczyłem granice zeby fotki zrobić na ziemi niczyjej.


chile2.jpg




chile3.jpg



Przyjechał nas bus, z którym przekroczymy granice i dojedziemy do SPdA. Leaderka podaje nam kwitki do wypełnienia (te które wartość jest zerowa, ale ważna jak je zgubisz) i dupnym głosem do nas:

- Jak macie jakieś owoce/warzywa to jest idealny moment żeby je wyrzucić przez okno!

Nie pamiętam, żebym kupił coś w Boliwii (liście koki “zjedzone” i tylko sól jest ze mną) więć spokojnie czekamy w busie na naszą kolejkę.
Po ponad godzinie, jest nasza kolej. Powiem szczerze że to dość dziwnie to wygląda. Otwiera się brama jak do hangaru, wchodzi bus, zamyka się brama.
Bierzemy plecaki, kontrola paszportowa, kwitków i kontrola celna. I taka mega na poważnie. Każdemu kazali otwierać plecak i wyciągać rzeczy z niego. I całe pakowanie szlag trafiło.
Szło to dobrze, do czasu kiedy lasce znaleziono cebulę. Boliwijską. Którą nie powiedziała u celników. Niestety płacz nic nie dało, i mandacik wpadł na 100 USD. Za cebulkę. No ale, dura lex, sed lex…

Spakowany, niektórzy szczuplejsi o 100 USD jedziemy do SPdA. Kilometr za kilometrem czuć że powietrze staje się gęste i ciężkie. Nic dziwnego, jedziemy z ponad 4000 metrów nad poziomem wody do 2400. Można wreszcie oddychać pełnymi płucami!

Dojeżdżamy do San Pedro. Niestety przez kierowcę który zasnął i nie dojechałem na czas (no ba, prawie 24h opóźnienie) w mieście spędzę parę godzin do czasu kiedy transfer lotniskowy mnie odbierze.

Miasto, jak Uyuni, żyje z turystyki na pobliskie tereny. Ale jest za to zadbany. Budynki w centrum większość kolonialnych, koło oazy w Puna de Atacama i do dziś spotkamy rdzennych mieszkańców tego regionów, atacameños.


chile4.jpg




chile5.jpg




chile6.jpg




chile7.jpg



Niestety ceny tutaj są mega zaporowe, więc zostaje kiosk koło hali gdzie sprzedaje empadanas w dość dobrych cenach. I tak aż do przyjazdu transferu na lotnisko w Calama.

Wchodzę na teren terminala, zdejmuję słuchawki jako że idę do kontroli bezpieczeństwa, i dostaję lekkiego szoku. Zamiast tej “nudnej” muzyki którą się spotyka na większość lotnisk, tu leci Foo Fighters, Pearl Jam, Nirvana, Chris Cornell. Cała banda Seattle. W saloniku tak samo, w jednym telewizorze jakiś mecz a na drugim koncert Foo Fighters. Więć czas spędzam przy piwku i detoxie muzyki fletowej.

Lot spokojny przylot tak samo, omijam mafię taksówkarską i szukam busa który mnie podwiezie na dworzec kolejowy w Santiago. Niedaleko mam nocleg, spowodowany porannym busem do Mendozy następnego dnia.

Wszystko za okna fajnie, zadbane, do czasu jak wjechaliśmy do “stricte centrum”. Spalone budynki, plandeki, zamknięte miejsca. Jak wysiadłem na dworcu, było jeszcze czuć spalonego plastiku w powietrzu.
Dotarłem do hotelu, były problemy z płatnością (za mało reszty dostałem z USD) i wyszedłem na poszukiwaniu coś do zjedzenia. Niestety mały wybór, więć została pobliska speluna.
Klasycznie completo italiano i duże piwo. Kelnerka pyta czy na serio duże piwo, si claro. I dostałem litrową butelkę.


chile8.jpg



Spokojnie się jadło, do czasu jak grupa ludzi wpadli, rzucili podpałkę i podpalili pobliskie skupisko śmieci. I oczywiście nikt się nie przejął, no bo po co.


chile9.jpg



Bienvenidos a Chile.

Następnego dnia rano, do metra i do dworca autobusowego. Powód dlaczego wybrałem busa do Argentyńskiej Mendozy, niż samolotem, to przejazd drogą Ruta CH60/Ruta Nacional 7, która uważana jest za jedno z najpiękniejszych na świecie. Droga rozpoczyna od nadmorskiego miasta Valparaiso, przeczyna Andy na wysokości 3200 metrów na Paso Internacional Los Libertadores i cały czas wzdłuż rzeki Aconcagua i najwyższym szczytem Ameryki, Aconcagua.



Dodaj Komentarz

Komentarze (22)

nvjc 12 października 2020 01:28 Odpowiedz
Czyta się świetnie, a że nigdy tego nie pisałem pod żadną relacją, to masz dowód, że naprawdę wzbudza zainteresowanie ;) Dla mnie tym większe, że po pierwsze Chile to też był dla mnie taki kraj nr 1, w którym wiedziałem, że kiedyś będę, ale nie wiem skąd to się wzięło, a po drugie też byłem w lutym, więc chętnie porównam odczucia. Czekam na więcej z niecierpliwością.
legion1 12 października 2020 20:26 Odpowiedz
Chile..moje marzenie. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
buyaka 15 października 2020 02:45 Odpowiedz
O prosze, szkoda, ze nie wiedzialam, zaprosilabym na mate w boskim buenos ;) Jestem ciekawa, jakie wrazenia na Tobie pozostawilo Santiago i okolice! Bo poki co, mimo sasiedztwa, nie mialam okazji nic wiecej zwiedzic, czekam zatem na kolejne posty!
zeus 17 października 2020 15:49 Odpowiedz
Buyaka napisał:O prosze, szkoda, ze nie wiedzialam, zaprosilabym na mate w boskim buenos ;) Jestem ciekawa, jakie wrazenia na Tobie pozostawilo Santiago i okolice! Bo poki co, mimo sasiedztwa, nie mialam okazji nic wiecej zwiedzic, czekam zatem na kolejne posty!Jak dobrze pójdzie to w kwietniu, można na mate :)
agnieszka-s11 17 października 2020 21:48 Odpowiedz
Ech, jak milo powspominac, w 2015 z San Pedro przez Laguny, Salary i dalsze Altiplano rowerem sie przedzieralam. Lekko nie bylo bo drogi to piach i kamienie ale jak pieknie...
igore 20 października 2020 15:25 Odpowiedz
Dobrze powspominać znajome miejsca. Czekam na dalszy ciąg.[emoji846]
agnieszka-s11 22 października 2020 05:08 Odpowiedz
Dawaj dawaj, kolejny rozdzial to pewnie Malbec w Mendoza :-)
legion1 30 października 2020 09:01 Odpowiedz
Pięknie, pięknie..jak ja tam chcę w końcu dotrzeć :)
naimad 31 października 2020 22:54 Odpowiedz
"Dobre rano" :D :D :D Taaak Mendoza ma swój klimat :) w sumie jak cała Argentyna ;) Szkoda, że nie udało Ci się wpaść chociaż na chwilę do Maipu do jakiejkolwiek Bodegas :)
stasiek-t 31 października 2020 23:07 Odpowiedz
@naimad "DOBRE RANO" jest po czesku, "DZIEN DOBRY" też jest :)
naimad 31 października 2020 23:19 Odpowiedz
Aha, hehe, myślałem, że prócz "dzień dobry" przetłumaczyli też "dobre rano" ;)
billabong 29 listopada 2020 16:12 Odpowiedz
Zeus napisał:Dopytuję się, co to za kawałek, bo przypomina dawnego Depeche Mode. To piosenka El Baile de Los Que Sobran, zespołu Los Prisioneros. Słynny kawałek z czasów rządów Pinocheta, o ludziach dwóch systemów. Tych bogatych którzy pójdą na studiach, i tych biednych co będą kamienie zbijać.Super relacja, @Zeus - trochę OT, ale jeżeli lubisz rock albo muzykę alternatywną a jednocześnie ciągnie Cię do Am Płd to posłuchaj trochę argentyńskich zespołów: Soda Stereo (Persiana Americana, En La Ciudad de la Furia, Tratame Suavemente czy nawet bardziej komercyjne De Música Ligera), Los Auténticos Decadentes (La Guitarra) czy wspomniani przez Ciebie Los Prisioneros z Chile (Muevan las Industrias czy Por qué no se van?) Świetna muzyka - koniec OT 8-)
buyaka 1 grudnia 2020 00:54 Odpowiedz
Zgadzam sie, relacja pierwsza klasa! A i ilez zdjec! ♥️A co do mate (badz terere), to jak najbardziej! Choc nie ukrywam, ze w kwietniu to, byc moze, zaprosze nie do Buenos, a do Montevideo ??
zeus 14 stycznia 2021 16:24 Odpowiedz
Dziękuję wszystkim co zagłosowali na moją relację! Fajnie widać ze ktoś czyta w obecnym czasie! :)
agagy 14 stycznia 2021 16:24 Odpowiedz
Zeus napisał:Dziękuję wszystkim co zagłosowali na moją relację! Fajnie widać ze ktoś czyta w obecnym czasie! :)Właśnie te obecne czasy sprzyjają czytaniu o cudzych podróżach, zwłaszcza jeśli brak środków/odwagi na własne podróże.Gratulacje!
lovenz 14 stycznia 2021 19:10 Odpowiedz
Świetna relacja, niezla przygoda A tak po za konkursem jestes fanem brytyjskiego bandu z Basildonu "never let me down again"
zeus 14 stycznia 2021 19:17 Odpowiedz
Kiedyś bardzo lubiłem Depeche Mode, teraz dorywczo, raz na jakiś czas puszczę kawałek.
lovenz 14 stycznia 2021 19:24 Odpowiedz
Ciekaw jestem czy w dawnych czasach jeździłeś na zloty fanów czyli cala noc muzyka piwo znajomi z całej Polski itd. Ja do dziś słucham dużo. Nie caly czas ale dużo i wspominam stare czasy gdzie człowiek nie marzył o podróżach. A relacja super i zapewne bedzie niezla wytyczna dla podarzajacych twoim tropem w przyszłości
zeus 14 stycznia 2021 19:37 Odpowiedz
W Polsce nie (koleżanka z pracy, owszem na prawie wszystkie spotkania i koncerty) ale w Grecji owszem :)
lovenz 14 stycznia 2021 19:54 Odpowiedz
Ha ha zapomnialem ze ty "Greg" Zaraz zaraz a moze ty jestes Bo on tez Greg ?
januszjanuszewski 21 stycznia 2021 05:08 Odpowiedz
Bardzo ciekawy przewodnik po trunkach Ameryki Południowej.
zeus 30 sierpnia 2023 17:08 Odpowiedz
Zeus napisał:Albo którzy zginęli, i ich ciała rozpoznano, tak jak słynnego piosenkarza - poety Victora Jary Po 50 lat, 7 byłych żołnierzy zostali winni za zabójstwo Victora Jaryhttps://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-p ... Id,6994514