Gadamy, pijemy piwo i docieramy do Centrum Gabriela Mistral. W środku sporo ludzi i orkiestra która gra za darmo piosenki Victora Jary. I tak dyskutujemy, kiedy orkiestra gra ten kawałek. https://youtu.be/X-YAnmsbnKM
Dopytuję się, co to za kawałek, bo przypomina dawnego Depeche Mode. To piosenka El Baile de Los Que Sobran, zespołu Los Prisioneros. Słynny kawałek z czasów rządów Pinocheta, o ludziach dwóch systemów. Tych bogatych którzy pójdą na studiach, i tych biednych co będą kamienie zbijać.
Wychodzimy, kontynuujemy spacer i znowu dostajemy gaz. Tym razem dość mocną dawkę bo wylądowałem w szpitalu polowym gdzie musieli moje oczy wyczyścić z tego szajsu.
Ale w koncu docieramy do Pałacu. Ludzi tam, pokojowo, uderzają garnkami, patelniami tak samo jak robili ich rodzice w czasach rządów Pinocheta. Żeby wkurzyć policjantów.
I tak ponownie gadamy, o polityce, o życiu do czasu jak głód dopada nas. Spacerujemy ponownie w strony Plaza de Armas
po chacarero i zimne piwo.
Żegnam się, niestety, z ekipą (kontakt jest do dziś) i kieruję się metrem Cementerio General de Santiago (Cmentarz Generalny w Santiago). Było to taki must dla mnie przed wyjazdem. Oddać hołd niektórym Chilijczykom (słynnych lub nie) oraz pospacerować między grobami innych ludzi.
Trzeba przyznać, ze jest kolorowo i ciekawie. Ludzie zamiast kwiatom młodym ludziom podstawiają piwa ku ich pamięci.
I tak trafiam do mogiły prezydenta Salvadora Allende. Pierwszego legalnego wybranego prezydenta socjalistycznego, obalony przez USA i Operację Kondor. Allende do końca był w Pałacu, i ani sekundę się nie poddał armii Pinocheta. Broniąc gabinet, został zabity i jego słynne okulary zostały zniszczone przez strzelających żołnierze (można ich zobaczyć w pałacu prezydenckim obecnie).
Kolejne miejsce w cmentarzu które warto zobaczyć to kwatera Patio 29 w której w bezimiennych grobach chowano ofiary chilijskiego puczu w 1973 i innych zamordowanych w trakcie rządów wojskowej junty Augusto Pinocheta. Oraz niektórych którzy walczyli z reżimem i przeżyli go
Albo którzy zginęli, i ich ciała rozpoznano, tak jak słynnego piosenkarza - poety Victora Jary
No i kwatera Desaparecidos de Chile. Zaginionych i do dziś nie odnaleziono ich ciał.
Do dziś nie odnaleziono ponad 3200 ludzi, zaginionych przez rezim Pinocheta. I do dziś ich matki, na wzór Madres de Plaza de Mayo (Matki z Plaza de Mayo) z Argentyny walczą o odnalezenie ich. Tak jak w 1997 roku, kiedy U2 zagrało koncert w Santiago de Chile i zaprosili niektóre matki na scenę w trakcie piosenki Mothers of the Disappeared. https://youtu.be/KuFMoWV1cns
Wychodzę z cmentarza. Zmęczony z mieszanymi uczuciami i spragniony. Obok wejścia do metra jest stoisko gdzie sprzedają jedn z najsłynniejszych napojów nie-alkoholowych w Chile. Mote con huesillo, to sok na bazie suszonych brzoskwiń (huesillo) gotowanych w wodzie, cukru i cynamonu i po ostygnięciu miesza się z ziarnami pszenicy (mote). Smakuje dziwnie, ale gasi pragnienie.
Wracam do mieszkania, pakuję się (trochę pisco, trochę dulce de leche, dużo yerby i inne pierdoły) i uciekam na ostatnie piwka do Plazy de Yungay.
Na rano miałem ustawiony uber na lotnisko. Godzina taka (5 rano) i brak wiedzy czy dojadę komunikacją miejską na lotnisko, spowodowało ze uber (lub droga taksówka) to jedyna opcja. I tu zong, po jakieś 4-5 km kierowca powiedział ze nie może wjechać na teren lotniska, bo dostanie mandat za wjazd do lotnisko jako nielegalny pracownik (był nielegalnym imigrantem z Wenezueli jak się okazało potem) . Więc zostałem gdzieś na ulicy, nie wiedząc gdzie, nikt nie wiedział skąd autobus na lotnisku i do lotu jeszcze 3:30h. Została opcja otostopa i ta wygrała w koncu. Tylko jedna przesiadka i dojechałem na lotnisko po 40 minutach. Check in, kontrola paszportowa, salon, ostatnie fotki (dziękując Chile za jej zajebiścość)
i lecimy do São Paulo żegnając Andy
Latam Chile musi się sporo nauczyć z Latam Brazil jak powinno wyglądać serwis pokładowy. Kanapka jako tako spoko, ale żeby wina nie było? Z kraju winiarskiego? Jak można.
Ale nadrabiam filmami i koncertami.
Przylot do São Paulo o czasie. Przesiadka miała być długa, i skoczyć do miasta. Ale zmęczenie autostopem w Santiago, dziwny rozkład jazdy pociągów i deszcz postanowiłem posiedzieć na lotnisku i pospacerować. Plan był taki, żeby poszukać i kupić drewnianego tukana i papugi ara jakie widziałem w Rio.
Kontrola paszportowa, pytanie o powód przybycia, odpowiadam: Comer na churrascaria. Pracownik się roześmiał, pieczątka i Bem vindo ao Brasil.
Lotnisko GRU jest całkiem fajnie do spędzenia czasu. Wybór smakołyków spory i dość tani. Sklepów tak samo. Ale niestety drewnianego tukana i Ary nie ma nigdzie…
Ale jest stek w dobrej cenie.
I krafcik tak samo z Carefoura
I siedzenie w jednym miejscu, podglądać ludzi którzy się przemieszczają. Ich zachowanie, bagaże, pożegnanie bliskich jakby na wojnę lecieli albo na misję samobójczą. Je m'en fous.
Dobrze się siedzi w landside, pora wrócić do airside i przetestować CIP lounge. I ostatnia Caipirinha tego wyjazdu.
Lot tak samo spokojny jak z Paryża do São Paulo. Dobre jedzenie,
nadrabiam zaległości filmowe i zaliczam “zgona” aż do śniadania
razem z najlepszym filmem jaki był w samolocie, czyli Tail Camera z widokiem na region Île-de-France
I na końcu pas do lądowania CDG
Kołujemy do gate, ludzie wstają i po chwili komenda z głośników ze mamy wszyscy wrócić do miejsc siedzących jakich mieliśmy w biletach. Spoko, dokończę odcinek Przyjaciół. Wpada 4 smutnych panów w kominiarkach z Police nationale (szkoda ze nie Ludovic Cruchot z żandarmerii Saint-Tropez) i po chwili wyciągają kajdankami kolesia. Szybko to poszło, kontrola paszportowa i Bienvenue en France !
Dokładnie 2h przed odlotem LO336, otwiera się check in, zostawiam manatki, kontrola,
wejście do lotu, kanapeczka z cydrem i tym wszystkim ponownie w Polsce, i koniec jeden z najlepszych podróży mojego życia.
11 dni to: 10 lotów, 2 autobusy, 2 przejazdy pociągiem, 1 jeep ale także hektolitry yerby mate, wina, 5kg mięsa i 3 woreczki liśćmi koki
Było to moja druga najlepsza podróż w życiu (po Iranie) i do dziś wspominam to przyjemnie. To był idealny moment zwiedzania tego kraju. W najważniejszym momencie w jej historii po obaleniu rządów PinoShita. Spotkałem niesamowitych ludzi z którymi do dziś mam kontakt przez instagram/facebooka.
Osoby które mnie znają osobiście, wiedzą że Ameryka Łacińska ma specjalnie miejsce w moim sercu. Po prostu ją kocham od Los Algodones (Meksyku) na północy aż po wyspy Águila (Chile) na południu. Są to regiony tak dziwne ale zarazem i magiczne.
Dziękuję wszystkim co dotarli aż do końca mojej relacji! Fajnie było coś napisać żeby nie zwariować w domu.
¡Hasta luego!
PS. @Buyaka mam nadzieje ze w kwietniu spotkamy się na yerbę albo terere jak pogoda pozwoli!
:)
Czyta się świetnie, a że nigdy tego nie pisałem pod żadną relacją, to masz dowód, że naprawdę wzbudza zainteresowanie
;) Dla mnie tym większe, że po pierwsze Chile to też był dla mnie taki kraj nr 1, w którym wiedziałem, że kiedyś będę, ale nie wiem skąd to się wzięło, a po drugie też byłem w lutym, więc chętnie porównam odczucia. Czekam na więcej z niecierpliwością.
O prosze, szkoda, ze nie wiedzialam, zaprosilabym na mate w boskim buenos
;) Jestem ciekawa, jakie wrazenia na Tobie pozostawilo Santiago i okolice! Bo poki co, mimo sasiedztwa, nie mialam okazji nic wiecej zwiedzic, czekam zatem na kolejne posty!
Buyaka napisał:O prosze, szkoda, ze nie wiedzialam, zaprosilabym na mate w boskim buenos
;) Jestem ciekawa, jakie wrazenia na Tobie pozostawilo Santiago i okolice! Bo poki co, mimo sasiedztwa, nie mialam okazji nic wiecej zwiedzic, czekam zatem na kolejne posty!Jak dobrze pójdzie to w kwietniu, można na mate
:)
Ech, jak milo powspominac, w 2015 z San Pedro przez Laguny, Salary i dalsze Altiplano rowerem sie przedzieralam. Lekko nie bylo bo drogi to piach i kamienie ale jak pieknie...
"Dobre rano"
:D
:D
:D Taaak Mendoza ma swój klimat
:) w sumie jak cała Argentyna
;) Szkoda, że nie udało Ci się wpaść chociaż na chwilę do Maipu do jakiejkolwiek Bodegas
:)
Zeus napisał:Dopytuję się, co to za kawałek, bo przypomina dawnego Depeche Mode. To piosenka El Baile de Los Que Sobran, zespołu Los Prisioneros. Słynny kawałek z czasów rządów Pinocheta, o ludziach dwóch systemów. Tych bogatych którzy pójdą na studiach, i tych biednych co będą kamienie zbijać.Super relacja, @Zeus - trochę OT, ale jeżeli lubisz rock albo muzykę alternatywną a jednocześnie ciągnie Cię do Am Płd to posłuchaj trochę argentyńskich zespołów: Soda Stereo (Persiana Americana, En La Ciudad de la Furia, Tratame Suavemente czy nawet bardziej komercyjne De Música Ligera), Los Auténticos Decadentes (La Guitarra) czy wspomniani przez Ciebie Los Prisioneros z Chile (Muevan las Industrias czy Por qué no se van?) Świetna muzyka - koniec OT
8-)
Zgadzam sie, relacja pierwsza klasa! A i ilez zdjec! ♥️A co do mate (badz terere), to jak najbardziej! Choc nie ukrywam, ze w kwietniu to, byc moze, zaprosze nie do Buenos, a do Montevideo ??
Zeus napisał:Dziękuję wszystkim co zagłosowali na moją relację! Fajnie widać ze ktoś czyta w obecnym czasie!
:)Właśnie te obecne czasy sprzyjają czytaniu o cudzych podróżach, zwłaszcza jeśli brak środków/odwagi na własne podróże.Gratulacje!
Ciekaw jestem czy w dawnych czasach jeździłeś na zloty fanów czyli cala noc muzyka piwo znajomi z całej Polski itd. Ja do dziś słucham dużo. Nie caly czas ale dużo i wspominam stare czasy gdzie człowiek nie marzył o podróżach. A relacja super i zapewne bedzie niezla wytyczna dla podarzajacych twoim tropem w przyszłości
Zeus napisał:Albo którzy zginęli, i ich ciała rozpoznano, tak jak słynnego piosenkarza - poety Victora Jary
Po 50 lat, 7 byłych żołnierzy zostali winni za zabójstwo Victora Jaryhttps://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-p ... Id,6994514
Gadamy, pijemy piwo i docieramy do Centrum Gabriela Mistral. W środku sporo ludzi i orkiestra która gra za darmo piosenki Victora Jary. I tak dyskutujemy, kiedy orkiestra gra ten kawałek.
https://youtu.be/X-YAnmsbnKM
Dopytuję się, co to za kawałek, bo przypomina dawnego Depeche Mode. To piosenka El Baile de Los Que Sobran, zespołu Los Prisioneros. Słynny kawałek z czasów rządów Pinocheta, o ludziach dwóch systemów. Tych bogatych którzy pójdą na studiach, i tych biednych co będą kamienie zbijać.
Wychodzimy, kontynuujemy spacer i znowu dostajemy gaz. Tym razem dość mocną dawkę bo wylądowałem w szpitalu polowym gdzie musieli moje oczy wyczyścić z tego szajsu.
Ale w koncu docieramy do Pałacu. Ludzi tam, pokojowo, uderzają garnkami, patelniami tak samo jak robili ich rodzice w czasach rządów Pinocheta. Żeby wkurzyć policjantów.
I tak ponownie gadamy, o polityce, o życiu do czasu jak głód dopada nas. Spacerujemy ponownie w strony Plaza de Armas
po chacarero i zimne piwo.
Żegnam się, niestety, z ekipą (kontakt jest do dziś) i kieruję się metrem Cementerio General de Santiago (Cmentarz Generalny w Santiago). Było to
taki must dla mnie przed wyjazdem. Oddać hołd niektórym Chilijczykom (słynnych lub nie) oraz pospacerować między grobami innych ludzi.
Trzeba przyznać, ze jest kolorowo i ciekawie. Ludzie zamiast kwiatom młodym ludziom podstawiają piwa ku ich pamięci.
I tak trafiam do mogiły prezydenta Salvadora Allende. Pierwszego legalnego wybranego prezydenta socjalistycznego, obalony przez USA i Operację Kondor. Allende do końca był w Pałacu, i ani sekundę się nie poddał armii Pinocheta. Broniąc gabinet, został zabity i jego słynne okulary zostały zniszczone przez strzelających żołnierze (można ich zobaczyć w pałacu prezydenckim obecnie).
Kolejne miejsce w cmentarzu które warto zobaczyć to kwatera Patio 29 w której w bezimiennych grobach chowano ofiary chilijskiego puczu w 1973 i innych zamordowanych w trakcie rządów wojskowej junty Augusto Pinocheta.
Oraz niektórych którzy walczyli z reżimem i przeżyli go
Albo którzy zginęli, i ich ciała rozpoznano, tak jak słynnego piosenkarza - poety Victora Jary
No i kwatera Desaparecidos de Chile. Zaginionych i do dziś nie odnaleziono ich ciał.
Do dziś nie odnaleziono ponad 3200 ludzi, zaginionych przez rezim Pinocheta. I do dziś ich matki, na wzór Madres de Plaza de Mayo (Matki z Plaza de Mayo) z Argentyny walczą o odnalezenie ich. Tak jak w 1997 roku, kiedy U2 zagrało koncert w Santiago de Chile i zaprosili niektóre matki na scenę w trakcie piosenki Mothers of the Disappeared.
https://youtu.be/KuFMoWV1cns
Wychodzę z cmentarza. Zmęczony z mieszanymi uczuciami i spragniony. Obok wejścia do metra jest stoisko gdzie sprzedają jedn z najsłynniejszych napojów nie-alkoholowych w Chile. Mote con huesillo, to sok na bazie suszonych brzoskwiń (huesillo) gotowanych w wodzie, cukru i cynamonu i po ostygnięciu miesza się z ziarnami pszenicy (mote). Smakuje dziwnie, ale gasi pragnienie.
Wracam do mieszkania, pakuję się (trochę pisco, trochę dulce de leche, dużo yerby i inne pierdoły) i uciekam na ostatnie piwka do Plazy de Yungay.
Na rano miałem ustawiony uber na lotnisko. Godzina taka (5 rano) i brak wiedzy czy dojadę komunikacją miejską na lotnisko, spowodowało ze uber (lub droga taksówka) to jedyna opcja.
I tu zong, po jakieś 4-5 km kierowca powiedział ze nie może wjechać na teren lotniska, bo dostanie mandat za wjazd do lotnisko jako nielegalny pracownik (był nielegalnym imigrantem z Wenezueli jak się okazało potem) . Więc zostałem gdzieś na ulicy, nie wiedząc gdzie, nikt nie wiedział skąd autobus na lotnisku i do lotu jeszcze 3:30h. Została opcja otostopa i ta wygrała w koncu. Tylko jedna przesiadka i dojechałem na lotnisko po 40 minutach.
Check in, kontrola paszportowa, salon, ostatnie fotki (dziękując Chile za jej zajebiścość)
i lecimy do São Paulo żegnając Andy
Latam Chile musi się sporo nauczyć z Latam Brazil jak powinno wyglądać serwis pokładowy. Kanapka jako tako spoko, ale żeby wina nie było? Z kraju winiarskiego? Jak można.
Ale nadrabiam filmami i koncertami.
Przylot do São Paulo o czasie. Przesiadka miała być długa, i skoczyć do miasta. Ale zmęczenie autostopem w Santiago, dziwny rozkład jazdy pociągów i deszcz postanowiłem posiedzieć na lotnisku i pospacerować. Plan był taki, żeby poszukać i kupić drewnianego tukana i papugi ara jakie widziałem w Rio.
Kontrola paszportowa, pytanie o powód przybycia, odpowiadam: Comer na churrascaria. Pracownik się roześmiał, pieczątka i Bem vindo ao Brasil.
Lotnisko GRU jest całkiem fajnie do spędzenia czasu. Wybór smakołyków spory i dość tani. Sklepów tak samo. Ale niestety drewnianego tukana i Ary nie ma nigdzie…
Ale jest stek w dobrej cenie.
I krafcik tak samo z Carefoura
I siedzenie w jednym miejscu, podglądać ludzi którzy się przemieszczają. Ich zachowanie, bagaże, pożegnanie bliskich jakby na wojnę lecieli albo na misję samobójczą. Je m'en fous.
Dobrze się siedzi w landside, pora wrócić do airside i przetestować CIP lounge. I ostatnia Caipirinha tego wyjazdu.
Lot tak samo spokojny jak z Paryża do São Paulo. Dobre jedzenie,
nadrabiam zaległości filmowe i zaliczam “zgona” aż do śniadania
razem z najlepszym filmem jaki był w samolocie, czyli Tail Camera z widokiem na region Île-de-France
I na końcu pas do lądowania CDG
Kołujemy do gate, ludzie wstają i po chwili komenda z głośników ze mamy wszyscy wrócić do miejsc siedzących jakich mieliśmy w biletach. Spoko, dokończę odcinek Przyjaciół.
Wpada 4 smutnych panów w kominiarkach z Police nationale (szkoda ze nie Ludovic Cruchot z żandarmerii Saint-Tropez) i po chwili wyciągają kajdankami kolesia. Szybko to poszło, kontrola paszportowa i Bienvenue en France !
Dokładnie 2h przed odlotem LO336, otwiera się check in, zostawiam manatki, kontrola,
wejście do lotu, kanapeczka z cydrem i tym wszystkim ponownie w Polsce, i koniec jeden z najlepszych podróży mojego życia.
11 dni to: 10 lotów, 2 autobusy, 2 przejazdy pociągiem, 1 jeep ale także hektolitry yerby mate, wina, 5kg mięsa i 3 woreczki liśćmi koki
Było to moja druga najlepsza podróż w życiu (po Iranie) i do dziś wspominam to przyjemnie. To był idealny moment zwiedzania tego kraju. W najważniejszym momencie w jej historii po obaleniu rządów PinoShita. Spotkałem niesamowitych ludzi z którymi do dziś mam kontakt przez instagram/facebooka.
Osoby które mnie znają osobiście, wiedzą że Ameryka Łacińska ma specjalnie miejsce w moim sercu. Po prostu ją kocham od Los Algodones (Meksyku) na północy aż po wyspy Águila (Chile) na południu. Są to regiony tak dziwne ale zarazem i magiczne.
Dziękuję wszystkim co dotarli aż do końca mojej relacji! Fajnie było coś napisać żeby nie zwariować w domu.
¡Hasta luego!
PS. @Buyaka mam nadzieje ze w kwietniu spotkamy się na yerbę albo terere jak pogoda pozwoli! :)