0
puhacz 13 stycznia 2021 08:31
W połowie marca zaczyna się naprawdę dziać. Po dwóch miesiącach zbiorowego wypierania istnienia problemu („żaden tam wirus, przecież to tylko odwracanie uwagi od protestów w Hongkongu”) okazało się, że coś jednak jest na rzeczy. Większość państw zamyka swoje granice, ruch lotniczy praktycznie nie istnieje (co jak się domyślam totalnie zszokowało branżę), akcje typu „Lot do domu” zbierają po świecie tych którzy tu i ówdzie poutykali na obczyźnie i choć jeszcze tego nie wiemy, stajemy u progu nowej (przynajmniej na jakiś czas, choć kto wie na jak długo) rzeczywistości. Wśród tych którzy utknęli jesteśmy i my, tj. ja i moja piękniejsza Druga Połowa. Ja w Azji, ona w Europie.
- dobra, za miesiąc lub dwa wszystko się uspokoi, to wrócisz do Hanoi i będzie jak dawniej – mówię przez telefon, nie wiedząc jeszcze wówczas jak bardzo się mylę.

W czerwcu zrozumiałem, że raczej nic się w kwestiach wjazdu do Wietnamu nie zmieni. Kraj zamknął swoje granice naprawdę szczelnie i zaryzykuję stwierdzenie, że Wietnam zdecydował się na jedną z najbardziej restrykcyjnych polityk w tym zakresie. Postanowiłem więc zadziałać; w pracy poprosiłem o tymczasowe przeniesie do jednej z naszych placówek zlokalizowanych bliżej Polski, tym samym pod koniec lipca, po kilku ładnych miesiącach rozłąki, mogliśmy spotkać się w Środkowej Jutlandii. Było to krótko po przywróceniu połączeń „wychodzących” z Wietnamu i jeszcze wówczas często słyszałem: „przecież u nas nic nie lata, nie da się wylecieć a wrócić to tym bardziej”. Ale rzecz jasna dało się i choć na pokładzie B777 Emirates pasażerów było niewielu, to jednak przewoźnik dowiózł mnie bezpiecznie do celu bez żadnych problemów. W tym miejscu część mojego ambitnego planu została wykonana. Pozostała ta trudniejsza – wyeksportować naszą dwójkę z powrotem do Azji.

Na marginesie dodam, że na lotnisku w DXB podczas tranzytu, poza maseczkami obowiązkowe było również noszenie rękawiczek. Bardzo mnie to wówczas zdziwiło ale obecnie znajduję to rozwiązanie jako nadzwyczaj sensowne. Lot DXB-CPH miał prawie pełne obłożenie i tylko maseczki na twarzach współpasażerów przypominały o szalejącej zarazie.

Lotnisko Noi Bai w lipcu:

Puste lotnisko.jpg



Tylko trzy odloty międzynarodowe na dobę. Mało czytelne: Dubaj, Frankfurt, Toronto.

Tablica NoiBai.jpg



DXB, siedzenia oddzielone pleksi:

PleksiDXB.jpg


Pogoda w Danii choć zwykle nieciekawa, w sierpniu ukazała się nam z jak najlepszej strony. Trzy tygodnie słońca a niekiedy i upałów pozwoliło na porządne naładowanie baterii po trudach międzykontynentalnej przeprowadzki, a także na jako takie zwiedzenie okolicy. Jako Pyra z dziada pradziada niechętnie przyznaję, że jednym z najnudniejszych krajobrazów jaki można zobaczyć na świecie prezentuje moja ukochana Wielopolska. Po wizycie w Środkowej Jutlandii stwierdzam jednak, że jest to mocny kandydat do tego miana – zachodnia część Jutlandii, czyli wszystko co od miasteczka Herning w stronę Morza Północnego. Oczywiście podobnie jak Wielkopolska tak i ta część Danii ma swoje smaczki. W generalnej ocenie jest to jednak krajobraz straszliwie nudny i nadziwić się nie mogę naszej licznej Polonii dlaczego właśnie to a nie inne miejsce wybrała sobie do życia. Może jest tam coś atrakcyjnego czego nie dostrzegłem podczas tych kilku miesięcy. Kto wie, kto wie…

Pobytu w Danii nie traktuję jednak jako kary od losu i z perspektywy czasu oceniam to całkiem pozytywnie. Bardzo fajnym doświadczeniem, zwłaszcza zawodowym, było pomieszkanie przez jakiś czas w kolejnym kraju. Udało się również, tuż przed drugą falą, skoczyć do Polski na weekend i przybić wszystkim piąteczki, a potem spędzić w Polsce Święta i obeżreć się bigosem i piernikiem (w moim przypadku w przesmacznej wersji wegańskiej – sami gotowaliśmy i piekliśmy) jak na prawdziwego Polaka przystało.

Poza pracą i turystyką (wszak covidowe obostrzenia w Danii były daleko mniej dotkliwe niż te w Polsce) wrzesień i październik upłynął na usilnych staraniach rozwiązania problemu powrotu do Wietnamu. O ile w moim przypadku problem rozwiązał się dość szybko (ważny work permit itd.) i Wietnam stwierdził, że ok, Ty możesz wracać, o tyle moja Druga Połowa, z racji freelancerskiego charakteru wykonywaj pracy miała dużo większe trudności z wykazaniem, że jest elementem niezbędnym dla stabilności wietnamskiej ekonomii. Tym samym dobre półtora miesiąca upłynęło na poszukiwaniu kontaktu, który wytworzy w Wietnamie swoistą fikcję prawną i stanowisko pracy uszyte na miarę zdolności i kwalifikacji mojej Drugiej Połowy, umożliwiające aplikowanie o wizę biznesową. Zabieg jest legalny i wykorzystuje dziurawe wietnamskie prawo ale jest też trudno dostępny i bardzo drogi. Po kilku tygodniach, setkach wiadomości wysłanych przez WhatsApp, tyluż samo przez Messenger i niewielu mniej e-maili przyszła w końcu odpowiedź od jednej z agencji z Sajgonu:
- jasne, da się zrobić, działamy.

Zdjęcia: duńskie zwiedzanie:


Kajak.jpg




Bunkier.jpg




Widok.jpg



Kolejne dwa miesiące, listopad i grudzień, to żmudny proces gromadzenia niezbędnej dokumentacji i synchronizacji działań pomiędzy moim pracodawcą a agencją. Co ciekawe, proces ten w dużej części przebiega przez ręce linii lotniczej. Zarówno Qatar jak i Emirates utworzyły dedykowane kontaktowe skrzynki pocztowe, które stanowią obecnie jedyną (skuteczną) możliwość zarezerwowania lotów do Wietnamu. Aby doprowadzić do momentu utworzenia przez linię rezerwacji na lot do Hanoi (w moim przypadku Qatar), należało wcześniej przedstawić następujące dokumenty:

- (1) zgodę na wjazd udzieloną przez Komitet Ludowy (z prowincji do której się przyjeżdża)
- (2) zgodę z Departamentu Imigracyjnego
- (3) zgodę z Departamentu Zdrowia
- (4) potwierdzenie rezerwacji hotelu na kwarantannę (wyłącznie z listy hoteli autoryzowanych przez rząd)
- (5) potwierdzenie rezerwacji transportu sanitarnego z lotniska do hotelu

Dopiero w tym momencie linia tworzy rezerwację, co nie stanowi jednak końca procesu wykonywania odpowiednich czynności i gromadzenia niezbędnej dokumentacji, na którą w dalszej części składało się:
- (6) opłacenie rezerwacji przez infolinię;
- (7) wykonanie testu szóstego lub piątego dnia przed wylotem (u nas elegancko przypadło to na 25 lub 26 grudnia do wyboru. Po prostu świetnie…)
- (8) zarezerwowanie dwóch kolejnych testów podczas kwarantanny (w praktyce opłacone i zarezerwowane razem z hotelem i transportem)
- (9) wykupie ubezpieczenia pokrywającego koszty leczenia zachorowania na Covid-19
- (10) wypełnienie wjazdowego formularza medycznego.

Co ciekawe, informacja o tym ostatnim przyszła już od Qatara z Warszawy. Poproszono nas uprzejmie o ponowne przesłanie wszystkich zgromadzonych dokumentów celem umożliwienia Qatarowi wniosku o OK TO BOARD od władz Wietnamu. Ciekawostka kolejna – sytuacja pandemiczna i związana z nią niepewność spowodowała, że można dokonać zakupu na lot do Wietnamu wyłącznie w najbardziej elastycznej taryfie. Czyli jeśli zabraknie jakiegoś dokumentu albo wynik testu okaże się pozytywny, wówczas datę podróży możemy bezkosztowo zmienić nawet trzy godziny przed lotem. Plusem tej taryfy jest dopuszczalna waga bagażu - 35 kg / pax, zaś zdecydowanym minusem – cena biletu.

Na koniec pozostaje nam już formalność w postaci uzyskania (11) listu intencyjnego do obioru wizy na przylocie i voila, można lecieć. Nasza agencja zaczęła przygotowywanie dokumentacji w pierwszej połowie listopada (bardzo ciężko jest przejść przez proces bez agencji lub przynajmniej pomocy na miejscu, jako że część dokumentów uzyskuje się i wydaje wyłącznie w języku wietnamskim). Intensywna wymiana maili i dokumentów pomiędzy agencją, Qatarem, moim pracodawcą i nami trwała więc półtora miesiąca i kosztowała mnie parę nowych siwych włosów oraz bezsenność. Doskonale rozumiem @kalorymetr, który wspomniał o tym w swojej relacji. Zdarzało mi się budzić w środku nocy i rozmyślać o tym czy na pewno wszystko załatwiłem. Czy przelew międzynarodowy dotarł do agencji? A czy jak teraz Dania ma lockdown to czy wyjadę do Polski? A czy mój kumpel kierowca wjedzie odebrać mnie i moje rzeczy? Przecież turystycznie nie można. A co jak Qatar zmieni zdanie i nie poleci z WAW? To może kupię z CPH? Ale wtedy co ze Świętami? To może jednak z FRA? A jak z FRA to czy wjadę do Niemiec bez kwarantanny? A na jak długo Wietnam znów wstrzymał loty po tym jak ktoś z cabin crew był pozytywny i pozakażał w Sajgonie? Czy zrobię test w dniu wolnym od pracy? A jak zapomną na angielskiej wersji wpisać RT-PCR to co wtedy? Przecież ludzie na forum mówili, że się zdarza…

Ostatnie dwa dni byłem cały czas w trybie stand by i sprawdzałem e-mail z maniakalną wręcz częstotliwością. I bardzo dobrze – raz wyłapałem błąd agencji, który mógł nas kosztować przesunięcie wyjazdu o parę ładnych dni (a opłacona i nietania kwarantanna, przepadłaby bez refundacji). Otóż agencja nie skumała, że skrzynka przewoźnika odbija im dokumenty z uwagi na rozmiar pliku. A Qatar, a było to już trzy dni przed zaplanowanym lotem, ciągle dopytywał – gdzie jest approval Twojej Drugiej Połowy? Dokumenty do Qatara dostarczyliśmy ostatecznie 15 minut przed zamknięciem biura, ostatniego dnia kiedy mogli nas zgłosić do lotu. Natomiast OK TO BOARD przyszło… 25h godzin przed lotem, kiedy tak naprawdę miałem już w połowie spakowaną walizkę, nie mają jednak wcale pewności czy lecimy.

Od kilku miesięcy byłem członkiem grupy na Facebooku pt. ‘Post Covid returns to Vietnam” i stamtąd wiedziałem, jaka z grubsza będzie procedura sprawdzania dokumentów po drodze. Okazało się jednak, że staff linii w Warszawie był jeszcze bardziej zdezorientowany niż my. Qatar przywrócił połączenia z WAW dopiero dwa tygodnie wcześniej i możliwe jest, że nikt przed nami jeszcze nie próbował wylecieć do HAN od nastania czasów pandemicznych. Przed check-in’em, trzyosobowa reprezentacja, bardzo miłych skądinąd pracowników Qatara, długo i dokładnie sprawdzała wszystkie nasze dokumenty. Kiedy spostrzegłem jednak, że jedna z pań dość długo czyta dokument z imigracyjnego, który jest wyłącznie po wietnamsku, zrozumiałem że jest tylko formalność w formie mało wyrafinowanego spektaklu i czego byśmy nie pokazali, na pokład samolotu wsiądziemy. Przede wszystkim dlatego, że uzyskaliśmy już wcześniej OK TO BOARD a Qatar miał już od dwóch dni wszystkie nasze dokumenty w zdigitalizowanej formie. Ostatnim dokumentem, który otrzymaliśmy mailem od polskiego oddziału Qatar gdy byliśmy już na bramce, był ów (12) landing permit do późniejszego okazania (jak się okazało z czasem, nikt o ten dokument już później nie zapytał).

W trakcie boardingu w WAW pracownicy linii rozdali wszystkim eleganckie przyłbice, które jak informowali należało nosić, wraz z maseczką, aż do wylądowania na lotnisku docelowym z tranzytem włącznie. W Dausze natomiast staff od razu informuje, żeby przyłbice ściągać i zakładać tylko na czas lotu. I rzeczywiście, na odcinku DOH-HAN znów były wymagane. Z przykrością stwierdzam, że nasi rodacy na odcinku WAW-DOH pokazali się z bardzo złej strony (w zdecydowanej większości ich docelowym kierunkiem było MLE) i obsługa co rusz musiała prosić o przestrzeganie zasad sanitarnych. Na tranzycie Dausze nie było natomiast żadnego sprawdzania dokumentów co było miłą odmianą od warszawskiej kontroli. Sporym zaskoczeniem było oglądanie boardingu na lot do Bangkoku. Rzecz jasna świadom jestem dużo większej popularności tego kierunku niż Hanoi ale przy tak wymagającej procedurze wjazdowej pełne obłożenie i niemalże trzygodzinna kontrola dokumentów przy „gate” robiła niemałe wrażenie, zwłaszcza w porównaniu z naszą garstką lecącą do HAN.

Na przylocie do HAN sprawdzano już tylko wynik testu. Naturalnie trzeba było również podejść do okienka imigracyjnego z listem aby otrzymać wizę. Po podejściu do celnika, paszport zostaje nam odebrany do czasu zakończenia kwarantanny i uzyskania dwóch kolejnych negatywnych wyników testu. Następnie, zaraz po odbiorze bagażu, z tłumu, czy raczej tłumku (32 pasażerów na pokładzie A350) wyławiają nas kierowcy z transportu sanitarnego, odpowiedzialni za dowiezienie gawiedzi do poszczególnych kwarantannowych hoteli. Transport odbywa się w specjalnych strojach, które zakrywają ciało od stóp po czubek głowy. Pomyślałem sobie, że wyglądamy trochę jak Pi i Sigma (obawiam się, że co młodsi czytelnicy mogli nie złapać mojego żartu, wówczas serdecznie przepraszam). W ogóle miałem wówczas euforyczny humor, związany bezpośrednio z wylądowaniem w bliskim memu sercu Wietnamie i gdy kierowca zapytał czy jest szansa na tip (a dodam, że w północnym Wietnamie nigdy nie daję napiwków, gdyż jest to rzecz oryginalnie zupełnie obca ich kulturze, w odróżnieniu od zepsutego południa) to z najszerszym uśmiechem na jaki było mnie stać chętnie obdarowaliśmy go kilkoma banknotami z podobizną wujka Ho.

W całej tylnej części A350 tylko nasza dwójka (DOH-HAN):

A350.jpg



To już było w podsumowaniu no ale ; )

Noi Bai.jpg



Po dotarciu do hotelu zaczęliśmy kwarantannę (w chwili pisania tego sprawozdania mija nasz dzień 13sty) ale historią zamknięcia dwójki ludzi w izolacji nie będę już audytorium zanudzać. Co się zaś tyczy samej procedury wjazdowej, to jeśli ktoś zechce się zdecydować na podobny kierat to służę radą i kontaktami. Momentami nie było łatwo ale jestem pewien, że kiedyś przyznam, że było warto. Wszak czuję się jakbym wrócił do domu.

Dzięki kalorymetr i @maciek za zachęte do pisania.
p.

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

kalorymetr 18 stycznia 2021 21:23 Odpowiedz
Pięknie opisałeś przedwyjazdowy stres. Dokładnie tak samo było u mnie. Przy okazji nie musze się już zastanawiać jakby się leciało Qatar, widzę, że Swiss to był perfekcyjny wybór.Jak wracałem do Polski na początku pandemii, to miałem taką samą sytuacje i dylemat jak Ty, z tym, że ja czas w Europie wykorzystałem na trip po 3 krajach, a potem walka o powrót :P
puhacz 20 stycznia 2021 05:08 Odpowiedz
kalorymetr napisał:Przy okazji nie musze się już zastanawiać jakby się leciało Qatar, widzę, że Swiss to był perfekcyjny wybór.Z dziennikarskiego obowiązku muszę dodać, że Qatar naprawdę zrobił dobrą robotę. W porównaniu do EK to było niebo a ziemia. Emirates w ogóle ignorował zapytania kierowane na wietnamską skrzynkę i za każdym razem trzeba było dzwonić na polską infolinię, żeby wymóc odzew na biurze w Sajgonie. Ponaglani odpowiadali ale od maila do maila mijało zawsze 48h. Qatar czasem też odpowiadał bardzo lakonicznie ale przynajmniej był kontakt. A potem w QR zaoferowali cenę biletu o 460 USD niższą niż Emiraty więc już dalej nie było nad czym się zastanawiać. Co ciekawe, gdyby dopłacić do lotu Qatarem te 460 USD wówczas można byłoby się upgradować do klasy business na pierwszym odcinku (WAW-HAN w B787). Także w Emirates się nie popisali tym razem :DNiestety i tak jesteśmy zdani w Europie tylko na tych dwóch przewoźników - nikt inny z nie lata obecnie do Wietnamu (Singapore Airlines tylko z Londynu plus od 27 stycznia dojdą dwa loty tygodniowo z Moskwy) więc chcąc nie chcąc trzeba zadzierzgnąć współpracę z w/w. Na koniec dodam, że Qatar w trakcie obu odcinków (WAW-DOH, DOH-HAN) podał taki posiłek, że kopara opadała :) Naprawdę było przesmaczne. Nie narzekam więc ale wolałabym mieć jednak szerszy wybór, jak np. Ty w drodze do BKK. Tutaj Tajlandia daje jednak fajniejsze możliwości.Gratuluję determinacji w powrocie do Azji.p.