0
pabien 8 marca 2021 14:21
Narty to w tym roku pewne wyzwanie. Nawet prezydent musi kombinować, żeby sobie pojeździć.
Sądziłem, że w tym roku zrobię sobie przerwę w jeżdżeniu: W Polsce słabo, gdzie indziej mniej lub bardziej pozamykane, w Szwajcarii drogo i tranzytem przez kraje, które turystów za bardzo nie chcą.
Pozostawała zatem Ukraina, a jakimś dziwnym trafem tak się złożyło, że tam na nartach jeszcze nie byłem (choć prawie pojechałem do Sławska we wczesnych 90-tych).
Obecnie jeśli Ukraina to tylko Bukovel – pozostałe ośrodki mają bardzo niewiele do zaoferowania, choć czytałem, że planowana jest budowa trzech nowych.
Do Bukovela podchodziłem z pewną rezerwą, bo to ukraiński kurort, gdzie wypada się pokazać, a ja tego typu miejsc nie lubię. Wiedziałem natomiast, że warunki do jeżdżenia są lepsze niż gdziekolwiek w Polsce. A ponadto miałem wielką ochotę na posiedzenie w barach i restauracjach (tu akurat odniosłem porażkę, ale o tym później)
Po podjęciu decyzji, zebraniu chętnych na wyjazd (moja starsza córka z koleżanką i jej mamą) pozostała kwestia logistyki. Jak wiadomo pociągi poza UE w czasach Covidu nie jeżdżą – co zresztą zapisano bodaj w pierwszym paragrafie rozporządzenia o ograniczeniach, samoloty na za kilka dni są drogie, podróż kombinowana to ból straszny, jedynym rozsądnym pomysłem było zatem wybranie się samochodem. Łączyło się to oczywiście ze strachem, że utkniemy na granicy na niewiadomoileczasu.
W praktyce podróż była znacznie bardziej spektakularna niż po prostu zapakowanie się do auta i pojechanie do granicy, bowiem pierwszym etapem była podróż Kolejami Mazowieckimi do Dęblina, tam bowiem czekał na nas samochód.

Image

Na granicy jak to na granicy, polski pogranicznik chciał nam wypisać mandat na 700 zł – to było takie deja vu – kilka lat wcześniej jechałem blablacarem z ludżmi udającymi się do Bukovela właśnie. Czkekali i czekali przed czerwonym światłem, nikt się nie pojawiał, to podjechali, a pogranicznik, że mandat za przejechanie na świetle (nam jeszcze coś do tego dodał). Na szczęście oni chyba tylko straszą nie wypisują tych mandatów. Ukraińska kontrola graniczna bez żadnego straszenia, a wręcz z uśmiechem i żarcikami. Kolejki nie było żadnej, więc całość zajęła jakieś 20 min.
Nie wyjechaliśmy wcześnie, więc noc zastała nas w okolicach Franka, po drodze natknęliśmy się na kontrolę ze sprawdzaniem temperatury wszystkim jadącym. Oni tam mają taką śmieszną procedurę przy wjeździe (sic!) do czerwonej strefy. Chwilę później okazało się, że to nie była jedyna niedogodność związana z przebywaniem w czerwonej strefie.
Mimo, że droga do Bukovela jest bardzo dobrej jakości, choć wąska, ja zdecydowanie postanowiłem nie łamać narzuconej sobie reguły niejeżdżenia po Ukrainie w nocy, stąd postanowiliśmy znaleźć nocleg we Franku a potem udać się na kolację. I właśnie realizując ten ostatni punkt planu dowiedzieliśmy się, że z jedzenia przy stoliku nici. W czerwonej strefie jedzenie oferowane jest tylko na wynos. W ten sposób skończyliśmy z kebsami/falafelami w łapach. Zmatrwiło mnie to bardzo.
Kolejnego dnia wstaliśmy rano, aby jak najszybciej znaleźć jakieś lokum i udać się na narty. Postanowiliśmy szukać noclegu na miejscu, żeby mniej więcej wiedzieć co dostaniemy. Ceny są zróżnicowane od 100 do 1500 zł za noc za naszą czwórkę. My wybraliśmy opcję mocno ekonomiczną jeśli chodzi o cenę, przy naprawdę wysokim standardzie. Duże czyste pokoje, ładna łazienka (w pokoju), spora część wspólna i w pełni wyposażona kuchnia – co w związku z zamknięciem restauracji stanowiło spory atut. A to wszystko ze 2 km od wyciągu z ceną 1200 UAH za 4 os ze śniadaniem – niewielkim, ale świetnej jakości (do wyboru: owsianka, syrniki, blińczyki).
Jeśli chodzi o inne ceny to parking przy wyciągu kosztuje 100 UAH za dzień, wypożyczenie sprzętu od 150 UAH za dzień – przyzwoity kosztował 250 UAH za komplet. Jedzenie na stoku tak 2x zł za niewielki posiłek. Karnety są stosunkowo drogie. Dzienny kosztuje niecałe 1000 UAH
Sam Bukovel leży w niezbyt wysokich górach – najwyższy szczyt ma ponad 1300 m, przy czym szczytów jest kilka, stoki mają ekspozycje chyba na wszystkie strony świata, a tras jest ponoć 75 km. Wyciągi to najczęściej 4 osobowe krzesełka bez dodatkowych bajerów, poruszające się z różną szybkością – niestety regułą było, że najlepsze były te przy najgorszych trasach.
Trafiliśmy na wspaniałą pogodę, trasy były bardzo dobrze utrzymane, część z nich była super przyjemna – najlepsza była jedna stale zamknięta, ale perfekcyjnie przygotowana czarna trasa przy wyciągu nr 16: fun, fun, fun (dopóki nie przyjechał pan z Łyżnego patrolu). Jednak jeśli oceniać poziom trudności to byłby od łatwych do średnio trudnych – córka która w zeszłym roku jeździła na Chopoku oceniła słowacki ośrodek trochę lepszy pod względem poziomu przyjemności z jazdy.

Image

Image

Image

Image

Image

Trasy są otwarte od 8 do 16:30, a potem część z nich do 19:30. Te czynne krócej są zamykane w ten sposób, że ryzyko pozostania gdzieś bez możliwości powrotu jest bliskie 0.
Kaski są obowiązkowe, kultura jazdy wysoka (w szczególności w porównaniu z naszymi rumuńskimi i serbskimi doświadczeniami), umiejętności średnie. W sumie nie widzieliśmy osób jeżdżących tak, że szczęka opada, a z drugiej strony prawie nie było takich, które sobie nie radzą i więcej staczają się niż zjeżdżają.
Tak pojeździliśmy przez 4 dni – rano mróz -6 stopni, ok 9 robiło się 0, na słońcu temperatura dochodziła do 30. Piątego dnia nastąpiło załamanie pogody: w nocy nie było mrozu, w dzień zaczął padać mokry śnieg przy temperaturze +3 stopnie. Uznaliśmy, że szkoda marnować miłe wspomnienia z jazdy i pojechaliśmy do Lwowa.
Warto jednak zaznaczyć, że w tym tygodniu ma być zimno i padać śnieg, więc istnieje szansa, że od 15 marca (kiedy na dodatek tanieją karnety) będą świetne warunki do jazdy.
Powrót do Lwowa to również powrót do świata sprzed pandemii. Tam nie ma czerwonej strefy, więc wszystko działa normalnie. Można pójść do restauracji, zjeść przy stoliku, a nawet można udać się na prawdziwą ludową imprezę.

Image

Wysportowani, wybawieni (nie wszyscy, bo moja córka imprezy strawić nie była w stanie) i wypoczęci mogliśmy rozpocząć etap wiążący się z największym ryzykiem nieprzyjemności – powrót do Polski.
Po drodze było sporo do oglądania, niestety jadąc tam spieszyliśmy się wracając padał mokry śnieg i wychodzenie z samochodu było bardzo nieprzyjemne. Zdjęć mozaik w związku z tym nie przywiozłem wielu, ale za to jedna z nich przedstawiająca Prometeusza vel Herosa z kupą w dłoni, była wspaniała

Image

Mimo, że ruch samochodów osobowych na granicy był praktycznie żaden, spędziliśmy tam 3h. Nie widzę żadnego innego powodu takiego stanu rzeczy niż zła wola polskich celników (właśnie celników, bo pogranicznicy byli sympatyczni i nawet chciało im się jakieś small talki uprawiać) – pracują zrywami, przez większość czasu nie widać żadnej ich aktywności, a ta którą w końcu się wykazują wygląda bardziej jak uprawianie jakiejś dewiacji niż czynności mające zapobiec przemycaniu niewiadomoczego. Na dodatek celnik zwracał się do nas w nastęujący sposób: „otwierają maskę" "wyjmują bagaże" itd. Mało brakowało, a byśmy zaczęli wytykać mu niezbyt uważne uczestnictwo w lekcjach języka polskiego.

Na całe szczęście te 3h nie miały większego wpływu na całość wyjazdu, który był wybitnie udany – jak chyba każdy mój dotychczasowy wyjazd dawniej na teraz do Ukrainy.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

pabien 8 marca 2021 17:08 Odpowiedz
Jeszcze takie coś znalazłem w telefonie z ludowej zabawy we Lwowie. To była nagroda męska, żeńskiej nie nagrałem, a wstydzę się poprosić o nagranie koleżankę mojej córki ;)https://youtu.be/Cn_pLpwqPyI
pabien 9 marca 2021 05:08 Odpowiedz
W nawiązaniu do wczorajszej minirelacji wrzucam coś co mi dziś google zaproponowały.Okazuje się, że Bukowel to takie Ukraińskie Ischgl. Nawet jakiś deputowany postanowił tam zorganizować blokadę, aby zwrócić uwagę, że zgodnie z regulacjami dla czerwonej strefy wszystko powinno być tam zamknięte.https://4studio.com.ua/galereya/perekry ... oto-video/Bukowel to epicentrum zarazy, ale warto też odnotować, że po ostatniej aktualizacji stref m.in. rejony Lwowski i Kijów "awansowały" z zółtej do pomarańczowej strefy
pabien 13 marca 2021 12:08 Odpowiedz
Choć protesty opisane powyżej wyglądały lekko niepoważnie: kilka osób blokowało przejście dla pieszych, władze w końcu jednak dopięły swego i wyciągi w Bukowelu zostały zamknięte, jako że zgodnie z regulacjami dla czerwonej strefy, w której on się znajduje, nie powinny być czynne.Pokazuje to, że Państwo w Ukrainie próbuje funkcjonować. Ponoć właścicielem spółki prowadzącej ośrodek jest Igor Kołomojski. Ten sam, który steruje marionetką będąca prezydentem Ukrainy. Mimo to, przynajmniej na jakiś czas, kurort został wczoraj zamknięty.https://zaxid.net/politsiya_zupinila_ro ... i_n1515698