0
Tom Stedd 4 września 2021 07:14
I znów małomiasteczkowa Ukraina. Wszystko niby przebiegło podobnie, ale jednak inaczej. Do granicy dojechałem tradycyjnie Neobusem za 1 zł, potem przejechałem marszrutką do Mościsk i zdałem się na ślepy los. Nie wiedziałem, gdzie chcę jechać, spojrzałem na rozkład jazdy i stwierdziłem, że przejadę się do Dobromila. Skonsultowałem to z pewną Polką, która pracuje na dworcu chyba non stop, bo jest na nim zawsze, gdy przyjeżdżam na Ukrainę. Dobromil leży trochę daleko od Mościsk (około 50 km), oczywiście jak na dojazd marszrutką, ale zaryzykowałem. Nie wiedziałem, czy zdołam wrócić na wykupionego Neobusa, ale raz się żyje (podobno). Pojechałem zatem do Dobromila.
Rzut oka na mapę i co się okazało? To miasteczko leży zaledwie 5 km od granicy z Polską, na wysokości Arłamowa. Dojazd do niego to prawdziwy koszmar. Mam na myśli drogi, a właściwie ich brak na wielu, wielu kilometrach. Dystans około 50 km pokonuje się w prawie 2 godziny, ale nic dziwnego, skoro była dziura na dziurze i dziurą poganiała. Często zamiast asfaltu było coś w rodzaju klepiska. Albo takie coś: jest asfalt, niedawno położony i kończy się uskokiem na jakieś 15 cm. I kombinuj kierowco, jak pokonać taką pułapkę. Wieczorem, gdy wracałem po ciemku, nie było praktycznie żadnych znaków, linii na asfalcie, słupków przy drogach. Szok. A w dzień droga wyglądała tak.

1.jpg



2.jpg


Zwróćcie uwagę na krzewy widoczne na poboczach na pierwszej fotce. Wchodziły one na drogę, zwężały ją momentami do szerokości samochodu. I co? I nic. Nikomu nie przeszkadzały. Były to były. Zapewne uschną za kilkanaście tygodni i problem rozwiąże się sam. Nikt się nie kłopotał takimi drobiazgami, bo nowego asfaltu i tak raczej nie będzie jeszcze przez wiele lat.
Dojechałem wytrzęsiony na wertepach, wysiadłem na mini dworcu wyglądającym jak z początków XX wieku i przeszedłem na pobliski rynek. W sklepie spożywczym spytałem, czy w Dobromilu są Polacy, jakieś stowarzyszenia, grupy, przewodnicy itp. Sprzedawczyni skierowała mnie do kościoła, co w sumie nie jest dziwne, bo na wschodzie Polacy często gromadzą się wokół świątyń katolickich. Poszedłem, spotkałem na podwórzu młodego księdza z okolic Rzeszowa, który w Dobromilu jest dość krótko. Sam nie mógł mnie oprowadzić po mieście, nie znał też nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc, ale za to bardzo chętnie pokazał mi budynek swojego kościoła i opowiedział jego historię.
Kościół Przemienienia Pańskiego jest remontowany, odnawiany jest jego środek, montowane są instalacje wewnętrzne. Ksiądz ma ambicję, żeby wyremontować świątynię i uczynić z niej centralne miejsce „polskości” w Dobromilu. Jeszcze chce mu się chcieć coś robić, ma chłop ambicję. Nie bał się skrytykować swoich poprzedników, którzy zachowali kilka tandetnych elementów wewnętrznych, jak tablica pamiątkowa poprzednich proboszczów wykonana ze sklejki. Ciekawymi elementami w kościele są 200-letnie ławki, organy i krypty, w których pochowani są członkowie rodów Herburtów. Proboszcz nie chce przeprowadzać badań wszystkich krypt, bo istnieje podejrzenie, że mogą w nich znajdować się zwłoki ofiar z II wojny światowej, co spowodowałoby utrudnienia w remoncie, a może nawet czasowe zamknięcie świątyni.

3.jpg



4.jpg



5.jpg



6.jpg



7.jpg



8.jpg


Proboszcz, bardzo miły człowiek, zaprosił mnie potem na plebanię. Tam poznałem panią Oksanę, która była gosposią. Perfekcyjnie mówiła po polsku, studiowała w Polsce (jest katechetką, była o krok od doktoratu na KUL-u), mieszkała w naszym kraju i ma rodzinę w wielu polskich miastach. Wprawdzie nie mieszka ona w Dobromilu, ale okazało się, że zna dość dobrze to miasto i jest skłonna poświęcić swój czas dla turysty z Polski. Od słowa do słowa i pani Oksana zgodziła się zostać moją przewodniczką po Dobromilu. Zarzekała się, że w miasteczku nie ma za wiele do oglądania, ale okazało się, że tak naprawdę Dobromil to bardzo ciekawe miasteczko, jednak mocno zaniedbane pod wieloma względami.
Na początku wielogodzinnego spaceru swoje kroki skierowaliśmy na Salinę, czyli miejsce zbrodni dokonanej w 1941 roku przez NKWD (czytaj – Rosjan). Więźniowie polityczni z Przemyśla zostali ewakuowani do Dobromila, pokonali kilkanaście kilometrów pieszo i zostali umieszczeni w więzieniu. Jak informują tablice w Salinie, wśród ofiar przeważali Ukraińcy i Polacy. Część osób została zamordowana w budynku więzienia i była przewożona do Saliny furmankami. Jak wspominała znajoma pani Oksany, droga dojazdowa była cała naznaczona krwią ofiar. NKWD dokonało mordu przy szybach kopalni soli w Salinie. Gdy skończyła się amunicja, więźniowie byli mordowani drewnianymi młotami. Jeszcze żywi byli wrzucani do głębokich sztolni, gdzie umierali w cierpieniach. Nie brakło okrutnych czynów – podobno oprawcy wyrwali języki części ofiar i powiesili je na sznurkach … Ogółem liczba ofiar – według różnych szacunków – wahała się od 500 do 1000 osób.
Kilka dni po mordzie żołnierze niemieccy, ukraińscy i słowaccy zmusili miejscowych Żydów do wydobycia ciał ofiar NKWD ze sztolni, by pokazać światu okrucieństwo Rosjan. Niestety, po tej czynności Żydzi w większości zostali zamordowani, a ich ciała spoczęły w szybach Saliny. Zachowało się kilka zdjęć dokumentujących ekshumację i pogrom żydowski.

9.jpg



10.jpg


Na poniższym zdjęciu Żydzi wprowadzani są do głębokiego zbiornika, gdzie topili się. Fotografia dokumentuje może ostatnie sekundy życia tych mężczyzn. Wstrząsające …

11.jpg


Obecnie teren Saliny jest dość zaniedbany. Jak na miejsce pamięci narodowej, miejsce masowych mordów, nie zostały dostatecznie oczyszczone drogi i ścieżki. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Ukraińcy starają się upamiętnić ofiary i szczerze informować o zbrodni. Co roku odbywają się tutaj uroczystości kościelne i cywilne, składane są wieńce i odprawiane nabożeństwa. Niestety, brakuje na miejscu polskich akcentów.

12.jpg



13.jpg



14.jpg



15.jpg


Pani Oksana zwróciła mi uwagę na drewniany budyneczek na Salinie. Jest to muzeum-kryjówka UPA (nota bene nic w nim nie ma), ale według przekazów, w Dobromilu nigdy nie było oddziałów UPA i walk polsko-ukraińskich.

16.jpg



17.jpg


Na Salinie można zobaczyć pozostałości dawnych budynków. Podobno ktoś wpadł jakiś czas temu na szalony pomysł, żeby ze względu na specyficzny mikroklimat spróbować uruchomić tutaj coś w stylu sanatoriów, uzdrowisk, ale czy normalny pacjent chciałby spędzić turnus w miejscu, gdzie zginęło co najmniej kilkaset osób? Pomysł – oby skutecznie – porzucono.

18.jpg



19.jpg



20.jpg


Nad Dobromilem góruje – jak to ładnie nazwała pani Oksana – ściana pamięci, zbudowana w 2016 roku dla upamiętnienia ogólnie ofiar holokaustu i dobromilskich Żydów zamordowanych podczas II wojny światowej. Są to płyty nagrobne z żydowskich grobów z kirkutu działającego od XV do XX wieku.

21.jpg



22.jpg



23.jpg


Zeszliśmy na rynek miasta, w centrum którego znajduje się ratusz.

24.jpg


Z daleka widoczny jest śmieszny pomnik. Obecnie przemalowany został tak, jakby dotyczył Ukraińców, ale gdyby się dokładniej przyjrzeć, to podobno buty żołnierza są typowo rosyjskie i w tle pomnika są także napisy upamiętniające rosyjskich żołnierzy poległych podczas II wojny światowej. Tym razem wiatr historii kiepsko powiał, wywołując raczej śmieszność.

25.jpg


Obok ratusza jest pomnik Adama Mickiewicza. Słabo widoczny, ale jest, bo podobno były zakusy, żeby go usunąć, jednak środowiska polskie skutecznie zablokowały ten ruch.

26.jpg


Przy rynku jest miejsce, gdzie znajdowała się w przeszłości synagoga. Została ona spalona w 1943 roku przez Niemców, a w jej wnętrzu zginęło co najmniej kilkudziesięciu Żydów. Miejsce to upamiętnia obelisk i tablica.

27.jpg



28.jpg


W rynku znajduje się także taki oto niepozorny budyneczek. Prawdopodobnie w nim lub w jego „poprzedniku” była jedna z najstarszych ukraińskich drukarni, założona przez wspomniany wcześniej ród Herburtów. W 1616 roku została zamknięta na mocy dekretu polskiego króla, ponieważ materiały w niej drukowane nie sprzyjały władzy, a i sami Herburtowie nie podobali się politycznie na dworze królewskim. Samo życie. Obecnie w budynku jest galeria, podobno permanentnie nieczynna.

29.jpg


W czasie dalszego spacerku pani Oksana pokazała mi miejsce, gdzie przez lata żył samotny mnich. Upamiętnia go taka oto instalacja.

30.jpg


Jak to w małych ukraińskich miasteczkach, liczba świątyń przekracza potrzeby mieszkańców. Odłamów prawosławia jest dużo i konia z rzędem temu, kto pojmie tę układankę zależności i niekiedy wrogości.

31.jpg



32.jpg


W pewnym oddaleniu od Dobromila znajduje się zakon Bazylianów. Część budynków wygląda postapokaliptycznie, aż zachęcają do eksploracji. Ciekawostką jest fakt, że za czasów komunistycznych w tym miejscu był szpital psychiatryczny.

33.jpg



34.jpg



35.jpg



36.jpg


Poza murami zakonu znajduje się cmentarz, na którym chowani są braciszkowie.

37.jpg


Tak sobie chodziliśmy po mieście i okolicach, czas mijał i wkrótce okazało się, że nie mam jak wrócić na granicę – marszrutki odjechały. Pani Oksana załatwiła ostatecznie swojego znajomego z autem, który zawiózł mnie za stosowną opłatą na granicę w Szegini na nocnego Neobusa. Zamiast o 16.10, musiałem wracać do siebie o 23.30. Może ze względu na późną porę pani celniczka ukraińska nie przybiła mi w paszporcie pieczątki „wychodzącej” i mam nadzieję, że to nie jest groźne dla moich kolejnych wizyt na Ukrainie. Zobaczymy wkrótce.
Wcześniej, w drodze powrotnej, zajechaliśmy jeszcze do niewielkiej miejscowości Niżankowice, gdzie na co dzień mieszka pani Oksana, moja przewodniczka z Dobromila. Bardzo chciała pokazać mi pewien kościół, o którym poniżej. Po wjeździe do miasteczka pierwszy raz wżyciu widziałem, żeby na ulicach nie paliły się w ogóle żadne lampy. Jechaliśmy w totalnych ciemnościach, ludzie przemieszczali się z latarkami. Jak mi wyjaśniono, oszczędności wygrywają ze zdrowym rozsądkiem i po zmroku nie są zapalane światła. Pół żartem, pół serio moi przewodnicy wspomnieli, że światła w nocy są zapalani tylko wtedy, gdy przyjdzie sygnał z pobliskich posterunków straży granicznej, że widziani byli „czarni”, czyli wszelkiego rodzaju osoby chcące nielegalnie przekroczyć granicę i rozpoczynają się ich poszukiwania w miasteczku i okolicach.
W Niżankowicach znajduje się sanktuarium z cudowną figurką Matki Bożej Fatimskiej. Dlaczego cudowną? Otóż kilkanaście lat temu z oczu figurki ciekły słone łzy. Przeprowadzone badania wykazały, że są to łzy identyczne z ludzkimi. Podobno pojawiały się uzdrowienia, zaczęły się pielgrzymki wiernych, głównie z Polski. W czasie naszej wizyty kościół został specjalnie dla nas otworzony i mimo późnej pory (21.30) mogłem w spokoju obejrzeć świątynię. W sanktuarium znajdują się relikwie Jana Pawła II (włosy) i kilku innych świętych.

38.jpg



39.jpg



40.jpg



41.jpg


Pora na luźniejsze tematy. Oto one.
Śliczna, tradycyjna ukraińsko-rosyjska ciężarówka. Widzę podobne przy każdej wizycie na Ukrainie i niezmiennie uśmiecham się na ich widok.

42.jpg


Równie tradycyjna siłownia na świeżym powietrzu, chociaż tym razem nie w barwach narodowych. Oczywiście nikt nigdy w żadnej siłowni nie ćwiczy, ale moda jest, to trzeba budować.

43.jpg


Przez Dobromil podobno przechodził sam Wojak Szwejk. Upamiętnia to poniższa rzecz. Proboszcz prawie czerwieniał ze złości i pluł na boki opowiadając o tym pseudopomniku usytuowanym vis-a-vis kościoła, przy którym fotografują się wszystkie większe i mniejsze pielgrzymki z Polski.

44.jpg


Rzadko widziany przykład twórczości ręcznej. Plakat zapraszający na mecz (format A3, czyli dość spory) wykonany nader starannie, widoczne były ślady linii wyrysowanych ołówkiem, wzdłuż których pisano litery. A stadion nazywa się pięknie: Łafort Arena. Niestety, nie widziałem go na żywo.

45.jpg


W kilkutysięcznym Dobromilu jest szpital składający się z kilku odrębnych budynków z oddziałami, np. chirurgią, czy dziecięcym. Wewnątrz podobno tragedia, wyposażenie jest nader skromne i są plany ograniczenia jego działalności (wiadomo – pieniądze). Oprócz nieco nowszych karetek w użyciu są także takie, które mają „na karku” spokojnie z 30-40 lat.

46.jpg



47.jpg


Dla mnie absolutny hit. Samochód bez jakiejś konkretnej nazwy, przeróbka mająca ponad 50 lat. Wielkościowo wersja mini, bardziej przypominał samochód osobowy, niż ciężarówkę (zdjęcie pana i ciężarówki oddaje właściwe proporcje). Metalowy pojemnik z przodu to zbiornik paliwa, a zielona butla za szoferką to układ hydrauliczny do podnoszenia wywrotki. Właściciel chciał mi oczywiście sprzedać samochód, ale niestety nie zapytałem nawet, ile chciałby za to cudo. Oczywiście jest ono na chodzie, mimo że mieszka w nim sporo pająków.

48.jpg



49.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

jerzy5 17 października 2021 05:08 Odpowiedz
Super że szukasz innej , nie oczywistej Ukrainy