+2
Tanduay 15 stycznia 2022 14:06
Kiedy na łamach fly4free ukazał się artykuł odnośnie nowej mekki dla backpackersów, jaką w najbliższym czasie może stać się Egipt, stało się jasne, że trzeba sprawdzić to na własnej skórze :)

Wycieczka zaczęła się 5.11 porannym lotem z Kraków-Balice do Rzym-Flumicino.
Potencjalne 6h oczekiwania na kolejny samolot do Aleksandrii, okazały się zbyt krótkie na szybką wizytę w wiecznym mieście, ze względu na opóźnienia w Krakowie i czas dojazdu do centrum Rzymu. Padła decyzja o pieszej wycieczce do miasta Flumicino. Trasę jednak ciężko jest pokonać w ten sposób, ze względu na drogi szybkiego ruchu wokół lotniska. Ostatecznie została szybka pizza na lotnisku, nie odbiegająca smakiem od ... hmm ciężko powiedzieć czego i degustacja lokalnych win, przez którą prawie uciekł nam samolot do Aleksandrii ;)


Element animalny pod lotniskiem Flumicino

Lądowanie na lotnisku w Aleksandrii(HBE) planowo o 21:30, wiele się nie opóźniło. Zabawa zaczyna się po wyjściu z rękawa, gdzie czekało nas sprawdzanie certyfikatów COVID, kupowanie wizy i kontrola paszportowa, generalnie duże zamieszanie, słabe oznaczenia i trzeba działać na czuja ;)



Zanim przejdziemy przez wszystkie (defacto wszechobecne) bramki bezpieczeństwa, na ostatniej prostej przed opuszczeniem lotniska, znajdują się punkty z lokalnymi kartami sim - 6GB internetu kosztowało nas 154EGP. O 23 kiedy opuszczaliśmy lotnisko nie udało nam się znaleźć otwartego kantoru/banku, jednak przy samym wyjściu znajduje się kilka bankomatów. Przy odrobinie szczęście Darek wydrukuje trochę banknotów, ale trzeba ładnie poprosić (nam zajęło to dobre 15 minut) :D
Z lotniska nie udało się złapać Ubera do centrum, a transport taxą po małych negocjacjach kosztował 350 EGP za ok. 50km.



widok o poranku

W pierwszy dzień (6.11) zrobiliśmy trasę przede wszystkim pieszą:
- Citadel of Qaitbay stojąca w miejscu latarni morskiej w Faros - napewno warto się wybrać, ciekawe miejsce i fajny widok na promenadę w Aleksandrii
- Meczet Abu al-Abbasa al-Mursiego
- Biblioteka Aleksandryjska - niestety tego dnia była zamknięta, także trzeba było obejść się smakiem.
- generalnie szwędanie się po uliczkach :)

Tutaj ważne info: w obecnych czasach wiele atrakcji, które zwiedziliśmy/chcieliśmy zwiedzić jest otwarte do godziny 16. Ciężko powiedzieć jak ma to zatrzymać to pandemie ale jedno jest pewne - trzeba wcześniej wstawać :D W Aleksandrii turystów jak na lekarstwo, poza miejscowymi w Cytadeli przez cały dzień spotykamy może 4 osoby.


- typowa winda w kamienicach

- jedna z ulic 30m od promenady w Aleksandrii

- trochę taki Czarnobyl



- Cytadela w Aleksandrii

- widok na promenadę w Aleksandrii

- Aleksandryjskie ulice



- przysmaki uliczne

- promenada w Aleksandrii

- dworzec w Aleksandrii

Wieczorem o 18 udajemy się pociągiem do Kairu - bilet kosztuje 65EGP/os. Podczas kupowania przydaje się internet, google translate i zaangażowanie co najmniej kilku postronnych osób na dworcu. Cel osiągnięty, bilety kupione, pierwsze one dollar wręczone :D

Kair witamy na dworcu Ramsis station - okoliczne ulice to jeden wielki bazar. To co dzieje się dookoła można nazwać jednym wielkim chaosem :D w zestawie dostajemy całe stado taksiarzy, którzy z zegarkiem w ręku rzucają się na ofiary wysypujące się z przyjeżdzających pociągów :D Po przejściu kilkuset metrów, udaje się złapać Ubera na Plac Tahrir, gdzie mamy hostel.

Plac Tahrir i jego okolice to aktualnie miejsce, gdzie znajduje się cała masa międzynarodowych hoteli, odnowione kamienice, dobrze wyglądające kawiarnie i restauracje. Zwiedzanie zaczynamy od wieczornego poszukiwania jedzenia i zimnego piwka, o które nie łatwo :)


- dworzec w Kairze

- okolice dworca




- Plac Tahrir nocą

Na początek dnia (7.11) dostajemy próbkę smogu w mieście, a po śniadaniu kierujemy się w stronę piramid w Gizie. Po 2h spacerze, 100 krotnym odmówieniu kupna czegokolwiek za "łan dollar sir" oraz poprawieniu opalenizny budowlanej ;) możemy zgodnie stwierdzić, że piramidy robią mega wrażenie i jest to miejsce, które trzeba odwiedzić chociaż raz życiu. Koszt to 200EGP za zwiedzanie całego kompleksu za wyjątkiem wnętrza. Takie właśnie bilety radzili nam kupić wszyscy - od taksiarzy po ludzi w hostelu.


- kairski smog

- typowa autostrada w Kairze









Dalej udajemy się na zwiedzanie historycznej dzielnicy koptyjskiej, w której klimatyczne uliczki przywodzą na myśl te na Starym Mieście w Jerozolimie. Po najważniejszym wydarzeniu dnia jakim dla ekipy wyjazdowej z całą pewnością jest szeroko pojęty obiad, udajemy się na (nieświadomy) spacer. Jak się później okazuje trafiamy do dzielnicy zablokowanej przez policję, atmosfera wydaje się być średnio przyjazna, dlatego szybko się z niej ewakuujemy. Następnie trafiamy do ścisłego centrum, które tętni życiem w godzinach wieczornych. Na mieście jest sporo młodych ludzi. Dużą popularnością cieszą się lokalne biznesy, polegające na robieniu zdjęć z Nilem w tle. Dla chętnych są nawet duże ramki z kwiatów, żeby zdjęcie cieszyło się większą liczbą lajków w mediach społecznościowych. Z innych ciekawych zajęć - zamiast kupować kłódkę z grawerem, można od razu poprosić o grawer na moście :D


- jedzenie w dzielnicy Koptyjskiej

- dzielnica koptyjska





- okolice placu Tahrir

- przypadkowo spotkana miejscówka w centrum, klimat nieodbiegający od modnych miejsc w dużych polskich miastach

- jeden z hoteli nad Nilem

- widok na Nil

- widok na Nil

- brama przed Cairo Opera House na wyspie Gezira na Nilu

- Cairo Opera House

- most 6 października na Nilu

Kolejnego dnia (8.11) na pierwszy ogień idzie Muzeum Egipskie. Warto przyjść do muzeum zanim dotrą do niego autokary z kurortów i wysypią się tabuny ludzi znudzonych i zmęczonych po tygodniu imprezy/zwiedzaniu piramid, czego oczywiście My nie zrobiliśmy :) Cena za zwiedzanie muzeum to 200EGP/os. - dodatkowa opłata jest np. za wniesienie aparatu fotograficznego (i nie mam tu na myśli aparatu w telefonie :D). Zdecydowanie warto - kawał historii! Chociaż dla nas wystarczyło 3h intensywnego chodzenia i jeszcze zdążyliśmy posiedzieć 15 min na schodkach z widokiem na największe eksponaty. Dla pasjonatów pewnie jeden cały dzień to będzie mało ;)


- Muzeum Egipskie





Następnym punktem tego dnia była Cytadela Kairska na czele z Meczetem Muhammada Allego, który jest bliźniaczo podobny do Niebieskiego Meczetu w Stambule. Bardzo ciekawe miejsce! nieliczni turyści :) W zestawie dostajemy świetny widok na panoramę Kairu o ile smog nam na to pozwoli. Na miejscu jest jeszcze kilka meczetów i muzeów do których można zaglądnąć ;) Cena za wstęp na teren kompleksu to 180EGP/os.


- Mosque of Muhammad Ali

- Mosque of Muhammad Ali

- panorama Kairu

wnętrze meczetu

- panorama Kairu

- National Military Museum Egypt

- National Military Museum Egypt

- National Military Museum Egypt


Przed opuszczeniem Kairu chcemy jeszcze odhaczyć lokalny targ. W przewodnikach polecany jest Chan al-Chalili. Uber wysadza nas 2km na zachód od potencjalnego celu, bo dalej dojechać już się nie da, przypadek? Okazuje się, że wszystko dookoła jest jednym wielkim bazarem! Natężenie ludzi jest tak duże, że pierwsze kilkaset metrów, chcąc dostać się w okolice Al-Hussain Mosque czujemy się jak porwani przez fale tsunami. Jedyny gringo jakiego spotykamy po drodze, podąża w tym samym kierunku co i My, a że wyglądem i strojem przypomina Dwayne Johnsona z Jumanji, to jego 1osobowa wycieczka niespodziewanie znacznie się powiększa :D W okolicach meczetu widać już więcej turystów, przez co i ceny zaczynają robić się bardziej turystyczne. Zdjęć z tego etapu wiele nie mam, bo telefon po wyjęciu z kieszeni mógłby już nie wrócić na swoje miejsce ;)


- ulice Chan al-Chalili

- ulice Chan al-Chalili

- Al-Hussain Mosque

- Al-Hussain Mosque

Po wieczornym posiłku zabieramy plecaki z hostelu i kierujemy się na dworzec. Kolejnym etapem jest podróż pociągiem nocnym z Kairu do Luxoru, pociąg odjeżdża przed 20 i o 6 rano powinien być na miejscu. Koszt za miejsce w dwu-osobowej kuszetce, to 80USD. Jest możliwość połączenia dwóch takich kuszetek w jedną większą, jeśli obie strony są co do tego zgodne (istnieją sekretne drzwi :)). W cenie dostajemy miejsce do spania, kolacje i śniadanie z budzeniem, jeśli kierownik wagonu akurat tego dnia nie zaśpi :D Pociąg posiada klimatyczny wagon barowy, można się poczuć jak w latach 90', a zapach na ciuchach przypomina o tej imprezie przez kolejne kilka dni wycieczki ;) W pociągu nie kupimy niestety alkoholu, ale nie było problemu, jeśli ktoś przyszedł ze swoim piwkiem do wagonu barowego. Jeśli ktoś zastanawia się co było sprzedawane to już odpowiadam - kawa i herbata co typowe dla tej części świata ;)

IINFO: Podczas całego wyjazdu jeździliśmy w "normalnych" wagonach, w zależności od tego w jakiej klasie akurat było wolne miejsce. Bilety kupowaliśmy w dzień odjazdu pociągu na dworcu. Za przykładową trasę Aleksandria - Kair zapłaciliśmy 65 EGP/os. w 2 klasie. Na stronie internetowej Egipskich Linii Kolejowych można łatwo sprawdzić godziny i ceny pociągów: https://enr.gov.eg/ticketing/public/smartSearch.jsf.
Wyjątkiem jest pociąg nocny, którym jechaliśmy z Kairu do Luxoru (najdłuższa trasa to Aleksandria - Aswan), informacji na temat tego pociągu było stosunkowo mało. Z racji ograniczonego lotami wyjazdu i napiętego grafiku, zdecydowaliśmy się na kupno biletów przez stronę internetową. Po zaznaczeniu, że jesteśmy obcokrajowcami wskakuje cena 80USD/os. i z automatu lądujemy w wagonie dla turystów. Można też spróbować zakupu biletu jako "miejscowy", który jest o wiele tańszy - jeśli ktoś tak zrobił to dajcie znać! ;)


- wnętrze kuszetki 2os.

- kolacja w pociągu

- śniadanie z chipsami :D

Noc mija całkiem spokojnie. Przekonani o porannym obudzeniu przez konduktora, nikt z nas nie nastawia budzika, co jak się okazało rano nie było przemyślaną decyzją :D Kierownik wagonu oczywiście zaspał :D obudził nas 30min. przed naszą metą, pobiegł do przedziału obok, po czym wrócił do nas zdyszany z gorącą herbatą i naszym śniadaniem :) Finalnie przed godziną 7 rano (9.11) wysiadamy na dworcu w Luksorze. Uderza nas gorące powietrze, które zwiastuje ciężki dzień. Zgodnie ze złotą zasadą, mijamy pierwszą chmarę łowców gringo do przewiezienia, chcemy na spokojnie ogarnąć podwózkę, pod przeprawę na drugą stronę Nilu. Okazuje się, że lokalni kierowcy taksówek i łódek przewożących ludzi przez Nil są wyjątkowo namolni. Pierwszy raz zostajemy zwyzywani przez kierowcę... Wracamy do złotej zasady: potencjalny biznesmen ( oczywiście podzieli się z Wami swoją bussines card ) goniąc za swoją ofiarą, rzuca cenę za usługę. Nasza oferta opiewa na 20% jego oferty, On się oburza, ale nadal podąża za potencjalnymi klientami. Po 100m cena wynosi 30-40% ceny początkowej, dobijamy targu!


- peron na dworcu w Luksorze o poranku

- Dworzec w Luxorze z zewnątrz i poranna pusta ulica

- poranny widok na Nil

- łódki pływające regularnie po Nilu

- widok na drugą stronę brzegu

- bananowce w centrum miasta

Po zostawieniu plecaków w hostelu decydujemy się na szybkie zwiedzanie, tak by uniknąć największych upałów. Pierwszym celem jest dla nas Dolina Królów, na ten temat jest sporo informacji w czeluściach internetu, tak więc w skrócie. W cenie 240EGP mamy wstęp do 3 wybranych przez Nas ogólnie dostępnych grobowców. Warto tu jednak wspomnieć, że z czasem zmienia się lista tych grobowców, które są dostępne do zwiedzania dla turystów. Do kilku z grobowców można dostać się po uiszczeniu dodatkowej opłaty za wstęp. Ze względu na to, że lista dostępnych grobowców mocno zweryfikowała nasze plany, wyboru dwóch pierwszych dokonaliśmy metodą chybił trafił. Tym sposobem trafiliśmy do grobowców Merenptah oraz Tausert&Setnakht, a dzięki niewielkiej liczbie osób w obu grobowcach, można było poczuć klimat i oddać się kontemplacji :) Na koniec zostawiliśmy sobie grobowiec Ramzesa III. Osobiście uważam, że znacznie przebijał dwa poprzednie, wygląda naprawdę spektakularnie. Tutaj już niestety ilość osób nie pozwalała na spokojne oglądanie, ale i tak warto było zobaczyć te wnętrza.









Po zwiedzeniu Doliny Królów przyszedł czas na Świątynie Hatszepsut. Cena za zwiedzanie to 140EGP/os. (standardowo ceny dla miejscowych są przy każdej atrakcji nawet kilkukrotnie niższe). Zwiedzanie nie zajmuje nam dużo czasu, z jednej strony z uwagi na upał, który coraz bardziej zaczyna doskwierać, a z drugiej na samą świątynie. Ta robi duże wrażenie z zewnątrz, natomiast w środku (dla osób, które nie są wielkimi pasjonatami) już nie jest tak spektakularna jak mogłoby się wydawać. Po drodze do hostelu zatrzymujemy się jeszcze na szybkie zdjęcie pod kolosami Memnona i idziemy na obiad do Wolf Restaurant, którą z czystym sumieniem mogę polecić. Restauracje prowadzi Egipcjanin, który większość życia mieszkał w Kalifornii i sprowadził się na emeryturę w rodzinne strony. Pyszne, lokalne jedzenie i można do tego swobodnie porozmawiać.


- Świątynia Hatszepsut

- Świątynia Hatszepsut

- Kolosy Memnona

- obiad w Wolf Restaurant

- Thebes Hotel

- tereny zielone przylegające do Nilu

Po relaksie nad basenem przy zimnym piwku, wybieramy się na zwiedzanie Świątyni Luksorskiej, która jako jedna z nielicznych otwarta jest do późnego wieczora. Oświetlenie tworzy naprawdę magiczny klimat i aż ciężko jest nam opuszczać to miejsce. Cena za zwiedzenie wynosi 140EGP/os., niestety aleja sfinksów była już zamknięta i finalnie nie udało Nam się nią już zobaczyć z uwagi na brak czasu.
Nasz hostel poza basenem na dachu, posiada jeszcze taras, położony znacznie wyżej od otaczających budynków, z którego jest pzrepiękny widok na góry i świątynie Hatszepsut. O wschodzie słońca można nawet dostrzec kilka balonów na horyzoncie, a to wszystko za bagatela 70zł/os. - także warto było dopłacić te kilka złotych ;)


- Świątynia Luksorska

- Świątynia Luksorska

- Świątynia Luksorska

- fragment Aleii Sfinksów

- wieczorny widok z hostelowego tarasu

- poranne balony w Luksorze

- c.d. widoku na Hatszepsut

Kolejnego dnia (10.11) razem z całym ekwipunkiem, zabieramy się z hostelu i udajemy się do Zespołu Świątyń Karnaku. Nasz środek transportu pod przeprawę przez Nil zaskakuje Nas samych :D do tej pory jeździliśmy już naprawdę całą gamą klasyków motoryzacji. Zdarzały się również przeróżne sytuacje, jak np. kierowca, który zapomniał o trzymaniu swoich drzwi (dziwnym trafem nie zamykały się) i o mały włos nie skasował nimi wojskowego, podczas skręcania na skrzyżowaniu :D ale w Sardynki się jeszcze nie bawiliśmy :D Widząc miejscowe tuk-tuki twierdziliśmy, że 2 os. to jest dla nas totalny max na tego typu pojazd. Człowiek w potrzebie naprawdę potrafi przekroczyć swoje granice! Okazało się, że z tyłu mieszczą się 3 osoby przy średnim wzroście 1,85m, z plecakami na kolanach i groźbą amputacji nóg po ustaniu w nich krążenia. Jeden odważny kaskader, może nawet jechać przytulony do kierowcy, walcząc w każdej sekundzie o nie wypadnięcie z pojazdu :D

Po tej zabawnej części, docieramy do kompleksu i po raz kolejny nie możemy wyjść z podziwu dla oglądanego przez nas zespołu świątyń. Duże znaczenie może mieć tu fakt, że z braku czasu przed wyjazdem nikt z Nas nie spędził dziesiątek godzin na oglądaniu zdjęć i czytaniu o dostępnych tu miejscach historycznych. Chyba właśnie dzięki temu, każde kolejne miejsce niezmiennie nas zachwycało. Cena za zwiedzanie kompleksu to 200EGP/os., można śmiało spędzić tam kilka godzin. Ciekawym doświadczeniem dla Nas w tym miejscu, było spotkanie z naszą krajanką, mieszkającą w Krynicy. Do Egiptu przyjechała będąc już na emeryturze, na miesięczne samotne zwiedzanie, korzystając z couchsurfingu i hosteli :) serdecznie Pozdrawiamy!! jeśli w jakiś sposób to dotrze do adresatki :)


- Zespół Świątyń Karnaku

- Zespół Świątyń Karnaku

- Zespół Świątyń Karnaku

- Zespół Świątyń Karnaku

- Zespół Świątyń Karnaku

- Zespół Świątyń Karnaku

Po skonsumowaniu lokalnego fast fooda, rozpoczynamy polowanie na pociąg do Asuanu, niczym lokalni taksówkarze wyczekujący na nowo przybyły autokar z Kairu. Po dość sprawnej podróży która kosztowała nas 125EGP/os., zostawiamy plecaki w hostelu nieopodal dworca i planujemy wybrać się na krótką wycieczkę po mieście. Jednak jak brzmią słowa znanej piosenki - los bywa przekorny ;) W planach mieliśmy sprawną przeprawę na Elephantine Island - wycieczkę na wyspę skalną, będącą kolebką osadnictwa - przy powoli zachodzącym słońcu i dobry obiad. Przeprawa łódką z silnikiem spalinowym kosztuje 5EGP/os i trwa ok.5min, my wybieramy rejs Faluką. Dostajemy oferty typu dwugodzinny rejs wokół wyspy w cenie 400EGP/lódkę, Nam zależało jedynie na krótkiej wycieczce i mimo wszystko sprawnym dostaniu się na wyspę. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ofertę 55EGP/łódkę za sam transport na wyspę, bez zbędnych ceregieli :D Podczas rejsu okazało się jednak, że Nasz kapitan nie do końca ogarnia swoją maszynę i z krótkiej wycieczki robi się 2,5h męki. Niewiele brakowało do zatopienia Faluki! a jeden z Naszych kompanów stał się nawet sternikiem :D Na wyspę dotarliśmy dawno po zachodzie słońca. Na osłodę zostaje nam krótki spacer po niej, zimne piwko i pyszny obiad w Bob Marley Moonlight terrace restaurant cafe ;) wracamy już łódką motorową...


- plac przed dworcem w Asuanie

- Nil + Faluki

- Nil + Faluki

- Nil + Faluki

- widok z Bob Marley Moonlight terrace restaurant cafe

- widok z Bob Marley Moonlight terrace restaurant cafe

- Bob Marley Moonlight terrace restaurant cafe





Nazajutrz (11.11) po dość wczesnej pobudce, wybraliśmy się na poranne polowanie na kierowcę, który obwiózłby nas po okolicznych atrakcjach. Udaje nam się dogadać z Nubijczykiem, który jak się okazuje poza pracą taksówkarza, pełni również służbę w traffic police - charakterystycznej dla Egiptu.
Jedziemy zobaczyć Philae Temple, która leży na Agilkia Island. Poza ceną wstępu, wynoszącą 180EGP/os. zostaje kwestia transportu łódką na wyspę, która nie jest w cenie. Udaje się Nam wynegocjować przeprawę w obie strony dla 4 os. za 200EGP. Po zwiedzaniu świątyni pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Wysoką Tamę na Nilu, której budowa przyczyniła się do utworzenia Jeziora Nasera będącego jednym z największych sztucznych zbiorników na świecie.


- graffiti w Asuanie

- Philae Temple

- fotka na insta ;)

- Trajan's Kiosk

- Philae Temple

- Philae Temple

- widok na Nil z Wysokiej Tamy

- widok na Jezioro Nasera z Wysokiej Tamy

Wycieczka objazdowa powoli dobiega końca, trafiliśmy na ciekawego taksówkarza-przewodnika, z którym całą drogę przegadaliśmy na wszelkie tematy - od polityki po życie codzienne. Jeden z nas -"wybraniec" - dostał nawet propozycję pozostania w rodzinnej wiosce naszego nowego kolegi i wybrania sobie trzech żon :D Jesteśmy dogadani na 250EGP za ok.4h objazdówki, nie obyło się bez dodatkowych one dollar za dotrzymywanie towarzystwa i opowieści, ale w tym przypadku było warto ;)

Z racji tego, że planowany lot powrotny mieliśmy za niecałe 2 dni z Marsa Alam do Berlina, rozpoczeliśmy poszukiwania środka transportu nad Morze Czerwone. Okazało się to o wiele bardziej problematyczne niż początkowo mogło się wydawać. Bus/autokar liniowy z Asuanu do Marsa Alam odjeżdża raz dziennie o godzinie 6 rano z dworca. Chcieliśmy jeszcze wybrać się na szybki snorkeling nad Morzem Czerownym, tak więc decydowaliśmy się na autokar do Hurgrady o godzinie 19, który według zapewnień nie jedzie dłużej niż 6h.

Kilka faktów: prywatne samochody, taksówki i busiki potrzebują specjalnego pozwolenia na wjazd do strefy nad Morzem Czerwonym, gdzie znajdują się wszystkie kurorty. Wyrobienie takiego pozwolenia wg. tego co udało Nam się dowiedzieć, trwa dzień czasem dwa dni i mogą być przy tym potrzebne dokumenty typu paszport pasażerów. Autokary liniowe z racji kursowania regularnego, takiego pozwolenia nie potrzebują, niemniej jednak istnieją po drodze check pointy, gdzie mogą zostać sprawdzone paszporty ale jest to raczej formalność. My przez pół dnia byliśmy oszukiwani! Chyba jest to najlepsze słowo do opisania zaistniałej sytuacji! Wiele osób od taksówkarzy (o ile można wg. im ufać) po Egipskich pilotów wycieczek twierdziło, że jako turyści NIE MOŻEMY jechać autobusem liniowym i konieczna jest organizacja prywatnego transportu. Takie załatwianie oczywiście trwa długo. Ostatecznie i szczęśliwie dla nas - okazało się to nieprawdą, bilet na autobus liniowy jak najbardziej można kupić, w listopadzie kosztowały 160EGP/os.

Po 10h przejażdżki autokarem, po największych zakamarkach Egipskiej prowincji, 10 krotnym postoju i jednym dłuższym przystanku na oglądanie przez 40 min meczu Liverpoolu z Salahem w roli głównej, docieramy o 5 nad ranem do Hurghady. Po szybkiej regeneracji wybraliśmy się jeszcze się na wspomniany wcześniej snorkeling - defacto nie zachwycił nas aż tak bardzo, żeby można było opisywać tu coś więcej. Ostatniego dnia (13.11) udajemy się (z umówionym dzień wcześniej na ulicy kierowcą) na lotnisko w Marsa Alam za cenę 800EGP/kurs, gdzie odległość wynosi ponad 200km. Liniami EasyJet lecimy do Berlina, tam wsiadamy w Flixbusa do Krakowa i w ten o to sposób kończy się nasza przygoda w Egipcie - czas wracać do pracy ;)

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

sinap 15 grudnia 2022 15:38 Odpowiedz
Fajny tekst. Super. Ja w tamtym tygodniu byłem na przedłużony weekend tylko w Kairze (no i w Gizie zobaczyć piramidy), ale miasto mnie rozczarowało - brudno, smog, że ciężko oddychać i wszędzie te zaczepki, klaksony. Warto zobaczyć to na własne oczy, ale raczej tam nie wracać (bynajmniej ja ;) Pozdrawiam.