+2
Iza N. 29 maja 2022 15:10
Nie wiem czy mój debiut relacjowy będzie dla kogoś przydatny, ale pierwszy raz postanowiłam spisać relację również dla samej siebie. Niestety pamięć się szybko zaciera i pewne szczegóły z czasem ulatują.

Moim celem jest odwiedzenie wszystkich regionów świata. Jako kryterium podziału przyjęłam listę regionów świata ONZ. Do końca zostało mi 5 regionów.

Jednym z regionów jest Polinezja. Ceny biletów na polinezyjskie wyspy są bardzo wysokie, nie mówiąc już o rzeczywistości covidowej, gdzie po prostu często nie można/bardzo trudno wjechać. Ryzyko, że bilety za parę ładnych tysięcy przepadną, jest też duże. I wtedy widzę całą na biało promocje biletów na Hawaje. Region się zgadza – biorę! Zostajemy szczęśliwymi posiadaczami biletów na Hawaje, a następnie sprawdzam ceny noclegów. Ups. Nie spodziewałam się, że będzie tanio. Spodziewałam się cen: „drożej niż w kontynentalnym USA, ale coś się znajdzie”. A tu jednak sporo drożej.

Image

Od razu odrzuciliśmy też główną wyspę Oahu z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że być może kiedyś w przyszłości uda się wrócić w te regiony na dłużej i będziemy się na przykład przesiadać w Honolulu, więc można to zostawić na to kiedyś. Po drugie nie leci się na drugi koniec świata, żeby odwiedzić najbardziej zaludnioną wyspę, no nie? ? Koncepcja ta niestety, też nie pomogła w obniżeniu kosztów. Kolejnym problemem do rozwiązania okazał się transport, czyli ceny wynajmu aut – kosmos. Ponoć wypożyczalnie wyzbyły się dużej liczby aut podczas lockdownów i teraz jest niedobór, bo turystów w związku z luzowaniem obostrzeń przybywa. A to winduje ceny.

Rozpisałam sobie wszystkie miejsca, które chcę odwiedzić na każdej wyspie i sporo można było ogarnąć przy pomocy transportu publicznego, ale oczywiście nie wszystkie. Decyzja była taka, żeby na każdej wyspie wziąć auto na 1 dzień i objechać wszystkie te miejsca, gdzie autobusy nie dojeżdżają. Jako, że jesteśmy fanami przemieszczania się z buta, wszędzie tam, gdzie odległość na to pozwalała chodziliśmy na piechotę.

To może co było tanie? Oczywiście pamiętając przy tym, że jest to jeden z tych kierunków, że nawet jak jest tanio to jest drogo :D. Jedzenie! Korzystaliśmy z miejscowych sieciówek z jedzeniem zwanych L&L Hawaiian Barbecue. Ceny bardziej niż przystępne, a dodatkowo same lokalne specjały. Czegóż chcieć więcej? Można popróbować wielu potraw typowo z regionu. Jak np. Kaula Pig, ale też ryby czy owoce morza. Wiadomo jak to w USA, żadne tam wykwintne jedzenie, po prostu smażone w panierze. Niech jednak pierwszy rzuci kamieniem ten co nigdy nie ma ochoty na takie guity pleasure przy pomocy comfort food. Tanie były lokalne autobusy – pojedynczy bilet 2$.
Tanie były również przeloty lokalne. Linia Southwest wchodziła wtedy na rynek hawajski i miały promocje na przeloty za 44$ w wersji flex. Przydało się. Rzeczywiście zmienialiśmy przeloty w trakcie pobytu. Loty niestety z przesiadkami w Honolulu, a nie bezpośrednie, na szczęście bez długiego oczekiwania na lotnisku. Loty super krótkie po 20 minut.

Plan był następujący: 5 dni na Kauai, 4 dni na Hawai (Big Island) i 6 dni na Maui.

Nie chcieliśmy wciskać w plan dużo więcej, żeby mieć czas na w miarę spokojne zwiedzanie, a nie bieganie z wywalonym jęzorem. Choć przyznaję, że dni samochodowe były intensywne.

W chwili naszego wylotu musieliśmy mieć certyfikat szczepień, test antygenowy i kod QR hawajski.

Dzień 1 15.01.2022 – 11 550 kroków
Lot GDN – FRA - LAX – Kauai (LIH) Lufthansa

Z lotniska oczywiście postanowiliśmy iść z buta. Hotel był blisko. Nieudało nam się to jednak, bo przemiły pan się zatrzymał i podrzucił nas do hotelu. To się okazało standardem i zdażyło się jeszcze wiele razy podczas wyjazdu.

Noclegów w akceptowalnej cenie jest tak mało, że nie ma z czego wybierać. Airbnb też szału nie robi. Dodatkowo chcąc korzystać z transportu publicznego ważna jest lokalizacja. Padło na Kauai Palms Hotel, który był jednym z tańszych opcji (170$ za noc), a dodatkowo blisko busów. Pokój jak pokój.

Image

Tego samego dnia postanowiliśmy iść na piwo do lokalnego baru. Wybraliśmy naszym sposobem największą mordownie w okolicy. To wiąże się przynajmniej z dwoma plusami: lokalny folklor zawsze na propsie i lepsze ceny. Przysiedliśmy się do miłego Pana przy barze, który jak się okazało był znajomym właścicieli lokalu. I tak się jakoś potoczył ten wieczór, że barman nam postawił piwo, a Pan dał nam kolację na wynos, żebyśmy nie byli głodni ?. Dobry początek.

Dzień 2 – 16.01 – Poipu Beach i Maha'ulepu Heritage Trail – 27 955 kroków


Na ten dzień zaplanowałyśmy na rozruch spacer.

Transport oczywiście publiczny – bilety kupuje się u kierowcy – tylko kwota odliczona – około 2 dolary.

Image

Wybraliśmy plaże Poipu, która słynie z żółwi. Dodam tutaj nawiasem, że wszędzie, gdzie dotąd byliśmy i miały być żółwie, ich nie było, bo prądy nie te, pora nie ta, za małe fale, za duże fale, fale nie z tej strony :P . A tutaj? Też nie było :D. Michał wszedł do wody z okularkami i nic. Były za to dwie cudne foczki, zwane Mniszkami Hawajskimi. Jest to gatunek zagrożony, populacja to około 1750 osobników. Foczki były ogrodzone, żeby turyści nie wchodzili im w drogę i żeby mogły w spokoju odpoczywać. Troska o przyrodę bardzo nas w Hawajczykach ujęła. Nie tylko ratownik bacznie się przygląda turystom, ale wszyscy lokalesi! Podchodzisz za blisko? Ktoś zwróci Ci uwagę. Bardzo mi się to podobało.

Image


Image


Image


Image

Spotkaliśmy też kolejne zwierzęta – kury, koguty, kurczaki. Tak to nie żart. Na tablicach pokazujących polinezyjskie zwierzęta też są uwzględnione. Są wszędzie, co wydało nam się ciekawe, więc doczytaliśmy ich historię. Podczas huraganu kurniki uległy zniszczeniu, kury uciekły, rozeszły się po całej wyspie i nastąpił proces odwrotny udomowieniu – czyli zdziczały. Rzekomo jest to ciekawy przypadek dla naukowców, bo niewiele jest gatunków u których można właśnie zaobserwować wtórne zdziczenie (czy jak tam to powinno się poprawnie nazywać).

Image

Image

Po krótkim pobycie na plaży Poipu, poszliśmy na spacer wzdłuż wybrzeża Maha'ulepu Heritage Trail.

Image

Image

I z klifu zobaczyliśmy pływające żółwie. A więc one istnieją! Nie jest to globalny spisek! :D Ale nie tylko żółwie. Z klifów było widać, daleko, ale jednak - wieloryby. W zimie jest sezon na obserwację wielorybów. Przypływają z zimnych północnych wód, żeby urodzić młode, podkarmić je i płynąć z powrotem na północ. Ale o tym napiszę jeszcze parę słów później.

Image

Mijaliśmy też piękne resorty, których ceny zdecydowanie nie były na naszą kieszeń.

Image

Wieczorkiem przy motelu w małej restauracyjce próbujemy lokalnej odmiany, chyba można powiedzieć ramenu, czyli zupy saimin. Biorę z konserwą SPAM, którą można spotkać przyrządzaną na różne sposoby na całych Hawajach. Jak dla mnie dziwne i szału nie ma. Może przez tą konserwę?

Image

Miał być mały spacer, a wyszło jak zawsze. Jesteśmy zachwyceni tym pierwszym dniem. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że dane nam będzie podziwiać mniszki na plaży i że już pierwszego dnia zobaczymy wieloryby.

Dzień 3 – 17.01 Haena Staten Park – 34 394 kroków

Dzień zaczynamy od typowej amerykańskiej restauracji śniadaniowej. Knajpka Dani’s jest blisko hotelu i jest otwarta od 5. Próbujemy Kaula Pig – długo pieczona, szarpana wieprzowina, tradycyjnie tylko z dodatkiem liści taro i sola morską. Jak dla mnie danie po prostu mdłe. A może źle przyrządzone? Dam mu jeszcze szanse gdzie indziej. Nie ma dziś już taryfy ulgowej, to będzie długi dzień. Po dolewce kawy, mamy siły ruszać dalej. Wsiadamy w busa skoro świt i jedziemy do miejscowości Hanalei.

Najlepszym sposobem na odwiedzenie parku wybrzeża Na Pali jest 2-3 dniowy trekking do Kalalau Beach. W tym celu trzeba mieć ze sobą sprzęt kempingowy i z dużym wyprzedzeniem ogarnąć zarówno bilety do parku jak i specjalny permit na trekking. Liczba permitów mocno limitowana. My tą opcję odpuściliśmy, głównie ze względu na potrzeby sprzęt. Cały musieliśmy kupić w USA, bo lecieliśmy z małym bagażem.

Zdecydowaliśmy się na przejście odcinka do Hanakāpī'Ai Beach i potem do Hanakapi'ai Falls. Autobusem dojechaliśmy do Hanalei. Niestety dalej trzeba wziąć shuttle. Shuttle za 10 km, wraz z biletem do parku kosztuje 35$. Można go kupić na https://gohaena.com/. Inną opcją jest wykupienie parkingu i pojechanie autem, ale ze względu na ceny wynajmu aut, była to opcja zasadniczo droższa. I gorsza bo parking dostajemy tylko na 4 godziny, to za mało.

Odwiedzamy plaże Ke'e Beach i idziemy dalej do Hanakāpī'Ai Beach. Trasa jest bardzo malownicza, ale też bardzo śliska. W pewnym momencie następuję klasyczny duposiadek. Po drodze znowu widzimy wieloryby.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Droga zajmuje nam dłużej niż myśleliśmy. W dalszej kolejności chcieliśmy odwiedzić Hanakapi'ai Falls. Okazuje się, że jest na to trochę za późno i pomimo, że mój mąż powiedział przed wyjazdem „przeczytałem, że na Hawajach nie ma komarów” – nie do końca jest to prawda. Dosłownie 100m od plaży na trasie do wodospadów jest ich już tak dużo, że decydujemy się zawrócić. Otóż komary SĄ na Hawajach i w niektórych miejscach nawet dużo. Ja mam alergię, niestety. Mam manierę wciskania w plan za dużo rzeczy i próbuję się tego oduczyć. Decyzja odwrotu jest podyktowana również tym, żeby wrócić na spokojnie i nacieszyć się widokami, a także przejść się w okolice Tunnel Beach. Wracając zachodzimy ponownie na plażę Ke'e Beach i czeka na nas kolejna foczka. Jako że plaża bardziej odludna, nie jest odgrodzona sznurkiem. Wygląda przepięknie na tle Na Pali Coast!

Image

Image

Kontynuujemy spacer do Tunnels Beach. Naszym oczom ukazuje się wychodzący z wody wprost z na nas piękny żółw. Obchodzimy go ostrożnie robiąc zdjęcia na dużym zoomie.

Image

Image

Image

Image

Image

Przechodząc dalej widzimy kolejnego odpoczywającego na plaży.

Image

Wracamy do shuttle busa i jedziemy do Hanalei. Mamy jeszcze sporo czasu do ostatniego autobusu do Lihue. Postanawiamy zjeść we wspomnianym L&L Hawaiian Barbecue, a następnie pokręcić się po okolicy. Ja wybieram smażone krewetki i rybę, w zestawie mam nawet jednego przegrzebka, pycha! Michał Loco Moco, czyli kotlet jak do hamburgera, jednak z ryżem i sosem pieczeniowym. Wszystko podane z sałatką makaronową.

Image

Na plaży Hanalei Beach oglądamy zachód słońca i wracamy do Lihue.


Dzień 4 – 18.01 Dzień samochodowy Kalalau Lookout i Waimea Canyon – 13 946 kroków


Auto mieliśmy zabukowane z lotniska. Najniższa klasa za 150$ za dzień, z pełnym ubezpieczeniem bez wkładu własnego. Można oczywiście ubezpieczenie kupić osobno, ale trzeba mieć na uwadze, że trzeba kupić osobno wtedy również podstawowy pakiet OC, bo w stanach da się wypożyczać auto zupełnie bez ubezpieczenia. Dla spokoju wzięliśmy cały pakiet z wypożyczalni. Gdy doszliśmy na miejsce Pani w okienku zaproponowała za dodatkowe 35$ Mustanga cabrio. No cóż i tak drogo – niech chociaż będzie fajnie :D.

Image

Auto zrobiło szał – pierwszy raz mamy okazje jechać w kabriolecie.

Image

Image

W pierwszej kolejności pojechaliśmy na Kalalau Lookout. Przeszliśmy się również nieco w okolicy. Za bilet do parku płaci się w kasach samoobsługowych. Widoki na Na Pali Coast przepiękne!

Image

Image

Image

Następnie oglądamy Waimea Canyon zatrzymując się na różnych punktach widokowych. Kanion jest bardzo malowniczy, ale po widokach na Na Pali i odwiedzonym kiedyś Wielkim Kanionie nie robi takiego wielkiego wrażenia.

Image

Image

Image

Dojeżdżamy do niebyt uroczej miejscowości Waimea i robimy postój na lunch, klasycznie w L&L. Zajadam Kaula pork with cabbage i to jest strzał w dziesiątkę. Wieprzowina jest dużo lepiej doprawiona. Dodatek kapusty świetnie pasuje.

Image

Zajeżdżamy jeszcze zobaczyć Wailua Falls i Opaeka Falls, ale szału nie ma i wracamy.

Dzień 5 – 19.01 Helikopter – 20 035 kroków


Wcześnie rano jedziemy jeszcze raz na Tunnels Beach, licząc na więcej żółwi, ale jest tylko jeden żółw, przy którym jest tabliczka, żeby mu nie przeszkadzać, bo jest to chory żółwik z guzem – widocznie jest w tym samym miejscu co rano.

Wracamy, oddajemy auto na lotnisku. Udajemy się na krótki spacer po okolicy, jemy lunch i wracamy znowu na lotnisko.

Lot helikopterem był na liście MUST na Hawajach od samego początku. Trzeba było wybrać wyspę i trasę. Zdecydowaliśmy, że chcemy zobaczyć Na Pali Coast z powietrza. Trzeba było też wybrać firmę przewozową, a wybór jest ogromny, bo atrakcja ta jest super popularna. Wybraliśmy http://www.sunshinehelicopters.com ze względu na możliwość wyboru miejsca w helikopterze. Po prostu miejsca z tyłu są do bani. Tu za niewielką dodatkową opłata w stosunku do ceny mogliśmy kupić i zagwarantować sobie przednie siedzenia przy pilocie. Zazwyczaj miejsca są przydzielane po wadze uczestników i nie mamy na nie wpływu. Przed odlotem niemiła niespodzianka, revolut nie zadziałał. Trzeba zapłacić zwykłą kartą. Szybki rachunek – 50$ w plecy.

Lot trwał aż 50 minut. Trasa przedstawiała się tak:

Image

Przelatujemy nad kanionem, a potem naszym oczom ukazuje się wybrzeże Na Pali. Widoki są zachwycające.

Image


Image


Image


Image


Image


Image


Image



Dodaj Komentarz

Komentarze (24)

olajaw 2 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
[quote="Iza N."]Nie wiem czy mój debiut relacjowy będzie dla kogoś przydatny, ale pierwszy raz postanowiłam spisać relację również dla samej siebie. Niestety pamięć się szybko zaciera i pewne szczegóły z czasem ulatują. Pisz pisz, na pewno się przyda :D Pięknie! Hawaje, a przede wszystkim Na Pali moje marzenie :) Czekam na cd.
elwirka 2 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
Takie relacje lubię. Co gdzie i za ile, co było jedzone, co było pite. Pisz dalej;-)
billabong 3 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
@Iza N. Fajna relacja - tylko w ostatnim poście coś fot nie widać. ;)
iza-n 3 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
Dziękuję za zwrócenie uwagi, teraz powinno być OK.
oskiboski 3 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
Holender jasny.. dwa razy już w tym roku byłem na Hawajach a po lrzeczytaniu relacji zacząłem szukać biletów znowu..
hiszpan 3 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
A ja myślałem, że zwiedziłem Big Island.... Mega fotki i relacja
rob-sad 3 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
Jak patrzę na zdjęcia to mnie skręca. To styczeń i taka pogoda, tyle słońca. Byłem na przełomie lutego i marca 2018 i praktycznie słońca nie widziałem. 20C to w najcieplejsze dni było. Normalnie silny wiatr i deszcz prawie cały czas.
man4business 3 czerwca 2022 23:08 Odpowiedz
A dlaczego nie wjechaliście na górę na Mauna Kea? Czy są teraz jakieś nowe zakazy/obostrzenia?
splder 3 czerwca 2022 23:08 Odpowiedz
Apropos Mauna KeaWiększość wypożyczalni nie wyraża zgody na wjazd powyżej visitor center. Można wypożyczyć auto terenowe za odpowiednio wyższą stawkę.Nie wszyscy się tym przejmują, czasami można spotkać zwykle auta z wypożyczalni Sam wjazd nie stanowi problemu dla zwykłego auta, ale lepiej unikać aut z silnikami od kosiarki, no i trzeba liczyć się z konsekwencjami w razie szkody.Na wysokośći visitor center konieczna jest aklimatyzacja, tak że warto zaplanować odpowiednio czas. Na szczycie jest obserwatorium i ztcp radar. BTW to najwyższa góra na świecie pod względem wysokości względnej.
man4business 4 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
Dzięki za szczegółowy raport kosztów. Tak, Hawaje dzisiaj i "przed pandemią" to jednak (kosztowo) zupełnie inny świat. Wcześniej wcale nie było tak drogo, wyraźnie widać fatalne braki w podaży noclegów, jak i aut w wypożyczalniach. Co do Mauna Kea, wjechałem tam zwykłą Hondą Civic, nic strasznego po drodze nie ma, ot, dość długa szutrowa droga. Wcale nie taka stroma. Koleś koło Visitors Center bardzo usiłował mnie zniechęcić, ale jak sam przyznał, nie ma prawa mnie zatrzymywać ;) Stąd moje pytanie (bo mogli coś zmienić). Tak, ja również się naczytałem niestworzonych historii o tym, jak to "wypożyczalnie nie pozwalają" i "co to będzie, co to będzie"... moim zdaniem warto było ;-) Inna sprawa, że gdyby pogoda była niesprzyjająca (np. opady deszczu), to bym odradzał.
tit 4 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
Chcialam napisac, ze swietna relacja albo ze fantastyczna.. ale ta akurat jest piekna. Zazdroszcze lekkosci piora.
iza-n 9 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
@TIT dziękuję za takie bardzo miłe słowa!
astarloa12 9 czerwca 2022 23:08 Odpowiedz
Relacja mega, a jak oceniasz ceny żywności w sklepach w stosunku do kontynentalnych Stanów?
kumkwat-kwiat 10 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
Relacja fajna ale gdzie te luksusy? Czuje się oszukany tym klikbajtowym tytułem :)
tropikey 10 czerwca 2022 12:08 Odpowiedz
Bo luksus nie jedno ma imię ;)Poza tym, bądźmy precyzyjni - autorka nie napisała w tytule o luksusach, ale o tak jakby luksusach. Jak dla mnie, w tak elastycznej kategorii mieści się choćby jazda kabrioletem.
iza-n 10 czerwca 2022 17:08 Odpowiedz
@man4business Niestworzone historie zaczynają się jak trzeba zapłacić za lawetę na górę :D A tak na poważnie, to zdarza mi się zaryzykować i olać takie zakazy, lecz raczej w krajach, gdzie w razie niepowodzenia nie pociągnie mnie to aż tak po kieszeni, lub jeśli coś jest bardzo, bardzo wysoko na mojej liście priorytetów. Tutaj tak nie było. @Astarloa12 W kontynentalnych stanach byłam dawno, trudno mi powiedzieć. O ile ceny noclegów mniej więcej pamiętam, tak cen w sklepach już nie bardzo sobie mogę przypomnieć. Nie wydaliśmy na jedzenie/picie jakoś super dużo. @kumkwat_kwiat "Tak jakby" miało być takim puszczeniem oczka do czytelnika. Chodziło mi głównie o helikopter, ale też o luksus bycia w miejscu, gdzie poszanowanie przyrody nie jest pustym frazesem, a częścią lokalnej kultury. @tropikey Dokładnie!
man4business 11 czerwca 2022 05:08 Odpowiedz
"Niestworzone historie..." - mam na myśli to, że jakość drogi na Mauna Kea, jej stromizna itd. nie są w żadnym miejscu ekstremalne czy przekraczające możliwości typowego auta. Na południu wyspy jest taka stroma uliczka do plaży, choć jest asfaltowa, to miałem tam poważny problem, żeby wyjechać w górę, musiałem zygzakiem od lewej do prawej... natomiast jadąc do plaży z zielonym piaskiem (Papakōlea beach) uświniliśmy auto pyłem tak bardzo, że miałem o wiele większe wątpliwości, niż po podróży na wierzchołek. No i fakt - kwestia priorytetów. Dla mnie to był absolutny top z wszystkich rzeczy na tej wyspie.
kumkwat-kwiat 11 czerwca 2022 23:08 Odpowiedz
@Iza N. no dobra niech będzie ten helikopter. Ale temat na tyle chwytliwy, że zaraz przeczytałem całą relację i od razu Hawaje wskoczyły na moją listę.
sinap 15 grudnia 2022 18:39 Odpowiedz
Super relacja, bardzo szczegółowa, dokładna, pięknie mi sie to czytało, i dzięki za kosztorys, to dużo mi pomoże przy wyborze przyszłym wakacji :) Pozdrawiam.
sinap 15 grudnia 2022 23:10 Odpowiedz
Super relacja, bardzo szczegółowa, dokładna, pięknie mi sie to czytało, i dzięki za kosztorys, to dużo mi pomoże przy wyborze przyszłym wakacji :) Pozdrawiam.
man4business 15 grudnia 2022 23:10 Odpowiedz
Ponieważ relacja się odświeżyła, więc pozwolę sobie dopisać tutaj w jaki sposób wjechałem na Mauna Kea w te wakacie w sierpniu. Otóż najsensowniejszym sposobem jest pożyczenie auta w Turo, właśnie modelu 4WD. Ja wziąłem takiego niedużego Jeepa Renegade, właściciel wyraźnie zaznaczał, że można jechać na wierzchołek. Obecnie przeprowadzane są bardzo restrykcyjne kontrole koło Visitors Centre. Stoi ranger, dokładnie ogląda auto, czy jest 4WD, dodatkowo sprawdza kto jedzie, w jakim wieku, upewnia się, że kierowca umie obsługiwać auto, zwłaszcza że potrafi jechać w dół na manualnie ustawionym biegu. Taka pogadanka trwa 15 minut! Auta nie spełniające kryteriów były odsyłane z powrotem, więc zdecydowana zmiana w stosunku do mojego wjazdu zwykłą Hondą Civic 2WD kilka lat wcześniej. Droga na górę jest w bardzo dobrym stanie, część szutrowa jest o wiele lepsza niż gdy jechałem pierwszy raz. Natomiast, ku mojemu zaskoczeniu, mój Jeep zaczął mieć poważne problemy tuż pod szczytem - tracił moc i gasł co chwilę. Musiałem zatrzymywać, odczekać i znów kawałek, i znów stop. Podejrzewam, że był to efekt zatankowania najtańszego paliwa (83 oktany) w połączeniu z wyraźnie mniejszą ilością tlenu (około 15% zamiast 21%)... zatem, dla wszystkich chętnych dobra rada - tankujcie przed taką wyprawą wysokooktanowe paliwo. I jeszcze jedna ciekawostka - po zjechaniu na dół wszystkie auta są zatrzymywane, ranger tym razem klęka przy kole i mierzy temperaturę tarcz hamulcowych! U mnie wyszło coś 207 F, co podsumował, że jak na takie auto to całkiem ok, ale poleca chwilę przystanku, popatrzenie na gwiazdy... P.S. nie ma się co kierować beznadziejną pogodą na dole, ja wjeżdżałem w całkowitej ulewie, mgle, a już przed Visitors Center byłem ponad chmurami, a z samego wierzchołka - wiadomo - widok bajka.
looookasz 9 stycznia 2023 17:08 Odpowiedz
...no to ja dorzucę jeszcze dwa słowa na temat wjazdu na Manua Kea. Potwierdzam wszystko co napisano w poście powyżej; Nie ma opcji, żeby wjechać autem bez 4x4 - choć sam wjazd według mnie ogarnęłaby większość zwykłych aut. Szutrowy odcinek jest utrzymany w naprawdę dobrym stanie. Kierując się wskazówką także wypożyczyłem auto w Turo - w opisie właściciel także napisał, że można zaliczyć nim wszystkie atrakcje offroadowe na Big Island. Niestety koszt wypożyczenia - nowy Ford Ranger - to prawie 300$ na dobę. Byliśmy w 8 osób, koszt rozłożył się na dwie rodziny, planowaliśmy wjechać dwa razy po 4 osoby. Ostatecznie po ostrzeżeniach dotyczących ryzyka wynikającego z choroby wysokościowej większość strach obleciał i wjechały tylko trzy:/ Wskazówka dla tych, którzy mają wypożyczone inne auto. Można dojechać do visitor center i poprosić o podrzucenie na szczyt innych wjeżdżających. Na rangerze pilnującym wszystkich tematów wjeżdżanie na pace pick-upa nie robi wrażenia a przynajmniej połowa wjeżdzających aut to właśnie pick-upy. Widzieliśmy dwóch wesołków, którzy dojechali na visitor center jakimś małym kompaktem i kilka chwil później z bananami na gębach siedzieli na pace F150 :)Druga sprawa - jak już ktoś się zdecyduje na wypożyczenie auta 4X4 to warto rozważyć zaliczenie także zielonej plaży - dla tych, którym 4 kilometrowy spacer w jedną stronę się nie uśmiecha. Dojazd do niej jest cholernie trudny i według mnie wymaga pewnego doświadczenia. I trochę odwagi. Tutaj żadne standardowe auto nie da rady. My w jedną stronę poszliśmy ale wróciliśmy "shuttle" truckiem - koszt - 10$ od łebka. Poobijało nas na pace Rama 1500 niemiłosiernie.
man4business 16 stycznia 2023 05:08 Odpowiedz
Plus własnego auta taki, że można pojechać kiedy się chce i zjechać "trochę później niż wszyscy", czyli obejrzeć kilka teleskopów robiących "rewolucje" (otwieranie, rotację) ;-) No i można się też schować na czas czekania np. na zachód słońca, gdy potrafi być bardzo nieprzyjemnie zimno. Pożyczyliście bardzo drogie auto w Turo. Ja pożyczałem Jeep Renegade 4x4, z tym średnim ubezpieczeniem kosztował mnie $200 / dzień, w sumie duży koszt to było dostawienie auta na parking przy KOA, gdyby brać bliżej Hilo byłoby $170 / dzień. To oczywiście nie jest tanio, ale gwarantowało wyprawę na Mauna Kea. Dojazd do zielonej plaży wg mnie jest niemożliwy, bo tam wertepy są tak gigantyczne, że trzeba mieć już monster truck i do tego dużą wprawę w jeździe czymś takim... jeśli już, to $10 jest zdecydowanie lepszą opcją (ja tam byłem "z buta" w obie strony). Plus nie wiem czy tam nie są jakieś tereny prywatne, przez które po prostu nie wolno jechać.
looookasz 16 stycznia 2023 17:08 Odpowiedz
Wszystko prawda :) Auto braliśmy w Hilo czyli blisko, ale po pierwsze w szczycie sezonu (tuż przed sylwestrem) a po drugie z dnia na dzień. I wyboru nie było. Płacz i płać. Oczywiście posiadanie własnego auta ma mnóstwo zalet, nie mniej jednak dla budżetowców informacja może być przydatna. Co do zielonej plaży - droga jak piszesz jest koszmarna, ale zakazu nie ma - widzieliśmy 2-3 "prywatne" auta.