Tydzień temu wróciliśmy z wyprawy na Antarktydę tzw. Fly&Cruise z Antarctica21. Opnie o rejsie i firmie zamieściłem w tym wątku: viewtopic.php?f=751&t=170223&p=1742281#p1742281 Tutaj skupie się na samym rejsie i pozwolę sobie wrzucić kilka zdjęć.
Rejs rozpoczyna się w porcie Ushuaia. Za ciężarówką nasz Magellan Explorer
Po sprawnym boardingu udajemy się na drugą stronę kanału Beagle do leżącego po chilijskiej stronie Puerto Williams. Załoga zajmuje się formalnościami paszportowymi, a my wybieramy się na krótki spacer. Miasto ma niewiele do zaoferowania. W centrum znajduje się jeden pomnik upamiętniający wojnę argentysjko-chilijską. Wszystkie sklepy są zamknięte, ulice puste, do tego pada deszcz.
Po powrocie i kolacji ruszamy w kierunku przylądka Horn.
-- 16 Gru 2024 17:43 --
Dzień drugi. Wcześnie rano obudził nas dźwięk spuszczanych na wodę zodiaców. Całą noc mocno wiało,padało i były spore fale. Raczej nie nastawialiśmy się na udane zejście tymczasem ranek powitał nas takim widokiem
Po chwili w głośnikach odezwał się szef expedition team oznajmiająć, że po śniadaniu pakujemy się do zodiaców i schodzimy na Horn. Wśród załogi czuć było wielką ekscytację, której nie rozumieliśmy. Po wylądowaniu efektu wow również nie stwierdzono. Jakaś plaża, schody, pomnik i trochę trawy.
Takich widoków jest multum w Patagonii. Otóż osiągnięciem jest wylądowanie na Hornie. Wytłumaczył nam to jeden z członków załogi, który powiedział, że to jego 13 rejs w kierunku Antarktydy i pierwsze (!) zejście na Horn. Wiem już co opowiem wnukom. Co tam jakaś Antarktyda. Byłem na przylądku Horn. Sam przylądek mieści się na wyspie Isla Hornos. Mieszka tam rodzina: mąż, żona i trójka ich dzieci. Nie zamieszkują tam na stałe, ale przyjeżdżają na sześcio miesięczny kontrakt. Jest oczywiście najdalej na południe wysuniętym kawałkiem niekontynetalnej Ameryki Południowej. Dalej na południe jest tylko Cieśnina Drake'a.
Po powrocie na statek i obiedzie z głośników przemiły pani sugeruje żeby zażyć wszystko co mamy na chorobę morską bo zaczyna się zabawa...
A tak pogoda jak poniżej uznawana jest za bardzo dobrą.
Tutaj zdjęcie z odprawy dnia trzeciego
i zrobione po niej zdjęcie pozycji staku
Przepłynięcie samej cieśniny zajęło od około 14.00 dnia drugiego do północy dnia trzeciego. Nie chce powiedzieć, że nie da się tego przeżyć, ale też nie było to miłe. Na chorobę morską nie pomogło mi nic co wziąłem z Polski. Ulgę odczułem dopiero po dystrybuowanych na statku tabletkach Meclizine. Lek nie jest z jakiegoś powodu dostępny w Polsce, ale działa.
Edycja: Czy ktoś mógłby napisać jakiegoś posta. Chciałbym wrzucic kolejną cześć, a jak nie będzie posta oddzielającego to automat to sklei w jeden długi post. Dzięki z góry.-- 16 Gru 2024 19:13 --
To przydługim wstępie pora na creme de la creme. Ran meldujemy się u stóp Half Moon Island Na początek trzy zdjecia ze statku, jeszcze przed śniadaniem:
Po wylądowaniu znaleźliśmy się w środku kolonii Pingwinów maskowych (Chinstrap penguin):
A ten ptak to Pochwodziób żółtodzioby, po angielsku Snowy sheetbill, choć druga część nazwy powinna być pisana shitbill. Ptak ten żywi się odchodami pingwinów
poranna gimnastyka
samica na gnieździe
Foka futerkowa
Kormoran niebieskooki
I na koniec Magellan Explorer w swoim naturalnym środowisku
-- 16 Gru 2024 20:06 --
I popołudniowe Yankee Harbour W zatoce spotykamy olbrzymią kolonie Pingwinów białowrewych (Gentoo penguin). Boże, kto wymyśla te polskie nazwy.
@Japonka76Niestety nie. Na Drake'u walczyłem o życie i raczej nie myślałem o robieniu zdjęć.Z drugiej strony było by to dość trudne. Masz wieloryba powiedzmy 40-50 metrów od statku. Statek zasuwa kilkanaście wezłów, 6 metrowe fale a zdjęcie musisz zrobić przez ochlapaną szybę bo jest zakaz wychodzenia na zewnątrz.Na wieloryby pojadę jeszcze raz. Mam straszny niedosyt, ale woda musi być spokojniejsza.@grondoTak. Myślę, że około 50-60% zdjęć robiłem na 800, a później i tak jeszcze cropowałem w PS.Pamiętaj, że poruszasz się po wyznaczonych szlakach i to zwierzęta decydują czy podejdą. O ile pingwiny są ciekawskie i często same podchodzą, to inne zwierzęta (w szczególności ptaki latające) musisz robić z 50 albo więcej metrów.Kilka osób (chyba trzy) miało RF 100-500 i te 300 na moją korzyść robiło dużą różnicę.Mieliśmy 25kg limitu bagażu (nadawany plus podręczny) a ja miałem 11 kg samego sprzętu foto.
@cartMasz racje. Ale żeby je tam spotkać to najpierw muszą tam dopłynąć. One wyruszają pod koniec listopada, a na miejscu na tych spokojnych wodach, spotkać je można najpewniej dopiero w drugim tygodniu grudnia. Kaszaloty wypływają wcześniej, ale te pojedyncze sztuki, które widzieliśmy, znajdowały się jeszcze w północnej części cieśniny. Nie wiem ile zajmuje im przepłyniecie. Pewnie kilka dni.Ech gdyby rejs odbywał się teraz albo w styczniu...
Wbrew pozorom nie jest to aż tak straszne. Płynę z tego samego "deala" co @tasma w styczniu 2026. Formalnie wygląda to tak, że przy rezerwacji wpałaca się 25% kwoty a pozostałą część na 3 miesiace przed rejsem. Biorąc najodleglejszy termin czyli na +/- za 2 lata masz kupę czasu na odłożenie kasy tj niecałe 200$ miesięcznie.Ps. Myślałem, żeby dolot i powrót zrobić z dwóch stron i zamknąc to w RTW, ale towarzyszka podróży ma za mało czasu/mil itd więc obejdę się smakiem, ale może kogoś pomysł zainspirujePs2. Niektóre rejsy wycieczkowe przepływają tylko koło Antarktydy nie oferując zejscia na ląd, więc zwróćcie uwagę, żeby się nie zdziwić. (Ale to typowe wycieczkowce wypływające np z SCL)letadełko napisał:Rejs na Antarktyde to moje marzenie, tylko te cenycoraz wyzsze
:-(
@marcin.krakow jak możesz jeszcze zmienić to rozważ dłuższy rejs i z lądowaniem na Antarktydzie. Dopiero tam przy półwyspie zaczynają się naprawdę super widoki. Jak już wydawać kupę kasy to lepiej wydać trochę więcej i faktycznie poczuć klimat.
Opnie o rejsie i firmie zamieściłem w tym wątku:
viewtopic.php?f=751&t=170223&p=1742281#p1742281
Tutaj skupie się na samym rejsie i pozwolę sobie wrzucić kilka zdjęć.
Rejs rozpoczyna się w porcie Ushuaia. Za ciężarówką nasz Magellan Explorer
Po sprawnym boardingu udajemy się na drugą stronę kanału Beagle do leżącego po chilijskiej stronie Puerto Williams. Załoga zajmuje się formalnościami paszportowymi, a my wybieramy się na krótki spacer.
Miasto ma niewiele do zaoferowania. W centrum znajduje się jeden pomnik upamiętniający wojnę argentysjko-chilijską. Wszystkie sklepy są zamknięte, ulice puste, do tego pada deszcz.
Po powrocie i kolacji ruszamy w kierunku przylądka Horn.
-- 16 Gru 2024 17:43 --
Dzień drugi.
Wcześnie rano obudził nas dźwięk spuszczanych na wodę zodiaców. Całą noc mocno wiało,padało i były spore fale. Raczej nie nastawialiśmy się na udane zejście tymczasem ranek powitał nas takim widokiem
Po chwili w głośnikach odezwał się szef expedition team oznajmiająć, że po śniadaniu pakujemy się do zodiaców i schodzimy na Horn.
Wśród załogi czuć było wielką ekscytację, której nie rozumieliśmy. Po wylądowaniu efektu wow również nie stwierdzono. Jakaś plaża, schody, pomnik i trochę trawy.
Takich widoków jest multum w Patagonii. Otóż osiągnięciem jest wylądowanie na Hornie. Wytłumaczył nam to jeden z członków załogi, który powiedział, że to jego 13 rejs w kierunku Antarktydy i pierwsze (!) zejście na Horn.
Wiem już co opowiem wnukom. Co tam jakaś Antarktyda. Byłem na przylądku Horn.
Sam przylądek mieści się na wyspie Isla Hornos. Mieszka tam rodzina: mąż, żona i trójka ich dzieci. Nie zamieszkują tam na stałe, ale przyjeżdżają na sześcio miesięczny kontrakt.
Jest oczywiście najdalej na południe wysuniętym kawałkiem niekontynetalnej Ameryki Południowej. Dalej na południe jest tylko Cieśnina Drake'a.
Po powrocie na statek i obiedzie z głośników przemiły pani sugeruje żeby zażyć wszystko co mamy na chorobę morską bo zaczyna się zabawa...
A tak pogoda jak poniżej uznawana jest za bardzo dobrą.
Tutaj zdjęcie z odprawy dnia trzeciego
i zrobione po niej zdjęcie pozycji staku
Przepłynięcie samej cieśniny zajęło od około 14.00 dnia drugiego do północy dnia trzeciego. Nie chce powiedzieć, że nie da się tego przeżyć, ale też nie było to miłe.
Na chorobę morską nie pomogło mi nic co wziąłem z Polski. Ulgę odczułem dopiero po dystrybuowanych na statku tabletkach Meclizine. Lek nie jest z jakiegoś powodu dostępny w Polsce, ale działa.
Edycja:
Czy ktoś mógłby napisać jakiegoś posta.
Chciałbym wrzucic kolejną cześć, a jak nie będzie posta oddzielającego to automat to sklei w jeden długi post.
Dzięki z góry.-- 16 Gru 2024 19:13 --
To przydługim wstępie pora na creme de la creme. Ran meldujemy się u stóp Half Moon Island
Na początek trzy zdjecia ze statku, jeszcze przed śniadaniem:
Po wylądowaniu znaleźliśmy się w środku kolonii Pingwinów maskowych (Chinstrap penguin):
A ten ptak to Pochwodziób żółtodzioby, po angielsku Snowy sheetbill, choć druga część nazwy powinna być pisana shitbill. Ptak ten żywi się odchodami pingwinów
poranna gimnastyka
samica na gnieździe
Foka futerkowa
Kormoran niebieskooki
I na koniec Magellan Explorer w swoim naturalnym środowisku
-- 16 Gru 2024 20:06 --
I popołudniowe Yankee Harbour
W zatoce spotykamy olbrzymią kolonie Pingwinów białowrewych (Gentoo penguin). Boże, kto wymyśla te polskie nazwy.