0
glasvegas 13 marca 2014 15:16
Witam wszystkich na forum. Chcialem podzielic sie z wami, wrazeniami i zdjeciami z mojej ponad 3 tygodniowej wyprawy po Antypodach.Dzien 1.

Oczywiscie pierwsze miejsce na liscie zajmowala slynna Opera House. Tamtez udalismy sie zaraz po zameldowaniu sie w hotelu i szybkim prysznicu. Szkoda bylo nam dnia na spanie, a myslelismy ze jak sie przemeczymy to uda nam sie ''pobic'' jetlaga :lol:

Do hotelu dojechalismy taksowka ktora kosztowala ok $50 co i tak wyszlo taniej jak pociagiem.
Mieszkalismy w dzielnicy Kings Cross, ktora przez Australijczykow ma niezbyt dobre opinie. Mielismy ta opinie w nosie, bylo blisko do Opery na piechote, blisko do stacji. Nic nam sie nie stalo :o ;)Do Opery szlismy parkiem Royal Botanic Gardens. Od razu powalilo nas piekno zieleniNo to teraz pora na mostDzien pierwszy minal glownie na spacerowaniu w okol Opery, mostu. Lwia czesc dnia przesiedzielismy ze znajomymi z Sydney w parku, popijajac australijskie winko i cieszac sie atmosfera nowego miejsca. Wieczorem wybralismy sie znow pod Opere by podziwiac zachod slonca trzymajac w reku lampke szampana :) Natstepnie udalismy sie do pubu, ale niestety jetlag dal sie mocno we znaki i zaczynalismy odplywac przy stoliku, musielismy pozegnac sie ze znajomymi i poszlismy spac.Dzien 2.

Sniadanie zaczelismy bardzo wczesnie, gdyz mimo iz wczesnie padlismy poprzedniego dnia i tak obudzilismy sie skoro swit. Stwierdzilismy ze pierwsze sniadanko oczywiscie zjemy...pod Opera. Troche sie na nia uwzielismy, ale coz, musze przyznac ze miejsce jest czarujace. W sniadaniu towarzyszyla nam parka papuzek - larys gorskich. Po sniadaniu czas wybrac sie na slynne sydneyowskie plaze.
Pierw odwiedzilismy slynna Bondi, na ktora dojechalismy autobusem 333 z Circural Quay. A na plaze Manly poplynelsmy lodka rowniez z Circural Quay. Musze przyznac ze obie plaze nas urzekly, choc sa zupelnie od siebie rozne. Bodni jest bardziej ''snobistyczna'', bardziej skomercjalizowana niz ta na Manly co nie znaczy ze jest gorsza. Wiecej tu mlodych ludzi, serfujacych w kazdej wolnej chwili i oczywiscie turystow, co nie dziwi. Czasami ciezko o jakis stolik, by moc usiasc na piwko, my mielismy szczescie w pazdzierniku nie bylo jeszcze tak tloczno, a zatem mozna bylo sie relaksowac.Dzien 3

Dzien zaczelismy rowniez dosc wczesnie, mysle ze jetlag wciaz nie minal.
Udalismy sie na spacer do The Rocks najstarszej dzielnicy Sydney. Na sniadanie kupilismy pudelko ''macaroon'' czyli slynne australijskie ciasteczka w roznych kolorach i smakach, ktore zniknely w mig. Nastepnie wdrapalismy sie na slynny most. No moze nie doslownie, ale przeszlismy sie nim na druga strone miasta. Zrezygnowalismy z wiezy obserwacyjnej, ktora znajduje sie w jednym z filarow mostu, pozniewaz akurat w okolicach Sydney szalaly pozary, i miasto bylo strasznie zadymione. Niestety widocznosc byla slaba a dym gryzl w gardlo. Im wyzej tym gorzej.
Popoludniem udalismy sie na Chinatown, gdzie smakowalismy specjaow kuchni tajwanskiej w Din Tai Fung. Polecam, bo jedzenie bylo przepyszne. Po kolacji przyszedl czas na deser: lody o smaku m.in. durianu, pandan, azuki bean i wiele innych.Dzien 4.

Wylot do Cairns liniami Tigerair.
Lot mielsimy o 6 rano wiec trzeba bylo dosc wczesnie wstac, co akurat nie bylo problemem, bo nadal nie przestawilismy sie na australijski czas. Na lotnisko dojechalismy taksowka ok $40, troszke taniej jak z miedzynarodowego, poniewaz nie bylo ruchu i terminal krajowy jest blizej od miedzynarodowego. Lot byl na czas, i trawal 3 godzinki. ''Zoszczedzilismy'' godzine dzieki temu ze w Queensland nie zmienia sie czasu na letni, takze nasze zegarki powedrowaly z 9 na 8. Ladowanie bylo przepiekne, w okol bardzo zielono. Cairns przywitalo nas piekna i sloneczna pogoda, obawialismy sie ze bedzie strasznie parno, ale dalo sie wytrzymac.
Co do samej lini to nie mielsimy zastrzezen, na czas, mila obsluga, miejsca ok, a i ceny drinkow i przekasek nie powalaly.
Do naszego hotelu Palm Royale dojechalismy taksowka. Poniewaz bylismy wczesnie, nasz pokoj nie byl jeszcze gotowy. Zostawilismy wiec nasze bagaze i poszlismy rozejrzec sie za wycieczkami na rafy. Kupilismy oferte firmy Tusa Dive, ale o tym pozniej.
Cale popludnie spedzilismy leniuchujac w basenie i saczac pyszne australijskie wino. Wieczorem padalo, ale tropikalny deszcz byl cieplutki i w niczym nie przeszkadzal. Padlismy dosc wczesnie i wreszcie cala noc przespalismy normalnie, jetlag dal za wygrana :)Dzien 5

Wycieczka do Kurandy.
Wybralismy sie na jednodniwke do Kurandy, malej wioski, polozonej w lesice deszczowym. W Kurandzie znajduja sie atrakcje turystyczne jak ogrody motyli, koala, birdworld, i wiele innych. Mozna tez odwiedzic Tjapukai Aboriginal Cultural Park. Ale najciekawsza rzecza jest to, ze do Kurandy mozna dostac sie na kilka fascynujacych sposobow. Jednym z nich jest podroz kolejka linowa, nad koronami drzew lasu deszczowego Daintree. Linia ciagnie sie ok 8 km od Cairns, posiada 2 przystanki w dzunglii, gdzie mozna podziwiac roslinnosc, oraz wpanialy wodospad Barron. Do Cairns wrocilicmy turystycznym pociagniem, ktorego trasa wiedzie przez dzungle, tunele, mosty i liczne przepascie.
Dzien spedzilismy wloczac sie po wiosce podgladajac australijaka faune i flore. Tropiki nam sie strasznie spodobaly :)Dzien 6.

Relax, spacer i ogrody botaniczne w Cairns.

Pobudke zafundowaly nam wrzeszcace papugi, przelatujace nad hotelem. W zyciu nie widzielismy takiej chmary egzotycznego ptactwa. Papugi przekrzykiwaly sie wzajemnie. Byly tak glosne ze obudzilyby umarlego. Zaparzylismy wiec kawe i postanowilismy ze poogladamy to niesamowite zjawisko na tarasie. Dzis postanowilismy, ze bedziemy w Cairns leniuchowac. W planie byl wypad do Port Douglas, ale stwierdzilismy, ze skoro jutro udajemy sie na rafy musimy byc wypoczeci i zostawimy sobie Port na zupelnie inna wyprawe. Po sniadaniu udalismy sie do centrum, gdzie lwia czesc dnia spedzilismy przy Cairns Esplande Lagoon Pool. Jest to miejski odkryty basen ze slona woda, pompowana z morza. Na brzegu znajduje sie bialusienki piasek, a palmy tworza cien. Cairns nie posiada plazy a znaki ostrzegajace przed krokodylami napewno ostudzaja zapal przed kapiela. Po lunchu przeszlismy wzdluz Esplanade az do Ogrodow Botanicznych oddalonych ok 5 km od lazurowej zatoczki. Spedzilismy tam reszte dnia, praktycznie az do polzmroku. Wczesnie poszlismy spac, jutro czeka nas snurkowanie na rafach :)Dzien 7.

Wielka Rafa Koralowa.
Na snurkowanie wybralismy sie z firma Tusa Dive. Wycieczka kosztowala $175 dolarow od glowy. W cene wliczony byl sprzet do snurkowania, czyli maski i rurki oraz pianka chroniaca przed parzacymi meduzami, lunch oraz woda kawa i herbata. Za niewielka oplata mozna bylo kupic napoje gazowane, lody, czekolade, chipsy oraz piwo i wino. Zbiorka byla o 8 rano w Marina Cairns. Rejs na rafe trwal 1,5 godzinki. Na pokladzie dostepne byly tabletki na chorobe morska i tym ktorzy nie znosza za dobrze fal, polecam wziac. Zaloga byla fantastyczna, bardzo przyjazni i mlodzi ludzie z roznych zakatkow swiata. Fajnie wszystko nam przedstawili i wytlumaczyli. Bylysmy w 2 lokalizacjach w kazdej po okolo 2 godziny. Na pokladzie byl fotograf, my skusilismy sie na jedno wspolne zdjecie pod woda. Mielismy aparat wodoszczelny ale nie byl to profesjonalny i troche zalujemy bo jakosc zdjec, a raczej kolory nie oddaja tego co tak naprawde widzielismy. Nie udalo nam sie zrobic zdjecia zolwiowi chyba za bardzo bylismy zafascynowani jego widokiem. w ogole to jakos malo mamy zdjec, chyba szkoda bylo nam czasu, wolelismy obserwowac. Ktos z ekipy wypatrzyl rekina rafowego, my nie mielismy tyle szczescia, ale jak na 1 raz bylo super. Kiedys na pewno wrocimy do Cairns by jeszcze raz moc podziwiac ten fantastyczny podwodny swiat. Mimo iz wycieczka nie nalezala do najtanszych jednoglosnie stwierdzilismy ze bylo warto i byl to jeden z najpiekniejszych dni w naszym zyciu.Dzien 8

Wyjazd z Cairns, kamperva, Devil's Pools i Mission Beach
No to po spedzeniu kilku dni w tropikalnym Cairns pora udac sie w dalsza droge. Wszelkie formalnosci zwiazane z kampervanem dokonalismy juz w kraju, teraz trzeba bylo wskoczyc do taksowki i odebrc autko. Byla to Toyota High Top typu Juliette, dosc mala jak na 4 osoby wec 2 spaly w namiocie a 2 w aucie. Odbior kamperka zajal jakies 30 minut. Pani z biura wytlumaczyla nam co i jak, obejrzelismy auto czy nie ma jakis usterek, zaznaczylismy w dokumentach wszelkie zadrapania oraz stan paliwa, podpisalismy kontrakt i...ruszamy. Aha zaponialem tylko w korespondencji poprosic o GPSa, pani akurat nie miala zadnego na stanie, ale wytlumaczyla mi gdzie moge w miare tanio go zakupic. Sklep nazywal sie The Good Guys. Wzielismy GPSa z promocji firmy Navman, za ktory zaplacilismy jedyne $88, czyli nawet taniej jak wynajecie. W dodatku pierwsza aktualizacja map byla za darmo, ja jej nie zrobilem, szkoda mi bylo czasu, po cichu liczylem na to, ze wiele tych drog w Queensland nie wybudowali. I w sumie mialem racje, zabladzilismy tylko raz, w sumie to zboczylismy z trasy jakies 25 km co na warunki australijskie to jest pestka.W pierwszy dzien mielismy w planach dojechac do oddalonego od Cairns o 349 km Townsville....jednkaze tam nie dotarlismy, ale po kolei. W zwiazku z tym ze w kamperze byla mala lodoweczka, stwierdzilismy ze zakupy zrobimy jeszcze w Cairns. Potem zatrzymalismy sie w malutkiej miejscowosci Babinda na cos do jedzenia, przy okazji odkrywajac, ze dzungla skrywa ogromne skaly, po ktorych splywa potok oraz Devil's Pools, w ktorych nie omieszkalismy poplywac.Jak sie pozniej okazalo o miejscu tym krazy lokalna legenda. Mowi ona o tym ze bardzo duzo ludzi zgnielo w owych oczkach wodnych jak rowniez i na skalach. Wszystko to za sprawa Aborygenki, ktora rzucila urok na to miejsce.
Po nieplanowanym zwiedzeniu Babindy ruszylismy dalej w trase. Nastepnym punktem na trasie byla Mission Beach (wspomniana wczeniej) Troszeczke naglil nas czas, wiec na North Mission Beach oraz na South Mission Beach spedzilismy po godzince.Kocham plaze w Australii...sa takie puste, mozna miec dla siebie kilometrowy pas. Balismy sie troszke meduz irukanji i os morskich, bo akurat zaczynal sie na nie sezon na szczescie na obu plazach byly wydzielone miejsca z siatkami jak i pomoc medyczna. Na szczescie nic nas nie ukasilo :)
Po malym plazowaniu czas bylo uciekac dalej bo do Townsville dzielilo nas wciaz jeszcze 200 km a nie chielialem jechac po zmierzchu, ze wzgledu na kangury i tzw road trainy czyli ogromniaste tiry. Uwierzcie mi robilo mi sie goroco gdy jeden z tych kolosow zaczal nas wyprzedzac. Szaro zaczelo robic sie w okolicach miasteczka Ingham, tamtez spedzilismy 1 noc na trasie.Dzien 9

Magnetic Island

Nastepnego poranka zgodnie z planem wstalismy wczensnie rano. Szybko spakowalismy nasze manele i bylismy gotowi do drogi...Oczywiscie pierwszej nocy rozladowalem akumulator nie przekrecajac stacyjki do konca. Pan wlasciciel kempingu pomogl odpalic kampera za pomoca kabli rozruchu uff dobrze, ze nie stalo sie to w srodku dzungli :lol: :roll:
Droge do Townsville pokonalismy w poltorej godziny, po drodze zatrzymujac sie na szybkie sniadanie. Postanowilismy w pierw udamy sie na Magnetic Island, wyspe polozona w odleglosci 8km od miasteczka, a po powrocie do portu poszukamy kempingu, zeby zbytnio nie tracic juz czasu. Aby dostac sie na wyspe skorzystalismy z uslug firmy Fantasea. Port jest dobrze oznaczony. Naszego kamperka zostawilismy na parkingu. Ciezko sie nim byloby poruszc, w zwiazku z tym ze drogi na wyspie sa krete i maja duzo wznienien. Na miejscu wypozyczylismy autko bez dachu za $45. Wyspa jest przepiekna, bardzo spokojna, nie zatloczona ani skomercjalizowana. Dzien spedzilismy na przepieknych plazach, az do samego zachodu slonca.Dzien 10, 11

Airlie Beach

Kolejny odcinek naszej trasy to Townsville-Airlie Beach. 276 km przemierzamy w ponad 4 godzinki. Autostrada Bruce Hwy poddawana jest remontom wiec co kilkanascie kilometrow musimy zwalniac do 60-tki lub nawet 40-stki. Po dojechaniu do miasteczka zatrzymujemy sie w pierwszym lepszym kempingu. Byl to strzal w 10. Seabreeze Tourist Park, byl swietnie wyposazony. W dodatku w recepcji mozna bylo zakupic wycieczki na rafy i wyspy Whitsunday.
Wieczorem udajemy sie na imprezke, okazuje sie ze Airlie Beach w przeciwienstwie do tego, ze ma nieciekawa plaze, posiada dosc bogate zycie nocne.
Nastepnego ranka, bez kacyka, wstajemy, by udac sie na nasza wycieczke. Wyspy Whitsunday to jeden z gwozdzi naszego programu w Australii. My udajemy sie na plaze szczegolna...Whiteheaven Beach. Jest to najczystrza plaza w QUeensland, jedna z najczystrzych na swiecie. Posiada bielusienki piaseczek w 98% sklada sie z krzemionki.
Pan kierowca punktualnie odbiera nas spod recepcji, po paru minutach jestesmy juz w Shuttle Harbour skad mamy prom na wyspe. Docieramy tam po mniej wiecej godzinie. Z promu jestesmy transportowani mala motorowka na wyspe, ze wzgledu na rafy nasz katamaran nie moze podplynac do brzegu. Jestemy bardzo podekscytowani, chcemy przekonac sie na wlasne oczy cz rzeczywiscie jest tak bilao. Jeszcze tylko krotka informacja od naszej przewodniczki na temat szlakow i mozemy isc w droge. Podazamy w sumie za nia. Przewodniczka chciala najpierw zaprowadzic nas punkt widokowy, zanim udamy sie na plaze. Po paru godzinach wracamy na katamaran, jemy lunch i mamy 2 godziny na snurkowanie w Turtle Reef :) Do Airlie Beach wracacamy bardzo poznym popoludniemDzien 12

Spedzony glownie w podrozy.
Z Airlie Beach ruszamy do Rockhampton, do przejechania mamy jakies 480 km, wiec zajmnie nam to pewnie jakis caly dzien (przypomne ze na autostradzie trwaja remonty). Po drodze krajobraz znow sie zmienia, na bardziej stepowy, lasy deszczowe zastepuja eukaliptusy i wyschnieta trawa. No i po raz pierwszy widzimy emu na wolnosci! Niestety jest dosc szybkie i biegnie w zaroslach, a my nie mozemy sie zatrzymac. Wazne ze zobaczylismy kolejne australijskie zwierzatko. Od Mackay mija nas coraz mniej samochodow i podroz wydaje sie trwac wieki. Jest nam goroaco a do wybrzeza jest strasznie daleko, bo autostrada zakrada sie bardziej wewnatrz kontynentu. Po drodze mijamy jedna farme przy ktorej strzelamy sobie kilka fotek. Jest to chyba najbardziej wyludniona czesc jaka dotad przejechalismy, minelo nas doslownie kilka samochodow. Dopiero w okolicach Rockhampton robi sie wiekszy ruch. Dojechalismy tuz przed zmrokiem, jeszcze tylko male zakupy na ''barbie'' i kilka butelek Chardoney (tak Australijczycy mowia na barbeque albo grilla jak kto woli) i mozemy zrelaksowac sie po dlugiej podrozy.Dzien 13

Rockhampton

Kolejny dzien spedzamy na zwiedzaniu Rockhampton. Udajemy sie do Rockhamton Heritage Villige. Wstep ok 9 dolcow. Znajduja sie tu budynki powstale w latach 1850-1950 miedzy innymi szpital, szkola i kosciol. Bladzimy sobie wsrod tych budynkow i mozemy cofnac sie w czasie i zasmakowac historii miasta. Z reszta nie bede sie rozpisywac, zobaczcie sami...Dzien 14

Kolejnego dnia mielismy udac sie do paru ciekawych miejscowosci, miedzy innymi Town of 1770 i Bundaberg. W tym drugim zaplanowalismy wypad do destylarni popularnego w Oz rumu Bundaberg, aczkolwiek po drodze zawiodla nas nawigacja, zgubilismy sie dwa razy. Pierw szukalismy drogi (przypomnie ze smigalismy z nieuaktualniona nawigacja) do Jeziora Awoonga, i stracilismy mnostwo czasu. Pozniej zostalismy wyprowadzeni w pole po raz drugi i ufajac GPS skrecilismy w zla droge i zamiast do Town of 1770 znalezlismy sie w mega zabitej wsi. Musielismy nadrobic jakies 120km, jadac waska droga, z szalencza predkoscia 40km/h. Poniewaz zaczelo robic sie pozno i ze smakowania rumu i tak by nic nie wyszlo, postanowilismy ominac Bundaberg i odbilismy na kolejny punkt trasy czyli Herver Bay. Po drodze minelismy wioske o wdziecznej nazwie GIN GIN. Dotarlismy do Herver Bay juz dlugo po zmoroku (a mialem nie jezdzic po ciemku!!!), szczesliwi ze nie rozbilismy sie o zadnego kangurka i jestesmy w jednym kawalku. Ufff
Ale nie ma tego zlego, kolo jeziora spotkalismy dosc pokazna grupke slodkich kangurkow. Samo jezioro jednak nie bylo atrakcja.Dzien 15

Herver Bay, Fraser Island

Dzien nastepny mial byc fascynujacy. Chcielismy udac sie na Wyspe Fraser, ktora slynie z laurowego Jeziora McKenzie i ogromnej ilosci psow dingo. Przezylismy okropny zawod, kiedy pan w agencji turystycznej powiedzial nam, ze jestesmy za pozno (ok 9 rano) i ze jedyna wycieczka fakultatywna po wyspie odplynela o 8 rano. ;( Moglismy udac sie na wlasna reke i wynajac jeepa 4x4 (cala wyspa jest piaszczysta), problem jednak polegal na tym, ze promy odplywaly bardzo rzadko i tak naprawde zostaloby nam 2 h na zwiedzenie, co bylo zdecydowanie nieadekwatne do kosztow wynajecia samochodu (250 bucksow). Postanowilismy poplynac na wyspe i powloczyc sie przez 2 godzinki po plazy i lesie.Dzien 16, 17

Sunshine Coast
Kolejne dwa dni spedzilismy na Sunshine Coast, a dokladnie w Mooloolaba i Maroochydore. Nie jest to tak skomercjalizowana metropolia jak Gold Coast, nie znajdziemy tu drapaczy chmur :) Pobyt minal nam na plazingu, chlodzeniu sie zimnym piwkiem, grillowaniu i imprezowaniu do poznej nocy. A co trzeba bylo sie troszeczke odchamic po dotarciu do cywilizacji. Plaze na Sunshine Coast w listopadzie byly prawie puste, pogoda cudowna, sloneczko i 35 stopni.Dzien 18 i 19

Brisbane

Sunshine Coast polozone jest 100 km od najwiekszego miasta i stolicy stanu Queensland czyli Brisbane. W Brisbane wlasnie, konczy sie przygoda z kamperem, ale jeszcze nie z Australia. Ruch w metropolii byl dosc duzy, ale nie mielismy wiekszych problemow aby odnalezc biuro naszego kampera. W zwiazku z tym, ze byla niedziela, biuro bylo zamkniete, kluczyki wrzucilismy wiec do skrzynki i taksowka udalismy sie do naszego hotelu. Poniewaz nasz pokoj jeszcze nie byl gotowy, zostawilismy nasze bagaze i poszlismy pozwiedzac okolice.
Od pierwszych chwil zakochujemy sie w Brisbane. Jest tak inne od Sydney, bardziej wyluzowane...Mieszkancy siedza sobie w parkach i na trawnikach, popijaja zimne biale wino, jezdza na rolkach i na rowerze, spaceruja, chlodza sie w lazurowej zatoczce...Kazdy sie usmiecha...A my spacerujemy sobie i chloniemy atmosfere miasta...Przechodzimy uroczym mostem na druga strone rzeki i podziwiamy panorame...Podoba nam sie i to nawet bardzo. Po jakims czasie robi sie nam niemilosiernie goraco, siadamy wiec w jakiejs knajpce i zamawiamy pare kolejek lodowatego lagera.
Do hotelu wracamy poznym popoludniem z buteleczka rumu Bundaberg. Zatrzymalismy sie w Midtown Apartment. Byl to strzal w 10. W apartamencie znajdowalo sie wszystko czego dusza zapragnie. Ogromna kuchnia z pelnym wyposazeniem i lodowka z kostkarka do lodu! Do tego pralka i suszarka (tak musimy zrobic gore prania!!) oraz wspanialy taras ze szklanym stolem i basen kilka stopni w dol. Wieczorem udajemy sie na imprezke.
Kolejny dzien spedzilismy na wloczeniu sie po miescie, rowniez bez mapy. Ale pierw trzeba bylo sie spakowac gdyz wieczorem wylatujemy do Sydney.
Zwiedzilismy ogrod botniczny, w ktorym moglismy sie przekonac co to znaczy zostac zaatakowanym przez MAGPIE. Magpie to australijska wrona, ktora uwielbia atakowac ludzi gdy zbliza sie do jej gniazda. Widzieliscie kiedys film "Ptaki"? No to wlasnie wygladalo to w taki sposob. :lol: Szybko ucieklismy z terytorum tych szlonych ptaszysk i udalismy sie na lunch.
Zabralismy ze soba reczniki, bo w planach bylo plawienie sie w lazurowej lagunce, ktora znajduje sie po drugiej stronie rzeki od centum biznesowego. Dzien byl troszke pochmurny, i dzieki temu mogismy odpoczac od miejskiego skwaru.
Lot do Sydney zarezerwowalismy z liniami Virgin Australia. W cenie biletu mala przekaska i napoj alkoholowy badz nie ;) Na lotnisko wzielismy taksowke, koszt to jakies $60.Dzien 20

Po powrocie do Sydney mieszkalismy w tym samym hotelu. Bylo nam o wiele latwiej, przemieszczac sie po miescie bo zdazylismy juz poznac okolice za pierwszym razem, wiec zaczelismy sie czuc ''jak u siebie''
Wyprawa do Taronga zoo.
SPedzilismy tam wiekszosc dnia. Do zoo dostaniemy sie promem z Circural Quay. Podroz nie trwa dlugo, ale widok na Sydney od zatoki jest przepiekny.
Bilet kosztowal ok 50 AUD. Dla tych ktorzy chca zobaczyc koalae mam rade. Poniewaz ''misiaczki'' sa pod specjalna ochorona w Nowej Poludniowej Walii, tzn nie mozna ich glaskac, sciskac ani dotykac jak np w Queensland, trzeba zarezerwowac godzine, zby moc wejsc do ich ogrodu. Wizyta trwa do 10min. Mozna ze soba zabrac wlasne aparaty i kamery.
W zoo widzielismy dwa gatunki ssakow skladajace jaja czyli kolczatke australijska i dziobaka oraz inne australijskie stworki: wombty, kangury, wallaby, diably tasmanskie, emu oraz duzo ptactwa. Nie wszystkie byly skoe do fotografii. Na dziobaka czekalismy jakies 30 min, a gdy juz sie pojawil byl ta szybki ze trudno bylo go zlapac na zdjecie, w dodatku w ciemnosci
Sa takze tygrysy, slonie, lwy, wielblady zyrafy i wiele inych.Dzien
21,22,23

Ostatnie dni spedzilismy ze znajomymi, ktorzy mieszkaja w roznych zakatkach Australii, udalo nam sie wszystkim spotkac w Sydney :)
Mielismy wybrac sie do Hunter Valley, slynnych winiarni polozonych na polnoc od Sydney, ale niestety trwajace pozary pokrzyzowaly nam plany.
Byla za to znowu plaza Bondi, parki i kilkugodzinne spacery po miescie. A pieniadze, ktore mielismy przeznaczyc na Hunter Valley wydalismy na szalencza, 45 minutowa przejazdzke speadboatem po zatoce Sydney. Przyjenosc kosztowala ok 75 AUD. Radze ze soba wziac na zmiane ciuchy, mimo ze otrzymalismy ortalionowe plaszcze, bylismy przesiaknieci do suchej nitki :)


Bardzo smutno bylo nam wyjezdzac z Australii, pokochalismy ten piekny kraj i zdazylismy sie juz przyzwyczaic do tamtejszego stylu zycia.
Kiedy kola samolotu oderwaly sie od pasa startowego, poczulem w gardle kluche, ale wiedzialem, ze tym razem nie minie cala wiecznosc zanim ponownie odwiedze ten cudowny kraj :)

Dodaj Komentarz

Komentarze (22)

glasvegas 13 marca 2014 15:54 Odpowiedz
Wylecielismy 17.10.13. Do Sydney lecielismy liniami Singapore Airlines z przesiadka i 10 h postojem w Singapurze. W tym czasie opuscilismy lotnisko i udalismy sie do centrum na male zwiady (w drodze powrotnej mielismy 5 dniowy stopover) a potem wrocilismy do lotniskowego hotelu, ktory ostrzymalismy w ramach rekompensaty za przesuniecie lotu z Londynu o kilka godzin w przod. Kilka slow o liniach i serwisie. Bylismy zadowoleni z wyboru. Jedzenie nam smakowalo i bylo urozmaicone, troche kuchni europejskiej i troche azjatyckiej. Stewardessy serwowaly 3 posilki podczas lotu do Singapuru oraz 2 z Singapuru do Sydney. W miedzyczasnie mozna bylo zamowic przekaski takie jak kanapki czy orzeszki. Wybor alkoholi dosc dobry, chcociaz nie serwowali miniaturek tylko gotowe drinki. To troszke na minus, bo lecac KLM czy Air France dostawalismy wlasne buteleczki. Oba loty do Australii odbyly sie na pokladzie Airbusa A380. Sporo miejsca na nogi, standardowo kocyk, poducha, sluchawki, skarpetki, szczoteczka do zebow rozdawane po starcie. Brakowalo tylko zatyczek do uszow i nakladek na oczy, ale moze sie czepiam bo i tak nie zmryzylismy oka na sekunde (bylo nas 6). Oba loty powrotne odbyly sie Boeingiem 777 i byly stosunkowo puste. Kazdy z nas mial rzad trojek dla siebie. Stewardessy biegaly z Singapore Sling co kilka chwil i dreczyly, zebysmy pili, bo strasznie im sie nudzilo. Z jedna przegadalismy kilka godzin i 13 godzinny lot z SIN do LHR zlecial w mig :)Z Sydney do Cairns lecielismy liniami Tigerair. To taki tamtejszy Ryanek, choc mialem zludzenie ze mialem wiecej miejsca na nogi, moze przez to ze lecialem w samych szortach i t-shircie ;)Z Brisbane do Sydney lecielismy Virgin Australia Boeingiem 737. Bagaz 23kg byl juz wliczony w cene biletu oraz mala przekaska i napoj wyskokowy badz tez nie :P Lot twal ponad godzinke.
czuson8387 17 marca 2014 15:38 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja :-) czekam na więcej!
incognita 19 marca 2014 00:02 Odpowiedz
Bardzo się cieszę z tej relacji, bo ja mam w planach podobna trasę, ale bez Brisbane. Nie wiem jak u mnie będzie z nurkowaniem na rafie bo pływać nie potrafię... :oops: . Mam pytanie: gdzie w Cairns spotkam taką śliczną muszlę, jak na fotce?
olir1987 19 marca 2014 07:48 Odpowiedz
jaki mniej więcej wyszedł wam koszt pobytu w Australii? bez bilet w lotniczych
glasvegas 19 marca 2014 12:24 Odpowiedz
Incognita, poniewaz wracalismy do Sydney wygidniej nam bylo zaczac w Cairns a skonczyc w Brisbane. Ta muszla jest przy Esplanade w Cairns Holiday Park przy morzu. Nie martw sie statki posiadaja kamizelki nie bedziesz musiec nic robic, z reszta sama pianka jest dosc wyporna, a jak widac na zdjeciu mamy pod pachami takie pianki, bo po co sie meczyc w upale przez pare godzin w wodzie skoro mozna skupic sie na podziwianiu.
przemos74 19 marca 2014 12:28 Odpowiedz
Czy byliście w Airlie Beach? Zastanawiam się czy tam też można ponurkować na rafie.
glasvegas 19 marca 2014 12:32 Odpowiedz
Olir powiem tak. Mysmy nie zalowali sobie na nic, wychodzilismy na imprezy, jezdzilismy taksowkami etc. Mysle ze poszlo nam ok 12 tys PLN na glowe, ale wiem ze sa tacy co wydaja $8 na dzien i tez daja rade. To wszystko zalezy jak chcesz sie poruszac, co chcesz zobaczyc i zrobic.
glasvegas 19 marca 2014 12:36 Odpowiedz
Przemos tak bylismy w Airlie Beach, to bedzie później w relacji. Miejsce wypadowe jest super jezeli chodzi i nurkowanie. Myslmy byli na wycieczce na Whitsunday Island, a pozniej mozna bylo tez snurkowac lub nurkowac. Sa tez osobno realizowane wypady na nurkowania.
przemos74 19 marca 2014 12:42 Odpowiedz
Bardzo proszę o w miarę szybki post na ten temat - lecę tam za tydzień i chciałbym wiedzieć co rezerwować (bede 4 doby).
glasvegas 19 marca 2014 13:14 Odpowiedz
Jezeli bedziesz tam na 4 doby moze latwiej bedzie kupic cos na miejscu? My tak wlasnie robilismy, nie lubie kupowac kota w worku a w Airlie Beach jest setki firm oganizujacych nurkowania i na pewno znajdziecie cos spelniajacego wasze oczekiwania. Ja moge pozniej przeslac nazwe firmy, która bukowalismy.
przemos74 19 marca 2014 13:18 Odpowiedz
To będę wdzięczny za wszelkie porady z Twojej strony. Jak również trochę fotek (moze być na PW lub @). Pozdrawiam :))
incognita 20 marca 2014 16:59 Odpowiedz
Mam jeszcze pytanie: na jak długo przed wylotem kupowaliście bilety lotnicze?
glasvegas 20 marca 2014 17:23 Odpowiedz
Lecielismy w pazdzierniku a bilety kupilismy w styczniu. Wybraliśmy linie Singapore Airlines ze stopoverem w Singapurze.
tunczyk5 28 marca 2014 09:50 Odpowiedz
Witam.pisałeś że wydaliście 12 tys na osobę, nie wliczając przelotów.ile czasu trwały wasze wakacje ?ile kosztuje średnio wynajęcie kampera jak wasz na kilkanaście dni?
glasvegas 28 marca 2014 23:16 Odpowiedz
PODSUMOWANIE:Australia zadzialala na nas jak narkotyk...Juz planujemy koleja podroz w 2015 roku :) Zakochalismy sie w niej po uszy! A za co?*Za cudowne widoki, piekne puste plaze, lazurki, klify, gory, lasy deszczowe, wodospady, rzeki, zwierzeta i rosliny, ktorych nie spotkamy w zadnym innym zakatku swiata*Za wspanialych i usmiechnietych ludzi, z ktorymi godzinami dyskutowalismy przy piwku o zwyklych przyziemnych sprawach*Za wyborne wino*Za czystosc *Za infrastruktore turystyczna i za to, ze tak latwo poruszac sie po tym ogromym kraju,*Za cudowne jedzenie, soczyste owoce*Za mieszanke kulturowa i etniczna*Za piekna pogode...Moglbym tak dlugo jeszcze wymieniac...Ale nie cierpie jej za to, ze jest tak stasznie daleko, ze nie mozna wybrac sie na weekend badz tydzien. Za to ze podroz wydaje sie trwac wieki, a czlowiek jest nie do zycia przez kilka dni. Za to ze w morzu czaja sie rekiny, osy morskie, irukanji, krokodyle i inne stwory. Za to ze to dosc drogi kierunek, pomojajac juz fakt biletu lotniczego, zycie i rozrywka w Australii niestety pochlonie spore oszczednosci. I to by bylo na tyle jezeli chodzi o czesc opisowa wyprawy.Chetnie odpowiem na wszelkie pytania.I dziekuje za zajrzenie do mojej relacji, a za brak polskiej czcionki przepraszam!
incognita 2 kwietnia 2014 00:29 Odpowiedz
W jakim hotelu w Sydney nocowaliście? I jeszcze jedno pytanie: Czy cena biletu lotniczego w Singapore była całkowita z podatkami? Bo ciągle na stronach linii lotniczych przy wybieraniu lotów jest adnotacja, że cena nie uwzględnia lokalnych podatków płatnych przy wylocie.... Boję się, że będę musiała coś tam zapłacić przy locie powrotnym :(
glasvegas 2 kwietnia 2014 15:01 Odpowiedz
Hey.Nie przy wyjezdzie zarowno z Australii jak i Singapuru nie trzeba placic tzw departure tax. Mieszlaismy w hotelu buget Ibis, w Darlinghurst (Kings X), ale Sydney ma niesamowita ilosc hoteli do wyboru do koloru, nam zalezalo zeby miec pokoj 4 osobowy, dosc blisko opery, wiec padlo akurat na ten.
incognita 2 kwietnia 2014 23:35 Odpowiedz
Dziękuję za odpowiedź. Ja też myślę o hotelu w miarę blisko opery, żeby nie tracić czasu na dojazdy do centrum z odległej dzielnicy. Owszem, hoteli jest mnóstwo w mieście i mam problem, który wybrać ;).
kasica88 2 czerwca 2015 09:45 Odpowiedz
Super relacja, planuje dosc podobna trase w bliskiej przyszlosci:) Jakoze mieliscie do czynienia z campingami mam zapytanie-czy rezerwowaliscie je jakos wczesniej (ja planuje namiot i zakladam, ze rezerwacja z duzym wyprzedzeniem nie jest konieczna (plan elastyczny)? Jak wybieraliscie miejsce koczowania? :)
kefirm 2 czerwca 2015 10:00 Odpowiedz
Na kempingach jest miejsca full, szczególnie pod namiot więc rezerwacja nie jest potrzebna.A co do miejsca pod namiot to często w parkach narodowych są miejsca, w których można się bezpłatnie rozbić. Jest także aplikacja na temat miejsc, których można nocować na dziko i kempingów w AU. 15 dni za darmo bodajże.
glasvegas 2 czerwca 2015 22:32 Odpowiedz
Kasica88. Miejsca wybieralismy przypadkowo, mielismy pare katalogow w kamperze i korzystalismy z nich bo w Oz kiepsko z WiFi. Niczego nie rezerwowalismy z wyprzedzeniem, gdyz mielismy wlasnie elastyczny plan. Jedyny klopot ze znalezieniem miejsca mielismy w Airlie Beach, ale za 3cim razem sie udalo, wiec nie bylo jakiejs tragedii. Tak jak wspominal Kefirm jest sporo darmowych miejsc do rozbijamia. My z nich jednak nie korzystalismy, bo chcielismy miec dostep do basenu, pralni i BBQ, ale to wszystko zalezy od budzetu jaim sie oczywiscie dysponuje.
kienia 10 stycznia 2017 20:53 Odpowiedz
bardzo fajna relacja, jestem na etapie kupowania biletów do Australii i ta relacja baaardzo mi pomoże w realizacji planu podróży :-) dziękuję.