Moje po prawej. Już wyjadłem większość mięsa. Była to moja pierwsza praktyczna przygoda z pałeczkami chińskimi. Kiedyś coś umiałem, ale nie za dobrze mi szło. Cała restauracja mi pomagała
:D. Coś załapałem i wyjadłem całe mięso pałeczkami. Zaczęło się trudniej - makaron. Śliski, wąski, masakra. Mimo wielu prób nie dałem rady ani trochę. Kelnerko-właścicielka widząc moje zmagania przyniosła mi widelec
:D
Zupa była zabójczo ostra. Nie mogłem wytrzymać nie kaszląc po każdym łyku, a łzy leciały mi same. Ale smakowała tak dobrze, że nie mogłem przestać. Zużyłem całą paczkę chusteczek na wycieranie twarzy i oczu i nosa. Byłem pewnego rodzaju przedstawieniem dla Chińczyków, nie przywykli do widoku turystów w tej okolicy, a w szczególności w restauracjach. Szczególnie płaczących turystów, którzy jedzą tę samą zupę co oni tylko reakcja jest inna
8-)
Ceny były dużo niższe niż jedzenie na wyspie Hong Kong, lub na niższym Kowloonie. Zupa (byłem naprawdę pełny po ten całej misce) kosztowała ok. 30HKD. Była bardzo smaczna. Myślę, że nie raz jeszcze wezmę losową linię metra, po prostu jak najdalej od centrum by spróbować czegoś taniej i zapewne smaczniej (dzięki tej aplikacji).
To był bardzo ciężki dzień więc wcześniej wróciliśmy do domu. Na tej stacji metra tłum, myślę że przydaliby się osoby dociskające ludzi do metra
:D
Jutro opuszczam Tseung Kwan O i ruszam do Mui Wo.Dzień 5: Nie wszystko zgodnie z planem
Dzisiaj opuszczam Andrew i ruszam na Mui Wo, do Karen. Początkowo miałem przypłynąć do niej o 15. Ale to rujnowało cały plan. Mui Wo jest zatoką na największej wyspie Hongkongu, Lantau. Można się tam dostać promem, a podróż trwa pawie godzinę. Nadal nie mogę wyczuć kiedy jest naprawdę późno. Jest druga, trzecia a ja nie jestem w ogóle zmęczony. Przez to wstaję o 11/12 rujnując sobie cały dzień. Muszę się wreszcie ogarnąć
:D Jednak ta strefa czasowa +6h daje się we znaki, mój organizm nadal chodzi według polskiego zegarka.
Zanim zjadłem, spakowałem się i pożegnałem było grubo po 13. Jeżeli popłynąłbym od razu do Karen to nic bym już dziś nie zobaczył. Zdecydowałem się zmienić plany i popłynąć dopiero wieczorem. Dzisiaj zwiedziłem najwyższy budynek ICC, aleję gwiazd i Muzeum Historii Hongkongu. Jestem strasznie zawiedziony tym dniem, jest to zdecydowanie najgorszy ze wszystkich. Gubiłem się wiele razy, a pogoda tak jak ostrzegano zaczęła się psuć.
Wyszedłem po 13 z mieszkania Andrew. Wziąłem metro do stacji Kowloon, gdzie mieści się ICC -Międzynarodowe Centrum Handlu - najwyższy budynek Hongkongu mierzący 484 metrów. Na 100 piętrze znajduje się taras widokowy, płatny ok. 168 HKD. Andrew polecił mi wybranie się na sam szczyt, 118 piętro. Na samej górze znajduje się restauracja Ozone. Można się pokręcić po tarasie widokowym nawet nic nie zamawiając.
Gdy wyszedłem z mieszkania i znalazłem się w centrum handlowym, zauważyłem że zaczęło padać. Na szczęście kiedy wysiadłem z metra już było po wszystkim. Zacząłem się kierować do budynku ICC. Klapa, zapomniałem sprawdzić podstawowej sprawy - godziny otwarcia. Okazało się, że Ozone otwarte jest od 17:00. Nie mogę być na nikogo zły, sam zawaliłem nie sprawdzając tego.
Przeszedłem do następnej stacji metra i wziąłem pociąg do Hung Hom. Teraz czas na Muzeum Historii Hongkongu. Błądząc i pytając o drogę wielokrotnie wreszcie trafiłem pod tej ogromny budynek. Niestety ze złej strony, 10 minut zajęło mi znalezienie wejścia. Muzea w Hongkongu są bardzo tanie. Za bilet wstępu płacimy 10 HKD (ok. 4-5zł). Przy wejściu można za darmo odłożyć torbę, którą cały dzień nosiłem ze sobą (choć było ok, bo w środku kilka drobnych rzeczy dla Karen oraz kapelusz dla gospodarza z Singapuru). Gorzej z plecakiem, w którym miałem wszystkie moje rzeczy. W środku od razu byłem zaskoczony! Potężna liczba zbiorów. Wszystko pięknie przygotowane, a cała historia jest bardzo ładnie podzielona, 8 sektorów, każdy opowiadający o innych czasach. Od prehistorii po historię najnowszą.
Niestety zabrakło informacji o Kowloon Walled City z końca XX wieku. Mam na tym punkcie małą obsesję
:D Będę na pewno w parku w ciągu najbliższych dni, wtedy opiszę jego historię. Było za to drzewko z życzeniami. Każdy mógł wypełnić własne papierowe jabłko i powiesić na jednej gałązce. Życzenia powieszone, ruszam dalej.
Mamy możliwość obejrzenia wielu filmów, przeczytania o etapach powstawania Hongkongu czy podziwiania wielu wystaw.
Muzeum jest ogromne, trzeba na nie poświęcić przynajmniej 2-3 godziny, żeby jako tako zwiedzić. Myślę, że nawet gdyby kosztowało 100 HKD to byłoby warto. A że jest tylko 10 HKD to zawsze można przejść, spróbować, jak się nie spodoba to wyjść. W środy muzeum otwarte jest dla wszystkich za darmo. Ale myślę, że mogą być tłumy, jak Chińczycy stoją nawet w 10 minutowych kolejkach do automatu który obniża im koszt następnej podróży o 40 groszy... Co do muzeum to ja nie żałuję, było SUPER!
Było już grubo po 17. Kierowałem się do ICC. Nie chcąc się zgubić wolałem wziąć metro, jako że nie ma pewnego rodzaju poziomych linii to musiałem wrócić kilka stacji metra i wziąć pociąg na rozwidleniu w drugą stronę. Znając drogę w Ozone byłem już po kilku minutach po przyjeździe. Od godziny 21 wymagany jest strój galowy, raczej w krótkich spodenkach bym nie przeszedł
:D No ale jest dopiero 18 więc wszystko oki. Całe ICC wygląda jak pałac, wszystko luksusowe. W podobnym klimacie utrzymana jest restauracja. Przy wejściu pani od razu zaoferowała pomoc. - Czy mógłbym się tak rozglądnąć? - Tak oczywiście!
Nikt mnie nie zmuszał bym coś kupował. Owszem dziwnie się czułem za nic nie płacąc, ale jeżeli nie ma problemu dla nich to chyba nie powinienem się martwić. Podszedłem do okna i dosłownie opadła mi szczęka
:D Przepiękny widok, żadne zdjęcia tego nie uwidocznią, trzeba po prostu to zobaczyć. Głowa w chmurach, bo często tak powiało, że wszystko wkoło stawało się białe. Taras jest otwarty od góry, więc w czasie deszczu raczej nie ma wstępu.
Na szczycie spotkałem też starszą parę Słowaków, którzy wręcz nalegali bym mówił po polsku.
Z ICC poszedłem na ostatnią atrakcję tego dnia - aleję gwiazd. Andi opisywał już to miejsce, ja od siebie dodam tylko że oprócz figur mamy także odbicia dłoni znanych aktorów i aktorek Hongkongskiego kina.
Nieopodal znajduje się przystań gdzie cumują promy Star Ferry, które już od 1888 roku wożą ludzi na Kowloon. Za 2/2.5 HKD znajdujemy się po drugiej stronie (w zależności który poziom weźmiemy).
Płynąłem na górze i na dole i różnicy nie widziałem, nie wiem właściwie o co chodzi. Wszyscy przesiedli się na drugą stronę by podziwiać budynki Hong Kongu, ja zostałem by przyglądać się ICC, tam gdzie dziś byłem.
Z przystani wziąłem od razu prom na Mui Wo. Płynie się godzinę. Jak tylko wsiedliśmy rozpętała się ogromna burza. Nadal kontynuowaliśmy podróż mimo, że pioruny biły jak szalone. Na miejscu czekała na mnie Karen, deszcz lekko kropił. Okolica wygląda bardzo spokojnie, zero samochodów, pełno roślinności. Te zatoki są super opcjami wyrwania się z zatłoczonego Hongkongu.
Ciekawe co jutro będę robił. Mam jeszcze kilka bardzo ważnych rzeczy do zobaczenia a czasu coraz mniej. Dopiero dziś była pogoda na The Peak, ale byłem wtedy w muzeum, a później już pochmurnie. Chciałbym zobaczyć jeszcze Lammę, Wielkiego Buddę, Park Walled City w Kowloon, pójść na plażę i się wykąpać, pobliską Discovery Bay i trochę rozrywki Ocean Park. Jeśli uda mi się wstać rano i nie będzie padało to prawdopodobnie zacznę od ostatniego, co zajmie mi kilka godzin.
Więcej zdjęć na Picasie.Dzień 6: Zabawa, rollercoastery i pingwiny - Ocean Park
Dzisiejszy dzień przyniósł wiele niezapomnianych wrażeń. Ubawiłem się jak przenigdy. Jeździłem wielokrotnie kolejkami górskimi. Podróżowałem też po całym świecie oglądając małpy, pandy i pingwiny. Dzisiejsze atrakcje o mało nie doprowadziły mnie do szaleństwa. Widok całego Hongkongu nocą odebrał mi mowę. Jeszcze te nagłe skoki adrenaliny, spadając z kilkudziesięciu metrów prosto na ziemię, ale również wracając do domu w iście azjatyckim deszczu. Zwykły powrót rowerem przerodził się w dreszczowiec, który nie wiadomo jakby się skończył gdyby nie trochę szczęścia. Zapraszam do czytania dalej.
Zatoka nad Mui Wo.
Obudziłem się niespodziewanie, sam z siebie. Chwytam za telefon, a on nie działa. 10 minut próbowałem przywołać go do porządku, wyciąganie baterii nic nie dawało. Okazało się, że jest totalnie rozładowany. Byłem bardzo zaskoczony, bo był podłączony całą noc. Nie chciałem się zgłębiać w szczegóły. Podłączyłem go na szybko, żeby było choć te kilka procent na cały dzień. Patrzę: godzina 8:00, o bardzo fajnie. Poleżałem sobie w nagrodę 15 minut
:D, włączam laptopa a tam 7:15. Hmm, coś nie tak. Musiałem w internecie sprawdzić godzinę, bo już sam nie wiedziałem, która to ta poprawna. Nie wiedzieć czemu telefon sam zmienił strefę czasową, bardzo dziwne rzeczy się działy z nim. W ostateczności, gdy opuściłem dom miałem kilkanaście procent i zero możliwości na doładowywanie. Wyłączyłem telefon i tak starałem się go utrzymać przez większość dnia.
Moja okolica, aktualnie tutaj mieszkam. 5 min rowerem od "centrum" miasteczka.
Karen pożyczyła mi rower, abym użył go na dojazd na prom i z powrotem. Tutaj każdy jeździ na rowerze, wszędzie rowerzyści. Już na samym początku się zgubiłem. Wjechałem do centrum, gdzie tętniło życie i prowadzony był drobny handel rybami. Sami bardzo starzy ludzie, nikt nie zna angielskiego. Nikt nie potrafił mi pomóc nawet gdy mówiłem hasłami typu: Ferry, Central, Hong Kong, First Ferry... Wreszcie znalazła się młoda europejka z dzieckiem, zapewne tutaj mieszka. Idealnie mnie pokierowała i w 5 minut byłem przy promie. Znalazłem wolne miejsce dla mojego "pojazdu", przypiąłem i biegiem na prom.
Na pierwszym planie mój rower, zrobiłem zdjęcie by rozpoznać go spośród wszystkich innych.
Miałem ochotę na amerykańskie żarełko
:D Pojechałem metrem do jedynego (poza The Peak) Burgerkinga na wyspie Hong Kong. Byłem tam po godzinie 10 rano. Jedyne co mogą mi zaoferować to śniadania... Ależ się zdenerwowałem
:| Byłem pewien, że tylko Mac prowadzi tę bezsensowną politykę... W Subwayu obok drogo, ale znalazłem jakąś małą śniadaniową kanapkę za 10 HKD. Poszedłem do najbliższego sklepu i sam zrobiłem sobie śniadanie takie jakie chciałem - "have it on your way" jak mówi BK. Niby mogłem poczekać tę godzinę na zmianę oferty, ale była ona zbyt cenna. Dzisiaj szedłem do Ocean Parku. Jest to zbiór atrakcji typu kolejki górskie, małe zoo, wystawy, rekonstrukcje budynków itd. Jest tam wszystko. Problem jest z ceną - wejście dla osoby dorosłej to koszt 280 HKD, czyli 120-130zł. Ale obejmuje ono cały dzień i dostęp do wszystkich atrakcji (poza tymi gdzie się wygrywa pluszaki rzucają piłkami itd.). Mimo wysokiej ceny do parku zmierzają każdego dnia tłumy skośnookich Chińczyków i czarnych Hindusów, dlatego ważne jest żeby być jak najwcześniej, wtedy kolejki do atrakcji są mniejsze. Piszę mniejsze, bo to jest Hongkong i zawsze są tłumy, nawet w nocy o północy.
W metrze większość osób, które nie surfuje ani nie wysyła SMSów gra. Najpopularniejszą grą jest tutaj układane 4 cukiereczków tego samego koloru w rzędzie. Naprawdę co druga osoba w to gra! Chłopczyk jadący do szkoły, pan w garniturze i starsza pani (bo tu każdy ma smartphona).
Autobus do Ocean Parku odjeżdża z Central, ale też z Admiralty (tutaj częściej). Mam do tego bliżej. Gdy przyjechałem i wyszedłem na przystanek autobusów zauważyłem jadący "629", zacząłem biec środkiem drogi za nim
:D Albo mnie zaprowadzi wprost na miejsce gdzie się zatrzymuje (zaoszczędzę 15 min na szukanie przystanku), albo go nawet złapię. Okazało się, że on dopiero wjeżdżał na stację. Ja szukałem w innym miejscu, bieg się opłacił. Najpierw jednak odchudziłem mój portfel o 280 HKD, bo w tym miejscu można kupić bilet od razu do parku. Tutaj była 2-3 minutowa kolejka, na miejscu w Ocean Parku nikt nie czekał. Więc nie zawsze się opłaca jak widać.
Wejście do parku.
Na dole mamy kilka ciekawych wystaw. Możemy zobaczyć pandy, oceanarium, rekonstrukcję "starego Hongkongu" i egzotyczne ptaki. Aaa i jest jeszcze kolekcja >30 żywych złotych rybek, wszystkie z jakimiś wodogłowiami i innymi chorobami (co ma niby dodawać im uroku).
Atrakcje po które ja przyszedłem są dopiero na szczycie wzgórza. Musimy wziąć albo gondolę albo szybki pociąg. Ale zanim zabawa trochę nauki. Najpierw poszedłem do oceanarium, gdzie m.in. dotykałem rozgwiazdy (wielokrotnie). Bardzo ciekawe było akwarium, w którym pływały nad nami ryby-młoty. Przy wyjściu z budynku ogromne zaskoczenie, ogromna ulewa. Już byłem przekonany, że cały plan w ... ale po 30 minutach ustało i park bardzo szybko wrócił do życia.
Każdy czekał aż deszcz się skończy.
Zrobiłem sobie małą sesję zdjęciową
:P i ruszyłem zobaczyć co ten stary Hongkong oferuje. Są to same restauracje typu fast-food, tyle że budynki są utrzymane w starym stylu. To wszystko.
Brama wjazdowa do Hongkongu.
Na początek zdecydowałem się na coś prostego
:D
Widziałem także pandę. Która wydawała się zmęczona tym całym codziennym show. Odwróciła się tyłem i poszła spać.
Była też złota małpa, niestety nie mam zdjęcia.
Wychodząc z budynku zauważyłem, że gondola z powrotem działa. Właściwie biegiem ruszyłem w kierunku wejścia. Z każdą minutą tłum robił się coraz większy. Na moją (właściwie naszą, bo byłem w środku z parą z Malezji) czekałem 15-20 minut, a kolejka wydawała się naprawdę niewielka. Tylko, że co chwile wydziwiają: - Ja chce z tamtymi - My jesteśmy razem - Ja z nim nie chce I w efekcie z 5 osób, które gondola może wziąć jedzie 2. Kolejka najpierw wspina się, pokonując wzgórze. Od tego momentu mamy przepiękny widok!
Widok z okna gondoli.
Wszędzie robią zdjęcia w czasie jazdy (na kolejkach górskich, przed wejściem do gondoli itd.) a później po zakończonej atrakcji oferują ich kupno - 19 HKD. Ale jakoś nie potrzebowałem. Przy ostatniej atrakcji pani nawet już czekała z wydrukowanym, bo myślała że jak biały przyjechał do od razu weźmie.
Teraz od razu z grubej rury, największa, najtrudniejsza kolejka górska w sam raz na początek. Nazywa się Hair Raiser. 30 minut czekania zostało wynagrodzone minutą ogromnej adrenaliny
:D WARTO! Chodziłem z plecakiem i początkowo nie wiedziałem co z nim zrobić, zaraz obok kolejki zauważyłem szafki - 10 HKD / 1h. Już miałem wziąć, ale one byłby po prostu za małe. W kolejce zauważyłem dużo osób z podobnym problemem. Okazało się, że już na ostatnim etapie, podczas wsiadania do kolejki zostawia się rzeczy i wszystko ok. Nikt ich nie weźmie bo najpierw musiałem wysiąść by ktoś inny mógł wejść
:D Kliknij na miniaturkę, aby zobaczyć film.
Zwiedziłem chyba wszystkie atrakcje. Na drugiej kolejce górskiej oddalonej od tej o 15 minut spacerku zero ludzi. Także 4 razy pod kolej przejechałem się kolejką. Zdecydowanie najlepiej jest na samym początku. Gdy siedzi się na końcu to nie czuć już tych przeciążeń.
Spędziłem tam około 6 godzin i nie byłem na wszystkim (np. na autkach magnetycznych). Zobaczyłem to na czym mi zależało - kolejki górskie i tego typu atrakcje. Bardzo mi się podobała maszyna typu "swobodne opadanie", która hamowała dopiero przy ziemi
:D
Ale chyba największą zabawę miałem strzelając z psikawki na ludzi płynących pod nami. Wreszcie miałem okazję zemścić się na Chińczykach. Mam ich powoli dosyć (nie mówię o tych z HK, a tych z kraju, którzy przyjeżdżają na wycieczkę). Często śmierdzą, że nie da się wytrzymać (mają taki specyficzny zapach skóry, gdy się nie myją, ci z HK są głównie zadbani, właściwie to niektórzy mężczyźni za bardzo...). Ale najgorzej, że cholernie krzyczą, zawsze, wszędzie. Drą japę na wszystko co zobaczą. Zachowywują się trochę jak taka dzicz. Trochę odechciało mi się zwiedzać Chiny gdy ich trochę poznałem.
Zdrajcy narodu, strzelają do swoich.
Główną atrakcją obok pand są pingwiny.
Bardzo często, gdy popada robi się przejrzyste niebo z dobrą widocznością. Właśnie na taką pogodę czekałem, by pojechać na The Peak - punkt widokowy skąd możemy podziwiać prawdopodobnie najlepszą panoramę Hongkongu. Znowu miałem problemy ze znalezieniem drogi, tym razem pomogła mi Szwajcarka od 3 miesięcy tutaj mieszkająca. Mięliśmy krótką rozmowę po czym ruszyłem do tramwaju. Bilet na tramwaj w dwie strony + taras widokowy to koszt 75 HKD. Można też pojechać autobusem, za taras płacąc 40 HKD. Jeżeli ktoś robi HK bardzo budżetowo może wziąć tylko autobus. Bez tarasu też jest przepiękny widok. Autobus pewnie coś koło 10 HKD/strona.
Nadjeżdżający tramwaj, tą samą linią już od XIX wieku.
Kolejki ogromne, ludzi pełno. Bardzo ładnie na szczycie, ale nie różni się to bardzo od tego co póki co widziałem z mieszkania Andrew (choć nie było tam wyspy), czy z ICC (przypominam, że jest za darmo). Różniła się tylko strona z której oglądałem panoramę. Było pięknie, ale drugi raz już mnie nie powaliło. Pewnie jakbym nie był na ICC inaczej bym to odczuwał. Większe wrażenie zrobił na mnie widok z gondoli w Ocean Park, bo był po prostu nowy, czegoś takiego wcześniej nie widziałem.
Hongkong nocą z The Peak
Dzisiaj musiałem jeszcze załatwić jedną sprawę - zdobyć wreszcie adapter PL->UK. Wcześniej korzystałem z pożyczonego adaptera od Andrew, u Karen mam z tym problem, bo coś tu nie pasuje. Muszę sobie kupić swoje wreszcie, przyda się na resztę podróży. Wczoraj przeczytałem, że najtańsza elektronika jest w znanym mi już Sham Shui Po (z Andrew jedliśmy tutaj obiad). Golden Computer Shopping Center, to budynek, w którym znajdziemy tanią elektronikę, wejście od razu naprzeciw metra. Handel prowadzony jest na zasadzie bazaru. Każdy ma swoje stoisko, którym się zajmuje. Podszedłem do pierwszego i pytam o ten produkt. Po chwili szukania znajduje - 19 HKD. W centrum za takie samo + wejście na USB chcieli 179 HKD. Nie potrzeba mi USB, choć i takie są - ok. 40 HKD.
Wejście po lewej.
Super zadowolony mówię, że się tylko rozejrzę jak to wygląda i wracam i kupuje. Wszędzie pełno produktów w niskich cenach. Gdy skończyłem i zacząłem kierować się do wejścia wszyscy momentalnie zaczęli zamykać sklepy. Nie zdążyłem, nie kupiłem. Pytałem jeszcze gdzie mogę takie dostać. Polecił kilka miejsc, w jednym ostatecznie dostałem. Też za 19 HKD. Działa tak w ogóle
;)
Jako, że jestem już na SSP to wypadałoby coś zjeść chińskiego. Idę do pierwszej lepszej restauracji ulicę dalej. Zamówiłem danie z obrazka. Nauczony ostatnim razem pytam: - Spicy, hot? łapałem się za gardło, żeby pokazać o co mi chodzi. Coś tam mówi, że nie chyba, dobra niech będzie. Przyniosła mi po 2 minutach cały talerz zimnego kurczaka
:P W końcu nie wiem czy takie to miało być, czy po prostu ona zrozumiała, że chce nie-hot, więc dała zimne
:D Najadłem się, no i wreszcie nauczyłem się prawidłowo jeść pałeczkami
:P
Cokolwiek to jest było smaczne. 27HKD + Cola 7 HKD
Na ulicy zobaczyłem staruszkę sprzedającą tajemniczą ciecz w miskach (9 HKD). Zdecydowałem się spróbować co to było. Był to taki orzeźwiający napój, smakowało trochę jak kwas chlebowy.
Na koniec wszedłem do jeszcze jednej. Kuchnia mieściła się na ulicy, siedziało się w środku. Bardzo dużo ludzi, więc musiało być smacznie. Popatrzyłem na obrazki i jedno mi się wydawało bardzo smaczne. Porównałem wygląd literek z menu i z obrazka i doszedłem do wniosku, że ta potrwa jest za 40 HKD. Niby sporo, ale co będę oszczędzał na jedzeniu, podoba mi się to biorę. Dostałem najpierw coś jak ketchup. Po 10 min przyszło danie. Może lepiej napiszę, pani przyniosła, bo jeszcze ktoś pomyśli, że nie wiadomo co zamawiam. Były to krewetki albo mięso z nich (coś tego typu) w cieście. Wrzucone to do głębokiego tłuszczu. Obok kilka orzechów do dekoracji. Jest taki test, że jeżeli jesteś w stanie podnieść orzecha pałeczkami chińskimi to umiesz nimi jeść. Zdałem go śpiewająco!
:D Więc praktyka czyni mistrza
:P
Choć nigdy nie lubiłem krewetek te były bardzo smaczne
Późno było chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Metro do centrum skąd miałem wziąć prom. Okazało się, że spóźniłem się 10 min, następny dopiero za 30, o 23:30. Nie mam wyjścia, czekam w "poczekalni". Wysłałem jej jeszcze SMS, że biorę ten prom i wyłączyłem tel.
Gdy wsiadłem na pokład od razu zasnąłem. Nawet nie wypłynęliśmy a ja już miałem zamknięte oczy. Gdy otwieram widzę napis Mui Wo i zastanawiam się czy mam się zbierać czy nie. Może jeszcze nie wypłynęliśmy a to jest tylko kierunek. Byłem pewien dopiero, gdy wszyscy wstali. Lekko kropił deszcz, odpiąłem rower i przed siebie. Nie znałem drogi, musiałem kierować się na czuja. Na początku zabłądziłem. Wjechałem w jakąś polną drogę, bez świateł i nawet nie byłem do końca pewien czy to nie jest dobra droga, ale wolałem się cofnąć do przystani promowej i od początku spróbować.
No i lunęło. Potężna ulewa w azjatyckim stylu. Ja nie wiem gdzie jestem, gdzie mam dom czy czy dziś dojadę. Do tego cały mokry już po 30 sekundach. Jechałem przed siebie licząc na szczęście. Znalazłem tylko jedno miejsce, gdzie mogłem się pomylić wjechałem tam i faktycznie to był dobry wybór. Teraz 1 km przez polną drogę, to pamiętam doskonale. Ale co później? Jestem na placyku, dookoła wszystkie te same domy. Jedyne co pamiętam, to to, że Karen mówiła, żebym uważał na głowę, bo parapet był bardzo nisko. Lało się ze mnie, poszedłem pod daszek, włączyłem telefon - 1% baterii. Dramat! Oj, wyłączył się. Jestem 20m od domu, tylko nie wiem, którego. Myślę, będę chodził od domu do domu i pytał o Karen, bo wyjścia nie mam. Tylko nie wiem nawet jak ma na nazwisko. Właśnie w tym momencie ona wychodzi na plac i mówi, że wyszła akurat na balkon i widziała mnie. Ufff! Jutro zrobię sobie zdjęcia każdego etapu drogi
;) [sorry za brak fotek, ale ostatnie co mi się chciało to robić fotki
:D]
Bardzo udany dzień, wiele przygód, super zabawa. Naprawdę polecam ten Ocean Park
;) Więcej fotek na Picasie.Dzień 7: Przyjemny wieczór na Lammie
Dzisiaj obudziłem się o 9... tyle ze wg polskiego zegarka, czyli tutaj o 15:00. Wczoraj wróciłem późno, a pisanie relacji zajęło mi sporo czasu. W efekcie poszedłem spać dopiero o 5. Wiadomo, nie spodziewałem się ze wstanę o 7, ale 15 to już przesada. Jeszcze wyrwanie się z Lantau zajmie mi godzinę. No cóż, słabizna. Zdecydowałem się odpuścić plażowanie. Popłynąłem tylko na wyspę "Lamma". Gdy bylem już w centrum Hong Kongu zaczął padać deszczyk (raczej drobny).
Mój dom
Mnie znowu zachciało mi się amerykańskiego jedzenia. Tym razem chciałem pojechać w inne miejsce - do znanego mi już Mong Kok (to ta dzielnica o największej gęstości zaludnienia na świecie). Myślałem że zajmie mi to mało czasu i zobaczę jeszcze ten park, który jest pozostałością po Kowloon Walled City (metro + spacerek). Po 15 minutach znalazłem wreszcie upragnionego BK. Wyszedłem zawiedziony, zjadłem bardzo drogie "nic" (do tego smak był nienaturalny), wróciłem na Hong Kong.
Od początku mojej podroży ta decyzja była najgłupsza ze wszystkich. Bezcelowy wypad kosztował mnie sporo kasy (za tyle to bym się i w centrum najadł), niewiele zobaczyłem a przede wszystkim straciłem wiele czasu, który mogłem spędzić na Lammie. Człowiek uczy się na błędach, ale tych ostatnio za dużo. Zawsze tak samo, jeden dzień super, drugi tragiczny i tak cały czas.
Centrum Hongkongu
Plażowanie sobie odpuszczam, spróbuje w Singapurze, gdzie woda powinna być cieplejsza, a plaza ładniejsza. A co do parku, na pewno go zobaczę ostatniego dnia mojej podroży, więc za 11 dni. Ale pewnie niektórzy są ciekawi o co chodzi i dlaczego wydaje mi się to takie interesujące. Odsyłam do artykułu (po polsku) gdzie można przeczytać trochę o Kowloon Walled City. Dziś na mapie znalazłem obok parku jeszcze "Kowloon City" i jego ciekawie (prostopadle) rozłożone uliczki. Może być tam ciekawie. Nie mogę się doczekać.
Ale póki co Lamma. Wziąłem prom o 18:20. A szkoda bo mogłem to zrobić 1:30h wcześniej. Jestem zły na siebie. Do tego to spanie do 15... W każdym razie nie ma co już płakać, muszę o tym BK jak najszybciej zapomnieć i jutro wstać dużo wcześniej.
Prom droższy niż się spodziewałem, ale za to bardzo szybki i klimatyzowany. Po niecałych 30 minutach byliśmy na miejscu. Pogoda przez ten czas się poprawiła, a słońce zachodziło. Piwo jest tutaj tańsze, inne produkty maja te same ceny lub podobne. Lamma jest duża, ale nie miałem czasu na zwiedzenie . Skupiłem się tylko na okolicy, gdzie przypłynąłem. Wszędzie dookoła niska, ale bardzo gęsta zabudowa.
Widok zaraz po wyjściu z promu. Podobnie jak u mnie najwięcej rowerów jest przy samej przystani. Ludzie dojeżdżają, zostawiają rower i idą do pracy do Hongkongu. Gdy wieczorem wracają rower już na nich czeka.
Dużo jest też restauracji z żyjącymi krabami, rybami, ośmiornicami w akwariach. Klient podchodzi, wskazuje co chciałby zjeść i gotowe. Czytałem też, że możliwe jest kupienie ryby od wędkarza i przyniesienie jej do baru. Przyrządzą ją ja niewielką opłatą rzecz jasna. Właściwie każdy chociaż w niewielkim stopniu zna angielski lub próbuje zrozumieć. Bardzo dużo białych, którzy tutaj mieszkają. Raz nawet pomógł mi kilkuletni chłopczyk gdy wszedłem w niekończący się labirynt domów.
https://lh4.googleusercontent.com/-EyHyANmwMk8/UZ0an6vXSgI/AAAAAAAAAqI/bZBWFc4w3n8/s640/SAM_0803.JPG Restauracja typu wybierz i zjedz.
Z zimnym, małym piwem w ręce ruszyłem na "molo". Przepiękny widok! Zachodzące słonce pięknie komponowało się z chmurami i zatoką. Chwila relaksu po dniu pełnym nerwów. I ruszyłem w "miasto".
Tutaj chyba mi się bardziej podobało niż na The Peak. Może dlatego, że nie było tłumów. Na molo byłem sam.
Na Lammie nie ma samochodów, droga jest za wąska. Widziałem kilka osób jadących samochodzikami golfowymi. Dominują rowery. Podobnie jak u mnie są wszędzie.
Pan przypiął sobie sprzęt i ćwiczy, kiedy ma ochotę.
Ruszyłem przed siebie nie wiedząc gdzie idę. Na początku znalazłem mała świątynie. Ale tam się droga kończyła. Wszedłem między domy, przechodziłem przez tarasy i malutkie ścieżki. Byłem pewien ze ta droga gdzieś mnie doprowadzi. Nic z tego. Skończyła się domem z małym, białym chłopczykiem, o którym pisałem. Młody Anglik albo Amerykanin wskazał mi drogę, a ja zacząłem się kierować powoli w kierunku promu.
Świątynia.
Miałem jeszcze 45 minut, szukałem miejsca gdzie mógłbym zjeść coś porządnego. Oddaliłem się od wody, bo tam bardzo wysokie ceny. Znalazłem sklep z tajemniczymi czarnymi płynami w środku, bez etykiet itd. Zapytałem co to jest, pan podaje mi angielskie menu z numerkami i mówi ze to jest "one". Wszystko to były zimne herbaty. Ale nie miałem pojęcia jak będą smakowały. Powiedziałem żeby mi dał tę którą lubi najbardziej. Nie wiem z czym ona była, ale naprawdę mi smakowała ta zimna herbata. 14 HKD za 0.5l.
Lodówka z herbatami. Do wyboru 10, 15 rodzajów
Kilka domów dalej mieściła się restauracja. Przy każdym stoliku kilka osób i >30 piw
:D To są, co prawda te male, 0.33, ale i sporo. Prawie każda restauracja tak wyglądała. Im więcej ludzi w restauracji tym smaczniejsze jedzenie.
Dużo piwa
:D
Jeśli chodzi o piwa to taki mały offtop. Piszę tę relację pływając promami na telefonie, by oszczędzić czas i iść wcześniej spać. Teraz wracam do domu o tej samej godzinie co pierwszym razem. Tak jak ostatnio siedzi koło mnie ta sama osoba. Biały Amerykanin, około 50, wygląda identycznie jak Fred Flinston tylko z białymi włosami! Otwiera zawsze piwo jak wsiada na pokład. Dziś nie wypłynęliśmy nawet z przystani a już sięgał po kolejne. Płyniemy 15 minut i 4 otworzył. Płynie się ok. 50 minut
:D. Pod koniec podroży ostatnio tak przyjemnie się do wszystkich uśmiechał
:D Wracamy do Lammy.
Dostałem angielskie menu, wskazuje na zupę z pierogami za 28. Pani coś tam mowo po swojemu (wg mnie proponowała żebym wziął coś innego) i wskazuje na same pierożki za 15. Poprosiłem o 2 porcje, po tym burgerku byłem bardzo głodny. Ostry sos do mieszania (na szczęście nie aż tak bardzo jak tamta zupa), pierogi przysmażane na patelni. W środku jakieś zielone warzywa i zdecydowanie jakieś mięso. Choć nie było go widać, czułem je tam i pani tez mówiła coś o mięsie.
Pierożki i herbata.
O ile wczoraj jadłem jak prawdziwy Chińczyk tak tych pierogów za nic nie mogłem złapać pałeczkami. Były bardzo ciężkie, a wymieszane w tym sosie dodatkowo śliskie. Pani z następnego stolika od razu widząc moja walkę zaczęła mnie instruować. Pokazała dwa sposoby, powykręcała mi nawet palce. Nic to nie dało. Doszedłem tylko do wniosku ze wczorajszy sposób był bardzo niepoprawny
:D no ale działał. Jakoś udało mi się chwycić kilka pierożków znanym mi sposobem, a resztę zjadłem wbijając w nie wykałaczki
:D Bardzo smaczne i tanie
:) jestem zadowolony z zamówienia. Musze jeszcze tylko potrenować te pałeczki, bo trochę wstyd. Jestem już tutaj tydzień a nadal nie umiem nimi jeść.
Gdy wyszedłem miałem jeszcze 10 minut. Lekkim biegiem ruszyłem w kierunku promu. Ostatnio płynął 25 minut. Ten odpływa 20:00, mój prom do domu o 20:30 z Hong Kongu. Więc trochę ryzykownie, najwyżej będę musiał poczekać kilkadziesiąt min na następny.
Gdy prom przypływał do HK czekałem już pod drzwiami. Miałem kilka minut na zmianę przystani. Biegiem zdążyłem w ostatniej chwili. Przeprawa milo zleciała na słuchaniu muzyki (zupełnie zapomniałem ze mam cały czas w plecaku MP3) i spisywaniu całego, jakże krótkiego dnia.
Prom do domu.
Dobrze, ze ten dzień tak się zakończył. Jutro mam samolot do Singapuru dopiero o 20:25, więc cały dzień jeszcze pozwiedzam. Zostanę na wyspie Lantau, gdzie mieszkam. Tutaj jest tez druga zatoka Discovery Bay, Wielki Budda i lotnisko. Chciałbym te wszystkie rzeczy jutro zobaczyć. Żeby tylko nie padało, a raczej żeby padało krótko, bo deszcz i tak będzie. No i chciałbym się obudzić wcześniej.Dzień 8: Wszystko zgodnie z planem
Mimo że poszedłem spać po 4, to udało mi się wstać po 9. Idealnie. Spakowałem się tak, aby później wrócić do Karen na 5 minut. Plan na dzisiaj był następujący: rano spakować się, rowerem zwiedzić okolicę, wziąć autobus pod Wielkiego Buddę, wrócić tym samym, odebrać plecak od Karen i ruszyć na prom do Discovery Bay. Planuję szybko zwiedzić DB i autobusem pojechać na lotnisko. Lot do Singapuru po godzinie 20. Ale muszę być dużo wcześniej, bo nie zrobiłem odprawy.
HK to nie tylko potężne wieżowce
Z aparatem i butelką wody ruszyłem rowerem do miasta. Muszę przyznać, że mieszka w przepięknej okolicy. Dookoła zielone od drzew góry. Tak wyobrażałem sobie Azję z dala od cywilizacji. Jeździłem bocznymi dróżkami ciągle skręcając w kolejne. Ostatecznie i tak dojechałem do samego centrum - przystani promowej. Ale to jeszcze nie był czas, aby uciekać z Mui Wo. Zawróciłem i znalazłem "Mui Wo Market", wielki budynek ze stoiskami w środku. Zostawiłem rower i poszedłem zwiedzać.
Mui Wo Market
Wewnątrz stoiska z żyjacymi rybami, kwiaty i inne mięso (nawet z NZ, AUS i USA). Mnie zastanawiało jak może smakować płochliwa, niebieska ryba z żołtym ogonem. Obszedłem cały targ, ale nie znalazłem właściwie nic co mógłbym kupić.
Pani patrosząca i sprzedająca ryby
Gdy wyszedłem z targu znalazłem się w samym środku kolejnego, tym razem ulicznego. Sprzedawano tutaj wszystkie różności, od ubrań po jedzenie. Wydaje mi się, że ceny koszulek itd. były tutaj najtańsze ze wszystkich jakie dotychcas widziałem w HK. Ale prawie wszystko damskie i do tego ja już i tak ledwo się dziś spakowałem.
Stoiska z ubraniami
Odebrałem rower pojechałem pod przystań. Znalazłem bardzo ładne miejsce. Po lewej i po prawej górzyste wysepki a po środku zabudowa HK. Chwila relaksu i ruszam dalej.
Budynki Hongkongu w nietypowej scenerii
Wypadałoby coś zjeść na śniadanie. Na Mui Wo nie widziałem żadnych restauracji na ulicy, a głównie takie jedzenie mnie interesuje. Ale nie mam wyboru, jestem głodny. Zobaczyłem restaurację serwującą burgery. Wszedłem do środka, by zapytać się ile kosztuje jeden burger i jak duży on jest. Pan odpowiada, że 38 HKD i rozkłada ręce na odległość 15-20 cm. Dobra a jak z czasem oczekiwania - jedna minuta. Nie zdążyłem nawet odłożyc roweru a pani przyniosła już zamówienie. Tyle że co innego - piwo
:D Wyjaśniliśmy sobie sytuację i poszedłem do Mc Donaldsa. To była moja ostatnia szansa. Miałem już tylko 20 minut do autobusu.
McDonald's w Mui Wo, tuż obok przystani promowej
Bardzo tanio zamowilem zestaw z Big Maciem, 21 HKD. Więc taniej niż w Polsce. Dawno nie jadłem Big Maca, ale ten wydawał się spory, nawet się najadłem tym zestawem. Była 14:12, wyszedłem i skierowałem się na autobus (przystanek był przy wyjściu). Byłem pewien, że autobus odjeżdża za 3 min. Po dziesięciu, zacząłem się zastanawiać dlaczego nie ma kierowcy. Popatrzyłem na rozkład a tutaj 14:30. Zachęcony tanim Big Maciem pobiegłem jeszcze po Cheeseburgera. 10.2 HKD to trochę przesada, gdy za dwa takie mam cały zestaw z dużą kanapką. Zrezygnowałem i poszedłem na autobus.
Po oszalamiajacej obsludze KLM wyladowalem wreszcie na NAJLEPSZYM lotnisku jakim bylem. Sorry, jestem zajety ogladaniem koncertu live na pianinie w strefie non-schengen
:DW samolocie wszystko spisze i wrzuce tylko. Lot o 21:25 czy jakos tak
:) Powalil mnie ten koles
:D
Wysłałem dalszy ciąg relacji, jak forum zaktualizuje się to post zostanie pokazany (długa wiadomość i dlatego). Pewnie nad tym postem się pojawi.Jakby coś nie tak to tu treść http://codepad.org/NttFNRU4 i proszę modów o jakąś podmianę.
Tez mi się wydaje, że temperaturę. @miki3475 to Ty wyladowales (patrząc na czas Twojego posta) godzinke przede mną. Ja miałem planowane lądowanie o 17.17. My nie kręciliśmy kółek, jedynie byłem ździwiony że lądujemy od strony Hongkongu. Zawsze podchodzili bezpośrednio z zachodu.
Też byłem ogromnie zaskoczony, że lecimy przez cały Hongkong.Możliwe, że to była temperatura. W każdym razie coś skanowano z głową związane.Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki, nie wiem czy dopiero nie napiszę wieczorem recenzji z całego HK. Powiem w skrócie, że mam SUPER widok, nigdy w życiu nic piękniejszego nie widziałem!http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpgAle ten aparat jest fatalny, wyboraźcie sobie ten obraz 10x lepiej. Przepraszam, że takie duże, ale nie chce mi się zmniejszać, a internet tutaj cholernie szybki
:P
miki3475 napisał:...a) Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki,...b) http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpg...Ad.a. z relacji wnioskuje, że trzeba pic piwko zaraz po przebudzeniu i potem przy każdej nadarzającej się okazji a podroż będzie super!Ad.b. w sumie MS-AGH po zmroku wygląda bardzo podobnie
:mrgreen:
W kebabowni niczego innego nieoferują, a teraz to chyba po to przywiozłem piwko z Polski
:PWcześniej pojawiły się pytania, ale nie miałem choćby 20 sekund żeby odpowiedzieć:Czy mapka to zwykły Google Maps z dodatkowymi funkcjami? Fajne znacznikiMapkę (kreski będące połączeniami) zrobiłem w http://www.travellerspoint.com/ a te małe kółeczka zainspirowany screenem na ich stronie główny dodałem w photoshopie. Nie wiem jak tam takie coś dodać, wydaje mi się, że to jest numer podróży a nie kolejny etap.W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem zasadę działanie, ale jeśli masz kartę EUR i zapłacisz w innej walucie to przewalutowanie pójdzie dla MasterCard. Kantor nic z tego nie ma, z karty zniknie tyle EUR po ile przeliczy MC. A wychodzi to BARDZO korzystnie i wielkiej różnicy HKD->USD a HKD->USD->EUR nie ma:https://www.mastercard.com/global/curre ... index.htmlWg tego gdy naszą walutą podstawową jest EUR to 100HKD będzie 10,02EURUSD: 100HKD będzie 12,88USDPatrząc na ceny z kantoru aliora1) 41,99zł2) 42,09złJeśli się nie ciachnąłem to wychodzi nawet, że lepiej używać karty EUR wszędzie (pewnie dlatego, że kantor więcej operuje EUR i może lepszą cenę za tę walute zaoferować).P.S. Ahhh znowu dodało się po czasie i teraz wygląda jak post pod postem :F
miki3475 napisał:Warto napisać, że tramwaje w HK (kursują tylko na wyspie Hong Kong) są dwupiętrowe (jako jedne z 2 lub 3 na świecie)Poza tym jeszcze Blackpool i Aleksandria.
jej ale pięknie
:) nie ma to jak wrócić z całodniowych zajęć na uczelni i rozkoszować się "byciem" w HK, czekamy na dalszy ciąg, w koncu jeszcze troche dni zostało!
Bardzo dziekuje za mile slowa, sa ogromnie motywujace.Dzis najciekawiej nie bedzie bo... wlasnie sie obudzilem, a juz 15:00...Nie wiem czy jechac plazowac czy na Lamme, a moze zostac na Lantau i jechac zobaczyc Budde, ale tu malo busow i nie chce spac pod posagiem
:DZly jestem cholernie, ale poszedlem spac dopiero o 5, wiec jakies uzasadnienie jest. Jutro zrobie wszystko by wyssac ten ostatni dzien do konca, lot mam dopiero wieczorem.Poki co lece bo za 25 min mam prom na Hong Kong.EditDobra jade na lamme bo plywac moge w singapurze i bedzie tam lepiej nawet
eh, ale zazdroszcze Ci tego wyjazdu
:P jedzenie wygląda przepysznie - to danie krewetkowe, ależ mi się go zachciało. Zgłaszam zażalenie i prosze o możliwość "wydrukowania" go w domu juz gotowego. czekam na dalszą relację i zdjecia, pozdrawiam
;)
Ja zakończyłem już swoją relację, więc teraz tu będę spędzał czas
;)Po tym co piszesz to lotnisko w Hongkongu spadłoby na drugie miejsce na mojej liście, kosztem oczywiście Changi. Ciekaw jestem Singapuru, więc czekam na dalszą relację.
No z lodem zamowiłem. To teraz muszę sprobowac bez lodu.Changi zdecydowanie najlepsze na świecie, ale wydaje mi sie ze Amsterdam prowadzi jesli chodzi o spanie. Tutaj mogloby byc wiecej tych lezakow, bo jest ich moze po 10 i niektorzy spali na ziemi (chociaz plus ze wszedzie dywan), z kolei na AMS znalazlem ich naprawde sporo. A czy sa drzewa czy nie to i tak nie robi roznicy jak sie spi.
czaderska ta relacja
:) nie tylko podróżnicza, ale juz nawet wątek kryminalistyczny się wkradł
;) Spotkanie Polaka - szok, ale pozytywny nie mogę się doczekać kolejnego opisu!
Też uważam, że Hongkong jest ciekawszy dla podróżnika budżetowego. Singapur to droga zabawa. A jeśli już z czegoś chcemy skorzystać (a jest z czego) to trzeba słono zapłacić.Metro w Hongkongu jest dużo lepsze. Ceny właściwie podobne oba mają, ale w Hongkongu wszystko jest dużo prostsze. Tam zazwyczaj nachodzą się na siebie dwie stacje dwóch linii, tak aby przesiadka była jak najwygodniejsza, po prostu przechodzi się kilka metrów i linia zmieniona. Bardzo rzadko trzeba zmieniać poziomy, w Singapurze wczoraj miałem taką sytuację, że musiałem wejść 2 piętra wyżej, przejść kilkadziesiąt metrów i piętro w dół. W HK od razu zrobiliby z tym porządek.Dodatkowo poza ścisłym centrum całe metro jest nad ziemią. Przez to jest bardziej hałaśliwe, ale przede wszystkim wolniejsze. W HK natomiast nie było dla nich problemem zrobienie 3 tuneli pod wodą, nie mówię już że zazwyczaj jedzie się pod ziemią.Singapur wygra jednak jeśli chodzi o jedzenie. Niskie ceny jak w HK, ale większy wybór ze względu na mix kulturowy. Choć McDonlad's dużo droższy, reszta w atrakcyjnych cenach. Bardzo mi się podobają te markety z wszystkimi budkami w jednym miejscu. Ogromny plus Singapuru.W HK jest więcej miejsc, które można zwiedzić, ale nie trzeba płacić. Tak np. wyspy, góry, plaże. Jest ciekawszy, ale Singapur dużo ładniejszy ze względu na zieleń, która jest WSZĘDZIE!Jest jeszcze sprawa kart na autobusy, metro itd. Oba miasta ją mają. Ale w HK działa to sprawniej i wygodniej. Kupując dajemy depozyt 50 HKD (12-14 zł), kartę po wyjeździe możemy zwrócić. Na HK Octopusie możemy mieć depozyt do -35 HKD. Tutaj, gdy jest poniżej 3$ to automat nie chce wpuścić do metra, a co do tego depozytu nie jest zwracany - 5$. Octopusem HK możemy płacić wszędzie, w sklepach, restauracjach. Tutaj jest tylko na komunikację.Jeśli miałbym wybrać jechać do HK na kilka dni albo do Singapuru to zdecydowanie HK. Ale gdy 2 dni w HK a 5 dni w Singpurze, to opcja 2. Bo jakby nie patrzeć to oba miasta bardzo się do siebie nie różnią. Wszędzie Chińczycy i chińskie jedzenie. Kultura podobna. Warto zobaczyć oba i samemu wybrać swoje miasto. Jeśli miałbym zostać i pracować Singapur byłby o niebo lepszy, ale jako turysta wybieram HK
:)Właśnie wróciłem z wycieczki po Singapurze, której celem było oderwanie się od cywilizacji, budynków, których wczoraj było za dużo i zaczęło mnie to przytłaczać. Za kilkanaście min zacznę pisać relację i późnym wieczorem (u mnie) powinna być.GoldDigger napisał:zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! tobie
:D sam jeżdżę, ale dzięki wielkie Tobie i całej reszcie za miłe słowa.
No bije bije właściwie, Hongkong do zwiedzania (szczególnie że w 1h można być w Macau) a Singapur do życia. Ale proszę nie sugerujcie się moimi komentarzami, pojedzcie i sprawdźcie sami
:) Wasze odczucia mogą być inne.Ja tymczasem przespałem moją jedyną szanse na ZOO. Jest już 10:40, niby obudziłem się o 7, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób poszedłem spać dalej, bo pamiętam jak już stałem na nogach
:mrgreen: Ze zmęczeniem nie da się wygrać, ja tymczasem muszę coś wymyślić żeby zobaczyć na szybko.
Tylko czemu akurat do najbrzydszego miejsca w Tajlandii się wybrałeś? Szkoda, trzeba było ciut dalej uciec chociażby na pobliską wyspę Ko Chang. Relacja świetna
;)
Relacja świetna, ale mam wrażenie że wszystko planujesz tak raczej na bieżąco, bez większego przygotowania. Hong-Kongu nie znam, ale Singapur zrobiłeś moim zdaniem bardzo pobieżnie wybierając raczej mniej ciekawe atrakcje, a pomijając kilka ważnych miejsc.
Wiem, źe nie jest to idealne miejsce, ale chodziło o to, że ciężko było jechać autobusem lub pociągiem gdzieś indziej. Myślałem bardziej o południu ale straciłbym za dużo czasu, a jeśli chciałbym lecieć samolotem to już koszt wzrasta znacznie, a i tak obecnie dla mnie to sporo. Dodatkowo tylko Pattaya oferowała transport z lotniska w akceptowalnej cenie.Zbyhu nie mam zbytnio czasu na bardzo dokładne przygotowanie, ale nie mogę powiedzieć że totalnie idę na spontan. Jakie miejsca były też warte uwagi? Info przyda się na następny raz. Myślę że akurat zobaczyłem wsystko co Singapur oferuje dodatkowo skorzystałem z opcji rzadko wybieranej przez turystów - rezerwatu przyrody itd. Oczywiście mógłbym jeszcze wjechać na sam szczyt Mariny albo skorzystać z Singapur Flyer, ale uważam że Singapur nie oferuje jakoś tak dobrej panoramy jak HK i swoje pieniądze starałem się tam inwestować i myślę że nie straciłem. Jeśli chodzi o popularna atrakcje Universal Studio na Sentosie to musiałem wybrać albo Ocean Park na HK albo to. W HK miałem więcej czasu, tutaj musiałbym rezygnować ze zwiedzania czegoś. Uważam ze z tych ważnych atrakcji Singapuru nie zobaczyłem tylko ZOO, na które brakło czasu.
Z opisu odczułem że spędziłeś masę czasu na Changi mając go tak niewiele na Singapur.Z pozostałych uwag to:Sentosa koniecznie w dzień, Universal Studios zdecydowanie do pominięcia. Nie wiem czy się zgodzisz, ale Orchard Road jest wg mnie stratą czasu - same galerie handlowe i sklepy. Zabrakło spaceru przez imprezowe Clarke Quay i pełne expatów Boat Quay - najlepiej chyba wieczorem (może impreza w którymś z klubów?). Zamiast rezerwatu lepiej moim zdaniem było skoczyć na wycieczkę rowerową na Pulau Ubin. Zdecydowanie zamiast botanicznego ZOO, Night Safari też jest niezłe - ale byś już nie wcisnął chyba
:) (BTW w botanicznym przegapiłeś chyba pomnik Chopina
:) ). Flyer jest całkiem spoko, widać całą panoramę na zatokę i CBD a z drugiej strony na pełno statków na redzie. Lau Pa Sat nie wiem czemu zabrakło, dla mnie napewno w top 10. Warto też skoczyć na Singapore Sling do Raffle's Hotel i poczuć trochę kolonialnego klimatu. Posiedziałbym też dłużej w Little India i Chinatown, nacieszył się tym zupełnie odmiennym charakterem od zabieganego CBD, zjadł coś charakterystycznego w obu. Jedzenia też mi brakowało. Tradycyjnej laksy, chicken rice, char kway teow, mee goreng, nasi lemak, murtabaka, można wymieniać i wymieniać
:) Obiecaj że zjesz pad thai w Tajlandii
:)Zostawiłeś na pewno sporo na następny raz. Mam wrażenie że się Singapurem trochę zawiodłeś - wróć kiedyś, spróbuj jeszcze raz, może będzie inaczej
:) Jeszcze raz gratuluję relacji
:)
Bardzo dużo spędziłem czasu na Changi, bo uwielbiam lotniska
:D A takich jak to nie spotka się w Europie, więc cieszę się ze zwiedzania. Orchard Road jest idealnym miejscem jeśli przyjechało się z grubym portfelem i planuje się zakupy (do tego Singapur jest idealny). Ale myślę, że można się przejść, poczuć ogrom wszystkich budynków, to tylko 30-60 minut.Miał być park botaniczny i ZOO. Nie chciałbym rezygnować z jednego, żeby pójść do drugiego. Wyszło jak wyszło.Nie wiem jakoś uważam, że Singapur najlepszym miejscem do imprezowania nie jest, za jedno piwo tam mam w Bangkoku kilka
:D Kluby to raczej nie mój klimat.Z rezerwatu za żadne skarby bym nie zrezygnował. Jeśli miałbym wybrać tylko jedną atrakcję, która mi się najbardziej podobała to jest to na pewno ten park. Ale pewnie ten Pulau Ubin też jest równie przyjemny. Trzeba byłoby zobaczyć oba.No to Night Safari bardzo kusi no ale kupę kasy to coś kosztuje :/Faktycznie nie wiedziałem o Chopinie, a szkoda.Hmm byłem w wielu podobnych miejscach jak to Lau Pa Sat. Ale dzięki!Oj tyle czytałem kiedyś o tym Raffle's Hotel, a teraz o tym zapomniałem
:| Wielka szkoda, mogłeś mi nie przypominać teraz mam wyrzuty sumienia
:DMyślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.
miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego...
:)
Blackall napisał:miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze
;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego...
:)to podziele sie jeszcze moja opinia na ten temat, couchsurfing to najlepszy sposob na poznanie kraju, w ten sposob jestes kumplem, przyjacielem, towarzyszem,w hotelu zawsze bedziesz turysta ,wiem co pisze bo Mikiego poznalem przez couchsurfingu w Gruzji
:)Mikolaj - gratulacje dla mnie jestes najlepszym ambasadorem prawdy życiowej:"...wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość"
miki3475 napisał:Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać. Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.A sprawdz co ci pokaże google maps po wklepaniu adresu/nazwy hotelu. Mam podejrzenie, że hostelbookers nie ma konkretnych danych z każdego hotelu/hostelu tylko po prostu korzysta z API googla i wyświetla to, co mu odpowie.
Miki nie oceniaj miejsca po tym, że coś nie idzie według Twojego planu. Przecież jadąc do Tajlandii każdy wie, że turysta to potencjalne źródło dochodu Tajów. Ja przeczytałem wcześniej kilka relacji i wiedziałem czego mogę sie spodziewać. Po prostu potraktowałem to jako element, którego nie da się pominąć. Oni mają taki sposób zarabiania i nikt tego nie zmieni
;)Ja przez ich opieszałość o mały włos bym nie zdąrzył na samolot (taksówka tak się wlokła) - jednak ani przez chwile nie zmieniłem swojego pozytywnego zdania o tym kraju. Uważam, że to mój błąd bo powinienem to wziąć pod uwagę planując podróżowanie po tym kraju.Przyjemniejszych chwil w BKK
:)Odnośnie tych pick-upów to ja sam w nim jechałem za kwote 40thb, gdzie taksówkarz krzyczał 150thb, a rikszarz za tą samą trasę 80thb. Widocznie mu się opłacało
;)
|...o...| rozbawiło mnie Twoje określnenie jak oczami transów wygląda miki3475 ;D Naprawdę fajnie relacjonujesz, podziwiam że pojechałeś sam, wielki szacun. Ten hostel niezbyt fajna akcja. Ale wątki kryminalne zaskakujące, jednak niezbyt pozytywne. Czekam na dalszy ciąg relacji
:)
Mixer, opisuje jak one wyglądają. Jeśli są mało ciekawe to nic już na to nie poradzę. Hmm możesz co najwyżej przeskakiwać do następnego akapitu. A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Blackall, "Nie mogliśmy zlokalizować adresu", więc ktoś musiał ręcznie to zrobić. Ale myślę, że nie ważne czy to komputer czy człowiek. Patrze, mapka na ich ofercie jest, miałem 5 minut na przygotowanie, więc strzeliłem fotkę i tyle. W informacji o dojeździe jest, żeby jechać na inną stację metra i tam do nich zadzwonić to cię odbiorą. Ale o godzinie 22 nie chciałem nikomu zawracać tyłka. Patrze, że to kilka minut drogi to przecież przejdę się.Andi, ja wiedziałem, że tak będzie. Ale nadal to jest strasznie irytujące. W Bangkoku wygląda to zupełnie inaczej. Wczoraj się trochę nachodziłem, z wielką torbą więc idealny klient, bo pewnie nie chce się przemęczać i weźmie taxi. Tutaj NIKT z może 50-100 taxi, motorów i tuktuków które mijałem nie zaproponował mi "hej, może wsiądziesz, tylko 100 THB", albo nie próbował mi na siłę sprzedać małego kawałka ananasa i arbuza za 100 THB... Wg mnie tutaj jest zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o natręctwo, ale sprawdzę dzisiaj.|...o...|, 18 lat.Dzięki za radę, to chyba też problem BKK, więc się przyda
:mrgreen: wiikack, dzięki po raz kolejny za miłe słowa
;)Ruszam, poczytam coś przez 10 minut o atrakcjach BKK bo prawie nic nie wiem. Na szczęście dziś będę zwiedzał z użytkowniczką jadesobie, więc będzie łatwiej.Dzięki i pozdrawiam z zimnego pokoju
:mrgreen:
miki3475 napisał: A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Nie przejmuj się tymi komentarzami
:) na forum jest pełno osób, które uważają, że jak za coś zapłaciłeś mało (względne pojęcie), to nie masz prawa nic oczekiwać
;) No i są też tacy co pozjadali rozumy, wszystko widzieli i uważają, że to ich obowiązek udzielać dobrych rad innym - no i krytykować
:) bo przecież nie można odkrywać świata na swój sposób
:) Spokojnego pobytu w BKK
:)
Twoja relacja jest bardzo ciekawa i chętnie ją czytam:) ale proponuje trochę więcej poczytać (przewodników, forum) przed wycieczką - dobór miejsc do zwiedzania i odpowiednie przygotowanie logistyczne to ponad 80% szans na udaną wycieczkę
;)Tajlandia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Azji, ale jadąc do Pattaya nie powinieneś się spodziewać nic innego niż to co zastałeś - ogólnie tajowie to bardzo mili i nienachalni ludzie, a szansa bycia oszukanym jest jedną z najmniejszych w całej Azji - aż się boję co byś zrobił w Indiach
:P Mimo wszystko podziwiam za odwagę (taka podróż w tym wieku:) i życzę powodzenia!
Planujesz jakieś zwiedzanie w tym Bangkoku?Grand Palace obowiązkowo, do tego Wat Pho z leżącym Buddą i Wat Arun, polecam też Dusit (wchodzisz na tym samym bilecie), a zwłaszcza Anantasamakhom Throne Hall - weszliśmy już tam trochę na siłę, a widziałem tam chyba najpiękniejsze rzeczy w życiu - mają tam pokaźny zbiór prezentów dawanych królowi i królowej z różnych okazji - masa złota i niesamowity poziom rzemiosła.Próbowałem znaleźć jakieś zdjęcia, swoich nie mam bo nawet komórki każą w szafkach zostawić, ale wygląda na to że ciężko jest je nawet w internecie dorwać. Tu jest jedna ze złotych bark: http://www.globalgoodnews.com/cultural- ... 5532449047
Ta ryba nie mogła kosztować więcej niż 30-40 bathów podobnie ośmiorniczki, nie wydaje mi się, żebym zapłacił za nie (1 wykałaczka, na niej 3 ośmiorniczki) powyżej 20 bathów, może max. 30. Bardzo tanie jedzenie. Dzisiaj miałem cały obiad za 60 bathów w tym samym miejscu.Tak zwiedzałem cały dzień, nie byłem w pałacu królewskim, bo są skrajne opinie, a to coś kosztuje 500 bathów. Byłem totalnie bez kasy, tzn. nie chciałem wypłacać więcej. Idealnie starczyło mi i zostało na poranne dostanie się na lotnisko.No właśnie, lot mam niby o 10, ale wolę wstać o 6:00, zebrać się i ruszyć na lotnisko, bo szczególnie rano Bangkok zakorkowany a ja korzystam z tego drugiego lotniska. Toteż, pójdę spać dużo wcześniej, wszystko sobie przygotuję, a relację z dzisiejszego dnia napiszę w samolocie. Będzie wrzucona jutro na lotnisku w Macau. Pozdrawiam.
No jest cholernie goraco, ale nie ma takiej wilgotnosci powietrza jak w HK. Tutaj w Makau jest masakra, 35 stopni jak w Bangkoku, zero chmurek i klimat jak w HK.
Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?
Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau
:( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać
:P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A więc powiem, że Cię podziwiam, bo większość 18-latków, których znam nie odważyłoby się lecieć w pojedynkę nawet do Egiptu, a co dopiero tak daleko i to bez BP. A kasę to woleliby wydać na imprezki.
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Za moich pomaturalnych czasow budzetowo to jechalo sie pod namiot na Polwysep Helski. Czasem na bogato byly domki, a typowy low cost to lawka na dworcu PKS w Jastrzebiej Gorze po uprzedniej konsumpcji tzw. "telewizorów"
:D A pisze to dlatego, ze czytajac takie relacje (a czyta sie swietnie!; watki "kryminalne" rzadza
:) ) zal dupsko sciska, ze kiedys, jak jeszcze byly dobre ekipy osiedlowe czy szkolne, nie bylo takich mozliwosci podrozowania. Co do jedzenia to moja pierwsza mysl przy kazdej fotce to: ciekawe jaka jest % zawartosc szczura w potrawie, albo "psa, przemilenoego razem z buda"
;) Ale i tak bym jadl te wszytskie swierszcze i inne robale.Ehhh szkoda kasyna
:( Mogles odrobic tripa albo i zarobic na kolejnego.Powodzenia dalej.
miki3475 napisał:Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau
:( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać
:P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.Czekamy
;)
Przepraszam ale ostatnio to już naprawdę 3h snu przez ostatnie dni. Chciałem wycisnąć wszystko z tego tripa. Siedzę teraz w Amsterdamie, zwiedzam miasto. Makau i HK ostatni dzien będze na 100% dzisiaj, bo mam 6h czekania na autobus dzisiaj. A co do Amsterdamu i podsumowania to może jutro. Przepraszam i pozdrawiam z Amsterdamu
;)
Masz to samo co ja
;) O ile w trakcie wycieczki siedząc wieczorem przy piwku można sobie pisać, to podczas powrotu tyle spraw się nakłada, że ciężko aby coś napisać. Ja końcówkę pisałem siedząc w PB, trasa WAW-KRK to niecałe 5h więc sporo aby nadrobić.
Mam tak samo, wstaje rano ( o 12
:P ) klikam w zakładke relacji a tu nic ;D ale wiem że nie piszesz,bo zajęty/zmęczony jesteś
:) tylko nie wiem co bedzie, gdy sie relacja skończy, albo musisz zacząć opisywać do robisz w Polsce, albo nam coś pozmyślać hahah ;D
a ciasteczka w Makau próbowałeś? tez można się najeść tyle tych rodzajów tam mają
:) niektóre z mięsem lub algami, ale najlepsze z migdałami
;)Warte spaceru są jeszcze okolice Muzeum Morskiego i Makau Tower
:) No i można się wybrać pod chińską granicę
;) oczywiście darmowym busem
;)
miki3475 napisał:Angrenne napisał:A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.W Azji jedzenie z ulicy najlepsze!!! Od dziadka ze starego woka albo grilla
:)Szaszłyczki z krewetek albo makaron, pycha.O dziwo, jedząc cały tydzień "na ulicy", poczułam się źle dopiero po kolacji w restauracji
:P
;)
Quote:Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).Oj, nie podoba mi się to :/ Nie wiesz że nigdy, ale to przenigdy jadąc przez granicę nie bierze się ŻADNYCH rzeczy od nieznajomych? Nigdy!!! Przecież to może być jakiś przemyt :/ Na poparcie moich słów: http://www.rp.pl/artykul/414188.html?print=tak Chroń siebie, zostaw to, nie ryzykuj.
Dla mnie osoba ta byla zaufana i wczesniej wszystko sprawdzilem. Jesli cos wzbudziloby moje podejrzenie powiedzialbym ze nie moge tego zrobic. Sprawdzilem laptopa dokladnie, bo tez o tym myslalem. Wszystko bylo w porzadku. Rownie dobrze gdy stoisz w kolejce do kontroli bezpieczenstwa ktos moglby ci wrzucic mala paczuszke, ktora bylaby odebrana na lotnisku docelowym. Nie mozna zawsze doszukiwac sie zlych zamiarow, trzeba zbadac sprawe i dopiero ocenic. Wszystko bylo oki.Poki co przespalem z 18h, ale dzis powinna byc dalsza czesc.
miki3475 napisał:Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika
;) Z tego co napisałeś wychodzi, że dopadł Cię JET LAG
;-) http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_nag%C5%82ej_zmiany_strefy_czasowejGratuluję wyprawy i fajnej relacji. Teraz zrób sobie z tego fotoksiążkę i pamiątka na lata
:-)
Tylko to powinno być w drugą stronę. Myślę, że teraz to bardziej ogólne zmęczenie, bo bardzo długo nie spałem. Kilka ostatnich dni to był istny hardcore, kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu. Ale jestem zadowolony, bo plan zrealizowany
:PBędą jeszcze 2 odcinki:- Bonusowy Amsterdam i powrót- PodsumowanieDziś już wszystko normalnie więc lada moment się pewnie ukażą. Mam nadzieję, że jutro starczy czasu i skończę
;)Pzdr
Świetna relacja. Czytałem ją od deski do deski codziennie. Niby tak prosto napisana, żadnych fajerwerków, ale czytało się ją naprawdę super, chyba dlatego, że była taka szczera.miki3475 napisał:kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu Kurcze, a właśnie podczas relacji odniosłem wrażenie, że niezły musi być z Ciebie śpioch : ) Bo właśnie tak wydawało mi się, że nad wyraz dużo spałeś : PPozdrawiam serdecznie i czekam na bonusowe relacje.
W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea
;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.
Hehe - kraj smutnych ludzi
:DTakie samo wrażenie miałem jak sam wróciłem z Azji, tylko wtedy mi się gęba śmiała
:) Pół roku tam spędziłem i nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało
:)
maxima napisał:W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea
;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.Tak dla pełnej ścisłości to odnowione muzeum Van Gogha jest już od początku maja otwarte dla zwiedzających
:)
Dzień ∞: PodsumowanieNo i przyszło mi wreszcie podsumować wyjazd. Robię to z żalem, bo zamykam 3-tygodniowy rozdział mojego życia, którym dosłownie żyłem przez pewien czas. Tak jak pisałem wielokrotnie do wielu miejsc wrócę jeszcze nie raz. Już tęsknię
:mrgreen: Podsumowanie podzielę na małe sekcje, co będzie czytelniejsze dla osób, które bazując na tych informacjach same będą chciały się wybrać w podobną podróż do tych krajów.Ogólne wrażeniaNie mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza daleka podróż. No nie, ale była zdecydowanie najciekawszą, najprzyjemniejszą, najbardziej uczącą wyprawą w moim życiu - po prostu najlepszy trip dotychczas, bez dwóch zdań. Poznałem wiele ludzi, podszkoliłem język, ale przede wszystkim spróbowałem wreszcie tej azjatyckiej kultury, o której tak marzyłem przez cały czas. Spełniłem marzenia
;)KosztCeny biletów zawarte były w pierwszym poście:Quote:Warszawa-Amsterdam-Hongkong-Amsterdam-Warszawa - KLM - ok. 1410zł (cashback w syncu)Hongkong-Singapur - JetStar - 258złSingapur-Bangkok - Scoot - 275złBangkok-Macau - AirAsia - 54,12 EURPolskiBus, w którym aktualnie siedzę to koszt ok. 30zł (ZNE-WAW-ZNE).Łącznie wychodzi około 2200złDodatkowo na miejscu wypłacałem oczywiście pieniądze:1 dnia wypłaciłem 1000 HKD = 128,83 USD = 420,71zł22.05 kolejne 500 HKD = 54,63 EUR = 230,05zł (jak widać w porównaniu do powyższego straciłem kupę kasy, ale to opiszę niżej).W Singapurze aż 250 SGD, bo resztę po Singapurze wymieniłem w kantorze w Tajlandii = 168,67 EUR = 710,28złW Bangkoku 2180,00 THB = 72,89 USD = 241,23zł184,00 MOP za prom do Hongkongu = 23,01 USD = 76,15zł131,20 HKD w sklepie ostatniego dnia w Hongkongu = 16,90 USD = 55,94zł300,00 HKD na Ladies Market (właściwie o 150 za dużo, musiałem wymyślać co kupić, mimo że tego nie potrzebowałem) = 38,65 USD = 127,91złW Amsterdamie wydałem około 13 EUR, czyli 55złW Warszawie nie więcej niż 40złDodatkowo około 100zł na prezenty z Polski dla CouchSurferówŁącznie: 2057,27zł, nie ukrywam nie spodziewałem się takiej liczby, trochę wpadłem teraz w depresję
:D ale z drugiej strony jak tak patrzę to po prostu BYŁO WARTO!. Ale czuję, że o około 500 za dużo, niepotrzebne ale naprawdę nie wiem gdzie
:DKoszt 3 tygodniowej wycieczki po Azji: 4257,27złHongkongTo miejsce mnie zdecydowanie zaskoczyło, nie spodziewałem się że będę gdzieś czuł się tak dobrze. Wszystko było po prostu perfekcyjne. Najlepsze w Hongkongu jest to, że jednego dnia można zwiedzić całe ścisłe centrum, a następnego wziąć metro i autobus i totalnie się wyciszyć na wędrówce w górach. Do tego wszędzie ta ulepszona, chińska kultura, która dla nas jest czymś nowym. Miasto jest przepiękne, jedzenie bardzo smaczne a każdy kogo poznałem sympatyczny - czego tutaj nie lubić?Jest co robić przez 10 dni, ale ja nie nudziłbym się tutaj nawet przez 2 tygodnie.SingapurJak już wiecie spodziewałem się czegoś innego. Porządku, surowego prawa, policji, drogiego alkoholu. Z tego wszystkiego tylko drogie piwo się sprawdziło. Ale to państwo bezprawia (bo właściwie tak jest
:P) ma swoje zalety. Nigdy nie widziałem tak zielonego miasta. Nie chciałbym tutaj jednak siedzieć więcej niż tydzień, zanudzony na śmierć nie kupiłbym sobie nawet piwa, bo portfel pusty. Dobre miejsce by żyć, raczej średniawe na zwiedzanie. Changi bezapelacyjnie najlepszym lotniskiem świata!TajlandiaW Pattaya może faktycznie jest dużo prostytutek, ale nie trzeba na nie patrzeć. Da się miło spędzić czas, jeśli tylko uciekniemy jak najdalej od tego miasta. Siedząc długo w Bangkoku to może być ciekawe miejsce na wyrwanie się z wielkiego molocha, w końcu 10-20zł za luksusowy autobus to nie jest przecież duży koszt za leżenie na plaży dupskiem przez cały dzień
:DBangkokiem byłem bardzo zawiedziony, nie widziałem nic tam ciekawego. Nie cieszyło mnie zwiedzanie świątyń. Może dlatego, że nie jestem fanem muzeów, a może byłem przytłoczony tą szopką robioną przez Tajów na turystach, zrobią wszystko dla 100 bathów... Ceny alkoholu jak w Polsce, trochę dużo jak na tani kraj jakim jest Tajlandia. Ogromny plus za jedzenie, ale myślę, że w całym kraju można to wszystko dostać.MakauMały, urokliwy region. Bardzo miłe uczucie chwilowego powrotu do Europy. O ile wszystkie atrakcje obejrzymy w ciągu jednego dnia to nie zapominajmy jeszcze o południu, gdzie jest ogromny obszar zieleni, w sam raz na piesze wycieczki.PieniądzeUżywałem kantoru Aliora, ale trochę się na tym przejechałem. Miałem 2 karty USD i EUR. Podstawową walutą MasterCard jest USD, ale byłem pewien, że jeśli używam EUR to po prostu będzie przewalutowanie na karcie. Użyłem kalkulatora MC, wybierając podstawową walutę EUR. Wyszło bardzo atrakcyjnie, dlatego skorzystałem. W efekcie moje dolary singapurskie zostały przeliczone na USD, ale to niestety już nie zmieniło się na EUR. Alior przeliczył go po złodziejskim kursie i w efekcie straciłem łącznie około 60-70zł... Dlatego radzę uważać. Co do karty USD to wszystko super
:)W Tajlandii początkowo wymieniłem dolary singapurskie w kantorze, ale musiałem i tak i tak wypłacić z bankomatu - opłaty nie uniknąłem, nawet miałem trochę większą 180 bathów.PrądW Hongkongu i Singapurze były angielskie wtyczki, także najprostszy adapter wystarczy. W Tajlandii początkowo stosowałem mój rozbudowany adapter za 19 HKD
:D Ale w drugim hostelu nie chciał działać. Miałem już kupować specjalny adapter, gdy dowiedziałem się, że wystarczy wepchnąć europejskie wejście - działa bez najmniejszego problemu
:DJedzenieCzyli najlepsze co jest w Azji. Jak wiecie jadłem wszystko na ulicach. Wszystko bez wyjątku, nie patrzyłem kto to sprzedaje, czy ma brudne ręce. Zupełnie nic mi nigdy nie zaszkodziło (z ulicy). Burger Kinga z Mongkoku jedynie nie polecam, bo brzuszek może lekko boleć
:D W McDonaldsie HK bardzo tanio i smacznie jak na Mc. W Tajlandii jedzenie super, choć najostrzejsze ze wszystkich. W Singapurze mamy właściwie kuchnie całego świata, także do wyboru do koloru. W każdym miejscu ceny bardzo niskie i bez problemu za te 10-12zł można zjeść coś naprawdę konkretnego. Jeśli stosujemy zasadę "większa kolejka - lepsze jedzenie" to na pewno nigdy nie będziemy zawiedzeni
;)PodziękowaniaNa koniec chciałbym bardzo podziękować wszystkim osobom śledzącym wytrwale wątek, w tym mej kobiecie
:D, znajomym, przyjaciołom i rodzinie (nawet babci biegała do sąsiadki, by wchodzić na F4F
:D) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc i opinie w czasie podróży!Pozdrawiam Mikołaj!
Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!
Świetna relacja
;) czytało się lekko i przyjemnie - każdy dzień. Jedynie mało zdjęć jak i tutaj na forum F4F i na picasie
:D;) ... oj chciałoby się oglądnąć wiecej
:D:P. Rozumiem jednak brak czasu i wysiłek jaki trzeba w to wszystko włożyć
:) a i jeszcze jak najwięcej trzeba przecież zobaczyć
:) ...dzięki za świetną relacje live i pozdrawiam.
koncentrator napisał:Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!Wręcz modelowy przykład!
:)
pytania do autora ?:)roznice pomiedzy wrazeniami z poszczegolnych krajów rzeczywiscie byly takie duze ?z moich doswiadczen z tego rodzajow tripow (couchsurfing, low cost),jest ze w 75 % najfajniej jest na poczatku,pytam, bo chcialbym sie wybrac do Azji i z opisu wyglada, ze powinnem do HK (jak by wybierac z tych 3)PS pozdrowienia dla babci:)
Wcześniej czytałem tak raczej przypadkiem. Dziś z w przypływie pobudzonego zainteresowania jakaś część przypadła mi do gustu. ....... I przyszło natchnienie. Przeczytałem "od deski do deski"
:-)Cóż moge powiedzieć ... świetna, inspirujaca, pouczająca i mega fajna / przyjazna relacja.Dziękuje i gratuluję. Gorąco pozdrawiam Ciebie, Twoja kobiete, znajomym, przyjaciół, rodzine i oczywiście (nie bez powodu) dumną z Ciebie babcie.Nic tylko, życzyć Ci dalszych podbojów i oczywiście relacji dla nas.Mikołaj - tak trzymaj
:-) !
Wielkie dzięki po raz kolejny
;)A co do pytania lahcimmm2:Możliwe że jest coś takiego jak piszesz, że kolejne miejsca podobają się już mniej. Zmęczenie się zwiększa, sił coraz mniej, a właściwie w tym HK przeżyłem taki szok kulturowy, co pewnie odbiło się na wrażeniach. Z drugiej jednak strony jakkolwiek próbuję popatrzeć na ten Hongkong to wydaje się po prostu najciekawszym miejscem spośród: Singapuru, Makau czy Bangkoku. Ale w żadnym z tych miast nudno i tak i tak nie będzie
;)
dokładna relacja, od rzeczy opisna. o dzieki Ci za to.
;)a btw. dragon fruit jest bez smaku - fakt, potwierdzam. ja sie z tym owocem spotkalam jako przerywnik w delektowaniu sie 'aromatycznymi' serami szwajcarskimi. w takim przypadku 'owoc bez smaku' działa tak, jak wachanie kawy w perfumerii
;)
Moje po prawej. Już wyjadłem większość mięsa. Była to moja pierwsza praktyczna przygoda z pałeczkami chińskimi. Kiedyś coś umiałem, ale nie za dobrze mi szło. Cała restauracja mi pomagała :D. Coś załapałem i wyjadłem całe mięso pałeczkami. Zaczęło się trudniej - makaron. Śliski, wąski, masakra. Mimo wielu prób nie dałem rady ani trochę. Kelnerko-właścicielka widząc moje zmagania przyniosła mi widelec :D
Zupa była zabójczo ostra. Nie mogłem wytrzymać nie kaszląc po każdym łyku, a łzy leciały mi same. Ale smakowała tak dobrze, że nie mogłem przestać. Zużyłem całą paczkę chusteczek na wycieranie twarzy i oczu i nosa. Byłem pewnego rodzaju przedstawieniem dla Chińczyków, nie przywykli do widoku turystów w tej okolicy, a w szczególności w restauracjach. Szczególnie płaczących turystów, którzy jedzą tę samą zupę co oni tylko reakcja jest inna 8-)
Ceny były dużo niższe niż jedzenie na wyspie Hong Kong, lub na niższym Kowloonie. Zupa (byłem naprawdę pełny po ten całej misce) kosztowała ok. 30HKD. Była bardzo smaczna. Myślę, że nie raz jeszcze wezmę losową linię metra, po prostu jak najdalej od centrum by spróbować czegoś taniej i zapewne smaczniej (dzięki tej aplikacji).
To był bardzo ciężki dzień więc wcześniej wróciliśmy do domu. Na tej stacji metra tłum, myślę że przydaliby się osoby dociskające ludzi do metra :D
Jutro opuszczam Tseung Kwan O i ruszam do Mui Wo.Dzień 5: Nie wszystko zgodnie z planem
Dzisiaj opuszczam Andrew i ruszam na Mui Wo, do Karen. Początkowo miałem przypłynąć do niej o 15. Ale to rujnowało cały plan.
Mui Wo jest zatoką na największej wyspie Hongkongu, Lantau. Można się tam dostać promem, a podróż trwa pawie godzinę.
Nadal nie mogę wyczuć kiedy jest naprawdę późno. Jest druga, trzecia a ja nie jestem w ogóle zmęczony. Przez to wstaję o 11/12 rujnując sobie cały dzień. Muszę się wreszcie ogarnąć :D Jednak ta strefa czasowa +6h daje się we znaki, mój organizm nadal chodzi według polskiego zegarka.
Zanim zjadłem, spakowałem się i pożegnałem było grubo po 13. Jeżeli popłynąłbym od razu do Karen to nic bym już dziś nie zobaczył. Zdecydowałem się zmienić plany i popłynąć dopiero wieczorem. Dzisiaj zwiedziłem najwyższy budynek ICC, aleję gwiazd i Muzeum Historii Hongkongu. Jestem strasznie zawiedziony tym dniem, jest to zdecydowanie najgorszy ze wszystkich. Gubiłem się wiele razy, a pogoda tak jak ostrzegano zaczęła się psuć.
Wyszedłem po 13 z mieszkania Andrew. Wziąłem metro do stacji Kowloon, gdzie mieści się ICC -Międzynarodowe Centrum Handlu - najwyższy budynek Hongkongu mierzący 484 metrów.
Na 100 piętrze znajduje się taras widokowy, płatny ok. 168 HKD. Andrew polecił mi wybranie się na sam szczyt, 118 piętro. Na samej górze znajduje się restauracja Ozone. Można się pokręcić po tarasie widokowym nawet nic nie zamawiając.
Gdy wyszedłem z mieszkania i znalazłem się w centrum handlowym, zauważyłem że zaczęło padać. Na szczęście kiedy wysiadłem z metra już było po wszystkim. Zacząłem się kierować do budynku ICC. Klapa, zapomniałem sprawdzić podstawowej sprawy - godziny otwarcia. Okazało się, że Ozone otwarte jest od 17:00. Nie mogę być na nikogo zły, sam zawaliłem nie sprawdzając tego.
Przeszedłem do następnej stacji metra i wziąłem pociąg do Hung Hom. Teraz czas na Muzeum Historii Hongkongu. Błądząc i pytając o drogę wielokrotnie wreszcie trafiłem pod tej ogromny budynek. Niestety ze złej strony, 10 minut zajęło mi znalezienie wejścia.
Muzea w Hongkongu są bardzo tanie. Za bilet wstępu płacimy 10 HKD (ok. 4-5zł). Przy wejściu można za darmo odłożyć torbę, którą cały dzień nosiłem ze sobą (choć było ok, bo w środku kilka drobnych rzeczy dla Karen oraz kapelusz dla gospodarza z Singapuru). Gorzej z plecakiem, w którym miałem wszystkie moje rzeczy.
W środku od razu byłem zaskoczony! Potężna liczba zbiorów. Wszystko pięknie przygotowane, a cała historia jest bardzo ładnie podzielona, 8 sektorów, każdy opowiadający o innych czasach. Od prehistorii po historię najnowszą.
Niestety zabrakło informacji o Kowloon Walled City z końca XX wieku. Mam na tym punkcie małą obsesję :D Będę na pewno w parku w ciągu najbliższych dni, wtedy opiszę jego historię.
Było za to drzewko z życzeniami. Każdy mógł wypełnić własne papierowe jabłko i powiesić na jednej gałązce. Życzenia powieszone, ruszam dalej.
Mamy możliwość obejrzenia wielu filmów, przeczytania o etapach powstawania Hongkongu czy podziwiania wielu wystaw.
Muzeum jest ogromne, trzeba na nie poświęcić przynajmniej 2-3 godziny, żeby jako tako zwiedzić. Myślę, że nawet gdyby kosztowało 100 HKD to byłoby warto. A że jest tylko 10 HKD to zawsze można przejść, spróbować, jak się nie spodoba to wyjść. W środy muzeum otwarte jest dla wszystkich za darmo. Ale myślę, że mogą być tłumy, jak Chińczycy stoją nawet w 10 minutowych kolejkach do automatu który obniża im koszt następnej podróży o 40 groszy... Co do muzeum to ja nie żałuję, było SUPER!
Było już grubo po 17. Kierowałem się do ICC. Nie chcąc się zgubić wolałem wziąć metro, jako że nie ma pewnego rodzaju poziomych linii to musiałem wrócić kilka stacji metra i wziąć pociąg na rozwidleniu w drugą stronę. Znając drogę w Ozone byłem już po kilku minutach po przyjeździe.
Od godziny 21 wymagany jest strój galowy, raczej w krótkich spodenkach bym nie przeszedł :D No ale jest dopiero 18 więc wszystko oki.
Całe ICC wygląda jak pałac, wszystko luksusowe. W podobnym klimacie utrzymana jest restauracja. Przy wejściu pani od razu zaoferowała pomoc.
- Czy mógłbym się tak rozglądnąć?
- Tak oczywiście!
Nikt mnie nie zmuszał bym coś kupował. Owszem dziwnie się czułem za nic nie płacąc, ale jeżeli nie ma problemu dla nich to chyba nie powinienem się martwić. Podszedłem do okna i dosłownie opadła mi szczęka :D Przepiękny widok, żadne zdjęcia tego nie uwidocznią, trzeba po prostu to zobaczyć. Głowa w chmurach, bo często tak powiało, że wszystko wkoło stawało się białe. Taras jest otwarty od góry, więc w czasie deszczu raczej nie ma wstępu.
Na szczycie spotkałem też starszą parę Słowaków, którzy wręcz nalegali bym mówił po polsku.
Z ICC poszedłem na ostatnią atrakcję tego dnia - aleję gwiazd. Andi opisywał już to miejsce, ja od siebie dodam tylko że oprócz figur mamy także odbicia dłoni znanych aktorów i aktorek Hongkongskiego kina.
Nieopodal znajduje się przystań gdzie cumują promy Star Ferry, które już od 1888 roku wożą ludzi na Kowloon. Za 2/2.5 HKD znajdujemy się po drugiej stronie (w zależności który poziom weźmiemy).
Płynąłem na górze i na dole i różnicy nie widziałem, nie wiem właściwie o co chodzi.
Wszyscy przesiedli się na drugą stronę by podziwiać budynki Hong Kongu, ja zostałem by przyglądać się ICC, tam gdzie dziś byłem.
Z przystani wziąłem od razu prom na Mui Wo. Płynie się godzinę. Jak tylko wsiedliśmy rozpętała się ogromna burza. Nadal kontynuowaliśmy podróż mimo, że pioruny biły jak szalone. Na miejscu czekała na mnie Karen, deszcz lekko kropił. Okolica wygląda bardzo spokojnie, zero samochodów, pełno roślinności. Te zatoki są super opcjami wyrwania się z zatłoczonego Hongkongu.
Ciekawe co jutro będę robił. Mam jeszcze kilka bardzo ważnych rzeczy do zobaczenia a czasu coraz mniej. Dopiero dziś była pogoda na The Peak, ale byłem wtedy w muzeum, a później już pochmurnie. Chciałbym zobaczyć jeszcze Lammę, Wielkiego Buddę, Park Walled City w Kowloon, pójść na plażę i się wykąpać, pobliską Discovery Bay i trochę rozrywki Ocean Park. Jeśli uda mi się wstać rano i nie będzie padało to prawdopodobnie zacznę od ostatniego, co zajmie mi kilka godzin.
Więcej zdjęć na Picasie.Dzień 6: Zabawa, rollercoastery i pingwiny - Ocean Park
Dzisiejszy dzień przyniósł wiele niezapomnianych wrażeń. Ubawiłem się jak przenigdy. Jeździłem wielokrotnie kolejkami górskimi. Podróżowałem też po całym świecie oglądając małpy, pandy i pingwiny. Dzisiejsze atrakcje o mało nie doprowadziły mnie do szaleństwa. Widok całego Hongkongu nocą odebrał mi mowę. Jeszcze te nagłe skoki adrenaliny, spadając z kilkudziesięciu metrów prosto na ziemię, ale również wracając do domu w iście azjatyckim deszczu. Zwykły powrót rowerem przerodził się w dreszczowiec, który nie wiadomo jakby się skończył gdyby nie trochę szczęścia. Zapraszam do czytania dalej.
Zatoka nad Mui Wo.
Obudziłem się niespodziewanie, sam z siebie. Chwytam za telefon, a on nie działa. 10 minut próbowałem przywołać go do porządku, wyciąganie baterii nic nie dawało. Okazało się, że jest totalnie rozładowany. Byłem bardzo zaskoczony, bo był podłączony całą noc. Nie chciałem się zgłębiać w szczegóły. Podłączyłem go na szybko, żeby było choć te kilka procent na cały dzień. Patrzę: godzina 8:00, o bardzo fajnie. Poleżałem sobie w nagrodę 15 minut :D, włączam laptopa a tam 7:15. Hmm, coś nie tak. Musiałem w internecie sprawdzić godzinę, bo już sam nie wiedziałem, która to ta poprawna. Nie wiedzieć czemu telefon sam zmienił strefę czasową, bardzo dziwne rzeczy się działy z nim. W ostateczności, gdy opuściłem dom miałem kilkanaście procent i zero możliwości na doładowywanie. Wyłączyłem telefon i tak starałem się go utrzymać przez większość dnia.
Moja okolica, aktualnie tutaj mieszkam. 5 min rowerem od "centrum" miasteczka.
Karen pożyczyła mi rower, abym użył go na dojazd na prom i z powrotem. Tutaj każdy jeździ na rowerze, wszędzie rowerzyści. Już na samym początku się zgubiłem. Wjechałem do centrum, gdzie tętniło życie i prowadzony był drobny handel rybami. Sami bardzo starzy ludzie, nikt nie zna angielskiego. Nikt nie potrafił mi pomóc nawet gdy mówiłem hasłami typu: Ferry, Central, Hong Kong, First Ferry... Wreszcie znalazła się młoda europejka z dzieckiem, zapewne tutaj mieszka. Idealnie mnie pokierowała i w 5 minut byłem przy promie. Znalazłem wolne miejsce dla mojego "pojazdu", przypiąłem i biegiem na prom.
Na pierwszym planie mój rower, zrobiłem zdjęcie by rozpoznać go spośród wszystkich innych.
Miałem ochotę na amerykańskie żarełko :D Pojechałem metrem do jedynego (poza The Peak) Burgerkinga na wyspie Hong Kong. Byłem tam po godzinie 10 rano. Jedyne co mogą mi zaoferować to śniadania... Ależ się zdenerwowałem :| Byłem pewien, że tylko Mac prowadzi tę bezsensowną politykę...
W Subwayu obok drogo, ale znalazłem jakąś małą śniadaniową kanapkę za 10 HKD. Poszedłem do najbliższego sklepu i sam zrobiłem sobie śniadanie takie jakie chciałem - "have it on your way" jak mówi BK. Niby mogłem poczekać tę godzinę na zmianę oferty, ale była ona zbyt cenna. Dzisiaj szedłem do Ocean Parku. Jest to zbiór atrakcji typu kolejki górskie, małe zoo, wystawy, rekonstrukcje budynków itd. Jest tam wszystko. Problem jest z ceną - wejście dla osoby dorosłej to koszt 280 HKD, czyli 120-130zł. Ale obejmuje ono cały dzień i dostęp do wszystkich atrakcji (poza tymi gdzie się wygrywa pluszaki rzucają piłkami itd.).
Mimo wysokiej ceny do parku zmierzają każdego dnia tłumy skośnookich Chińczyków i czarnych Hindusów, dlatego ważne jest żeby być jak najwcześniej, wtedy kolejki do atrakcji są mniejsze. Piszę mniejsze, bo to jest Hongkong i zawsze są tłumy, nawet w nocy o północy.
W metrze większość osób, które nie surfuje ani nie wysyła SMSów gra. Najpopularniejszą grą jest tutaj układane 4 cukiereczków tego samego koloru w rzędzie. Naprawdę co druga osoba w to gra! Chłopczyk jadący do szkoły, pan w garniturze i starsza pani (bo tu każdy ma smartphona).
Autobus do Ocean Parku odjeżdża z Central, ale też z Admiralty (tutaj częściej). Mam do tego bliżej. Gdy przyjechałem i wyszedłem na przystanek autobusów zauważyłem jadący "629", zacząłem biec środkiem drogi za nim :D Albo mnie zaprowadzi wprost na miejsce gdzie się zatrzymuje (zaoszczędzę 15 min na szukanie przystanku), albo go nawet złapię. Okazało się, że on dopiero wjeżdżał na stację. Ja szukałem w innym miejscu, bieg się opłacił. Najpierw jednak odchudziłem mój portfel o 280 HKD, bo w tym miejscu można kupić bilet od razu do parku. Tutaj była 2-3 minutowa kolejka, na miejscu w Ocean Parku nikt nie czekał. Więc nie zawsze się opłaca jak widać.
Wejście do parku.
Na dole mamy kilka ciekawych wystaw. Możemy zobaczyć pandy, oceanarium, rekonstrukcję "starego Hongkongu" i egzotyczne ptaki. Aaa i jest jeszcze kolekcja >30 żywych złotych rybek, wszystkie z jakimiś wodogłowiami i innymi chorobami (co ma niby dodawać im uroku).
Atrakcje po które ja przyszedłem są dopiero na szczycie wzgórza. Musimy wziąć albo gondolę albo szybki pociąg. Ale zanim zabawa trochę nauki. Najpierw poszedłem do oceanarium, gdzie m.in. dotykałem rozgwiazdy (wielokrotnie). Bardzo ciekawe było akwarium, w którym pływały nad nami ryby-młoty. Przy wyjściu z budynku ogromne zaskoczenie, ogromna ulewa. Już byłem przekonany, że cały plan w ... ale po 30 minutach ustało i park bardzo szybko wrócił do życia.
Każdy czekał aż deszcz się skończy.
Zrobiłem sobie małą sesję zdjęciową :P i ruszyłem zobaczyć co ten stary Hongkong oferuje. Są to same restauracje typu fast-food, tyle że budynki są utrzymane w starym stylu. To wszystko.
Brama wjazdowa do Hongkongu.
Na początek zdecydowałem się na coś prostego :D
Widziałem także pandę. Która wydawała się zmęczona tym całym codziennym show. Odwróciła się tyłem i poszła spać.
Była też złota małpa, niestety nie mam zdjęcia.
Wychodząc z budynku zauważyłem, że gondola z powrotem działa. Właściwie biegiem ruszyłem w kierunku wejścia. Z każdą minutą tłum robił się coraz większy. Na moją (właściwie naszą, bo byłem w środku z parą z Malezji) czekałem 15-20 minut, a kolejka wydawała się naprawdę niewielka. Tylko, że co chwile wydziwiają:
- Ja chce z tamtymi
- My jesteśmy razem
- Ja z nim nie chce
I w efekcie z 5 osób, które gondola może wziąć jedzie 2.
Kolejka najpierw wspina się, pokonując wzgórze. Od tego momentu mamy przepiękny widok!
Widok z okna gondoli.
Wszędzie robią zdjęcia w czasie jazdy (na kolejkach górskich, przed wejściem do gondoli itd.) a później po zakończonej atrakcji oferują ich kupno - 19 HKD. Ale jakoś nie potrzebowałem. Przy ostatniej atrakcji pani nawet już czekała z wydrukowanym, bo myślała że jak biały przyjechał do od razu weźmie.
Teraz od razu z grubej rury, największa, najtrudniejsza kolejka górska w sam raz na początek. Nazywa się Hair Raiser. 30 minut czekania zostało wynagrodzone minutą ogromnej adrenaliny :D WARTO! Chodziłem z plecakiem i początkowo nie wiedziałem co z nim zrobić, zaraz obok kolejki zauważyłem szafki - 10 HKD / 1h. Już miałem wziąć, ale one byłby po prostu za małe. W kolejce zauważyłem dużo osób z podobnym problemem. Okazało się, że już na ostatnim etapie, podczas wsiadania do kolejki zostawia się rzeczy i wszystko ok. Nikt ich nie weźmie bo najpierw musiałem wysiąść by ktoś inny mógł wejść :D
Kliknij na miniaturkę, aby zobaczyć film.
Zwiedziłem chyba wszystkie atrakcje. Na drugiej kolejce górskiej oddalonej od tej o 15 minut spacerku zero ludzi. Także 4 razy pod kolej przejechałem się kolejką. Zdecydowanie najlepiej jest na samym początku. Gdy siedzi się na końcu to nie czuć już tych przeciążeń.
Spędziłem tam około 6 godzin i nie byłem na wszystkim (np. na autkach magnetycznych). Zobaczyłem to na czym mi zależało - kolejki górskie i tego typu atrakcje. Bardzo mi się podobała maszyna typu "swobodne opadanie", która hamowała dopiero przy ziemi :D
Ale chyba największą zabawę miałem strzelając z psikawki na ludzi płynących pod nami. Wreszcie miałem okazję zemścić się na Chińczykach. Mam ich powoli dosyć (nie mówię o tych z HK, a tych z kraju, którzy przyjeżdżają na wycieczkę). Często śmierdzą, że nie da się wytrzymać (mają taki specyficzny zapach skóry, gdy się nie myją, ci z HK są głównie zadbani, właściwie to niektórzy mężczyźni za bardzo...). Ale najgorzej, że cholernie krzyczą, zawsze, wszędzie. Drą japę na wszystko co zobaczą. Zachowywują się trochę jak taka dzicz. Trochę odechciało mi się zwiedzać Chiny gdy ich trochę poznałem.
Zdrajcy narodu, strzelają do swoich.
Główną atrakcją obok pand są pingwiny.
Bardzo często, gdy popada robi się przejrzyste niebo z dobrą widocznością. Właśnie na taką pogodę czekałem, by pojechać na The Peak - punkt widokowy skąd możemy podziwiać prawdopodobnie najlepszą panoramę Hongkongu.
Znowu miałem problemy ze znalezieniem drogi, tym razem pomogła mi Szwajcarka od 3 miesięcy tutaj mieszkająca. Mięliśmy krótką rozmowę po czym ruszyłem do tramwaju.
Bilet na tramwaj w dwie strony + taras widokowy to koszt 75 HKD.
Można też pojechać autobusem, za taras płacąc 40 HKD. Jeżeli ktoś robi HK bardzo budżetowo może wziąć tylko autobus. Bez tarasu też jest przepiękny widok. Autobus pewnie coś koło 10 HKD/strona.
Nadjeżdżający tramwaj, tą samą linią już od XIX wieku.
Kolejki ogromne, ludzi pełno. Bardzo ładnie na szczycie, ale nie różni się to bardzo od tego co póki co widziałem z mieszkania Andrew (choć nie było tam wyspy), czy z ICC (przypominam, że jest za darmo). Różniła się tylko strona z której oglądałem panoramę. Było pięknie, ale drugi raz już mnie nie powaliło. Pewnie jakbym nie był na ICC inaczej bym to odczuwał. Większe wrażenie zrobił na mnie widok z gondoli w Ocean Park, bo był po prostu nowy, czegoś takiego wcześniej nie widziałem.
Hongkong nocą z The Peak
Dzisiaj musiałem jeszcze załatwić jedną sprawę - zdobyć wreszcie adapter PL->UK. Wcześniej korzystałem z pożyczonego adaptera od Andrew, u Karen mam z tym problem, bo coś tu nie pasuje. Muszę sobie kupić swoje wreszcie, przyda się na resztę podróży. Wczoraj przeczytałem, że najtańsza elektronika jest w znanym mi już Sham Shui Po (z Andrew jedliśmy tutaj obiad). Golden Computer Shopping Center, to budynek, w którym znajdziemy tanią elektronikę, wejście od razu naprzeciw metra. Handel prowadzony jest na zasadzie bazaru. Każdy ma swoje stoisko, którym się zajmuje. Podszedłem do pierwszego i pytam o ten produkt. Po chwili szukania znajduje - 19 HKD. W centrum za takie samo + wejście na USB chcieli 179 HKD. Nie potrzeba mi USB, choć i takie są - ok. 40 HKD.
Wejście po lewej.
Super zadowolony mówię, że się tylko rozejrzę jak to wygląda i wracam i kupuje. Wszędzie pełno produktów w niskich cenach. Gdy skończyłem i zacząłem kierować się do wejścia wszyscy momentalnie zaczęli zamykać sklepy. Nie zdążyłem, nie kupiłem. Pytałem jeszcze gdzie mogę takie dostać. Polecił kilka miejsc, w jednym ostatecznie dostałem. Też za 19 HKD. Działa tak w ogóle ;)
Jako, że jestem już na SSP to wypadałoby coś zjeść chińskiego. Idę do pierwszej lepszej restauracji ulicę dalej. Zamówiłem danie z obrazka. Nauczony ostatnim razem pytam:
- Spicy, hot? łapałem się za gardło, żeby pokazać o co mi chodzi.
Coś tam mówi, że nie chyba, dobra niech będzie. Przyniosła mi po 2 minutach cały talerz zimnego kurczaka :P W końcu nie wiem czy takie to miało być, czy po prostu ona zrozumiała, że chce nie-hot, więc dała zimne :D Najadłem się, no i wreszcie nauczyłem się prawidłowo jeść pałeczkami :P
Cokolwiek to jest było smaczne. 27HKD + Cola 7 HKD
Na ulicy zobaczyłem staruszkę sprzedającą tajemniczą ciecz w miskach (9 HKD). Zdecydowałem się spróbować co to było. Był to taki orzeźwiający napój, smakowało trochę jak kwas chlebowy.
Na koniec wszedłem do jeszcze jednej. Kuchnia mieściła się na ulicy, siedziało się w środku. Bardzo dużo ludzi, więc musiało być smacznie. Popatrzyłem na obrazki i jedno mi się wydawało bardzo smaczne. Porównałem wygląd literek z menu i z obrazka i doszedłem do wniosku, że ta potrwa jest za 40 HKD. Niby sporo, ale co będę oszczędzał na jedzeniu, podoba mi się to biorę.
Dostałem najpierw coś jak ketchup. Po 10 min przyszło danie. Może lepiej napiszę, pani przyniosła, bo jeszcze ktoś pomyśli, że nie wiadomo co zamawiam. Były to krewetki albo mięso z nich (coś tego typu) w cieście. Wrzucone to do głębokiego tłuszczu. Obok kilka orzechów do dekoracji. Jest taki test, że jeżeli jesteś w stanie podnieść orzecha pałeczkami chińskimi to umiesz nimi jeść. Zdałem go śpiewająco! :D Więc praktyka czyni mistrza :P
Choć nigdy nie lubiłem krewetek te były bardzo smaczne
Późno było chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Metro do centrum skąd miałem wziąć prom. Okazało się, że spóźniłem się 10 min, następny dopiero za 30, o 23:30. Nie mam wyjścia, czekam w "poczekalni". Wysłałem jej jeszcze SMS, że biorę ten prom i wyłączyłem tel.
Gdy wsiadłem na pokład od razu zasnąłem. Nawet nie wypłynęliśmy a ja już miałem zamknięte oczy. Gdy otwieram widzę napis Mui Wo i zastanawiam się czy mam się zbierać czy nie. Może jeszcze nie wypłynęliśmy a to jest tylko kierunek. Byłem pewien dopiero, gdy wszyscy wstali. Lekko kropił deszcz, odpiąłem rower i przed siebie. Nie znałem drogi, musiałem kierować się na czuja. Na początku zabłądziłem. Wjechałem w jakąś polną drogę, bez świateł i nawet nie byłem do końca pewien czy to nie jest dobra droga, ale wolałem się cofnąć do przystani promowej i od początku spróbować.
No i lunęło. Potężna ulewa w azjatyckim stylu. Ja nie wiem gdzie jestem, gdzie mam dom czy czy dziś dojadę. Do tego cały mokry już po 30 sekundach. Jechałem przed siebie licząc na szczęście. Znalazłem tylko jedno miejsce, gdzie mogłem się pomylić wjechałem tam i faktycznie to był dobry wybór. Teraz 1 km przez polną drogę, to pamiętam doskonale. Ale co później? Jestem na placyku, dookoła wszystkie te same domy. Jedyne co pamiętam, to to, że Karen mówiła, żebym uważał na głowę, bo parapet był bardzo nisko. Lało się ze mnie, poszedłem pod daszek, włączyłem telefon - 1% baterii. Dramat! Oj, wyłączył się. Jestem 20m od domu, tylko nie wiem, którego. Myślę, będę chodził od domu do domu i pytał o Karen, bo wyjścia nie mam. Tylko nie wiem nawet jak ma na nazwisko. Właśnie w tym momencie ona wychodzi na plac i mówi, że wyszła akurat na balkon i widziała mnie. Ufff! Jutro zrobię sobie zdjęcia każdego etapu drogi ;)
[sorry za brak fotek, ale ostatnie co mi się chciało to robić fotki :D]
Bardzo udany dzień, wiele przygód, super zabawa. Naprawdę polecam ten Ocean Park ;) Więcej fotek na Picasie.Dzień 7: Przyjemny wieczór na Lammie
Dzisiaj obudziłem się o 9... tyle ze wg polskiego zegarka, czyli tutaj o 15:00. Wczoraj wróciłem późno, a pisanie relacji zajęło mi sporo czasu. W efekcie poszedłem spać dopiero o 5. Wiadomo, nie spodziewałem się ze wstanę o 7, ale 15 to już przesada. Jeszcze wyrwanie się z Lantau zajmie mi godzinę. No cóż, słabizna. Zdecydowałem się odpuścić plażowanie. Popłynąłem tylko na wyspę "Lamma". Gdy bylem już w centrum Hong Kongu zaczął padać deszczyk (raczej drobny).
Mój dom
Mnie znowu zachciało mi się amerykańskiego jedzenia. Tym razem chciałem pojechać w inne miejsce - do znanego mi już Mong Kok (to ta dzielnica o największej gęstości zaludnienia na świecie). Myślałem że zajmie mi to mało czasu i zobaczę jeszcze ten park, który jest pozostałością po Kowloon Walled City (metro + spacerek). Po 15 minutach znalazłem wreszcie upragnionego BK. Wyszedłem zawiedziony, zjadłem bardzo drogie "nic" (do tego smak był nienaturalny), wróciłem na Hong Kong.
Od początku mojej podroży ta decyzja była najgłupsza ze wszystkich. Bezcelowy wypad kosztował mnie sporo kasy (za tyle to bym się i w centrum najadł), niewiele zobaczyłem a przede wszystkim straciłem wiele czasu, który mogłem spędzić na Lammie. Człowiek uczy się na błędach, ale tych ostatnio za dużo. Zawsze tak samo, jeden dzień super, drugi tragiczny i tak cały czas.
Centrum Hongkongu
Plażowanie sobie odpuszczam, spróbuje w Singapurze, gdzie woda powinna być cieplejsza, a plaza ładniejsza. A co do parku, na pewno go zobaczę ostatniego dnia mojej podroży, więc za 11 dni. Ale pewnie niektórzy są ciekawi o co chodzi i dlaczego wydaje mi się to takie interesujące. Odsyłam do artykułu (po polsku) gdzie można przeczytać trochę o Kowloon Walled City. Dziś na mapie znalazłem obok parku jeszcze "Kowloon City" i jego ciekawie (prostopadle) rozłożone uliczki. Może być tam ciekawie. Nie mogę się doczekać.
Dobry artykuł:
http://gadzetomania.pl/2013/04/22/kowlo ... e-na-ziemi
Polecam też filmy na dole.
Ale póki co Lamma. Wziąłem prom o 18:20. A szkoda bo mogłem to zrobić 1:30h wcześniej. Jestem zły na siebie. Do tego to spanie do 15... W każdym razie nie ma co już płakać, muszę o tym BK jak najszybciej zapomnieć i jutro wstać dużo wcześniej.
Prom droższy niż się spodziewałem, ale za to bardzo szybki i klimatyzowany. Po niecałych 30 minutach byliśmy na miejscu. Pogoda przez ten czas się poprawiła, a słońce zachodziło. Piwo jest tutaj tańsze, inne produkty maja te same ceny lub podobne. Lamma jest duża, ale nie miałem czasu na zwiedzenie . Skupiłem się tylko na okolicy, gdzie przypłynąłem. Wszędzie dookoła niska, ale bardzo gęsta zabudowa.
Widok zaraz po wyjściu z promu. Podobnie jak u mnie najwięcej rowerów jest przy samej przystani. Ludzie dojeżdżają, zostawiają rower i idą do pracy do Hongkongu. Gdy wieczorem wracają rower już na nich czeka.
Dużo jest też restauracji z żyjącymi krabami, rybami, ośmiornicami w akwariach. Klient podchodzi, wskazuje co chciałby zjeść i gotowe. Czytałem też, że możliwe jest kupienie ryby od wędkarza i przyniesienie jej do baru. Przyrządzą ją ja niewielką opłatą rzecz jasna. Właściwie każdy chociaż w niewielkim stopniu zna angielski lub próbuje zrozumieć. Bardzo dużo białych, którzy tutaj mieszkają. Raz nawet pomógł mi kilkuletni chłopczyk gdy wszedłem w niekończący się labirynt domów.
https://lh4.googleusercontent.com/-EyHyANmwMk8/UZ0an6vXSgI/AAAAAAAAAqI/bZBWFc4w3n8/s640/SAM_0803.JPG
Restauracja typu wybierz i zjedz.
Z zimnym, małym piwem w ręce ruszyłem na "molo". Przepiękny widok! Zachodzące słonce pięknie komponowało się z chmurami i zatoką. Chwila relaksu po dniu pełnym nerwów. I ruszyłem w "miasto".
Tutaj chyba mi się bardziej podobało niż na The Peak. Może dlatego, że nie było tłumów. Na molo byłem sam.
Na Lammie nie ma samochodów, droga jest za wąska. Widziałem kilka osób jadących samochodzikami golfowymi. Dominują rowery. Podobnie jak u mnie są wszędzie.
Pan przypiął sobie sprzęt i ćwiczy, kiedy ma ochotę.
Ruszyłem przed siebie nie wiedząc gdzie idę. Na początku znalazłem mała świątynie. Ale tam się droga kończyła. Wszedłem między domy, przechodziłem przez tarasy i malutkie ścieżki. Byłem pewien ze ta droga gdzieś mnie doprowadzi. Nic z tego. Skończyła się domem z małym, białym chłopczykiem, o którym pisałem. Młody Anglik albo Amerykanin wskazał mi drogę, a ja zacząłem się kierować powoli w kierunku promu.
Świątynia.
Miałem jeszcze 45 minut, szukałem miejsca gdzie mógłbym zjeść coś porządnego. Oddaliłem się od wody, bo tam bardzo wysokie ceny. Znalazłem sklep z tajemniczymi czarnymi płynami w środku, bez etykiet itd. Zapytałem co to jest, pan podaje mi angielskie menu z numerkami i mówi ze to jest "one". Wszystko to były zimne herbaty. Ale nie miałem pojęcia jak będą smakowały. Powiedziałem żeby mi dał tę którą lubi najbardziej. Nie wiem z czym ona była, ale naprawdę mi smakowała ta zimna herbata. 14 HKD za 0.5l.
Lodówka z herbatami. Do wyboru 10, 15 rodzajów
Kilka domów dalej mieściła się restauracja. Przy każdym stoliku kilka osób i >30 piw :D To są, co prawda te male, 0.33, ale i sporo. Prawie każda restauracja tak wyglądała. Im więcej ludzi w restauracji tym smaczniejsze jedzenie.
Dużo piwa :D
Jeśli chodzi o piwa to taki mały offtop. Piszę tę relację pływając promami na telefonie, by oszczędzić czas i iść wcześniej spać. Teraz wracam do domu o tej samej godzinie co pierwszym razem. Tak jak ostatnio siedzi koło mnie ta sama osoba. Biały Amerykanin, około 50, wygląda identycznie jak Fred Flinston tylko z białymi włosami! Otwiera zawsze piwo jak wsiada na pokład. Dziś nie wypłynęliśmy nawet z przystani a już sięgał po kolejne. Płyniemy 15 minut i 4 otworzył. Płynie się ok. 50 minut :D. Pod koniec podroży ostatnio tak przyjemnie się do wszystkich uśmiechał :D Wracamy do Lammy.
Dostałem angielskie menu, wskazuje na zupę z pierogami za 28. Pani coś tam mowo po swojemu (wg mnie proponowała żebym wziął coś innego) i wskazuje na same pierożki za 15. Poprosiłem o 2 porcje, po tym burgerku byłem bardzo głodny.
Ostry sos do mieszania (na szczęście nie aż tak bardzo jak tamta zupa), pierogi przysmażane na patelni. W środku jakieś zielone warzywa i zdecydowanie jakieś mięso. Choć nie było go widać, czułem je tam i pani tez mówiła coś o mięsie.
Pierożki i herbata.
O ile wczoraj jadłem jak prawdziwy Chińczyk tak tych pierogów za nic nie mogłem złapać pałeczkami. Były bardzo ciężkie, a wymieszane w tym sosie dodatkowo śliskie. Pani z następnego stolika od razu widząc moja walkę zaczęła mnie instruować. Pokazała dwa sposoby, powykręcała mi nawet palce. Nic to nie dało. Doszedłem tylko do wniosku ze wczorajszy sposób był bardzo niepoprawny :D no ale działał. Jakoś udało mi się chwycić kilka pierożków znanym mi sposobem, a resztę zjadłem wbijając w nie wykałaczki :D Bardzo smaczne i tanie :) jestem zadowolony z zamówienia. Musze jeszcze tylko potrenować te pałeczki, bo trochę wstyd. Jestem już tutaj tydzień a nadal nie umiem nimi jeść.
Gdy wyszedłem miałem jeszcze 10 minut. Lekkim biegiem ruszyłem w kierunku promu. Ostatnio płynął 25 minut. Ten odpływa 20:00, mój prom do domu o 20:30 z Hong Kongu. Więc trochę ryzykownie, najwyżej będę musiał poczekać kilkadziesiąt min na następny.
Gdy prom przypływał do HK czekałem już pod drzwiami. Miałem kilka minut na zmianę przystani. Biegiem zdążyłem w ostatniej chwili. Przeprawa milo zleciała na słuchaniu muzyki (zupełnie zapomniałem ze mam cały czas w plecaku MP3) i spisywaniu całego, jakże krótkiego dnia.
Prom do domu.
Dobrze, ze ten dzień tak się zakończył. Jutro mam samolot do Singapuru dopiero o 20:25, więc cały dzień jeszcze pozwiedzam. Zostanę na wyspie Lantau, gdzie mieszkam. Tutaj jest tez druga zatoka Discovery Bay, Wielki Budda i lotnisko. Chciałbym te wszystkie rzeczy jutro zobaczyć. Żeby tylko nie padało, a raczej żeby padało krótko, bo deszcz i tak będzie. No i chciałbym się obudzić wcześniej.Dzień 8: Wszystko zgodnie z planem
Mimo że poszedłem spać po 4, to udało mi się wstać po 9. Idealnie. Spakowałem się tak, aby później wrócić do Karen na 5 minut. Plan na dzisiaj był następujący: rano spakować się, rowerem zwiedzić okolicę, wziąć autobus pod Wielkiego Buddę, wrócić tym samym, odebrać plecak od Karen i ruszyć na prom do Discovery Bay. Planuję szybko zwiedzić DB i autobusem pojechać na lotnisko. Lot do Singapuru po godzinie 20. Ale muszę być dużo wcześniej, bo nie zrobiłem odprawy.
HK to nie tylko potężne wieżowce
Z aparatem i butelką wody ruszyłem rowerem do miasta. Muszę przyznać, że mieszka w przepięknej okolicy. Dookoła zielone od drzew góry. Tak wyobrażałem sobie Azję z dala od cywilizacji. Jeździłem bocznymi dróżkami ciągle skręcając w kolejne. Ostatecznie i tak dojechałem do samego centrum - przystani promowej. Ale to jeszcze nie był czas, aby uciekać z Mui Wo. Zawróciłem i znalazłem "Mui Wo Market", wielki budynek ze stoiskami w środku. Zostawiłem rower i poszedłem zwiedzać.
Mui Wo Market
Wewnątrz stoiska z żyjacymi rybami, kwiaty i inne mięso (nawet z NZ, AUS i USA). Mnie zastanawiało jak może smakować płochliwa, niebieska ryba z żołtym ogonem. Obszedłem cały targ, ale nie znalazłem właściwie nic co mógłbym kupić.
Pani patrosząca i sprzedająca ryby
Gdy wyszedłem z targu znalazłem się w samym środku kolejnego, tym razem ulicznego. Sprzedawano tutaj wszystkie różności, od ubrań po jedzenie. Wydaje mi się, że ceny koszulek itd. były tutaj najtańsze ze wszystkich jakie dotychcas widziałem w HK. Ale prawie wszystko damskie i do tego ja już i tak ledwo się dziś spakowałem.
Stoiska z ubraniami
Odebrałem rower pojechałem pod przystań. Znalazłem bardzo ładne miejsce. Po lewej i po prawej górzyste wysepki a po środku zabudowa HK. Chwila relaksu i ruszam dalej.
Budynki Hongkongu w nietypowej scenerii
Wypadałoby coś zjeść na śniadanie. Na Mui Wo nie widziałem żadnych restauracji na ulicy, a głównie takie jedzenie mnie interesuje. Ale nie mam wyboru, jestem głodny. Zobaczyłem restaurację serwującą burgery. Wszedłem do środka, by zapytać się ile kosztuje jeden burger i jak duży on jest. Pan odpowiada, że 38 HKD i rozkłada ręce na odległość 15-20 cm. Dobra a jak z czasem oczekiwania - jedna minuta. Nie zdążyłem nawet odłożyc roweru a pani przyniosła już zamówienie. Tyle że co innego - piwo :D Wyjaśniliśmy sobie sytuację i poszedłem do Mc Donaldsa. To była moja ostatnia szansa. Miałem już tylko 20 minut do autobusu.
McDonald's w Mui Wo, tuż obok przystani promowej
Bardzo tanio zamowilem zestaw z Big Maciem, 21 HKD. Więc taniej niż w Polsce. Dawno nie jadłem Big Maca, ale ten wydawał się spory, nawet się najadłem tym zestawem. Była 14:12, wyszedłem i skierowałem się na autobus (przystanek był przy wyjściu). Byłem pewien, że autobus odjeżdża za 3 min. Po dziesięciu, zacząłem się zastanawiać dlaczego nie ma kierowcy. Popatrzyłem na rozkład a tutaj 14:30. Zachęcony tanim Big Maciem pobiegłem jeszcze po Cheeseburgera. 10.2 HKD to trochę przesada, gdy za dwa takie mam cały zestaw z dużą kanapką. Zrezygnowałem i poszedłem na autobus.