0
miki3475 16 maja 2013 07:45
Image
Przystań ze wszystkimi łódkami i promami

Do promu idziemy przez długie molo. Okazało się że tutaj, tuż przed statkiem też można kupić bilety za tę samą cenę. Bardzo tłoczno, trzeba przyjść wcześniej by zająć sobie miejsce siedzące, a sezon właściwie się już skończył.

Image
Wejście na prom.

Było bardzo gorąco, bez chmur właściwie. Okropnie spragniony potrzebowałem się nawodnić :D przy wejściu na prom sprzedawano tylko piwo (w czasie rejsu oferowano więcej produktów). Koszt jednego 0.33l to 40 THB. Tragedii nie ma. Wziąłem jedno i nawet nie wypłynęliśmy z przystani a ja już skończyłem "Leona". Jeszcze nic od wczorajszej kolacji nie jadłem a było już południe i jeszcze ta pogoda. Przyznam ze jedno małe piwko podziałało na mnie jak 3 normalne, więc radzę ostrożnie :P.

Image
Leoś

Prom płynie około 40 minut. Na miejscu jest 7/11, gdzie zrobiłem zakupy na cały dzień. Woda, chipsy, tost na śniadanie. Plaża Samae, na którą chciałem pojechać jest po drugiej stronie wyspy, więc musiałem skorzystać z transportu. Znowu motor-taxi, tym razem cennik jest z góry ustalony. Jest nawet tablica informacyjna z cenami. Nie ma możliwości negocjacji, chyba że złapalibyście jakiegoś chłopaczka na cichej drodze. Do Samae zapłaciłem 50 THB.

Image
Podczas jazdy, ryzykowna sprawa bo ciągle podbija :P

Plaża bardzo szeroka. Nie byłem na innych w Tajlandii, ale ta w porównaniu do Pattayowej jest jak Bałtyk porównywać do Śródziemnego czy Jońskiego. W Pattayi woda jest brudna, a plaża bardzo zanieczyszczona. Tutaj owszem zdarzyło się kilka śmieci w wodzie, ale jest ogólnie bardzo czysto.

Image
Plaża Samae'a.

Przy samym wejściu za leżaki pani chciała 50 THB, poszedłem dalej, gdzie było mniej ludzi i już tylko 20 THB. Możemy też zamówić jedzenie i picie, ale raczej nie ma co oczekiwać niskich cen. Dania po 30-40zł, piwo po 10zł itd.

Wszędzie Rosjanie, myślę że przynajmniej 90% turystów tutaj to osoby pochodzące z Rosji. Gdy tylko widzą białego od razu wszystkie ceny podają po rusku, a ja muszę dopytywać po angielsku. Często mają też menu i reklamy napisane w cyrylicy. Z 5 razy przechodnie na ulicy pytami mnie dziś "Ruski?"

Co do samej wody to bardzo gorąca, pierwszy raz doświadczam kąpieli tak daleko od Europy, ale naprawdę sama przyjemność siedzieć w tej wodzie. Na tej plaży jest bardzo długo płytka woda, więc jest dużo miejsca, gdzie można popływać, co też robiłem przez większość czasu. Gdy już opadniemy z sił, kładziemy się na brzegu i woda obmywa nasze ciało obniżając jego temperaturę. Jest naprawdę gorąco, a słońce jest ogromnie mocne, więc radzę przygotować wszystkie kremy i okulary.

Image
Plaża

W drodze powrotnej wziąłem pick-upa, który zabiera kilka osób (tym razem 11). Oczywiście wszyscy poza mną są z Rosji. Koszt jest niższy, bo tylko 30 THB. Jutro więc tego będę używał poruszając się po Koh Larn. W okolicy przystani znajduje się kilka straganów i wąskie uliczki. Można się przejść po bliskiej okolicy w oczekiwaniu na prom, ale właściwie nic ciekawego tutaj nie znalazłem. Miałem jeszcze kilka minut na prom, poszedłem do 7/11 po coś zimnego - piwo :D Po Singapurze, alkohol wydaje się tutaj taki tani (a właściwie nie jest, bo piwo to 4-5zł w sklepie).

Image
Pick-up oferujący transport dla ludzi.

W ostatniej chwili zdążyłem na prom. Tym razem nie jest bardzo tłoczno i bez problemu znajduję miejsce siedzące. Gdy tak płynęliśmy mknąc między falami ja delektowałem się piwem, myślę że miałem jedno z przyjemniejszych piw w moim życiu. Dookoła piękne morze, ja rozłożony na ławeczce, właśnie wróciłem z plaży i jeszcze te widoki. Po prostu pięknie! Bardzo relaksująca podróż, więc nim się spostrzegłem byłem już na miejscu.

Image
Podczas podróży promem.

Zobaczyłem na mapie Google, że w pobliżu portu znajduje się jakiś park oraz świątynia. Postanowiłem tam się wybrać, bo to całkiem niedaleko. Idąc pieszo, ciężko jest się opędzić od taksówkarzy oferujących swoje usługi. Mijałem też tor gokartowy, pomyślałem że jeśli wszystko jest tak tanie tutaj to może się wybiorę. 2x 8 minutowa jazda = 1500 THB! Ale bardzo ładnie się prezentował :D

Image
Tor gokartowy.

Park i świątynia są na wzgórzu, także czekała mnie długa droga pod samą górę. Na końcu jest komisariat policji turystycznej, która podobnie jak w Bangkoku działa też w Pattaya. W parku bardzo dużo osób biegających, nie wiem jak wytrzymują w takiej pogodzie :D Park jest bardzo ładny i ciekawie położony, bo co chwilę wspinamy się po schodkach coraz wyżej, ale można też korzystać z okrężnej drogi. Ładny szczególnie jak na Pattayę, która ma raczej niską reputację. Dobre miejsce, żeby odpocząć chociaż na chwilę od garniturów, prostytutek i natrętnych kelnerów. Ja po 1 dniu mam dosyć, nie wyobrażam sobie jak mógłbym dzień w dzień wychodzić do miasta wieczorem przez tydzień, dwa.

Image
Park miejski.

Na samej górze znajduje się świątynia. Wat Khao Phrabat Pattaya to cisza spokój i mało turystów. Właściwie jest to kompleks kilku świątyń, bo jest tam z tuzin budynków z wizerunkami świętych. Zadbane miejsce. Przejście z parku do świątyni to około 2-3 minut. Można też tam się dostać rowerem czy motorem, bo jest zwykła droga.

Image
Przed powrotem zapaliłem jeszcze kadzidełko.

Zaczęło się robić coraz ciemniej, wieczór się zbliżał więc pora wyjść w miasto i zobaczyć jak miasto słynące z prostytucji się prezentuje i czy jest tam w ogóle co oglądać.

Im bliżej jesteśmy morza tym więcej sklepów, restauracji i jest coraz bardziej czerwono. Bary dopiero się otwierają, w środku pusto. Za 2h będą tutaj tłumy.
Niestety prostytutek jest pełno, na każdej ulicy, ale najwięcej jest wzdłuż plaży na "plaży". Tak jak mówiłem wczoraj, kobiety mówią tylko "Hello", olewając je właściwie tracą zainteresowanie. Inaczej jest z transwestytami, łapią, muskają po rękach i właściwie nie ma innej drogi. Ciężka z nimi sprawa i nie ma idealnego sposoby, po prostu nie patrzeć na nie i nie dać się dotykać.

Dużo jedzenia na ulicy, widziałem nawet robaki i świerszcze. Ja cały dzień na chipsach miałem ochotę na coś zachodniego - najadłem się kebabem za 60 THB.

Image
Świerszcze i inne robaki.

Główną atrakcją jest "Walking Street" tuż przy plaży. Warto chociaż raz się przejść nawet, gdy nie przyjechaliśmy tutaj, by oglądać prostytutki. To najpopularniejsza ulica przedstawia w skrócie co możemy zobaczyć w dalszej części Pattayi. Jeśli tutaj byliśmy znudzeni nie ma sensu iść dalej, bo to strata czasu.

Image
Dużą popularnością cieszą się walki na żywo.

Wszędzie pełno policji turystycznej. Z drugiej strony oferowano mi marihuanę 5 metrów od policjant :D Jest zdecydowanie bezpiecznie, prostytutki może są nachalne, ale na siłę do lokalu nas nie będą zaciągały.

Pochodziłem innymi ulicami, ale wszędzie w zasadzie to samo, znudziło mi się to wszystko już po 20 minutach. Co 30 sekund musiałem mówić "No thank you". Taksówkarze, nieszczęśni krawcy, prostytutki, kelnerzy wszystkie te osoby tylko myślą jak dobrać się do Twojej kieszeni. Znudzony rozmową z krawcem (nie chciałem go olewać odchodząc, a ten nie chciał zrozumieć że nie jestem zainteresowany) wszedłem do sklepu. Ostatecznie cena za krawat wyniosła 40 THB, z początkowych 200. Ale po co mi krawat i tak mam już tak dużo rzeczy.
Plus z jedzeniem z ulicy jest taki, że jak kelnerzy widzą Cię, że idziesz z kebabem to już masz jednych z głowy, bo nie zapraszają do lokalu.

Wróciłem motorotaksówką do domu, targując się ze 100 na 70 THB. Tym razem na liczniku było powyżej 100 km/h, bo jechaliśmy na około, gdzie mógł się rozpędzić.

Image
Tak wygląda tutaj plaża. 5m i koniec.

Wszedłem do hostelowego pokoju, widzę że Szwajcar leży, podbijam i zaczynam rozmowę co tam dziś robił. Gadamy tak przez chwilę, a on zadaje mi dziwne pytanie: więc co to Twoja pierwsza noc, tutaj śpisz (wskazując na łóżko)? Zacząłem się zastanawiać o co chodzi :D Okazało się, że to był kto inny! Amerykanin wczoraj spędził całą noc w mieście więc go nie poznałem. Ale przyznam, że wyglądają identycznie :D

Wieczór super spędziłem rozmawiając ze Szwajcarem i Amerykaninem. Bardzo lubię takie hostele, gdzie można poznać wielu bardzo inspirujących ludzi. Rozmawialiśmy m. in. o tym, jak wszędzie w Tajlandii każdy patrzy tylko na Twój portfel i szuka sposobu by tylko zabrać jak najwięcej pieniędzy. Często oszukując. Darmowe masaże palców na plaży, które ostatecznie zakończyły się ceną 500 THB (których nie zapłacił rzecz jasna) albo zwiększanie ceny, gdy dajemy większe nominały. Dostałem wiele wskazówek na najbliższe dni.

Jutro znowu jadę na tę samą wyspę, ale już na inną plażę. Wieczorem wezmę autobus do Bangkoku. Hostel już zarezerwowany.

Zapraszam na Picase, by zobaczyć więcej zdjęć.Dzień 14: Niepowodzenia w Tajlandii

Ostatni dzień w Pattaya spędziłem ponownie na plaży. Chciałem odpocząć pod palmami i popływać w morzu. Wczorajszy dzień bardzo mi się podobał, dlatego chciałem go powtórzyć.
Długo nie zobaczę ponownie takiego widoku, więc musiałem się nim nacieszyć. Niestety dzisiaj poziom wody bardzo się obniżył, w dodatku było dosyć pochmurno.
Wieczorem wziałęm autobus do Bangkoku, w którym znowu miał miejsce wątek kryminalny, chyba ciągnę ze sobą jakieś fatum :D

Już nie mam problemów ze wstawianiem o wyznaczonej porze, bo nie katuję się i budzę się dopiero po 10. Idealnie by się ogarnąć rano i o 12 wziąć prom.
Razem z kolegą z USA poszliśmy na śniadanie. Za 50 THB jest śniadanie kontynentalne (crossaint i dżemy, sok, herbata), ale warto dopłacić kolejne 50 THB i mieć też tosty z jajkiem i bekonem i owoce. Śniadane w porządku, ale trochę drogo jak na tutejsze ceny.
Ale ogólnie w hostelu bardzo przyjemna atmosfera, szczególnie menadżer jest przyjazdy. Poznałem i zaprzyjaźniłem się z moimi współlokatorami, żal mi opuszczać ośrodek, ale cóż mogę zrobić, trzeba ruszać dalej w drogę.

Image
Śniadanie

Wczoraj dowiedziedziałem się, że te pick-upy, z których korzytałem na wyspie Koh Larn w Pattaya kosztują tylko 10-20 THB. A ja głupi przepłacałem za taksówki. Ale pierwszy raz, gdy pani mi to coś zaoferowała, chciała 100 THB. Myślałem, że to stała cena. Dzisiaj jeździłem prawie tylko tymi pick-upami.
Gdy wyszedłem z mojej dróżki jeden już czekał. Zapytałem się czy jedzie do portu i jak dużo chce. 200 THB to oferta dla szaleńca z grubym portfelem, którą rzecz jasna odrzuciłem.
Szedłem dalej drogą i zatrzymywałem kolejne pojazdy (właściwie jeden pick-up przejeżdża na kilkanaście sekund), kolejny chciał już 150 THB. 30 sekund później zatrzymał się następny, z ludźmi na pokładzie, 10 THB. No, takiej oferty szukałem :D Jeśli podróżujemy sami i na przyczepie nie będzie nikogo to oczekujcie cen jak za taxi. Taryfa spada do 10-30 THB dopiero, gdy jedziemy zbiorowo.

Od miejsca gdzie się zatrzymał musiałem trochę przejść (5 min), ale 1zł to co innego niż 10 czy nawet 20.
Prom jak zawsze - 30 THB, 40 minut jazdy. Tym razem jednak bez tłoku.

Dzisiaj pojadę na inną plażę, Naul Beach. Pick-upem przejazd kosztuje 30 THB, motorem 50.
Plaża nazywana jest też Monkey Beach. Tak tylko żadnej tutaj nie wiedziłem, było za to sporo psów.

Leżaczek z parasolem wszędzie 50 THB, bo całą plażą zarządza jedna firma. Ale bardzo ładnie się prezentują, co innego morze. Szczególnie dzisiaj, gdy poziom wody jest bardzo niski. Ale już nie zmieniałem miejsca, bo szkoda było mi czasu a nie wiem, która plaża byłaby lepsza.
Tutaj jest bardzo płytko, kamienie w piachu a na środku wody jakaś kupa betonu.
Piaszczysta część plaży sama w sobie jest przepiękna, ale na wodzie się zawiodłem. Głębkość 30cm, później kamienie i jeżowce, których na Somae nie było w ogóle.

Image
Woda na plaży.

Odpocząłem leżąc na leżaku, Gdy przyczepił się do mnie sprzedawca nie mogłem go odpędzić. Stał nade mną, zagadując mnie i oferując różne towary. Wziąłem netbooka i żeby czymś się zająć uzupełniłem relację z całego dnia.
Nie mogłem się skupić, dookoła piękny widok, żyć nie umierać.

Image
Plaża i mój leżak.

Tutaj to już jestem chyba tylko jedną osobą nie pochdzącą z Rosji. Sprzedawca leżaków za żadne skarby nie mógł pojąć, że nie mówię po rosyjsku.

Bardzo się zawiodłem na plażowaniu, mogłem po raz kolejny iść na sprawdzoną Samoea. Dzisiejsza plaża jest najrzadziej odwiedzaną przez turystów, dlatego poza sezonem ciężko się z niej wydostać. 15 minut czekałem na uzupełnienie pick-upa, bo byłem tylko ja. Przez to nie zdążyłem na odpływający prom i utknąłem na wyspie na całą godzinę. Zwiedziłem miejscowe 7/11. Głodny pokładałem nadzieję w małych pizzerkach za 15 THB.

Mimo znacznego tłoku całą podróż właściwie przespałem. Z przystani musiałem dostać się z powrotem do hostelu, gdzie zostawiłem torbę z ubraniami. Przy przystani kierowcy życzyli sobie 30 THB. Poszedłem dalej, ale nie mogłem złapać żadnego jadącego już z ludźmi. Pełno więc ofert typu 150, 200 czy nawet 300 THB. 20 THB żadna kasa, więc wziąłem tego z przystani.

Image
W porcie wita nas napis z nazwą miasta, więc gdy się obudzimy nad ranem w nieznajomym miejscu to coś nam będzie świtało,

W powrotem był powrotem, bo kieruję się na dworzec autobusowy, który jest bardzo daleko od centrum turystycznego miasta. Ale liczyłem, że kogoś i tak i tak złapię. 200 THB to trochę za dużo, łapię kolejne. Wszyscy chcieli ponad 150. A niektórzy machali ręką i mówili, że za daleko. Złapałem wreszcie takiego z ludźmi. Dokładnie wytłumaczyłem panu gdzie chcę jechać. Mówił, że zrozumiał, ale ja wolałem się jeszcze raz upewnić. Wszystko ok, a cena 20 THB.
Wskakuję na przyczepę i po 5-10 minutach drogi zatrzymuje się i mówi, że to tutaj. Wydawało mi się, że znam to miejsce, za blisko to trochę. Podchodzę do kierowcy by dać te 20 THB i pytam gdzie te autobusy do Bangkoku. "No tutaj będzie autobus na lotnisko niebawem". Zupełnie nie o ten dworzec mi chodziło. Gdy zrozumiał, że chodzi o dworzec autobusowy zaczął mówić ceny typu 200, 250. Wysadził mnie na środku drogi szybkiego ruchu, gdzie ciężko o cokolwiek i jeszcze mam mu płacić za to, że pojechaliśmy w złe miejsce. Powiedziałem, żeby oddawał te 20 THB, bo mu się nie należy. Oddał i szybko odjechał.

Miałem teraz problem, było już dosyć późno, a droga do Bangkoku trochę zabiera. Musiałem jakoś dojechać na dworzec jak najszybciej. Łapałem taksówki (250 THB), pickupy (to samo) i wreszcie motor - 150 THB, ale powiedziałem, że mam tylko 100 (bo właściwie tak było oprócz 1000, z których i tak niemiałby jak wydać). Wziął moją torbę i zapakowani jechaliśmy przynajmniej 15 minut.

Kolejny autobus za pół godziny, koszt 124 THB. Przy wchodzeniu do autobusu były sprawdzane bilety, ale pani stała kilka metrów od drzwi, więc na upartego dałoby się wejść.
W czasie jazdy ponownie zostały sprawdzone bilety. No i zaczęły się problemy. Jeden młody dżentelemen z smartfonem w ręku nie miał ani pieniędzy ani biletu. Pani obsługująca autobus wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła go szaprać nalegając na zapłatę. Dostał nawet z przysłowiowego "liścia". Ale on nie był tylko bierny. Złodziejaszek krzyczy "mafia" i chce zadzwonić gdzieś, ktoś inny próbował go uspokoić. Pani tez wykonała kilka telefonów, ale po chwili wróciła na miejsce.
10 minut później kierowca zatrzymał autobus, podszedł do niego i kazał mu płacić. Była pyskówka, która skończyła się chwyceniem za gardło młodego przez kierowce autobusu. Zaczęła się nieprzyjemna atmosfera. Ten śmiał się w twarz starszej pani a ta go biła.
Znowu bez efektów ani nie wyszedł, ani nie zapłacił. W czasie jazdy podszedł do kierowcy i zaczął znowu krzyczeć. Było bardzo niebezpiecznie, bo jechaliśmy autostradą i nie było jak zatrzymać autobusu, a nikt nie wiedział jak sprawa się potoczy i czy znowu nie będzie szarpaniny.
Wszystko się jeszcze kilka razy powtórzyło, pani uzbrojona w miotłę próbowała wymusić płatność za przejazd. Później jakaś niezrozumiała sytuacja, nasz dżentelmen stał przed panią, nie chciał jej przepuścić i krzyczał bijąc się po twarzy.
Sprawa skończyła się tak, że chłopak mimo blokowania przez panią drzwi uciekł, gdy autobus się zatrzymał, by wysadzić pasażerów. Próbował kilka razy, wreszcie mu się udało.

Wczoraj na szybko rezerwowałem hostel, podjąłem decyzję na podstawie komentarzy na HostelBookers. Zrobiłem szybkie zdjęcie telefonem mapki i ruszyłem w drogę. Najpierw skorzystałem ze SkyTrain, jest to kolejka przypominająca metro, tylko poruszająca się nad ziemią. Później patrzę na mapę i dochodzę do wniosku, że muszę przesiąść się do prawdziwego metra i przejechać kilka stacji.

Image
W metrze wszyscy kulturalne czekają na swoją kolej.

Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.
Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać.

Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.
Dodatkowo wychodzę z prysznica siadam na łóżku, patrze, a tutaj koło mnie dziewczyna. Myślę sobie o co chodzi, jak rezerowałem pokój tylko dla mężczyzn. Europejka, więc nie posądzam ją o jakieś operacje itd. Chodzi o to że zarezerwowałem pokój dla mężczyzn bo wydawało mi się, że będę tam sam, a oni na siłę wepchali mnie tutaj, by nie używać tamtego pokoju. Nie podoba mi się ta sytuacja, jeśli zarezerowałem pokój męski to czemu mam spać w mieszanym.

Ogólnie jestem bardzo zmęczony Tajlandią. W Pattaya każdy chce dobrać się do portfela. Zrobią wszystko (jak widać po dziewczynach) dla 100 THB. Smutne to i bardzo irytujące, bo nie można nacieszyć się z wakacji, tylko co chwilę trzeba odmawiać skorzystania z proponowanych usług. Bardzo miło spędziłem czas na pierwszej plaży i nigdy tego chyba nie zapomne, druga była trochę nie wypałem, ale nie ma co narzekać, szybko umknie mi to gdzieś wśród super wspomnień jakie miałem z hostelu.


Na Picasie tylko kilka zdjęć. Jak wszystko się sypie to brakuje ochoty na pstrykanie zdjęć.Dzień 15: One night in Bangkok

Mimo fatalnego początku bardzo przyjemnie zakończyłem dzień. Zgubiłem się 1000 razy, pytałem o drogę jeszcze więcej. Dzisiaj skorzystałem też z masażu tajskiego, który odprężył mnie po ciężkim dniu. A na kolację spotkanie z couchsurferem. Byłem pewien, że ten dzień będzie kontynuacją porażek, ale na szczęście wyszło zupełnie inaczej.

Wstałem o 9 aby trochę poczytać o Bangkoku. Początkowo będąc jeszcze w Polsce byłem bardzo zabiegany, nie miałem w ogóle czasu. Gdy tylko znalazłem chwilkę czytałem o Hongkongu. Planowałem, że przez te 7 dni dowiem się więc o Singapurze, a z kolei tam o Bangkoku. Nic z tego, czasu nawet brakowało na sen.
W efekcie nie znam w ogóle stolicy Tajlandii ani nie wiem co tutaj można konkretnie zobaczyć. Uzupełniając relację otrzymałem wiadomość od użytkowniczi F4F, z którą miałem się dziś spotkać. 10 rano to trochę za wcześnie, ale nie mam jak zmienić godziny, bo ona nie ma już dostępu do internetu. Dodatkowo nie posiadam jej numeru telefonu. Muszę tam jechać, żeby nie czekała na mnie bezczynnie.

Skorzystałem ze strony proponującej sposoby dostania się do wyznaczonego miejsca. Dowiedziałem się, że mam wziąć metro do ostatniej stacji a później zmienić na autobus 159. Wysiadłem na dworcu kolejowym, który jest ostatnią stacją. Dopiero 3 osoba wytłumaczyła mi, gdzie jest przystanek autobusowy (50m od dworca). Czekałem i czekałem na 159. Co chwilę, pytając ludzi czy na pewno ten autobus tutaj się zatrzymuje. "Yes, yes". Po 30 minutach i 40 autobusch linii 40, które przez ten czas przejechały zdecydowałem się poszukać jakiegoś rzetelniejszego źródła informacji.

Image
Przystanek autobusowy, wszystkie autobusy to numer 40.

Zostały mi ostatnie grosze - 30-40 bathów. W dodatku nic nie jadłem i nie piłem długi czas, a upał niemiłosierny. Ale nie mogłem sobie pójść na zakupy, bo mój autobus mógł odjechać. Teraz, gdy wiem że jego tutaj i tak nie będzie poszedłem do pierwszego stoiska i wydałem kasę na wodę. Teraz mi zostało może z 20. Za takie pieniądze nie będę miał nic innego jak tylko autobus.

Informacja turystyczna zdaje się być miejscem, którego szukałem. Pan za ladą ledwie mówi po angielsku, ale próbuje. Wejść z powrotem do metra i pójść do wyjścia numer 4. Najpierw muszę przejść kontrolę bezpieczeństwa, która jest przed każdym metrem. Ale nikt tutaj nie będzie wam przetrzepywał plecaka. Świecą latarką do środka i mówią ok. Nie wiem czego oczekują, bomby na całą torbę?

Na przystanku spotkałem Azjatkę, która też się zgubiła. Na jej szczęście, autobus którego szukała odjeżdżał z tego miejsca. Gorzej ze mną, żadnego 159 nie było. Pochodziłem po okolicy, popytałem, ale bez efektów. Wróciłem do informacji turystycznej, i znowu ochrona, 3 minuty spacerku, pokonywanie kolejnych schodów pieszo, bo Tajlandia jest taka ekologiczna, że wyłącza ruchome schody jadące w dół (ekologiczna, a wokół pełno śmieci).

Tym razem była też pani, która znała język. Byłem w dobrym miejscu, ale 159 dzisiaj nie kursuje. Muszę szukać 53 lub 157. Znowu to samo, wracam do tego samego miejsca, po drodze mijając kontrolę bezpieczeństwa. Patrzą na mnie jak na idiotę (ja go chyba już widziałem?).

Złapałem autobus 53 (to ten którego szukała Azjatka). Pojazd bardzo stary, ledwo się trzyma :P W środku jest pani konduktor, która sprzedaje bilety (7 THB). Przed kupnem spytałem, czy na pewno będzie przystanek, którego szukam. "Yes, yes". Po 20 minutach jazdy zaczynam ją znowu pytać, wskazuje ręką że przystanek dopiero będzie, trzeba spokojnie jechać dalej. No i tak po prawie godzinie jazdy zatrzymaliśmy się na końcowym przystanku. Podchodzę do konduktorki i kierowcy siedzących na przodzie autobusu i pytam co z moim przystankiem. Dobrze, że kierowca trochę rozumiał o czym mówię. Weź 157 z tego przystanku, powiedział.

Image
Pani konduktorka.

Okej, w kolejnym autobusie pani konduktor od razu mi powiedziała, że to dobry autobus i jest to tylko 5-6 przystanków. Podróż szybka i przyjemna, bo autobus klimatyzowany. Wreszcie jestem w umówionym miejscu. Nie oczekiwałem, że ją tam spotkam, bo przecież byłem spóźniony 2h, ale nie mogłem z drugiej strony tak totalnie olać. Liczyłem na jakiś cud, miała mój numer telefonu, ja jej nie. Popytałem kilka blondynek na ulicy czy jest z Polski :D Niestety nic z tego.

Zmęczony siadłem w najbliższej restauracji i zamówiłem piwo tylko po to by dostać WiFi. Uzupełniłem wiedzę o Bangkoku, wysłałem wiadomości i umówiłem się na spotkanie z Sebastianem z Francji (CouchSurfing) dziś wieczorem.

Image
W restauracji.

Byłem na ulicy Khao San, słynącej z tanich miejsc noclegowych. Miejsce to stało się mekką podróżników z ograniczonym budżetem. Faktycznie wszędzie pełno turystów. Więc są też nachali sprzedawcy i taksówkarze. Ulica jest jednym długim bazarem, pod koniec mamy natomiast restuaracje i puby. Przeczytałem, że słynie ona z robaków, świerszczy itd., które można zjeść na kolację. Ale póki co żadnych nie widziałem, może byłem za wcześnie.

Postanowiłem, że jak już jestem tutaj, to nie będę wracał zawiedziony do domu, a coś wreszcie zobaczę. Świątynie narazie sobie odpuszczam, ale obok jest spore Chinatown. Ruszyłem nie tracąc już ani jednej minuty. Musiałem przejść tylko 1-2km, więc spokojnie.

Wszędzie pełno policji. Niektóre drogi zamknięte i każą mi iść bocznymi. Wreszcie docieram do miejsca, które jest całkowicie zablokowane przez służby ochrony rodziny królewskiej. Gdy tylko wyjąłem aparat by zrobić zdjęcie podbiegł do mnie policjant i nie kryjąc oburzenia mówi "no photo". Pytałem innych o co chodzi. Okazało się, że księżniczka opuszcza pałac. Wyszła z domu pod baldachimem, wsiadła do limuzyny i po 30 sekundach wszyscy odjechali i ulica wróciła do normy.

Image
Kilku idących ochroniarzy.

Chinatown w Bangkoku jest bardzo duże, zwiedziłem pewnie tylko małą część, mimo że poświęciłem bardzo dużo czasu. Przeszedłem przez wiele targów. Znowu poczułem klimat Chin, a przecież jestem tak daleko. Na ulicy zjadłem kiełbasę sprzedawaną przez Taja (15 THB). Smak podobny do polskiej, grilowanej kiełbasy. Dostałem też warzywa: plastry imbiru (ktoś to je?), sałatę pekińską oraz jedną papryczkę chili. Próbowanie tej ostatniej nie było najmądrzejszym pomysłem :D Piekło mnie wszystko przez kolejne 20 minut, a tylko lekko ugryzłem :P

Image
Kiełbaski

Wszedłem w jeden długi bazar, ciągnący się może przez kilometr, może dwa. Choć bardzo wąski, oferuje ogrom produktów. Ja zdobyłem "chleb chiński". A przynajmniej pan sprzedający mi tak wmawiał. Smakował jak murzynek z dodakiem sezamu i orzechów, ale nie miał też taki kwaskowy posmak. Bardzo mi smakowało, to taki deser bardziej - 30 THB za większy kawałek, 20 za mniejszy.

Image
Chiński chleb

Spotkała mnie tutaj próba oszustwa, o której wcześniej nie słyszałem. Podeszła do mnie para Arabów. Mężczyzna zapytał czy znam może tutaj arabską restaurację w pobliżu. To było tylko po to by zacząć rozmowę.
- Ok dzięki, a tak przy okazji to skąd jesteś?
- Polska
- Wow, to bardzo daleko. Pewnie wasze pieniądze bardzo fajnie wyglądają. Mógłbyś pokazać mojej siostrze polskie pieniądze, ona nigdy ich nie widziała.
Zapaliła mi się od razu lampka bezpieczeństwa i sobie poszedłem.

Na spotkanie z CouchSurferem umówiłem się dopiero na 19, więc mam jeszcze dużo czasu. Spróbuję masażu tajskiego! Tyle, że kręcąc się tutaj po okolicy nie widziałem żadnej takiej usługi. Ale przypomniałem sobie, że szukając wczoraj hostelu na złej drodze widziałem jeden obok drugiego. Byłem i tak na stacji metra, więc problemem nie było dostanie się w tamto miejsce.
Na tej ulicy miałem ogromny wybór, wszedłem do pierwszego, który wydawał się wporządku. Cena wszędzie ta sama. Masaż tajski - 200 THB.
Miejsce wyglądało bardzo ładnie.

Image
Tutaj wykonywany jest masaż stópek, na piętrze całego ciała.

Najpierw pani zaprowadziła mnie do pewnego typu łazienki, gdzie obmyła moje brudne, śmierdzące stópki :P Następnie zaprowadzony zostałem na 2 piętro, na ziemi leżały materace oddzielone zasłonami. Dostałem ubranko, w które miałem się przebrać. Spodnie XXXXL i koszulka podobnego rozmiaru.

Masaż tajski jest bardzo mocny, sliny. Pani Tajka mimo że nie najmłodsza to przynajmniej widać było że miała dobrą wiedzę i doświadczenie. Ależ mnie ponaciagała, wyginając wszystkie kończyny. Czasem gdy tak naciskała na wszystko bałem się, że za chwilę mi coś złamie. W tle leciała muzyka odprężająca, gdy tylko zamknąłem oczy od razu zasypiałem na chwilkę :D

Gdy po masażu zszedłem na parter czekała na mnie herbata, było tez WiFi, sprawdziłem kilka rzeczy i musiałem lecieć na spotkanie z Sebastianem.

Umówiliśmy się na stacji metra przy wyjściu numer 1. Przybył na czas i ruszyliśmy na jakies piwo. Dzisiaj dowiedziałem się, że ulica Sukhumvit jest popularna jeśli chodzi o nocne życie. Tuż obok stacji metra jest mała uliczka "Cowboy" z czerwonymi latarniami i półnagimi kobietami. Jest bardzo krótka w porównaniu do tego co widziałem w Pattaya, gdzie całe miasto tak wyglądało.

Image
Uliczka Cowboy

Szukaliśmy pubów, gdzie można byłoby usiąść i pogadać, bez setek pań wokół. Zmęczeni chodzeniem weszliśmy do pierwszego lepszego, który nie świecił czerwonymi neonami. Mimo, że zdązyliśmy na happy hour (8 minut do końca) to piwo i tak bardzo drogie. 90 THB za jednego małego browara. Póki co nie wiem, gdzie ten Bangkok jest tani. Ceny alkoholu jak wszędzie, jedzenie również. Jedynie te noclegi są nieco tańsze.
Było tutaj WiFi, sprawdziliśmy, gdzie możemy pójść w następnej kolejności. Okazało się, że źle szukaliśmy i to nie była w cale ulica Sukhumvit.

Po opuszczeniu pubu poszliśmy do 7/11, gdzie zdobyliśmy alkohol trochę taniej i z piwem w ręku kierowaliśmy się w poszukawaniu taniego Charliego (Cheap Charlie).

Gdy zgłodnieliśmy czekało na nas akurat jedzenie uliczne. Spróbowałem jednego udka kurczaka za 20 THB, ale było zimne, toteż odechciało mi się kolejnych. Naprzeciw pan sprzedawał dania z woka. Sebastian zamówił omleta z ryżem, a ja słynne Pad Thai, z kurczakiem bo nie mogłem się dogadać ze sprzedawcą :D

Ogromnie mi smakowało, chyba póki co chyba najlepsze danie jakie jadłem w Azji, a było tego trochę. Makaron płaski, którego się tutaj nie spodziewałem. Smaków nie potrafię opisywać, więc po prostu powiem, że polecam i dzisiaj zjem to samo na obiad, tym razem możliwe z owocami morza.

Image
Pad thai z kurczakiem.

Znaleźliśmy Cheap Charliego, piwa owszem nieco tańsze - 70 THB. Ale jak w całym Bangkoku jest to cena za małą butelkę.

Spędziłem naprawdę bardzo przyjemny wieczór z Sebastianem. Całe nasze spotkanie to była wieka wyprawa do Cheap Charlie :D Dużo pogadaliśmy o Azji, bo on podróżuje już od stycznia, a wraca dopiero po nowym roku :P Podzieliłem się kilkoma wskazówkami dotyczącymi Hongkongu. Będę naprawdę bardzo miło wspominał ten wieczór.

Image
Tani Charlie to tylko miejsce na zewnątrz.

Przepraszam za opóźnienie, ale Bangkok bez małej imprezy to nie Bangkok, a gdy wróciłem już padałem :P Dziś już powinno być normalnie. Muszę zacząć oszczędzać kasę, bo zostało mi tylko 1300 bathów na całe 2 dni, a wejście do Grand Palace, gdzie idę jutro to aż 400 THB. Najwyżej wymienię HKD, które jeszcze gdzieś mam.

Więcej fotek z otaczającego mnie krajobrazu na Picasie.Dzień 16: Odpoczynek w Bangkoku

Wreszcie odpocząłem od zwiedzania, biegania po mieście i denerwowania się na nieprzyjeżdżające autobusy. Dzisiaj odpocząłem od tego wszystkiego. Poznałem moich współlokatorów, z którymi poszedłem na miasto oraz do parku, gdzie dopadła nas burza i ulewa. Nie zwiedziłem dziś nic konkretnego poza lokalnymi targami, ale potrzebne jest takie doładowanie baterii.

Tuż przed snem trochę porozmawialiśmy z kolegami z pokoju. Trochę się poznaliśmy, dowiedzieliśmy się czegoś o sobie nawzajem. Gdy rano się obudziłem (12:00), do pokoju wchodził nowy współlokator, z Niemczech. Przywitał się i wszyscy (poza jednym, który wyszedł rano), zaczęliśmy gadać. Zdecydowaliśmy, że trzeba zjeść śniadanie. Dwóch z nas bardzo dobrze znało okolicę i zaproponowali, wspólne śniadanie na pobliskim targu.

Zanim się zebraliśmy była już 13. Myślę, że targ nie ma nazwy, jest to raczej zwykły, których jest tysiące w całym Bangkoku, ale bardzo mi się podobał. Pełno stoisk z tanim jedzeniem ulicznym. Smażone ryby, ośmiorniczki czy różnego rodzaju mięso było na prawie każdym stoisku. Większość jedzenia to dania ostre, na które trzeba uważać :D Kolega z Hongkongu mówi, że przyprowadził tutaj Polaka, który kilka nocy temu spał nawet na tym samym łóżku co ja - chłopak również płakał i krztusił się :D

Image
Ryba z chili.

Ja zamówiłem z kilku stoisk smażonego kurczaka, gotowaną wołowinę i warzywa. Wszystko było zapakowane w woreczki "take-away", ale my zjedliśmy na miejscu. Mieliśmy super rozmowę o podróżach, couchsurfingu. Ja dowiedziałem się też wiele o Bangkoku, czego się nie powinno robić (trzeba uważać, żeby nie zhańbić wizerunku króla, który jest prawie wszędzie, nawet na monetach i banknotach).

Image
Moje śniadanie wybrałem stąd.

Image
Moje danie

Po posiłku rozstaliśmy się a ja ze świeżym kolegą poszliśmy do pobliskiego parku. Pokręciliśmy się po okolicy. Gdy właśnie miałem ruszać dalej, już sam tym razem, nad Bangkokiem pojawiły się ciemne chmury. Okrążyliśmy jezioro i skierowaliśmy się z powrotem do hostelu, pod koniec idąc w deszczu.

Image
Ciemne chmury nad Bangkokiem.

Spróbowałem darmowych lodów oferowanych przez hostel. Każdy się cieszył, bo wreszcie po tygodniu zmienili truskawkę na smak czekoladowy :P Ojciec właścicielki ma jakaś bardzo słynną lodziarnię w Bangkoku, stąd częsta świeża dostawa. Bardzo smaczne :P

Po deserze czas na drzemkę i tak nie ma co robić na zewnątrz bo pada deszcz. Krótka drzemka nieco się przedłużyła i trwała ponad 3 godziny :P Przed 19 obudziłem się w sam raz na kolację. Wyszedłem ponownie z kolegą z Niemiec, z którym zwiedzałem park :D

W nocy targ, na którym byliśmy rano działa tylko do popołudnia. Ale tuż obok jest kolejny, działający właściwie tylko w nocy. Po drodze znaleźliśmy kilka miejsc, oferujących jedzenie uliczne. Sam targ był raczej miejscem uzupełniania zapasów przez mieszkańców Bangkoku. Kolega był bardzo głodny, ruszyliśmy z powrotem do miejsc, które mijaliśmy. Po jego posiłku rozstaliśmy się, ja wróciłem na targ, a później miałem kontynuować moją nocną wycieczkę po mieście.

Image
Siedzieliśmy tuż obok prawdziwej szafy grającej.

Zwiedziłem cały targ. Byłem zaskoczony ile rodzajów ryżu istnieje, zawsze myślałem że ryż jest jeden. A tutaj 30 wielkich worków i w każdym co innego :D Ryż biały, ryż szary, ryż okrągły i ryż mały, brązowy.

Image
Ryż

W zależności od miejsca, sprzedawano różne produkty. Była strefa z owocami, gdzie wreszcie spróbowałem rambutana (po polski jagodzian rambutan). Podszedłem do pani i spytałem co to jest. Mimo bariery językowej liczyłem na jakieś wyjaśnienie. Dowiedziałem się tylko, że to na pewno owoc. Dostałem gratis całego rambutana. Chciałem zapłacić za ten podarunek kupując kilka sztuk, ale pani sprzedawała powyżej 1/2 kg, a ja 15 owoców nie potrzebowałem :D
Owoc ma bardzo mocną, ale łatwą do zerwania skorupę. W środku jest biały miąższ z pestką w samym środku.

Image
Jagodzian rambutan

Zaczęło znowu kropić. Musiałem się pospieszyć, jeśli chciałem zjeść dzisiaj kolację. 10 małych pączusiów: słodkie ciasto z sezamem, ale to na przekąskę w hostelu.

A teraz smażone ośmiorniczki, które bardzo chciałem spróbować. Mięso dosyć gumiaste, ale niczego innego nie mogłem się spodziewać. Polane ostrym sosem, jakby inaczej :P Po drodze do hostelu (wracałem, bo zapowiadało się na burzę) widziałem też smażone żaby, ale to byłoby dla mnie za dużo :D

Image
Ośmiorniczki.

Na kolejnym stoisku kupiłem smażonego kurczaka, kawałki mięsa i grzyby, za wszystko zapłaciłem 45 bathów. Brakowało ryżu i jakiejś sałatki do porządnego posiłku, ale nie było już na to czasu, gdyż deszcz z każdą minutą przybierał na sile.

Image
Smażalnia wszystkiego.

Gdy tylko odszedłem ze stoiska podszedł do mnie młodszy pan, próbował zagadać po angielsku. Ale ja nic nie rozumiałem z jego akcentu. Żegnając się, przyjacielsko mnie dotknął po ramieniu i poszedł. Zawsze po spotkaniu z nieznajomym, gdy ktoś mnie dotknie robię takie odruch - sprawdzam czy mam wszystko: portfel, paszport, telefon, aparat. Ależ się wystraszyłem gdy poczułem, że nie mam portfela. Okazało się, że trzymam go w ręce :mrgreen: Ale przez 3 sekundy moje ciśnienie gwałtownie wzrosło :D Szczególnie, że widział jak płacę grubą kasą za to mięsko.

W hostelu spożywając kolację poznałem Holenderkę. Dużo porozmawialiśmy o jej kraju, który miałem przyjemność odwiedzić podwójnie. Podróżowała przez cały miesiąc po Tajlandii, poleciła mi kilka dobrych miejsc na południu, które pewnie odwiedzę pewnego razu. Bo mimo, że nachalni sprzedawcy odpychają od tego kraju to jest w nim coś do czego chce się wracać i co sprawia, że ta kultura jest tak interesująca.

A i taka mała porada, bo ostatnio zapomniałem. Nie trzeba tutaj używać żadnych adapterów do prądu. Polskie wtyczki wchodzą i działają.

Taki dzień odpoczynku, dobrze mi zrobił. Z drugiej strony zobaczyłem kilka ciekawych miejsc i poznałem bardzo interesujących ludzi. Myślę, że przez to moje wyobrażenie o tym miejscu uległo zdecydowanej poprawie.

Dużo fotek z targu naPicasie.Dzień 17: Świątynie w Bangkoku

Ten piękny, słoneczny dzień spędziłem na zwiedzaniu stolicy Tajlandii. Mimo że niezbyt mnie to interesuje, nie mogłem pominąć świątyń. Są najpopularniejszymi atrakcjami wśród turystów (obok Soi Cowboy i Patpongów rzecz jasna :D). Podstępem przejechałem się tuktukiem, a wieczorem zwiedziłem największy na świecie weekendowy targ.

Dzisiaj słońce ogromnie grzało, według prognozy pogody było aż 38 stopni, a chmury dopiero pojawiły się po południu. Upał nie do wytrzymania, lało się ze mnie cały czas. Słońce aż parzyło, a głowa bolała z gorąca. Ale to i tak lepiej niż jakby miało padać.

Zwiedzanie rozpocząłem od parku Lumpini, zlokalizowanego w samym centrum miasta. Na miejscu możemy pobiegać rano lub wynająć rower, ale z niego można korzystać tylko do 15:00. Jest to też wypożyczalnia rowerków wodnych. Widziałem napis 20 THB, ale nie jestem pewien czy o to chodziło. Na pewno nie jest to jakiś ogromny koszt.

Image
Rowery wodne.

W parku jest bardzo dużo waranów (przypominam, w samym centrum miasta!). Okupują one okolice stawów, które tam znajdziemy. Tym razem, byłem trochę pewniejszy siebie, bo znałem już te zwierzęta. Podchodziłem bliżej, robiłem zdjęcia. Zaskoczyło mnie, gdy gad zaczął wspinać się na drzewo! Spotkać je można w całym parku.

Image
Waran

Zjadłem śniadanie na ławce w parku. Była to zapakowana drożdżówka, którą kupiłem poprzedniego dnia na targu. Ciasto jakby niedopieczone, nie wiem czy tak miało być.

Zbliżało się południe, musiałem jak najszybciej ruszyć w kierunku świątyń. Bo mimo, że one są otwarte do późnych godzin to targ, do którego idę wieczorem działa tylko do 18. Muszę się więc sprężyć. Przejechałem metrem te 2-3 stacje metra. Znowu byłem w tym samym miejscu co kilka dni temu. Tym razem jadę do "Wat Pho", najpopularniejszej świątyni w Bangkoku. W informacji turystycznej pani poleciła mi autobus 53, który miał być naprzeciw KFC.

Image
Metro

Żadnego KFC w tej dzielnicy nie ma, więc nikt nie wiedział o co chodzi. Ale poznałem młodego Taja, który pomógł mi znaleźć przystanek, a później zaproponował żebym jechał tym samym autobusem co on. Ten będzie na pewno poprawny.

Po 30 minutach byłem prawie na miejscu. Prawie, bo musiałem przejść przez słynne pole zieleni za pałacem królewskim. Co do "Grand Palace" niestety ze względu na ogromne koszty wejścia, skrajne opinie ludzi i mało czasu rezygnuję z tej atrakcji.

Image
Wszędzie blisko pałacu jacyś koczownicy

Gdy ubierałem się przed wejściem do świątyni Pho cała japońska rodzina zrobiła sobie ze mną zdjęcia :D Co do ubioru to wydaje mi się, że nie jest wymagany żadne specjalny strój. Ale uważam, że nie wypada wchodzić w krótkich spodenkach i klapkach do miejsca, gdzie ludzie chodzą się modlić. 5 minut po tym jak założyłem długie spodnie (na krótkie spodenki zresztą :P) i koszulę z długimi rękawami, byłem cały mokry. Wejście do zespołu świątyń kosztuje 100 THB, dodatkowo dostajemy darmową butelkę wody (ale to jest wartość może 5 bathów).

Zwiedzałem cały zespół świątyń po kolei. Zobaczyłem wiele pomników Buddy. Podsłuchując przewodników dowiedziałem się bardzo dużo o tym miejscu :P Każdy Budda należy do jednej rodziny, która go ufundowała. Dlatego różnią się oni wyglądem. Myślę że łącznie są tam setki pomników.

Image
Wnętrze jednej świątyni

Ale jest jedna najważniejsza - Odpoczywający Budda, główna atrakcja świątyni. Skąpo ubrane kobiety muszą ubrać dostępny szlafrok, wszyscy z kolei ściągają buty. Obok tej świątyni odbieramy tę darmową wodę. Jest to mała 350ml butelka, ja ze względu na pogodę wypiłem ją od razu, jednym łykiem. Mała, ale warto, bo zimna :D

Nie spodziewałem się, tak ogromnego posągu! Na zdjęciach wygląda jak niewielki. To dlatego, że Odpoczywający Budda zajmuje cały budynek i zdjęcie technicznie da się robić tylko z jednego miejsca, spod stóp. Zrobił na mnie wrażenie, nie ukrywam. Nie oczekiwałem nic specjalnego, a poczułem miłe zaskoczenie.

Image
Budda odpoczywa

Dookoła znajdują się małe wieżyczki buddyjskie. Niestety nie wiem dlaczego je zbudowano, jeżeli ktoś zna wyjaśnienie proszę o komentarz ;)

Kolejną świątynią, którą zobaczyłem była pobliska Wat Arun. Znajduje się ona jednak po drugiej stronie rzeki, więc konieczne jest skorzystanie z przeprawy promowej. Spacer do przystani z Wat Pho to może 5 minut, podobnie po drugiej stronie do Wat Arun. Najlepszy jest koszt - 3 THB :D Ale sama przeprawa trwa tyle ile kosztuje, po 30 sekundach jesteśmy po drugiej stronie.

Image
Kasa biletowa

Na rzece można też skorzystać z taksówek czy małych rejsów. Koleżanka z Holandii opowiadała, że przepłynęła bardzo długi kawał rzeki tylko za 15 THB.

Po drodze kupiłem sobie domowego hamburgera za 20 THB. Mięso było tylko dla pokazu, z przodu bułki :P Ale i tak warte swojej ceny, bo sama buła była naprawdę duża. Sos oczywiście ostry, bo to Azja.

Tutaj wejście kosztuje 50 THB. Podobnie jak Andi mimo upału wspiąłem się na sam szczyt. Wygląda łatwiej niż faktycznie jest :D Schody prawie pionowe, właściwie różnicy by nie było, jakby tam była drabina. Przepiękny widok na samej górze, możemy obejść cały taras dookoła.

Image
Na górze

Wróciłem promem za tę samą cenę. Byłem już prawie bez wolnej kasy. Po znaczy odłożyłem 200 na jutrzejszy powrót na lotnisko (jadę autobusem i metrem, łącznie 50-80 THB, ale nigdy nie wiadomo, wolę być zabezpieczony), na koszulkę, jedzonko itd. W skrócie nie stać mnie, żeby jechać tuktukiem gdziekolwiek. Tylko autobusy i nogi wchodziły w grę. Ale nie mogłem olać tuktuków, to jest popularna atrakcja :D

Image
Przystań promowa

Przypomniałem sobie o tych oszustwach tuktukowych i postanowiłem je wykorzystać. Po raz ostatni byłem w turystycznych miejscach, więc musiłem to zrobić teraz. Zacząłem się kręcić z mapką koło tuktuków. Zaczęło się zagadywanie. oferty typu 100 olałem i szedłem dalej. W końcu trafiłem na pana, który miło się przedstawia, pyta skąd jestem itd. Bingo! Tego szukałem! Zaczyna mi wmawiać że targ kwiatowy, do którego zmierzam (ok. 1 km) jest zamknięty dzisiaj.
- Oj to bardzo niedobrze, jutro wyjeżdżam a chciałbym coś zobaczyć jeszcze. Gdzie powinienem pójść?
- Hmm, mam dla Ciebie propozycję. Może chciałbyś popływać sobie łódką?
- A ile to kosztuje
- 1200 THB
- Cena wydaje się w porządku, ale musiałbym skorzystać z bankomantu. Najpierw jednach chciałbym zobaczyć za co będę płacił. Gdzie to jest?
- W przystani promowej, 500 metrów stąd. Zabiorę Cię tuktukiem za 10 bathów.
- Nie wiem (zaczynam odchodzić).
- Dobrze, 5 THB.
- A co jesli mi się nie spodoba, nie powie mi pan, żebym płacił 100 za tuktuka?
- Nie, 5 jest ok.

Image
W tuktuku

Wsiadłem i cieszyłem się co prawda dosyć krótką, ale jednak jazdą tuktukiem. Dałem mu 4, bo tyle miałem w drobnych i powiedział, że ok. W przystani nie było zdjęć, o które pytałem więc miło odpowiedziałem, że nie będę ryzykował, bo to dużo pieniędzy i poszedłem. Sprzedawcy wycieczek, a raczej oszuści jacyś niemili, ale pan tuktukowiec powiedział, że nie ma problemu i życzył mi miłego dnia ;) Przynajmniej byłem 500m bliżej targu :P

Targ kwiatowy nie był tak duży jak myślałem. Ale dwie strony były wypełnione kwiatami i bardzo ładnie się to prezentowało. Nie wiem tylko dlaczego w jednym miejscu wszyscy próbują sprzedać to samo. Konkurencja między sprzedawcami była ogromna, a każda bransoletka wykonana z płatków kwiatów wyglądała identycznie. Rozbawiła mnie dziewczyna, która robiła "biżuterię" jak robot, obok trzymała Galaxy S3 i jednym palcem co kilka sekund przewijała facebooka w dół. Możliwe, że będzie film z wyprawy to na pewno dołączę to nagranie.

Image
Napój z torebki, bardzo popularny tutaj.

Z targu kwiatowego do najbliższej stacji metra miałem 1-2 km. Znowu musiałem przejść przez Chinatown. Tym razem zdecydowałem się wybrać taką drogę, by zobaczyć zwyczajne życie mieszkańców tej części Bangkoku. Wiele razy się zgubiłem w tych małych, krętych dróżkach. Ja ani po mandaryńsku, ani po tajsku nie mówię :P Raz nawet cała rodzina wyszła z domu, by mi pomóc trafić na główną drogę.

Image
Targ kwiatowy, jeden taki bukiet róż 80 THB

Prawie każdy w Bangkoku, Singapurze podkładał coś do nosa i wąchał. Myślałem, że to na katar. Okazało się, że to środek na bazie eukaliptusa i innych roślin, który oczyszcza nos. Bardzo przyjemnie się po tym oddycha! Zdobyłem wreszcie jedną tubkę za 18 THB w 7/11. I od razu się od tego uzależniłem :D Kupiłem właśnie za ostatnie bathy na lotnisku 2 tubki na zapas, mimo że to wystarcza na bardzo długo. :P

Ze stacji metra, do której dotarłem prowadzony przez chińskiego Taja, pojechałem na samą północ - należy jechać do stacji Kamphaengpecth Station (MRT). Chatuchak Market jest największym targiem na świecie działającym weekendowo. Oferuje on produkty wszystkiej maści. Jest tam na pewno to czego moglibyśmy potrzebować. Zwierzęta, jedzenie, ubrania, elektronika, perfumy, wyposażenie domu i wiele innych! Ale myślałem, że jak na największy na świecie weekendowy będzie większy, co nie znaczy że zobaczyłem wszystkie stoiska.


Dodaj Komentarz

Komentarze (103)

silazak 16 maja 2013 08:49 Odpowiedz
Mikołaj jako ,ze jesteś moim krajanem to trzymam podwójnie kciuki :)Powodzenia chłopaku !!!
mixer 16 maja 2013 09:42 Odpowiedz
Bardzo mi się podoba ten nowy trend w relacjach :)Udanej podróży życzę!
dzianisan 16 maja 2013 14:47 Odpowiedz
Trzymam kciuki za udaną podróż i pamiętaj o mojej stronce. ;)
wiikack 16 maja 2013 15:45 Odpowiedz
no to dwie świetne relacje się szykują, czekam na dalsze info :) miłej i owocnej podróży ! :)
andi 16 maja 2013 18:10 Odpowiedz
Super co dwie relacje to nie jedna. Dodatkowo Ty poszerzasz ją o nowe trasy. Pisz, będziemy czytac ;)
miki3475 16 maja 2013 20:04 Odpowiedz
Po oszalamiajacej obsludze KLM wyladowalem wreszcie na NAJLEPSZYM lotnisku jakim bylem. Sorry, jestem zajety ogladaniem koncertu live na pianinie w strefie non-schengen :DW samolocie wszystko spisze i wrzuce tylko. Lot o 21:25 czy jakos tak :) Powalil mnie ten koles :D
wiikack 17 maja 2013 01:21 Odpowiedz
super ze pozytywne wrazenia, czekam na dalszy ciag :) powodzenia!
gooorcz 17 maja 2013 05:32 Odpowiedz
W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?
miki3475 17 maja 2013 10:50 Odpowiedz
Wysłałem dalszy ciąg relacji, jak forum zaktualizuje się to post zostanie pokazany (długa wiadomość i dlatego). Pewnie nad tym postem się pojawi.Jakby coś nie tak to tu treść http://codepad.org/NttFNRU4 i proszę modów o jakąś podmianę.
maxima 17 maja 2013 11:18 Odpowiedz
na pewno siatkówkę oka? ja kojarzę, że mierzyli temperaturę ciała w obawie przed SARS ;) termometrem na czole... zarówno na lotnisku, jak i po powrocie z Macauhttp://www.info.gov.hk/info/sars/bullet ... n0423e.htm
andi 17 maja 2013 15:17 Odpowiedz
Tez mi się wydaje, że temperaturę. @miki3475 to Ty wyladowales (patrząc na czas Twojego posta) godzinke przede mną. Ja miałem planowane lądowanie o 17.17. My nie kręciliśmy kółek, jedynie byłem ździwiony że lądujemy od strony Hongkongu. Zawsze podchodzili bezpośrednio z zachodu.
miki3475 17 maja 2013 16:06 Odpowiedz
Też byłem ogromnie zaskoczony, że lecimy przez cały Hongkong.Możliwe, że to była temperatura. W każdym razie coś skanowano z głową związane.Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki, nie wiem czy dopiero nie napiszę wieczorem recenzji z całego HK. Powiem w skrócie, że mam SUPER widok, nigdy w życiu nic piękniejszego nie widziałem!http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpgAle ten aparat jest fatalny, wyboraźcie sobie ten obraz 10x lepiej. Przepraszam, że takie duże, ale nie chce mi się zmniejszać, a internet tutaj cholernie szybki :P
namteh 17 maja 2013 17:10 Odpowiedz
miki3475 napisał:...a) Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki,...b) http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpg...Ad.a. z relacji wnioskuje, że trzeba pic piwko zaraz po przebudzeniu i potem przy każdej nadarzającej się okazji a podroż będzie super!Ad.b. w sumie MS-AGH po zmroku wygląda bardzo podobnie :mrgreen:
miki3475 17 maja 2013 17:14 Odpowiedz
W kebabowni niczego innego nieoferują, a teraz to chyba po to przywiozłem piwko z Polski :PWcześniej pojawiły się pytania, ale nie miałem choćby 20 sekund żeby odpowiedzieć:Czy mapka to zwykły Google Maps z dodatkowymi funkcjami? Fajne znacznikiMapkę (kreski będące połączeniami) zrobiłem w http://www.travellerspoint.com/ a te małe kółeczka zainspirowany screenem na ich stronie główny dodałem w photoshopie. Nie wiem jak tam takie coś dodać, wydaje mi się, że to jest numer podróży a nie kolejny etap.W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem zasadę działanie, ale jeśli masz kartę EUR i zapłacisz w innej walucie to przewalutowanie pójdzie dla MasterCard. Kantor nic z tego nie ma, z karty zniknie tyle EUR po ile przeliczy MC. A wychodzi to BARDZO korzystnie i wielkiej różnicy HKD->USD a HKD->USD->EUR nie ma:https://www.mastercard.com/global/curre ... index.htmlWg tego gdy naszą walutą podstawową jest EUR to 100HKD będzie 10,02EURUSD: 100HKD będzie 12,88USDPatrząc na ceny z kantoru aliora1) 41,99zł2) 42,09złJeśli się nie ciachnąłem to wychodzi nawet, że lepiej używać karty EUR wszędzie (pewnie dlatego, że kantor więcej operuje EUR i może lepszą cenę za tę walute zaoferować).P.S. Ahhh znowu dodało się po czasie i teraz wygląda jak post pod postem :F
koncentrator 18 maja 2013 21:38 Odpowiedz
miki3475 napisał:Warto napisać, że tramwaje w HK (kursują tylko na wyspie Hong Kong) są dwupiętrowe (jako jedne z 2 lub 3 na świecie)Poza tym jeszcze Blackpool i Aleksandria.
wiikack 18 maja 2013 22:22 Odpowiedz
jej ale pięknie :) nie ma to jak wrócić z całodniowych zajęć na uczelni i rozkoszować się "byciem" w HK, czekamy na dalszy ciąg, w koncu jeszcze troche dni zostało!
wiikack 20 maja 2013 14:41 Odpowiedz
ta zupka wygląda przepysznie:) wyobraziłam sobie kogoś jedzącego nasz rosoł i płaczącego przy nim - widok niezapomniany ;)
szoszo 21 maja 2013 07:24 Odpowiedz
miki3475 - potrafisz umilić czas spędzany w pracy. Twoje relacje do porannej kawy są jak znalaz:) Powodzenia i czekamy na więcej
orfik11 21 maja 2013 22:55 Odpowiedz
Witam. Fantastyczna relacja. Czekam na dalsze relacje. Pozdrawiam
lahcimmm2 21 maja 2013 23:07 Odpowiedz
Zgadzam sie "Wysoki" poziom relacji :)poplywales dzisiaj ?
miki3475 22 maja 2013 09:07 Odpowiedz
Bardzo dziekuje za mile slowa, sa ogromnie motywujace.Dzis najciekawiej nie bedzie bo... wlasnie sie obudzilem, a juz 15:00...Nie wiem czy jechac plazowac czy na Lamme, a moze zostac na Lantau i jechac zobaczyc Budde, ale tu malo busow i nie chce spac pod posagiem :DZly jestem cholernie, ale poszedlem spac dopiero o 5, wiec jakies uzasadnienie jest. Jutro zrobie wszystko by wyssac ten ostatni dzien do konca, lot mam dopiero wieczorem.Poki co lece bo za 25 min mam prom na Hong Kong.EditDobra jade na lamme bo plywac moge w singapurze i bedzie tam lepiej nawet
wiikack 22 maja 2013 19:16 Odpowiedz
eh, ale zazdroszcze Ci tego wyjazdu :P jedzenie wygląda przepysznie - to danie krewetkowe, ależ mi się go zachciało. Zgłaszam zażalenie i prosze o możliwość "wydrukowania" go w domu juz gotowego. czekam na dalszą relację i zdjecia, pozdrawiam ;)
maxima 24 maja 2013 08:41 Odpowiedz
pod tym Buddą to sprzedają też bilety do muzeum, które mieści się pod posągiem
m3lm4k 24 maja 2013 19:34 Odpowiedz
Changi nie przestaje zachwycac!Jak zamowisz kiedys z lodem to zrozumiesz czemu jest taniej :D
andi 24 maja 2013 19:45 Odpowiedz
Ja zakończyłem już swoją relację, więc teraz tu będę spędzał czas ;)Po tym co piszesz to lotnisko w Hongkongu spadłoby na drugie miejsce na mojej liście, kosztem oczywiście Changi. Ciekaw jestem Singapuru, więc czekam na dalszą relację.
miki3475 24 maja 2013 20:12 Odpowiedz
No z lodem zamowiłem. To teraz muszę sprobowac bez lodu.Changi zdecydowanie najlepsze na świecie, ale wydaje mi sie ze Amsterdam prowadzi jesli chodzi o spanie. Tutaj mogloby byc wiecej tych lezakow, bo jest ich moze po 10 i niektorzy spali na ziemi (chociaz plus ze wszedzie dywan), z kolei na AMS znalazlem ich naprawde sporo. A czy sa drzewa czy nie to i tak nie robi roznicy jak sie spi.
klapio 25 maja 2013 17:56 Odpowiedz
Ekstra się czyta, chyba najlepsza relacja jaką czytałem :-)Zazdroszczę podróży i pozdrawiam :-D
wiikack 25 maja 2013 23:40 Odpowiedz
czaderska ta relacja :) nie tylko podróżnicza, ale juz nawet wątek kryminalistyczny się wkradł ;) Spotkanie Polaka - szok, ale pozytywny nie mogę się doczekać kolejnego opisu!
malyczak 26 maja 2013 13:12 Odpowiedz
Narazie czytając tą rewelacyjną relację HG -Singapur 1:0 pod względem wrażeń
golddigger 26 maja 2013 14:32 Odpowiedz
zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! Mam nadzieję,że też kiedyś uda mi się tam polecieć:)
miki3475 26 maja 2013 14:51 Odpowiedz
Też uważam, że Hongkong jest ciekawszy dla podróżnika budżetowego. Singapur to droga zabawa. A jeśli już z czegoś chcemy skorzystać (a jest z czego) to trzeba słono zapłacić.Metro w Hongkongu jest dużo lepsze. Ceny właściwie podobne oba mają, ale w Hongkongu wszystko jest dużo prostsze. Tam zazwyczaj nachodzą się na siebie dwie stacje dwóch linii, tak aby przesiadka była jak najwygodniejsza, po prostu przechodzi się kilka metrów i linia zmieniona. Bardzo rzadko trzeba zmieniać poziomy, w Singapurze wczoraj miałem taką sytuację, że musiałem wejść 2 piętra wyżej, przejść kilkadziesiąt metrów i piętro w dół. W HK od razu zrobiliby z tym porządek.Dodatkowo poza ścisłym centrum całe metro jest nad ziemią. Przez to jest bardziej hałaśliwe, ale przede wszystkim wolniejsze. W HK natomiast nie było dla nich problemem zrobienie 3 tuneli pod wodą, nie mówię już że zazwyczaj jedzie się pod ziemią.Singapur wygra jednak jeśli chodzi o jedzenie. Niskie ceny jak w HK, ale większy wybór ze względu na mix kulturowy. Choć McDonlad's dużo droższy, reszta w atrakcyjnych cenach. Bardzo mi się podobają te markety z wszystkimi budkami w jednym miejscu. Ogromny plus Singapuru.W HK jest więcej miejsc, które można zwiedzić, ale nie trzeba płacić. Tak np. wyspy, góry, plaże. Jest ciekawszy, ale Singapur dużo ładniejszy ze względu na zieleń, która jest WSZĘDZIE!Jest jeszcze sprawa kart na autobusy, metro itd. Oba miasta ją mają. Ale w HK działa to sprawniej i wygodniej. Kupując dajemy depozyt 50 HKD (12-14 zł), kartę po wyjeździe możemy zwrócić. Na HK Octopusie możemy mieć depozyt do -35 HKD. Tutaj, gdy jest poniżej 3$ to automat nie chce wpuścić do metra, a co do tego depozytu nie jest zwracany - 5$. Octopusem HK możemy płacić wszędzie, w sklepach, restauracjach. Tutaj jest tylko na komunikację.Jeśli miałbym wybrać jechać do HK na kilka dni albo do Singapuru to zdecydowanie HK. Ale gdy 2 dni w HK a 5 dni w Singpurze, to opcja 2. Bo jakby nie patrzeć to oba miasta bardzo się do siebie nie różnią. Wszędzie Chińczycy i chińskie jedzenie. Kultura podobna. Warto zobaczyć oba i samemu wybrać swoje miasto. Jeśli miałbym zostać i pracować Singapur byłby o niebo lepszy, ale jako turysta wybieram HK :)Właśnie wróciłem z wycieczki po Singapurze, której celem było oderwanie się od cywilizacji, budynków, których wczoraj było za dużo i zaczęło mnie to przytłaczać. Za kilkanaście min zacznę pisać relację i późnym wieczorem (u mnie) powinna być.GoldDigger napisał:zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! tobie :D sam jeżdżę, ale dzięki wielkie Tobie i całej reszcie za miłe słowa.
mixer 26 maja 2013 20:02 Odpowiedz
Relacja w dalszym ciągu bardzo ciekawa.Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :D
maxima 26 maja 2013 20:57 Odpowiedz
Mixer napisał: Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :Dale mimo wszystko podróże kształcą :)
andi 26 maja 2013 21:43 Odpowiedz
Kurcze, a taki byłem ciekaw tego Singapuru. Z tego co piszesz to Hongkong (według mnie) bije go na głowe.
miki3475 27 maja 2013 04:45 Odpowiedz
No bije bije właściwie, Hongkong do zwiedzania (szczególnie że w 1h można być w Macau) a Singapur do życia. Ale proszę nie sugerujcie się moimi komentarzami, pojedzcie i sprawdźcie sami :) Wasze odczucia mogą być inne.Ja tymczasem przespałem moją jedyną szanse na ZOO. Jest już 10:40, niby obudziłem się o 7, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób poszedłem spać dalej, bo pamiętam jak już stałem na nogach :mrgreen: Ze zmęczeniem nie da się wygrać, ja tymczasem muszę coś wymyślić żeby zobaczyć na szybko.
mixer 27 maja 2013 21:19 Odpowiedz
Liczę na szczegółowy opis Pattayi + okolic, nie zawiedź mnie ;)
hubert 27 maja 2013 23:03 Odpowiedz
Tylko czemu akurat do najbrzydszego miejsca w Tajlandii się wybrałeś? Szkoda, trzeba było ciut dalej uciec chociażby na pobliską wyspę Ko Chang. Relacja świetna ;)
zbyhu 28 maja 2013 04:50 Odpowiedz
Relacja świetna, ale mam wrażenie że wszystko planujesz tak raczej na bieżąco, bez większego przygotowania. Hong-Kongu nie znam, ale Singapur zrobiłeś moim zdaniem bardzo pobieżnie wybierając raczej mniej ciekawe atrakcje, a pomijając kilka ważnych miejsc.
miki3475 28 maja 2013 04:59 Odpowiedz
Wiem, źe nie jest to idealne miejsce, ale chodziło o to, że ciężko było jechać autobusem lub pociągiem gdzieś indziej. Myślałem bardziej o południu ale straciłbym za dużo czasu, a jeśli chciałbym lecieć samolotem to już koszt wzrasta znacznie, a i tak obecnie dla mnie to sporo. Dodatkowo tylko Pattaya oferowała transport z lotniska w akceptowalnej cenie.Zbyhu nie mam zbytnio czasu na bardzo dokładne przygotowanie, ale nie mogę powiedzieć że totalnie idę na spontan. Jakie miejsca były też warte uwagi? Info przyda się na następny raz. Myślę że akurat zobaczyłem wsystko co Singapur oferuje dodatkowo skorzystałem z opcji rzadko wybieranej przez turystów - rezerwatu przyrody itd. Oczywiście mógłbym jeszcze wjechać na sam szczyt Mariny albo skorzystać z Singapur Flyer, ale uważam że Singapur nie oferuje jakoś tak dobrej panoramy jak HK i swoje pieniądze starałem się tam inwestować i myślę że nie straciłem. Jeśli chodzi o popularna atrakcje Universal Studio na Sentosie to musiałem wybrać albo Ocean Park na HK albo to. W HK miałem więcej czasu, tutaj musiałbym rezygnować ze zwiedzania czegoś. Uważam ze z tych ważnych atrakcji Singapuru nie zobaczyłem tylko ZOO, na które brakło czasu.
zbyhu 28 maja 2013 05:57 Odpowiedz
Z opisu odczułem że spędziłeś masę czasu na Changi mając go tak niewiele na Singapur.Z pozostałych uwag to:Sentosa koniecznie w dzień, Universal Studios zdecydowanie do pominięcia. Nie wiem czy się zgodzisz, ale Orchard Road jest wg mnie stratą czasu - same galerie handlowe i sklepy. Zabrakło spaceru przez imprezowe Clarke Quay i pełne expatów Boat Quay - najlepiej chyba wieczorem (może impreza w którymś z klubów?). Zamiast rezerwatu lepiej moim zdaniem było skoczyć na wycieczkę rowerową na Pulau Ubin. Zdecydowanie zamiast botanicznego ZOO, Night Safari też jest niezłe - ale byś już nie wcisnął chyba :) (BTW w botanicznym przegapiłeś chyba pomnik Chopina :) ). Flyer jest całkiem spoko, widać całą panoramę na zatokę i CBD a z drugiej strony na pełno statków na redzie. Lau Pa Sat nie wiem czemu zabrakło, dla mnie napewno w top 10. Warto też skoczyć na Singapore Sling do Raffle's Hotel i poczuć trochę kolonialnego klimatu. Posiedziałbym też dłużej w Little India i Chinatown, nacieszył się tym zupełnie odmiennym charakterem od zabieganego CBD, zjadł coś charakterystycznego w obu. Jedzenia też mi brakowało. Tradycyjnej laksy, chicken rice, char kway teow, mee goreng, nasi lemak, murtabaka, można wymieniać i wymieniać :) Obiecaj że zjesz pad thai w Tajlandii :)Zostawiłeś na pewno sporo na następny raz. Mam wrażenie że się Singapurem trochę zawiodłeś - wróć kiedyś, spróbuj jeszcze raz, może będzie inaczej :) Jeszcze raz gratuluję relacji :)
miki3475 28 maja 2013 16:29 Odpowiedz
Bardzo dużo spędziłem czasu na Changi, bo uwielbiam lotniska :D A takich jak to nie spotka się w Europie, więc cieszę się ze zwiedzania. Orchard Road jest idealnym miejscem jeśli przyjechało się z grubym portfelem i planuje się zakupy (do tego Singapur jest idealny). Ale myślę, że można się przejść, poczuć ogrom wszystkich budynków, to tylko 30-60 minut.Miał być park botaniczny i ZOO. Nie chciałbym rezygnować z jednego, żeby pójść do drugiego. Wyszło jak wyszło.Nie wiem jakoś uważam, że Singapur najlepszym miejscem do imprezowania nie jest, za jedno piwo tam mam w Bangkoku kilka :D Kluby to raczej nie mój klimat.Z rezerwatu za żadne skarby bym nie zrezygnował. Jeśli miałbym wybrać tylko jedną atrakcję, która mi się najbardziej podobała to jest to na pewno ten park. Ale pewnie ten Pulau Ubin też jest równie przyjemny. Trzeba byłoby zobaczyć oba.No to Night Safari bardzo kusi no ale kupę kasy to coś kosztuje :/Faktycznie nie wiedziałem o Chopinie, a szkoda.Hmm byłem w wielu podobnych miejscach jak to Lau Pa Sat. Ale dzięki!Oj tyle czytałem kiedyś o tym Raffle's Hotel, a teraz o tym zapomniałem :| Wielka szkoda, mogłeś mi nie przypominać teraz mam wyrzuty sumienia :DMyślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.
blackall 28 maja 2013 16:52 Odpowiedz
miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)
lahcimmm2 28 maja 2013 18:00 Odpowiedz
Blackall napisał:miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)to podziele sie jeszcze moja opinia na ten temat, couchsurfing to najlepszy sposob na poznanie kraju, w ten sposob jestes kumplem, przyjacielem, towarzyszem,w hotelu zawsze bedziesz turysta ,wiem co pisze bo Mikiego poznalem przez couchsurfingu w Gruzji :)Mikolaj - gratulacje dla mnie jestes najlepszym ambasadorem prawdy życiowej:"...wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość"
mixer 29 maja 2013 22:13 Odpowiedz
Niesamowite te Twoje historie kryminalne :ironia:I bulwers spowodowany obecnością dziewczyną :DPoza tym relacja jak zwykle trzyma poziom :)
blackall 29 maja 2013 22:33 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać. Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.A sprawdz co ci pokaże google maps po wklepaniu adresu/nazwy hotelu. Mam podejrzenie, że hostelbookers nie ma konkretnych danych z każdego hotelu/hostelu tylko po prostu korzysta z API googla i wyświetla to, co mu odpowie.
andi 29 maja 2013 22:58 Odpowiedz
Miki nie oceniaj miejsca po tym, że coś nie idzie według Twojego planu. Przecież jadąc do Tajlandii każdy wie, że turysta to potencjalne źródło dochodu Tajów. Ja przeczytałem wcześniej kilka relacji i wiedziałem czego mogę sie spodziewać. Po prostu potraktowałem to jako element, którego nie da się pominąć. Oni mają taki sposób zarabiania i nikt tego nie zmieni ;)Ja przez ich opieszałość o mały włos bym nie zdąrzył na samolot (taksówka tak się wlokła) - jednak ani przez chwile nie zmieniłem swojego pozytywnego zdania o tym kraju. Uważam, że to mój błąd bo powinienem to wziąć pod uwagę planując podróżowanie po tym kraju.Przyjemniejszych chwil w BKK :)Odnośnie tych pick-upów to ja sam w nim jechałem za kwote 40thb, gdzie taksówkarz krzyczał 150thb, a rikszarz za tą samą trasę 80thb. Widocznie mu się opłacało ;)
wiikack 30 maja 2013 02:25 Odpowiedz
|...o...| rozbawiło mnie Twoje określnenie jak oczami transów wygląda miki3475 ;D Naprawdę fajnie relacjonujesz, podziwiam że pojechałeś sam, wielki szacun. Ten hostel niezbyt fajna akcja. Ale wątki kryminalne zaskakujące, jednak niezbyt pozytywne. Czekam na dalszy ciąg relacji :)
miki3475 30 maja 2013 04:01 Odpowiedz
Mixer, opisuje jak one wyglądają. Jeśli są mało ciekawe to nic już na to nie poradzę. Hmm możesz co najwyżej przeskakiwać do następnego akapitu. A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Blackall, "Nie mogliśmy zlokalizować adresu", więc ktoś musiał ręcznie to zrobić. Ale myślę, że nie ważne czy to komputer czy człowiek. Patrze, mapka na ich ofercie jest, miałem 5 minut na przygotowanie, więc strzeliłem fotkę i tyle. W informacji o dojeździe jest, żeby jechać na inną stację metra i tam do nich zadzwonić to cię odbiorą. Ale o godzinie 22 nie chciałem nikomu zawracać tyłka. Patrze, że to kilka minut drogi to przecież przejdę się.Andi, ja wiedziałem, że tak będzie. Ale nadal to jest strasznie irytujące. W Bangkoku wygląda to zupełnie inaczej. Wczoraj się trochę nachodziłem, z wielką torbą więc idealny klient, bo pewnie nie chce się przemęczać i weźmie taxi. Tutaj NIKT z może 50-100 taxi, motorów i tuktuków które mijałem nie zaproponował mi "hej, może wsiądziesz, tylko 100 THB", albo nie próbował mi na siłę sprzedać małego kawałka ananasa i arbuza za 100 THB... Wg mnie tutaj jest zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o natręctwo, ale sprawdzę dzisiaj.|...o...|, 18 lat.Dzięki za radę, to chyba też problem BKK, więc się przyda :mrgreen: wiikack, dzięki po raz kolejny za miłe słowa ;)Ruszam, poczytam coś przez 10 minut o atrakcjach BKK bo prawie nic nie wiem. Na szczęście dziś będę zwiedzał z użytkowniczką jadesobie, więc będzie łatwiej.Dzięki i pozdrawiam z zimnego pokoju :mrgreen:
maxima 30 maja 2013 10:29 Odpowiedz
miki3475 napisał: A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Nie przejmuj się tymi komentarzami :) na forum jest pełno osób, które uważają, że jak za coś zapłaciłeś mało (względne pojęcie), to nie masz prawa nic oczekiwać ;) No i są też tacy co pozjadali rozumy, wszystko widzieli i uważają, że to ich obowiązek udzielać dobrych rad innym - no i krytykować :) bo przecież nie można odkrywać świata na swój sposób :) Spokojnego pobytu w BKK :)
washington 30 maja 2013 13:13 Odpowiedz
Twoja relacja jest bardzo ciekawa i chętnie ją czytam:) ale proponuje trochę więcej poczytać (przewodników, forum) przed wycieczką - dobór miejsc do zwiedzania i odpowiednie przygotowanie logistyczne to ponad 80% szans na udaną wycieczkę ;)Tajlandia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Azji, ale jadąc do Pattaya nie powinieneś się spodziewać nic innego niż to co zastałeś - ogólnie tajowie to bardzo mili i nienachalni ludzie, a szansa bycia oszukanym jest jedną z najmniejszych w całej Azji - aż się boję co byś zrobił w Indiach :P Mimo wszystko podziwiam za odwagę (taka podróż w tym wieku:) i życzę powodzenia!
miki3475 30 maja 2013 20:13 Odpowiedz
Mała obsuwa w grafiku. Dzisiaj już padam. Zasypiam co 5 minut pisząc relację. Dokończę więc rano ;) Odcinek 15 dopiero za kilka godzin.
mixer 1 czerwca 2013 10:43 Odpowiedz
Pamiętasz może w jakiej cenie były na przykład te ryby z chilli, albo Twoje ośmiorniczki?
zbyhu 1 czerwca 2013 11:27 Odpowiedz
Planujesz jakieś zwiedzanie w tym Bangkoku?Grand Palace obowiązkowo, do tego Wat Pho z leżącym Buddą i Wat Arun, polecam też Dusit (wchodzisz na tym samym bilecie), a zwłaszcza Anantasamakhom Throne Hall - weszliśmy już tam trochę na siłę, a widziałem tam chyba najpiękniejsze rzeczy w życiu - mają tam pokaźny zbiór prezentów dawanych królowi i królowej z różnych okazji - masa złota i niesamowity poziom rzemiosła.Próbowałem znaleźć jakieś zdjęcia, swoich nie mam bo nawet komórki każą w szafkach zostawić, ale wygląda na to że ciężko jest je nawet w internecie dorwać. Tu jest jedna ze złotych bark: http://www.globalgoodnews.com/cultural- ... 5532449047
miki3475 1 czerwca 2013 17:25 Odpowiedz
Ta ryba nie mogła kosztować więcej niż 30-40 bathów podobnie ośmiorniczki, nie wydaje mi się, żebym zapłacił za nie (1 wykałaczka, na niej 3 ośmiorniczki) powyżej 20 bathów, może max. 30. Bardzo tanie jedzenie. Dzisiaj miałem cały obiad za 60 bathów w tym samym miejscu.Tak zwiedzałem cały dzień, nie byłem w pałacu królewskim, bo są skrajne opinie, a to coś kosztuje 500 bathów. Byłem totalnie bez kasy, tzn. nie chciałem wypłacać więcej. Idealnie starczyło mi i zostało na poranne dostanie się na lotnisko.No właśnie, lot mam niby o 10, ale wolę wstać o 6:00, zebrać się i ruszyć na lotnisko, bo szczególnie rano Bangkok zakorkowany a ja korzystam z tego drugiego lotniska. Toteż, pójdę spać dużo wcześniej, wszystko sobie przygotuję, a relację z dzisiejszego dnia napiszę w samolocie. Będzie wrzucona jutro na lotnisku w Macau. Pozdrawiam.
andi 2 czerwca 2013 09:50 Odpowiedz
A mówiłem, że w Bangkoku gorąc niemiłosierny hehe. Super się czyta, oglądając fotki czuje się jakbym tam znowu był ;)
miki3475 2 czerwca 2013 10:19 Odpowiedz
No jest cholernie goraco, ale nie ma takiej wilgotnosci powietrza jak w HK. Tutaj w Makau jest masakra, 35 stopni jak w Bangkoku, zero chmurek i klimat jak w HK.
andi 2 czerwca 2013 10:22 Odpowiedz
Trafiłeś na bezchmurne Macau/Hongkong co w tym okresie jest rzadkością. Jak patrzą na kamerki to rzeczywiście piękna pogoda :)
angrenne 2 czerwca 2013 19:54 Odpowiedz
Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?
miki3475 2 czerwca 2013 21:37 Odpowiedz
Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.
angrenne 2 czerwca 2013 22:59 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A więc powiem, że Cię podziwiam, bo większość 18-latków, których znam nie odważyłoby się lecieć w pojedynkę nawet do Egiptu, a co dopiero tak daleko i to bez BP. A kasę to woleliby wydać na imprezki.
gruda 3 czerwca 2013 02:14 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Za moich pomaturalnych czasow budzetowo to jechalo sie pod namiot na Polwysep Helski. Czasem na bogato byly domki, a typowy low cost to lawka na dworcu PKS w Jastrzebiej Gorze po uprzedniej konsumpcji tzw. "telewizorów" :D A pisze to dlatego, ze czytajac takie relacje (a czyta sie swietnie!; watki "kryminalne" rzadza :) ) zal dupsko sciska, ze kiedys, jak jeszcze byly dobre ekipy osiedlowe czy szkolne, nie bylo takich mozliwosci podrozowania. Co do jedzenia to moja pierwsza mysl przy kazdej fotce to: ciekawe jaka jest % zawartosc szczura w potrawie, albo "psa, przemilenoego razem z buda" ;) Ale i tak bym jadl te wszytskie swierszcze i inne robale.Ehhh szkoda kasyna :( Mogles odrobic tripa albo i zarobic na kolejnego.Powodzenia dalej.
maxima 3 czerwca 2013 10:21 Odpowiedz
takie info uzupełniające a propo Twojej wizyty w Makau :)http://www.pb.pl/3155964,70969,w-tym-ka ... -6-mln-usd
ledo 3 czerwca 2013 14:04 Odpowiedz
High five dla Ciebie za taki trip w takim wieku!,
mixer 4 czerwca 2013 09:04 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.Czekamy ;)
maxima 4 czerwca 2013 10:06 Odpowiedz
Miki już pewnie w AMS siedzi i czeka na lot do WAW :)
szoszo 4 czerwca 2013 10:25 Odpowiedz
Jak codzień przychodze do pracy, odpalam poranna kawę, patrze- a relacji nie ma:D Czekamy i udanego powrotu :)
miki3475 4 czerwca 2013 10:30 Odpowiedz
Przepraszam ale ostatnio to już naprawdę 3h snu przez ostatnie dni. Chciałem wycisnąć wszystko z tego tripa. Siedzę teraz w Amsterdamie, zwiedzam miasto. Makau i HK ostatni dzien będze na 100% dzisiaj, bo mam 6h czekania na autobus dzisiaj. A co do Amsterdamu i podsumowania to może jutro. Przepraszam i pozdrawiam z Amsterdamu ;)
andi 4 czerwca 2013 13:58 Odpowiedz
Masz to samo co ja ;) O ile w trakcie wycieczki siedząc wieczorem przy piwku można sobie pisać, to podczas powrotu tyle spraw się nakłada, że ciężko aby coś napisać. Ja końcówkę pisałem siedząc w PB, trasa WAW-KRK to niecałe 5h więc sporo aby nadrobić.
wiikack 4 czerwca 2013 19:22 Odpowiedz
Mam tak samo, wstaje rano ( o 12 :P ) klikam w zakładke relacji a tu nic ;D ale wiem że nie piszesz,bo zajęty/zmęczony jesteś :) tylko nie wiem co bedzie, gdy sie relacja skończy, albo musisz zacząć opisywać do robisz w Polsce, albo nam coś pozmyślać hahah ;D
maxima 4 czerwca 2013 23:34 Odpowiedz
a ciasteczka w Makau próbowałeś? tez można się najeść tyle tych rodzajów tam mają :) niektóre z mięsem lub algami, ale najlepsze z migdałami ;)Warte spaceru są jeszcze okolice Muzeum Morskiego i Makau Tower :) No i można się wybrać pod chińską granicę ;) oczywiście darmowym busem ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:11 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.W Azji jedzenie z ulicy najlepsze!!! Od dziadka ze starego woka albo grilla :)Szaszłyczki z krewetek albo makaron, pycha.O dziwo, jedząc cały tydzień "na ulicy", poczułam się źle dopiero po kolacji w restauracji :P ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:28 Odpowiedz
Fajnie obejrzeć relację i powspominać Bangkok. Link do moich fotek z Tajlandii, na których są wspomniane smażone świerszcze i skorpiony :)https://plus.google.com/photos/11577321 ... nfLBmabpDg
wayne 5 czerwca 2013 16:04 Odpowiedz
Quote:Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).Oj, nie podoba mi się to :/ Nie wiesz że nigdy, ale to przenigdy jadąc przez granicę nie bierze się ŻADNYCH rzeczy od nieznajomych? Nigdy!!! Przecież to może być jakiś przemyt :/ Na poparcie moich słów: http://www.rp.pl/artykul/414188.html?print=tak Chroń siebie, zostaw to, nie ryzykuj.
miki3475 6 czerwca 2013 06:42 Odpowiedz
Dla mnie osoba ta byla zaufana i wczesniej wszystko sprawdzilem. Jesli cos wzbudziloby moje podejrzenie powiedzialbym ze nie moge tego zrobic. Sprawdzilem laptopa dokladnie, bo tez o tym myslalem. Wszystko bylo w porzadku. Rownie dobrze gdy stoisz w kolejce do kontroli bezpieczenstwa ktos moglby ci wrzucic mala paczuszke, ktora bylaby odebrana na lotnisku docelowym. Nie mozna zawsze doszukiwac sie zlych zamiarow, trzeba zbadac sprawe i dopiero ocenic. Wszystko bylo oki.Poki co przespalem z 18h, ale dzis powinna byc dalsza czesc.
szoszo 6 czerwca 2013 06:59 Odpowiedz
No to czekamy:)
zbyhu 7 czerwca 2013 15:17 Odpowiedz
ten pork chop bun wygląda kropkę w kropkę jak portugalska bifana :D
klapio 7 czerwca 2013 21:46 Odpowiedz
Dawaj ostatnią część !!! :-D
marceel85 8 czerwca 2013 09:46 Odpowiedz
też czekam z niecierpliwością na ostatnią cześć :)...śledzę Twój wątek i świetnie się czyta;):D ... gratuluję wyprawy :)
andi 8 czerwca 2013 21:45 Odpowiedz
Kolejna część bardzo fajnie napisana, super :)
sigge 9 czerwca 2013 23:49 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika ;) Z tego co napisałeś wychodzi, że dopadł Cię JET LAG ;-) http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_nag%C5%82ej_zmiany_strefy_czasowejGratuluję wyprawy i fajnej relacji. Teraz zrób sobie z tego fotoksiążkę i pamiątka na lata :-)
miki3475 9 czerwca 2013 23:56 Odpowiedz
Tylko to powinno być w drugą stronę. Myślę, że teraz to bardziej ogólne zmęczenie, bo bardzo długo nie spałem. Kilka ostatnich dni to był istny hardcore, kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu. Ale jestem zadowolony, bo plan zrealizowany :PBędą jeszcze 2 odcinki:- Bonusowy Amsterdam i powrót- PodsumowanieDziś już wszystko normalnie więc lada moment się pewnie ukażą. Mam nadzieję, że jutro starczy czasu i skończę ;)Pzdr
szoszo 10 czerwca 2013 07:41 Odpowiedz
Kolego, co dzień czytałem Twoja relację i jestem pełen podziwu dla Ciebie oraz jestem strasznie zazdrosny:p . Tak trzymaj!
ipkol 10 czerwca 2013 20:04 Odpowiedz
Świetna relacja. Czytałem ją od deski do deski codziennie. Niby tak prosto napisana, żadnych fajerwerków, ale czytało się ją naprawdę super, chyba dlatego, że była taka szczera.miki3475 napisał:kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu Kurcze, a właśnie podczas relacji odniosłem wrażenie, że niezły musi być z Ciebie śpioch : ) Bo właśnie tak wydawało mi się, że nad wyraz dużo spałeś : PPozdrawiam serdecznie i czekam na bonusowe relacje.
mixer 10 czerwca 2013 21:20 Odpowiedz
Gratulacje :)A będzie jeszcze podsumowanie o któym pisałeś :D?
maxima 10 czerwca 2013 21:39 Odpowiedz
W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.
miki3475 10 czerwca 2013 21:53 Odpowiedz
Będzie będzie oczywiście :)A przepraszam, właśnie pisząc to nie byłem pewien, ale zaryzykowałem bo miejsce się zgadzało. Przepraszam za pomyłkę.
zbyhu 11 czerwca 2013 00:35 Odpowiedz
Hehe - kraj smutnych ludzi :DTakie samo wrażenie miałem jak sam wróciłem z Azji, tylko wtedy mi się gęba śmiała :) Pół roku tam spędziłem i nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało :)
maczala1 11 czerwca 2013 08:28 Odpowiedz
maxima napisał:W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.Tak dla pełnej ścisłości to odnowione muzeum Van Gogha jest już od początku maja otwarte dla zwiedzających :)
miki3475 11 czerwca 2013 20:11 Odpowiedz
Dzień ∞: PodsumowanieNo i przyszło mi wreszcie podsumować wyjazd. Robię to z żalem, bo zamykam 3-tygodniowy rozdział mojego życia, którym dosłownie żyłem przez pewien czas. Tak jak pisałem wielokrotnie do wielu miejsc wrócę jeszcze nie raz. Już tęsknię :mrgreen: Podsumowanie podzielę na małe sekcje, co będzie czytelniejsze dla osób, które bazując na tych informacjach same będą chciały się wybrać w podobną podróż do tych krajów.Ogólne wrażeniaNie mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza daleka podróż. No nie, ale była zdecydowanie najciekawszą, najprzyjemniejszą, najbardziej uczącą wyprawą w moim życiu - po prostu najlepszy trip dotychczas, bez dwóch zdań. Poznałem wiele ludzi, podszkoliłem język, ale przede wszystkim spróbowałem wreszcie tej azjatyckiej kultury, o której tak marzyłem przez cały czas. Spełniłem marzenia ;)KosztCeny biletów zawarte były w pierwszym poście:Quote:Warszawa-Amsterdam-Hongkong-Amsterdam-Warszawa - KLM - ok. 1410zł (cashback w syncu)Hongkong-Singapur - JetStar - 258złSingapur-Bangkok - Scoot - 275złBangkok-Macau - AirAsia - 54,12 EURPolskiBus, w którym aktualnie siedzę to koszt ok. 30zł (ZNE-WAW-ZNE).Łącznie wychodzi około 2200złDodatkowo na miejscu wypłacałem oczywiście pieniądze:1 dnia wypłaciłem 1000 HKD = 128,83 USD = 420,71zł22.05 kolejne 500 HKD = 54,63 EUR = 230,05zł (jak widać w porównaniu do powyższego straciłem kupę kasy, ale to opiszę niżej).W Singapurze aż 250 SGD, bo resztę po Singapurze wymieniłem w kantorze w Tajlandii = 168,67 EUR = 710,28złW Bangkoku 2180,00 THB = 72,89 USD = 241,23zł184,00 MOP za prom do Hongkongu = 23,01 USD = 76,15zł131,20 HKD w sklepie ostatniego dnia w Hongkongu = 16,90 USD = 55,94zł300,00 HKD na Ladies Market (właściwie o 150 za dużo, musiałem wymyślać co kupić, mimo że tego nie potrzebowałem) = 38,65 USD = 127,91złW Amsterdamie wydałem około 13 EUR, czyli 55złW Warszawie nie więcej niż 40złDodatkowo około 100zł na prezenty z Polski dla CouchSurferówŁącznie: 2057,27zł, nie ukrywam nie spodziewałem się takiej liczby, trochę wpadłem teraz w depresję :D ale z drugiej strony jak tak patrzę to po prostu BYŁO WARTO!. Ale czuję, że o około 500 za dużo, niepotrzebne ale naprawdę nie wiem gdzie :DKoszt 3 tygodniowej wycieczki po Azji: 4257,27złHongkongTo miejsce mnie zdecydowanie zaskoczyło, nie spodziewałem się że będę gdzieś czuł się tak dobrze. Wszystko było po prostu perfekcyjne. Najlepsze w Hongkongu jest to, że jednego dnia można zwiedzić całe ścisłe centrum, a następnego wziąć metro i autobus i totalnie się wyciszyć na wędrówce w górach. Do tego wszędzie ta ulepszona, chińska kultura, która dla nas jest czymś nowym. Miasto jest przepiękne, jedzenie bardzo smaczne a każdy kogo poznałem sympatyczny - czego tutaj nie lubić?Jest co robić przez 10 dni, ale ja nie nudziłbym się tutaj nawet przez 2 tygodnie.SingapurJak już wiecie spodziewałem się czegoś innego. Porządku, surowego prawa, policji, drogiego alkoholu. Z tego wszystkiego tylko drogie piwo się sprawdziło. Ale to państwo bezprawia (bo właściwie tak jest :P) ma swoje zalety. Nigdy nie widziałem tak zielonego miasta. Nie chciałbym tutaj jednak siedzieć więcej niż tydzień, zanudzony na śmierć nie kupiłbym sobie nawet piwa, bo portfel pusty. Dobre miejsce by żyć, raczej średniawe na zwiedzanie. Changi bezapelacyjnie najlepszym lotniskiem świata!TajlandiaW Pattaya może faktycznie jest dużo prostytutek, ale nie trzeba na nie patrzeć. Da się miło spędzić czas, jeśli tylko uciekniemy jak najdalej od tego miasta. Siedząc długo w Bangkoku to może być ciekawe miejsce na wyrwanie się z wielkiego molocha, w końcu 10-20zł za luksusowy autobus to nie jest przecież duży koszt za leżenie na plaży dupskiem przez cały dzień :DBangkokiem byłem bardzo zawiedziony, nie widziałem nic tam ciekawego. Nie cieszyło mnie zwiedzanie świątyń. Może dlatego, że nie jestem fanem muzeów, a może byłem przytłoczony tą szopką robioną przez Tajów na turystach, zrobią wszystko dla 100 bathów... Ceny alkoholu jak w Polsce, trochę dużo jak na tani kraj jakim jest Tajlandia. Ogromny plus za jedzenie, ale myślę, że w całym kraju można to wszystko dostać.MakauMały, urokliwy region. Bardzo miłe uczucie chwilowego powrotu do Europy. O ile wszystkie atrakcje obejrzymy w ciągu jednego dnia to nie zapominajmy jeszcze o południu, gdzie jest ogromny obszar zieleni, w sam raz na piesze wycieczki.PieniądzeUżywałem kantoru Aliora, ale trochę się na tym przejechałem. Miałem 2 karty USD i EUR. Podstawową walutą MasterCard jest USD, ale byłem pewien, że jeśli używam EUR to po prostu będzie przewalutowanie na karcie. Użyłem kalkulatora MC, wybierając podstawową walutę EUR. Wyszło bardzo atrakcyjnie, dlatego skorzystałem. W efekcie moje dolary singapurskie zostały przeliczone na USD, ale to niestety już nie zmieniło się na EUR. Alior przeliczył go po złodziejskim kursie i w efekcie straciłem łącznie około 60-70zł... Dlatego radzę uważać. Co do karty USD to wszystko super :)W Tajlandii początkowo wymieniłem dolary singapurskie w kantorze, ale musiałem i tak i tak wypłacić z bankomatu - opłaty nie uniknąłem, nawet miałem trochę większą 180 bathów.PrądW Hongkongu i Singapurze były angielskie wtyczki, także najprostszy adapter wystarczy. W Tajlandii początkowo stosowałem mój rozbudowany adapter za 19 HKD :D Ale w drugim hostelu nie chciał działać. Miałem już kupować specjalny adapter, gdy dowiedziałem się, że wystarczy wepchnąć europejskie wejście - działa bez najmniejszego problemu :DJedzenieCzyli najlepsze co jest w Azji. Jak wiecie jadłem wszystko na ulicach. Wszystko bez wyjątku, nie patrzyłem kto to sprzedaje, czy ma brudne ręce. Zupełnie nic mi nigdy nie zaszkodziło (z ulicy). Burger Kinga z Mongkoku jedynie nie polecam, bo brzuszek może lekko boleć :D W McDonaldsie HK bardzo tanio i smacznie jak na Mc. W Tajlandii jedzenie super, choć najostrzejsze ze wszystkich. W Singapurze mamy właściwie kuchnie całego świata, także do wyboru do koloru. W każdym miejscu ceny bardzo niskie i bez problemu za te 10-12zł można zjeść coś naprawdę konkretnego. Jeśli stosujemy zasadę "większa kolejka - lepsze jedzenie" to na pewno nigdy nie będziemy zawiedzeni ;)PodziękowaniaNa koniec chciałbym bardzo podziękować wszystkim osobom śledzącym wytrwale wątek, w tym mej kobiecie :D, znajomym, przyjaciołom i rodzinie (nawet babci biegała do sąsiadki, by wchodzić na F4F :D) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc i opinie w czasie podróży!Pozdrawiam Mikołaj!
koncentrator 11 czerwca 2013 20:26 Odpowiedz
Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!
marceel85 12 czerwca 2013 10:33 Odpowiedz
Świetna relacja ;) czytało się lekko i przyjemnie - każdy dzień. Jedynie mało zdjęć jak i tutaj na forum F4F i na picasie :D;) ... oj chciałoby się oglądnąć wiecej :D:P. Rozumiem jednak brak czasu i wysiłek jaki trzeba w to wszystko włożyć :) a i jeszcze jak najwięcej trzeba przecież zobaczyć :) ...dzięki za świetną relacje live i pozdrawiam.
mixer 12 czerwca 2013 12:11 Odpowiedz
koncentrator napisał:Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!Wręcz modelowy przykład! :)
dzianisan 13 czerwca 2013 10:48 Odpowiedz
Naprawdę wyśmienita relacja, opisy, które sprawiały,że nie mogłem doczekać się kolejnego wpisu, niekiedy humorystyczne, SUPER.
malyczak 13 czerwca 2013 20:32 Odpowiedz
Relacja rewelacja ! Dzięki
tom971 13 czerwca 2013 20:42 Odpowiedz
Do peanów dołączę i ja.Bardzo dobrze się czytało
ejewe 13 czerwca 2013 22:51 Odpowiedz
Świetna relacja, przyjemnie się czytało
lahcimmm2 14 czerwca 2013 19:02 Odpowiedz
pytania do autora ?:)roznice pomiedzy wrazeniami z poszczegolnych krajów rzeczywiscie byly takie duze ?z moich doswiadczen z tego rodzajow tripow (couchsurfing, low cost),jest ze w 75 % najfajniej jest na poczatku,pytam, bo chcialbym sie wybrac do Azji i z opisu wyglada, ze powinnem do HK (jak by wybierac z tych 3)PS pozdrowienia dla babci:)
wiikack 16 czerwca 2013 00:01 Odpowiedz
dzięki za wspaniałą i fascynującą relacje ;)
kriss 16 czerwca 2013 08:41 Odpowiedz
Wcześniej czytałem tak raczej przypadkiem. Dziś z w przypływie pobudzonego zainteresowania jakaś część przypadła mi do gustu. ....... I przyszło natchnienie. Przeczytałem "od deski do deski" :-)Cóż moge powiedzieć ... świetna, inspirujaca, pouczająca i mega fajna / przyjazna relacja.Dziękuje i gratuluję. Gorąco pozdrawiam Ciebie, Twoja kobiete, znajomym, przyjaciół, rodzine i oczywiście (nie bez powodu) dumną z Ciebie babcie.Nic tylko, życzyć Ci dalszych podbojów i oczywiście relacji dla nas.Mikołaj - tak trzymaj :-) !
miki3475 16 czerwca 2013 16:59 Odpowiedz
Wielkie dzięki po raz kolejny ;)A co do pytania lahcimmm2:Możliwe że jest coś takiego jak piszesz, że kolejne miejsca podobają się już mniej. Zmęczenie się zwiększa, sił coraz mniej, a właściwie w tym HK przeżyłem taki szok kulturowy, co pewnie odbiło się na wrażeniach. Z drugiej jednak strony jakkolwiek próbuję popatrzeć na ten Hongkong to wydaje się po prostu najciekawszym miejscem spośród: Singapuru, Makau czy Bangkoku. Ale w żadnym z tych miast nudno i tak i tak nie będzie ;)
ordys1990 19 czerwca 2013 11:06 Odpowiedz
Naprawdę świetna relacja, aż samemu chce się jechać ;pp pisz dalej na forum :)
natka26 18 lipca 2013 16:54 Odpowiedz
dokładna relacja, od rzeczy opisna. o dzieki Ci za to. ;)a btw. dragon fruit jest bez smaku - fakt, potwierdzam. ja sie z tym owocem spotkalam jako przerywnik w delektowaniu sie 'aromatycznymi' serami szwajcarskimi. w takim przypadku 'owoc bez smaku' działa tak, jak wachanie kawy w perfumerii ;)
elbe 5 kwietnia 2014 10:22 Odpowiedz
Dobra relacja !