0
miki3475 16 maja 2013 07:45
Image
W środku targu

Ja przyszedłem tutaj głównie, by zdobyć bardzo ciekawą koszulkę w atrakcyjnej cenie. Nie interesują mnie nadruki "I <3 Bangkok", których wszędzie pełno za 100 THB. Szukałem czegoś ciekawego, co można nosić na codzień. Idealnie trafiłem, bo na targu, mała firma tworząca swoje własne produkty ma aż 4 małe stoiska. Ceny są oczywiście nieco wyższe, ale materiał, wzór i nadruk są bardzo wysokiej jakości. Ciężko było mi wybrać, który rozmiar czy wzór wziąć. Koszulkę ostatecznie kupiłem na innym stoisku tej firmy tuż przed zamknięciem, toteż zaczałem negocjować. 240 zamiast 270.

Kupiłem też drewniane produkty, np. drewniany "łyżkowidelec", który nie raz mi się przyda w podróżach. Koszt ok. 15 THB (więcej = taniej).

Image
Łyżki i widelce drewniane

Targ końcy swoją działalność o 18. Ale wtedy zamykane są tylko te stoiska wewnątrz. Wokół prowadzi droga, gdzie też są sprzedawcy, ale głównie oferowane jest jedzenie. Tutaj widać bardzo dużo turystów. Ostatnia rzecz, której muszę spróbować w Tajlandii - mleko kokosowe ze świeżego orzecha. W HK Andrew częstował mnie takim z puszki, nie było najsmaczniejsze, tym razem było dużo lepiej. Zimny orzeźwiający napój za 50 bathów, ale nawet w Wat Pho były za 40.

Image
Panowie na potrzeby zdjęcia pokazują skupienie :P

Image
Kokos

Wieczorem wróciłem do mojej stacji metra. Pochodziłem po tym samym nocnym targu co poprzedniego dnia. Opuszczając targ, szedłem dalej, gdzie mieszkają naprawdę biedni ludzie. Widać, że mieszkania w stylu HK, 2x2 metry a w środku cała rodzina. Nadepnąłem na mysz, albo szczura. Ależ wystraszyłem, gdy poczułem go na moim klapku :D

Ostatenicznie nie znalazłem, żadnej restuaracji gdzie serwowanoby Pad Thai i zjadłem tam, gdzie jadł kolega z Niemiec poprzedniej nocy. Bardzo smacznie i dużo jedzenia za 60 THB. Ostre, ale to nie trzeba mówić, wszystko tutaj takie jest. Tym razem obeszło się bez płaczu :P

Image
Ostatni posiłek w Bangkoku.

A tymczasem jestem na lotnisku w Makau. Ruszam właśnie w miasto.Dzień 18: Portugalska kultura w dalekiej Azji

Bardzo długo pragnąłem zobaczyć Makau, a gdy teraz to zrobiłem jest mi trochę smutno. Bo to był ostatni etap mojej podróży, która w ekspresowym tempie dobiega końca. Dzień rozpocząłem od wczesnej pobudki i wielu wrażeń na śniadanie. Niespokojny lot i wreszcie stanąłem na ziemi kolejnego kraju, niekraju w Azji. Jestem ogromnie zadowolony z tej wizyty! Zapraszam do relacji.

Lot do Makau miałem zaraz po godzinie 10 z drugiego lotniska Bangkoku, Don Muang. Nie jest ono połączone linią metra ani kolejką naziemną przez co dojazd jest nieco utrudniony. Możemy wziąć metro do przedostatniej stacji, a następnie busem 29 kierować się na lotnisko. Tak też planowałem, ale wypadło kilka niespodziewanych rzeczy, dodatkowo metro uciekło mi dosłownie sprzed nosa. W efekcie na północnej stacji metra byłem po godzinie 7. Znalezienie przystanku to kolejne 10 minut i nie wiadomo kiedy odjedzie. Autobus planowo jedzie 2h, więc zdążyłbym zupełnie na styk. A trzeba wziąć poprawkę na to, że Bangkok słynie z gigantycznych korków podczas szczytu, a ten właśnie się zbliżał. Ten plan był zbyt ryzykowny.

Wczoraj wolałem zachować sobie 200 bathów na powrót - jakby coś, na wszelki wypadek. Po opłaceniu metra zostało 150 w papierkach i ok. 40 monetami. Podjąłem decyzję, że nie ma co ryzykować i wolę zapłacić te 15zł za taksówkę i na motorze dostać się na lotnisko. Jeśli nie zdążyłbym kosztowałoby mnie to dużo więcej. A te 150 bathów i tak i tak wydałbym co najwyżej na chipsy w 7/11. Znalazłem pana z motorem. Życzył sobie 200 THB. Ale jako że miałem tylko 150 THB za tyle pojechałem. Mimo, że omijał płatne drogi to po 20 minutach byśmy już na miejscu.

Śniadanie zjadłem na lotniskowej stołówce. Za 35 THB ryż i kurczak w imbirze (oczywiście nie wiedziałem co zamawiam :P). Nie dojadłem do końca, bo po prostu było dla mnie niesmaczne.

Lotnisko dużo spokojniejsze niż brat Suvarnabhumi. Jest tu też dużo czyściej. Okienka do check-inu zajmują całe piętro i miałem trudności ze znalezieniem bramek do kontroli bezpieczeństwa. Znajdują się one za nimi, głęboko ukryte. Błyskawicznie stanąłem po drugiej stronie. Nie ma tam tam dużo sklepów. Nie mogłem znaleźć żadnego 7/11. Wymieniłem dodatkowo 10 HKD (ok. 4-5zł, pani aż się uśmiechnęła) w kantorze na kupno zapasu "inhalatorów" :P Właściwie to będę je testował, bo wszystkie trzy są inne.

Image
Strefa za kontrolą bezpieczeństwa.

Czekając na otwarcie boardingu uciąłem sobie prawie godzinną drzemkę. Gdy ustawiła się kolejka wszystko szło bardzo sprawnie. Bez żadnego ważenia i mierzenia. A widać, że znaczna część na pewno nie zmieściłaby tam swoich walizek. Ja przekraczełem na pewno wagą, więc też mi było to na rękę.

Samolot miał swoje lata. Mój stolik był wyłamany przez co nie mogłem z niego korzystać. Miejsca na nogi nie ma jakoś bardzo dużo, szczególnie, gdy osoba siedząca na następnym siedzeniu rozłoży się. Ale tak jak wspomniał Andi, załoga prezentuje się przednio. Linia trafia na 2 miejsce tanich linii u mnie. Nie za kobiety tak naprawdę, a za to, że widać że olewają mierzenie bagaży, bo ludzie się przyzwyczaili i biorą dużo większe. Scoot nadal na pierwszym miejscu ;)

Image
Dziwne jak na AirAsię malowanie

Lądowanie było naprawdę bardzo ciężkie. Krążyliśmy, obracaliśmy się z jednego boku na drugi, wznosiliśmy się i opadaliśmy. Pilot poderwał nawet samolot, gdy był już dosyć nisko. Muszę w wolnej chwili zobaczyć ten lot na flightradarze. Po raz pierwszy w życiu miałem lekkie obawy jeśli chodzi o możliwą katastrofę :P Nie jestem typem histeryka i zawsze wierzyłem w statystyki przemawiające za bezpieczeństwem samolotów. Ale zawałem sobie jak wygląda pas startowy w Makau i dosyć się to niebezpieczenie prezentuje. I faktycznie lecieliśmy może kilkadziesiąt metrów nad płynącymi statkami przez spory kawałek.
Makau ma jeden pas startowy i zlokalizowany jest on na sztucznej wyspie, specjalnie do tego usypanej. Z pasa od razu zjeżdża się mostem na ląd.

Image
Pierwszy raz miałem styczność z portugalskim jako językiem oficjalnym. Ale z tego coś więcej da się zrozumieć niż z chińskich krzaczków.

W karcie imigracyjnej, którą wypełniałem w samolocie zostawiłem puste pole adresu w Makau. Chciałem sprawdzić pierwszy lepszy hotel w googlu i go wpisać. Zupełnie o tym zapomniałem i 30 sekund w kolejce przed kontrolą wymyśliłem nazwę hotelu i taką wpisałem :D Tak jak zawsze, nikt tego nie sprawdził i było ok.

Zaraz po opuszczeniu strefy przylotów czekała pani z iPadem i pytała się czy chcę autobus do Hotelu Venetian, gdzie akurat i tak szedłem (2-3 km). Dowiedziałem się, że w Makau istnieje rozbudowana siatka połączeń autobusowych dowożących z/do różnych hoteli regionie. Zupełnie za darmo, nie potrzeba być nawet klientem. Tak więc chętnie skorzystam z tej przejażdżki. Ale najpierw opublikowałem recenzję z poprzedniego dnia tak jak obiecywałem. Krótkie sprawdzenie informacji i w drogę. Rzecz jasna przebrałem długie spodnie na krótkie spodenki, bo na dworze jest >35 stopni, zero chmurek i ogromna wilgotność, w skrócie - ugotowałbym się :D

Image
W darmowym autobusie

Na lotnisku zdobyłem bardzo dobrą mapę całego Makau z zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi i ich opisem. Dawno nie widziałem tak porządnego darmowego wydania. Bardzo mi się przydała podczas całej wycieczki.

Najpierw ruszam do hotelu Venetian, stylizowanego na Wenecję, skąd też nazwa. Jest też tutaj obecnie największe kasyno na świecie. Ale od listopada zmieniło się prawo i korzystać mogą tylko osoby powyżej 21 wieku :( Pan za żadne skarby nie chciał mnie wpuścić, nawet gdy mówiłem że chciałbym tylko popatrzeć. Ale nie wyszedłem zawiedziony z hotelu, bo jest tu też druga interesująca atrakcja. Na 3 piętrze jest galeria handlowa... w Wenecji! Po środku płynie błękitna rzeka, wokoło włoskie budynki, a na suficie lekko pochmurne niebo. Początkowo myślałem, że to jest otwarty od góry budynek :D Ale po chwili zauważyłem, że to tylko makieta. Prezentuje się to bardzo okazale. Można nawet za darmo przepłynąć się gondolą po basenie. Ale kolejka była na przynajmniej 15 minut czekania. Przytłaczał mnie ogrom tego centrum handlowego, nie lubię takich miejsc, dlatego jak najszybciej musiałem się wyrwać z tego budynku.

Image
Trzecie piętro w weneckim stylu

Kolejną atrakcją w moim planie był hotel Galaxy. Pośrodku jest wielki "diament", który ponoć wzbudza ogromny zachwyt. Musiałem to koniecznie zobaczyć! Hotel Galaxy jest tuż obok opisanego juz Venetiana. Z zewnątrz prezentuje się dużo lepiej. Pytałem wiele osób tutaj pracujących, ale żadna nic nie wiedziała nic o diamencie! Byłem pewny, że pomyliłem hotele. W końcu dowiedziałem się, żeby iść prosto. Widziałem fontannę, wiszące kawałki szkła, ale gdzie ten wielki diament to ja nie wiem. Już miałem iść, gdy zauważyłem tabliczkę informacyjną. Diament ukazuje się co 30 minut. 7 minut się spóźniłem :/ Nie było sensu, bym dał sobie spokój, bo jak już tu jestem to te 20 minut mnie nie zbawi.

Image
Gdy przyszedłem widziałem tylko takie coś.

W środku jest WiFi, czas szybko zleciał, a show się zaczęło. Naprawdę super wrażenie. Mimo że trochę to wszystko kiczowate, prezentowało się bardzo okazale. Wejście oczywiście nic nie kosztuje, bo to jest w głównym holu hotelu. Jeśli ktoś nie planuje odwiedzić zapraszam na YouTube by zobaczyć "Galaxy Hotel Diamond Macau". W innym wypadku zepsujecie sobie niespodziankę. Bo poza muzyką, która się zmienia, przedstawienie wygląda zawsze tak samo.

Image
Podczas przedstawienia.

Musiałem wydostać się z drugiej wyspy wchodzącej w skład Makau - Taipy. Reszta wybranych przeze mnie atrakcji jest zlokalizowana właśnie na wyspie noszącej tę samą nazwę jak cały region. To tutaj Portugalczycy założyli swoją kolonię. Właściwie to sami Chińczycy ich sprowadzili oferując im darmowe cumowanie w zatoce Makau. Z czasem dostali prawo do zakładania magazynów a później już zaczęto dzierżawić teren od Chińczyków. W 1999 Makau podobnie jak Hongkong zmienił się w niezależny region. O ile w HK drugim oficjalnym językiem jest angielski to tutaj napisy możemy znaleźć po portugalsku. Nie ma co liczyć, że ktokolwiek mówi tym językiem. Myślę, że powoli będą odchodzić od tego, bo Makau jest coraz bardziej chińskie, portugalskiego już prawie nikt nie używa, a tych jest tutaj bardzo mało. Za kilka lat może całkowicie dadzą sobie spokój z tym. Ale fakt europejskiego języka jest dla nas bardzo korzystny, bo przez to litery są możliwe do przeczytania.

Image
Hotel Galaxy

Chciałem wziąć autobus miejski na sam początek wyspy i z tego miejsca zacząć pieszą wędrówkę dookoła Makau. Nie wiedziałem tylko, gdzie znajdę odpowiedni przystanek. W informacji polecono mi natomiast skorzystanie z darmowego autobusu hotelu Galaxy. Autobus mały, ludzi pełno. Ja na szczęście zmieściłem się do autobusu i nie musiałem czekać na kolejny. Plusem jest to, że nie zatrzymuje się po drodze, jest więc dużo szybszy niż miejski i do tego darmowy. Jest to linia 10 hotelu Galaxy.

Image
Kolejny darmowy autobus, tym razem Hotelu Galaxy

Zwiedzanie rozpocząłem od słynnego placu Senado z przepiękną kostką i ułożeniem. Wszędzie w Makau dzisiaj jest bardzo tłoczno. Jest niedziela, piękna pogoda, wiele wycieczek z Chin, ale jeszcze więcej pojedynczych osób z Hongkongu. Plac jest miejscem spotkań całej społeczności regionu. To tutaj odbywają się ważne dla miasta imprezy przez cały rok.

Image
Plac Senado

Wszedłem na chwilę do kościoła świętego Dominika, który jest na samym placu. Kościół w środku jest bardzo obszerny. Pomyśleć, że 100m dalej cała, czteroosobowa rodzina żyje na kilkunastu metrach kwadratowych. Kościół zachował się raczej jako atrakcja turystyczna, bo tylko 7% społeczeństwa jest wyznaje chrześcijaństwo.

Image
Kościół św. Dominika

Nie chciałem zwiedzać tylko głównych, jakże przepięknych, atrakcji turystycznych. Pragnąłem zobaczyć prawdziwe Makau. Ludzie przecież nie żyją w hotelach, nie jedzą na placu Senado i nie spędzają każdej wolnej chwili w kasynie. Sprawdziłem na mapie google dobry kierunek (bardzo szybko i sprawnie działał tutaj nadajnik GPS. Wcześniej pobrałem mapę offline jak zawsze to robię). I po prostu szedłem przed siebie.

Uliczki z jednej strony przypominają te, które można spotkać w starych, włoskich czy portugalskich miastach a z drugiej bez problemu czujemy, że nie jesteśmy na starym kontynencie. Wszystko jest mylące, do tego te wszędobylskie skutery. Budownictwo w staro-europejskim stylu. Wspinałem się coraz wyżej. Przed wyprawą dałbym sobie rękę uciąć, że Makau jest bardzo płaskie.

Image
Wspinałem się coraz wyżej.

W tym upale, z tą wilgotnością i 10kg plecakiem traciłem powoli siły. Sprawdziłem, gdzie jestem i okazało się, że całkiem przypadkiem zaszedłem aż do wzgórza z fortem na szczycie. Jest to jedno z nielicznych miejsc w całym Makau, gdzie możemy podziwiać panoramę całej wyspy. Z jednej strony widzimy okazale prezentujący się hotel Grand Lisboa, a z drugiej stare, zatłoczone budynki mieszkalne.

Fort była miejscem historycznym. To z tej wieży Portugalczycy w XVII wieku odbierali atak Holendrów użwając do tego m. in. armat, które dzisiaj są atrakcją turystyczną. Na szczycie góry znajduje się też Muzeum Historii Macau, jednak nie miałem okazji obejrzeć ich zbiorów.

Image
Prosto w Grand Lisboę

Jedna z najpopularniejszych atrakcji Makau zlokalizowana jest tuż obok, chodzi o fasadę kościoła świętego Pawła. Świątynia aż trzykrotnie przechodziła pożary. Ostatnim razem spowodowany został przez tajfun i spłonęło wszystko oprócz frontowej ściany kościoła i kamiennych schodów. Obowiązkowe zdjęcie na schodach [nazwa schodów] i kierowałem się z powrotem do miasta. Taka ciekawostka z wiki: Powszechnie przyjęta nazwa "katedra św. Pawła" jest błędna, w rzeczywistości kościół był pod wezwaniem Matki Bożej.

Image
Z nieco innej perspektywy niż 99% zdjęć w internecie. Frontowa ściana kościoła.

Załapałem się na degustację plastrów pieczonego mięska, które próbowałem pierwszego dnia w Hongkongu. Właściwie to degustacja była jedna obok drugiej. Chciałem spróbować wszystkich rodzajów, bo każdy sprzedawał co innego. W efekcie trochę się najadłem :D Ale nie mogłem nie zjeść nic lokalnego. Za 20 MOP (płaciłem tyle samo HKD) kupiłem Pork chop bun. Z jednej strony jest to sama, chrupka bułka z kawałkiem mięsa, a z drugiej dosyć najadłem się tym. Nie jest to zwykłe mięso, bo używany jest zawsze plaster wieprzowiny, często z pozostawionym kawałkiem kości.
Raczej nie można mówić czy smaczne czy nie, a hamburgerem grzech to nazwać. Ani sosu, ani warzyw, nic poza kawałkiem mięsa. Ale spróbować było warto, szczególnie że uwielbiam fast-foody :D.

Image
Pork chop bun

Stąd to już 5 minut drogi do okolic portów, gdzie mieszka biedniejsza część społeczeństwa. Uwielbiam takie miejsca, budynki, dzielnice. czuć ten klimat, dla którego przyjechałem do Azji. Wszystkie te miejsca tutaj mają prawie taką samą gęstość zaludnienia jak Mong Kok w Hongkongu. W Makau wszędzie jest bardzo czysto, nawet w takich dzielnicach. Wydaje mi się nawet, że dbają tutaj bardziej o porządek niż w Singapurze, przynajmniej takie odniosłem wrażenie po jednym dniu spędzonym w tym "kraju".

Image
Jakaś uliczka

Nie zwiedzałem konkretnych uliczek, po prostu kiedyś używając Google Street View w Makau zobaczyłem jak tam jest ciekawie, wszędzie jednak podobnie. Dlatego gdziekolwiek pójdziecie jest w porządku (to znaczy w tym rejonie Makau). Wzbudzałem duże zainteresowanie mieszkańców, widać że nie często widzi się tutaj turystów, a to tylko 10-15 minut od fasady kościoła św. Pawła.

Spacerowałem po Makau kierując się na wyścigi psów. Wyścigi odbywają się codziennie oprócz śród i piątków od godziny 19:30. Każdego wieczoru jest 10 biegów, które można obstawiać czy po prostu obejrzeć. Wejście 10 MOP, przy czym kiedyś biletem wejściowym można było obstawić wygraną psa, teraz już jest to tylko bilet wstępu. Większość osób tutaj przyszła po wielkie pieniądze. Ja po prostu nie mogłem odpuścić sobie hazardu w regionie, gdzie 50% przychodu jest właśnie z usług z tym związanych. A że do kasyna nie chcieli mnie wpuścić musiałem to zrobić tutaj. Postawiłem najniższą stawkę, czyli 10 MOP na psa numer 3.

Image
Mimo restrykcyjnych zasad zakazu robienia zdjęć udało mi się zrobić jakieś zdjęcie.

Przed biegiem psy bardzo się niecierpliwią. Niektóre nawet robią kupę zaraz przed startem na środku toru. To także dotyczyło mojej trójki :D Ale jest pani, która od razu to sprząta. Pies niestety nie wygrał, chyba był nawet na 4 lub 5 miejscu z 6 :D Powstrzymując się od kolejnego postawienia dolarów (choć nie ukrywam kusiło) oglądnąłem jeszcze kilka wyścigów po czym poszedłem na prom (2km).

Ostatnie małe zakupy. Wydaje mi się, że jest nieco taniej niż w Hongkongu. Promy na wyspę Hong Kong są co kilkanaście minut. Ja chciałem od razu płynąć na Kowloon. Promu oczekiwałem dopiero za półtorej godziny, ale zauważyłem że prom jest też za 40-50 minut. Bilet w najdroższej opcji (niedziela + noc) kosztował 184 HKD. Można płacić także kartą Visa i Mastercard.

Image
Ostatni widok Macau

Mimo że jest tak dużo promów do Hongkongu to wszystkie miejsca były wykupione, następny dostępny dopiero za półtorej godziny, więc udało mi się, że płynę do Kowloonu. Można robić rezerwacje internetowe i jeśli ktoś przypływa z HK na jeden dzień to może nie warto ryzykować, choć wydaje mi się, że w tygodniu nie powinno być problemu z miejscami.

Odprawa przypomina bardzo tę lotniskową, tyle że tutaj nie ma skanowania bagażu. Ostatnie minuty w Makau spędzamy w strefie tranzytowej, skąd przechodzimy bezpośrednio na pokład promu. W środku luksusowo, ekskluzywnie. Siedzenia numerowane, właściwie w ogóle nie czuję, że jestem na łodzi. Nie buja a przeprawa ponad 60 km trwa tylko godzinę. Oczywiście wkraczam po raz kolejny do HK z innego kraju, więc muszę od nowa wypełniać kartę wjazdową. Tym razem śpię w hotelu Macau :D

Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).

Nie można wysyłać rzeczy zawierające baterie pocztą lotnicza, a statkiem trwałoby to miesiąc. Mimo że odmawiałem to ona nie dała za wygraną i ja ostatecznie przyjąłem ich warunki. Odebrała mnie ze stacji metra. Mieszka daleko od centrum niedaleko granicy z Chinami, ale MRT jest to tylko 30 min jazdy metrem. Mieszkanie jest na 40 piętrze, znowu mam przepiękny widok. Tutaj nieco inny. Wszędzie płasko a tylko przy samym końcu widać potężne budynki. Superowo po prostu!

Siedziałem do 3 próbując spisać Makau. Dałem sobie spokój, gdy zacząłem zasypiać na siedząco. Poszedłem spać, a od tamtego czasu cały czas na nogach, zero czasu na relację, za co bardzo przepraszam.

Podsumowując Makau - ogromnie się cieszę, że przez przypadek znalazłem tę ofertę. Nawet, gdy bilet byłby dwukrotnie droższy nie żałowałbym wydanych pieniędzy. Makau to takie wielkie Chinatown w bogatym Monako, niby trochę kultury europejskiej a jednak wszystko na bogato!

Bardzo mi się tutaj podobało i chętnie wrócę do tego miejsca, ale dopiero w wieku 21 lat, gdy będę mógł odwiedzić kasyna. Nie uważam, że Makau to tylko 1 dzień. Na południu jest duży fragment terenu nadającego się na piesze wędrówki. Sam właściwie planowałem zwiedzenie samego południa Makau. Znalazłem przepiękne miejsce na zdjęciach [link] i ogromnie chciałem tam iść, ale nie starczyłoby na to czasu i musiałem zrezygnować z tego planu, a raczej odłożyć go na następną wizytę, która będzie zdecydowanie dłuższa.

Więcej fotek na Picasie. Reszta jutro czy coś, bo w tym momencie tak padam, że już wiem co będę robił przez całą podróż ;) Dobranoc ;)Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika ;)

Dzień 19: Ostatni dzień w Azji

Przed 8 razem z Ericą wzięliśmy metro do Mong Koku, gdzie ona pracuje. To było idealnie miejsce dla mnie. Dzisiaj zwiedzam centralno-wschodnią część HK. Nie planuję już jechać na wyspę, zostając tylko na lądzie. Na szczęście Erica przechowała moją torbę z ubraniami przez co miałem 5-10kg lżej (przynajmniej na chwilę :D). Gdy byłem na miejscu poszedłem do pierwszego 7/11 na śniadanie. Kupiłem świeże pieczywo i wodę, ale muszę przyznać - babeczka z wieprzowina była fatalna :P

Image
Babeczka z wieprzowiną BQQ i ananasem

Nikt chyba nie spodziewał się takiej pogody w Hongkongu o tej porze roku. Słońce bardzo mocno świeci, a chmury często całkowicie uciekają. Temperatura jest wysoka, ale w połączeniu z tą wilgotnością jest naprawdę ciężko.

W Hongkongu poza parkami nie ma prawie miejsc do siedzenia, a tym bardziej nie ma co ich oczekiwać w Mong Koku, gdzie za całe mieszkanie w Krakowie czy Warszawie tutaj mielibyśmy mały pokój 7m^2 z 3 osobami w środku. Na kraweżniku w najgesciej zaludnionym rejonie świata przesiedziałem prawie godzinę. Odkryłem sposób na darmowy Internet. Jeśli roaming oferuje wam firma PCCW (ja mam w PL w Play) to przez 24h możecie się cieszyć darmowym internetem. Prawie wszędzie jest zasięg. Po zalogowaniu do sieci "PCCW Free Internet otrzymamy instrukcję.

Przypomniało mi się, że koło Mong Kok jest jeszcze targ z ptakami. Faktycznie, tylko 10 minut spacerkiem i jesteśmy na miejscu. Ale znowu dodałem coś do mojego planu. Idąc z włączoną mapą zauważyłem ulicę Flower Market tuż przy samym wejściu na Yuen Po, gdzie są te ptaki.

Jak już pewnie zauważyliście bardzo lubię odwiedzać parki, rezerwaty przyrody czy właśnie takie targi. Nie mogłem sobie tego odpuścić. Piękne kwiaty, ogromny wybór, niskie ceny. Pełno lokalnych dżentelmenów zaopatrujących się w kwiaty dla swoich kobiet :P

Image
Piękny bukiet za 10zł

Image
Ulica Flower Market

Na ulicy Yuen Po mieści się właściwie "ptasi ogród", ale to tylko teoretycznie. W praktyce jest to miejsce handlu (jak wszędzie w HK). Nie spotkamy tutaj podróbek wielkich amerykańskich firm, ulicznego jedzenia a wszystko co z hodowlą ptaków związane. Były żywe robaki czy zapakowane żyjące świerszcze. Ale także zwykłe rzeczy takie jak różniej wielkości klatki, no i oczywiście wiele ptaków, które można było kupić. Możliwe, że to miejsce trzeba odwiedzić o innej porze, gdy wszyscy okoliczni hodowcy ptaków wyprowadzają swoje "pociechy" na zewnątrz. Bo warto dodać, że w Hongkongu ze względu na brak miejsca, ptaki są traktowane jako domowe pupile, coś jak nasze psy czy koty.

Image
Yuen Po

Ruszyłem w dwukilometrowy spacerek do parku Kowloon Walled City. Wkroczyłem w strefę nietykalną przez turystów. Te tereny omija nawet doskonałe hongkońskie metro, co jest trochę dla mnie niezrozumiałe, ale oznacza, że musi to być region zamieszkiwany przez dosyć średnio majętnych mieszkańców. Nienajnowsze, choć jeszcze nie tak wysokie, trochę rozpadające się budynki wszędzie po drodze, gdy tylko wkroczyłem do Kowloon City.

Image
Ten budynek się nieco różni, ale jeszcze w 2011 roku był budowany (Street view). Przewiduję, że za kilka lat tak będzie wyglądała cała okolica.

Po drodze znalazłem pierwszy większy supermarket od początku mojej podróży. 7/11 oferuje mały wybór produktów, a ceny są raczej wyższe. Inaczej sytuacja wygląda w tym sklepie. Dwa poziomy, wiele produktów i całkiem atrakcyjne ceny. Idealna okazja by zrobić zakupy spożywczo-pamiątkowe. Zupka chińska, soki, jakieś słodycze, nic właściwie nie ma tutaj tak super ciekawego co można byłoby przywieźć do Polski. Jedzą dużo produktów z zachodu, firm które są dostępne także u nas. Czasem tylko trafia się jakiś smak, który jeszcze do nas nie dotarł.

Image
Moje zakupy?

Zaraz obok zaczęły się prostopadłe uliczki, o których wspominałem już kiedyś. Zainteresowały mnie, bo lokalizacja była tuż obok Walled City. Wszyscy z Chin, wszystko chińskie, każdy patrzy na mnie z zaskoczeniem "co on tutaj robi?". Na wielu rogach ulic stoiska z owocami. W sklepie spożywczym pani zaczęła mnie zapraszać na degustacje jakiegoś czarnego, dziwnie wyglądającego soku. Nie smakowało to nawet trochę :D Ale nigdy się nie dowiem co to było, bo nikt tam nawet słowa nie umie po angielsku, oczywiście poza "Hello" i "Bye-Bye".

Image
Stoisko z owocami

Spróbowałem jeszcze "Tea-Egg" czyli jajka gotowanego w herbacie. Widziałem to kiedyś na ulicy, ale wtedy byłem już totalnie najedzony i nic nie mogłem zmieścić. Koszt 4 HKD. Smak... jak jajko gotowane w normalnej wodzie popite herbatą. Nie ma jakiegoś szczególnego smaku, może jeśli się skupimy da radę wyczuć specjalną woń herbaty, kolor białka też jest trochę ciemniejszy. Ale nic specjalnego.

Image
Tea egg

W Parku główną atrakcją jest muzeum Kowloon Walled City. Kilkanaście dni temu opublikowałem tutaj link do artykułu o tej dzielnicy.
Quote:
Chińska enklawa w brytyjskim Hongkongu

Wszystko zaczęło się jeszcze w XIX wieku, gdy na miejscu dawnej osady Chińczycy wznieśli niewielki fort. Gdy w 1898 roku Wielka Brytania wydzierżawiła od Chin Hongkong, Chińczycy postanowili umieścić tam własne wojska, które miały pilnować dotrzymania warunków dzierżawy.

Pomysł nie spodobał się Brytyjczykom, którzy po przejęciu Hongkongu zaatakowali garnizon. Problem polegał na tym, że atak trafił w próżnię – chińskie wojsko opuściło fort, a Brytyjczycy nie mieli żadnego powodu, by w nim stacjonować. Również go opuścili, a do opustoszałych zabudowań zaczęli napływać nielegalni imigranci.

Początkowo brytyjska administracja próbowała z nimi walczyć, ale w końcu machnęła na problem ręką. W międzyczasie wybuchła druga wojna światowa i Hongkong zajęli Japończycy.

Za: gadzetomania.pl


Image
Kowloon Walled City Park

Tyle historia, a jak żyło się w dzielnicy o rekordowej gęstości zaludnienia? Bardzo dobrze przedstawia to wystawa/muzeum znajdujące się w tym samym miejscu, co omawiane Kowloon Walled City, którą miałem okazję zobaczyć. Mamy tam wiele filmów, są nawet wypowiedzi osób tam mieszkających. Jest też wiele zdjęć oraz opisów. Przychodząc tutaj nie spodziewałem się niczego poza małą, makietą z brązu. Jedno z milszych zaskoczeń podczas tej podróży.

W dzielnicy jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać 14-piętrowe budynki (14 pięter, bo tylko takie można było budować, ze względu na pobliskie lotnisko). W jednym małym pokoju mieszkała cała rodzina. Za ścianą kolejna, a obok nich mieściła się fabryka makaronów lub kuleczek rybnych (fishballs). Taka mała ciekawostka. W czasach, gdy działało Walled City aż 80% wszystkich kuleczek rybnych jedzonych w całym Hongkongu pochodziło z tego miejsca.

Brakowało tutaj prądu i wody. Za małą opłatą mieszkańcy mieli dostęp do studni z wodą. Źródło było jednak limitowane, a woda nie nadawała się do picia. Mimo to każdy jej potrzebował, a noszenie wiader pełnych wody było ciężkim zajęciem, szczególnie w miejscu gdzie były tylko 2 windy w całej dzielnicy. Wielu staruszków, którzy już nie pracowali w dzień nosili wodę do swoich 18 metrowych mieszkań. Powstało też wiele ofert pracy, za 1 dolara przynoszono wodę pod same drzwi.

Image
Mapa dzielnicy

Na zachodzie mieściła się ulica Kwong Ming, czyli "jasna i pusta". To za sprawą narkomanów, którzy w nocy tutaj właśnie spożywali narkotyki. Z czasem mieszcząca się tutaj fabryka narkotyków przeniosła się poza Walled City, a jej miejsce zajęło od razu wiele innych firm. W tej dzielnicy ceny najmu były bardzo niskie, a podatki nie istniały. Zachęcało to do przenoszenia swojego biznesu właśnie tutaj. Mieściło się tutaj wiele fabryk, m.in. cukierków, makaronów, kuleczek rybnych. Na obrzeżach (tuż przy ulicy) swój gabinet miało wielu dentystów leczących mieszkańców całego Hongkongu.

Image
Wystawa

W samym środku znajdował się niski budynek będący urzędem Chińskim, zwany Yamen. Swoją wysokością różnił się od budynków powstających wkoło, toteż możemy mieć wrażenie, że w samym sercu dzielnicy, była "dziura", teren niezamieszkały.

Image
Wyremontowany Yamen

Image
Widok na dzielnicę z "góry"

W 1984 roku władze brytyjskie i chińskie wspólnie doszły do wniosku, że trzeba zacząć panować nad dzielnicą, najprościej burząc ją. Był to teren o bardzo wysokiej przestępczości, bez policji i o słabych warunkach do życia. Dlatego sami mieszkańcy cieszyli się z tej decyzji: "Pytaliśmy, dlaczego tak długo czekaliście z podjęciem tej decyzji", mówił jeden z mieszkańców na filmie. Obecni lokatorzy byli stopniowo przenoszeni do nowych mieszkań, a budynki zostały zburzone w 1993. Zachował się tylko Yamen oraz jeden z kawałków fundamentu. W miejscu Walled City powstał właśnie ten park.

Image
Fundamenty pozostawione na pamiątkę

Podobnie jak Andi poszedłem do pobliskiej świątyni - Wong Tai Sin. Jest bardzo kolorowa. Wejście oczywiście darmowe.
Ciekawe było przyglądanie się ludziom z tymi tajemniczymi koszyczkami. Potrząsali nimi, tak, aby wypadł tylko jeden patyczek. Zapisywali wyniki i robili tak z kolejnym.

Image
Świątynia Wong Tai Sin

W drodze powrotnej nie mogłem się oprzeć piekarni. "Egg tart" za mną chodziło od dnia numer 1 w HK, gdy po raz pierwszy to spróbowałem. Przyjemny deser a teraz na zakupy.

Image
Egg tart po raz drugi

Od początku mojej wyprawy pytałem każdą bliżej poznaną osobę, gdzie poleca mi zrobić zakupy - tanie t-shirty jakieś drobne pamiątki. Każdy mówił to samo - Ladies Market w Mong Kok. Targ ożywa dopiero po południu, słynie z dosyć niskich cen ale konieczne jest targowanie się. Czasem udało mi się obniżyć cenę nawet o 70%, szczególnie dobry jest sposób z odchodzeniem do następnego stoiska. Prawie zawsze sprzedawca podbiega i proponuje niższą cenę.

Na samym końcu znalazłem najtańsze koszulki. 6 sztuk za 100 HKD. Materiał uważam nie najgorszy, nadruk z "Hong Kong" bardzo ciekawie zrobiony, duży wybór. Tylko sprzedawca bardzo niemiły. Erica była moim tłumaczem :D Wybrałem zestaw, w drodze powrotnej (targ kończy się murem) wydałem moje ostatnie dolary na bluzę, okulary (choć za nie bardzo przepłaciłem).

Image
Ladies Market, wbrew nazwie to nie jest miejsce tylko dla kobiet

Żeby mógłbym powiedzieć, że spróbowałem wszystkiego co chciałem brakowało jeszcze: bubble tea oraz dim sum. Erica tutaj pracuje, zna więc bardzo dobre miejsca, gdzie można zjeść smaczny obiad. Wzięliśmy 3 rodzaje dim sum, jeden z wieprzowiną, drugi z owocami morza a trzeci ogólnie mieszany. Do tego oczywiście herbata.

Pierwszy przypominał trochę zwiniętego naleśnika. Tylko było to bardzo śliskie. Pałeczkami nie dałem rady tego chwycić, pomagałem sobie łyżką :P Bardzo smaczne. Teraz kolej na mieszane dim sum. Nie wypadło już tak okazale, ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że było niesmaczne. Wygląd to już bardziej uszka z barszczu. Myślałem, że ja szybko jem, ale gdy ja byłem w połowie Erica mierząca może 140cm już dawno skończyła :D

Image
Pierwsze dwa dim sum

Swoją krótką przygodę z tym daniem zakończyłem dim sum z krewetkami. Na górze pokryte były ikrą krewetek. Miodzio! Ląduje na moim pierwszym miejscu azjatyckich potraw spychając tajlandzkie "Pad Thai" na drugie. W Europie naprawdę nie znosiłem krewetek. Nie mogłem ich przełknąć, dla mnie "śmierdziały", a mięso było niesmaczne. Tutaj jest zupełnie inaczej, zakochałem się w nich!

Image
Dim sum z krewetkami (jak teraz w Polsce patrzę na to zdjęcie to mam taką ochotę na to! :D)

Bardzo chciałem, by ostatnim widokiem jaki zobaczę w Hongkongu (a przynajmniej na razie) będzie znowu ta zapierająca dech w piersiach panorama wybrzeża wyspy Hong Kong. Nie było lepszego miejsca niż 118 piętro ICC, czyli restauracja Ozone (po raz kolejny). Zaproponowałem to Erice, choć nie wierzyła, że możemy tam za darmo wejść zgodziła się. Z bubble tea ruszyliśmy do metra. Ja wolałem poczekać te 5 minut i wypić zimną herbatkę z małymi kawałkami galaretki przed wejściem do metra. Nie chciałem, by ostatnia przejażdżka skończyła się wysoką karą :D

Na szczęście mięliśmy jeszcze godzinę do 21 (od tej godziny strój galowy), wpuszczono nas bez problemu. Rozejrzałem się, po prostu stałem i wpatrywałem się w to magiczne miasto. Akurat zdążyliśmy na festiwal świateł odbywający się codziennie o 20. Ale jak pisałem, nie robi to wrażenia. Ale było to miłe połączenie na wysokości prawie 480 metrów. Zakochałem się w tym mieście, wrócę do niego na pewno, mam nadzieję, że nie jeden raz!

Image
ICC, 118 piętro. Widok na Hong Kong

Czas ruszać do domu :( Wziąłem metro do ostatniej stacji Tung Chung. Na jednej ze stacji pożegnałem się z Ericą, która zmieniła linię. Na Tung Chung po przyjeździe czekał od razu autobus na lotnisko - 3.5 HKD 15 minut jazdy. Bardzo smutno było mi wracać, ale wszystko się kiedyś kończy. Trzeba po prostu kupić kolejny bilet do Hongkongu lub chociaż przez Hongkong!

Na mojej karcie Octopus zostało mi ponad 20 dolarów. Nie chciałem jej zwracać, wolałem sobie ją zostawić na pamiątkę, może nawet na kolejną podróż. Na Octopusie raz możemy wykonać transakcję na sumę większą niż mamy środków. To znaczy, możemy zejść do -35 HKD. A więc mam 55 HKD do wydania w 7eleven. Ciężko było, bo wybór produktów bardzo mały.

Image
Fota a'la Andi :D

Wszystko związane z odprawą i samolotem obeszło się bez najmniejszej komplikacji. Siedząc przy oknie po raz ostatni mogłem spojrzeć na oddalające się miasto, które nigdy nie zasypia - Hongkong!


Dużo więcej zdjęć na Picasie.Dzień 20: Bonusowy Amsterdam i powrót

Przez cały lot smutek nie znikał z mojej twarzy. Nie dość, że wracam z wyśmienitej podróży do kraju smutnych ludzi to dodatkowo byłem tak okropnie zmęczony. Minutowa wskazówka zegara kilkadziesiąt razy zrobi pełen obrót zanim ja położę się wreszcie do łóżka. Tym razem zamówiłem w samolocie zwykły posiłek. Gdy wylatujemy z Azji, KLM oferuje specjalne jedzenie azjatyckie. Nie tym razem - ze względu na epidemię nowej grypy H5N7 w samolocie nie można przewozić, żadnego drobiu. Podano nam niczego sobie mięsko. Nie można narzekać, ale liczyłem na ostatni prawdziwie azjatycki posiłek.

Próbowałem umilić sobie lot piwem i muzyką z centrum rozrywki (a nawet filmu Bonda), ale największą rozkoszą dla mnie był kilkugodzinny sen. Także mój lot odbył się w taki sposób: kolacja, sen, śniadanie, lądowanie. Trwał niczym krótki lot europejski, nawet ani razu nie wstałem z siedzenia.

Mimo kilkugodzinnego snu nadal czułem się tak okropnie nieogarnięty. Przez pierwsze minuty można powiedzieć nie wiedziałem jak się nazywam :mrgreen: Gdy wylądowaliśmy przepytałem stewardessy, czy w ogóle mogę opuścić lotnisko czy jednak muszę siedzieć tu i czekać. Na ich stronie widziałem jakieś dziwne info, że muszę siedzieć, ale nie wydawało mi się to prawdą.
- Możesz jechać do Amsterdamu nie ma problemu, ale jak masz lot za kilka godzin to weź trochę tych ciasteczek.
- Eee nie trzeba, dziękuję.
- No weź weź, my mamy ich za dużo :mrgreen: (wepchała mi kilka słodyczy na drogę).

Wysiadłem prawie ostatni z samolotu, tuż za rękawem przeszukuje plecak w poszukiwaniu mojego paszportu. Po drugim razie, ze względu na braku efektów zdecydowałem się wrócić do samolotu - może został w oparciu siedzenia. Chciałem dyskretnie sprawdzić, ale mi się nie udało. Zwołał się cały cabin crew i było wielkie szukanie mojego paszportu... który był cały czas w plecaku (co prawda nigdy nic nie wkładałem do tej kieszeni, no ale najważniejsze że jest). Dziwnie się czułem, ale muszę przyznać z tak przyjemną ekipą pierwszy raz miałem okazję lecieć.. Nie mówię nawet o tym locie, ale ogólnie, każdy był szalenie przyjemny. Jedzenie też smaczne, bardzo polecam KLM.

Image
Roland na lotnisku. A taka ciekawostka dotycząca fast foodów. Tutaj na Schiphol, Burger King ma najwięcej klientów spośród wszystkich swoich restauracji na całym świecie.

Było bardzo wcześnie, ledwo wybiła piąta rano, dlatego usiadłem na jednym z wielu leżaczków. Chodzi o to miejsce, które znalazłem będąc tutaj pierwszy raz 3 tygodnie temu. Ależ niektórzy chrapali :mrgreen: Zaraz po 6 pora na kontrolę paszportową. Kolejka była żmudna i dosyć długa, bardzo się to ciągnęło i straciłem ponad 30 minut. Na szczęście nie miałem osobistej kontroli, jak w Estonii gdy wracałem z Gruzji rok temu (sprawdzali mi wtedy nawet gumkę od majtek...). Od razu chciałem opuścić to lotnisko, by pojechać do Amsterdamu.

Do centrum najkorzystniej dostaniemy się pociągiem, który odjeżdża co około 15 minut. Koszt w jedną stronę to 3.8 EUR. Automat przyjmuje jakieś specjalne karty, a za zwykłe liczy sobie dodatkowo 0.5EUR. 3.8 EUR za 20 minutową podróż to i tak już wystarczająco dużo, nie będę dopłacał jeszcze więcej. Mam pieniądze z bankomatu to zapłacę normalnie. Tylko muszę je gdzieś rozmienić, bo akceptowane są tylko monety.

W sklepie dowiaduję się od niemiłego pana, że mi nie rozmieni, bo to nielegalne. Poleca mi kupić w kasie biletowej, ale tam długa kolejka i z tego co dobrze pamiętam, jeszcze większa dopłata - 1 EUR. Podobna sytuacja w kolejnym sklepie. Po co mam dopłacać jeśli mogę kupić taniej a mam bardzo dużo czasu bo jest za wcześnie by ruszyć do Amsterdamu.

Po 500 metrach trafiłem wreszcie na bank. Tutaj na pewno mi rozmienią. Przede mną były 2 osoby, gdy przyszedłem. Mimo to na moją kolej czekałem 10 minut. Myślałem, że nie będę już szedł szukać innego. Pani pochodzenia afrykańskiego oznajmiła mi, że za wymianę pieniędzy na monety policzy sobie 0.5 EUR. Komedia, poszedłem do sklepu spożywczego naprzeciwko i wziąłem chupa chupsa za 0.25 centów. Pani wydała mi z 20 EUR dziesięć i pięć w papierku, reszta na szczęście w monetach.
- A mogłaby pani tę piątkę wydać inaczej?
- Nie jak chcesz na pociąg to sobie idź do banku...
Nie komentując jej zachowania chciałem jak najszybciej uciec z tego lotniska. Pociąg przyjechał i po około 20 minutach byłem już w mieście.

Image
Początkowo było bardzo pochmurnie.

Amsterdam odwiedzam po raz 3, dlatego odpuszczam sobie główne atrakcje. Po prostu chcę sobie pochodzić po mieście, pozwiedzać stare kąty na koniec nowy dla mnie targ kwiatowy na wodzie.

Wychodząc z dworca ruszyłem przed siebie, trafiłem na wymarłą "czerwoną". W dzień jest to normalna, niczym się nie różniąca dzielnica. Mieszkają tutaj zwykli ludzie, tylko jakieś te drzwi inne. Gdy tylko słońce zachodzi, a czasem nawet wcześniej następuje wysyp półnagich pań stojących w oknach lub drzwiach.

Image
Jeszcze kilka godzin.

Miło jest sobie pochodzić wolnym spacerkiem przy kanałach (a Amsterdam ma ich aż 165), po mostach (1281). Ale było już grubo po 9, a śniadania w HEMA oferowane są tylko przez godzinę. Najbliższa, najlepiej zlokalizowana jest HEMA na Kalverstraat (czyli takich Krupówkach). W tym sklepie oferującym asortyment do całego domu na 1 piętrze znajdziemy małą kawiarnię. A tam z kolei między 9 a 10 rano małe śniadania za 1 EUR. Jedno śniadanie to: kawałek bagietki z omletem i plasterkiem boczku, croissant, dżem i herbata. Ja byłem bardzo głodny, wziąłem dwie porcje. Nie jest to coś wybitnego, do czego chce się wracać, ale można się tanio najeść.

Image
Przepraszam, zapomniałem zrobić zdjęcie na samym początku.

Wszędzie na ulicach słychać polski głos. Jest to coś od czego się odzwyczaiłem, więc szczególnie na to zwracam uwagę. Bardzo dużo osób budujących drogi i remontujących domy posługuje się naszym językiem. Ale to nie wszystko, spotkałem kilkanaście wycieczek szkolnych z Polski! W Burgerkingu, gdzie poszedłem odpocząć (jest Interenet) spotkałem dwie polskie małolaty (10-12 lat). Zapytały mnie łamanym angielskim , czy mam internet. Ale było ich zdziwienie, gdy odpowiedziałem po polsku :P A już najbardziej się wystraszyły, gdy dowiedziały się, że jestem ich opiekunem na wycieczce :mrgreen:

Image
Kalverstraat

Przeszedłem całą ulicę Kalverstraat. Przy samym końcu mieści się jedyna konkretna atrakcja tego dnia - Targ Kwiatowy. Jest to jedyny na świecie pływający targ, który sprzedaje kwiaty. Atrakcyjne ceny, sam wziąłem kilka cebulek tulipanów. Poza kwiatami znajdziemy tutaj wszystkie dostępne pamiątki związane z miastem i całym krajem. Spodziewałem się czegoś innego, większego, lepszego, ciężko mi powiedzieć. W każdym razie zawiedziony poszedłem dalej, stąd miałem już tylko 1km pod wielki, słynny napis "I amsterdam". A stąd autobus.

Image
Targ kwiatowy


Dodaj Komentarz

Komentarze (103)

silazak 16 maja 2013 08:49 Odpowiedz
Mikołaj jako ,ze jesteś moim krajanem to trzymam podwójnie kciuki :)Powodzenia chłopaku !!!
mixer 16 maja 2013 09:42 Odpowiedz
Bardzo mi się podoba ten nowy trend w relacjach :)Udanej podróży życzę!
dzianisan 16 maja 2013 14:47 Odpowiedz
Trzymam kciuki za udaną podróż i pamiętaj o mojej stronce. ;)
wiikack 16 maja 2013 15:45 Odpowiedz
no to dwie świetne relacje się szykują, czekam na dalsze info :) miłej i owocnej podróży ! :)
andi 16 maja 2013 18:10 Odpowiedz
Super co dwie relacje to nie jedna. Dodatkowo Ty poszerzasz ją o nowe trasy. Pisz, będziemy czytac ;)
miki3475 16 maja 2013 20:04 Odpowiedz
Po oszalamiajacej obsludze KLM wyladowalem wreszcie na NAJLEPSZYM lotnisku jakim bylem. Sorry, jestem zajety ogladaniem koncertu live na pianinie w strefie non-schengen :DW samolocie wszystko spisze i wrzuce tylko. Lot o 21:25 czy jakos tak :) Powalil mnie ten koles :D
wiikack 17 maja 2013 01:21 Odpowiedz
super ze pozytywne wrazenia, czekam na dalszy ciag :) powodzenia!
gooorcz 17 maja 2013 05:32 Odpowiedz
W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?
miki3475 17 maja 2013 10:50 Odpowiedz
Wysłałem dalszy ciąg relacji, jak forum zaktualizuje się to post zostanie pokazany (długa wiadomość i dlatego). Pewnie nad tym postem się pojawi.Jakby coś nie tak to tu treść http://codepad.org/NttFNRU4 i proszę modów o jakąś podmianę.
maxima 17 maja 2013 11:18 Odpowiedz
na pewno siatkówkę oka? ja kojarzę, że mierzyli temperaturę ciała w obawie przed SARS ;) termometrem na czole... zarówno na lotnisku, jak i po powrocie z Macauhttp://www.info.gov.hk/info/sars/bullet ... n0423e.htm
andi 17 maja 2013 15:17 Odpowiedz
Tez mi się wydaje, że temperaturę. @miki3475 to Ty wyladowales (patrząc na czas Twojego posta) godzinke przede mną. Ja miałem planowane lądowanie o 17.17. My nie kręciliśmy kółek, jedynie byłem ździwiony że lądujemy od strony Hongkongu. Zawsze podchodzili bezpośrednio z zachodu.
miki3475 17 maja 2013 16:06 Odpowiedz
Też byłem ogromnie zaskoczony, że lecimy przez cały Hongkong.Możliwe, że to była temperatura. W każdym razie coś skanowano z głową związane.Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki, nie wiem czy dopiero nie napiszę wieczorem recenzji z całego HK. Powiem w skrócie, że mam SUPER widok, nigdy w życiu nic piękniejszego nie widziałem!http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpgAle ten aparat jest fatalny, wyboraźcie sobie ten obraz 10x lepiej. Przepraszam, że takie duże, ale nie chce mi się zmniejszać, a internet tutaj cholernie szybki :P
namteh 17 maja 2013 17:10 Odpowiedz
miki3475 napisał:...a) Siedzę teraz u mojego hosta. Piwko, oscypki,...b) http://i.imgur.com/Z3te0qp.jpg...Ad.a. z relacji wnioskuje, że trzeba pic piwko zaraz po przebudzeniu i potem przy każdej nadarzającej się okazji a podroż będzie super!Ad.b. w sumie MS-AGH po zmroku wygląda bardzo podobnie :mrgreen:
miki3475 17 maja 2013 17:14 Odpowiedz
W kebabowni niczego innego nieoferują, a teraz to chyba po to przywiozłem piwko z Polski :PWcześniej pojawiły się pytania, ale nie miałem choćby 20 sekund żeby odpowiedzieć:Czy mapka to zwykły Google Maps z dodatkowymi funkcjami? Fajne znacznikiMapkę (kreski będące połączeniami) zrobiłem w http://www.travellerspoint.com/ a te małe kółeczka zainspirowany screenem na ich stronie główny dodałem w photoshopie. Nie wiem jak tam takie coś dodać, wydaje mi się, że to jest numer podróży a nie kolejny etap.W jakich krajach warto używać karty EUR, a w jakim USD?Nie jestem pewien czy dobrze rozumiem zasadę działanie, ale jeśli masz kartę EUR i zapłacisz w innej walucie to przewalutowanie pójdzie dla MasterCard. Kantor nic z tego nie ma, z karty zniknie tyle EUR po ile przeliczy MC. A wychodzi to BARDZO korzystnie i wielkiej różnicy HKD->USD a HKD->USD->EUR nie ma:https://www.mastercard.com/global/curre ... index.htmlWg tego gdy naszą walutą podstawową jest EUR to 100HKD będzie 10,02EURUSD: 100HKD będzie 12,88USDPatrząc na ceny z kantoru aliora1) 41,99zł2) 42,09złJeśli się nie ciachnąłem to wychodzi nawet, że lepiej używać karty EUR wszędzie (pewnie dlatego, że kantor więcej operuje EUR i może lepszą cenę za tę walute zaoferować).P.S. Ahhh znowu dodało się po czasie i teraz wygląda jak post pod postem :F
koncentrator 18 maja 2013 21:38 Odpowiedz
miki3475 napisał:Warto napisać, że tramwaje w HK (kursują tylko na wyspie Hong Kong) są dwupiętrowe (jako jedne z 2 lub 3 na świecie)Poza tym jeszcze Blackpool i Aleksandria.
wiikack 18 maja 2013 22:22 Odpowiedz
jej ale pięknie :) nie ma to jak wrócić z całodniowych zajęć na uczelni i rozkoszować się "byciem" w HK, czekamy na dalszy ciąg, w koncu jeszcze troche dni zostało!
wiikack 20 maja 2013 14:41 Odpowiedz
ta zupka wygląda przepysznie:) wyobraziłam sobie kogoś jedzącego nasz rosoł i płaczącego przy nim - widok niezapomniany ;)
szoszo 21 maja 2013 07:24 Odpowiedz
miki3475 - potrafisz umilić czas spędzany w pracy. Twoje relacje do porannej kawy są jak znalaz:) Powodzenia i czekamy na więcej
orfik11 21 maja 2013 22:55 Odpowiedz
Witam. Fantastyczna relacja. Czekam na dalsze relacje. Pozdrawiam
lahcimmm2 21 maja 2013 23:07 Odpowiedz
Zgadzam sie "Wysoki" poziom relacji :)poplywales dzisiaj ?
miki3475 22 maja 2013 09:07 Odpowiedz
Bardzo dziekuje za mile slowa, sa ogromnie motywujace.Dzis najciekawiej nie bedzie bo... wlasnie sie obudzilem, a juz 15:00...Nie wiem czy jechac plazowac czy na Lamme, a moze zostac na Lantau i jechac zobaczyc Budde, ale tu malo busow i nie chce spac pod posagiem :DZly jestem cholernie, ale poszedlem spac dopiero o 5, wiec jakies uzasadnienie jest. Jutro zrobie wszystko by wyssac ten ostatni dzien do konca, lot mam dopiero wieczorem.Poki co lece bo za 25 min mam prom na Hong Kong.EditDobra jade na lamme bo plywac moge w singapurze i bedzie tam lepiej nawet
wiikack 22 maja 2013 19:16 Odpowiedz
eh, ale zazdroszcze Ci tego wyjazdu :P jedzenie wygląda przepysznie - to danie krewetkowe, ależ mi się go zachciało. Zgłaszam zażalenie i prosze o możliwość "wydrukowania" go w domu juz gotowego. czekam na dalszą relację i zdjecia, pozdrawiam ;)
maxima 24 maja 2013 08:41 Odpowiedz
pod tym Buddą to sprzedają też bilety do muzeum, które mieści się pod posągiem
m3lm4k 24 maja 2013 19:34 Odpowiedz
Changi nie przestaje zachwycac!Jak zamowisz kiedys z lodem to zrozumiesz czemu jest taniej :D
andi 24 maja 2013 19:45 Odpowiedz
Ja zakończyłem już swoją relację, więc teraz tu będę spędzał czas ;)Po tym co piszesz to lotnisko w Hongkongu spadłoby na drugie miejsce na mojej liście, kosztem oczywiście Changi. Ciekaw jestem Singapuru, więc czekam na dalszą relację.
miki3475 24 maja 2013 20:12 Odpowiedz
No z lodem zamowiłem. To teraz muszę sprobowac bez lodu.Changi zdecydowanie najlepsze na świecie, ale wydaje mi sie ze Amsterdam prowadzi jesli chodzi o spanie. Tutaj mogloby byc wiecej tych lezakow, bo jest ich moze po 10 i niektorzy spali na ziemi (chociaz plus ze wszedzie dywan), z kolei na AMS znalazlem ich naprawde sporo. A czy sa drzewa czy nie to i tak nie robi roznicy jak sie spi.
klapio 25 maja 2013 17:56 Odpowiedz
Ekstra się czyta, chyba najlepsza relacja jaką czytałem :-)Zazdroszczę podróży i pozdrawiam :-D
wiikack 25 maja 2013 23:40 Odpowiedz
czaderska ta relacja :) nie tylko podróżnicza, ale juz nawet wątek kryminalistyczny się wkradł ;) Spotkanie Polaka - szok, ale pozytywny nie mogę się doczekać kolejnego opisu!
malyczak 26 maja 2013 13:12 Odpowiedz
Narazie czytając tą rewelacyjną relację HG -Singapur 1:0 pod względem wrażeń
golddigger 26 maja 2013 14:32 Odpowiedz
zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! Mam nadzieję,że też kiedyś uda mi się tam polecieć:)
miki3475 26 maja 2013 14:51 Odpowiedz
Też uważam, że Hongkong jest ciekawszy dla podróżnika budżetowego. Singapur to droga zabawa. A jeśli już z czegoś chcemy skorzystać (a jest z czego) to trzeba słono zapłacić.Metro w Hongkongu jest dużo lepsze. Ceny właściwie podobne oba mają, ale w Hongkongu wszystko jest dużo prostsze. Tam zazwyczaj nachodzą się na siebie dwie stacje dwóch linii, tak aby przesiadka była jak najwygodniejsza, po prostu przechodzi się kilka metrów i linia zmieniona. Bardzo rzadko trzeba zmieniać poziomy, w Singapurze wczoraj miałem taką sytuację, że musiałem wejść 2 piętra wyżej, przejść kilkadziesiąt metrów i piętro w dół. W HK od razu zrobiliby z tym porządek.Dodatkowo poza ścisłym centrum całe metro jest nad ziemią. Przez to jest bardziej hałaśliwe, ale przede wszystkim wolniejsze. W HK natomiast nie było dla nich problemem zrobienie 3 tuneli pod wodą, nie mówię już że zazwyczaj jedzie się pod ziemią.Singapur wygra jednak jeśli chodzi o jedzenie. Niskie ceny jak w HK, ale większy wybór ze względu na mix kulturowy. Choć McDonlad's dużo droższy, reszta w atrakcyjnych cenach. Bardzo mi się podobają te markety z wszystkimi budkami w jednym miejscu. Ogromny plus Singapuru.W HK jest więcej miejsc, które można zwiedzić, ale nie trzeba płacić. Tak np. wyspy, góry, plaże. Jest ciekawszy, ale Singapur dużo ładniejszy ze względu na zieleń, która jest WSZĘDZIE!Jest jeszcze sprawa kart na autobusy, metro itd. Oba miasta ją mają. Ale w HK działa to sprawniej i wygodniej. Kupując dajemy depozyt 50 HKD (12-14 zł), kartę po wyjeździe możemy zwrócić. Na HK Octopusie możemy mieć depozyt do -35 HKD. Tutaj, gdy jest poniżej 3$ to automat nie chce wpuścić do metra, a co do tego depozytu nie jest zwracany - 5$. Octopusem HK możemy płacić wszędzie, w sklepach, restauracjach. Tutaj jest tylko na komunikację.Jeśli miałbym wybrać jechać do HK na kilka dni albo do Singapuru to zdecydowanie HK. Ale gdy 2 dni w HK a 5 dni w Singpurze, to opcja 2. Bo jakby nie patrzeć to oba miasta bardzo się do siebie nie różnią. Wszędzie Chińczycy i chińskie jedzenie. Kultura podobna. Warto zobaczyć oba i samemu wybrać swoje miasto. Jeśli miałbym zostać i pracować Singapur byłby o niebo lepszy, ale jako turysta wybieram HK :)Właśnie wróciłem z wycieczki po Singapurze, której celem było oderwanie się od cywilizacji, budynków, których wczoraj było za dużo i zaczęło mnie to przytłaczać. Za kilkanaście min zacznę pisać relację i późnym wieczorem (u mnie) powinna być.GoldDigger napisał:zawsze marzyłem o takim wyjeździe, życzę wam naprawdę super spędzonego czasu tam! tobie :D sam jeżdżę, ale dzięki wielkie Tobie i całej reszcie za miłe słowa.
mixer 26 maja 2013 20:02 Odpowiedz
Relacja w dalszym ciągu bardzo ciekawa.Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :D
maxima 26 maja 2013 20:57 Odpowiedz
Mixer napisał: Ale chyba dosyć młody jesteś, że Cię tyle rzeczy dziwi i zaskakuje :Dale mimo wszystko podróże kształcą :)
andi 26 maja 2013 21:43 Odpowiedz
Kurcze, a taki byłem ciekaw tego Singapuru. Z tego co piszesz to Hongkong (według mnie) bije go na głowe.
miki3475 27 maja 2013 04:45 Odpowiedz
No bije bije właściwie, Hongkong do zwiedzania (szczególnie że w 1h można być w Macau) a Singapur do życia. Ale proszę nie sugerujcie się moimi komentarzami, pojedzcie i sprawdźcie sami :) Wasze odczucia mogą być inne.Ja tymczasem przespałem moją jedyną szanse na ZOO. Jest już 10:40, niby obudziłem się o 7, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób poszedłem spać dalej, bo pamiętam jak już stałem na nogach :mrgreen: Ze zmęczeniem nie da się wygrać, ja tymczasem muszę coś wymyślić żeby zobaczyć na szybko.
mixer 27 maja 2013 21:19 Odpowiedz
Liczę na szczegółowy opis Pattayi + okolic, nie zawiedź mnie ;)
hubert 27 maja 2013 23:03 Odpowiedz
Tylko czemu akurat do najbrzydszego miejsca w Tajlandii się wybrałeś? Szkoda, trzeba było ciut dalej uciec chociażby na pobliską wyspę Ko Chang. Relacja świetna ;)
zbyhu 28 maja 2013 04:50 Odpowiedz
Relacja świetna, ale mam wrażenie że wszystko planujesz tak raczej na bieżąco, bez większego przygotowania. Hong-Kongu nie znam, ale Singapur zrobiłeś moim zdaniem bardzo pobieżnie wybierając raczej mniej ciekawe atrakcje, a pomijając kilka ważnych miejsc.
miki3475 28 maja 2013 04:59 Odpowiedz
Wiem, źe nie jest to idealne miejsce, ale chodziło o to, że ciężko było jechać autobusem lub pociągiem gdzieś indziej. Myślałem bardziej o południu ale straciłbym za dużo czasu, a jeśli chciałbym lecieć samolotem to już koszt wzrasta znacznie, a i tak obecnie dla mnie to sporo. Dodatkowo tylko Pattaya oferowała transport z lotniska w akceptowalnej cenie.Zbyhu nie mam zbytnio czasu na bardzo dokładne przygotowanie, ale nie mogę powiedzieć że totalnie idę na spontan. Jakie miejsca były też warte uwagi? Info przyda się na następny raz. Myślę że akurat zobaczyłem wsystko co Singapur oferuje dodatkowo skorzystałem z opcji rzadko wybieranej przez turystów - rezerwatu przyrody itd. Oczywiście mógłbym jeszcze wjechać na sam szczyt Mariny albo skorzystać z Singapur Flyer, ale uważam że Singapur nie oferuje jakoś tak dobrej panoramy jak HK i swoje pieniądze starałem się tam inwestować i myślę że nie straciłem. Jeśli chodzi o popularna atrakcje Universal Studio na Sentosie to musiałem wybrać albo Ocean Park na HK albo to. W HK miałem więcej czasu, tutaj musiałbym rezygnować ze zwiedzania czegoś. Uważam ze z tych ważnych atrakcji Singapuru nie zobaczyłem tylko ZOO, na które brakło czasu.
zbyhu 28 maja 2013 05:57 Odpowiedz
Z opisu odczułem że spędziłeś masę czasu na Changi mając go tak niewiele na Singapur.Z pozostałych uwag to:Sentosa koniecznie w dzień, Universal Studios zdecydowanie do pominięcia. Nie wiem czy się zgodzisz, ale Orchard Road jest wg mnie stratą czasu - same galerie handlowe i sklepy. Zabrakło spaceru przez imprezowe Clarke Quay i pełne expatów Boat Quay - najlepiej chyba wieczorem (może impreza w którymś z klubów?). Zamiast rezerwatu lepiej moim zdaniem było skoczyć na wycieczkę rowerową na Pulau Ubin. Zdecydowanie zamiast botanicznego ZOO, Night Safari też jest niezłe - ale byś już nie wcisnął chyba :) (BTW w botanicznym przegapiłeś chyba pomnik Chopina :) ). Flyer jest całkiem spoko, widać całą panoramę na zatokę i CBD a z drugiej strony na pełno statków na redzie. Lau Pa Sat nie wiem czemu zabrakło, dla mnie napewno w top 10. Warto też skoczyć na Singapore Sling do Raffle's Hotel i poczuć trochę kolonialnego klimatu. Posiedziałbym też dłużej w Little India i Chinatown, nacieszył się tym zupełnie odmiennym charakterem od zabieganego CBD, zjadł coś charakterystycznego w obu. Jedzenia też mi brakowało. Tradycyjnej laksy, chicken rice, char kway teow, mee goreng, nasi lemak, murtabaka, można wymieniać i wymieniać :) Obiecaj że zjesz pad thai w Tajlandii :)Zostawiłeś na pewno sporo na następny raz. Mam wrażenie że się Singapurem trochę zawiodłeś - wróć kiedyś, spróbuj jeszcze raz, może będzie inaczej :) Jeszcze raz gratuluję relacji :)
miki3475 28 maja 2013 16:29 Odpowiedz
Bardzo dużo spędziłem czasu na Changi, bo uwielbiam lotniska :D A takich jak to nie spotka się w Europie, więc cieszę się ze zwiedzania. Orchard Road jest idealnym miejscem jeśli przyjechało się z grubym portfelem i planuje się zakupy (do tego Singapur jest idealny). Ale myślę, że można się przejść, poczuć ogrom wszystkich budynków, to tylko 30-60 minut.Miał być park botaniczny i ZOO. Nie chciałbym rezygnować z jednego, żeby pójść do drugiego. Wyszło jak wyszło.Nie wiem jakoś uważam, że Singapur najlepszym miejscem do imprezowania nie jest, za jedno piwo tam mam w Bangkoku kilka :D Kluby to raczej nie mój klimat.Z rezerwatu za żadne skarby bym nie zrezygnował. Jeśli miałbym wybrać tylko jedną atrakcję, która mi się najbardziej podobała to jest to na pewno ten park. Ale pewnie ten Pulau Ubin też jest równie przyjemny. Trzeba byłoby zobaczyć oba.No to Night Safari bardzo kusi no ale kupę kasy to coś kosztuje :/Faktycznie nie wiedziałem o Chopinie, a szkoda.Hmm byłem w wielu podobnych miejscach jak to Lau Pa Sat. Ale dzięki!Oj tyle czytałem kiedyś o tym Raffle's Hotel, a teraz o tym zapomniałem :| Wielka szkoda, mogłeś mi nie przypominać teraz mam wyrzuty sumienia :DMyślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.
blackall 28 maja 2013 16:52 Odpowiedz
miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)
lahcimmm2 28 maja 2013 18:00 Odpowiedz
Blackall napisał:miki3475 napisał:Myślę, że połączenie Twojego i mojego planu zajęłoby przynajmniej 5 może 6 pełne dni w Singapurze ;) Nie tyle się zawiodłem co spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ale podobało mi się i naprawdę chętnie tam wrócę, oby nie tylko jeden raz.Ja bym po części dodał do tego wady i zalety couchsurfingu. Z jednej strony śpisz za free, ale z drugiej spędzasz czas z hostem - co ma swoje wady i zalety. Wiadomo, trafiają się niesamowici ludzie, gdzie pare godzin rozmów jest bezcenne - ale z drugiej strony ucieka ci czas. Można też trafić na osoby, które nie będą tak fajne, a jednak te 2-3h dziennie jakoś wypada spędzić choćby przy śniadaniu/kolacji/whatever. Hotel daje tu dużo większą elastycznosc jesli chodzi o czas, ale wtedy tracimy potencjalnego świetnego przewodnika/towarzysza rozmów etc. No ale nie można mieć wszystkiego... :)to podziele sie jeszcze moja opinia na ten temat, couchsurfing to najlepszy sposob na poznanie kraju, w ten sposob jestes kumplem, przyjacielem, towarzyszem,w hotelu zawsze bedziesz turysta ,wiem co pisze bo Mikiego poznalem przez couchsurfingu w Gruzji :)Mikolaj - gratulacje dla mnie jestes najlepszym ambasadorem prawdy życiowej:"...wszystko jest możliwe! – Wczorajsze marzenia to dzisiejsza rzeczywistość"
mixer 29 maja 2013 22:13 Odpowiedz
Niesamowite te Twoje historie kryminalne :ironia:I bulwers spowodowany obecnością dziewczyną :DPoza tym relacja jak zwykle trzyma poziom :)
blackall 29 maja 2013 22:33 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na miejscu pytam od razu o drogę z tą ulicą. Młodzi mieszkańcy BKK nie wiedzą, ale biegają po placu i pytają innych ludzi. Ok, to ta droga. Idę idę i skrętu w lewo jak nie było tak nie ma. Pora kogoś zapytać. Rozmawiałem z dziewczyną 10 minut i zupełnie nie rozumiem o co jej chodziło, ale głupio było tak odejść gdy bardzo chciała mi pomóc. W skrócie zrozumiałem, że jestem na złej drodze i muszę cofnąć się do samego metra, co też uczyniłem. Tam wchodząc w kolejną drogę nie zgadzały się numery wyjścia z metra. Moja ulica powinna być po środku, więc ostatecznie na początku byłem na dobrej drodze i nie potrzebnie się cofałem. Wróciłem i teraz bardziej uważałem na drogę.Wreszcie znalazłem rozwidlenie, wszedłem w jedną z bocznych dróżek i szukałem hostelu, który tutaj nie istnieje. Straciłem ponad godzinę, przeszedłem całą ulicę kilkakrotnie. Nikt tutaj o czymś takim nie słyszał. Wreszcie zdecydowałem się prosić o pożyczenie telefonu, by do nich zadzwonić. Okazało się, że jestem w zupełnie złej części. Adres jest zupełnie inny niż mój z hostelbookers. Bardzo się zdenerwowałem. W dodatku zaczął padać deszcz. Wróciłem na stację, wsiadłem w metro i pojechałem tam gdzie chcieli. Odebrała mnie jakaś dziewczyna, z którą nawet nie miałem ochoty rozmawiać. Pani zaskoczona, że mapka jest zła. Adres jako nazwa ulicy się zgadza, ale jeśli skorzystamy z zakładki "mapa" to jest tam co innego... Bardzo mnie to zdenerwowało, bo straciłem 2h. Hostel duży, wiele osób, raczej czysto i ładnie, ale moje wrażenia już się nie zmienią na pewno, ocena będzie jaka będzie.A sprawdz co ci pokaże google maps po wklepaniu adresu/nazwy hotelu. Mam podejrzenie, że hostelbookers nie ma konkretnych danych z każdego hotelu/hostelu tylko po prostu korzysta z API googla i wyświetla to, co mu odpowie.
andi 29 maja 2013 22:58 Odpowiedz
Miki nie oceniaj miejsca po tym, że coś nie idzie według Twojego planu. Przecież jadąc do Tajlandii każdy wie, że turysta to potencjalne źródło dochodu Tajów. Ja przeczytałem wcześniej kilka relacji i wiedziałem czego mogę sie spodziewać. Po prostu potraktowałem to jako element, którego nie da się pominąć. Oni mają taki sposób zarabiania i nikt tego nie zmieni ;)Ja przez ich opieszałość o mały włos bym nie zdąrzył na samolot (taksówka tak się wlokła) - jednak ani przez chwile nie zmieniłem swojego pozytywnego zdania o tym kraju. Uważam, że to mój błąd bo powinienem to wziąć pod uwagę planując podróżowanie po tym kraju.Przyjemniejszych chwil w BKK :)Odnośnie tych pick-upów to ja sam w nim jechałem za kwote 40thb, gdzie taksówkarz krzyczał 150thb, a rikszarz za tą samą trasę 80thb. Widocznie mu się opłacało ;)
wiikack 30 maja 2013 02:25 Odpowiedz
|...o...| rozbawiło mnie Twoje określnenie jak oczami transów wygląda miki3475 ;D Naprawdę fajnie relacjonujesz, podziwiam że pojechałeś sam, wielki szacun. Ten hostel niezbyt fajna akcja. Ale wątki kryminalne zaskakujące, jednak niezbyt pozytywne. Czekam na dalszy ciąg relacji :)
miki3475 30 maja 2013 04:01 Odpowiedz
Mixer, opisuje jak one wyglądają. Jeśli są mało ciekawe to nic już na to nie poradzę. Hmm możesz co najwyżej przeskakiwać do następnego akapitu. A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Blackall, "Nie mogliśmy zlokalizować adresu", więc ktoś musiał ręcznie to zrobić. Ale myślę, że nie ważne czy to komputer czy człowiek. Patrze, mapka na ich ofercie jest, miałem 5 minut na przygotowanie, więc strzeliłem fotkę i tyle. W informacji o dojeździe jest, żeby jechać na inną stację metra i tam do nich zadzwonić to cię odbiorą. Ale o godzinie 22 nie chciałem nikomu zawracać tyłka. Patrze, że to kilka minut drogi to przecież przejdę się.Andi, ja wiedziałem, że tak będzie. Ale nadal to jest strasznie irytujące. W Bangkoku wygląda to zupełnie inaczej. Wczoraj się trochę nachodziłem, z wielką torbą więc idealny klient, bo pewnie nie chce się przemęczać i weźmie taxi. Tutaj NIKT z może 50-100 taxi, motorów i tuktuków które mijałem nie zaproponował mi "hej, może wsiądziesz, tylko 100 THB", albo nie próbował mi na siłę sprzedać małego kawałka ananasa i arbuza za 100 THB... Wg mnie tutaj jest zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o natręctwo, ale sprawdzę dzisiaj.|...o...|, 18 lat.Dzięki za radę, to chyba też problem BKK, więc się przyda :mrgreen: wiikack, dzięki po raz kolejny za miłe słowa ;)Ruszam, poczytam coś przez 10 minut o atrakcjach BKK bo prawie nic nie wiem. Na szczęście dziś będę zwiedzał z użytkowniczką jadesobie, więc będzie łatwiej.Dzięki i pozdrawiam z zimnego pokoju :mrgreen:
maxima 30 maja 2013 10:29 Odpowiedz
miki3475 napisał: A co do dziewczyny, to nie o nią chodzi bo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Tylko to, jaki pokój mi dali. Pokój męski miał 6 wolnych łóżek z 6, możliwe że byłby ktoś i tak, bo np. przyjechał w ostatniej chwili, bądź po prostu zrobił rezerwacje na innej stronie i oni nie zaktualizowali danych. W mieszanym było 5 na 6. Znaczy trochę tłoczno. W efekcie wygląda to tak, że do łazienki jest kolejka wieczorem do prysznica, więcej brudu, klima ustawiona na 10 stopni, miałem koc ale bardzo zimno przez całą noc. Jeśli 5 osobom pasuje to nie będę się wychylał i sprawiał problemów dla całej grupy 20/80 trzeba się dopasować. W hostelu jest porządny common room, więc jakbym chciał kogoś poznać to mogę to zrobić tam, nie muszę być w nim w pokoju (w Pattaya nasz pokój był jedynym dormem). Więc chodzi o wygodę, a dziewczyna jest dowodem na to, że mam zły pokój, którego nie zamówiłem.Nie przejmuj się tymi komentarzami :) na forum jest pełno osób, które uważają, że jak za coś zapłaciłeś mało (względne pojęcie), to nie masz prawa nic oczekiwać ;) No i są też tacy co pozjadali rozumy, wszystko widzieli i uważają, że to ich obowiązek udzielać dobrych rad innym - no i krytykować :) bo przecież nie można odkrywać świata na swój sposób :) Spokojnego pobytu w BKK :)
washington 30 maja 2013 13:13 Odpowiedz
Twoja relacja jest bardzo ciekawa i chętnie ją czytam:) ale proponuje trochę więcej poczytać (przewodników, forum) przed wycieczką - dobór miejsc do zwiedzania i odpowiednie przygotowanie logistyczne to ponad 80% szans na udaną wycieczkę ;)Tajlandia jest jednym z najpiękniejszych miejsc w Azji, ale jadąc do Pattaya nie powinieneś się spodziewać nic innego niż to co zastałeś - ogólnie tajowie to bardzo mili i nienachalni ludzie, a szansa bycia oszukanym jest jedną z najmniejszych w całej Azji - aż się boję co byś zrobił w Indiach :P Mimo wszystko podziwiam za odwagę (taka podróż w tym wieku:) i życzę powodzenia!
miki3475 30 maja 2013 20:13 Odpowiedz
Mała obsuwa w grafiku. Dzisiaj już padam. Zasypiam co 5 minut pisząc relację. Dokończę więc rano ;) Odcinek 15 dopiero za kilka godzin.
mixer 1 czerwca 2013 10:43 Odpowiedz
Pamiętasz może w jakiej cenie były na przykład te ryby z chilli, albo Twoje ośmiorniczki?
zbyhu 1 czerwca 2013 11:27 Odpowiedz
Planujesz jakieś zwiedzanie w tym Bangkoku?Grand Palace obowiązkowo, do tego Wat Pho z leżącym Buddą i Wat Arun, polecam też Dusit (wchodzisz na tym samym bilecie), a zwłaszcza Anantasamakhom Throne Hall - weszliśmy już tam trochę na siłę, a widziałem tam chyba najpiękniejsze rzeczy w życiu - mają tam pokaźny zbiór prezentów dawanych królowi i królowej z różnych okazji - masa złota i niesamowity poziom rzemiosła.Próbowałem znaleźć jakieś zdjęcia, swoich nie mam bo nawet komórki każą w szafkach zostawić, ale wygląda na to że ciężko jest je nawet w internecie dorwać. Tu jest jedna ze złotych bark: http://www.globalgoodnews.com/cultural- ... 5532449047
miki3475 1 czerwca 2013 17:25 Odpowiedz
Ta ryba nie mogła kosztować więcej niż 30-40 bathów podobnie ośmiorniczki, nie wydaje mi się, żebym zapłacił za nie (1 wykałaczka, na niej 3 ośmiorniczki) powyżej 20 bathów, może max. 30. Bardzo tanie jedzenie. Dzisiaj miałem cały obiad za 60 bathów w tym samym miejscu.Tak zwiedzałem cały dzień, nie byłem w pałacu królewskim, bo są skrajne opinie, a to coś kosztuje 500 bathów. Byłem totalnie bez kasy, tzn. nie chciałem wypłacać więcej. Idealnie starczyło mi i zostało na poranne dostanie się na lotnisko.No właśnie, lot mam niby o 10, ale wolę wstać o 6:00, zebrać się i ruszyć na lotnisko, bo szczególnie rano Bangkok zakorkowany a ja korzystam z tego drugiego lotniska. Toteż, pójdę spać dużo wcześniej, wszystko sobie przygotuję, a relację z dzisiejszego dnia napiszę w samolocie. Będzie wrzucona jutro na lotnisku w Macau. Pozdrawiam.
andi 2 czerwca 2013 09:50 Odpowiedz
A mówiłem, że w Bangkoku gorąc niemiłosierny hehe. Super się czyta, oglądając fotki czuje się jakbym tam znowu był ;)
miki3475 2 czerwca 2013 10:19 Odpowiedz
No jest cholernie goraco, ale nie ma takiej wilgotnosci powietrza jak w HK. Tutaj w Makau jest masakra, 35 stopni jak w Bangkoku, zero chmurek i klimat jak w HK.
andi 2 czerwca 2013 10:22 Odpowiedz
Trafiłeś na bezchmurne Macau/Hongkong co w tym okresie jest rzadkością. Jak patrzą na kamerki to rzeczywiście piękna pogoda :)
angrenne 2 czerwca 2013 19:54 Odpowiedz
Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?
miki3475 2 czerwca 2013 21:37 Odpowiedz
Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.
angrenne 2 czerwca 2013 22:59 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A więc powiem, że Cię podziwiam, bo większość 18-latków, których znam nie odważyłoby się lecieć w pojedynkę nawet do Egiptu, a co dopiero tak daleko i to bez BP. A kasę to woleliby wydać na imprezki.
gruda 3 czerwca 2013 02:14 Odpowiedz
miki3475 napisał:Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Za moich pomaturalnych czasow budzetowo to jechalo sie pod namiot na Polwysep Helski. Czasem na bogato byly domki, a typowy low cost to lawka na dworcu PKS w Jastrzebiej Gorze po uprzedniej konsumpcji tzw. "telewizorów" :D A pisze to dlatego, ze czytajac takie relacje (a czyta sie swietnie!; watki "kryminalne" rzadza :) ) zal dupsko sciska, ze kiedys, jak jeszcze byly dobre ekipy osiedlowe czy szkolne, nie bylo takich mozliwosci podrozowania. Co do jedzenia to moja pierwsza mysl przy kazdej fotce to: ciekawe jaka jest % zawartosc szczura w potrawie, albo "psa, przemilenoego razem z buda" ;) Ale i tak bym jadl te wszytskie swierszcze i inne robale.Ehhh szkoda kasyna :( Mogles odrobic tripa albo i zarobic na kolejnego.Powodzenia dalej.
maxima 3 czerwca 2013 10:21 Odpowiedz
takie info uzupełniające a propo Twojej wizyty w Makau :)http://www.pb.pl/3155964,70969,w-tym-ka ... -6-mln-usd
ledo 3 czerwca 2013 14:04 Odpowiedz
High five dla Ciebie za taki trip w takim wieku!,
mixer 4 czerwca 2013 09:04 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:Mam jedno pytanie, tylko proszę, nie traktuj tego jako złośliwość, po prostu jestem ciekawa. Jak to możliwe, że 18-letni chłopak zamiast siedzieć w szkole ma czas i pieniądze na podróże po Tajlandii?Maturę napisałem to teraz nie mam już szkoły. A co co do kasy to oszczędzałem i tak jak już wyżej pisane, trip raczej budżetowy (przesadziłem w Singapurze, tylko nie wiem na co). A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.Ale dziś pożałowałem, że tak młodo podróżuję, bo nie wpuścili mnie do żadnego kasyna w Makau :( Relacja będzie za kilka godzin. Mam może z 50%, ale muszę już iść spać. Na nogach od 6 rano a już 3:30, a za 4h muszę wstać :P A nie chce robić Makau na odwal się, bo to mało popularne miejsce wśród podróżników i chce napisać to porządnie.Czekamy ;)
maxima 4 czerwca 2013 10:06 Odpowiedz
Miki już pewnie w AMS siedzi i czeka na lot do WAW :)
szoszo 4 czerwca 2013 10:25 Odpowiedz
Jak codzień przychodze do pracy, odpalam poranna kawę, patrze- a relacji nie ma:D Czekamy i udanego powrotu :)
miki3475 4 czerwca 2013 10:30 Odpowiedz
Przepraszam ale ostatnio to już naprawdę 3h snu przez ostatnie dni. Chciałem wycisnąć wszystko z tego tripa. Siedzę teraz w Amsterdamie, zwiedzam miasto. Makau i HK ostatni dzien będze na 100% dzisiaj, bo mam 6h czekania na autobus dzisiaj. A co do Amsterdamu i podsumowania to może jutro. Przepraszam i pozdrawiam z Amsterdamu ;)
andi 4 czerwca 2013 13:58 Odpowiedz
Masz to samo co ja ;) O ile w trakcie wycieczki siedząc wieczorem przy piwku można sobie pisać, to podczas powrotu tyle spraw się nakłada, że ciężko aby coś napisać. Ja końcówkę pisałem siedząc w PB, trasa WAW-KRK to niecałe 5h więc sporo aby nadrobić.
wiikack 4 czerwca 2013 19:22 Odpowiedz
Mam tak samo, wstaje rano ( o 12 :P ) klikam w zakładke relacji a tu nic ;D ale wiem że nie piszesz,bo zajęty/zmęczony jesteś :) tylko nie wiem co bedzie, gdy sie relacja skończy, albo musisz zacząć opisywać do robisz w Polsce, albo nam coś pozmyślać hahah ;D
maxima 4 czerwca 2013 23:34 Odpowiedz
a ciasteczka w Makau próbowałeś? tez można się najeść tyle tych rodzajów tam mają :) niektóre z mięsem lub algami, ale najlepsze z migdałami ;)Warte spaceru są jeszcze okolice Muzeum Morskiego i Makau Tower :) No i można się wybrać pod chińską granicę ;) oczywiście darmowym busem ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:11 Odpowiedz
miki3475 napisał:Angrenne napisał:A co do budek to uważam, że w Azji to inna klasa niż u nas "jedzenie z budek". Tutaj po prostu każdy tak je, bo wszyscy są zabiegani pracą. W efekcie takie jedzenie jest bardzo smaczne i tanie.Póki co naprawdę NIC mi nie zaszkodziło jeśli chodzi o kwestie żołądkowe. Raz po Burger Kingu z Mong Kok bolał mnie trochę brzuch, ale to może godzinkę. No i właśnie - to amerykański fastfood!Ostre, nieostre, wszystko zawsze świeże było i smaczne. Można jeść śmiało.W Azji jedzenie z ulicy najlepsze!!! Od dziadka ze starego woka albo grilla :)Szaszłyczki z krewetek albo makaron, pycha.O dziwo, jedząc cały tydzień "na ulicy", poczułam się źle dopiero po kolacji w restauracji :P ;)
biochemik 5 czerwca 2013 00:28 Odpowiedz
Fajnie obejrzeć relację i powspominać Bangkok. Link do moich fotek z Tajlandii, na których są wspomniane smażone świerszcze i skorpiony :)https://plus.google.com/photos/11577321 ... nfLBmabpDg
wayne 5 czerwca 2013 16:04 Odpowiedz
Quote:Na ostatnią noc wyprawy miałem niespodziewany couchsurfing. Gdy byłem w Singapurze, Erica z HK przypadkiem znalazła informacje że odwiedzam jej miasto. Poprosiła mnie czy nie mógłbym wziąć laptopa dla jej dobrego znajomego z Krakowa. Oczywiście żaden to problem, szczególnie że to malutki netbook. Od razu się zgodziłem, a Erica nalegała bym spał u niej. Zaoferowała mi też ostatni chiński obiad, mówiąc że jej kolega już jej zapłacił za przesyłkę i ona tylko wydaje jego pieniądze (oczywiście on o tym wie, są bardzo dobrymi znajomymi).Oj, nie podoba mi się to :/ Nie wiesz że nigdy, ale to przenigdy jadąc przez granicę nie bierze się ŻADNYCH rzeczy od nieznajomych? Nigdy!!! Przecież to może być jakiś przemyt :/ Na poparcie moich słów: http://www.rp.pl/artykul/414188.html?print=tak Chroń siebie, zostaw to, nie ryzykuj.
miki3475 6 czerwca 2013 06:42 Odpowiedz
Dla mnie osoba ta byla zaufana i wczesniej wszystko sprawdzilem. Jesli cos wzbudziloby moje podejrzenie powiedzialbym ze nie moge tego zrobic. Sprawdzilem laptopa dokladnie, bo tez o tym myslalem. Wszystko bylo w porzadku. Rownie dobrze gdy stoisz w kolejce do kontroli bezpieczenstwa ktos moglby ci wrzucic mala paczuszke, ktora bylaby odebrana na lotnisku docelowym. Nie mozna zawsze doszukiwac sie zlych zamiarow, trzeba zbadac sprawe i dopiero ocenic. Wszystko bylo oki.Poki co przespalem z 18h, ale dzis powinna byc dalsza czesc.
szoszo 6 czerwca 2013 06:59 Odpowiedz
No to czekamy:)
zbyhu 7 czerwca 2013 15:17 Odpowiedz
ten pork chop bun wygląda kropkę w kropkę jak portugalska bifana :D
klapio 7 czerwca 2013 21:46 Odpowiedz
Dawaj ostatnią część !!! :-D
marceel85 8 czerwca 2013 09:46 Odpowiedz
też czekam z niecierpliwością na ostatnią cześć :)...śledzę Twój wątek i świetnie się czyta;):D ... gratuluję wyprawy :)
andi 8 czerwca 2013 21:45 Odpowiedz
Kolejna część bardzo fajnie napisana, super :)
sigge 9 czerwca 2013 23:49 Odpowiedz
miki3475 napisał:Na początek muszę bardzo przeprosić za zwlekanie z opublikowaniem kolejnych części. Jak tylko przyjechałem padłem, przez pierwsze dwa dni dosłownie zdychałem. Nie miałem apetytu, nie jadłem ZUPEŁNIE nic przez 2 pierwsze dni od przyjazdu (tylko trochę soku, wody, herbaty). Pierwszej nocy przespałem 22 godziny... Fatalnie się czułem, ból w kościach, senność, wspomniany brak apetytu. Od zgłoszenia się do lekarza powstrzymywał mnie tylko brak gorączki. Mimo to trochę bałem się, że mogłem przywieźć coś ze sobą. Ale we wszystkich chorobach temperatura ciała jest znacząco podwyższona. Wczoraj już było trochę lepiej, ale miałem wiele spraw do załatwienia, musiałem się wreszcie ogarnąć. Dziś nie narzekam, wróciłem do siebie i zabieram się za ostatnie etapy podróży i kończące podsumowanie. Przepraszając za tę zwłokę, liczę że nadal będą osoby chętne czytać ostatnie wpisy dziennika ;) Z tego co napisałeś wychodzi, że dopadł Cię JET LAG ;-) http://pl.wikipedia.org/wiki/Zesp%C3%B3%C5%82_nag%C5%82ej_zmiany_strefy_czasowejGratuluję wyprawy i fajnej relacji. Teraz zrób sobie z tego fotoksiążkę i pamiątka na lata :-)
miki3475 9 czerwca 2013 23:56 Odpowiedz
Tylko to powinno być w drugą stronę. Myślę, że teraz to bardziej ogólne zmęczenie, bo bardzo długo nie spałem. Kilka ostatnich dni to był istny hardcore, kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu. Ale jestem zadowolony, bo plan zrealizowany :PBędą jeszcze 2 odcinki:- Bonusowy Amsterdam i powrót- PodsumowanieDziś już wszystko normalnie więc lada moment się pewnie ukażą. Mam nadzieję, że jutro starczy czasu i skończę ;)Pzdr
szoszo 10 czerwca 2013 07:41 Odpowiedz
Kolego, co dzień czytałem Twoja relację i jestem pełen podziwu dla Ciebie oraz jestem strasznie zazdrosny:p . Tak trzymaj!
ipkol 10 czerwca 2013 20:04 Odpowiedz
Świetna relacja. Czytałem ją od deski do deski codziennie. Niby tak prosto napisana, żadnych fajerwerków, ale czytało się ją naprawdę super, chyba dlatego, że była taka szczera.miki3475 napisał:kilkanaście km dziennie w słońcu i wysokiej temperaturze z ciężkim plecakiem prawie bez snu Kurcze, a właśnie podczas relacji odniosłem wrażenie, że niezły musi być z Ciebie śpioch : ) Bo właśnie tak wydawało mi się, że nad wyraz dużo spałeś : PPozdrawiam serdecznie i czekam na bonusowe relacje.
mixer 10 czerwca 2013 21:20 Odpowiedz
Gratulacje :)A będzie jeszcze podsumowanie o któym pisałeś :D?
maxima 10 czerwca 2013 21:39 Odpowiedz
W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.
miki3475 10 czerwca 2013 21:53 Odpowiedz
Będzie będzie oczywiście :)A przepraszam, właśnie pisząc to nie byłem pewien, ale zaryzykowałem bo miejsce się zgadzało. Przepraszam za pomyłkę.
zbyhu 11 czerwca 2013 00:35 Odpowiedz
Hehe - kraj smutnych ludzi :DTakie samo wrażenie miałem jak sam wróciłem z Azji, tylko wtedy mi się gęba śmiała :) Pół roku tam spędziłem i nawet nie wiedziałem jak mi tego brakowało :)
maczala1 11 czerwca 2013 08:28 Odpowiedz
maxima napisał:W gwoli ścisłości Rijksmuseum to nie Muzeum Van Gogha. To są dwa osobne muzea ;) przed Rijksmuseum stoi napis amsterdam. Muzeum Van Gogha jest kawałek dalej, ale aktualnie w remoncie i obrazy można oglądać w Hermitage.Tak dla pełnej ścisłości to odnowione muzeum Van Gogha jest już od początku maja otwarte dla zwiedzających :)
miki3475 11 czerwca 2013 20:11 Odpowiedz
Dzień ∞: PodsumowanieNo i przyszło mi wreszcie podsumować wyjazd. Robię to z żalem, bo zamykam 3-tygodniowy rozdział mojego życia, którym dosłownie żyłem przez pewien czas. Tak jak pisałem wielokrotnie do wielu miejsc wrócę jeszcze nie raz. Już tęsknię :mrgreen: Podsumowanie podzielę na małe sekcje, co będzie czytelniejsze dla osób, które bazując na tych informacjach same będą chciały się wybrać w podobną podróż do tych krajów.Ogólne wrażeniaNie mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza daleka podróż. No nie, ale była zdecydowanie najciekawszą, najprzyjemniejszą, najbardziej uczącą wyprawą w moim życiu - po prostu najlepszy trip dotychczas, bez dwóch zdań. Poznałem wiele ludzi, podszkoliłem język, ale przede wszystkim spróbowałem wreszcie tej azjatyckiej kultury, o której tak marzyłem przez cały czas. Spełniłem marzenia ;)KosztCeny biletów zawarte były w pierwszym poście:Quote:Warszawa-Amsterdam-Hongkong-Amsterdam-Warszawa - KLM - ok. 1410zł (cashback w syncu)Hongkong-Singapur - JetStar - 258złSingapur-Bangkok - Scoot - 275złBangkok-Macau - AirAsia - 54,12 EURPolskiBus, w którym aktualnie siedzę to koszt ok. 30zł (ZNE-WAW-ZNE).Łącznie wychodzi około 2200złDodatkowo na miejscu wypłacałem oczywiście pieniądze:1 dnia wypłaciłem 1000 HKD = 128,83 USD = 420,71zł22.05 kolejne 500 HKD = 54,63 EUR = 230,05zł (jak widać w porównaniu do powyższego straciłem kupę kasy, ale to opiszę niżej).W Singapurze aż 250 SGD, bo resztę po Singapurze wymieniłem w kantorze w Tajlandii = 168,67 EUR = 710,28złW Bangkoku 2180,00 THB = 72,89 USD = 241,23zł184,00 MOP za prom do Hongkongu = 23,01 USD = 76,15zł131,20 HKD w sklepie ostatniego dnia w Hongkongu = 16,90 USD = 55,94zł300,00 HKD na Ladies Market (właściwie o 150 za dużo, musiałem wymyślać co kupić, mimo że tego nie potrzebowałem) = 38,65 USD = 127,91złW Amsterdamie wydałem około 13 EUR, czyli 55złW Warszawie nie więcej niż 40złDodatkowo około 100zł na prezenty z Polski dla CouchSurferówŁącznie: 2057,27zł, nie ukrywam nie spodziewałem się takiej liczby, trochę wpadłem teraz w depresję :D ale z drugiej strony jak tak patrzę to po prostu BYŁO WARTO!. Ale czuję, że o około 500 za dużo, niepotrzebne ale naprawdę nie wiem gdzie :DKoszt 3 tygodniowej wycieczki po Azji: 4257,27złHongkongTo miejsce mnie zdecydowanie zaskoczyło, nie spodziewałem się że będę gdzieś czuł się tak dobrze. Wszystko było po prostu perfekcyjne. Najlepsze w Hongkongu jest to, że jednego dnia można zwiedzić całe ścisłe centrum, a następnego wziąć metro i autobus i totalnie się wyciszyć na wędrówce w górach. Do tego wszędzie ta ulepszona, chińska kultura, która dla nas jest czymś nowym. Miasto jest przepiękne, jedzenie bardzo smaczne a każdy kogo poznałem sympatyczny - czego tutaj nie lubić?Jest co robić przez 10 dni, ale ja nie nudziłbym się tutaj nawet przez 2 tygodnie.SingapurJak już wiecie spodziewałem się czegoś innego. Porządku, surowego prawa, policji, drogiego alkoholu. Z tego wszystkiego tylko drogie piwo się sprawdziło. Ale to państwo bezprawia (bo właściwie tak jest :P) ma swoje zalety. Nigdy nie widziałem tak zielonego miasta. Nie chciałbym tutaj jednak siedzieć więcej niż tydzień, zanudzony na śmierć nie kupiłbym sobie nawet piwa, bo portfel pusty. Dobre miejsce by żyć, raczej średniawe na zwiedzanie. Changi bezapelacyjnie najlepszym lotniskiem świata!TajlandiaW Pattaya może faktycznie jest dużo prostytutek, ale nie trzeba na nie patrzeć. Da się miło spędzić czas, jeśli tylko uciekniemy jak najdalej od tego miasta. Siedząc długo w Bangkoku to może być ciekawe miejsce na wyrwanie się z wielkiego molocha, w końcu 10-20zł za luksusowy autobus to nie jest przecież duży koszt za leżenie na plaży dupskiem przez cały dzień :DBangkokiem byłem bardzo zawiedziony, nie widziałem nic tam ciekawego. Nie cieszyło mnie zwiedzanie świątyń. Może dlatego, że nie jestem fanem muzeów, a może byłem przytłoczony tą szopką robioną przez Tajów na turystach, zrobią wszystko dla 100 bathów... Ceny alkoholu jak w Polsce, trochę dużo jak na tani kraj jakim jest Tajlandia. Ogromny plus za jedzenie, ale myślę, że w całym kraju można to wszystko dostać.MakauMały, urokliwy region. Bardzo miłe uczucie chwilowego powrotu do Europy. O ile wszystkie atrakcje obejrzymy w ciągu jednego dnia to nie zapominajmy jeszcze o południu, gdzie jest ogromny obszar zieleni, w sam raz na piesze wycieczki.PieniądzeUżywałem kantoru Aliora, ale trochę się na tym przejechałem. Miałem 2 karty USD i EUR. Podstawową walutą MasterCard jest USD, ale byłem pewien, że jeśli używam EUR to po prostu będzie przewalutowanie na karcie. Użyłem kalkulatora MC, wybierając podstawową walutę EUR. Wyszło bardzo atrakcyjnie, dlatego skorzystałem. W efekcie moje dolary singapurskie zostały przeliczone na USD, ale to niestety już nie zmieniło się na EUR. Alior przeliczył go po złodziejskim kursie i w efekcie straciłem łącznie około 60-70zł... Dlatego radzę uważać. Co do karty USD to wszystko super :)W Tajlandii początkowo wymieniłem dolary singapurskie w kantorze, ale musiałem i tak i tak wypłacić z bankomatu - opłaty nie uniknąłem, nawet miałem trochę większą 180 bathów.PrądW Hongkongu i Singapurze były angielskie wtyczki, także najprostszy adapter wystarczy. W Tajlandii początkowo stosowałem mój rozbudowany adapter za 19 HKD :D Ale w drugim hostelu nie chciał działać. Miałem już kupować specjalny adapter, gdy dowiedziałem się, że wystarczy wepchnąć europejskie wejście - działa bez najmniejszego problemu :DJedzenieCzyli najlepsze co jest w Azji. Jak wiecie jadłem wszystko na ulicach. Wszystko bez wyjątku, nie patrzyłem kto to sprzedaje, czy ma brudne ręce. Zupełnie nic mi nigdy nie zaszkodziło (z ulicy). Burger Kinga z Mongkoku jedynie nie polecam, bo brzuszek może lekko boleć :D W McDonaldsie HK bardzo tanio i smacznie jak na Mc. W Tajlandii jedzenie super, choć najostrzejsze ze wszystkich. W Singapurze mamy właściwie kuchnie całego świata, także do wyboru do koloru. W każdym miejscu ceny bardzo niskie i bez problemu za te 10-12zł można zjeść coś naprawdę konkretnego. Jeśli stosujemy zasadę "większa kolejka - lepsze jedzenie" to na pewno nigdy nie będziemy zawiedzeni ;)PodziękowaniaNa koniec chciałbym bardzo podziękować wszystkim osobom śledzącym wytrwale wątek, w tym mej kobiecie :D, znajomym, przyjaciołom i rodzinie (nawet babci biegała do sąsiadki, by wchodzić na F4F :D) Pozdrawiam i dziękuję za pomoc i opinie w czasie podróży!Pozdrawiam Mikołaj!
koncentrator 11 czerwca 2013 20:26 Odpowiedz
Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!
marceel85 12 czerwca 2013 10:33 Odpowiedz
Świetna relacja ;) czytało się lekko i przyjemnie - każdy dzień. Jedynie mało zdjęć jak i tutaj na forum F4F i na picasie :D;) ... oj chciałoby się oglądnąć wiecej :D:P. Rozumiem jednak brak czasu i wysiłek jaki trzeba w to wszystko włożyć :) a i jeszcze jak najwięcej trzeba przecież zobaczyć :) ...dzięki za świetną relacje live i pozdrawiam.
mixer 12 czerwca 2013 12:11 Odpowiedz
koncentrator napisał:Również dziękujemy za poświęcony czas i chęci ... bo nie ukrywajmy trochę wysiłku kosztuje codzienne pisanie, użeranie się ze zdjęciami.Myślę, że to jest dobry wyznacznik jak pisać takie relacje 'live'.Pozdrawiam!Wręcz modelowy przykład! :)
dzianisan 13 czerwca 2013 10:48 Odpowiedz
Naprawdę wyśmienita relacja, opisy, które sprawiały,że nie mogłem doczekać się kolejnego wpisu, niekiedy humorystyczne, SUPER.
malyczak 13 czerwca 2013 20:32 Odpowiedz
Relacja rewelacja ! Dzięki
tom971 13 czerwca 2013 20:42 Odpowiedz
Do peanów dołączę i ja.Bardzo dobrze się czytało
ejewe 13 czerwca 2013 22:51 Odpowiedz
Świetna relacja, przyjemnie się czytało
lahcimmm2 14 czerwca 2013 19:02 Odpowiedz
pytania do autora ?:)roznice pomiedzy wrazeniami z poszczegolnych krajów rzeczywiscie byly takie duze ?z moich doswiadczen z tego rodzajow tripow (couchsurfing, low cost),jest ze w 75 % najfajniej jest na poczatku,pytam, bo chcialbym sie wybrac do Azji i z opisu wyglada, ze powinnem do HK (jak by wybierac z tych 3)PS pozdrowienia dla babci:)
wiikack 16 czerwca 2013 00:01 Odpowiedz
dzięki za wspaniałą i fascynującą relacje ;)
kriss 16 czerwca 2013 08:41 Odpowiedz
Wcześniej czytałem tak raczej przypadkiem. Dziś z w przypływie pobudzonego zainteresowania jakaś część przypadła mi do gustu. ....... I przyszło natchnienie. Przeczytałem "od deski do deski" :-)Cóż moge powiedzieć ... świetna, inspirujaca, pouczająca i mega fajna / przyjazna relacja.Dziękuje i gratuluję. Gorąco pozdrawiam Ciebie, Twoja kobiete, znajomym, przyjaciół, rodzine i oczywiście (nie bez powodu) dumną z Ciebie babcie.Nic tylko, życzyć Ci dalszych podbojów i oczywiście relacji dla nas.Mikołaj - tak trzymaj :-) !
miki3475 16 czerwca 2013 16:59 Odpowiedz
Wielkie dzięki po raz kolejny ;)A co do pytania lahcimmm2:Możliwe że jest coś takiego jak piszesz, że kolejne miejsca podobają się już mniej. Zmęczenie się zwiększa, sił coraz mniej, a właściwie w tym HK przeżyłem taki szok kulturowy, co pewnie odbiło się na wrażeniach. Z drugiej jednak strony jakkolwiek próbuję popatrzeć na ten Hongkong to wydaje się po prostu najciekawszym miejscem spośród: Singapuru, Makau czy Bangkoku. Ale w żadnym z tych miast nudno i tak i tak nie będzie ;)
ordys1990 19 czerwca 2013 11:06 Odpowiedz
Naprawdę świetna relacja, aż samemu chce się jechać ;pp pisz dalej na forum :)
natka26 18 lipca 2013 16:54 Odpowiedz
dokładna relacja, od rzeczy opisna. o dzieki Ci za to. ;)a btw. dragon fruit jest bez smaku - fakt, potwierdzam. ja sie z tym owocem spotkalam jako przerywnik w delektowaniu sie 'aromatycznymi' serami szwajcarskimi. w takim przypadku 'owoc bez smaku' działa tak, jak wachanie kawy w perfumerii ;)
elbe 5 kwietnia 2014 10:22 Odpowiedz
Dobra relacja !