Aby poznać nocne życiu miasta, obraliśmy kierunek na VII dzielnicę, a dokładnie najsłynniejszy ruinpub – Szimpla Kert.
Na pomysł otwarcia lokalu wpadła grupa studentów. Wynajęli oni opuszczoną ruderę i udekorowali ją rzeczami z wystawek, pchlich targów. Rzeczom niepotrzebnym nadali drugie życie. Szimpla szybko stała się ważnym punktem na imprezowej mapie miasta.
Poza barami i „parkietem” znajdziecie tu scenę czy kino. Miejsce stanowi tygiel oferujący ogromną przestrzeń twórczą. Tu przecinają się artystyczno-kulturalne drogi Budapesztu.
Dzienna odsłona lokalu.
Przypomnienie gdzie znajduje się serce miasta.
Lokalna alternatywa dla nocnego kebaba – Langosz, czyli drożdżowy placek, smażony na głębokim oleju podawany z śmietaną, serem i czosnkiem.
Ostatni dzień w Budapeszcie rozpoczynamy od spaceru odwiedzenia Placu Bohaterów. Kolumnada przedstawia historię Węgier, posągi-alegorie, symbolizują m.in. Wojnę, Pokój, Pracę i Dobrobyt.
Spacerując przez pobliski Park Vorosliget zaglądamy na wyjętego niczym z Transylwanii Zamku Vajdahunyad.
Zatoczyliśmy koło. Aleją Andrássy biegnąca od Placu Bohaterów do Placu Elżbiety udaliśmy się w kierunku Dunaju. Ta 2,5-kilometrowa ulica nazywana jest „budapesztańskim szanselize Champs-Élysées”. Wpisana na listę UNESCO arteria, naszpikowana jest butikami, restauracjami, placówkami dyplomatycznymi, muzeami, teatrami oraz innymi neorenesansowymi obiektami ze słynnym gmachem opery na czele.
Na „małą czarną” z ciastkiem zaszliśmy do legendarnej Café Párisi – Lotz Hall przy Andrássy út 39. Wnętrze lokalu działa niczym wehikuł czasu. Złoty, przestronny i elegancki salon pozwolił przenieść się nam do innej epoki.
Można tu przeżyć ucztę dla podniebienia oraz ucha(za sprawą występów pianistycznych). Kawiarnia pełni też rolę biblioteki oraz sali koncertowej. O prymat w stolicy lokal konkuruje z New York Cafe.
Po małym co nieco wyruszyliśmy autobusem miejskim 27 w okolicę Wzgórza Gellerta. To kolejny z obowiązkowych punktów do zobaczenia na mapie Budapesztu. Miejsce zawdzięcza imię biskupowi Gellertowi, który został tu zamordowany przez pogan, a następnie według legendy spuszczono go ze szczytu w drewnianej beczce.
Na szczycie wzgórza mieści się cytadela oraz Pomnik Wolności upamiętniający, ofiary walk o wolność Węgier.
Miejsce jest kolejnym tarasem Budapesztu. Siedząc na wzgórzu powoli żegnaliśmy się ze stolicą Węgier. Po raz ostatni przypatrywaliśmy się miejscom, które odwiedziliśmy przez ostatnie 3 dni.
Na koniec dnia odwiedziliśmy Wyspę Małgorzaty. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy byli nad polskim morzem poza sezonem. Ośrodki wypoczynkowe, sanatoria, gdzieś w oddali słychać dancing, niczym z jelitkowskiej – „Parkowej”.
Porannym pociągiem ze stacji Budapest-Nyugati ruszyliśmy w kierunku kolejnej perły położonej nad Dunajem – słowackiej Bratysławy.
Mknąc z Budapesztu na fali drugiej co do wielkości rzeki Europy, zatrzymaliśmy się w głównym mieście Słowacji. W stolicy naszych sąsiadów zameldowaliśmy się przed południem. Co nas zaskoczyło to puste o tej porze ulice, zamknięte sklepy oraz…flagi narodowe trzepoczące na każdym rogu. Okazało się, że tego dnia przypadała 75 rocznica Słowackiego Powstania Narodowego (SNP – Výročie Slovenského národného povstania).
I to od mostu, którego nazwa wiąże się z tym jakże ważnym dla Słowaków wydarzeniem rozpoczęliśmy spacer po Bratysławie.
Nad konstrukcją łączącą centrum miasta z dzielnicą Petržalka unosi się „latający spodek”. Mieści się w nim restauracja UFO, z pokładu której rozpościerają się kosmiczne widoki.
Z perspektywy mostu przyjrzeliśmy się jednej z głównych atrakcji stolicy – Zamkowi Bratysławskiemu.
Kolejnym naszym celem był inny z zamków – Devín (Dziewin). Do twierdzy dojechaliśmy podmiejskim autobusem w około 20 minut. Nie wszystko tym razem poszło zgodnie z planem, ale od początku.
Zakup biletów na kurs okazał się misją niemal niemożliwą. Zamknięte kioski, brak automatów oraz kierowca pojazdu, który na naszą prośbę „dva lístky prosím” rozłożył ręce informując, iż takiej usługi nie prowadzi, nie ułatwiły nam przejazdu. Pracownik zakładu komunikacji miejskiej pozwolił nam jednak wsiąść do pojazdu, dowożąc na przystanek widmo, zlokalizowany pośrodku niczego. Po jego gestach zrozumieliśmy, że w pobliżu jest czynny automat. Wysiadając z pojazdu pogodziliśmy się z tym, że zanim obsłużymy biletomat to będziemy musieli czekać na kolejny kurs. Nic z tych rzeczy!
Ku naszemu zaskoczeniu kierowca wraz z pasażerami cierpliwie czekali na nas w pojeździe! Po powrocie do autobusu, już z świeżo wydrukowanymi biletami miejskimi, podziękowaliśmy głośnym „Ďakujem”, i ruszyliśmy dalej do Devín.
Spacer z przystanku Štrbská do zamku zajął nam około 15 minut. Minęliśmy po drodze „Chmielny Zakątek”.
Początki osadnictwa wzgórza sięgają czasów Celtów, później osiedlili się tu Rzymianie.
Zamek w swej historii często zmieniał właścicieli. W XI w. należał do Króla Polski – Bolesława Chrobrego, a w XVI wieku panowała tu rodzina Batorych. Budowla nie przetrwała najazdu wojsk napoleońskich na początku XIX w.
Ruiny średniowiecznej twierdzy zlokalizowane są na potężnej skale, gdzie rzeka Morawa łączy się z Dunajem. Sąsiedztwo Bratysławy z Węgrami i Austrią sprawia, że to jedyna stolica na świecie granicząca z dwoma krajami.
W latach 80. ówczesne władze Czechosłowacji – kraju bloku wschodniego, w obawie przed możliwą ucieczką obywateli do Austrii, zamknęły fortecę. To jednak nie zniechęciło wielu śmiałków do przelotu lotnią, z wzgórza Devín, na drugą stronę Dunaju, do lepszego świata.
Wieża Dziewicza niczym samotna latarnia morska balansująca na stromej skale spogląda na łączące się w tym miejscu wody Dunaju i Morawy.
Podziwiać tu można wystawę eksponatów wydobytych podczas prowadzonych na terenie zamku prac archeologicznych, część ekspozycji stanowią artefakty pochodzące od darczyńców.
Granice zamku kończą najdłuższy znakowany szlak turystyczny na terenie Słowacji.
Powrót z Devín autobusem do centrum Bratysławy przebiegł tym razem bez problemu. Zwiedzanie ponad 400 tys. miasta rozpoczęliśmy od Placu Wolności w Bratysławie (Námestie Slobody).
Widać stąd schowane między siedzibą słowackiego rządu tj. Letnim Pałacem Biskupów (Letný arcibiskupský palác), a drzewami – wzgórze Slavín, na szczycie którego stoi obelisk stanowiący hołd dla żołnierzy Armii Czerwonej walczących o wyzwolenie miasta podczas II WŚ.
Kilkaset kroków od Placu Wolności znajduje się Pałac Prezydencki (Prezidentský palác). Wzniesiony w 1760 roku obiekt zdobi ogród z drzewami zasadzonymi przez polityków z całego świata, jedno z nich posadził były polski prezydent – Aleksander Kwaśniewski.
Mijając jedyną zachowaną do dziś bramę miejską w Bratysławie – Bramą Michalską, dotarliśmy do Starego Miasta. Michalská brána powstała około 1300 roku. Jej nazwa nawiązuje do sąsiadującego z nią kościoła św. Michała. Swój obecny wygląd zawdzięcza renowacji z 1758 roku. Jej progi przekraczali monarchowie, jadąc w orszaku królewskim podczas uroczystości koronacyjnych. Dziś mieści się tu muzeum średniowiecznych fortyfikacji oraz taras widokowy.
Hlavné námestie – to Główny Plac Bratysławy, pełniący również funkcję rynku. Popularne miejsce na mapie stolicy Słowacji otaczają zabytkowe budynki. Uwagę przykuwa Stary Ratusz, którego początki sięgają XIV wieku, reszta zabudowań w większości pochodzi z XIX i XX wieku. Mieści się tu m.in. Muzeum Miasta Bratysława.
Dziedziniec Staromiejskiego Ratusza.
W centralnej części placu stoi Fontanna Rollanda zwana też Fontanną Maksymiliana, od imienia króla, który zlecił wybudowanie obiektu pod koniec XVI w. Wieńczący fontannę posąg Maksymiliana ukazuje władcę jako rycerza, obrońcę miasta.
Bratysławę zdobi wiele figur z brązu.
Jedną z nich jest Čumil czyli rzeźba przedstawiająca robotnika wychylającego się z otwartego włazu kanalizacyjnego i obserwującego przechodniów. Według autora, Čumil miał być jedynie sposobem na ożywienie Starego Miasta. Szybko jednak stał się talizmanem, dobrym duchem Bratysławy obiecującym szczęście w zamian za pogłaskanie po głowie.
Zdjecia jak zwykle ladne, chociaz ja nie wiem, czy obecnej sytuacji chcialbym zostawiac u Wegrow swoje pieniadze, pomimo rekordowo slabego forinta...Mala uwaga: rocznica SNP wcale nie upamietnia zwyciestwa aliantow, to byl powstanczy zryw ludnosci (glownie slowackiej) lacznie z armia slowacka przeciw Niemcom, Alianci do tego nic nie mieli i nawet niespecjalnie Slowakom pomagali. Ale przynajmniej Slowacy pokazali wtedy swiatu, ze pomimo, ze byli w koalicji hitlerowskiej od poczatku wojny, to wiekszosc ludnosci miala inne zdanie niz nacjonalista ks. Tiso.
Budapeszt i Bratysława to były jedne z pierwszych europejskich stolic które udało mi się zwiedzić, dzięki za przywołanie wspomnień
:) Bardzo fajna relacja
:)
Dzięki @klapio
:D Cieszę się, że przeniosłem Cię na moment do przeszłości. Budapeszt był również moją, jedną z pierwszych stolic, które odwiedziłem. Do tego tematu/miasta jeszcze wrócę!
:)
Aby poznać nocne życiu miasta, obraliśmy kierunek na VII dzielnicę, a dokładnie najsłynniejszy ruinpub – Szimpla Kert.
Na pomysł otwarcia lokalu wpadła grupa studentów. Wynajęli oni opuszczoną ruderę i udekorowali ją rzeczami z wystawek, pchlich targów. Rzeczom niepotrzebnym nadali drugie życie. Szimpla szybko stała się ważnym punktem na imprezowej mapie miasta.
Poza barami i „parkietem” znajdziecie tu scenę czy kino. Miejsce stanowi tygiel oferujący ogromną przestrzeń twórczą. Tu przecinają się artystyczno-kulturalne drogi Budapesztu.
Dzienna odsłona lokalu.
Przypomnienie gdzie znajduje się serce miasta.
Lokalna alternatywa dla nocnego kebaba – Langosz, czyli drożdżowy placek, smażony na głębokim oleju podawany z śmietaną, serem i czosnkiem.
Ostatni dzień w Budapeszcie rozpoczynamy od spaceru odwiedzenia Placu Bohaterów. Kolumnada przedstawia historię Węgier, posągi-alegorie, symbolizują m.in. Wojnę, Pokój, Pracę i Dobrobyt.
Spacerując przez pobliski Park Vorosliget zaglądamy na wyjętego niczym z Transylwanii Zamku Vajdahunyad.
Zatoczyliśmy koło. Aleją Andrássy biegnąca od Placu Bohaterów do Placu Elżbiety udaliśmy się w kierunku Dunaju. Ta 2,5-kilometrowa ulica nazywana jest „budapesztańskim
szanselizeChamps-Élysées”. Wpisana na listę UNESCO arteria, naszpikowana jest butikami, restauracjami, placówkami dyplomatycznymi, muzeami, teatrami oraz innymi neorenesansowymi obiektami ze słynnym gmachem opery na czele.Na „małą czarną” z ciastkiem zaszliśmy do legendarnej Café Párisi – Lotz Hall przy Andrássy út 39. Wnętrze lokalu działa niczym wehikuł czasu. Złoty, przestronny i elegancki salon pozwolił przenieść się nam do innej epoki.
Można tu przeżyć ucztę dla podniebienia oraz ucha(za sprawą występów pianistycznych). Kawiarnia pełni też rolę biblioteki oraz sali koncertowej. O prymat w stolicy lokal konkuruje z New York Cafe.
Po małym co nieco wyruszyliśmy autobusem miejskim 27 w okolicę Wzgórza Gellerta. To kolejny z obowiązkowych punktów do zobaczenia na mapie Budapesztu. Miejsce zawdzięcza imię biskupowi Gellertowi, który został tu zamordowany przez pogan, a następnie według legendy spuszczono go ze szczytu w drewnianej beczce.
Na szczycie wzgórza mieści się cytadela oraz Pomnik Wolności upamiętniający, ofiary walk o wolność Węgier.
Miejsce jest kolejnym tarasem Budapesztu. Siedząc na wzgórzu powoli żegnaliśmy się ze stolicą Węgier. Po raz ostatni przypatrywaliśmy się miejscom, które odwiedziliśmy przez ostatnie 3 dni.
Na koniec dnia odwiedziliśmy Wyspę Małgorzaty. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy byli nad polskim morzem poza sezonem. Ośrodki wypoczynkowe, sanatoria, gdzieś w oddali słychać dancing, niczym z jelitkowskiej – „Parkowej”.
Porannym pociągiem ze stacji Budapest-Nyugati ruszyliśmy w kierunku kolejnej perły położonej nad Dunajem – słowackiej Bratysławy.
Mknąc z Budapesztu na fali drugiej co do wielkości rzeki Europy, zatrzymaliśmy się w głównym mieście Słowacji.
W stolicy naszych sąsiadów zameldowaliśmy się przed południem. Co nas zaskoczyło to puste o tej porze ulice, zamknięte sklepy oraz…flagi narodowe trzepoczące na każdym rogu. Okazało się, że tego dnia przypadała 75 rocznica Słowackiego Powstania Narodowego (SNP – Výročie Slovenského národného povstania).
I to od mostu, którego nazwa wiąże się z tym jakże ważnym dla Słowaków wydarzeniem rozpoczęliśmy spacer po Bratysławie.
Nad konstrukcją łączącą centrum miasta z dzielnicą Petržalka unosi się „latający spodek”. Mieści się w nim restauracja UFO, z pokładu której rozpościerają się kosmiczne widoki.
Z perspektywy mostu przyjrzeliśmy się jednej z głównych atrakcji stolicy – Zamkowi Bratysławskiemu.
Kolejnym naszym celem był inny z zamków – Devín (Dziewin). Do twierdzy dojechaliśmy podmiejskim autobusem w około 20 minut. Nie wszystko tym razem poszło zgodnie z planem, ale od początku.
Zakup biletów na kurs okazał się misją niemal niemożliwą. Zamknięte kioski, brak automatów oraz kierowca pojazdu, który na naszą prośbę „dva lístky prosím” rozłożył ręce informując, iż takiej usługi nie prowadzi, nie ułatwiły nam przejazdu. Pracownik zakładu komunikacji miejskiej pozwolił nam jednak wsiąść do pojazdu, dowożąc na przystanek widmo, zlokalizowany pośrodku niczego. Po jego gestach zrozumieliśmy, że w pobliżu jest czynny automat. Wysiadając z pojazdu pogodziliśmy się z tym, że zanim obsłużymy biletomat to będziemy musieli czekać na kolejny kurs. Nic z tych rzeczy!
Ku naszemu zaskoczeniu kierowca wraz z pasażerami cierpliwie czekali na nas w pojeździe! Po powrocie do autobusu, już z świeżo wydrukowanymi biletami miejskimi, podziękowaliśmy głośnym „Ďakujem”, i ruszyliśmy dalej do Devín.
Spacer z przystanku Štrbská do zamku zajął nam około 15 minut. Minęliśmy po drodze „Chmielny Zakątek”.
Początki osadnictwa wzgórza sięgają czasów Celtów, później osiedlili się tu Rzymianie.
Zamek w swej historii często zmieniał właścicieli. W XI w. należał do Króla Polski – Bolesława Chrobrego, a w XVI wieku panowała tu rodzina Batorych. Budowla nie przetrwała najazdu wojsk napoleońskich na początku XIX w.
Ruiny średniowiecznej twierdzy zlokalizowane są na potężnej skale, gdzie rzeka Morawa łączy się z Dunajem. Sąsiedztwo Bratysławy z Węgrami i Austrią sprawia, że to jedyna stolica na świecie granicząca z dwoma krajami.
W latach 80. ówczesne władze Czechosłowacji – kraju bloku wschodniego, w obawie przed możliwą ucieczką obywateli do Austrii, zamknęły fortecę. To jednak nie zniechęciło wielu śmiałków do przelotu lotnią, z wzgórza Devín, na drugą stronę Dunaju, do lepszego świata.
Wieża Dziewicza niczym samotna latarnia morska balansująca na stromej skale spogląda na łączące się w tym miejscu wody Dunaju i Morawy.
Podziwiać tu można wystawę eksponatów wydobytych podczas prowadzonych na terenie zamku prac archeologicznych, część ekspozycji stanowią artefakty pochodzące od darczyńców.
Granice zamku kończą najdłuższy znakowany szlak turystyczny na terenie Słowacji.
Powrót z Devín autobusem do centrum Bratysławy przebiegł tym razem bez problemu. Zwiedzanie ponad 400 tys. miasta rozpoczęliśmy od Placu Wolności w Bratysławie (Námestie Slobody).
Widać stąd schowane między siedzibą słowackiego rządu tj. Letnim Pałacem Biskupów (Letný arcibiskupský palác), a drzewami – wzgórze Slavín, na szczycie którego stoi obelisk stanowiący hołd dla żołnierzy Armii Czerwonej walczących o wyzwolenie miasta podczas II WŚ.
Kilkaset kroków od Placu Wolności znajduje się Pałac Prezydencki (Prezidentský palác). Wzniesiony w 1760 roku obiekt zdobi ogród z drzewami zasadzonymi przez polityków z całego świata, jedno z nich posadził były polski prezydent – Aleksander Kwaśniewski.
Mijając jedyną zachowaną do dziś bramę miejską w Bratysławie – Bramą Michalską, dotarliśmy do Starego Miasta. Michalská brána powstała około 1300 roku. Jej nazwa nawiązuje do sąsiadującego z nią kościoła św. Michała. Swój obecny wygląd zawdzięcza renowacji z 1758 roku. Jej progi przekraczali monarchowie, jadąc w orszaku królewskim podczas uroczystości koronacyjnych. Dziś mieści się tu muzeum średniowiecznych fortyfikacji oraz taras widokowy.
Hlavné námestie – to Główny Plac Bratysławy, pełniący również funkcję rynku. Popularne miejsce na mapie stolicy Słowacji otaczają zabytkowe budynki. Uwagę przykuwa Stary Ratusz, którego początki sięgają XIV wieku, reszta zabudowań w większości pochodzi z XIX i XX wieku. Mieści się tu m.in. Muzeum Miasta Bratysława.
Dziedziniec Staromiejskiego Ratusza.
W centralnej części placu stoi Fontanna Rollanda zwana też Fontanną Maksymiliana, od imienia króla, który zlecił wybudowanie obiektu pod koniec XVI w. Wieńczący fontannę posąg Maksymiliana ukazuje władcę jako rycerza, obrońcę miasta.
Bratysławę zdobi wiele figur z brązu.
Jedną z nich jest Čumil czyli rzeźba przedstawiająca robotnika wychylającego się z otwartego włazu kanalizacyjnego i obserwującego przechodniów. Według autora, Čumil miał być jedynie sposobem na ożywienie Starego Miasta. Szybko jednak stał się talizmanem, dobrym duchem Bratysławy obiecującym szczęście w zamian za pogłaskanie po głowie.