0
agata.szerlag 27 kwietnia 2015 08:50
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Imageolajaw dziekuje bardzo! bede co chwile cos dodawac, bo w piatek lecimy znowu tym razem Peru, Boliwa i Chile i chcialabym wiekszosc relacji wrzucic jeszcze przed wylotem!

w razie pytan sluze pomoca :) od piatku najszybciej bede odpowiadac na maile -> agata.szerlag@gmail.com

-- 27 Kwi 2015 11:06 --

Małymi busikami zostaliśmy zawiezieni na Bali. I tak jak do promu jechało się bardzo luksusowo bym powiedziała na indonezyjskie warunki, tak prom i to, co działo się później było mniej śmieszne. Popychani jak bydło na rzez musieliśmy szybko wchodzić na prom. W tym miejscu warto wspomnieć, ze Indonezyjczycy strasznie dużo palą. Palą ciągle i wszędzie, jeden za drugim! No i na tym promie kurzyli jak lokomotywy – przecież nie będą przerywać sobie na te kilkadziesiąt minut. Nie, ze ja jakaś wrażliwa dama jestem, przecież w lokalach tez się pali, na przystankach tramwajowych, ale to dziadostwo śmierdziało tak szkaradnie, ze można bylo się udusić. Po przybyciu na brzeg szybko zbieraliśmy nasze bagaże i do kolejnych busików. To już była ostatnia rzecz w cenie naszego pakietu kupionego jeszcze w Yogykarcie. I ten busik to dopiero komedia. Wyobraźcie sobie 5 Polaków, nasza dwójkę, Brazylijczyka, 4 Chińczyków, 3 Francuzów, 3 osoby nieznanej mi narodowości, kierowca, kontroler biletów i dwóch Indonezyjczyków siedzących na schodach. Słuchajcie to był taki maleńki busik, no taki maksymalnie na 8 osób bez kierowy w naszych europejskich warunkach. Oni wcisnęli tam 22 osoby! Szaleństwo! Przyszło mi w udziale miejsce w „ławce” przewidzianej dla dwóch osób albo dla dzieci, bo nogi się nie dało tam włożyć.... Chińczyków posadzili na deskach między siedzeniami po prawej i lewej, ze ten chłop się nie burzył to aż się dziwie. Do mnie kontroler podbił kilka razy, ze mam się przesunąć, byłam nieugięta i powiedziałam ze nie... tu nie dało się nogi wsadzić a co dopiero siedzieć tak przez 5 godzin! Po 2 godzinach nie czuliśmy tyłków, a kolega kierowca nawet na siku nie chciał się zatrzymać! W końcu zaczęliśmy go trochę bajerować i zrobił aż JEDNA przerwę, szaleństwo słuchajcie! Po 5 godzinach wywalili nas wszystkich w Denpansar – stolicy Bali. Ale my stamtąd musimy jeszcze do Ubud – bo tam zamierzamy zabawić najbliższych kilka dni. Z grupą Francuzów zrzuciliśmy się na „taksówkę” i jedziemy. Hotel okazał się malutki, trochę na obrzeżach Ubud, z czego się bardzo cieszyliśmy. Byliśmy jednymi z trzech gości, bo hotelik miał tylko 3 pokoje do wynajęcia! Niesamowicie miły właściciel, ładnie urządzone i czyste pokoje, pyszny omlet i świeżo wyciskany sok z owoców na śniadanie. Bajka! Tak bardzo nam się spodobało, ze od razu przedłużyliśmy nasz pobyt z 5 do 8 nocy, rezygnując z zobaczenia wyspy Nusa Lembongan, gdzie hoduje się algi. Nie żałujemy!

Pierwszy dzień po przyjeździe zrobiliśmy sobie taki bardzo spokojny. W planie był masaż, las małp, jakiś pyszny obiadek i dojście do siebie po „trudach” ostatnich dni. Sok ananasowy i ciasto bananowe na tarasie z widokiem na pola ryżowe skutecznie pomogły nam się odstresować!

Ale tak pisze, a obiecałam Wam te małpy. No wiec małpi gaj znajduje się w Ubud i jest absolutnym „must see”, jeśli tam jesteś na wakacjach! Strasznie byłam podekscytowana tym ze małpy będą na mnie wskakiwać, żeby moc zeżreć banana :D Takie wiecie – dziecięce marzenia :D Przy samym wejściu kupiliśmy kiść bananów, które Peta szybko musiał schować, a Pani sprzedawczyni kijem odganiały małpy. One są sprytne stwory! Banany to czuja już z daleka! Zdjęciom, zachwytom i piskom szczęścia (te akurat tylko z mojej strony) nie było końca! Moje 5 bananów szparowalam, żeby mieć fajna fotę – tylko wiecie fotę na aparacie i telefonie. Wiec potrzebuje dwóch owoców. Dwa banany straciłam, bo się wystraszyłam i mi wredota wyrwała go z reki. Trzeci banan poszedł jak usiadłam na ławce i małpiszona wskoczyła na mnie. Zdjęcia byłyby piękne, ale w tym momencie słońce wyszło za chmury, Peta nie przestawił kołeczek w aparacie i jestem prześwietlona. Super zostały mi dwa banany... Chodziliśmy tak sobie dalej, aż weszliśmy do bardziej zalesionego miejsca w gaju. Co kilkadziesiąt metrów stal „stróż” – pracownik pilnujący wrednych istot. Zrobiłam z siebie głupka, no wiecie „Bardzo chciałabym zdjęcie z małpą, ale one zjadły już moje banany... i co teraz”. Facet dał mi miętówkę (tak, cukierka), kazał wyciągnąć rękę do góry i czekać aż małpy się zjawia. Delikatnie wyciągnęłam łapkę do góry i w tym momencie wskoczyły na mnie aż trzy! Kolejne proby np. Z ciasteczkiem były lepsze a małpy okazał się na tyle „przyjacielskie” ze siedziały albo u mnie, albo u Pety pięknie pozując do zdjęć :D

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
ImageNasz drugi (a w zasadzie trzeci) dzień na Bali rozpoczęliśmy od wypożyczenia skuterka. Od teraz to będzie nasz główny pojazd do poruszania się po wyspie. Koszt wypożyczenia tego cuda to 50.000IDR czyli jakieś niecałe 15zloty. Śmieszne pieniądze prawda? Tankowaliśmy codziennie za niecałe 5zloty (16.000 - 18.000IDR). Motorek jest dobrą opcją, żeby zwiedzić Bali. Dlaczego? Bo tam większość porusza się tymi pojazdami. Wszędzie zaparkujesz. Koszta są dużo niższe, niż przy wypożyczeniu samochodu. Inaczej przeżywasz swój urlop — emocje, które Ci towarzysza podczas jazdy, kiedy po zmroku stoisz na światach w towarzystwie co najmniej 40 takich jak Ty, nie wiesz, w którą stronę masz jechać, bo bateria w obu telefonach padła, a ty musisz dostać się do hotelu i nieśmiało po angielsku zagadujesz kolegę obok, którędy do Ubud — niezapomniane! Owszem są też minusy — po pokonaniu 200km nie czujesz swojego tyłka, od kasku możesz dostać swędzącej wysypki, tak jak ja i musisz uwzględnić sporo czasu na zwiedzanie. Bo jeśli jesteś na Bali mniej niż 5 dni nie masz szans, żeby zobaczyć to, co my widzieliśmy na skuterze. Wtedy pomyśl o aucie albo o kierowcy. Jednak takie wydatki nie są na naszą kieszeń i nie żałuje ani trochę naszej decyzji :D

Jak widać na załączonej mapce nasz pierwszy dzień na skuterze nie powala ilością kilometrów i odległością od naszego miejsca zamieszkania. Nie wiedzieliśmy jak będzie nam się jeździć we dwójkę, tym bardziej ze ja ostatni raz na skuterze siedziałam kilka lat temu w Marsylii i Barcelonie, podczas naszej objazdówki po Europie (oczywiście jako pasażer — nie mam prawo jazdy :D).

Wycieczkę zaczęliśmy od świątyni Pura Tirta Empul, znana jako Świątynia Świętej Wody. Jest położona blisko Ubud i należy do jednej z ciekawszych świątyń balijskich. Została zbudowana w X wieku wokół gorącego źródła, które do dzisiaj bulgoce na dziedzińcu świątyni. Balijczycy przychodzą do świątyni, by odbyć rytualną kąpiel. Nie brakuje tez turystów, którzy z zaciekawieniem przypatrują się ludziom, którzy kąpią się pod każdym z 12 źródeł wody. Wejście do świątyni jest płatne - 30.000IDR - 8,50zl.

Pod świątynią nie brakuje lokalnych sprzedawców próbujących zachęcić do kupna ich wyrobów. Kobiety noszą ogromne misy z jedzeniem na głowach a dzieciaki sprzedają pocztówki. Przed wejściem do każdej świątyni trzeba uważać na to, czy ma się zakryte nogi. Jeśli nie, musisz wypożyczyć chustę (tak naprawdę ktoś wciska Ci ja do ręki), żeby moc się nią obwiązać w pasie. Ja takiej nie potrzebowałam, bo na urlopie nosze długie do kostek przewiewne alladynki.

Spod Pura Tirta Empul pojechaliśmy do Pura Gunung Kawi. Jest to kompleks świątynny, wykuty w skałach. Do świątyni prowadzi kilkaset kamiennych schodków. Cała dolina jest otoczona pięknymi tarasami ryżowymi. (wejście płatne - 30.000IDR - 8,50zl).

Na tarasach ryżowych mieliśmy śmieszną sytuację. Schodząc schodami w dół mijamy budy z pamiątkami. Bardzo spodobały mi się typowe dla wyspy kapelusze, w których ludzie zbierają ryż. Miałam ochotę nawet kupić sobie taki na pamiątkę. Ubrałam i mierze i myślę. Peta strzelił mi przy okazji kilka fotek — niestety moja facjata nie nadaje się do pokazania światu :P Słyszymy rozmowę polskiego małżeństwa: "chodź weź se też pożyczymy taką czapkę, też chce mieć taką fajną fotkę". Jako, że prywatnie mówimy z Petą zawsze po polsku (chyba że ja opowiadam o mojej pracy, ale to inna para butów) od razu wyszło że my też z PL. Wdajemy się w krótka rozmowę, po czym przez 10 minut stoję przy Panu Polaku, który pokazuje mi zdjęcia z „private session” z tancerzami z Ubud, która została wykonana „tylko dla nich". „Dwie godziny przygotowań i aż 85 funtów (!) mniej w portfelu". Peta zgrabnie czmychnął, a ja stałam jak kołek i nie wiedziałam, czy mam mu powiedzieć „ojj jak drogo”, czy „wow ale fajne przeżycie". Wrr nie lubię takich sytuacji, dlatego zawsze uśmiecham się pięknie jak tylko mogę i liczę na szybką możliwość ulotnienia się :D


Wracając już do domu, zatrzymujemy się w Goa Gajah (wejście płatne - 30.000IDR - 8,50zl). Świątynia została dopisana do listy zabytków UNESCO w 1995 roku. Na nas nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia.

Wieczór spędziliśmy na masażach, które na Bali są tanie jak barszcz. Specjalnie zatrzymałam sobie cennik jednego z miejsc masażu, żeby nie być teraz gołosłowna. I tak na przykład:

- tradycyjny balijski masaż - 60.000IDR za godzinę (17zl)
- aromatyczny masaż całego ciała - 75.000IDR za godzinę (21zl)
- masaż gorącymi kamieniami - 100.000IDR za godzinę (28zl) - nic szczególnego, nie polecam.
- masaż dłoni - 30.000 za 30 minut (8,50zl)
- masaż stop - 30.000 za 30 minut (8,50zl).

Możesz sobie wymasować tylko kark i głowę, zrobić manicure i pedicure. Powiem Wam, że te małe azjatyckie kobietki mają dłonie ze stali. Przed rozpoczęciem masażu zostaliśmy zapytani, czy chcemy „strong". Peta powiedział, że tak, ja że nie. Dobrze, że przez mój urlop nie rozbierałam się zbyt często do stroju, bo całe uda miałam posiniaczone. W ostatni dzień poszłam sobie na masaż do innej babeczki i ona powiedziała, że siniaki nie są oznaka dobrego masażu. No cóż... teraz już wiem :D

Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

olajaw 27 kwietnia 2015 10:45 Odpowiedz
No w końcu zapowiada się jakaś porządna relacja z Indonezji :) Bardzo fajnie się czyta, do tego super zdjęcia, a blog jeszcze lepszy :) Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, bo za miesiąc odbędziemy podobną trasę :)
fjolka27 23 maja 2015 19:02 Odpowiedz
piekna i interesujaca relacja. Po niej nie bede wciaz odkladac na pozniej wyjazdu w tym kierunku, a juz 3ci roz zwlekam.
popcarol 18 czerwca 2015 19:32 Odpowiedz
Ale super:) Dałam się właśnie namówić na Bali:)poproszę jeszcze o małe podsumowanie kosztów i namiary hotelowe, jeśli można? :) pozdrawiam!!
praxedes 13 września 2016 17:43 Odpowiedz
świetna relacja i fantastyczne zdjęcia. Jaki to aparat?
agata-szerlag 15 września 2016 06:35 Odpowiedz
praxedes, na tamtym urlopie fotografowalam nikonem d7100 i d5100. mialam kita 24-105mm i stalke 50mm. pod koniec urlopu d5100 wylaowal w oceanie ::D:D:D