0
olus 18 grudnia 2016 18:04
Image
Uliczka przy hostelu

Punktualnie o 8.30 wynosimy nasze ogromne toboły na dół przed hostel i czekamy na kogoś, kto ma po nas przyjechać. Po kilkunastu minutach zaczynamy się trochę denerwować, bo nikogo nie ma, a łódka ma odpłynąć o 9. Okazuje się, że wszystko pod kontrolą, kierowca ma wszystko wyliczone i przyjeżdża tak, że spokojnie dowozi nas na czas. Jedynie z pakowaniem do samochodu jest lekka komedia, samochód ma taki bagażniczek, że ledwo zmieściłby duży plecak, a my mamy jeszcze naszą ogromną torbę, plecaki podręczne i 30 litrów wody :) Ale pan kierowca podchodzi do tematu bez zmrużenia oka i jakimś cudem wszystko udaje się zmieścić.


Image

No i płyniemy, dołączylismy do łódki z wyprawą nurkową. Odstawią nas na Peleliu i potem płyną dalej. Jest pięknie, pogoda robi się bardzo ładna, więc od razu z optymizmem patrzymy w przyszłość. Mijamy wyspy i wysepki, które już niedługo mamy nadzieję podziwiać z bardzo bliska. Podróż trwa niecałą godzinę, ale nam mija bardzo szybko i łódka przybija do małej przystani.

Image
Budynek przystani

Wypakowujemy bagaże i jeszcze przed odpłynięciem łodzi decydujemy się, że jednemu z chłopaków z obsługi damy torbę z częścią naszych niepotrzebnych rzeczy. Mieliśmy plan poprosić o możliwość ich zostawienia jeszcze w biurze Maml Divers na Kororze, ale tam błyskawicznie zapakowano nasze bagaże na łódź i zarządzono wypłynięcie. Tutaj trochę ryzykujemy, że nasze rzeczy gdzieś się zagubią, w końcu będą cały dzień pływać z nurkami, no ale trudno.
Maml Divers mają swoją główną siedzibę na Kororze, ale oprócz tego mają też drugą bazę na Peleliu. Znajduje się ona zaraz koło przystani. Pracuje tu tylko jedna, bardzo sympatyczna pani. Mówi, że możemy rozłożyć się z rzeczami pod dachem, skorzystać z prysznica i toalety.

Image
Baza Maml Divers na Peleliu

Chętnie korzystamy z równej betonowej podłogi, żeby rozłożyć i napompować kajak. Przygotowanie całego sprzętu zabiera nam całkiem dużo czasu. Musimy wszystko popakować tak, aby było zabezpieczone przed wodą. No i tak rozłożyć to w kajaku, żeby jeszcze było miejsce dla nas :) Szybko okazuje się, że bagażu mamy za dużo. Naprawdę się ograniczaliśmy i staraliśmy się rezygnować z niepotrzebnych rzeczy, okazuje się jednak, że niewystarczająco. Mimo wszystko, nawet gdybyśmy bardzo chcieli, z pewnych rzeczy zrezygnować się nie da. Przede wszystkim woda - sześć baniaków jest zarówno ciężkie, jak i niezbyt poręczne do układania w kajaku. No cóż, wreszcie po ciężkich bojach kajak stoi zapakowany na wodzie. Jeszcze tylko korzystamy z tego, że w porcie działa wifi i wysyłamy ostatnie wiadomości do rodziny. Jesteśmy gotowi do wypłynięcia, odtąd mamy być zdani tylko na siebie.

ImagePeleliu-Peleliu

No więc ruszamy. Na początek samo wejście do kajaka przy tej ilości ładunku jest dość trudne. Jako tako jednak usadawiamy się wśród bagaży. Zanim obierzemy właściwy kurs w stronę wysepki Carp Island, musimy popłynąć kawałek w inną stronę, aby opłynąć duży obszar chroniony, do którego nie można wpływać. Niestety wiąże się to z płynięciem przez pewien czas pogłębionym kanałem, którym akurat jak na złość pływają łódki wycieczkowe. Robią nam fale, a poza tym, mimo, iż są już blisko przystani, płyną bardzo szybko i boimy się że nas staranują. Nawet i bez tych niedogodności, nasze początki w kajaku są, łagodnie mówiąc, dość trudne. Choć się staramy, nie możemy utrzymać kursu, znosi nas mocno w jedną stronę, do tego co chwilę nas obraca. Staramy się wiosłować równo, ewentualnie korygując kurs, ale wystarczy jedno machnięcie wiosłem za dużo i już tracimy kontrolę. No nie powiem, nie jest to zachęcający początek. Zastanawiamy się dlaczego mamy takie trudności. Nie jesteśmy pewni, ale na pewno dużą rolę tu odgrywa bardzo duże obciążenie kajaka, i być może złe rozłożenie ładunku. Nie mówiąc oczywiście o naszym małym doświadczeniu :) W każdym razie, z trudnościami, ale udaje nam się opłynąć strefę chronioną. Wpływamy na spokojne i nieuczęszczane wody.

Image

Daleko przed nami są dwie wyspy, musimy przepłynąć wąskim przesmykiem między nimi. Po jakimś czasie robi się wyraźnie płycej. Tak, że można spokojnie wysiąść z kajaka. Wysiadamy więc i przemebolwujemy troszkę nasze bagaże. Niestety za bardzo to nie pomaga w sterowności, ale dzielnie płyniemy dalej.

Image

Na początku dno pokryte jest trawami morskimi, ale w miarę oddalania się od Peleliu robi się piaszczyste. Po jakimś czasie robi się jeszcze płycej. Na tyle, że można wyjść i ciągnąć za sobą kajak na lince. Korzystamy z tego sposobu, żeby dać odpocząć zmęczonym już rękom. Woda robi się coraz płytsza, a my już wiemy, że oznacza to, że zaczyna się odpływ. Pływy to bardzo ważna rzecz na oceanie. Od poziomu wody może zależeć czy i kiedy da się w dane miejsce dopłynąć. Jesteśmy oczywiście tego świadomi. Jednak dopiero tu na miejscu widzimy, jak duże są wahania poziomu wody i jak szybko one następują. W miejscu, gdzie przed chwilą woda była po kolana, dosłownie po paru minutach jest już do kostek.

Image

Uświadamiamy sobie, że zaraz nie będziemy mogli ani płynąć, ani nawet ciągnąć kajaka, bo wody nie będzie w ogóle. Tak też się po chwili dzieje. A nie dotarliśmy nawet jeszcze do przesmyku między dwiema pierwszymi wysepkami. Woda odpływa odsłaniając coraz więcej lądu. Po chwili właściwie jesteśmy otoczeni wielką połacią piasku, woda oddala się na tyle, że z niektórych stron jej nawet nie widzimy.

Image

Image

No to mamy spory problem. Nie wiemy kiedy woda wróci. Tego nie sprawdziliśmy przed wyjazdem. Nie wiemy jak długo trwa przypływ i odpływ, jak często one występują. Nie byliśmy nawet świadomi, że powinniśmy to sprawdzić i, że może to mieć duży wpływ na naszą wyprawę. Oglądaliśmy filmiki z wypraw kajakowych na Palau, na których były pokazane odpływy. Tam jednak wyglądało to tak, że woda cofała się od plaży czy wyspy na najwyżej kilkadziesiąt metrów. Dlaczego więc tu jest inaczej? Odpowiedź jest prosta i sami do niej dochodzimy. Cały obszar na północ od Peleliu nazywany jest Południową Laguną i nawet na zdjęciach satelitarnych widać, że jest tu bardzo płytko. Nie dziwne więc, że podczas odpływu, na przestrzeni wielu kilometrów woda po prostu odpływa całkowicie. Nasze odkrycie w ogóle nas nie pociesza, bo niestety nie wiemy najważniejszego, czyli kiedy woda wróci. Na razie postanawiamy nie zamartwiać się za bardzo, tylko zrobić rozpoznanie terenu. Zostawiamy kajak, przezornie przywiązując go do jakiejś roślinki, na wypadek gdyby woda szybko miała wrócić, bierzemy aparat, kamerkę i idziemy w stronę wysepek obok których powinniśmy właśnie przepływać.

Image

Image

Trzeba przyznać, że pomimo niesprzyjających okoliczności, krajobraz wokół jest przepiękny. Piękne wysepki w oddali, z białymi plażami i wysokimi palmami, błękitne niebo i delikatne chmurki. Widoczki prawdziwie rajskie. Idziemy do najbliższej wyspy zobaczyć, czy da się tam spędzić noc.

Image

Image

Z daleka wygląda, ze wyspa ma dużą plażę, jednak na miejscu okazuje się, że podczas przypływu plaża ta całkowicie zostanie zalana. Wchodzimy wgłąb, w dżunglę. Tutaj od biedy dałoby się wygospodarować kawałek miejsca, ale jednak bardzo zachęcająco to nie wygląda. Problemem jest brak równego miejsca na rozstawienie namiotu, jak i rosnące wszędzie palmy kokosowe. Pod nimi nie można spać, ze względu na spadające kokosy.

Image
To miejsce będzie całkiem zalane

Image

Obchodzimy całą wysepkę dookoła. W niektórych miejscach, tam gdzie są naturalne zagłębienia terenu, zostało sporo wody.

Image

Cały czas się boimy, ze woda zacznie szybko wracać i nasz kajak gdzieś odpłynie. Odeszliśmy na tyle daleko, że go prawie nie widzimy. Wracamy więc, ale na miejscu okazuje się, że wody jak nie było, tak nie ma.

Image

Image

Do tego jesteśmy w pełnym słońcu na białym piasku, upał więc zaczyna dawać się we znaki. W pobliżu stoi samotna skała, porośnięta roślinnością, idziemy więc posiedzieć w jej cieniu. Dajemy wodzie godzinę na powrót :) Potem będzie już za późno, żeby być w stanie tego dnia dopłynąć przynajmniej do Carp Island, na której moglibyśmy nocować. Trzeba pamiętać, że na Palau zachód słońca jest niedługo po godzinie 18, a wkrótce po nim robi się całkiem ciemno. Nie chcielibyśmy się znaleźć na wodzie w zupełnych ciemnościach.
Niestety w wyznaczonym czasie woda nie napływa. Trudno, decydujemy, że nie możemy tu dłużej zostać - trzeba wrócić na Peleliu. Łatwiej jednak postanowić niż wykonać, kajak przecież stoi na piasku, kawał drogi od wody. Nie ma najmniejszej możliwości, żeby przenieść go z całym ładunkiem. Wpadamy na pomysł, że zrobimy to na raty. Bierzemy część bagażu i przenosimy do granicy wody. Rozcinamy duży worek na śmieci i na nim układamy rzeczy. Takie przeniesienie wszystkiego kosztuje nas dobrych kilka kursów i mnóstwo siły. Na koniec przenosimy pusty kajak i ponownie wszystko do niego pakujemy.
Znaną już trasą płyniemy do punktu wyjścia. Po drodze mamy czas, żeby sobie wszystko przemyśleć i poukładać. No bo tak - po pierwsze straciliśmy jeden cały dzień, po drugie, nasze tempo płynięcia jednak pozostawia wiele do życzenia. Już wcześniej nieśmiało myśleliśmy o zmianie planów, teraz jednak staje się to koniecznością. Nie przepłyniemy całej trasy do Kororu, trzeba sobie to jasno powiedzieć. I choć bardzo żałujemy - jest tam kilka miejsc, które szczególnie chcieliśmy zobaczyć, to nie mamy wyjścia. Postanawiamy, że spokojnie, własnym tempem zrobimy kółko po południowej części Rock Islands.
Tymczasem dopływamy z powrotem do Peleliu. Chociaż nadal wiosłowanie idzie nam ciężko, to powoli uczymy się naszego kajaka, coraz lepiej wiemy, jak reagować, gdy chce się obracać. Nie oznacza to jednak, że w ogóle się takie sytuacje nie zdarzają :)
Tym razem nie przybijamy do przystani, tylko do wysuniętego na północ cypelka, który znajduje się w pobliżu. Tutaj rozkładamy się na nocleg. W międzyczasie, z panią z Maml Divers załatwiamy sobie transport powrotny z Peleliu. Najpierw wypytujemy o rozkład promów, ale niestety znów nie mamy szczęścia, prom będzie w ten dzień, w który mamy wylot. Prom wypływa rano a my odlatujemy wieczorem, ale nie chcemy ryzykować. Zmiany rozkładów zdarzają się podobno dość często, głównie z powodu niesprzyjającej pogody. Mogłoby się tak zdarzyć, że zostaniemy na Peleliu odcięci od możliwości powrotu. Pani dzwoni więc do agencji na Kororze i załatwia nam transport łódką dzień wcześniej. Niestety wiemy że będziemy musieli za to zapłacić kolejne 110$ za dwie osoby.
Powrót na Peleliu daje nam jednak też możliwość kolejnej próby ograniczenia ilości bagażu. Robimy przegląd wszystkich rzeczy i zostawiamy sobie tylko to co naprawdę jest niezbędne. Udaje się pozbyć sporej liczby rzeczy. Pakujemy to i pani z Maml Divers pozwala nam bez problemu i bezkosztowo zostawić to w jednym z ich pomieszczeń.
Rozkładamy obóz na cyplu na końcu wyspy. Mamy tu nawet latarnię i betonowe stoliki i ławki.

Image

Ten cypel pełni chyba rolę tutejszego miejsca spotkań i spacerów, przy czym spacery w wykonaniu miejscowych są wykonywane w samochodach. Tutaj nawet chyba sto metrów do sąsiada jedzie się samochodem. Same samochody to temat na oddzielną opowieść, ale na to przyjdzie jeszcze pora w relacji. W każdym razie podczas rozbijania namiotu czy gotowania kolacji koło nas przetacza się powoli w samochodach chyba cała wioska. Niektórzy zatrzymują się i zagadują, inni zatrzymują się dalej i spędzają czas we własnym towarzystwie, jeszcze inni tylko przejeżdżają oglądając okolicę z okna. Takie niespieszne, wyspiarskie życie :)

Image

Image

Dookoła cały czas nie ma wody. Co ciekawe przypływ zaczyna się dopiero długo po zmroku. Mieliśmy więc rację zawracając na Peleliu. Rano mamy zamiar wstać skoro świt i wypłynąć najwcześniej jak się da.Peleliu - Ioulomekang

W nocy przychodzi ulewa. Już zresztą wieczorem było widać z daleka nadchodzące ciężkie chmury. Martwimy się, czy kajak nie odleci, bo podczas deszczu zrywa się też wiatr. Przywiązaliśmy go do palmy, ale i tak sprawdzamy, czy nic się z nim nie dzieje. W nocy okazuje się też jaka jest wada spania w namiocie na Palau. Cały czas panuje tam tak wysoka temperatura i wilgotność, że w środku namiotu nie da się wytrzymać. Kiedy więc nie pada, otwieramy trochę wejście, żeby wpuścić powietrze. Rano okazuje się, że to nie był zbyt dobry pomysł - całe nogi mam pogryzione przez mrówki. Wstajemy praktycznie o świcie. Nie jest to wcale trudne, bo pomaga nam zmiana czasu, jeszcze nie przestawiliśmy się na lokalny. Całe szczęście już nie pada, chociaż niebo jest zachmurzone. Mieliśmy od razu ruszać, a tu niespodzianka. Ocean wygląda dokładnie tak samo jak na zdjęciach z poprzedniego wieczora. Czyli właściwie nie wygląda, oceanu nie ma :) No tak znów odpływ, trzeba czekać. Odpływy są zwykle dwa razy na dobę, od czasu do czasu zdarza się taki dzień, że jest tylko jeden. Czasy odpływów codziennie przesuwają się o kilkadziesiąt minut.
W czasie kiedy powoli się pakujemy i jemy śniadanie zagaduje nas jeden z miejscowych. Jest bardzo zainteresowany naszą wyprawą, pyta gdzie zamierzamy pływać. Pytamy go, kiedy będzie przypływ, a on jest na tyle miły, że dzwoni do kogoś, żeby się upewnić. Okazuje się, że dziś najwyższa woda w okolicy Peleliu będzie dopiero około 11. Czyli z wczesnego wypłynięcia nic nie wyjdzie, jednak szykujemy wszystko, żeby było gotowe.
Wreszcie woda podnosi się na tyle, że można płynąć. Na początek powtórka z poprzedniego dnia - opływamy obszar zamknięty i kierujemy się między dwie wysepki widoczne na horyzoncie. Tym razem, zgodnie z planem udaje się przepłynąć :) Mniejszy i inaczej spakowany bagaż pomaga nam w wygodniejszym siedzeniu w kajaku. Problemy ze sterownością towarzyszą nam cały czas i właściwie w mniejszym lub większym stopniu będą aż do końca. Uczymy się jednak na nie reagować. Dużo zależy też od kierunku wiatru i fali. Paradoksalnie najlepiej płynie się pod wiatr, chociaż oczywiście jest wtedy najwolniej.
Dość szybko docieramy do pierwszego dzisiejszego celu - Carp Island. To wysepka, na której znajduje się jedyny hotel w obrębie Rock Islands. Nazywany jest szumnie Carp Island Resort, ale czasy świetności chyba ma dawno za sobą, budynki nie wyglądają zbyt zachęcająco. Niewątpliwą jednak zaletą jest jego lokalizacja.

Image

Resort ma też charakterystyczny pomost, znany z wielu widokówek z Palau.

Image

Image

Image

Przybijamy do ich plaży, żeby też zrobić kilka zdjęć. Najpierw pytamy kręcącego się w pobliżu pracownika, czy możemy tu trochę pobyć. Mówi, że nie ma problemu. Jednak po paru minutach przychodzi pani, która oświadcza nam, że przebywać na terenie możemy, ale musimy zapłacić po 45$ za osobę. W takim razie dziękujemy, zwłaszcza, że kawałek dalej, po drugiej stronie wyspy jest kolejna piękna i całkiem pusta plaża. Opływamy więc wyspę i zatrzymujemy się na tej drugiej plaży.

Image

Image

Image

Nasza pierwsza bezludna plaża :) Czujemy się prawie jak odkrywcy. Zwłaszcza, że plaża jest naprawdę piękna. Biały piaseczek, palmy pochylające się nas wodą. Kokosy leżące pod palmami. Oczywiście próbujemy dostać się do nich do środka, okazuje się jednak, że to bardzo trudne zadanie. Robimy mnóstwo zdjęć, szkoda tylko, że niebo cały czas jest zachmurzone i zdjęcia zupełnie nie oddają piękna tego miejsca.

Image

Image

Image

Image

Image

Po odpoczynku zbieramy się do dalszej drogi. Na tej plaży i tak nie moglibyśmy zostać na noc, bo również jest cała zalewana przez wodę podczas przypływu. Następny cel to wyspa Ioulomekang. Teraz pierwszy raz musimy przepłynąć ponad 5 kilometrów po całkiem otwartej wodzie, mamy więc trochę stracha, a przynajmniej dużą mobilizację. Okazuje się, że nie jest tak źle. Tu płyniemy właśnie pod wiatr. Fale są czasem całkiem spore, ale mimo to płynie się dobrze. Z radością przyjmujemy to, że pogoda robi się coraz lepsza, widzimy coraz więcej błękitnego nieba. W promieniach słońca woda przybiera niesamowity, turkusowy kolor.

Image

Dobijamy do naszego celu. Wydawało nam się, że poprzednia plaża jest piękna, ale ta ją zdecydowanie przebija.

Image

Image

Image

Image

Image

Do tego na wyspie jest dobre miejsce na biwak. Pomiędzy palmami jest duża przestrzeń, do której nie dochodzi woda. Dodatkowo jest też domek-schronienie. Wiemy, że na wielu plażach na Rock Islands są przygotowane takie podstawowe udogodnienia dla indywidualnych turystów.

Image

Na tej wysepce podoba nam się na tyle, że zastanawiamy się nad noclegiem tutaj. Wprawdzie jest jeszcze wcześnie i zdążylibyśmy dopłynąć do kolejnej wysepki, na której początkowo planowaliśmy spać. Przechodząc pod dużą skałą widać ten nasz kolejny punkt programu - Long Beach, jedna z najpopularniejszych atrakcji Palau, poza atrakcjami podwodnymi.

Image

Image

Image

Image
Widok na Long Beach

Gdy tak stoimy na brzegu i zastanawiamy się czy płynąć dalej, widzimy, że w naszą stronę płyną dwa kajaki. Wiedzieliśmy, że w tym samym czasie co my, wyprawę kajakową organizuje też nasz inny forumowicz @lendziro. I chociaż nie widzieliśmy jakie dokładnie mają plany, okazało się, że w tym odległym zakątku świata przypadkiem na siebie wpadliśmy. Postanawiamy więc spędzić razem wieczór zostając na tej wysepce. Oni są trochę bardziej profesjonalnie przygotowani - przede wszystkim mają normalne kajaki, przy wypożyczeniu dostali dużo dobrych i szczegółowych map, z czego korzystamy, robiąc zdjęcia interesujących nas obszarów. Co do map, to my też byliśmy dość dobrze przygotowani, mieliśmy podrukowane sporo map dostępnych w internecie, no i przede wszystkim podrukowaliśmy zdjęcia satelitarne i zaznaczyliśmy na nich ważne miejsca. Myśleliśmy też, że może uda się dostać jeszcze jakieś dobre mapy na miejscu, ale niestety nic szczegółowego nie było dostępne. Mapy od @lendziro bardzo się przydały w następnych dniach, były tam zaznaczone plaże, na których można biwakować, o części z nich nie wiedzieliśmy wcześniej. Przydała się też jeszcze jedna rzecz, którą również sfotografowaliśmy. Szczegółowa rozpiska przypływów i odpływów. Jaka szkoda, że nie mieliśmy jej wcześniej :) Robert i Gosia, pozdrawiamy i dziękujemy :)

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

pestycyda 18 grudnia 2016 20:23 Odpowiedz
@‌olus‌, niesamowicie rozbudziłaś moją ciekawość. Pisz, proszę, jak najszybciej :) i oczywiście szczerze podziwiam za odwagę! ("a już w dmuchanym kajaku to nawet nigdy nie siedzieliśmy"). Pozdrawiam :)
madziaro 18 grudnia 2016 21:09 Odpowiedz
Świetny pomysł z tym kajakiem, lepiej nie mogliście tego rozegrać!! Brawo i wielkie zazdro!!! 8-)
olus 18 grudnia 2016 22:12 Odpowiedz
Postaram się pisać szybko i regularnie. Tak, żeby umilić Wam przedświąteczny i świąteczny czas tym jakże odmiennym klimatem 8-)
gecko 18 grudnia 2016 22:33 Odpowiedz
@‌olus‌byłbym wdzięczny za informacje o tym jak sprawował się kajak :D wady, zalety, ogólne wrażenia.. sam zastanawiam się nad takim zakupem, przed moją następną podróżą, więc dobrze byłoby zaczerpnąć wiedzy :P aha - jakim sprzętem kręciłaś pod wodą? :)
olus 18 grudnia 2016 23:27 Odpowiedz
@gecko Kajak jest już opisany w założonym przez Ciebie temacie - to ten sam :) (Sevylor Tahiti Plus Pro) Ja ze swojej strony też na pewno w relacji wstawię jakieś uwagi i komentarze.Co do sprzętu to jest to GitUp Git2. Nie jestem żadnym ekspertem w filmowaniu, to właściwie pierwszy wyjazd z kamerką, ale uważam, że sprawdziła się bardzo dobrze.
liczyrzepa70 18 grudnia 2016 23:50 Odpowiedz
Dla chetnych na Palau w 2017 przeczytajcie najpierw nasza "krytyczna" relacje, warto tam leciec ://krytykaturystyczna.pl/2016/11/29/caly-narod-leci-na-palau/Wysłane z mojego HTC One A9 przy użyciu Tapatalka
japonka76 18 grudnia 2016 23:56 Odpowiedz
Bajka :)
gecko 19 grudnia 2016 07:46 Odpowiedz
@‌olus‌oj, rzeczywiscie :D tak swoja droga to bardzo cenna wskazowka z tym materialowym poszyciem pontonu. Tam gdzie sie wybieram, bedzie dosc cieplo, a wyprawa bedzie backpackerska, wiec faktycznie musze wziac to pod uwage :/
booboozb 19 grudnia 2016 14:11 Odpowiedz
Quote:@BooBooZB dzięki za inspirację ;) No to problem przemieszczania się rozwiązaliście we właściwy sposób :P Niezależność przede wszystkim.Czekam na opis dzień po dniu.
jarekgdynia 21 grudnia 2016 08:55 Odpowiedz
Coś ostatnio kajaki w modzie na forum ;) Wspaniałe miejsce, super wycieczka.
jobi 21 grudnia 2016 23:24 Odpowiedz
Nie mogę się doczekać momentu, kiedy nadmuchacie ten Wasz mini okręt ;-)Nakręciliście mnie na spróbowanie takiego typu zwiedzania wysepek - jakby co potem będzie na Was,bo kajak mam już w koszyku i niecierpliwie sprawdzam tutaj, co napiszecie :) Super wyprawa! Wprawdzie tylko 7 dni na miejscu, ale jak wykorzystane, do tego wszędzie po drodze dodatkowe wyzwania i doznania, szacunek dla Was.
olus 22 grudnia 2016 00:51 Odpowiedz
@‌jobi‌ Już w następnej części będzie kajaczek :)
meduzy 22 grudnia 2016 07:50 Odpowiedz
Wrzucaj relację :)Lecieliśmy tak samo, tylko przystanek końcowy inny - my wylądowaliśmy w Kambodży - bez kajaku, chociaż na Tonle Sap mógłby się przydać :)
maxima0909 27 grudnia 2016 23:33 Odpowiedz
KAJAKIEM?! absolutnie od dzisiaj "śledzę temat"! :-)
ibartek 2 stycznia 2017 00:08 Odpowiedz
wow! niezla przygoda...jest na tych wyspach jakis zasieg gsm? jaki mieliscie plan b na wypadek utkniecia na ktorejs z wysp, np awaria kajaka lub deszcz/wysokie fale?
olus 2 stycznia 2017 00:52 Odpowiedz
Zasięgu nie ma. W ogóle na całym Palau nie działają polskie karty sim, więc przez cały pobyt nasze telefony były bezużyteczne. Ale nawet gdybyśmy mieli lokalną kartę, to w rejonie wysepek i tak nie ma zasięgu.Co do nieprzewidzianych sytuacji to wbrew pozorom w ciągu dnia wysepki nie są takie całkiem odludne. Nikt tam nie mieszka, ale pływa bardzo dużo łódek z wycieczkami, zatrzymują się też na niektórych plażach. Do tego są rangersi, których zadaniem jest patrolowanie wysepek ze swoich łodzi i ich też często można spotkać. No i jakimś zabezpieczeniem było też to, że mieliśmy wykupiony transport powrotny. Gdybyśmy nie pojawili się w umówionym miejscu, to też by wszczęli alarm.Kajak ma trzy główne komory powietrza, dwie mniejsze i do tego oddzielne dmuchane siedzenia. W razie jakiegoś przebicia czy awarii myślę, że bylibyśmy w stanie dopłynąć do najbliższej wyspy. Największym dystansem po otwartej wodzie między wyspami było właśnie te opisane dzisiaj 5 km, zwykle pływaliśmy bliżej wysp. Mieliśmy zestaw naprawczy, którym jednak dałoby się zakleić tylko niewielkie, punktowe uszkodzenia. W przypadku dużej awarii, uniemożliwiającej płynięcie dalej, bylibyśmy skazani na pomoc innych.
gleba3 3 stycznia 2017 18:47 Odpowiedz
Nie baliście się rekinów?W 1945 niedaleko Palau został zatopiony krążownik Indianapolis, spośród 900 marynarzy, którzy przeżyli samo zatopienie, uratowano tylko 317. Reszta zginęła - głownie od ataków rekinów.
brunoj 3 stycznia 2017 19:01 Odpowiedz
rekin to całkiem mądre zwierzę, nie będzie wpływać na takie płycizny, na których można się dać odciąć odpływowi. Jedzonka też tam specjalnie dla niego nie ma, dopiero ewentualnie przy rafach.
krasnal 3 stycznia 2017 19:20 Odpowiedz
Ostatni rekini atak na Palau miał miejsce w 1973 r.
olus 3 stycznia 2017 22:48 Odpowiedz
Na Palau rzeczywiście żyje bardzo dużo rekinów. Ciekawostką jest to, że rząd Palau w 2009 roku jako pierwszy na świecie stworzył "shark sanctuary" na całym obszarze swoich wód. Wprowadzono całkowity zakaz polowania na rekiny. Z tego co wiem żyje tam ponad 100 gatunków rekinów, dużo z nich jest zagrożonych wyginięciem. Jeśli chodzi o zagrożenie - to tak jak już @‌BrunoJ‌ napisał - praktycznie cały obszar Palau to podwodny płaskowyż, jego brzegi to pionowe rafowe ściany, o nawet kilkusetmetrowej wysokości. Rekiny żyją głównie w okolicy tych ścian, głębiej pomiędzy wyspy zapuszczają się rzadko i jeśli już to tylko mniejsze okazy. Wszystko przez wahania poziomu wody, podczas odpływu, jak już opisywałam, w niektórych miejscach wody nie ma w ogóle. Dlatego pływając pomiędzy wyspami zagrożenia praktycznie żadnego nie ma. Za to szansa spotkania rekinów w okolicach ścian rafy jest oczywiście bardzo duża. I właśnie między innymi po to przyjeżdżają na Palau tłumy nurków. Z tego co się dowiedziałam najczęściej można spotkać grey reef shark (po polsku rekin szary rafowy lub żarłacz rafowy) i whitetip reef shark (żarłacz gruby). Oba gatunki sporadycznie mogą atakować człowieka (zwłaszcza pierwszy), ale jednak zdarza się to rzadko. Tak jak @‌krasnal‌ pisze, na Palau takie ataki praktycznie się nie zdarzały. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że w ogóle zanotowano tam tylko jedną śmiertelną ofiarę rekinów. Tak więc wracając do pytania @‌Gleba3‌ - nie baliśmy się, a wręcz mieliśmy nadzieję jakiegoś rekina zobaczyć :) Czy się udało przeczytacie w relacji. O USS Indianapolis muszę poczytać coś więcej. Nie wiem dokładnie gdzie zatonął, ale raczej na pewno na głębokiej wodzie w oddaleniu od wysp. Tam marynarze, zwłaszcza ranni, byli rzeczywiście bardzo narażeni na ataki.
krasnal 4 stycznia 2017 07:47 Odpowiedz
Pływając po Palau - czy to wpław, czy kajakiem - dużo bardziej niż rekinów obawiałem się węży morskich. O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunki, to okolicznych wodach można spotkać wiosłogona żmijowatego i pęza dwubarwnego. Ten drugi zajmuje 4. miejsce na świecie pod względem toksyczności jadu (źródło).
woy 4 stycznia 2017 09:10 Odpowiedz
krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia. -- 04 Sty 2017 09:10 -- krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia.
krasnal 4 stycznia 2017 09:27 Odpowiedz
Tak mówiły źródła, które czytałem. Być może to był Cerberus dunsoni, węże tego rodzaju lubią siedzieć w bagniskach i mangrowcach.
ibartek 4 stycznia 2017 10:18 Odpowiedz
warto stosowac zasade, im mniejszy, tym bardziej jadowity.. ;-)
rysiekkk 4 stycznia 2017 10:30 Odpowiedz
no zgadza się !zawsze to powtarzam !ale panie (szczególnie te ładne) uważają inaczej :roll:dobra czas zakończyć sylwestra :D
bozenak 7 stycznia 2017 21:23 Odpowiedz
Podziwiam Was :D ;) :D ;) Piękne zdjęcia.
klapio 7 stycznia 2017 21:54 Odpowiedz
Świetne zdjęcia, kolor wody na nich jest magiczny :-) Zazdroszczę wyprawy :-)
gaszpar 7 stycznia 2017 23:57 Odpowiedz
Świecące plankton to Okrzemki. Świecą na zasadzie tryboluminecencji -dopiero ruch powoduje, właśnie efekt świecenia. Ruch wody czyli np ruch wiosła, nóg czy załamywanie się fali gdy dociera do brzegu i w zw. z tym miesza się tam woda Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
olus 8 stycznia 2017 00:46 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.
jobi 8 stycznia 2017 02:16 Odpowiedz
Uff, jesteście szalenie szaleni! Też Was podziwiam!Wciąż nie wierzę, że pod Waszym wpływem kupiłem dmuchany kajak i wkrótce mam do niego wsiąść (raczej wpełznąć).Nie wyobrażam sobie pływania czymś takim jak promem po morzu, szacunek.My popływamy może trochę do 300m od lądu, ewentualnie w grę wchodzi odwiedzenie wysepki odległej o 500m.
brunoj 8 stycznia 2017 12:55 Odpowiedz
Mnie ciekawi czy byliście spakowani jakoś tematycznie, w szczególności gdyby kajak zaczął nagle tonąc na środku przeprawy to czy każde z Was miało jedną konkretna torbę do zabrania z najważniejszymi rzeczami/przedmiotami. A może jakieś tricki typu przywiązane puste butelki do toreb żeby dało się potem odłowić? W skrócie - jaki był plan na wypadek wywrotki/zatonięcia.
gaszpar 8 stycznia 2017 16:05 Odpowiedz
olus napisał:@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.Nie. Chodziło mi o okrzemki Pyrocystis lunulla. Oczywiście nie wiem co widziałaś ale opis pasuje idealnie :)Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
washington 8 stycznia 2017 16:27 Odpowiedz
Jeśli chodzi o czysto akademicką dyskusję to Pyrocystis lunulla to też bruzdnica (za wiki: "Pyrocystis fusiformis is a non-motile, tropical, epipelagic, marine dinoflagellate)Listę świecących bruzdnic można znaleźć np tu https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_b ... _organisms (na samym dole), zaś o mechanizmie świecenia (wywołanego jak pisaliście ruchem) przeczytać w artykule sprzed prawie 50 lat ;) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2225803/Tak czy inaczej gratuluje wyprawy :)
olus 8 stycznia 2017 21:27 Odpowiedz
@‌bozenak‌ @‌klapio‌ Dzięki!@jobi Super! Miło być dla kogoś inspiracją :)@‌Gaszpar‌ Tak jak @‌Washington‌ napisał Pyrocystis to właśnie bruzdnica, w ogóle tych świecących bruzdnic jest sporo gatunków. @‌BrunoJ‌ Mieliśmy dwa główne bagaże. Jeden to duży wodoodporny worek, tam były najważniejsze rzeczy, przede wszystkim plecak ze sprzętem foto, mapy, dokumenty, telefony, ładowarki, inny sprzęt który nie mógł zamoknąć, ale też ciuchy i kosmetyki (tego mieliśmy minimalną ilość). Drugi duży worek to sprzęt kempingowy - namiot, śpiwór, menażki, paliwo do kuchenki, potem też torba ze śmieciami. Te worki przypinaliśmy pasem do kajaka (w miejscu gdzie powinno być trzecie, środkowe siedzenie, którego nie używaliśmy). Mieliśmy jeszcze oddzielny worek z jedzeniem, który był z tyłu kajaka pod plandeką. Do tego mały plecaczko-worek podręczny, w którym były rzeczy, które mogą się zamoczyć (kamerka w obudowie, tablet w wodoodpornym etui, krem do opalania, maski i rurki do snurkowania i foliowe peleryny przeciwdeszczowe).W razie wywrotki (której prawdopodobieństwo oceniam na bardzo niskie - kajak jest naprawdę stabilny) wszystkie najważniejsze rzeczy były przypięte, więc by nie zatonęły. Prawdopodobieństwo całkowitego zatopnienia kajaka oceniam na jeszcze niższe - trzeba by jednocześnie przebić trzy komory. No ale gdyby tak się stało to na pewno w pierwszej kolejności bralibyśmy ten worek z najcenniejszymi rzeczami i próbowali jak najszybciej dostać się do brzegu.
lapka88 13 stycznia 2017 10:39 Odpowiedz
Naprawdę ogromny szacunek, za tą wyprawę kajakiem :)
krasnal 22 stycznia 2017 13:24 Odpowiedz
@‌olus‌, proszę bardzo - jest o tym samolocie: https://www.atsb.gov.au/publications/in ... 199400129/
olus 22 stycznia 2017 13:51 Odpowiedz
@‌krasnal‌ Dzięki, ja nic nie mogłam znaleźć. Czyli samolot rozbił się w 1994 roku. Wygląda na to, że na pokładzie był chyba tylko pilot i że przeżył lądowanie.
ibartek 27 stycznia 2017 23:33 Odpowiedz
super! a bedzie podsumowanie kosztowe? :-)
olus 27 stycznia 2017 23:41 Odpowiedz
Mogę zrobić, chociaż przyznam, że sama do tej pory jeszcze nie podliczyłam :) Ale ok, zrobię jeszcze taki post podsumowujący.
olus 31 stycznia 2017 22:01 Odpowiedz
Dzisiaj obiecane podsumowanie kosztów. Póki co wkleję bez żadnego komentarza a jutro dodatkowo napiszę jeszcze jeden post podsumowujący z wrażeniami na temat całej wyprawy i uwagami, co można było zrobić inaczej.Koszty:Pozycje w euro i usd przeliczałam na złotówki według dzisiejszego średniego kursu z google. Większość wypłat z bankomatów czy płatności kartą w walutach było robionych Revolutem i kartami z kantoru Aliora, więc były po niezłych kursach, ale mimo wszystko te koszty, które podałam mogą być nieznacznie zaniżone.Loty Amsterdam-Palau-Amsterdam - China Airlines 1230 zł x 2Warszawa-Amsterdam-Warszawa - Lot 300 zł x 2NoclegiAmsterdam - 2 noce w Ibis Budget (45 eur + 49 eur) 410 zł Tajpej - Here and There Hostel 90 złKororPinetrees Hostel (75 usd) 300 złGuest Lodge (72 usd) 288 złBangkok - Liveitup Asok Hostel 0 złWydatki na przygotowaniaKajak- 800 złSprzęt (wiosła, worek wodoodporny, pokrowiec wodoodporny na tablet, akcesoria do kamerki) - 160 złJedzenie - 150 złUbezpieczenie - 230 złWydatki na PalauPozwolenia na Rock Islands -(2 x 50 usd) 2 x 200 złMaml Divers, transport na i z Peleliu - (220 usd) 960 złPozwolenie na kemping, Peleliu - (10 usd) 40 złOpłata wylotowa - (2 x 50 usd) 2 x 200 złTransport z lotniska - (10 usd) 40 złTransport na lotnisko - (15 usd) 60 złInne wydatki - np. jedzenie, drobniejszy transport, przechowalnie bagażu 1304 zł razem 8692 złna osobę 4346 zł
olus 2 lutego 2017 00:51 Odpowiedz
PodsumowanieNa początek kilka uwag do kosztów, które opisałam wczoraj. Uważam, że jak na tak daleką wyprawę nie były bardzo wysokie. Kajak był kupowany z myślą, że po wyjeździe go sprzedamy i odzyskamy część kosztów. Szczerze mówiąc na razie tego nie zrobiliśmy i trochę szkoda mi się z nim rozstawać, ale rozsądek podpowiada, że nie będziemy mieć zbyt dużo okazji, żeby z niego korzystać. To co mogłoby obniżyć koszt wyprawy to oczywiście korzystanie z promów pływających między Kororem i Peleliu. Niestety tak się ułożyło, że rozkład zupełnie nam nie pasował i w obie strony musieliśmy kupować transfery łódkami, za co zapłaciliśmy prawie 1000 zł. Nie do uniknięcia na Palau są dwie dość wysokie opłaty - 50 USD opłaty wylotowej i 50 USD za pozwolenie na Rock Islands. Ale tego byliśmy od początku świadomi. Paradoksalnie dużo wydaliśmy też w Bangkoku w ciągu dwóch kilkunastogodzinnych pobytów. Na początku kupiliśmy ponad 4000 THB (czyli ok 450 zł), bo byliśmy przygotowani na opłatę za wyjście z lotniska przy obu pobytach (700 THB za osobę, czyli przy dwóch pobytach 2800 THB razem). Ostatecznie okazało się, że tę opłatę zapłaciłam tylko ja i tylko jeden raz, więc mieliśmy całkiem sporo pieniędzy. Nie chcieliśmy z tym wracać do domu więc większość przejedliśmy :)Teraz będzie bardziej filozoficznie :) Od początku wiedzieliśmy, że Palau to nie jest łatwy, typowo wakacyjny kierunek. Różne mało optymistyczne wizje roztaczane na forum zmotywowały nas do bardzo dobrego przygotowania. Właściwie to od dnia zakupu biletów wiedzieliśmy też, że będziemy kombinować coś z wyprawą na własną rękę. Nie planowaliśmy raczej zostania na głównej wyspie Koror, jakoś do gustu od razu przypadła nam wyspa Peleliu i otaczające ją wody. Kiedy dowiedzieliśmy się, że pływa tam prom postanowiliśmy właśnie z Peleliu zrobić bazę wypadową. Chcieliśmy tam wypożyczyć kajak i robić krótkie wypady. Nasz plan zmienił się diametralnie kiedy to zdecydowaliśmy, że kajak bierzemy własny - mieliśmy przepłynąć cały obszar Rock Islands z Peleliu na Koror. Jak wiecie z relacji, już podczas wyprawy plan uległ zmianie i całej trasy nie przepłynęliśmy. Czy żałujemy? I tak i nie. Byliśmy w wielu przepięknych miejscach, wiele widzieliśmy, pływaliśmy spokojnie i mieliśmy dużo czasu na wszystko. Żałujemy kilku konkretnych miejsc, na przykład tzw. Giant Clam City, czyli miejsca, gdzie można snurkując zobaczyć wiele ogromnych małży czy zatopionego na małej głębokości wraku samolotu z czasów wojny. Gdybyśmy rezerwowali te bilety mając dzisiejszą wiedzę, na pewno wzięlibyśmy pobyt o kilka dni dłuższy. Wtedy wybraliśmy tylko tydzień na Palau ze względu na to, że na miejscu jest bardzo drogo. Teraz wiemy, że dłuższy pobyt umożliwiłby dopasowanie się do rozkładu promów i dłuższą wyprawę kajakową, która dodatkowych kosztów przecież nie generuje, bo noclegi są za darmo.Jeśli chodzi o sam dmuchany kajak, to uważam, że sprawdził się naprawdę dobrze. Oczywiście jest to na pewno rozwiązanie kompromisowe, z jednej strony redukcja kosztów i uniezależnienie się od miejscowych wypożyczalni, ale z drugiej ograniczenie komfortu czy szybkości poruszania się w porównaniu z normalnymi kajakami. Mimo wszystko dmuchany kajak wprowadził do naszej wyprawy element takiej niecodziennej przygody i sprawił, że będziemy wspominać ten wyjazd jako coś wyjątkowego.Jakie wrażenie zrobiło na nas Palau? Wrażenia z miasta Koror są właściwie takie, jakie opisywane są wszędzie w internecie. Nie jest to miejsce typowo wypoczynkowe, chyba, że codziennie korzysta się z jakichś wycieczek. Jednak bezludne Rock Islands to zupełnie co innego. Tam jest wszystko, czego oczekiwalibyśmy od rajskich tropikalnych wysp - piękne krajobrazy, turkusowa woda, plaże z białym pisakiem i bogate życie podwodne. Zorganizowanie własnej wyprawy pozwala dodatkowo mieć to wszystko tylko dla siebie, bez tłumu innych turystów, co przecież w dzisiejszych czasach nie jest takie łatwe - wszędzie piękne plaże przyciągają ludzi i w wielu miejscach na ziemi są wręcz zadeptane. Ponadto ciekawym dla nas doświadczeniem było zobaczyć jak żyje mała i trochę odizolowana od świata społeczność na Peleliu.Podsumowując - jak pojawią się znów loty w podobnych jak w zeszłym roku cenach, to lecimy jeszcze raz :)
fortuna 2 lutego 2017 06:00 Odpowiedz
super relacja, gratulacje za nietypowe podejscie do tematu :) jak pisaliscie o tych cenach na Palau za jedzenie, bilety itp. to odrazu przypomnialo mi sie Vanuatu, ta sama "polityka" ;)pozdrawiam!
olus 2 lutego 2017 20:43 Odpowiedz
@fortuna Dzięki!Ceny i w jednym i w drugim kraju to pewnie jednak pochodna odległości i izolacji wysp. Wszystkie towary trzeba sprowadzać z kontynentu i to ma wpływ na ceny na miejscu.
aksieb 22 listopada 2019 09:45 Odpowiedz
Cześć, lecimy z podobnym planem w lutym. Macie może jeszcze zachowane przydatne zdjęcia np map?
olus 4 grudnia 2019 22:01 Odpowiedz
@aksieb Właśnie wrzuciłam zdjęcia map do tego tematu: https://www.fly4free.pl/forum/viewtopic.php?p=1279897#p1279897