0
olus 18 grudnia 2016 18:04
Image

Image

Idziemy na daleki spacer, aż do portu, w którym jednak nic ciekawego się nie dzieje.

Tutaj też można znaleźć trochę fajnych widoków
Image

Image

Image

Potem wracamy w miejsce które od biedy można nazwać miejską plażą. Piasku tu raczej nie ma, ale można się rozłożyć gdzieś pod drzewkiem. Są też prysznice, ławki i zadaszona altanka, która się przydaje, bo w pewnym momencie przychodzi gwałtowna ulewa. Po niej postanawiamy jeszcze ostatni raz wykąpać się w wodzie.

Most przy którym znajduje się "plaża miejska"
Image

Image

Image

Image

Do centrum wracamy idąc cały czas wzdłuż głównej drogi na której ciągnie się ogromny korek samochodów. Niewiarygodne ile może być samochodów w tak małym przecież mieście. Główna ulica jest praktycznie ciągle zakorkowana.

Lokalne klimaty
Image

Image

Na obiad idziemy do budki, w której wczoraj jedliśmy szaszłyki. W ciągu dnia nie ma grilla, ale są inne potrawy, na przykład curry z mięsem i warzywami czy jakiś makaron. Niestety kiedy przychodzimy tam wczesnym popołudniem prawie wszystkie dania zdążyły się już skończyć - tutaj takie rzeczy je się na śniadanie. Dla nas pozostaje jakaś zupa i smażone kawałki kurczaka - też da się zjeść. Potem pozostaje nam już tylko udać się do hotelu po rzeczy. Chwilę czekamy na umówiony transport relaksując się jeszcze na tarasie. W samochodzie który zabiera nas na lotnisko, oprócz kierowcy na przednim siedzeniu jedzie też pani - chyba właścicielka hotelu, z dwójką małych dzieci, prawdopodobnie swoich wnuków. Nikt tu nie przejmuje się fotelikami i dzieci jadą na kolanach u babci.

Image

Na lotnisku od razu widzimy sporo osób, które kojarzymy lotu na Palau. Nadawanie bagażu wygląda dość ciekawie, nie ma żadnego komputerowego systemu i drukowania zawieszek bagażowych. Pani sama, ołówkiem wypisuje trasę, jaką ma przelecieć nasz bagaż - nie wygląda to profesjonalnie, za to tutaj nie ma żadnego problemu z nadaniem bagażu od razu do Amsterdamu. W tamtą stronę musieliśmy przecież odebrać go po drodze na Tajwanie. Jeszcze tylko obowiązkowy haracz - opłata wylotowa, 50$ od osoby. Palau żegna nas tak samo jak nas przywitało - w deszczu i ciemności. Szkoda, że nie możemy popatrzeć na nie z góry. Żegnamy jednak ten mały kraik z uczuciem zrealizowanego celu. Wyprawa z dmuchanym kajakiem na pewno już zawsze będzie jedną z lepszych podróżniczych przygód.

Do domu czeka nas jeszcze długa droga. Pierwszy przystanek - Tajwan. Tym razem mamy znów kilkanaście godzin, ale tylko w nocy. Zastanawiamy się, czy nie pojechać do miasta na nocny market, ale pogoda tym razem nie zachęca, jest kilkanaście stopni i pada. My nie mamy żadnych ubrań z długim rękawem - świadomie spakowaliśmy wszystko do bagażu, żeby nie musieć nosić ze sobą. Zostajemy więc na lotnisku. Jest tu całkiem miła strefa relaksu, niestety, jak to w Azji, klimatyzacja działa bardzo dobrze. Trzeba jakoś przetrwać noc w chłodzie. Z pomocą przychodzi dostępny darmowy prysznic, ciepła kąpiel trochę pomaga :) Rano startujemy w stronę Bangkoku.

Image

Image

Wybrzeże Tajlandii
Image

Image

Tak jak poprzednio mamy kilkanaście godzin na miejscu. I znów płyniemy łodzią po rzece.

Image

Image

Image

Image

Tak się złożyło, że tego dnia w Bangkoku są też nasi dobrzy znajomi, którzy kończą swój pobyt w Tajlandii i właśnie wracają do Polski. Umawiamy się więc z nimi w mieście, w jakiejś knajpce na Khao San. Spędzamy trochę czasu na wymianie wrażeń. Oni mają samolot wcześniej niż my - lecą Air China przez Pekin, więc po jakimś czasie muszą zbierać się na lotnisko. Podjeżdżamy jeszcze z nimi kawałek taksówką - oni na stację pociągu na lotnisko a my do metra. Chcemy podjechać na Chatuchak market, niestety nie jest to weekend, kiedy to zwykle działa ten market, ale czytaliśmy, że w dni powszednie też można coś tam znaleźć. Niestety prawie wszystko jest pozamykane a w sąsiadujących centrach handlowych nic ciekawego nie ma. Cała wyprawa więc trochę niepotrzebna.
Mamy zarezerwowany z grosze hostel, jedziemy więc do niego odświeżyć się i trochę odpocząć. Jesteśmy w nim może trochę ponad godzinę - mina dziewczyn w recepcji, kiedy oddajemy klucze - bezcenna :) Mamy też zlecenie z Polski, żeby kupić ładny obrus z jakimś tajskim motywem. Na Chatuchaku nic nie kupiliśmy, szukamy więc czegoś na Khao San. Okazuje się, że jest sklep z różnymi tkaninami, niestety miejsce turystyczne więc trzeba się ostro targować, ale w końcu kupujemy naprawdę ładny obrus, oczywiście w słonie :)

Image

Image

Po spełnieniu obowiązku mamy czas na to co lubimy najbardziej, czyli jedzenie :)

Image

Image

Jest taka knajpka niedaleko Rambuttri, ulicy sąsiadującej z Khao San, w której jedliśmy już kiedyś. Tym razem też tam idziemy i się nie zawodzimy.

Image

Image

Image

Pad thai i czerwone curry są świetne. Co prawda prawie płaczę przy jedzeniu, tak jest ostre, ale i tak zjadam do końca.
Potem podjeżdżamy taksówką do stacji skytrain'a. Mamy jeszcze chwilę czasu, żeby przejść się Patpongiem i wyruszamy na z powrotem na lotnisko. Tam wszystko idzie gładko aż do momentu, kiedy już jesteśmy przy bramce do samolotu. Obsługa od wszystkich z naszego lotu bierze paszporty i sprawdza, czy mamy stemple potwierdzające wyjście z lotniska. Jak znajdą to trzeba płacić 700 THB - taka opłata za wjazd do Tajlandii, o której pisałam już na początku relacji. Zwykle jest wliczona w cenę biletu, ale tutaj nie była. Powinni ja pobrać urzędnicy na immigration, ale tego nie zrobili. Widocznie ktoś się tego dopatrzył i kazali obsłudze bramki nadrobić zaległości. Robi się niezłe zamieszanie, bo ludzi, którzy wychodzili na miasto jest bardzo dużo. Niestety, kto nie zapłaci, nie zostanie wpuszczony do samolotu. Jak ktoś nie ma pieniędzy to jest zawracany do bankomatu albo kantoru. U nas sytuacja jest ciekawa, w jednym paszporcie stempelki znajdują a w drugim nie :) Mamy więc do zapłacenia 700 THB i całe szczęście akurat taka kwota została nam w portfelu.
Po tym zamieszaniu już spokojnie wsiadamy do samolotu, a sam lot, mimo, że długi upływa bezproblemowo. Niespodzianka czeka nas jedynie na lotnisku w Amsterdamie. Temperatura 0 stopni, my w koszulkach i krótkich spodenkach, a tu nie ma rękawa - trzeba po schodkach i do autobusu.

Image

Zmarznięci docieramy jakoś do hali odbioru bagażu i z niecierpliwością wypatrujemy na taśmie naszych pakunków - w końcu przydałoby się coś na siebie włożyć, a te wypisane ołówkiem zawieszki bagażowe przez całą podróż nas mocno niepokoją. Okazuje się jednak, że ołówek nie jest taki zły, bo nasze bagaże całe i zdrowe wyjeżdżają na taśmę. Możemy więc się przebrać i ruszyć do hotelu - tym razem znów mamy zarezerwowany Ibis Budget w pobliżu lotniska. Jest rano i okazuje się, że nie możemy się jeszcze zameldować, spędzamy więc godzinkę w pobliskim McDonalds. W końcu nadchodzi czas, kiedy możemy już dostać pokój - dostajemy taki z widokiem na jezioro :)

Image

W palnie mamy udanie się do Amsterdamu na krótkie zwiedzanie - lot powrotny do Polski jest dopiero następnego dnia. Najpierw jednak postanawiamy zrobić sobie krótką drzemkę, bo jesteśmy wykończeni po dwóch dobach w podróży. Mała drzemka przeradza się w większą drzemkę, za każdym razem po obudzeniu się mówimy sobie, że jeszcze pół godzinki :) No i śpimy tak do wieczora, a potem wychodzimy tylko coś zjeść do znanego nam już McDonalds. Przesypiamy bez problemu również całą noc a rano udajemy się na lotnisko na ostatni lot. I tak docieramy bez przeszkód do Warszawy, gdzie kończy się nasza podróż.

KONIEC

Dodaj Komentarz

Komentarze (45)

pestycyda 18 grudnia 2016 20:23 Odpowiedz
@‌olus‌, niesamowicie rozbudziłaś moją ciekawość. Pisz, proszę, jak najszybciej :) i oczywiście szczerze podziwiam za odwagę! ("a już w dmuchanym kajaku to nawet nigdy nie siedzieliśmy"). Pozdrawiam :)
madziaro 18 grudnia 2016 21:09 Odpowiedz
Świetny pomysł z tym kajakiem, lepiej nie mogliście tego rozegrać!! Brawo i wielkie zazdro!!! 8-)
olus 18 grudnia 2016 22:12 Odpowiedz
Postaram się pisać szybko i regularnie. Tak, żeby umilić Wam przedświąteczny i świąteczny czas tym jakże odmiennym klimatem 8-)
gecko 18 grudnia 2016 22:33 Odpowiedz
@‌olus‌byłbym wdzięczny za informacje o tym jak sprawował się kajak :D wady, zalety, ogólne wrażenia.. sam zastanawiam się nad takim zakupem, przed moją następną podróżą, więc dobrze byłoby zaczerpnąć wiedzy :P aha - jakim sprzętem kręciłaś pod wodą? :)
olus 18 grudnia 2016 23:27 Odpowiedz
@gecko Kajak jest już opisany w założonym przez Ciebie temacie - to ten sam :) (Sevylor Tahiti Plus Pro) Ja ze swojej strony też na pewno w relacji wstawię jakieś uwagi i komentarze.Co do sprzętu to jest to GitUp Git2. Nie jestem żadnym ekspertem w filmowaniu, to właściwie pierwszy wyjazd z kamerką, ale uważam, że sprawdziła się bardzo dobrze.
liczyrzepa70 18 grudnia 2016 23:50 Odpowiedz
Dla chetnych na Palau w 2017 przeczytajcie najpierw nasza "krytyczna" relacje, warto tam leciec ://krytykaturystyczna.pl/2016/11/29/caly-narod-leci-na-palau/Wysłane z mojego HTC One A9 przy użyciu Tapatalka
japonka76 18 grudnia 2016 23:56 Odpowiedz
Bajka :)
gecko 19 grudnia 2016 07:46 Odpowiedz
@‌olus‌oj, rzeczywiscie :D tak swoja droga to bardzo cenna wskazowka z tym materialowym poszyciem pontonu. Tam gdzie sie wybieram, bedzie dosc cieplo, a wyprawa bedzie backpackerska, wiec faktycznie musze wziac to pod uwage :/
booboozb 19 grudnia 2016 14:11 Odpowiedz
Quote:@BooBooZB dzięki za inspirację ;) No to problem przemieszczania się rozwiązaliście we właściwy sposób :P Niezależność przede wszystkim.Czekam na opis dzień po dniu.
jarekgdynia 21 grudnia 2016 08:55 Odpowiedz
Coś ostatnio kajaki w modzie na forum ;) Wspaniałe miejsce, super wycieczka.
jobi 21 grudnia 2016 23:24 Odpowiedz
Nie mogę się doczekać momentu, kiedy nadmuchacie ten Wasz mini okręt ;-)Nakręciliście mnie na spróbowanie takiego typu zwiedzania wysepek - jakby co potem będzie na Was,bo kajak mam już w koszyku i niecierpliwie sprawdzam tutaj, co napiszecie :) Super wyprawa! Wprawdzie tylko 7 dni na miejscu, ale jak wykorzystane, do tego wszędzie po drodze dodatkowe wyzwania i doznania, szacunek dla Was.
olus 22 grudnia 2016 00:51 Odpowiedz
@‌jobi‌ Już w następnej części będzie kajaczek :)
meduzy 22 grudnia 2016 07:50 Odpowiedz
Wrzucaj relację :)Lecieliśmy tak samo, tylko przystanek końcowy inny - my wylądowaliśmy w Kambodży - bez kajaku, chociaż na Tonle Sap mógłby się przydać :)
maxima0909 27 grudnia 2016 23:33 Odpowiedz
KAJAKIEM?! absolutnie od dzisiaj "śledzę temat"! :-)
ibartek 2 stycznia 2017 00:08 Odpowiedz
wow! niezla przygoda...jest na tych wyspach jakis zasieg gsm? jaki mieliscie plan b na wypadek utkniecia na ktorejs z wysp, np awaria kajaka lub deszcz/wysokie fale?
olus 2 stycznia 2017 00:52 Odpowiedz
Zasięgu nie ma. W ogóle na całym Palau nie działają polskie karty sim, więc przez cały pobyt nasze telefony były bezużyteczne. Ale nawet gdybyśmy mieli lokalną kartę, to w rejonie wysepek i tak nie ma zasięgu.Co do nieprzewidzianych sytuacji to wbrew pozorom w ciągu dnia wysepki nie są takie całkiem odludne. Nikt tam nie mieszka, ale pływa bardzo dużo łódek z wycieczkami, zatrzymują się też na niektórych plażach. Do tego są rangersi, których zadaniem jest patrolowanie wysepek ze swoich łodzi i ich też często można spotkać. No i jakimś zabezpieczeniem było też to, że mieliśmy wykupiony transport powrotny. Gdybyśmy nie pojawili się w umówionym miejscu, to też by wszczęli alarm.Kajak ma trzy główne komory powietrza, dwie mniejsze i do tego oddzielne dmuchane siedzenia. W razie jakiegoś przebicia czy awarii myślę, że bylibyśmy w stanie dopłynąć do najbliższej wyspy. Największym dystansem po otwartej wodzie między wyspami było właśnie te opisane dzisiaj 5 km, zwykle pływaliśmy bliżej wysp. Mieliśmy zestaw naprawczy, którym jednak dałoby się zakleić tylko niewielkie, punktowe uszkodzenia. W przypadku dużej awarii, uniemożliwiającej płynięcie dalej, bylibyśmy skazani na pomoc innych.
gleba3 3 stycznia 2017 18:47 Odpowiedz
Nie baliście się rekinów?W 1945 niedaleko Palau został zatopiony krążownik Indianapolis, spośród 900 marynarzy, którzy przeżyli samo zatopienie, uratowano tylko 317. Reszta zginęła - głownie od ataków rekinów.
brunoj 3 stycznia 2017 19:01 Odpowiedz
rekin to całkiem mądre zwierzę, nie będzie wpływać na takie płycizny, na których można się dać odciąć odpływowi. Jedzonka też tam specjalnie dla niego nie ma, dopiero ewentualnie przy rafach.
krasnal 3 stycznia 2017 19:20 Odpowiedz
Ostatni rekini atak na Palau miał miejsce w 1973 r.
olus 3 stycznia 2017 22:48 Odpowiedz
Na Palau rzeczywiście żyje bardzo dużo rekinów. Ciekawostką jest to, że rząd Palau w 2009 roku jako pierwszy na świecie stworzył "shark sanctuary" na całym obszarze swoich wód. Wprowadzono całkowity zakaz polowania na rekiny. Z tego co wiem żyje tam ponad 100 gatunków rekinów, dużo z nich jest zagrożonych wyginięciem. Jeśli chodzi o zagrożenie - to tak jak już @‌BrunoJ‌ napisał - praktycznie cały obszar Palau to podwodny płaskowyż, jego brzegi to pionowe rafowe ściany, o nawet kilkusetmetrowej wysokości. Rekiny żyją głównie w okolicy tych ścian, głębiej pomiędzy wyspy zapuszczają się rzadko i jeśli już to tylko mniejsze okazy. Wszystko przez wahania poziomu wody, podczas odpływu, jak już opisywałam, w niektórych miejscach wody nie ma w ogóle. Dlatego pływając pomiędzy wyspami zagrożenia praktycznie żadnego nie ma. Za to szansa spotkania rekinów w okolicach ścian rafy jest oczywiście bardzo duża. I właśnie między innymi po to przyjeżdżają na Palau tłumy nurków. Z tego co się dowiedziałam najczęściej można spotkać grey reef shark (po polsku rekin szary rafowy lub żarłacz rafowy) i whitetip reef shark (żarłacz gruby). Oba gatunki sporadycznie mogą atakować człowieka (zwłaszcza pierwszy), ale jednak zdarza się to rzadko. Tak jak @‌krasnal‌ pisze, na Palau takie ataki praktycznie się nie zdarzały. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że w ogóle zanotowano tam tylko jedną śmiertelną ofiarę rekinów. Tak więc wracając do pytania @‌Gleba3‌ - nie baliśmy się, a wręcz mieliśmy nadzieję jakiegoś rekina zobaczyć :) Czy się udało przeczytacie w relacji. O USS Indianapolis muszę poczytać coś więcej. Nie wiem dokładnie gdzie zatonął, ale raczej na pewno na głębokiej wodzie w oddaleniu od wysp. Tam marynarze, zwłaszcza ranni, byli rzeczywiście bardzo narażeni na ataki.
krasnal 4 stycznia 2017 07:47 Odpowiedz
Pływając po Palau - czy to wpław, czy kajakiem - dużo bardziej niż rekinów obawiałem się węży morskich. O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunki, to okolicznych wodach można spotkać wiosłogona żmijowatego i pęza dwubarwnego. Ten drugi zajmuje 4. miejsce na świecie pod względem toksyczności jadu (źródło).
woy 4 stycznia 2017 09:10 Odpowiedz
krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia. -- 04 Sty 2017 09:10 -- krasnal napisał:O ile na lądzie w Palau nie występują żadne jadowite gatunkiTo pewna informacja? Obserwowałem tam przez parę dni całkowicie czarnego węża (ok. 1m długości) żyjącego w strumieniu tuż przy plaży. Z tego, co wiem, większość gatunków wodnych jest jadowita, choć nie potrafiłem zidentyfikować, z którym miałem do czynienia.
krasnal 4 stycznia 2017 09:27 Odpowiedz
Tak mówiły źródła, które czytałem. Być może to był Cerberus dunsoni, węże tego rodzaju lubią siedzieć w bagniskach i mangrowcach.
ibartek 4 stycznia 2017 10:18 Odpowiedz
warto stosowac zasade, im mniejszy, tym bardziej jadowity.. ;-)
rysiekkk 4 stycznia 2017 10:30 Odpowiedz
no zgadza się !zawsze to powtarzam !ale panie (szczególnie te ładne) uważają inaczej :roll:dobra czas zakończyć sylwestra :D
bozenak 7 stycznia 2017 21:23 Odpowiedz
Podziwiam Was :D ;) :D ;) Piękne zdjęcia.
klapio 7 stycznia 2017 21:54 Odpowiedz
Świetne zdjęcia, kolor wody na nich jest magiczny :-) Zazdroszczę wyprawy :-)
gaszpar 7 stycznia 2017 23:57 Odpowiedz
Świecące plankton to Okrzemki. Świecą na zasadzie tryboluminecencji -dopiero ruch powoduje, właśnie efekt świecenia. Ruch wody czyli np ruch wiosła, nóg czy załamywanie się fali gdy dociera do brzegu i w zw. z tym miesza się tam woda Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
olus 8 stycznia 2017 00:46 Odpowiedz
@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.
jobi 8 stycznia 2017 02:16 Odpowiedz
Uff, jesteście szalenie szaleni! Też Was podziwiam!Wciąż nie wierzę, że pod Waszym wpływem kupiłem dmuchany kajak i wkrótce mam do niego wsiąść (raczej wpełznąć).Nie wyobrażam sobie pływania czymś takim jak promem po morzu, szacunek.My popływamy może trochę do 300m od lądu, ewentualnie w grę wchodzi odwiedzenie wysepki odległej o 500m.
brunoj 8 stycznia 2017 12:55 Odpowiedz
Mnie ciekawi czy byliście spakowani jakoś tematycznie, w szczególności gdyby kajak zaczął nagle tonąc na środku przeprawy to czy każde z Was miało jedną konkretna torbę do zabrania z najważniejszymi rzeczami/przedmiotami. A może jakieś tricki typu przywiązane puste butelki do toreb żeby dało się potem odłowić? W skrócie - jaki był plan na wypadek wywrotki/zatonięcia.
gaszpar 8 stycznia 2017 16:05 Odpowiedz
olus napisał:@‌Gaszpar‌ Myślę, że chodziło Ci o bruzdnice.Nie. Chodziło mi o okrzemki Pyrocystis lunulla. Oczywiście nie wiem co widziałaś ale opis pasuje idealnie :)Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
washington 8 stycznia 2017 16:27 Odpowiedz
Jeśli chodzi o czysto akademicką dyskusję to Pyrocystis lunulla to też bruzdnica (za wiki: "Pyrocystis fusiformis is a non-motile, tropical, epipelagic, marine dinoflagellate)Listę świecących bruzdnic można znaleźć np tu https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_b ... _organisms (na samym dole), zaś o mechanizmie świecenia (wywołanego jak pisaliście ruchem) przeczytać w artykule sprzed prawie 50 lat ;) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2225803/Tak czy inaczej gratuluje wyprawy :)
olus 8 stycznia 2017 21:27 Odpowiedz
@‌bozenak‌ @‌klapio‌ Dzięki!@jobi Super! Miło być dla kogoś inspiracją :)@‌Gaszpar‌ Tak jak @‌Washington‌ napisał Pyrocystis to właśnie bruzdnica, w ogóle tych świecących bruzdnic jest sporo gatunków. @‌BrunoJ‌ Mieliśmy dwa główne bagaże. Jeden to duży wodoodporny worek, tam były najważniejsze rzeczy, przede wszystkim plecak ze sprzętem foto, mapy, dokumenty, telefony, ładowarki, inny sprzęt który nie mógł zamoknąć, ale też ciuchy i kosmetyki (tego mieliśmy minimalną ilość). Drugi duży worek to sprzęt kempingowy - namiot, śpiwór, menażki, paliwo do kuchenki, potem też torba ze śmieciami. Te worki przypinaliśmy pasem do kajaka (w miejscu gdzie powinno być trzecie, środkowe siedzenie, którego nie używaliśmy). Mieliśmy jeszcze oddzielny worek z jedzeniem, który był z tyłu kajaka pod plandeką. Do tego mały plecaczko-worek podręczny, w którym były rzeczy, które mogą się zamoczyć (kamerka w obudowie, tablet w wodoodpornym etui, krem do opalania, maski i rurki do snurkowania i foliowe peleryny przeciwdeszczowe).W razie wywrotki (której prawdopodobieństwo oceniam na bardzo niskie - kajak jest naprawdę stabilny) wszystkie najważniejsze rzeczy były przypięte, więc by nie zatonęły. Prawdopodobieństwo całkowitego zatopnienia kajaka oceniam na jeszcze niższe - trzeba by jednocześnie przebić trzy komory. No ale gdyby tak się stało to na pewno w pierwszej kolejności bralibyśmy ten worek z najcenniejszymi rzeczami i próbowali jak najszybciej dostać się do brzegu.
lapka88 13 stycznia 2017 10:39 Odpowiedz
Naprawdę ogromny szacunek, za tą wyprawę kajakiem :)
krasnal 22 stycznia 2017 13:24 Odpowiedz
@‌olus‌, proszę bardzo - jest o tym samolocie: https://www.atsb.gov.au/publications/in ... 199400129/
olus 22 stycznia 2017 13:51 Odpowiedz
@‌krasnal‌ Dzięki, ja nic nie mogłam znaleźć. Czyli samolot rozbił się w 1994 roku. Wygląda na to, że na pokładzie był chyba tylko pilot i że przeżył lądowanie.
ibartek 27 stycznia 2017 23:33 Odpowiedz
super! a bedzie podsumowanie kosztowe? :-)
olus 27 stycznia 2017 23:41 Odpowiedz
Mogę zrobić, chociaż przyznam, że sama do tej pory jeszcze nie podliczyłam :) Ale ok, zrobię jeszcze taki post podsumowujący.
olus 31 stycznia 2017 22:01 Odpowiedz
Dzisiaj obiecane podsumowanie kosztów. Póki co wkleję bez żadnego komentarza a jutro dodatkowo napiszę jeszcze jeden post podsumowujący z wrażeniami na temat całej wyprawy i uwagami, co można było zrobić inaczej.Koszty:Pozycje w euro i usd przeliczałam na złotówki według dzisiejszego średniego kursu z google. Większość wypłat z bankomatów czy płatności kartą w walutach było robionych Revolutem i kartami z kantoru Aliora, więc były po niezłych kursach, ale mimo wszystko te koszty, które podałam mogą być nieznacznie zaniżone.Loty Amsterdam-Palau-Amsterdam - China Airlines 1230 zł x 2Warszawa-Amsterdam-Warszawa - Lot 300 zł x 2NoclegiAmsterdam - 2 noce w Ibis Budget (45 eur + 49 eur) 410 zł Tajpej - Here and There Hostel 90 złKororPinetrees Hostel (75 usd) 300 złGuest Lodge (72 usd) 288 złBangkok - Liveitup Asok Hostel 0 złWydatki na przygotowaniaKajak- 800 złSprzęt (wiosła, worek wodoodporny, pokrowiec wodoodporny na tablet, akcesoria do kamerki) - 160 złJedzenie - 150 złUbezpieczenie - 230 złWydatki na PalauPozwolenia na Rock Islands -(2 x 50 usd) 2 x 200 złMaml Divers, transport na i z Peleliu - (220 usd) 960 złPozwolenie na kemping, Peleliu - (10 usd) 40 złOpłata wylotowa - (2 x 50 usd) 2 x 200 złTransport z lotniska - (10 usd) 40 złTransport na lotnisko - (15 usd) 60 złInne wydatki - np. jedzenie, drobniejszy transport, przechowalnie bagażu 1304 zł razem 8692 złna osobę 4346 zł
olus 2 lutego 2017 00:51 Odpowiedz
PodsumowanieNa początek kilka uwag do kosztów, które opisałam wczoraj. Uważam, że jak na tak daleką wyprawę nie były bardzo wysokie. Kajak był kupowany z myślą, że po wyjeździe go sprzedamy i odzyskamy część kosztów. Szczerze mówiąc na razie tego nie zrobiliśmy i trochę szkoda mi się z nim rozstawać, ale rozsądek podpowiada, że nie będziemy mieć zbyt dużo okazji, żeby z niego korzystać. To co mogłoby obniżyć koszt wyprawy to oczywiście korzystanie z promów pływających między Kororem i Peleliu. Niestety tak się ułożyło, że rozkład zupełnie nam nie pasował i w obie strony musieliśmy kupować transfery łódkami, za co zapłaciliśmy prawie 1000 zł. Nie do uniknięcia na Palau są dwie dość wysokie opłaty - 50 USD opłaty wylotowej i 50 USD za pozwolenie na Rock Islands. Ale tego byliśmy od początku świadomi. Paradoksalnie dużo wydaliśmy też w Bangkoku w ciągu dwóch kilkunastogodzinnych pobytów. Na początku kupiliśmy ponad 4000 THB (czyli ok 450 zł), bo byliśmy przygotowani na opłatę za wyjście z lotniska przy obu pobytach (700 THB za osobę, czyli przy dwóch pobytach 2800 THB razem). Ostatecznie okazało się, że tę opłatę zapłaciłam tylko ja i tylko jeden raz, więc mieliśmy całkiem sporo pieniędzy. Nie chcieliśmy z tym wracać do domu więc większość przejedliśmy :)Teraz będzie bardziej filozoficznie :) Od początku wiedzieliśmy, że Palau to nie jest łatwy, typowo wakacyjny kierunek. Różne mało optymistyczne wizje roztaczane na forum zmotywowały nas do bardzo dobrego przygotowania. Właściwie to od dnia zakupu biletów wiedzieliśmy też, że będziemy kombinować coś z wyprawą na własną rękę. Nie planowaliśmy raczej zostania na głównej wyspie Koror, jakoś do gustu od razu przypadła nam wyspa Peleliu i otaczające ją wody. Kiedy dowiedzieliśmy się, że pływa tam prom postanowiliśmy właśnie z Peleliu zrobić bazę wypadową. Chcieliśmy tam wypożyczyć kajak i robić krótkie wypady. Nasz plan zmienił się diametralnie kiedy to zdecydowaliśmy, że kajak bierzemy własny - mieliśmy przepłynąć cały obszar Rock Islands z Peleliu na Koror. Jak wiecie z relacji, już podczas wyprawy plan uległ zmianie i całej trasy nie przepłynęliśmy. Czy żałujemy? I tak i nie. Byliśmy w wielu przepięknych miejscach, wiele widzieliśmy, pływaliśmy spokojnie i mieliśmy dużo czasu na wszystko. Żałujemy kilku konkretnych miejsc, na przykład tzw. Giant Clam City, czyli miejsca, gdzie można snurkując zobaczyć wiele ogromnych małży czy zatopionego na małej głębokości wraku samolotu z czasów wojny. Gdybyśmy rezerwowali te bilety mając dzisiejszą wiedzę, na pewno wzięlibyśmy pobyt o kilka dni dłuższy. Wtedy wybraliśmy tylko tydzień na Palau ze względu na to, że na miejscu jest bardzo drogo. Teraz wiemy, że dłuższy pobyt umożliwiłby dopasowanie się do rozkładu promów i dłuższą wyprawę kajakową, która dodatkowych kosztów przecież nie generuje, bo noclegi są za darmo.Jeśli chodzi o sam dmuchany kajak, to uważam, że sprawdził się naprawdę dobrze. Oczywiście jest to na pewno rozwiązanie kompromisowe, z jednej strony redukcja kosztów i uniezależnienie się od miejscowych wypożyczalni, ale z drugiej ograniczenie komfortu czy szybkości poruszania się w porównaniu z normalnymi kajakami. Mimo wszystko dmuchany kajak wprowadził do naszej wyprawy element takiej niecodziennej przygody i sprawił, że będziemy wspominać ten wyjazd jako coś wyjątkowego.Jakie wrażenie zrobiło na nas Palau? Wrażenia z miasta Koror są właściwie takie, jakie opisywane są wszędzie w internecie. Nie jest to miejsce typowo wypoczynkowe, chyba, że codziennie korzysta się z jakichś wycieczek. Jednak bezludne Rock Islands to zupełnie co innego. Tam jest wszystko, czego oczekiwalibyśmy od rajskich tropikalnych wysp - piękne krajobrazy, turkusowa woda, plaże z białym pisakiem i bogate życie podwodne. Zorganizowanie własnej wyprawy pozwala dodatkowo mieć to wszystko tylko dla siebie, bez tłumu innych turystów, co przecież w dzisiejszych czasach nie jest takie łatwe - wszędzie piękne plaże przyciągają ludzi i w wielu miejscach na ziemi są wręcz zadeptane. Ponadto ciekawym dla nas doświadczeniem było zobaczyć jak żyje mała i trochę odizolowana od świata społeczność na Peleliu.Podsumowując - jak pojawią się znów loty w podobnych jak w zeszłym roku cenach, to lecimy jeszcze raz :)
fortuna 2 lutego 2017 06:00 Odpowiedz
super relacja, gratulacje za nietypowe podejscie do tematu :) jak pisaliscie o tych cenach na Palau za jedzenie, bilety itp. to odrazu przypomnialo mi sie Vanuatu, ta sama "polityka" ;)pozdrawiam!
olus 2 lutego 2017 20:43 Odpowiedz
@fortuna Dzięki!Ceny i w jednym i w drugim kraju to pewnie jednak pochodna odległości i izolacji wysp. Wszystkie towary trzeba sprowadzać z kontynentu i to ma wpływ na ceny na miejscu.
aksieb 22 listopada 2019 09:45 Odpowiedz
Cześć, lecimy z podobnym planem w lutym. Macie może jeszcze zachowane przydatne zdjęcia np map?
olus 4 grudnia 2019 22:01 Odpowiedz
@aksieb Właśnie wrzuciłam zdjęcia map do tego tematu: https://www.fly4free.pl/forum/viewtopic.php?p=1279897#p1279897