Kolacja jest, więc idziemy powolutku do Maleconu, omijając po drodze Kapitol (taki sam jak w Waszyngtonie), Wielki Teatr Hawany, dawne mieszkanie Batisty (obecnie muzeum Rewolucji) starówkę i dojście, do Maleconu.
Jakiś zgubiony Fidel
Capitolio de La Habana
Teatr Narodowy
Muzeum Rewolucji
I dotarliśmy do Maleconu
Ludzi sporo, wszyscy przyszli na to samo, co my. Zobaczyć zachód słońca, niestety przy kompani lokalnych grajków, którzy grali to samo. Non stop. W stopniu ze teraz nie cierpię 3 kawałków, które nasłuchałem tam prawie codziennie a te są: Chan Chan, Guantanamera i Bailando. Basta. Chcę spokojnie wypić rum. I posłuchać fale. Nić więcej.
Fale
No i wrócić do domu, przygotować się do naszego wyjazdu do Vinales.
Viñales Czy miałeś kiedyś doczynienia z koniami?
Viñales to nie duże miasteczko, jakieś 150km od Hawany. Takie Zakopane, które żyje z turystyki i stało się słynne za plantacje tytoniu, kawy i wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO w 1999. No i ze było ulubione miejsce Fidela Castra.
Dojechać tam można busem lub taxi-colectivo. Jako ze autobusu nie było, jedyna opcja to była taksówka.
O 11 nasz stary Ford (z 49) przyjechał pod naszej Casy, i jechaliśmy do centrum Hawany, po kolejne osoby. Samochód oczywiście przerobiony, z 5os na 9 (3 z przodu, 3 w środku i 3 w tyle) no i oczywiście beż pasów bezpieczeństwa. No bo po co. Ale za to drzwiami które lubią się otwierać w trakcje jazdy.
Przejażdżka ulicami Hawany.
Tak jak pisałem, samochód z lat 40, ale za to bardzo dobrym staniu. Zadbane jak mało co.
Nie wiem czy kiedykolwiek użył defrost na Kubie
Oczywiście, prędkościomierz nie działał, ale za to miał aplikację do mierzenia km na godzinę (kij wie jak, i czy działał), ale pokazywał ze jechaliśmy 120km/h. W samochodzie, gdzie drzwi się otwierały w trakcje jazdy. Beż pasów bezpieczeństwa. Czyli jak otworzą się, to ja bym poleciał parę km do tyłu.
Ale nić złego się nie stało, i dotarliśmy pod naszą casą w Viñales. Odpakujemy się w naszej Casie (Sol de Caribe) i właścicielka przygotowuje dla nas kawę i proponuje wycieczki i co ciekawego można zrobić w Viñales. Zgadzamy się na wycieczkę konną następnego dnia za 15 CUC (4h) po okolicznych fincas i jeziorze, dowiadujemy się ze dziś festyn jakiś w Viñales, z muzyką, atrakcjami i ulicznym jedzeniem.
I idziemy po zupkę ananasową, po "meczącej" podróży.
Wieczorem odpoczywanie przy Plazie
Oglądając zachód słońca
I koncerty muzyki kubańskiej
I lokalnych atrakcji
Wracamy do casy na odpoczynek.
Snur lewo, koń skręca w lewo
Dzień zaczął się pysznym śniadaniem sponsorowany przez Cubana Aviacion
Sponsor
Desayuno
O 8 przyszedł Jorge, nasz przewodnik i weterynarz, który oprowadzi nas konno po dolinie. I wpada wtedy pytanie:
-Czy kiedykolwiek jechałeś konno? -W sumie, to dobre 22 lata kiedy ostatni raz jechałem. -Aha, czyli nie miałeś do czynienia z koniami od tamtej pory? -Nie no miałem. Jakiś pół roku temu jadłem kabanosy z koniny.
Docieramy do rancha, gdzie dostaniemy nasze koniki.
Jako ze jedyny facet z grupy, dostaję największego, Negro i szkolenie BHP. -Snur lewo, koń skręca lewo. Snur prawo, koń skręca prawo. Snur do tyłu, koń zatrzymuje się. Uderzasz snur, koń idzie.
I tyle. W ciągu 2 minut stałem się ekspertem jazdy konno.
Pierwsza postój, to była plantacja i suszarnia tytoniu. Chyba najważniejszy produkt eksportowy Kuby, czyli cygara.
Tam, miejscowy cowboy, przypominający marną kopie cowboya z Malboro, oprowadził po plantacji i suszarni, tłumacząc różnice cygar, smaków, jak każde z nich się robi.
Plantacja
Suszarnia
No i pokaż cygar-mastera, jak się cygaro skręca.
Przypominało to sushi mastera, ale whatewah
I upominek do palenia
Jedziemy znów konno do następnego punktu. Zwiedzanie fincy z kawą
Tutaj się rozczarowałem. Liczyłem ze będzie podobny standard, jak przy mojej ostatniej podróży w Kolumbii, perdon-ktoredy-do-el-dorado,212,83291?start=40#p683017 Ale było marnie. Przygotowani tylko na turystów, z wysokimi cenami za kawę (7 CUC za butelkę 0.5l) i nawet nie było poczęstunku żeby ją spróbować.
Więc szybko poszło nam, przeszliśmy kawałek do góry z małą jaskinią, która także odpuściliśmy (koszt 2 CUC, zeby zobaczyć małą jaskinię uważam za wysoką) dlatego woleliśmy spędzić więcej czasu w jeziorku.
I powrót do miasta
Obiadek, czyli tym razem Ropa vieja. Nazwa może nie zachęca (po hiszpańsku to stare ubrania), ale to rodzaj gulaszu, wołowe mięso gotowane tak długo, aż samo rozpada się na długie włókna. Smakuje jak smakuje, ale to była z nielicznych potraw które mi smakowały na Kubę.
Do tego sok z guayabo (Gujawa pospolita)
I na dobitkę, na naszej werandzie, mojito z cygarem.
Jutro poranna pobudka, do naszego drugiego colectivo, do Trinidadu.To jest Trinidad. Dawna stolica cukro-baronów
Do Trinidadu się jedzie pozwiedzać architekturę kolonialną. Spróbować ogarnąć ich dialekt. No i zobaczyć pobliskie plaży, co na Kubę cięzko to nie jest.
Dojedziemy tam taxi/bus - Collectivo. Viazula nie było na nasz dzień, a cena collectivo taka sama co Viazul i do tego point-to-point więc, idealnie!
Koło 9, po śniadaniu przyjeżdża nasz bus, pakujemy się i jedziemy. Miejsce muszę przyznać ze miałem bardzo dobre, bo miałem cały korytarz dla mnie. Ale to nie na długo....
Po 2h jazdy (trochę za Hawaną) dowiadujemy się ze mamy przesiadkę, na drugi autobus, bardziej luksusowy...
Postój
Nasz bus
No i cargo na górze
I co mamy się oczekiwać z naszego busa
@Polskibus.com mógłby się wstydzić, jak by to było prawdą, ale tam ciaśniej niż samym PB
Jedziemy tak ponad 2h, kiedy, przed "Australią" robimy kolejny postój do wyprostowania kości
I obowiązkowa propaganda
Jedziemy kolejne 2 godziny do Trinidadu, w ciasnocie, z zmęczenia. Ale już dojechaliśmy! Czuć różnicę temperatury (jest upalnie porównując z Vinales) ale widać morze.
Pierwsza rzecz, idziemy do dworca, po kupno biletów Viazula do Cienfuegos i potem do Varadero. Zong pierwszy, stanowisko zamknięte. Dobra, przyjdziemy jutro. Idziemy do casy.
Docieramy, casa jest niby otwarta, nikogo nie ma. Przychodzi koleś z casy obok, i mówi nam, ze tej osoby nie będzie, i załatwili spanie u niego. Nic o tym nam nie wiadomo. Żadnego smsa, maila lub informacji pewnej. Gadka smatka, zmuszamy do przybycia właściciela casy, żebyśmy dogadali co i jak (opłacone przez airbnb), bo nie wiadomo, czy później bym nam kazali dopłacić, zapłacić 2 raz.
Ok, ok będę za 2h. Idźcie na obiad, i pogadamy.
Bueno! Zostawiamy plecaki, i idziemy do centrum.
Decyzja wpada, na polecaną przez Rough Guides, Taberna La Botija.
Muszę przyznać ze wystrój jest dość ciekawy (niby dawne miejsce gdzie mieszkali niewolnicy), do tego pracownicy w ubraniach niewolników
Jedziesz @Zeus , szczególnie:Jak widzisz serwis AM i ich 787?Jaka strategie miałeś na zakup dolotów i powrotu z AMS? (szczególnie ciekawe w kontekście aktualnych poszukiwań do LUX, FLR i innych..)
Bardzo fajna relacja i preludium do tego, czego wkrótce sam doświadczę. A pomyłki językowe dodają opisom swoistego smaczku. Ale jednak muszę napisać, że Plaza to nie plaża, a Cava to nie kawa.
;)
Rum, cygara i Hemingway. To moje skojarzenia na temat Hawany.Czy byliście może w Finca Vigia pod Hawaną - w domu, w którym mieszkał Hemingway?Bo w relacji nie mogłam znaleźć.Poza tym bardzo fajna relacja i zdjęcia
:)
Chodzi mi generalnie o podstawowe produkty do przygotowania jedzenia - pieczywo, masło, wędliny, sery, twarogi, warzywa, owoce itp. oraz np. papier toaletowy, mydło, płyny do kąpieli itp.
Pieczywo: parę CUP Masło: parę CUCWędliny, ser: Wiele CUC. Pamiętam ze kg goudy było 10-15 CUC. Nie pamiętam seropodobne produkty Owoce, warzywa: na ulicznych stoiskach i targach: parę CUPPapier toaletowy: nie wiem, nie potrzebowałemPłyny do kąpieli: 5-10 CUCMydło: 1-2 CUC
W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)
Fajna Relacja, wracaja wspomnienia i lubie ten kraj.
:) Zeus napisał:dopóki nie poznałem Greka, który wyemigrował na Kubę (wiem ze to dziwne) w 2000 rokuWydaje mi sie, ze to nic dziwnego, Grecy lubia emigrowac, nawet w czasach glebokiej komuny, w latach 40- i 50-tych do Polski przyjechalo ok. 14 tys. uciekinierow z Grecji.
;)Pozdr.
Zeus napisał:W Varadero i w Hawanie nie ma problemu.U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)podstawow rzeczy dalo sie kupic, no wlasnie w roku 2012 woda kosztowala az 1.5 cuc za 1.5 litra,male piwo 0,33 1 cuc, bulelka havana club od 3.8 cuc. pamietam ze relatywnie drogie bylo jedzenie w restauracjach, jakis obiad/kolacja od 7 cuc w gore,teoretycznie dalo sie cos tam jesc na ulicach, ale zazwyczaj byla to srednio niedobra pizza czy kanapka od 10 CUP w gore. podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.
Wiesz co, z tego linku wynika jednak, ze skype działa
;-)Quote:Cuba – with poor internet infrastructure, access to computers is limited, the Skype service is extremely expensive and the Internet is very slow.
Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lSklepy spore, prawie co krok jakiś. Jak nie, to na ulicy
:)My ten problem rozwiązaliśmy kupując soki naturalne. Tam gdzie widać napis 'jugos naturales' takie pojemniki na soki jak dawno temu w Polsce - za szklankę soku płaciłem od 1 do 2 CUP, a napełnienie własnej butelki wychodziło od 2 do 18 CUP więc zawsze poniżej 1 CUC.
michcioj napisał:podobno byly problemy z dostawami artykulow higienicznych wiec wszystkie rzeczy takie jak zele pod prysznic, mydlo, artykulu higieniczne i olejki do opalania wzielismy ze soba,rowniez z gorka i co zostalo np. mydlo czy paste do zebow rozdawalismy ludziom.do tego wzielismy tez stare lachy z mysla zeby to wszystko zostawic na Kubie,podobno uzywane ciuchy sie ludziom bardzo przydadza, bo z tym ciezko. wiec prawie cala garderobe zostawilismy miejscowym.Szacunek, ze nie myslales tylko o sobie, masz u mnie duze piwo i przypuszczam, ze nie jedno, jak bede kiedy w Gdansku.
:)Zeus napisał:U nas był problem z "tanią" wodą, czyli mniej niż 1.5 CUC za 1.5lMi udalo sie kupic wode w malym sklepiku za 1.90 CUC w 5-litrowym plastykowym kanistrze, w innych miejscach kosztowala od 2.30 do 3 CUC.Pozdrawiam.
Kolacja jest, więc idziemy powolutku do Maleconu, omijając po drodze Kapitol (taki sam jak w Waszyngtonie), Wielki Teatr Hawany, dawne mieszkanie Batisty (obecnie muzeum Rewolucji) starówkę i dojście, do Maleconu.
Jakiś zgubiony Fidel
Capitolio de La Habana
Teatr Narodowy
Muzeum Rewolucji
I dotarliśmy do Maleconu
Ludzi sporo, wszyscy przyszli na to samo, co my. Zobaczyć zachód słońca, niestety przy kompani lokalnych grajków, którzy grali to samo. Non stop. W stopniu ze teraz nie cierpię 3 kawałków, które nasłuchałem tam prawie codziennie a te są: Chan Chan, Guantanamera i Bailando. Basta. Chcę spokojnie wypić rum. I posłuchać fale. Nić więcej.
Fale
No i wrócić do domu, przygotować się do naszego wyjazdu do Vinales.
Viñales
Czy miałeś kiedyś doczynienia z koniami?
Viñales to nie duże miasteczko, jakieś 150km od Hawany. Takie Zakopane, które żyje z turystyki i stało się słynne za plantacje tytoniu, kawy i wpisane na światową listę dziedzictwa UNESCO w 1999. No i ze było ulubione miejsce Fidela Castra.
Dojechać tam można busem lub taxi-colectivo. Jako ze autobusu nie było, jedyna opcja to była taksówka.
O 11 nasz stary Ford (z 49) przyjechał pod naszej Casy, i jechaliśmy do centrum Hawany, po kolejne osoby.
Samochód oczywiście przerobiony, z 5os na 9 (3 z przodu, 3 w środku i 3 w tyle) no i oczywiście beż pasów bezpieczeństwa. No bo po co. Ale za to drzwiami które lubią się otwierać w trakcje jazdy.
Przejażdżka ulicami Hawany.
Tak jak pisałem, samochód z lat 40, ale za to bardzo dobrym staniu. Zadbane jak mało co.
Nie wiem czy kiedykolwiek użył defrost na Kubie
Oczywiście, prędkościomierz nie działał, ale za to miał aplikację do mierzenia km na godzinę (kij wie jak, i czy działał), ale pokazywał ze jechaliśmy 120km/h. W samochodzie, gdzie drzwi się otwierały w trakcje jazdy. Beż pasów bezpieczeństwa. Czyli jak otworzą się, to ja bym poleciał parę km do tyłu.
Ale nić złego się nie stało, i dotarliśmy pod naszą casą w Viñales. Odpakujemy się w naszej Casie (Sol de Caribe) i właścicielka przygotowuje dla nas kawę i proponuje wycieczki i co ciekawego można zrobić w Viñales.
Zgadzamy się na wycieczkę konną następnego dnia za 15 CUC (4h) po okolicznych fincas i jeziorze, dowiadujemy się ze dziś festyn jakiś w Viñales, z muzyką, atrakcjami i ulicznym jedzeniem.
I idziemy po zupkę ananasową, po "meczącej" podróży.
Wieczorem odpoczywanie przy Plazie
Oglądając zachód słońca
I koncerty muzyki kubańskiej
I lokalnych atrakcji
Wracamy do casy na odpoczynek.
Snur lewo, koń skręca w lewo
Dzień zaczął się pysznym śniadaniem sponsorowany przez Cubana Aviacion
Sponsor
Desayuno
O 8 przyszedł Jorge, nasz przewodnik i weterynarz, który oprowadzi nas konno po dolinie.
I wpada wtedy pytanie:
-Czy kiedykolwiek jechałeś konno?
-W sumie, to dobre 22 lata kiedy ostatni raz jechałem.
-Aha, czyli nie miałeś do czynienia z koniami od tamtej pory?
-Nie no miałem. Jakiś pół roku temu jadłem kabanosy z koniny.
Docieramy do rancha, gdzie dostaniemy nasze koniki.
Jako ze jedyny facet z grupy, dostaję największego, Negro i szkolenie BHP.
-Snur lewo, koń skręca lewo. Snur prawo, koń skręca prawo. Snur do tyłu, koń zatrzymuje się. Uderzasz snur, koń idzie.
I tyle. W ciągu 2 minut stałem się ekspertem jazdy konno.
Pierwsza postój, to była plantacja i suszarnia tytoniu. Chyba najważniejszy produkt eksportowy Kuby, czyli cygara.
Tam, miejscowy cowboy, przypominający marną kopie cowboya z Malboro, oprowadził po plantacji i suszarni, tłumacząc różnice cygar, smaków, jak każde z nich się robi.
Plantacja
Suszarnia
No i pokaż cygar-mastera, jak się cygaro skręca.
Przypominało to sushi mastera, ale whatewah
I upominek do palenia
Jedziemy znów konno do następnego punktu. Zwiedzanie fincy z kawą
Tutaj się rozczarowałem. Liczyłem ze będzie podobny standard, jak przy mojej ostatniej podróży w Kolumbii, perdon-ktoredy-do-el-dorado,212,83291?start=40#p683017
Ale było marnie. Przygotowani tylko na turystów, z wysokimi cenami za kawę (7 CUC za butelkę 0.5l) i nawet nie było poczęstunku żeby ją spróbować.
Więc szybko poszło nam, przeszliśmy kawałek do góry z małą jaskinią, która także odpuściliśmy (koszt 2 CUC, zeby zobaczyć małą jaskinię uważam za wysoką) dlatego woleliśmy spędzić więcej czasu w jeziorku.
I powrót do miasta
Obiadek, czyli tym razem Ropa vieja. Nazwa może nie zachęca (po hiszpańsku to stare ubrania), ale to rodzaj gulaszu, wołowe mięso gotowane tak długo, aż samo rozpada się na długie włókna. Smakuje jak smakuje, ale to była z nielicznych potraw które mi smakowały na Kubę.
Do tego sok z guayabo (Gujawa pospolita)
I na dobitkę, na naszej werandzie, mojito z cygarem.
Jutro poranna pobudka, do naszego drugiego colectivo, do Trinidadu.To jest Trinidad.
Dawna stolica cukro-baronów
Do Trinidadu się jedzie pozwiedzać architekturę kolonialną. Spróbować ogarnąć ich dialekt. No i zobaczyć pobliskie plaży, co na Kubę cięzko to nie jest.
Dojedziemy tam taxi/bus - Collectivo. Viazula nie było na nasz dzień, a cena collectivo taka sama co Viazul i do tego point-to-point więc, idealnie!
Koło 9, po śniadaniu przyjeżdża nasz bus, pakujemy się i jedziemy. Miejsce muszę przyznać ze miałem bardzo dobre, bo miałem cały korytarz dla mnie. Ale to nie na długo....
Po 2h jazdy (trochę za Hawaną) dowiadujemy się ze mamy przesiadkę, na drugi autobus, bardziej luksusowy...
Postój
Nasz bus
No i cargo na górze
I co mamy się oczekiwać z naszego busa
@Polskibus.com mógłby się wstydzić, jak by to było prawdą, ale tam ciaśniej niż samym PB
Jedziemy tak ponad 2h, kiedy, przed "Australią" robimy kolejny postój do wyprostowania kości
I obowiązkowa propaganda
Jedziemy kolejne 2 godziny do Trinidadu, w ciasnocie, z zmęczenia. Ale już dojechaliśmy! Czuć różnicę temperatury (jest upalnie porównując z Vinales) ale widać morze.
Pierwsza rzecz, idziemy do dworca, po kupno biletów Viazula do Cienfuegos i potem do Varadero. Zong pierwszy, stanowisko zamknięte. Dobra, przyjdziemy jutro. Idziemy do casy.
Docieramy, casa jest niby otwarta, nikogo nie ma. Przychodzi koleś z casy obok, i mówi nam, ze tej osoby nie będzie, i załatwili spanie u niego.
Nic o tym nam nie wiadomo. Żadnego smsa, maila lub informacji pewnej. Gadka smatka, zmuszamy do przybycia właściciela casy, żebyśmy dogadali co i jak (opłacone przez airbnb), bo nie wiadomo, czy później bym nam kazali dopłacić, zapłacić 2 raz.
Ok, ok będę za 2h. Idźcie na obiad, i pogadamy.
Bueno!
Zostawiamy plecaki, i idziemy do centrum.
Decyzja wpada, na polecaną przez Rough Guides, Taberna La Botija.
Muszę przyznać ze wystrój jest dość ciekawy (niby dawne miejsce gdzie mieszkali niewolnicy), do tego pracownicy w ubraniach niewolników