Pakujemy plecaki, oddajemy „klucze” i opuszczamy hotel. Idziemy z buta na śniadanie do „Miami Deli”. Po drodze mijamy typowe zabudowania...
...a także KFC, które w Quebec’u nosi nazwę PFK, z francuskiego „Poulet Frit Kentucky”.
Zestaw z jajkiem, bułką, serem, szynką, ziemniakami oraz owocami, do tego kawa i sok pomarańczowy. Wystarczy na kilka godzin
:)
Po czym udajemy się do pobliskiej stacji metra Préfontaine, wsiadamy linię nr 1 jedziemy w okolice Chinatown.
Niestety Ratusz jest w remoncie, więc nie prezentuje się zbyt pięknie.
„Tuż za rogiem” @Gadekk znalazł wspaniałe miejsce „Pub BreWskey” z kraftowym piwem, które idealnie pasowało do słonecznej pogody
:)
Po krótkim postoju i nawodnieniu organizmu
:D ruszamy dalej, po drodze mijamy Bazylikę Notre-Dame oraz okoliczne wieżowce i docieramy do Starego Portu.
Tutaj pewne perełki dla @apadlo czyli urbexowe klimaty: ogromna betonowa konstrukcja Silo #5 na zboże oraz wieża przy porcie
:)
oraz dla @pabien kawałek brutalizmu: Habitat 67, czyli kompleks wzniesiony na wystawę Expo’67.
Ha! Oznaczałem zdjęcia po kolei, żeby było mi łatwiej je odfiltrować oraz poukładać, a tu zupełnie przypadkowo, naturalnie zdjęcie nr 67 trafiło idealnie!
:D
Jeszcze rzut okiem na port i pora wracać.
Wsiadamy w linię „2” metra, a później bezpośrednio autobus 747 na lotnisko. Fast track na podstawie statusu się przydał, bo była ogromna kolejka. Na płycie stoi Airbus A220-300 [C-GNBN] w retro malowaniu Trans-Canada Air Lines, które w 1965 roku zmieniły nazwę na Air Canada.
Idziemy zjeść coś na ciepło do lotniskowej restauracji Pork & Pickle, która na PP daje 37 CAD (bez podatku oraz napiwku) do wykorzystania na dania z karty. Wybór padł na indyka z frytkami i sosem pomidorowym.
Następnie kierunek loża
:D a dokładnie salonik Air Canady. Wchodzę jako SENatorski gość
:) Mamy jeszcze ponad godzinę do odlotu.
W sobotnie popołudnie dość ciasno, chodzimy wte i wewte szukając wolnego miejsca. Po kilku okrążeniach w końcu się udaje znaleźć się wolne miejsce. Pora odpocząć i się zrelaksować przed lotem
:)
Co jakiś czas na zmianę sprawdzamy tablicę odlotów. Okazuje się, że nasz lot jest opóźniony o 30 min z 18:40 na 19:10. Siedzimy i spokojnie czekamy na boarding. Czekamy i czekamy. Nie ma boardingu.
W pewnym momencie, przez szczekaczkę w saloniku, słychać komunikat o rozpoczęciu opóźnionego boardingu Lufy do FRA z godziny z 17:50. Później analogiczny komunikat o ostatnim wezwaniu. Mówię do @Gadekk, że to bardzo niespotykane, takie komunikaty głosowe.
Czekamy dalej, na tablicy bez zmian, ciągle 19:10. Minęło już trochę (za dużo) czasu, komunikatu głosowego (jak do opóźnionego FRA nie było). Po sprawdzeniu strony lotniskowej okazało się, że nasz OS74 ma status „departed”…
:cry: A tablica w saloniku ciągle nawet boardingu czy final calla nie pokazała. Nosz…
:?
@Gadekk poleciał pod nasz gate koło salonki, a tam już „po ptokach”
:( Dopiero jak wrócił, to nasz lot zniknął z tablicy w salonce.
Nie byłem wcześniej w Kanadzie, nie jadłem nigdy poutine tylko czytałem o tym daniu: że jest zrobione z cheese curds, cheddara czy mozzarelli. Może zostawiając po prostu cheese curds (zamiast sera twarogowego) byłoby najbardziej adekwatne? Jeśli o mnie chodzi, to wcale smaku cheddara mi to nie przypominało.
Poszliśmy do „3 Brasseurs”, ale byliśmy po śniadaniu, więc skoczyliśmy na jedno piwko do nich. Niestety cały klimat zepsuł mi koleś siedzący kilka stolików przede mną z luźno opuszczonymi spodniami i świecący połową swojej gołej d*py ?Trochę emocje już opadły, w końcu mamy nowe bilety i wybrane miejsca w samolotach, ale gdzieś tam adrenalina jeszcze robi swoje. Musieliśmy jeszcze raz opuścić lotnisko. Odprowadziła nas osoba spod gate’u do stanowisk, gdzie ponownie wypełniliśmy (jak po przylocie) deklarację – tylko tym razem trochę inną.
Wyszliśmy i co teraz? Szukamy jakiegoś spania na „już”. W sumie to była dosłownie garstka hoteli, których ceny zaczynały się od 2000 zł za pokój… Szukamy alternatywnie hostelu, dzwonimy w kilka miejsc, ale nic nie mają. W końcu udaje nam się namierzyć jakiś dom studencki (za jedyne 800 zł), który był dostępny online, ale jak zadzwoniłem to nie było miejsc na dzisiaj.
Podjęliśmy decyzję, że zostajemy na noc na landside, w końcu nie raz już się spało na lotnisku
:D więc nie była to jakaś straszna rzecz. Obeszliśmy całe lotnisko kilka razy (mieliśmy baaardzo dużo czasu) w poszukiwaniu dobrego miejsca, żeby się przespać. Niestety kilka bardzo „biznesowych” miejsc było już dawno zajętych, więc pozostały nam standardowe ławki lotniskowe. Znaleźliśmy takowe w bocznej części, przy mniej uczęszczanym miejscu, z dala wejść na lotnisko. Na ich plus był brak metalowych podłokietników, więc można było się położyć. Kto chociaż raz spał na lotnisku ten wie, że nad ranem człowieka obudzi np. hałas maszyny do sprzątania. Nie inaczej było tym razem, gdzieś koło 4-5 taka maszyna mnie obudziła, po czym znowu zasnąłem.Dzień 4
Noc do komfortowych nie należała, ale tragedii też nie było. Wylot mamy o 16:50. Zastanawiamy się, czy jechać z powrotem na kilka godzin do Montrealu, czy pójść do miasta Dorval, które leży przy lotnisku? Wybór padł na opcję nr 2. Idziemy z buta, mimo że wydaję się bardzo blisko to i tak dotarcie na miejsce zajęło około godziny.
Po drodze mijamy typowe widoki mniejszego miasta: domy jednorodzinne, szerokie ulice, park, aż w końcu dochodzimy do rzeki Św. Wawrzyńca.
Jest też mini plaża, jednak kawałek dalej znajdujemy ławkę w parku, która jest niemal na przedłużeniu pasa startowego. Obserwujemy wzbijające się w niebo samoloty
:)
Zjedliśmy skromne śniadanie i niespiesznie wracamy. W sklepie, po drodze uśmiechała się do nas zimna panda o smaku lotosu z jaśminem
:) Po krótkim postoju wracamy na lotnisko.
Czekamy na otwarcie check-inu, miało być otwarte na 4h przed odlotem, ale trochę długo rozstawiali taśmy oraz czerwony dywan z pięknym napisem „First class”
:D Eco kolejka, za rogiem była już dość pokaźna, jeszcze przed otwarciem. Tutaj przydał się status, który niekiedy był dopinany w trudach durnolotów, po odcinki
:D
Deja vu #1
Obsługuje nas ta sama, przesympatyczna pani, która dzień wcześniej drukowała nam boardingi. Podchodzimy, a ona: „hej, wyglądacie znajomo”
:D W skrócie opowiadamy jej historię. Trochę z niedowierzaniem w całą akcję, ale też z uśmiechem na twarzy mówi nam: „fajnie się rozmawia, ale jutro nie chce Was tu widzieć” ?
Odbieramy boardingi, idziemy na fast tracka. Widać, zdecydowanie mniej pasażerów na lotnisku, niż wczoraj.
Deja vu #2
Ponownie wybieramy Pork & Pickle, trafił nam się ten sam kelner, ale był mocno zawalony robotą (łącznie było ich dwoje, zdecydowanie za mało – na co sam też narzekał), że nie skojarzył nas, jak pani z check-ina. Dzisiaj zamówiliśmy szarpaną wieprzowinę.
Deja vu #3
Salonik Air Canady. Tym razem zdecydowanie pusto.
Nie kusimy losu
:D i wychodzimy dużo przed czasem na baording.
Czekamy pod naszym gatem, aż prawie wszyscy pasażerowie wejdą, po czym udajemy się na końcówkę kolejki. Daję moją kartę pokładową do zeskanowania, a ona zaświeciła się na czerwono @Gadekk to samo…
…upgrade do C! WOW To było najlepsze i nieoczekiwane zakończenie naszego powrotu ?
Bartec napisał:@Gadekk poleciał pod nasz gate koło salonki, a tam już „po ptokach”
:( Dopiero jak wrócił, to nasz lot zniknął z tablicy w salonce.Wywołany do tablicy dokończę tę opowieść
:) Wybiegliśmy z loży jak oparzeni. Zapytałem jeszcze obsługę salonki, dlaczego nie było komunikatów o naszym locie, skoro wcześniejszy rejs LH do FRA wywoływali? Nie byli mi w stanie odpowiedzieć, twierdząc że widocznie OS nie płaci.. Biegniemy dalej. Pod naszym starym gate'm nikogo już nie było… @Bartec tam został i czekał na jakiegoś agenta, który być może się pojawi. Ja pobiegłem kilka gate’ów dalej, gdzie planowo o 20:50 był lot LH do MUC (chociaż też opóźniony). Mówię, jaka sytuacja, że mieliśmy lot do Wiednia i że nie było żadnego komunikatu o boardingu i final callu na tablicy w salonie. Okazało się, że obie agentki wcześniej obsługiwały ten nasz OS74 i jedna z nich pamięta, jak nas wywoływała z nazwiska, kilkukrotnie.Pytam ją, czy są jakieś wolne miejsca w samolocie do Monachium? – Tak, są i że spróbuje nas wrzucić na ten lot. To już dobrze zabrzmiało, bo zawsze jakoś z Monachium się dostaniemy do Krakowa. Bilet kupowany przez OTA, nie liczyliśmy na cud, ale ewidentnie było czuć, że Pani chce nam jakoś pomóc. W międzyczasie zażartowała nawet, że niestety nie będzie w stanie zapewnić posiłków specjalnych na ten rejs, a które mieliśmy zamówione na przelot Austrianem...
:) W pewnym momencie obie agentki zaczęły gdzieś dzwonić w naszej sprawie, a my w tym czasie sprawdzamy, ile nas tak przyjemność może kosztować? Pieniędzy lub/i mil i która opcja będzie mniej bolesna. Dobra, Monachium i co dalej? Planowy przylot w niedzielę o 10:10 @Bartec mówi, że o 16:15 jest Ryan NUE-KRK (ok. 150 zł, więc bez tragedii) i że powinniśmy zdążyć dojechać pociągiem. Ciągle jedna z agentek rozmawiała z kimś przez telefon, więc czekamy na informacje od niej. W pewnym momencie pokazuje nam kciuka w górę i jeszcze przez chwilę rozmawia przez telefon. Czekamy, jak na wyrok
:D- Przebookujemy Was na jutro, Swissem do ZRH, a następnie do miejsca docelowego, zgodnie z rezerwacją, do KRK for free.Przez dobrą chwilę (a jak się okazało też później, przez kilka kolejnych godzin) przyswajaliśmy tą wspaniałą wiadomość! Nie wiedzieliśmy, jak jej podziękować oraz co wpłynęło na taką decyzję. Klasa biletu Y, status, może znali problem braku komunikatu na tablicy z salonu AC? Tego się już nie dowiemy. Huśtawka nastrojów była ogromna!
Dzień 3
Pakujemy plecaki, oddajemy „klucze” i opuszczamy hotel. Idziemy z buta na śniadanie do „Miami Deli”. Po drodze mijamy typowe zabudowania...
...a także KFC, które w Quebec’u nosi nazwę PFK, z francuskiego „Poulet Frit Kentucky”.
Zestaw z jajkiem, bułką, serem, szynką, ziemniakami oraz owocami, do tego kawa i sok pomarańczowy. Wystarczy na kilka godzin :)
Po czym udajemy się do pobliskiej stacji metra Préfontaine, wsiadamy linię nr 1 jedziemy w okolice Chinatown.
Niestety Ratusz jest w remoncie, więc nie prezentuje się zbyt pięknie.
„Tuż za rogiem” @Gadekk znalazł wspaniałe miejsce „Pub BreWskey” z kraftowym piwem, które idealnie pasowało do słonecznej pogody :)
Po krótkim postoju i nawodnieniu organizmu :D ruszamy dalej, po drodze mijamy Bazylikę Notre-Dame oraz okoliczne wieżowce i docieramy do Starego Portu.
Tutaj pewne perełki dla @apadlo czyli urbexowe klimaty: ogromna betonowa konstrukcja Silo #5 na zboże oraz wieża przy porcie :)
oraz dla @pabien kawałek brutalizmu: Habitat 67, czyli kompleks wzniesiony na wystawę Expo’67.
Ha! Oznaczałem zdjęcia po kolei, żeby było mi łatwiej je odfiltrować oraz poukładać, a tu zupełnie przypadkowo, naturalnie zdjęcie nr 67 trafiło idealnie! :D
Jeszcze rzut okiem na port i pora wracać.
Wsiadamy w linię „2” metra, a później bezpośrednio autobus 747 na lotnisko. Fast track na podstawie statusu się przydał, bo była ogromna kolejka.
Na płycie stoi Airbus A220-300 [C-GNBN] w retro malowaniu Trans-Canada Air Lines, które w 1965 roku zmieniły nazwę na Air Canada.
Idziemy zjeść coś na ciepło do lotniskowej restauracji Pork & Pickle, która na PP daje 37 CAD (bez podatku oraz napiwku) do wykorzystania na dania z karty. Wybór padł na indyka z frytkami i sosem pomidorowym.
Następnie kierunek loża :D a dokładnie salonik Air Canady. Wchodzę jako SENatorski gość :) Mamy jeszcze ponad godzinę do odlotu.
W sobotnie popołudnie dość ciasno, chodzimy wte i wewte szukając wolnego miejsca. Po kilku okrążeniach w końcu się udaje znaleźć się wolne miejsce. Pora odpocząć i się zrelaksować przed lotem :)
Co jakiś czas na zmianę sprawdzamy tablicę odlotów. Okazuje się, że nasz lot jest opóźniony o 30 min z 18:40 na 19:10. Siedzimy i spokojnie czekamy na boarding. Czekamy i czekamy. Nie ma boardingu.
W pewnym momencie, przez szczekaczkę w saloniku, słychać komunikat o rozpoczęciu opóźnionego boardingu Lufy do FRA z godziny z 17:50. Później analogiczny komunikat o ostatnim wezwaniu. Mówię do @Gadekk, że to bardzo niespotykane, takie komunikaty głosowe.
Czekamy dalej, na tablicy bez zmian, ciągle 19:10. Minęło już trochę (za dużo) czasu, komunikatu głosowego (jak do opóźnionego FRA nie było). Po sprawdzeniu strony lotniskowej okazało się, że nasz OS74 ma status „departed”… :cry: A tablica w saloniku ciągle nawet boardingu czy final calla nie pokazała. Nosz… :?
@Gadekk poleciał pod nasz gate koło salonki, a tam już „po ptokach” :( Dopiero jak wrócił, to nasz lot zniknął z tablicy w salonce.
Nie byłem wcześniej w Kanadzie, nie jadłem nigdy poutine tylko czytałem o tym daniu: że jest zrobione z cheese curds, cheddara czy mozzarelli. Może zostawiając po prostu cheese curds (zamiast sera twarogowego) byłoby najbardziej adekwatne? Jeśli o mnie chodzi, to wcale smaku cheddara mi to nie przypominało.
Poszliśmy do „3 Brasseurs”, ale byliśmy po śniadaniu, więc skoczyliśmy na jedno piwko do nich. Niestety cały klimat zepsuł mi koleś siedzący kilka stolików przede mną z luźno opuszczonymi spodniami i świecący połową swojej gołej d*py ?Trochę emocje już opadły, w końcu mamy nowe bilety i wybrane miejsca w samolotach, ale gdzieś tam adrenalina jeszcze robi swoje. Musieliśmy jeszcze raz opuścić lotnisko. Odprowadziła nas osoba spod gate’u do stanowisk, gdzie ponownie wypełniliśmy (jak po przylocie) deklarację – tylko tym razem trochę inną.
Wyszliśmy i co teraz? Szukamy jakiegoś spania na „już”. W sumie to była dosłownie garstka hoteli, których ceny zaczynały się od 2000 zł za pokój… Szukamy alternatywnie hostelu, dzwonimy w kilka miejsc, ale nic nie mają. W końcu udaje nam się namierzyć jakiś dom studencki (za jedyne 800 zł), który był dostępny online, ale jak zadzwoniłem to nie było miejsc na dzisiaj.
Podjęliśmy decyzję, że zostajemy na noc na landside, w końcu nie raz już się spało na lotnisku :D więc nie była to jakaś straszna rzecz. Obeszliśmy całe lotnisko kilka razy (mieliśmy baaardzo dużo czasu) w poszukiwaniu dobrego miejsca, żeby się przespać. Niestety kilka bardzo „biznesowych” miejsc było już dawno zajętych, więc pozostały nam standardowe ławki lotniskowe. Znaleźliśmy takowe w bocznej części, przy mniej uczęszczanym miejscu, z dala wejść na lotnisko. Na ich plus był brak metalowych podłokietników, więc można było się położyć. Kto chociaż raz spał na lotnisku ten wie, że nad ranem człowieka obudzi np. hałas maszyny do sprzątania. Nie inaczej było tym razem, gdzieś koło 4-5 taka maszyna mnie obudziła, po czym znowu zasnąłem.Dzień 4
Noc do komfortowych nie należała, ale tragedii też nie było. Wylot mamy o 16:50. Zastanawiamy się, czy jechać z powrotem na kilka godzin do Montrealu, czy pójść do miasta Dorval, które leży przy lotnisku? Wybór padł na opcję nr 2. Idziemy z buta, mimo że wydaję się bardzo blisko to i tak dotarcie na miejsce zajęło około godziny.
Po drodze mijamy typowe widoki mniejszego miasta: domy jednorodzinne, szerokie ulice, park, aż w końcu dochodzimy do rzeki Św. Wawrzyńca.
Jest też mini plaża, jednak kawałek dalej znajdujemy ławkę w parku, która jest niemal na przedłużeniu pasa startowego. Obserwujemy wzbijające się w niebo samoloty :)
Zjedliśmy skromne śniadanie i niespiesznie wracamy. W sklepie, po drodze uśmiechała się do nas zimna panda o smaku lotosu z jaśminem :) Po krótkim postoju wracamy na lotnisko.
Czekamy na otwarcie check-inu, miało być otwarte na 4h przed odlotem, ale trochę długo rozstawiali taśmy oraz czerwony dywan z pięknym napisem „First class” :D Eco kolejka, za rogiem była już dość pokaźna, jeszcze przed otwarciem. Tutaj przydał się status, który niekiedy był dopinany w trudach durnolotów, po odcinki :D
Deja vu #1
Obsługuje nas ta sama, przesympatyczna pani, która dzień wcześniej drukowała nam boardingi. Podchodzimy, a ona: „hej, wyglądacie znajomo” :D W skrócie opowiadamy jej historię. Trochę z niedowierzaniem w całą akcję, ale też z uśmiechem na twarzy mówi nam: „fajnie się rozmawia, ale jutro nie chce Was tu widzieć” ?
Odbieramy boardingi, idziemy na fast tracka. Widać, zdecydowanie mniej pasażerów na lotnisku, niż wczoraj.
Deja vu #2
Ponownie wybieramy Pork & Pickle, trafił nam się ten sam kelner, ale był mocno zawalony robotą (łącznie było ich dwoje, zdecydowanie za mało – na co sam też narzekał), że nie skojarzył nas, jak pani z check-ina. Dzisiaj zamówiliśmy szarpaną wieprzowinę.
Deja vu #3
Salonik Air Canady. Tym razem zdecydowanie pusto.
Nie kusimy losu :D i wychodzimy dużo przed czasem na baording.
Czekamy pod naszym gatem, aż prawie wszyscy pasażerowie wejdą, po czym udajemy się na końcówkę kolejki. Daję moją kartę pokładową do zeskanowania, a ona zaświeciła się na czerwono @Gadekk to samo…
…upgrade do C! WOW To było najlepsze i nieoczekiwane zakończenie naszego powrotu ?
Wsiadamy do samolotu.
Ciąg dalszy lotu opisałem wątku o LX https://www.fly4free.pl/forum/lrm-swiss-opinie-recenzje-uwagi,226,111235&p=1541173#p1541173
Wylot do KRK mamy o 7:10, pod gate dotarliśmy o 6:52
Pora zamykać drzwi i lecimy.
W Krakowie lądujemy kilka minut przed 9. Wsiadam w autobus, jadę do domu wziąć prysznic i lekko spóźniony do pracy :)
FIN