„Ale co tam jest?” – wydawałoby się, że powinny zapytać moje dzieciaki na hasło, że zabieram je na weekend na Wyspy Owcze. Są jednak nauczone po poprzednich dwóch podróżach na daleką północ, że po wylądowaniu będą niesamowite krajobrazy i coś zupełnie innego od wyobrażeń więc, zaskakując mnie, mówią: „Tata, nic nie mów, nie pokazuj zdjęć, chcemy mieć niespodziankę”
:D. I tak dokładnie będzie. W ten trzeci tydzień września moja małżonka udaje się tradycyjnie ze swoimi siostrami hen gdzieś do ciepłego miejsca (tu: Malaga) a ja z dzieciakami w kierunku…. wprost przeciwnym ?. No dobrze, ale z czego słyną Wyspy Owcze? Oczywiście większość turystów przylatuje tu, aby zobaczyć TEN widok:
Kropka. Koniec wycieczki. Veni, Vidi, Vici!
Teoretycznie po czymś tak wspaniałym mógłbym już skończyć relację. Widok z Trælanípa jest tak niesamowicie nieziemski (a zwłaszcza jak się trafi takie okno pogodowe), że po tym nie ma co już zbierać. Na szczęście zachowuję sobie ten punkt programu na poranek ostatniego dnia mając w pamięci, że dobra pogoda do zdjęcia występuje tutaj trochę częściej z samego rana. Wyspy Owcze oferują naprawdę dużo więcej co postaram się pokazać w tej relacji. Oczywiście plan zwiedzania „pożyczyłem” z relacji @Cart -a, docinając go tylko do naszego krótszego pobytu i posiłkując się tipami z forum.
Ograniczenia urlopowe sprawiają, że mam do dyspozycji tylko 2 i pół dnia. Złożyłem dolot z dwoma noclegami w Kopenhadze, lecimy w czwartek wieczorem SASem, nocujemy w całkiem przyzwoitym hostelu NextHouse a następnego dnia przed południem drugi SAS zabiera nas na Faroe Island. I to na jednym bilecie OW. Powrót w niedzielę po późnym popołudniem z Atlantic Airways znowu do Kopenhagi aby w poniedziałek rano najwcześniejszym tanim Wizzem wrócić do Warszawy.
W prognozie od rana do wieczora deszcz przez całe trzy dni. Nie zraża mnie to wcale, trzeba dostosować po prostu ubiór
:D
Lądujemy o czasie, lotnisko oczywiście malutkie
Najwyraźniej dzielą go z wojskowymi, bo po nas startuje SeaHawk
Wypożyczyłem samochód w Arctic, najtańsza opcja więc dostaję Hondę Jazz. Klucze odbieram w automacie na kod zbliżeniowy z telefonu
:shock: ! i ruszamy w drogę. Pada i jest bardzo zimno, ale oczywiście się tego spodziewałem. Omijam więc Trælanípę i jadę zobaczyć wodospad Mulafossur.
Nawet w deszczu wygląda imponująco.
Dookoła górzyste krajobrazy i owce. Owce są wszędzie…
Chatki są pokryte trawą, bardzo powszechny widok:
Wracając rzucamy okiem na przybrzeżne skałki. Drangarnir nie robi z brzegu wrażenia zwłaszcza w taką pogodę.
Dopadł nas głód więc jedziemy teraz coś zjeść. Liczę, że po południu trochę się przejaśni a poza tym pełny brzuch podnosi uroki krajobrazu
:D (cytuję tu Kokosza oczywiście). Trafiamy z polecenia forumowego do Sjogaeti Seafood & Take Away, które jest otwarte tylko w dni powszednie więc się załapiemy na podobno najlepszy fisk&kips na wyspie. Oto i to danie w wersji max:
Lokal jest wprawdzie w formule „take-away” ale ponieważ chwilowo przestało padać, można też spożyć te wielgachne ryby i frytki na dworze.
Z Sjogaeti jest już rzut kamieniem do kolejnej atrakcji z listy – Tjørnuvík. Na szczęście na parkingu trzy samochody na krzyż i można zaparkować – przed wjazdem postawili tablicę i światła ze względu na wzmożone zainteresowanie turystów.
Widok na plażę z drogi.
Z Tjørnuvík jest wspaniały widok na Olbrzyma i Wiedźmę, dwie charakterystyczne skały.
Wyglądają niesamowicie:
Miałem w planach trekking na pobliskie wzgórza ale ciągle siąpi a na dodatek pułap chmur jest bardzo niski i nic nie zobaczymy. Zostaje nam przejść się po miejscowości i pospacerować krótkim szlakiem wzdłuż wybrzeża.
Odwiedzamy gniazda fulmarów.
Z Tjørnuvík można przejść szlakiem do Saksun ale oczywiście tylko przy dobrej pogodzie ma to sens. Jest już 17-ta, więc aby zobaczyć kanion Saksun musimy się pośpieszyć i dojechać tam samochodem. Po drodze krótki postój na podziwianie wodospadu Fossa ale tak naprawdę dobrze widać go dopiero z wyspy Eysturoy (co uskutecznimy ostatniego dnia)
W Saksun na parkingu nie ma żywej duszy. Idziemy zupełnie sami na trekking do czarnej plaży.
Po drodze oczywiście widoczki że hej!
Kaczki w wodzie się panoszą
Tu widać gdzie sięga woda podczas przypływu
Mijamy swobodnie pasące się koniki
Ach… dla tego spojrzenia można się dać pokroić ?(jak ktoś kocha konie oczywiście)
Kanion się zwęża ale ciągle da się iść
Ostatnie kilkaset metrów idzie się już ścieżką w zboczu
Na końcu wspaniała Saksun’s Black Sand Beach.
Na powrocie dopada nas przypływ i dosłownie w ostatniej chwili umykamy przed zalaniem butów! Robi się 19.30 i zachód słońca. Cały dzień siąpiło i było pochmurno ale na koniec pojawia się słoneczko
:D zapowiadające ładny poranek:
Nocujemy w Thorshavn na prywatnej kwaterze. Jutro zaczniemy od rejsu do klifów.
Stay tuned..Rano słonko zagląda nam przez okna więc wlewa we mnie nadzieję na poprawę pogody. Niestety według prognozy po 12-tej ma lać już do końca dnia. No cóż, zaplanowaliśmy rejs statkiem do klifów na 10.30. Wypłyniecie jest z Vestmanna. Wycieczkę zamówiłem dzień wcześniej w Vestmanna Sea Clifs Tours przez internet i były już ostatnie miejsca. Prawie 2-godzinny rejs kosztuje niemało, bo aż 398 DKK od osoby. Ale podobno warto. Ponieważ mamy niedaleko to jedziemy jeszcze zobaczyć Kirkjubøur, małą wioseczkę na południu wyspy Streymoy, gdzie znajduje się najstarszy zabytek na Wyspach Owczych – ruiny kościoła z XIV wieku - Katedra świętego Magnusa:
Podobno to nie są ruiny tylko niedokończona budowla. Czyżby te rusztowania miały znaczyć, że ktoś po 7 wiekach chce ją skończyć?
Zaraz obok najstarsza zamieszkana chata na wyspach – Kirkjubøargarður. Pochodzi z XI wieku, drzwi najwyraźniej są odnowione.
Do Vestmanna jedziemy ciągle przy dobrej pogodzie. Czeka na nas w porcie taki stateczek
Wydaje mi się, że większość turystów to Duńczycy a jednak kapitan odzywa się do nas po angielsku przez cały rejs. Wypływamy na południe mijając wielkie hodowle łososia.
Niestety po 20 minutach trafiamy w potężną ulewę, która trwa raptem 10 minut. Wychodzimy ze ściany deszczu, którą tak jakby ktoś odkroił, na pełne słońce. Oczywiście efektem tego jest gigantyczna tęcza:
Dopływamy do klifów i przy zmiennej pogodzie podziwiamy wspaniałe skały
W ten trzeci tydzień września moja małżonka udaje się tradycyjnie ze swoimi siostrami hen gdzieś do ciepłego miejsca (tu: Malaga) a ja z dzieciakami w kierunku…. wprost przeciwnym ?.
No dobrze, ale z czego słyną Wyspy Owcze? Oczywiście większość turystów przylatuje tu, aby zobaczyć TEN widok:
Kropka. Koniec wycieczki. Veni, Vidi, Vici!
Teoretycznie po czymś tak wspaniałym mógłbym już skończyć relację. Widok z Trælanípa jest tak niesamowicie nieziemski (a zwłaszcza jak się trafi takie okno pogodowe), że po tym nie ma co już zbierać.
Na szczęście zachowuję sobie ten punkt programu na poranek ostatniego dnia mając w pamięci, że dobra pogoda do zdjęcia występuje tutaj trochę częściej z samego rana. Wyspy Owcze oferują naprawdę dużo więcej co postaram się pokazać w tej relacji. Oczywiście plan zwiedzania „pożyczyłem” z relacji @Cart -a, docinając go tylko do naszego krótszego pobytu i posiłkując się tipami z forum.
Ograniczenia urlopowe sprawiają, że mam do dyspozycji tylko 2 i pół dnia. Złożyłem dolot z dwoma noclegami w Kopenhadze, lecimy w czwartek wieczorem SASem, nocujemy w całkiem przyzwoitym hostelu NextHouse a następnego dnia przed południem drugi SAS zabiera nas na Faroe Island. I to na jednym bilecie OW. Powrót w niedzielę po późnym popołudniem z Atlantic Airways znowu do Kopenhagi aby w poniedziałek rano najwcześniejszym tanim Wizzem wrócić do Warszawy.
W prognozie od rana do wieczora deszcz przez całe trzy dni. Nie zraża mnie to wcale, trzeba dostosować po prostu ubiór :D
Lądujemy o czasie, lotnisko oczywiście malutkie
Najwyraźniej dzielą go z wojskowymi, bo po nas startuje SeaHawk
Wypożyczyłem samochód w Arctic, najtańsza opcja więc dostaję Hondę Jazz. Klucze odbieram w automacie na kod zbliżeniowy z telefonu :shock: ! i ruszamy w drogę. Pada i jest bardzo zimno, ale oczywiście się tego spodziewałem.
Omijam więc Trælanípę i jadę zobaczyć wodospad Mulafossur.
Nawet w deszczu wygląda imponująco.
Dookoła górzyste krajobrazy i owce. Owce są wszędzie…
Chatki są pokryte trawą, bardzo powszechny widok:
Wracając rzucamy okiem na przybrzeżne skałki. Drangarnir nie robi z brzegu wrażenia zwłaszcza w taką pogodę.
Dopadł nas głód więc jedziemy teraz coś zjeść. Liczę, że po południu trochę się przejaśni a poza tym pełny brzuch podnosi uroki krajobrazu :D (cytuję tu Kokosza oczywiście).
Trafiamy z polecenia forumowego do Sjogaeti Seafood & Take Away, które jest otwarte tylko w dni powszednie więc się załapiemy na podobno najlepszy fisk&kips na wyspie.
Oto i to danie w wersji max:
Lokal jest wprawdzie w formule „take-away” ale ponieważ chwilowo przestało padać, można też spożyć te wielgachne ryby i frytki na dworze.
Z Sjogaeti jest już rzut kamieniem do kolejnej atrakcji z listy – Tjørnuvík. Na szczęście na parkingu trzy samochody na krzyż i można zaparkować – przed wjazdem postawili tablicę i światła ze względu na wzmożone zainteresowanie turystów.
Widok na plażę z drogi.
Z Tjørnuvík jest wspaniały widok na Olbrzyma i Wiedźmę, dwie charakterystyczne skały.
Wyglądają niesamowicie:
Miałem w planach trekking na pobliskie wzgórza ale ciągle siąpi a na dodatek pułap chmur jest bardzo niski i nic nie zobaczymy. Zostaje nam przejść się po miejscowości i pospacerować krótkim szlakiem wzdłuż wybrzeża.
Odwiedzamy gniazda fulmarów.
Z Tjørnuvík można przejść szlakiem do Saksun ale oczywiście tylko przy dobrej pogodzie ma to sens. Jest już 17-ta, więc aby zobaczyć kanion Saksun musimy się pośpieszyć i dojechać tam samochodem.
Po drodze krótki postój na podziwianie wodospadu Fossa ale tak naprawdę dobrze widać go dopiero z wyspy Eysturoy (co uskutecznimy ostatniego dnia)
W Saksun na parkingu nie ma żywej duszy. Idziemy zupełnie sami na trekking do czarnej plaży.
Po drodze oczywiście widoczki że hej!
Kaczki w wodzie się panoszą
Tu widać gdzie sięga woda podczas przypływu
Mijamy swobodnie pasące się koniki
Ach… dla tego spojrzenia można się dać pokroić ?(jak ktoś kocha konie oczywiście)
Kanion się zwęża ale ciągle da się iść
Ostatnie kilkaset metrów idzie się już ścieżką w zboczu
Na końcu wspaniała Saksun’s Black Sand Beach.
Na powrocie dopada nas przypływ i dosłownie w ostatniej chwili umykamy przed zalaniem butów! Robi się 19.30 i zachód słońca. Cały dzień siąpiło i było pochmurno ale na koniec pojawia się słoneczko :D zapowiadające ładny poranek:
Nocujemy w Thorshavn na prywatnej kwaterze. Jutro zaczniemy od rejsu do klifów.
Stay tuned..Rano słonko zagląda nam przez okna więc wlewa we mnie nadzieję na poprawę pogody. Niestety według prognozy po 12-tej ma lać już do końca dnia. No cóż, zaplanowaliśmy rejs statkiem do klifów na 10.30. Wypłyniecie jest z Vestmanna. Wycieczkę zamówiłem dzień wcześniej w Vestmanna Sea Clifs Tours przez internet i były już ostatnie miejsca. Prawie 2-godzinny rejs kosztuje niemało, bo aż 398 DKK od osoby. Ale podobno warto.
Ponieważ mamy niedaleko to jedziemy jeszcze zobaczyć Kirkjubøur, małą wioseczkę na południu wyspy Streymoy, gdzie znajduje się najstarszy zabytek na Wyspach Owczych – ruiny kościoła z XIV wieku - Katedra świętego Magnusa:
Podobno to nie są ruiny tylko niedokończona budowla. Czyżby te rusztowania miały znaczyć, że ktoś po 7 wiekach chce ją skończyć?
Zaraz obok najstarsza zamieszkana chata na wyspach – Kirkjubøargarður. Pochodzi z XI wieku, drzwi najwyraźniej są odnowione.
Do Vestmanna jedziemy ciągle przy dobrej pogodzie. Czeka na nas w porcie taki stateczek
Wydaje mi się, że większość turystów to Duńczycy a jednak kapitan odzywa się do nas po angielsku przez cały rejs.
Wypływamy na południe mijając wielkie hodowle łososia.
Niestety po 20 minutach trafiamy w potężną ulewę, która trwa raptem 10 minut. Wychodzimy ze ściany deszczu, którą tak jakby ktoś odkroił, na pełne słońce. Oczywiście efektem tego jest gigantyczna tęcza:
Dopływamy do klifów i przy zmiennej pogodzie podziwiamy wspaniałe skały