Wcześniej, trochę już głodny wjechałem na najwyższe piętro hotelu, żeby zjeść kolację. Serwowano tutaj całkiem smacznego kurczaka, rybę, lasagne i kanapki z białego i ciemnego pieczywa. Poza tym wybór owoców i warzyw był bardzo pokaźny. Do tego wszystkiego można było napić się popularnych gatunków whisky, ginu czy wódki, jednak ja postawiłem na kieliszek czerwonego wina. Z uwagi na brak samoobsługi w tym zakresie nie odnotowałem co dokładnie piłem. Kiedy nabrałem sił ruszyłem szybkim krokiem na siłownię i basen.
Zwiedzanie Kuala Lumpur rozpocząłem kiedy było już zupełnie ciemno. Standardowo udałem się pod Petronas Twin Tower, czuli najbardziej rozpoznawalnego miejsca w stolicy. Wieże zostały oddane do żytku w 1998 roku, a do 2004 najwyższym budynkiem na kuli ziemskiej. Mają one 451,9 metra wysokości. Z tego co słyszałem to właśnie tutaj mamy najwięcej centrów handlowych na kilometr kwadratowy na świecie.
Trzeba przyznać, że miasto nie jest idealne do spacerów, bowiem mało jest tutaj przejść dla pieszych, a chodnik kończą się nagle, nie wiadomo dlaczego. Na dodatek pod koniec spaceru rozładował mi się telefon, z którego korzystałem jako GPSa. To pozwoliło mi się lekko zgubić i do hotelu wrócić dopiero po północy.
To czekało na mnie w pokoju - miła niespodzianka od obsługi
:)
@mattt2, troszeczkę, ale polecam
:D @Komor, dzięki odnotowuję
:) @Koala22, mamy mały poślizg, ale to wszystko z uwagi na wspaniałość Melbourne i brak czasu na to, żeby usiąść do komputera
:)Jetlag dał o sobie trochę znać albo po prostu czułem się mocno wyspany po popołudniowej drzemce, ponieważ poszedłem spać dopiero o 2:30, ale już o 8:00 byłem na nogach i poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji na 11 piętrze. Warto tutaj dodać, że jako członek programu Hilton o złotym statusie mogę korzystać z tego przywileju bez dodatkowej opłaty, chociaż w tym wypadku moja rezerwacja i tak była w opcji z wliczonym śniadaniem.
Restauracja poza daniami typowo śniadaniowymi typu jajecznica, płatki, chleb itd. oferuje także stolik z daniami kuchni indyjskiej. Rzeczywiście jedzie jest tutaj bardzo smaczne, a do wyboru mamy sporo opcji.
Tego dnia miałem zaplanowany spacer po Chinatown, Central Market i świątynię Thean Hou (o której istnieniu dowiedziałem się od @Koala22, dzięki). Szczególnie cieszyłem się na ten ostatni punkt, bowiem dwa poprzednie odwiedzałem już kilka razy w czasie swoich krótkich pobytów w Kuala Lumpur.
Do miasta pojechałem punktualnie o 11, ponieważ o tej godzinie z hotelu jechał akurat darmowy shuttle bus. Mogliśmy wybrać gdzie kierowca ma nas podrzucić, więc ja zdecydowałem się na Central Market, gdzie byłem zobligowany do zakupu kilku pamiątek dla znajomych. Szybko i bez targowania, czyli tak jak lubię.
Teraz poszedłem zobaczyć jeszcze znajdujący się jakieś 500 metrów dalej Plac Niepodległości. Obok niego znajduje się budynek Sułtana Abdula Samada, który pełni teraz rolę siedziby Sądu Najwyższego w KL. Dla osób lubiących fotki z napisami typu „I love KL” właśnie takie miejsce znajdziemy nieopodal. Wróciłem w okolice Petaling Street, czyli najbardziej znanej dzielnicy handlowej miasta i odwiedziłem Chinatown. Można tam kupić dosłownie wszystko od koszulek i torebek, po zegarki i jedzenie. Idąc chodnikiem po lewej stronie spostrzegłem Sri Mahamariamman.
Ostatnim punktem była wspomniana świątynia Thean Hou, do której z KL Sentral poszedłem pieszo. Końcówka trasy jest wymagająca, bowiem idzie się mocno pod górkę, a w dodatku w pełnym słońcu przy ponad 30 stopniach na termometrze. Widok na końcu jednak rekompensuje te trudy. Budynek utrzymany jest w biało-czerwono-pomarańczowych kolorach. Na około niego mamy dużo zieleni. Wszedłem sobie do środka, na samą górę i zrobiłem kilka fotek. Niestety czas dosyć mocno mnie gonił, ponieważ musiałem się wykwaterować z hotelu. W związku z tym wziąłem taksówkę – bez problemu, od razu z wykorzystaniem taksometru pojechaliśmy do celu.
Przed godziną 15 opuściłem mój pokój i poszedłem zostawić bagaż do przechowalni. Następnie przyszedł czas na błogi odpoczynek, czyli saunę i basen. Niestety pod koniec trochę się rozpadało, ale co to za problem, jeżeli leżymy pod dużym parasolem, a na zewnątrz cały czas jest bardzo, bardzo ciepło.
Przed godziną 18 zacząłem powoli myśleć o transporcie na lotnisko, a dokładniej na terminal KLIA2, skąd operuje AirAsia X. Ponownie skorzystałem z usług Ubera, jednak jakie było moje zdziwienie, kiedy po wejściu do samochodu nawigacja pokazała czas przejazdu na KL Sentral 50 minut. Przecież ostatnio ten odcinek pokonaliśmy prawie 4x szybciej. Rzeczywiście o tej godzinie korki w Kuala Lumpur są bardzo duże. I tak kierowca na początku wykazał się kilka razy znajomością miasta i pojechał mniejszymi uliczkami, żeby dostać się na obwodnicę. Niestety to ewidentnie nie był jego dzień, bowiem zasypiał (dosłownie, przy tym chrapiąc) za kierownicą i kilka razy przytarł o krawężnik itd. Jak sam przyznał jest bardzo zmęczony, chociaż to dla mnie marne wytłumaczenie, bowiem w takim stanie nie powinien świadczyć usług transportowych. Koniec końców na dworzec, a następnie na lotnisko (ponownie wybrałem autobus) dotarłem z odpowiednim zapasem czasu.
Od razu udałem się do automatu, żeby wydrukować swój bilet na lot do Melbourne. Ponownie widniała na nim adnotacja, żebym udał się do specjalnego stanowiska na dodatkową kontrolę dokumentów. Tam nie było żadnej kolejki, dzięki czemu już po chwili udałem się na kolację do saloniku Premium Plaza (tego pomiędzy skrzydłami L i P). Oferuje on m.in. prysznic, strefę SPA i szybki Internet. Oferta gastronomiczna nie powala na kolana, ale nie wyjdzie się stąd głodnym. Niestety nie ma dostępnych żadnych alkoholi.
Na 30 minut przed odlotem melduję się pod gate P10, gdzie już trwa boarding do Airbusa A330 linii AirAsia X. Niestety samolot jest pełen w 99%, ale dzisiaj mam szczęście bowiem miejsce obok mnie (30B) jest wolne, dzięki temu mogę spokojnie pisać relację nie trącają współpasażera łokciem. Rejs do Melbourne potrwa 7 godzin i 50 minut.Do Melbourne dolecieliśmy o czasie, a nawet trochę wcześniej. Na zegarku była 9:30, co dawało dużą nadzieję, że zdążę na trening do Grand Prix F1, który miał odbyć się o 14:00 (kwalifikacje do niedzielnego wyścigu były o 18). Niestety kolejka do kontroli była… olbrzymia. Liczbę osób, które w niej czekały trudno ocenić, ale były to setki pasażerów. Na szczęście wszystko szło w miarę sprawnie. Krótka rozmowa z panią przy okienku – czy sam wypełniłem kartę imigracyjną, czym się zajmuje i czy w poniedziałek muszę być w pracy z uwagi, że przyleciałem tylko na weekend
;) Dalej jeszcze musimy chwilę odczekać w drugiej kolejce po odebraniu bagażu. Nie miałem dodatkowej kontroli, dzięki czemu od razu mogłem udać się do wyjścia. Cała procedura trwała sporo ponad godzinę.
Dzień dobry Australio! Mamy sobotę rano, czyli rozpoczynamy weekend. Ludzie są ubrani w letnie rzeczy, a temperatura na zewnątrz wynosi 22 stopnie. Każdy z kim rozmawiam jest miły i uśmiechnięty. Do centrum miasta pojechałem Skybusem, który kosztuje 36 AUD w dwie strony i dowozi nas do Southern Cross. Dodatkowo można w jego ramach dostać się pod sam hotel w centrum Melbourne. Niestety z uwagi na wspomniane wyścigi Formuły 1 i rozgrywki ligi NFL (finały?) nie było miejsc w żadnym hotelu w centrum (czaiłem się na m.in. IC Melborune, Double Tree by Hilton czy samego Hiltona przy rzece), w związku z czym wybrałem mały hotelik trochę na peryferiach – Oslo Hotel.
Po dotarciu na dworzec musiałem coś zjeść. Ostatni posiłek spożyłem dnia poprzedniego około 21, więc pojawił się spory głód. Żeby nie tracić czasu szybko wziąłem jeden z zestawów w Hungry Jacku i zamówiłem taksówkę do hotelu. Jechaliśmy około 20 minut, co wiązało się z kosztem 20 AUD.
Po zostawieniu bagażu i doprowadzeniu swojej osoby do odpowiedniego stanu ruszyłem w stronę Albert Park, gdzie znajduje się tor Formuły 1. Z uwagi, że nie miałem biletu chciałem podejść do kas, jednak sprawa przybrała inny obrót. Zapytałem o drogę jednego z mieszkańców o drogę, a ten z kieszeni wyjął dwa bilety i powiedział że odda je za 50 AUD (normalna cena to 85 AUD/szt.). To wskazywało, że dobijemy targu. Ostatecznie zgodził się oddać jedną sztukę za 20 dolarów australijskich, dzięki czemu zaoszczędziłem 65 AUD. Pewnie mogłem się jeszcze targować, ale uznałem, że to i tak świetna okazja i mam sporo szczęścia, że go spotkałem na swojej drodze.
Do miejsca wydarzenia dotarłem przed 14. Zająłem odpowiednie miejsce (widok na telebim i tor) i podziwiałem, jak zawodnicy z zatrważającą prędkością pokonują kolejne okrążenia. Hałas bolidów jest niesamowity. Fajne doświadczenie. Jednak będąc po raz pierwszy w Melbourne byłem spragniony zwiedzenia tego miasta, chociaż pobieżnie.
W związku z tym ruszyłem piechotą w stronę centrum, przekraczając rzekę Yarra. Ta oddziela dzielnicę biznesową, czyli Central Business District od reszty miasta. Wybrzeże ożywa jednak dopiero wieczorem, kiedy ludzie przychodzą do restauracji na kolacje. Ogólnie widok na Skyline Melborune bardzo mi się podobał i zrobiłem mu dziesiątki zdjęć z różnych punktów.
Jednym z najbardziej znanych miejsc w mieście jest Federation Square, gdzie się udałem po zobaczeniu portu. Do przejścia były ponad 2 kilometry, ale przy takiej pogodzie tego dnia pokonałem ich ponad 20. Po drodze mijałem liczne sklepy, bary i kafejki. Ogólnie miasto ma genialny klimat i bardzo mi się spodobało. Nie dziwię się, że w rankingach na najlepsze miejsce do życia często zdobywa najwyższe miejsca.
Z Twojego planu wygląda, ze rzeczywiście lecisz do Australii na 3 dni. A co z drogą powrotną, jest taka sama jak do Australii czy lot bezpośredni z krótkimi przesiadkami?
wow ohh ahhjuz mi sie podobaszacunek dla wszystkich,ktorzy nawet na kilka dni potrafia pojechac na drugi koniec swiatanie kazdy to potrafidzieki i powodzenia
przemos74 napisał:Dwie stewardesy, które mnie obsługiwały kilka razy „dosiadały się”, żeby porozmawiać, oferowały degustacje innych alkoholi, a kiedy atmosfera zrobiła się zdecydowanie mniej formalna powymienialiśmy się kontaktami A do mnie w Wizzie dosiadają się przeważnie same naprute buraki i wcale nie mam ochoty z nimi się niczym wymieniać. I gdzież tu spawiedliwość ...
@Koala22 wbrew pozorom lepiej nie znaleźć się w biznes klasie, mi udało się tam dwa razy znaleźć i to w Emirates, które biznes ma bardzo wysoko ocenianą, cóż ... lataniem potem jest dużo cięższe, jak zdajesz sobie sprawę, że kilka/kilkanaście metrów od Ciebie ludzie mogą spać w łóżkach pod kołderką
:) cóż trzeba trzymać kciuki na darmowe upgrade, lub kombinować na inne sposoby aby tam się dostać:) @przemos74 , a Ty leciałeś za punkt etc czy po prostu kupiłeś odcinek w biznes? no bo upgrade nie dostałeś, skoro już wcześniej widziałeś, że lecisz tą klasą.
Dobrze się czyta tę relację i miło się dzięki niej wspomina miejsca, w których się było samemu (i niestety nie mam tu na myśli biznes klasy w Qatarze)
:) Czekam na ciąg dalszy!
Quote:Na zdjęciach widzicie także chyba nadal największy (165 metrów wysokości) na świecie diabelski młyn – Singapore Flyer. Tytuł ten odebrał on londyńskiemu London Eye. Dla Twojej informacji już ponoć nie jest najwyższy, obecnie 1 ma młynek w Las Vegas, choć w 2014 jeszcze go nie widziałem. Sama przejażdżka Flayerem warta swojej ceny, bardzo miłe mam wspomnienia.PS. Relacja nie jednemu uruchomi bakcyla do podróżowania
:twisted:
cześć,przyłączam się do innych i wyrażam swoje słowa uznania. Obserwuję wpisy w tym wątku, bo chodzi mi po głowie coś podobnego na styczeń/luty 2017, więc będę bogatszy w doświadczenia
:-)Miłej dalszej podróży!
Melbourne jest naprawdę super! Po centrum normalnie jeździ darmowy tramwaj w starym stylu zatrzymując się przy głównych atrakcjach. Fajny jest tez ogród botaniczny.dla tych co mają więcej czasu to konieczna jest wycieczka na 12 apostołów
;)
Fajna relacja, bardzo przyjemnie się czyta:) dziękuje też za poradę odnośnie tańszego dojazdu do centrum miasta z lotniska, postaram się skorzystać, choć po 14h może być z tym różnie:) Mam jeszcze jedno pytanie ile płaciłeś za bilet do zoo poprzez grupon? P.S.aż się dziwię, że nikt nie marudzi, że śpisz w hotelach 5*, a nie w domku na placu zabaw
:)
Nie wiem jak w Europie, ale w Azji też wszędzie na krajówkach można brać dużą wodę. W Polsce raz leciałem WMI-GDN i na security w Modlinie bardziej trzepali niż na ORD i FRA razem wziętych
:)A co do Sydney to nam recepcjonistka poleciła nie kombinować i jechać prosto na lotnisko. Bramki są na tyle szerokie i długo otwarte, że wyszliśmy za kimś. Nieuczciwe to jest miasto, które kasuje ponad 10 dolarów tylko za to, że wsiada się na lotnisku, a nie stację przed lub za. Jeżeli ktoś jednak chce być całkowicie uczciwy, to z lotniska na tą stację co pół godziny jeździ autobus, który kosztuje normalnie
;)
Nie wiem jak w Europie, ale w Azji też wszędzie na krajówkach można brać dużą wodę. W Polsce raz leciałem WMI-GDN i na security w Modlinie bardziej trzepali niż na ORD i FRA razem wziętych
:)A co do Sydney to nam recepcjonistka poleciła nie kombinować i jechać prosto na lotnisko. Bramki są na tyle szerokie i długo otwarte, że wyszliśmy za kimś. Nieuczciwe to jest miasto, które kasuje ponad 10 dolarów tylko za to, że wsiada się na lotnisku, a nie stację przed lub za. Jeżeli ktoś jednak chce być całkowicie uczciwy, to z lotniska na tą stację co pół godziny jeździ autobus, który kosztuje normalnie
;)
O koszty nie dopytuję, bo widziałem już szczegółową kalkulację na innej stronie, ale nie mogę pominąć milczeniem apartamentu w Etihad. Taki lot, to faktycznie marzenie, zwłaszcza na tak długiej trasie. Zazdroszczę, ale i kombinuję w tym kierunku... Jak długo zajęło Ci złapanie biletu w tej klasie za mile? Gdybym planował coś podobnego w styczniu 2017, kiedy powinienem zabrać się za szukanie?
O koszty nie dopytuję, bo widziałem już szczegółową kalkulację na innej stronie, ale nie mogę pominąć milczeniem apartamentu w Etihad. Taki lot, to faktycznie marzenie, zwłaszcza na tak długiej trasie. Zazdroszczę, ale i kombinuję w tym kierunku... Jak długo zajęło Ci złapanie biletu w tej klasie za mile? Gdybym planował coś podobnego w styczniu 2017, kiedy powinienem zabrać się za szukanie?EDIT: i jeszcze jedno pytanie - może orientujesz się, czy jest choćby cień szansy, by zdobyć EY first apartment za mile topbonus? W sumie, AB to linia zależna od EY, więc wydawać by się mogło, że możliwość jest, ale już sam fakt, że na stronie AB nie ma nawet takiej zakładki w wynikach wyszukiwania lotów wskazuje, że może być trudno... Poza tym, nawet nie wiadomo ile mil topbonus trzeba na to przeznaczyć (w każdym razie, ja nie znajduję takiej informacji
:( )EDIT II:Już wiem - nie da się tego zrobić: http://meilenoptimieren.com/topbonus-tu ... mienfluge/ (w komentarzach)
Cierpliwie zaczekam na kosztorys, ale wcześniej chciałbym się dopytać o jedną rzecz. Ten apartament, do którego Cię poproszono na czas ścielenia łóżka - zawsze jest wolny na takie okazje czy akurat był wolny? Jaki % wypełnienia w tej klasie?
To moja pierwsza relacja czytana na żywo i przyznam, że podziwiałam ją z zapartym tchem
:D Świetna podróż, jesteś nieźle zakręcony, ale dokładnie z taką osobą mogłabym podróżować
:D Z niecierpliwością czekam na kosztorys, ale choćby nie wiem, ile Cię ta podróż wyniosła, to przez długi czas będziesz miał co opowiadać
:)P.S. Podróż Etihadem - marzenie!
Ja to chyba dla samej możliwości skusiłbym się na skorzystanie z prysznica. Choć pewnie nic w tym nadzwyczajnego, bo prysznic jak to prysznic, ale mało kto kąpie się na tej wysokości:)
Przyznam sie ze jestem w szoku. Pomysl o ludziach siedzacych na dole... nie maja pojecia ze gosc u gory ma goracy recznik i wlasnie sie kapie.Nie bylo ci troche glupio robiac zdjecia w tym apartamencie? Tam przebywaja ludzie ktorzy maja to na codzien. Ja mialbym problem wyciagnac aparat
:)
Sporo osób jara się takimi podróżami a akurat ten produkt jest dość elitarny i nowy. Nie sadze, ze dla wielu to codzienność.Poza tym nie ma się co wstydzić bo i czego?
Sporo osób jara się takimi podróżami a akurat ten produkt jest dość elitarny i nowy. Nie sadze, ze dla wielu to codzienność.Poza tym nie ma się co wstydzić bo i czego?@przemos74 super relacja i świetna wycieczka !
Śledziłem całą relację na bieżąco... do tego stopnia że jak zaglądałem i nie widzialem nowego wpisu byłem... ciut zawiedziony!
:)Świetna robota i gratuluję spełniania marzeń!
:)
Koala22 napisał:Taki lot to codzienność chyba tylko dla szejków, szefa szefów Etihad i króla Saudów
:lol:Pewnie tak. Wziąłem sobie dla sprawdzenie listopad RT do Sydney i większość SOLD OUT.
gzkulik napisał:Koala22 napisał:Taki lot to codzienność chyba tylko dla szejków, szefa szefów Etihad i króla Saudów
:lol:Wziąłem sobie dla sprawdzenie listopad RT do Sydney i większość SOLD OUT.Widocznie sporo tych szejków jest. @przemos74 ile jest takich kabin first w jednym samolocie? Tak z 5?
Ja przykładowo na Australię poświęciłem tylko 6 godz. i starczy, zaliczone, pieczątka jest i dalej w drogę.a było to przy okazji powrotu z new Zeland, międzylądowanie w Sydney i postanowiliśmy wyjść na miasto.Oczywiście wcześniej załatwiona wiza elektroniczna przez neta-darowa! Welcome i wychodzimy z lotniska.I tam kupujemy bilet całodobowy chyba gdzieś za 20$ w metro i do portu.Tam opera, fotki butik magnesik, bumerang, szybko fish & cheaps, piwko i znowu do metra.Było minęło ale zaliczone, co kto lubi.
@przemos74, jakbyś miał trochę czasu to może napisałbyś poradnik dla początkujących o tym jak zbierać mile by po 2 latach pozwolić sobie na taki rejs
:)
@latacz, i bardzo dobrze, że tak do tego podchodzisz. Nie każdy lubi chodzić po muzeach czy zoo.@gzkulik, jeżeli tylko czas pozwoli to coś takiego przygotuję.@moon13, dzięki! Korzystam z kilku, ale najintensywniej z Executive Club i American Airlines.@jekyll, dzięki
:)
tropikey - otworzyłem forum z jakimś zapamiętanym linkiem do pod-forum , temat był na gorze i nie zdałem sobie sprawy
:lol: nic , przeczytałem dzięki temu cała relacje i graty dla przemasa za podróż i cały watek
Doczekamy się ?
;) Permanentne przebywanie w delegacji w firmie, która bilety lotnicze i rezerwacje hotelowe dokonuje w sposób, który umożliwia nabijanie sobie punktów i mil na koszt firmy ?
;) Bo innego sposobu (poza wydawaniem miesięcznie kilkudziesięciu tysięcy na życie i wymianie na mile) to chyba nie ma ?
Wcześniej, trochę już głodny wjechałem na najwyższe piętro hotelu, żeby zjeść kolację. Serwowano tutaj całkiem smacznego kurczaka, rybę, lasagne i kanapki z białego i ciemnego pieczywa. Poza tym wybór owoców i warzyw był bardzo pokaźny. Do tego wszystkiego można było napić się popularnych gatunków whisky, ginu czy wódki, jednak ja postawiłem na kieliszek czerwonego wina. Z uwagi na brak samoobsługi w tym zakresie nie odnotowałem co dokładnie piłem. Kiedy nabrałem sił ruszyłem szybkim krokiem na siłownię i basen.
Zwiedzanie Kuala Lumpur rozpocząłem kiedy było już zupełnie ciemno. Standardowo udałem się pod Petronas Twin Tower, czuli najbardziej rozpoznawalnego miejsca w stolicy. Wieże zostały oddane do żytku w 1998 roku, a do 2004 najwyższym budynkiem na kuli ziemskiej. Mają one 451,9 metra wysokości. Z tego co słyszałem to właśnie tutaj mamy najwięcej centrów handlowych na kilometr kwadratowy na świecie.
Trzeba przyznać, że miasto nie jest idealne do spacerów, bowiem mało jest tutaj przejść dla pieszych, a chodnik kończą się nagle, nie wiadomo dlaczego. Na dodatek pod koniec spaceru rozładował mi się telefon, z którego korzystałem jako GPSa. To pozwoliło mi się lekko zgubić i do hotelu wrócić dopiero po północy.
To czekało na mnie w pokoju - miła niespodzianka od obsługi :)
@mattt2, troszeczkę, ale polecam :D
@Komor, dzięki odnotowuję :)
@Koala22, mamy mały poślizg, ale to wszystko z uwagi na wspaniałość Melbourne i brak czasu na to, żeby usiąść do komputera :)Jetlag dał o sobie trochę znać albo po prostu czułem się mocno wyspany po popołudniowej drzemce, ponieważ poszedłem spać dopiero o 2:30, ale już o 8:00 byłem na nogach i poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji na 11 piętrze. Warto tutaj dodać, że jako członek programu Hilton o złotym statusie mogę korzystać z tego przywileju bez dodatkowej opłaty, chociaż w tym wypadku moja rezerwacja i tak była w opcji z wliczonym śniadaniem.
Restauracja poza daniami typowo śniadaniowymi typu jajecznica, płatki, chleb itd. oferuje także stolik z daniami kuchni indyjskiej. Rzeczywiście jedzie jest tutaj bardzo smaczne, a do wyboru mamy sporo opcji.
Tego dnia miałem zaplanowany spacer po Chinatown, Central Market i świątynię Thean Hou (o której istnieniu dowiedziałem się od @Koala22, dzięki). Szczególnie cieszyłem się na ten ostatni punkt, bowiem dwa poprzednie odwiedzałem już kilka razy w czasie swoich krótkich pobytów w Kuala Lumpur.
Do miasta pojechałem punktualnie o 11, ponieważ o tej godzinie z hotelu jechał akurat darmowy shuttle bus. Mogliśmy wybrać gdzie kierowca ma nas podrzucić, więc ja zdecydowałem się na Central Market, gdzie byłem zobligowany do zakupu kilku pamiątek dla znajomych. Szybko i bez targowania, czyli tak jak lubię.
Teraz poszedłem zobaczyć jeszcze znajdujący się jakieś 500 metrów dalej Plac Niepodległości. Obok niego znajduje się budynek Sułtana Abdula Samada, który pełni teraz rolę siedziby Sądu Najwyższego w KL. Dla osób lubiących fotki z napisami typu „I love KL” właśnie takie miejsce znajdziemy nieopodal. Wróciłem w okolice Petaling Street, czyli najbardziej znanej dzielnicy handlowej miasta i odwiedziłem Chinatown. Można tam kupić dosłownie wszystko od koszulek i torebek, po zegarki i jedzenie. Idąc chodnikiem po lewej stronie spostrzegłem Sri Mahamariamman.
Ostatnim punktem była wspomniana świątynia Thean Hou, do której z KL Sentral poszedłem pieszo. Końcówka trasy jest wymagająca, bowiem idzie się mocno pod górkę, a w dodatku w pełnym słońcu przy ponad 30 stopniach na termometrze. Widok na końcu jednak rekompensuje te trudy. Budynek utrzymany jest w biało-czerwono-pomarańczowych kolorach. Na około niego mamy dużo zieleni. Wszedłem sobie do środka, na samą górę i zrobiłem kilka fotek. Niestety czas dosyć mocno mnie gonił, ponieważ musiałem się wykwaterować z hotelu. W związku z tym wziąłem taksówkę – bez problemu, od razu z wykorzystaniem taksometru pojechaliśmy do celu.
Przed godziną 15 opuściłem mój pokój i poszedłem zostawić bagaż do przechowalni. Następnie przyszedł czas na błogi odpoczynek, czyli saunę i basen. Niestety pod koniec trochę się rozpadało, ale co to za problem, jeżeli leżymy pod dużym parasolem, a na zewnątrz cały czas jest bardzo, bardzo ciepło.
Przed godziną 18 zacząłem powoli myśleć o transporcie na lotnisko, a dokładniej na terminal KLIA2, skąd operuje AirAsia X. Ponownie skorzystałem z usług Ubera, jednak jakie było moje zdziwienie, kiedy po wejściu do samochodu nawigacja pokazała czas przejazdu na KL Sentral 50 minut. Przecież ostatnio ten odcinek pokonaliśmy prawie 4x szybciej. Rzeczywiście o tej godzinie korki w Kuala Lumpur są bardzo duże. I tak kierowca na początku wykazał się kilka razy znajomością miasta i pojechał mniejszymi uliczkami, żeby dostać się na obwodnicę. Niestety to ewidentnie nie był jego dzień, bowiem zasypiał (dosłownie, przy tym chrapiąc) za kierownicą i kilka razy przytarł o krawężnik itd. Jak sam przyznał jest bardzo zmęczony, chociaż to dla mnie marne wytłumaczenie, bowiem w takim stanie nie powinien świadczyć usług transportowych. Koniec końców na dworzec, a następnie na lotnisko (ponownie wybrałem autobus) dotarłem z odpowiednim zapasem czasu.
Od razu udałem się do automatu, żeby wydrukować swój bilet na lot do Melbourne. Ponownie widniała na nim adnotacja, żebym udał się do specjalnego stanowiska na dodatkową kontrolę dokumentów. Tam nie było żadnej kolejki, dzięki czemu już po chwili udałem się na kolację do saloniku Premium Plaza (tego pomiędzy skrzydłami L i P). Oferuje on m.in. prysznic, strefę SPA i szybki Internet. Oferta gastronomiczna nie powala na kolana, ale nie wyjdzie się stąd głodnym. Niestety nie ma dostępnych żadnych alkoholi.
Na 30 minut przed odlotem melduję się pod gate P10, gdzie już trwa boarding do Airbusa A330 linii AirAsia X. Niestety samolot jest pełen w 99%, ale dzisiaj mam szczęście bowiem miejsce obok mnie (30B) jest wolne, dzięki temu mogę spokojnie pisać relację nie trącają współpasażera łokciem. Rejs do Melbourne potrwa 7 godzin i 50 minut.Do Melbourne dolecieliśmy o czasie, a nawet trochę wcześniej. Na zegarku była 9:30, co dawało dużą nadzieję, że zdążę na trening do Grand Prix F1, który miał odbyć się o 14:00 (kwalifikacje do niedzielnego wyścigu były o 18). Niestety kolejka do kontroli była… olbrzymia. Liczbę osób, które w niej czekały trudno ocenić, ale były to setki pasażerów. Na szczęście wszystko szło w miarę sprawnie. Krótka rozmowa z panią przy okienku – czy sam wypełniłem kartę imigracyjną, czym się zajmuje i czy w poniedziałek muszę być w pracy z uwagi, że przyleciałem tylko na weekend ;) Dalej jeszcze musimy chwilę odczekać w drugiej kolejce po odebraniu bagażu. Nie miałem dodatkowej kontroli, dzięki czemu od razu mogłem udać się do wyjścia. Cała procedura trwała sporo ponad godzinę.
Dzień dobry Australio! Mamy sobotę rano, czyli rozpoczynamy weekend. Ludzie są ubrani w letnie rzeczy, a temperatura na zewnątrz wynosi 22 stopnie. Każdy z kim rozmawiam jest miły i uśmiechnięty. Do centrum miasta pojechałem Skybusem, który kosztuje 36 AUD w dwie strony i dowozi nas do Southern Cross. Dodatkowo można w jego ramach dostać się pod sam hotel w centrum Melbourne. Niestety z uwagi na wspomniane wyścigi Formuły 1 i rozgrywki ligi NFL (finały?) nie było miejsc w żadnym hotelu w centrum (czaiłem się na m.in. IC Melborune, Double Tree by Hilton czy samego Hiltona przy rzece), w związku z czym wybrałem mały hotelik trochę na peryferiach – Oslo Hotel.
Po dotarciu na dworzec musiałem coś zjeść. Ostatni posiłek spożyłem dnia poprzedniego około 21, więc pojawił się spory głód. Żeby nie tracić czasu szybko wziąłem jeden z zestawów w Hungry Jacku i zamówiłem taksówkę do hotelu. Jechaliśmy około 20 minut, co wiązało się z kosztem 20 AUD.
Po zostawieniu bagażu i doprowadzeniu swojej osoby do odpowiedniego stanu ruszyłem w stronę Albert Park, gdzie znajduje się tor Formuły 1. Z uwagi, że nie miałem biletu chciałem podejść do kas, jednak sprawa przybrała inny obrót. Zapytałem o drogę jednego z mieszkańców o drogę, a ten z kieszeni wyjął dwa bilety i powiedział że odda je za 50 AUD (normalna cena to 85 AUD/szt.). To wskazywało, że dobijemy targu. Ostatecznie zgodził się oddać jedną sztukę za 20 dolarów australijskich, dzięki czemu zaoszczędziłem 65 AUD. Pewnie mogłem się jeszcze targować, ale uznałem, że to i tak świetna okazja i mam sporo szczęścia, że go spotkałem na swojej drodze.
Do miejsca wydarzenia dotarłem przed 14. Zająłem odpowiednie miejsce (widok na telebim i tor) i podziwiałem, jak zawodnicy z zatrważającą prędkością pokonują kolejne okrążenia. Hałas bolidów jest niesamowity. Fajne doświadczenie. Jednak będąc po raz pierwszy w Melbourne byłem spragniony zwiedzenia tego miasta, chociaż pobieżnie.
W związku z tym ruszyłem piechotą w stronę centrum, przekraczając rzekę Yarra. Ta oddziela dzielnicę biznesową, czyli Central Business District od reszty miasta. Wybrzeże ożywa jednak dopiero wieczorem, kiedy ludzie przychodzą do restauracji na kolacje. Ogólnie widok na Skyline Melborune bardzo mi się podobał i zrobiłem mu dziesiątki zdjęć z różnych punktów.
Jednym z najbardziej znanych miejsc w mieście jest Federation Square, gdzie się udałem po zobaczeniu portu. Do przejścia były ponad 2 kilometry, ale przy takiej pogodzie tego dnia pokonałem ich ponad 20. Po drodze mijałem liczne sklepy, bary i kafejki. Ogólnie miasto ma genialny klimat i bardzo mi się spodobało. Nie dziwię się, że w rankingach na najlepsze miejsce do życia często zdobywa najwyższe miejsca.