0
marcinsss 9 września 2019 14:13
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Nasz kolejny nocleg jest najdroższym w czasie całego wyjazdu. I na pewno najbardziej luksusowym.
Na zdjęciu powyżej stołówko-recepcja, gdzie na śniadanie jedliśmy m. in przepyszny skyr waniliowy. Podobno wg przepisu babci właścicielki, ale kto wie, czy nie był z najbliższej Świnki (czyli tutejszej Biedronki). Zwracam uwagę na flagę, na której kiedyś był zapewne napis "Hotel", ale miejscowe wiatry troszkę go skróciły.

Noclegi w tym obiekcie są w domkach. Pomimo tego, że domki stoją bardzo blisko siebie i mają dużo przeszklonych powierzchni, to ich wzajemne położenie sprawia, że ma się tam wystarczająco dużo prywatności. W zasadzie innych gości widzieliśmy wyłącznie na stołówce i tylko samochód przy każdym domku świadczył o tym, że jest komplet. Nic dziwnego. Było to najtańsze miejsce w promieniu ok. 200 kilometrów. Czyli najdroższe i najtańsze w jednym.
Jedyne 906 PLN za nockę ze śniadaniem dla 3 osób. W innych okolicznych obiektach cena nierzadko przekraczała 2.000.

Image

Image

Image

Image

Gdy tylko weszliśmy do naszego domku, od razu zacząłem szukać sterowania ogrzewaniem, bo było bardzo gorąco. Znalazłem grzejnik elektryczny na ścianie, ale był wyłączony. Pomyślałem sobie, że może mają jeszcze jakieś ogrzewanie podłogowe czy coś, może z jakiegoś źródła geotermalnego... Ale jak to wyłączyć. Jak wyczerpałem wszystkie możliwości i przeszukałem wszystkie kątki to w końcu poszedłem zapytać właściciela. Uśmiał się i powiedział, że tego się nie da wyłączyć, bo to świecące dziś cały dzień słońce w połączeniu z dużymi oknami tak nagrzało. Ale dodał, że mam się tym nie martwić. Zaraz się ochłodzi. :lol:
Faktycznie, w nocy było chłodniej, ale cieplutkie puchowe kołdry i grzejnik, który zaczął działać, gdy był potrzebny sprawiły, że noc była komfortowa.

I dobrze. Bo następny dzień będzie znowu bardzo intensywny."Baaan-hofff!!!"

Nie, na Islandii nie ma dworców kolejowych. Są za to lodowce.
Właśnie wzdłuż największych islandzkich lodowców wiodła trasa piątego dnia naszej wycieczki. Mapa trasy z premedytacją w wersji satelitarnej, żeby było wyraźnie widać największą atrakcję tego dnia - lodowiec Vatnajökull.


Trasa dzień 5 455.JPG



Lodowiec Vatnajökull (Vatna = woda; jökull = lodowiec) ma powierzchnię ok. 7.800 km2, czyli niemal tyle, co całe województwo opolskie. Inaczej, stosując popularną w telewizji jednostkę miary, ma powierzchnię jak 1.092.437 boisk piłkarskich. :lol: Średnia grubość lodu to 400-500 m, a w najgrubszych miejscach niemal kilometr. Najwyższy punkt lodowca jest na wysokości 2100 (szczyt Hvannadalshnjúkur), najniższy to 300 m poniżej poziomu morza.
Towarzyszył nam już od samego rana.

Image

Image

Vatnajökull jest największym lodowcem w Europie pod względem objętości i drugim, pod względem powierzchni. W związku z tym, że pod lodowcem znajduje się wiele aktywnych wulkanów, to topi się on bardzo intensywnie i wypływa z niego wiele rzek. Zdarzają się tez sytuacje, że taki wulkan pod lodowcem się uaktywnia i wtedy mamy do czynienia z jökulhlaup (powodzią glacjalną). Ogromna ilość wody pochodząca z nagle roztopionego przez wulkan lodowca zmierza do oceanu niszcząc po drodze wszystko. Powodzie glacjalne mogą się również pojawić bez wybuchu wulkanu. Jeśli woda z jakiegoś obszaru topniejącego lodowca nie ma odpływu, to tworzy się tam jezioro. Jezioro może też powstać, gdy rosnący zimą lodowiec zamknie koryto strumienia/rzeki. W takich jeziorach woda zbiera się, aż uzbiera się jej tyle, że swoim ciężarem (czy na skutek innego zjawiska) znajdzie sobie drogę ujścia.
Wulkany, trzęsienia ziemi, powodzie, huraganowe wiatry, ulewy - i tak się powoli żyje na tej wyspie...

Pierwszą i najważniejszą atrakcją dnia miała być laguna Jökulsárlón. Nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza "laguna rzeki lodowcowej" - ta islandzka kreatywność w wymyślaniu nazw...

Image

Image

Image

Image

Miała być, ale czy była największą? Nie wiem.
Na pewno jest to przepiękne miejsce i nie wolno go pomijać planując wyjazd na Islandię. W planach było wydanie milionów na wycieczkę zodiakiem (taki ponton z silnikiem) po lagunie. Ostatecznie jak nie zodiakiem to amfibią. W internetach wyczytałem, że nie ma sensu rezerwować wcześniej, bo można kupić na parkingu, jak się przyjedzie... Bzdura. Zwłaszcza w szczycie sezonu. Wycieczki zodiakami organizują dwie firmy i w obu usłyszałem, że najbliższe wolne terminy to za 2-3 tygodnie. Ale jak chcę, to mogę poczekać, może ktoś z osób, które wykupiły rezerwację się nie zjawi...
Taaa... czyli duży kłopot.
Co prawda laguna oglądana z brzegu też jest ładna, ale plany były inne...

Image

Image

Image

Image

Z kronikarskiego obowiązku - wycieczka zodiakiem to koszt około 300 PLN za osobę, amfibią "tylko" 200. Troszkę później dowiedziałem się też, że jak się ma wystarczającą ilość czasu, to można na pieszo podejść całkiem blisko czoła lodowca idąc wzdłuż laguny. Może to byłoby jakieś wyjście...

Image

Image

Image

Image

Znalazłem jednak inne wyjście - obok Jökulsárlón jest drugie, podobne miejsce: Fjallsárlón. Nie tak słynne, choć podobno równie piękne. Za to tańsze.
I mieli bilety.
Kupuję zatem te bilety przez internet na najbliższą wolną godzinę, a pozostały czas spędzamy na spacerach wzdłuż lodowej laguny. Doszliśmy aż do "Diamond beach", ale szału tam nie było. Prawdopodobnie byliśmy po złej stronie rzeki, bo po drugiej stronie było więcej osób i wyglądało, że mają co fotografować.

Image

Image

Image

Image

Opuszczamy Jökulsárlón i jedziemy na Fjallsárlón. Całe 10 minut. To znaczy byłoby 10 minut, gdyby nie jakiś dzban. I oczywiście nie mam tu na myśli "naczynia gospodarczego o szerokim zastosowaniu, zwykle służącego do przenoszenia (przechowywania) płynów lub drobnoziarnistych materiałów sypkich." tylko człowieka. Niestety, kierowcę.
Na Islandii większość mostów ma jeden pas ruchu. Nie wiem dlaczego. Może taniej jest takie mosty odbudowywać po powodziach. Nie mi oceniać, czy to mądre rozwiązanie. Nawet jeżeli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie.
Zasad działania takiego mostu jest prosta - kto dojedzie pierwszy, ten ma pierwszeństwo. Przez cały wyjazd nie miałem z tym żadnego problemu, no chyba, że problemem nazwiemy sytuację, gdzie dwóch uprzejmych podjechało równocześnie i nie było wiadomo, kto ma jechać pierwszy. Ale to był pikuś, w porównaniu z dzbanem, którego spotkaliśmy obok Jökulsárlón.
Musicie wiedzieć, że na tym moście jest spory ruch. Czasami trzeba chwilę poczekać, aż wszyscy z naprzeciwka przejadą. A dzbanowi się czekać nie chciało. Może bał się, że mu lodowiec stopnieje, zanim dojedzie... Tyle się ostatnio mówi o tych topniejących lodowcach...
No w każdym razie dzban wraz z rodziną i wielką przyczepą kempingową wjechał na most, pomimo tego, że były na nim już 3-4 samochody jadące z przeciwnej strony. A ja wśród nich. Dzban z przyczepą oczywiście się z mostu nie wycofa. Może nie umie? A te 3-4 samochody też mają problem, bo za nimi momentalnie pojawiły się jakieś kolejne auta, za chwilę również autokar...
Ostatecznie wszyscy się wycofywali, żeby dzban mógł przejechać. Chwilę to trwało. W nagrodę dzban gdy mijał "wycofane" samochody, zebrał kilka soczystych wiązanek w kilku różnych językach.

Zdjęć dzbana nie mam, mam za to zdjęcia Fjallsárlón. Mam nawet zdjęcie mnie, gdy robię zdjęcie Asi robiącej zdjęcie Fjallsárlón. Taka incepcja. :lol:

Image

Napisałem, że nie wiem, czy Jökulsárlón było największą atrakcją, bo się nie mogę zdecydować. Czy Jökulsárlón z brzegu, czy Fjallsárlón z brzegu i z pontonu. Oba piękne.
Parking przy Fjallsárlón znacznie mniej zatłoczony, niż przy Jökulsárlón. Infrastruktura też wygląda lepiej, bo przy Jökulsárlón to raczej takie budy tylko były, a tu proszę jakie ładne budynki...

Image

W tym największym znajduje się restauracja, ale nic więcej Wam o niej nie napiszę. Nawet nie wchodziliśmy. ;)
W pozostałych są toalety i przebieralnie. Bo żeby pójść na pływanie pontonem, trzeba się odpowiednio ubrać. Odpowiednio ubrany człowiek wygląda tak:

Image

:lol:
Byliśmy co prawda całkiem nieźle przygotowani. Mieliśmy własne kurtki zimowe, czapki, szaliki, rękawiczki... Tylko kapoków nam brakowało. Mimo tego dostaliśmy jeszcze dodatkowo ich "kurteczki".

Image

"Kurteczki" te ważą ładne kilka kilogramów, ale trzeba przyznać, że świetnie chronią przed deszczem czy wiatrem. Tym bardziej, że deszczu nie było a wiatr był taki raczej umiarkowany jak na tutejsze możliwości.
W tych ciuszkach czekał nas teraz kilkuminutowy spacer, bo trzeba było pokonać morenę czołową lodowca. "Taką górkę", dla tych, co geografię mieli dawno, albo wcale. ;)
Fjallsárlón ze szczytu "takiej górki" wygląda tak:

Image

Tu nie tylko aparat nie daje rady, ale i ludzkie oko nie ogarnia. Zdziwiony, jak długo później płynęliśmy, sprawdziłem, jakie tam są odległości. Z tego miejsca do czoła lodowca (w wodzie) jest około 2 km, a do widocznego na zboczu serduszka około 4 km. A wydaje się to takie małe i tak blisko...
Po zajęciu miejsc w pontonie, okazuje się, że ma on jednak wady, w stosunku do amfibii. W amfibiach jest więcej miejsca na jakieś zmiany pozycji, w pontonie siedzi się na burcie, a co za tym idzie:
1. Łatwo zmoczyć pewną część ciała i nieprzemakalna kurtka przed tym nie ochroni... :lol:
2. Siedzi się tyłem do najlepszych widoków, a widoki z przodu zasłaniają ci, którzy siedzą na drugiej burcie.


Image

Image


Na pierwsze lekarstwa nie znalazłem.Na to drugie szybciutko znaleźliśmy sposób. Ja usiadłem po jednej stronie pontonu, dziewczyny po przeciwnej i kiedy jedna "burta" chciała zrobić zdjęcie, to dawała sygnał, a druga "burta" robiła głęboki skłon w przód. System działał całkiem nieźle, a sygnał zapożyczyliśmy ze znanego skeczu kabaretu Neonówka (o niemieckich siatkarkach). Myślę, że to wyjaśnia tytuł tego odcinka. :lol:
W każdym razie już można było robić zdjęcia, tylko te dziwne spojrzenia współpasażerów pontonu... :lol:
Podpływamy na kilkaset metrów do krawędzi lodowca. Liczyłem, że będziemy bliżej, ale niestety względy bezpieczeństwa...

Image

Image

Troszkę się przy okazji wycieczki o lodowcach dowiedziałem.
Na przykład kwestia koloru. Mocno sprasowany i czysty lód wewnątrz lodowca jest jest niebieski. Dopiero odłupany, wystawiony na działanie słońca, gdy zacznie topnieć zmienia kolor na biały. Na zdjęciu powyżej ładnie widać, gdzie niedawno oderwał się spory kawał lodu. Wg przewodnika było to kilka dni temu. Dla uzmysłowienia sobie skali - krawędź lodowca ma ok. 100 m wysokości. Musiało nieźle "chlupnąć". Może z tym bezpieczeństwem wcale aż tak bardzo nie przesadzają...
Zaciekawiły mnie też niemal idealnie okrągłe dziury w lodowcu czy pływających górach lodowych.

Image

Image

To po prostu ślady po rzekach czy strumieniach.
Zastanawiam się tylko, czy najpierw był strumień, a wokół niego tworzył się lód, zostawiając mu trochę miejsca, czy też odwrotnie. Strumień wydrążył sobie takie koryto w lodowcu, który już istniał. Ktoś coś?

Image

Na zakończenie pamiątkowe zdjęcie przy zodiakach. Jeszcze w kwestii odległości - te dwie malutkie czarne kropki powyżej mojej głowy, to kolejne zodiaki. :)
Ponieważ po pływaniu nie mieliśmy jeszcze dość lodu, to postanowiliśmy podejść do jeziora jeszcze raz, z trochę innej strony. Zrobić kilka zdjęć i zjeść trochę lodu. :)

Image

Image

A na zakończenie zdjęcie z przesłaniem. Napis na tableciku brzmi: "Never stop dreaming!"
Ja wiem, że to oklepane, ale tak to działa... :)

Image

I tym optymistycznym akcentem rozstajemy się z lodowcem. Teraz będziemy go już oglądać wyłącznie z daleka.

Ponieważ strasznie długi się ten wpis zrobił, to tu zrobimy przerwę. Dalsza część tego dnia będzie w kolejnym wpisie.Poruszamy się dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy. Okolica nadal malownicza i klimatyczna. Normalnie wygląda na przykład tak...

Image

... ale w pewnym momencie wjeżdżamy w strefę "brudnego" powietrza. Nie jest to raczej chmura czy mgła, bo wygląda troszkę inaczej. Może to pozostałość burzy piaskowej, ale to by się jakiś pył chyba osadzał na aucie, a nie stwierdziłem. No nie wiem, co to było.

Image

Na szczęście po kilku kilometrach wszystko wróciło do normy.
Kolejny planowany postój mamy przy Fjaðrárgljúfur - niewielkim, ale ładnym kanionie.

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

brzemia 9 września 2019 15:20 Odpowiedz
Brawo ! Mam nadzieję ze moje córki tez będą chciały ze mną jechać na Islandię.Zapisuję się do wątku.
anapinio 11 września 2019 14:19 Odpowiedz
"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
marcinsss 11 września 2019 15:53 Odpowiedz
anapinio"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
Jedyny, który przeczytał uważnie. Ewentualnie jedyny, któremu chciało się skomentować. Oczywiście namieszałem. Bilety kupione we wrześniu 2018 na sierpień 2019.
marcinsss 11 września 2019 16:46 Odpowiedz
anapinio"...Był styczeń 2018, daliśmy sobie czas na realizację vouchera do końca 2020. Ponieważ w grę wchodziły tylko terminy wakacyjne, to nie było prosto, ale udało się. W 2019 we wrześniu zakupiłem bilety na sierpień 2020..." to kiedy byliście na tej Islandii? Po za tym relacja ciekawa, czekam na dalszą część relacji. Wybieram się na Islandię w przyszłym roku - 2020:)
Jedyny, który przeczytał uważnie. Ewentualnie jedyny, któremu chciało się skomentować. Oczywiście namieszałem. Bilety kupione we wrześniu 2018 na sierpień 2019.
arcon 11 września 2019 16:46 Odpowiedz
Właśnie chciałem pisać, że chyba wehikuł czasu był w użyciu ;) Pisz, będę czytał, bo za Islandią już mi się tęskni :D
pabloz 23 września 2019 11:01 Odpowiedz
Miłośnikom ptactwa i maskonurów polecam klify Látrabjarg we Fiordach Zachodnich.http://przegladislandzki.pl/tour/127-latrabjarg
bubu69 15 października 2019 20:50 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja :), wszystko opisane przystępnie i na wesoło, mnóstwo przydatnych informacji, a do tego piękne zdjęcia :)! Och jakbym chciała zobaczyć te wodospady, bezkresne łąki i czarne plaże, a do tego lodowiec! Nie wspomnę już o maskonurach, które również znalazłyby się na mojej top liście :)! Nocleg w domkach ekstra, wyglądało że był z nich świetny widok, bajka :)! Dobre podsumowanie na koniec, jejka, jaka ta Islandia droga :shock: :roll: ! Gratuluję nominacji do relacji miesiąca i czekam na relację z Kirgistanu :)
marcinsss 15 października 2019 21:46 Odpowiedz
Dzięki! Widzę, że trafiłem w Twoje gusta. To jak coś, to masz gotowy plan. :)A pierwszy odcinek z Kazachstanu już jest... 8-)
brunoj 22 października 2019 18:34 Odpowiedz
Mega, super zdjęcia. Bardzo fajna wyprawa.
jacek96 3 lipca 2020 20:16 Odpowiedz
Bardzo fajna i praktyczna relacja. Szkoda, że ją dziś odkryłem, gdy za 30h moj pobyt na Islandii dobiegnie końca ;) Jednak czasem lubię jakieś niespodzianki, a jak się wszystko wcześniej przeczyta, to o niespodzianki trudniej. Jednak widzę, że nic mnie nie ominęło.Ogólna przestroga dla wybierających się na Islandię. NIE tankować na stacjach OK, nawet, gdy się nie ma paliwa!Wczoraj tankowałem na dwa razy i za pierwszym razem wyciściło mi całe konto ISK 15000, a za drugim podejściem całe w euro, blisko 60. Początkowo myslalem, że fraud, jednak osoby z innej stacji przekonywały, że tak się zdarza i za kilka dni kasę prawidłowo rozliczy. Ogólnie zablokowało prawie 10 razy więcej, a ja dodatkowo kartę.Dziś nie mając wyboru zatankowałem ponownie w innym miejscu na OK i zapłaciłem inną kartą, gdzie nie miałem limitu i zablokowało ponad 200€, równo dziesięciokrotność. Osoby, które nie mają dużego zapasu na kartach mogą mieć trochę zepsuty wyjazd przez te praktyki.