Hotelem na wybrzeżu, który wpadł mi w oko był Westin Bayfront. To właśnie tutaj, po krótkiej rozmowie z konsjerżem udało mi się zostawić walizkę. Teoretycznie nie jest to możliwe, a w samym Vancouver nie ma po godzinie 16 otwartego żadnego punktu, gdzie można by zostawić swoje rzeczy (taką informację uzyskałem w informacji turystycznej).
Kiedy pozbyłem się już moich 10 kilogramów na kółkach to ruszyłem do założonego w 1888 roku Stanley Parku. To olbrzymi teren zieleni, położony przy samym mieście. Prawie z każdej strony otacza go woda. Jest on na tyle duży, że aby zwiedzić go całego potrzebny jest cały dzień. Właśnie z niego mamy chyba najlepsze widoki na całe Vancouver. Co ciekawe park ten jest o 10% większy od znanego dobrze Central Parku w Nowym Jorku. Na terenie Stanley Parku mamy m.in. ogrody, kawiarnie, plaże czy akwarium. Przy brzegu możemy zaobserwować liczne czaple modre, które są popularne w Ameryce Północnej.
W końcu dotarłem na punkt widokowy, gdzie można zobaczyć most łączący tę część miasta z jego północą częścią. Wisi on 111 metrów nad poziomem wody i ma długość ponad 1,5 kilometra. Został on otwarty w 1938 roku. Ciekawym miejscem jest szereg totemów, które nawiązują do różnych plemion indiańskiej Kanady.
Żeby zobaczyć miasto i zatokę False Creek z góry udałem się na most Granville Bridge (27 metrów nad wodą), który przebiega m.in. nad Granville Island. To miejsce, gdzie kiedyś były różnego rodzaju drobne przemysł. Teraz znajdziemy tam teatry, malarzy i innych artystów. Poza tym znajduje się także market z produktami do jedzenia.
Wracając w kierunku wybrzeża wstąpiłem na zasłużony posiłek do tutejszego MCDonaldu. Wybrałem to miejsce z uwagi na dostępne WiFi, bowiem musiałem sprawdzić w jaki sposób najlepiej dostanę się w okolice lotniska na nocleg. Okazało się, że ze stacji Waterfront jeździ metro, a bilet za przejazd kosztuje 2,25 dolara kanadyjskiego.
W hotelu Westin Bayfront odebrałem swój bagaż i poszedłem na stację, żeby bez problemowo dotrzeć na stację Aberden i z niej spacerem dotarłem do mieszkania, które miałem zarezerwowane przez Airbnb. Znajdowało się ono w pobliżu hotelu Radisson Blu. Wybrałem taką miejscówkę przede wszystkim z uwagi na cenę (prywatny pokój, z WiFi, dostęp do kuchni i łazienki) kosztował 25 Euro. W porównaniu do innych miejsc noclegowych to praktycznie 25% ceny. Po długim spacerze tego dnia postanowiłem wziąć tylko prysznic i udać się do łóżka, bowiem już kolejnego dnia rano czekał mnie lot na Alaskę.
PS. Jeżeli wrzucam za dużo fotek to dajcie znać.
@romekalkowski, dzięki - zapisuję na listę przy następnej okazji
:)
@Gregggor, zaliczone, cudowne widoki
:) Dzięki!
@maczala1, bez zorzy ale weekend kapitalny
:)
@Aga_podrozniczka, polecam i na południe od Seattle jest drugie muzeum lotnictwa.
@klapio, dziękuję i zachęcam do lektury
:)Po raz kolejny budzę się przed budzikiem. Ponownie czuję, że pomimo wczorajszych 32 km przebytych piechotą po ulicach Vancouver nie jestem zmęczony. Szybko pakuję swoje rzeczy i idę na stację metra, żeby dojechać na lotnisko. Moja podróż wymaga jednej przesiadki, ale trasa jest bardzo krótka, bowiem tylko cztery przystanki. Na miejscu mamy bardzo klarowne oznaczenia, gdzie mają udać się pasażerowie lotów międzynarodowych, gdzie krajowych, a gdzie (tak jak ja) lecący do USA.
Podchodzę do automatu, żeby wydrukować swój bilet na Alaskę, jednak otrzymuję wydruk, żebym udał się do stanowiska Check in, gdzie mam zostać obsłużony. Kolejka jest spora, więc czekam około 20 minut. Tym razem nie nadaję swojego bagażu – w liniach Air Canada możemy wnieść na pokład za darmo bagaż podręczny i dodatkową torbę np. z laptopem. Po otrzymaniu biletu i sprawdzeniu mojej wizy idę na kontrolę bezpieczeństwa, a następnie znowu dać swoje odciski palców i odpowiedzieć na te same pytania co zawsze lecąc do Stanów Zjednoczonych
;-) Nie ma specjalnie długich kolejek, dzięki czemu szybko załatwiam wszystkie formalności i mogę udać się w końcu na śniadanie do saloniku Premium Plaza Lounge, do którego wstęp jest np. dla posiadaczy karty PP.
Poczekalnia ta oferuje przyzwoity wybór jedzenia i picia. Na śniadanie serwowana była jajecznica, kiełbaski i zupa pomidorowa. Poza tym oczywiście różne rodzaje chleba, muffinki, różne warzywa, sałatka owocowa, zupki instant itd. Co ciekawe nie zauważyłem żadnych alkoholi w lodówkach czy na półkach. Miejsce do siedzenia jest w zupełności wystarczająco (ogólnie, cały czas poza mną było ok. 5-10 osób). Internet jest tutaj ogólnodostępny YVR i muszę przyznać, że to chyba najszybsze łącze, jakie do tej pory spotkałem na lotnisku.
Boarding i odlot samolotu Boeing A319 linii Air Canada jest zgodnie z planem. Lecimy równe 3 godziny w czasie, który dla klasy ekonomicznej podane są darmowe napoje (soki, woda, kawa, herbata) oraz sprzedawane są różnego rodzaju przekąski. Jak widzicie dostępna jest pokładowa rozrywka i Internet. Ten ostatni niby płatny, ale np. strona Google z dowolnym zapytaniem się ładowała, przez co można było na żywo śledzić finał Euro 2016.
Po wylądowaniu w Anchorage szybkim krokiem podążam w kierunku wypożyczalni samochodów. W firmie Alamo mam zarezerwowany najtańszy (za 100$!) samochód na jeden dzień. Na miejscu okazuje się, że niestety samochody ekonomiczne nie są dostępne i mogę dostać bez dopłaty większy pojazd. Oczywiście się zgadzam, chociaż zdaję sobie sprawę, że za benzynę będzie trzeba zapłacić więcej. Z drugiej strony to tylko jeden dzień i fajnie pojeździć czymś lepszym niż Fiat Panda czy Kia Rio. Ładuję swoje bagaże do środka i wyjeżdżam z lotniska. Po drodze toczę walkę ze swoim smartfonem (LG G4), który nie wiedzieć czemu zbuntował się i nie łapie zasięgu GPS. Walcząc jadę „na czuja”, a w planach miałem udać się na północ do Hatcher Pass. Uruchamiam go kilka razy ponownie, aż w końcu załapał. Niestety jechałem źle… Nic nie zrobię, to tylko kilka mil, więc zawracam i jadę w kierunku miasteczka Palmer.
Pierwszym miejscem, gdzie się zatrzymałem było jezioro Mirror Lake. Nie miałem pojęcia co to za miejsce. Podjeżdżam na parking, mało miejsc, ale parkuję. Wychodzę i jakiś miejscowy zagaduje, że dzisiaj wyjątkowo tłoczno. Rzeczywiście mówię i idę porobić zdjęcia. Okazuje się, że jest to teren, gdzie wolny czas spędzają rodziny z dziećmi. Kąpią się one w jeziorze, a rodzice leżakują. Widoki całkiem przyjemne, ale głośno gra muzyka, co mi osobiście trochę by przeszkadzało w odpoczynku.
Specjalnie nie przedłużając jadę dalej do miasteczka Palmer, gdzie podążam na wyczucie, żeby podziwiać krajobrazy. Mieszka tu około 8,5 tysiąca osób. Jest to miasto targowe, zasiedlone w czasach wielkiego kryzysu przez emigrantów z innych stanów USA, którzy dostali tutaj darmową ziemię. W końcu zatrzymuję się w jednym z miejscowych fast foodów, gdzie spożywam amerykański standard – burger, frytki i colę. Niestety w Macu robią smaczniejsze rzeczy, ale nie chciałem spróbować czegoś nowego, czego nie znajdę w Polsce. W każdym razie do DQ Grill&Chill już nie wrócę.
To sobie polatasz
:-) Ale zorzy to raczej nie zobaczysz, bo zachod slonca w Anchorage jest 23.32, a wschod o 4.37. Moze na trasie Toronto-Kopenhaga, jak jest to nocny lot i leci wysoko na polnocy, ale tez nie wiem czy nie bedzie za jasno. Powodzenia! Moj bilet z tej taryfy dopiero we wrzesniu.
Fajne się zapowiada, tylko aż się zrobiłem głodny od widoku tego jedzenia w salonikach. Idę na parówkę z wody i chleb z masłem
:)Będę śledził na bieżąco, mam nadzieję, że cały plan się uda.
Sprawdzilam swoje bilety, ale ja mam LH na calej trasie, wiec nie bede testowac tej "biznes klasy" SAS. Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Jak tak dalej pojdzie, to forum bedzie zawalone relacjami z Alaski
;-)
Aga_podrozniczka napisał: Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Nie nastawiaj się na smakołyki - niestety pod względem jedzenia i trunków to chyba najgorsza poczekalnia w Europie w porównaniu do innych hubów Star Alliance.Daleko im do Poloneza, MUC czy FRA o IST nie wspominając.
igore napisał:Fajna relacja,czekam na więcej. Mam podobnie jak @asiasz: czytam, oglądam a później muszę się zastanawiać co zrobić z nogami w economy
:)Lekki OT. Ostatnio był artykuł o tym jak bezsensowne jest latanie 'ęą' na krótkich dystansach
:D Ale na 10 godzinnym locie łóżko to super sprawa
:D Art: http://www.economist.com/blogs/gulliver ... tless-perk
Potwierdzam Chihuly Gardens and Glass jest interesujace. Jesli chodzi o punkt widokowy w Seattle, to dobre jest Columbia Center. Dales mi pomysl co jeszcze zobaczyc na miejscu, z tym Boeingiem. Ja jeszcze nie sfinalizowalam swoich planow i ciagle siedze na bilecie tylko do SEA.
przemos74 napisał:kazał mi wejść do środka bez biletu.
:mrgreen: Uśmiałem się. W pewnym europejskim kraju kazałby Ci - ze schetynowskim uśmiechem na twarzy - kindly sp$#*@$%ać. Super sprawa ten wypad. Podziwiam Was za te umiejętności składania biletów, za te saloniki, za te mile.
;)
Jasne, ze czytamy! Relacje z Alaski - zawsze
:)Na zorze wczesniej niz w drugiej polowie sierpnia to raczej nie ma szans, poki co jest za jasno. Ale trzymam kciuki, zeby za jakas niespodziewana burze sloneczna!Z tego co widze, to chyba juz na Alasce jestes? Jesli jeszcze nie masz planow na te dwa dni, to polecam przejechac w poprzek polwyspu Kenai, do Seward. Nieco ponad 2h w jedna strone, przepiekne widoki po drodze, taka Alaska w pigulce - w sam na weekendowe zwiedzanie. A jesli bedziesz miec szczescie, moze zobaczysz orki i wieloryby.
Aga_podrozniczka napisał:Sprawdzilam swoje bilety, ale ja mam LH na calej trasie, wiec nie bede testowac tej "biznes klasy" SAS. W SK nie ma C w Europie tylko SAS Plus czyli to klasa ekonomiczna "premium" - tylko na tych biletach była formalnie bookowana jako C
;)
Dyskutowalismy juz o paniach, ktore trzymaja znaki STOP, jak rowniez o ich atrakcyjnosci
:-) A jechales przez jakies ronda? Ciekawe czy dobudowali wiecej, bo zdaje sie, ze spodobalo im sie to rozwiazanie.
SPLDER napisał:Aga_podrozniczka napisał: Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Nie nastawiaj się na smakołyki - niestety pod względem jedzenia i trunków to chyba najgorsza poczekalnia w Europie w porównaniu do innych hubów Star Alliance.Daleko im do Poloneza, MUC czy FRA o IST nie wspominając.no nie wiem- mam inne wrazenia: zgodze sie jesli chodzi o alkohol- w CPH SAS salonik nie wyroznia sie, ale jesli chodzi o jedzenie to ja zdecydowanie wole CPH-niz poloneza czy lunge LH w uC czy FRA: z dwoch ostatnich pobytoww CPH w czerwcu: na cieplo-m.in zupa w stylu tajski- kokosowo kwasna; losos, szparagi, drugi raz dyniowa plus chniszczyzna; moze moje smaki bo w polonezie tez ostatnio jest lepiej niz rok, dwa lat temu ale wole CPH; no i to ladowanie nad woda, zwlaszcza poznym wieczorem- podswietlone miasto
;-) za to szczegolnie lubie CPH; bussiness SAS komfort- zalezy od samlotu to jasne- ale jedzenei gorsze niz LH; @Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec Swiata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)
sim napisał:@Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec świata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)To nie namawiaj tylko lec sama jak bede dawac jakies promocje
:-)
sim napisał:no nie wiem- mam inne wrazenia: zgodze sie jesli chodzi o alkohol- w CPH SAS salonik nie wyroznia sie, ale jesli chodzi o jedzenie to ja zdecydowanie wole CPH-niz poloneza czy lounge LH wMUC czy FRA: z dwoch ostatnich pobytow w CPH w czerwcu: na cieplo-m.in zupa w stylu tajski- kokosowo kwasna; losos, szparagi, drugi raz dyniowa plus chniszczyzna; moze moje smaki bo w polonezie tez ostatnio jest lepiej niz rok, dwa lat temu ale wole CPH; no i to ladowanie nad woda, zwlaszcza poznym wieczorem- podswietlone miasto
;-) za to szczegolnie lubie CPH; bussiness SAS komfort- zalezy od samlotu to jasne- ale jedzenie gorsze niz LH; @Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec świata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)Nie zaznaczyłem w swojej wypowiedzi, że oceniałem część *G, bo porównując standardową zapewne jest dość podobnie.Dla mnie salonik w CPH jest głównym czynnikiem zniechęcającym mnie do podróży SASem.
@grzegorz84, dzięki
:) niebawem wszystko będzie
;)@sim, zdecydowanie nie ma co namawiać tylko realizować swoje marzenia
:)@Aga_podrozniczka, mam wrażenie, że nie widziałem żadnego ronda na Alasce.@adix198201, aż trudno wybrać które fotki wrzucić do relacji bo jest ich tyle i każda podobna, a jednak inna
;)
Leciales ta Delta za mile czy za gotowke? Wlasnie sprawdzilam, ze mam wystarczajaco duzo mil Alitalia na lot z Seattle do Anchorage albo na Hawaje i jest dostepnosc na oba kierunki. Teraz mam kurcze dylemat czy leciec na Alaske czy na Big Island. Juz sie nastawilam na jesienny road trip po Alasce, ale druga opcja tez nie jest zla.
@Aga_podrozniczka, leciałem za mile
:) Dostępność była akurat na weekend. Kupowałem bardzo blisko terminu wylotu (w jedną stronę AC, w drugą DL). Ja bym pewnie na kolejny raz wybrał Hawaje, ale niekoniecznie Big Island (byłem tam 2 lata temu kilka dni). Mile z seszelskiego EF wpadły u nas na konto Etihadu (prawie 10k)
:) Nic tylko latać
:)
Komentarz na szybko, zeby czasem ktos nie polecial specjalnie do Barrow zeby zobaczyc grizzly - przynajmniej teoretycznie, wieksze szanse na ich zobaczenie sa wlasnie na poludniu (vide mapka ponizej). Choc to tez nie regula, bo ja jedyne niedzwiedzie widzialem w parku Denali
;)
Nie do końca rozumiem o co chodzi z tymi salonikami, punktami za coś tam i klasami biznes
:lol:
:lol:
8-)
:twisted: ale pomijając to relacja bardzo fajna
:D
Hotelem na wybrzeżu, który wpadł mi w oko był Westin Bayfront. To właśnie tutaj, po krótkiej rozmowie z konsjerżem udało mi się zostawić walizkę. Teoretycznie nie jest to możliwe, a w samym Vancouver nie ma po godzinie 16 otwartego żadnego punktu, gdzie można by zostawić swoje rzeczy (taką informację uzyskałem w informacji turystycznej).
Kiedy pozbyłem się już moich 10 kilogramów na kółkach to ruszyłem do założonego w 1888 roku Stanley Parku. To olbrzymi teren zieleni, położony przy samym mieście. Prawie z każdej strony otacza go woda. Jest on na tyle duży, że aby zwiedzić go całego potrzebny jest cały dzień. Właśnie z niego mamy chyba najlepsze widoki na całe Vancouver. Co ciekawe park ten jest o 10% większy od znanego dobrze Central Parku w Nowym Jorku. Na terenie Stanley Parku mamy m.in. ogrody, kawiarnie, plaże czy akwarium. Przy brzegu możemy zaobserwować liczne czaple modre, które są popularne w Ameryce Północnej.
W końcu dotarłem na punkt widokowy, gdzie można zobaczyć most łączący tę część miasta z jego północą częścią. Wisi on 111 metrów nad poziomem wody i ma długość ponad 1,5 kilometra. Został on otwarty w 1938 roku. Ciekawym miejscem jest szereg totemów, które nawiązują do różnych plemion indiańskiej Kanady.
Żeby zobaczyć miasto i zatokę False Creek z góry udałem się na most Granville Bridge (27 metrów nad wodą), który przebiega m.in. nad Granville Island. To miejsce, gdzie kiedyś były różnego rodzaju drobne przemysł. Teraz znajdziemy tam teatry, malarzy i innych artystów. Poza tym znajduje się także market z produktami do jedzenia.
Wracając w kierunku wybrzeża wstąpiłem na zasłużony posiłek do tutejszego MCDonaldu. Wybrałem to miejsce z uwagi na dostępne WiFi, bowiem musiałem sprawdzić w jaki sposób najlepiej dostanę się w okolice lotniska na nocleg. Okazało się, że ze stacji Waterfront jeździ metro, a bilet za przejazd kosztuje 2,25 dolara kanadyjskiego.
W hotelu Westin Bayfront odebrałem swój bagaż i poszedłem na stację, żeby bez problemowo dotrzeć na stację Aberden i z niej spacerem dotarłem do mieszkania, które miałem zarezerwowane przez Airbnb. Znajdowało się ono w pobliżu hotelu Radisson Blu. Wybrałem taką miejscówkę przede wszystkim z uwagi na cenę (prywatny pokój, z WiFi, dostęp do kuchni i łazienki) kosztował 25 Euro. W porównaniu do innych miejsc noclegowych to praktycznie 25% ceny. Po długim spacerze tego dnia postanowiłem wziąć tylko prysznic i udać się do łóżka, bowiem już kolejnego dnia rano czekał mnie lot na Alaskę.
PS. Jeżeli wrzucam za dużo fotek to dajcie znać.
@romekalkowski, dzięki - zapisuję na listę przy następnej okazji :)
@Gregggor, zaliczone, cudowne widoki :) Dzięki!
@maczala1, bez zorzy ale weekend kapitalny :)
@Aga_podrozniczka, polecam i na południe od Seattle jest drugie muzeum lotnictwa.
@klapio, dziękuję i zachęcam do lektury :)Po raz kolejny budzę się przed budzikiem. Ponownie czuję, że pomimo wczorajszych 32 km przebytych piechotą po ulicach Vancouver nie jestem zmęczony. Szybko pakuję swoje rzeczy i idę na stację metra, żeby dojechać na lotnisko. Moja podróż wymaga jednej przesiadki, ale trasa jest bardzo krótka, bowiem tylko cztery przystanki. Na miejscu mamy bardzo klarowne oznaczenia, gdzie mają udać się pasażerowie lotów międzynarodowych, gdzie krajowych, a gdzie (tak jak ja) lecący do USA.
Podchodzę do automatu, żeby wydrukować swój bilet na Alaskę, jednak otrzymuję wydruk, żebym udał się do stanowiska Check in, gdzie mam zostać obsłużony. Kolejka jest spora, więc czekam około 20 minut. Tym razem nie nadaję swojego bagażu – w liniach Air Canada możemy wnieść na pokład za darmo bagaż podręczny i dodatkową torbę np. z laptopem. Po otrzymaniu biletu i sprawdzeniu mojej wizy idę na kontrolę bezpieczeństwa, a następnie znowu dać swoje odciski palców i odpowiedzieć na te same pytania co zawsze lecąc do Stanów Zjednoczonych ;-) Nie ma specjalnie długich kolejek, dzięki czemu szybko załatwiam wszystkie formalności i mogę udać się w końcu na śniadanie do saloniku Premium Plaza Lounge, do którego wstęp jest np. dla posiadaczy karty PP.
Poczekalnia ta oferuje przyzwoity wybór jedzenia i picia. Na śniadanie serwowana była jajecznica, kiełbaski i zupa pomidorowa. Poza tym oczywiście różne rodzaje chleba, muffinki, różne warzywa, sałatka owocowa, zupki instant itd. Co ciekawe nie zauważyłem żadnych alkoholi w lodówkach czy na półkach. Miejsce do siedzenia jest w zupełności wystarczająco (ogólnie, cały czas poza mną było ok. 5-10 osób). Internet jest tutaj ogólnodostępny YVR i muszę przyznać, że to chyba najszybsze łącze, jakie do tej pory spotkałem na lotnisku.
Boarding i odlot samolotu Boeing A319 linii Air Canada jest zgodnie z planem. Lecimy równe 3 godziny w czasie, który dla klasy ekonomicznej podane są darmowe napoje (soki, woda, kawa, herbata) oraz sprzedawane są różnego rodzaju przekąski. Jak widzicie dostępna jest pokładowa rozrywka i Internet. Ten ostatni niby płatny, ale np. strona Google z dowolnym zapytaniem się ładowała, przez co można było na żywo śledzić finał Euro 2016.
Po wylądowaniu w Anchorage szybkim krokiem podążam w kierunku wypożyczalni samochodów. W firmie Alamo mam zarezerwowany najtańszy (za 100$!) samochód na jeden dzień. Na miejscu okazuje się, że niestety samochody ekonomiczne nie są dostępne i mogę dostać bez dopłaty większy pojazd. Oczywiście się zgadzam, chociaż zdaję sobie sprawę, że za benzynę będzie trzeba zapłacić więcej. Z drugiej strony to tylko jeden dzień i fajnie pojeździć czymś lepszym niż Fiat Panda czy Kia Rio. Ładuję swoje bagaże do środka i wyjeżdżam z lotniska. Po drodze toczę walkę ze swoim smartfonem (LG G4), który nie wiedzieć czemu zbuntował się i nie łapie zasięgu GPS. Walcząc jadę „na czuja”, a w planach miałem udać się na północ do Hatcher Pass. Uruchamiam go kilka razy ponownie, aż w końcu załapał. Niestety jechałem źle… Nic nie zrobię, to tylko kilka mil, więc zawracam i jadę w kierunku miasteczka Palmer.
Pierwszym miejscem, gdzie się zatrzymałem było jezioro Mirror Lake. Nie miałem pojęcia co to za miejsce. Podjeżdżam na parking, mało miejsc, ale parkuję. Wychodzę i jakiś miejscowy zagaduje, że dzisiaj wyjątkowo tłoczno. Rzeczywiście mówię i idę porobić zdjęcia. Okazuje się, że jest to teren, gdzie wolny czas spędzają rodziny z dziećmi. Kąpią się one w jeziorze, a rodzice leżakują. Widoki całkiem przyjemne, ale głośno gra muzyka, co mi osobiście trochę by przeszkadzało w odpoczynku.
Specjalnie nie przedłużając jadę dalej do miasteczka Palmer, gdzie podążam na wyczucie, żeby podziwiać krajobrazy. Mieszka tu około 8,5 tysiąca osób. Jest to miasto targowe, zasiedlone w czasach wielkiego kryzysu przez emigrantów z innych stanów USA, którzy dostali tutaj darmową ziemię. W końcu zatrzymuję się w jednym z miejscowych fast foodów, gdzie spożywam amerykański standard – burger, frytki i colę. Niestety w Macu robią smaczniejsze rzeczy, ale nie chciałem spróbować czegoś nowego, czego nie znajdę w Polsce. W każdym razie do DQ Grill&Chill już nie wrócę.