0
greg2014 23 listopada 2017 22:55
Image

Choć trudno dzisiaj w to uwierzyć, według nie budzących większych wątpliwości przekazów historycznych, w świątyni Zeusa był zlokalizowany zaliczany do 7-u cudów świata posąg tego boga wykonany ze złota o wysokości ponad 12 metrów (za czasów cesarza Konstantyna został on zdemontowany i przewieziony do Konstantynopola po czym słuch po nim zaginął – prawdopodobnie został wykorzystany do wyrobu monet lub wystroju świątyń chrześcijańskich).

Starożytna Olimpia była sporym kompleksem – obejmowała nie tylko liczne świątynie czy miejsca, które były arenami zmagań sportowców ale również całe zaplecze – sale do ćwiczeń, miejsca zamieszkania a także skarbce, w których przechowywano kosztowności. Poniższe zdjęcie prezentuje pozostałości po pomieszczeniach dla zawodników, które w przeszłości były wykorzystywane również do rozgrywania niektórych dyscyplin oraz do ćwiczeń przed samą olimpiadą:

Image

Bardzo ważną część starożytnej Olimpii stanowił stadion olimpijski w charakterystycznym kształcie, do którego prowadziło wąskie przejście:

Image

Image

Istotnym uzupełnieniem odkrywki jest przylegające do niej Muzeum Archeologiczne, które gromadzi artefakty wydobyte na stanowiskach archeologicznych na terenie Olimpii (prace archeologiczne są zresztą cały czas kontynuowane).

Można w nim między innymi zobaczyć odtworzoną makietę miasta obrazującą jak było ono rozległe oraz ile różnego rodzaju obiektów zawierało:

Image

W muzeum udało się również skompletować i częściowo odtworzyć fragmenty frontonów świątyń, elementów elewacji a także posągów zdobiących świątynie:

Image

Image

Tyle na temat starożytnej Olimpii – zainteresowanym zdecydowanie polecam wizytę.

Jak wspominałem ja tym razem odpuściłem sobie wizytę w Olimpii lecz wybrałem się na spacerek na przeciwną stronę półwyspu, na którym leży Katakolon. Nie jest to jakaś szczególnie wyczerpująca ani czasochłonna wyprawa a odległości są relatywnie niewielkie. Po niespełna 30 minutowym spacerze przez bezludną okolicę można podziwiać nieprawdopodobnie urokliwe wybrzeże:

Image

Image

Droga do tego miejsca prowadzi obok licznych upraw oliwek – mniej lub bardziej zadbanych:

Image

Image

Jak już jestem przy przedstawianiu okoliczności przyrody nie sposób nie wspomnieć o rosnących na każdym dosłownie kroku drzewach mandarynkowych i cytrynowych z dojrzewającymi właśnie owocami:

Image

Z kolei w drodze na drugą stronę półwyspu natknąłem się na bardzo rozległe krzewy z jagodo-podobnymi miękkimi owocami wielkości średnich truskawek o pięknym wyglądzie i zapachu:

Image

Trudno mi powiedzieć jak smakują - nie zdecydowałem się skosztować. Teraz nie wiem czy to dobrze czy źle:-)

Z pewnością Katakolon oraz starożytna Olimpia jest miejscem interesującym i wartym odwiedzenia dla miłośników historii – w szczególności kultury antycznej. Można też pospacerować po najbliższych okolicach – a dla tych, których to nie pociąga zawsze pozostaje możliwość oddania się błogiemu lenistwu lub niezdrowej konsumpcji:-)

Po powrocie na statek trafiłem jeszcze na bardzo ciekawą prezentację o historii Kanału Sueskiego:

Image

Był to wstęp do tego co nas czeka za kilka dni.

Po południu wypłynęliśmy do Aten. Prognoza pogody jest trochę nieciekawa – tylko 12 stopni i przelotny deszcz w co trudno uwierzyć (w nocy jest teraz praktycznie zawsze powyżej 20 stopni) ale miejmy nadzieję, że się nie sprawdzi…

C.D.N.Kolejny postój naszego rejsu miał miejsce w jednej z kolebek kultury antycznej czyli w Atenach. Statek zatrzymał się w porcie Pireus (Grecy wymawiają tę nazwę jako „Pireas” lub "Pirews"), który stanowi miasto sąsiadujące z Atenami. Jest to jeden z największych (o ile w ogóle nie największy) port w basenie Morza Śródziemnego o olbrzymim znaczeniu komunikacyjnym dla Grecji ze względu na fakt, że pozwala on utrzymać łączność kontynentalnej części tego Państwa z licznymi greckimi (i nie tylko) wyspami.

Prognoza pogody sprawdziła się na szczęście nie do końca. Było 15-16 stopni i parę razy krótko pokropiło ale w sumie nic poważnego. Poza tym co chwilę wychodziło słońce więc ogólnie było cieplutko i miło.

Z portu do centrum Aten można się dostać na kilka sposobów. W sezonie turystycznym (od maja do września) kursuje ekspresowa linia autobusowa X80, która praktycznie bez zatrzymywania się po drodze umożliwia w miarę szybkie dotarcie do podnóża Akropolu oraz na centralny plac miasta – Syntagmę. Poza sezonem pozostaje zielona linia metra, którą można dostać się z końcowej stacji Pireus bezpośrednio do stacji Monastiraki położonej w centrum najstarszej dzielnicy Aten – Plaki, w okolicy której zlokalizowana jest duża liczba zabytków (w tym Akropol) oraz z której jest stosunkowo blisko również do Syntagmy. Niestety stacja metra w Pireusie nie jest położona bezpośrednio przy porcie. Trzeba do niej podejść (ok. 2 km) lub podjechać jednym z licznych autobusów (np. 827, 828, 831, 843, 859...).

Ja podczas tego pobytu w Atenach miałem w planie odwiedzić trzy ateńskie wzgórza: Likavitos, Filopapposa oraz Aeropag a także stadion panatenajski Kallimarmaro. Zanim przejdę jednak do relacji z mojej najbardziej bieżącej wycieczki kilka słów na temat najbardziej popularnych i wartych zobaczenia atrakcji Aten (posiłkuję się przy tym zdjęciami z poprzednich pobytów). Będą one uzupełnieniem dla tych zdjęć, które udało mi się wykonać dzisiaj z wymienionych wzgórz, których odwiedzenie zdecydowanie polecam.

Jednym z najpopularniejszych (o ile nie najpopularniejszym) celem turystów jest wzgórze Akropol:

Image

W ramach wejścia na Akropol mamy okazję zwiedzić cały rozległy obszar obejmujący nie tylko samo wzgórze ale także pozostałości po przylegających do niego budowli. Aktualnie (sprawdzone dzisiaj) bilet na sam Akropol kosztuje 20 EUR ale bilet łączony na kilka atrakcji (oprócz Akropolu również m.in. do biblioteki Hadriana, Agory Greckiej i Rzymskiej, Olimpiejonu, Lykeionu) kosztuje 30 EUR. Bilet łączony jest ważny 5 dni.

Wchodząc na Akropol od strony Muzeum Akropolu (możliwe jest również wejście od Plaki) w pierwszej kolejności przechodzimy obok ruin teatru Dionizosa (poniższe zdjęcie zostało wykonane już ze szczytu; ja wchodziłem na teren Akropolu wejściem, które widać w lewym górnym rogu):

Image

Wejścia na samo wzgórze strzegą Propyleje – monumentalna brama na szczyt z kolumnami (niestety rusztowania, windy i dźwigi to stały element wystroju ateńskich atrakcji):

Image

W pobliżu Propylei można podziwiać będący w niezłym stanie Odeon Heroda. Podkreślić należy, że ze względu na jego akustykę do dziś regularnie odbywają się tutaj koncerty i przedstawienia. Podczas jednej z poprzednich moich wizyt w Atenach rozstawiała się w nim akurat orkiestra.

Image

Na szczycie Akropolu możemy zobaczyć to co widać na większości widokówek z Aten: Partenon czyli świątynię Ateny pochodzącą z V w. p.n.e. Niestety na poniższym zdjęciu towarzyszy jej dźwig (od czasu do czasu również rusztowania) – złośliwi mówią, że za jakiś czas stanie się on tak samo stałym elementem Akropolu jak Partenon:-)

Image

A tutaj dla odmiany Partenon w ujęciu bez dźwigu:-)

Image

Mało osób wie, że Partenon zmieniał swoje przeznaczenie przez wieku. Pierwotnie była to świątynia Ateny ale po przyjęciu chrześcijaństwa został on zamieniony w świątynią Matki Boskiej. Z kolei gdy zdobyli go Turcy stał się przejściowo meczetem. Zresztą okres turecki zapoczątkował dewastację Akropolu. Już podczas odbijania Akropolu z rąk Turków przez flotę wenecką doszło do eksplozji magazynu prochu i budowle na wzgórzu uległy bardzo dużym zniszczeniom. Sytuacji nie poprawiło późniejsze wywiezienie dużej części marmurów, które potraktowano jako darmowy budulec. Obecna rekonstrukcja Akropolu trwa od 1975 roku a jej końca nie widać.

Po zejściu z Akropolu warto odwiedzić położoną w pobliżu agorę a w zasadzie przylegające do siebie dwie agory: Agorę Ateńską oraz Agorę Rzymską. Pierwsza z nich stanowiła starożytny rynek będący centrum miasta, druga powstała nieco później. Na Agorze Greckiej aktualnie prowadzone są spore wykopaliska a całość sprawia wrażenie podobnego do Olimpii „gruzowiska”. Najbardziej okazały budynek agory to Stolla Attalosa ale nie jest to budynek oryginalny – został on zrekonstruowany w XX wieku (oryginalny został zniszczony w III w. n.e.) W budynku tym aktualnie mieści się Muzeum Agory gromadzące liczne rzeźby i przedmioty odkryte podczas prac archeologicznych na terenie Agory. Z ciekawostek warto wiedzieć, że właśnie tutaj w 2003 roku został podpisany traktat ateński na podstawie którego m.in. Polska przystąpiła do UE.

Image

Image

Prace archeologiczne prowadzone są zresztą również na terenie Agory Rzymskiej:

Image

Poruszając się cały czas po tym samym terenie można również zobaczyć z bliska (wstęp do środka jest niemożliwy) Hefajstejon czyli pochodzącą z V w. p.n.e. znakomicie zachowaną świątynię poświęconą Hefajstosowi. Jest ona położona nieco powyżej agory:

Image

Image

Po wyjściu z obszaru agory, w pobliżu stacji metra Monastiraki można zapuścić się w wąskie i malownicze uliczki Plaki. Wśród nich w okolicach lokalnego rynku można zwiedzić targ rybny:

Image

Image

Sama Plaka to labirynt wąskich uliczek z mnóstwem sklepików, tawern i barów. Można w nich kupić chyba wszystkie możliwe pamiątki (chociaż co prawda góralskich ciupag nie zauważyłem). Nie warto się jednak zapuszczać zbyt daleko – piękne uliczki zamieniają się tam w mało atrakcyjną dzielnicę pełną śmieci, odrapanych elewacji oraz bezdomnych zwierząt (ktoś na forum pisał o psach ja muszę powiedzieć, że widziałem dzisiaj niezliczoną liczbę bezdomnych kotów; w niektórych miejscach wylegiwały większymi „rodzinami” liczącymi nawet po 10 osobników).

Image

Image

Image

Z kolei spacerując od stacji Monastiraki w kierunku Syntagmy zaskoczyła mnie nagle malutka cerkiewka – położona dosłownie na środku ulicy. Jest to wybudowana w stylu bizantyjskim w całości z surowych bloków kamiennych prawosławna cerkiew Kapnikarea będąca jednym z najstarszych kościołów chrześcijańskich w Atenach (pochodzi z XI wieku):

Image

Sama Syntagma to sporej wielkości plac, będący w ostatnich latach świadkiem licznych demonstracji i protestów:

Image

Przy jednym z boków Syntagmy można zobaczyć budynek parlamentu:

Image

Przed budynkiem tym o każdej pełnej godzinie odbywa się zmiana warty. W ceremonialnym bardzo charakterystycznym kroku i nie mniej charakterystycznych mundurach towarzyszy jej z reguły spory tłumek turystów. Szczególnie uroczysta i widowiskowa zmiana warty z towarzyszeniem dużego oddziału ma miejsce w każdą niedzielę o godzinie 11. Poniższe zdjęcia prezentują jedynie „zwykłą” zmianę warty:

Image

Image

Image

Z Syntagmy można przejść Ogrodami Narodowymi (dawniej były to Ogrody Królewskie) w kierunku Zappeionu – monumentalnego budynku z XIX wieku, w którym podczas pierwszej olimpiady nowożytnej w 1896 roku odbywała się część zmagań sportowców (m.in. zawody w szermierce). Obecnie w budynku zlokalizowane jest centrum konferencyjne:

Image

Stąd z kolei jest bardzo blisko do Świątyni Zeusa Olimpijskiego (Olimpiejon) – a w zasadzie tego co z niej pozostało. Oprócz Akropolu to prawdopodobnie drugi najpopularniejszy widoczek z Aten. Świątynia Zeusa była budowana na raty od VI do II w. p.n.e. i stanowiła największą świątynię starożytną w Atenach i w Grecji w ogóle. Aby sobie wyobrazić jej skalę warto wiedzieć, że pierwotnie liczyła ponad 100 kolumn; do dziś zostało z nich jedynie 15 plus jedna wywrócona (podobno w trakcie jakiejś burzy). Największa dewastacja miała miejsce w średniowieczu, kiedy zaczęto ją rozbierać dla pozyskania budulca – podobnie zresztą jak inne starożytne budowle.

Image

Image

Image

Tak jak w okolicach większości atrakcji turystycznych Aten, również w pobliżu świątyni Zeusa prowadzone są prace archeologiczne na dość rozległym obszarze:

Image

Bezpośrednio przy świątyni Zeusa można podziwiać także Łuk Hadriana, który jest jednym z najlepiej zachowanych starożytnych łuków triumfalnych (został wzniesiony w II w. n.e.) – oczywiście jak większość starożytnych budowli w Atenach wykonany jest z marmuru :-)

Image

Ale mój dzisiejszy pobyt jak napisałem wcześniej nie dotyczył żadnego z wymienionych miejsc (chociaż obok niektórych z nich przechodziłem). Moim celem była wycieczka po ateńskich wzgórzach i na antycznym stadionie. Ze względu na ilość zdjęć, które najpierw muszę uporządkować - o tej części napiszę jednak w kolejnym poście – prawdopodobnie już z Krety.

A tymczasem pobyt w Atenach już niestety za nami. Za chwilę wypływamy w kierunku Krety, która będzie naszym ostatnim postojem w basenie Morza Śródziemnego.

C.D.N.Udało mi się w końcu wybrać trochę zdjęć z wczorajszej wycieczki po Atenach - chociaż muszę przyznać, że nie było to łatwe. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że spotkał mnie spory pech ponieważ całkowicie padł mi aparat fotograficzny i od teraz mogę polegać już wyłącznie na tym, co uda mi się zrobić telefonem:-(

Moja wczorajsza wyprawa w Atenach była generalnie wyprawą po ateńskich wzgórzach. Kolejność była następująca: najpierw wzgórze Likavitos skąd przeszedłem do stadionu panatenajskiego Kallimarmaro. Kolejnym punktem było wzgórze Filopapposa a na koniec Aeropag. Stamtąd przeszedłem się po Place i wróciłem do portu.

Aby rano nie tracić czasu, tym razem zamówiłem śniadanie do kabiny. Wypełnia się w tym celu ankietę zaznaczając „krzyżykami” co chcemy dostać i zawiesza wieczorem formularz na drzwiach do kabiny. W ankiecie zakreśla się również okienko czasowe (z dokładnością do 30 minut), kiedy śniadanie powinno być dostarczone. Dzięki temu nie trzeba rano tracić czasu na wizytę w restauracji ani bufecie, czekać na cokolwiek, szukać stolika itd. W dni kiedy statek jest w atrakcyjnych miejscach turystycznych (jak Ateny) restauracje i bary tuż przed wpłynięciem do portu są bardzo zatłoczone i tego typu zabieg pozwala zaoszczędzić trochę czasu. Tak też było tym razem.

Korzystając z zielonej linii metra i zaopatrzony w dzienny biletu na transport miejski w Atenach (4,5 EUR) pojechałem najpierw do stacji Omonia (ok. 20 minut jazdy od Pireusu), skąd udałem się spacerem w kierunku pierwszego mojego celu – wzgórza Likavitos. Po drodze miałem okazję mijać położone w tej okolicy Uniwersytet Ateński oraz Akademię Nauk:

Image

Image

Samo wzgórze Likavitos jest co prawda tylko jednym z wielu ale jednocześnie najwyższym wzniesieniem w Atenach (blisko 300 m n.p.m). Jest też położone najdalej od największych atrakcji Aten, w tym Akropolu. Na górę można się dostać kolejką linową lub na piechotę. Prowadzi tam cały system alejek – początkowo przez lasek iglasty, który stopniowo zmienia się w stosunkowo strome zbocze porośnięte prawie wyłącznie agawami:

Image

Kiedy zobaczyłem agawy i rachityczne łodygi niby-drzewek pomiędzy nimi pomyślałem, że to jakieś osłabione skarlałe drzewa – podobne do tych, które można zobaczyć w wyższych partiach gór. Z bliska okazało się jednak, że są to łodygi kwitnących agaw:

Image

Jest to o tyle ciekawe, że agawa kwitnie tylko jeden raz w swoim życiu po czym usycha ale powstaje przy tym nieprawdopodobnie bogaty kwiatostan liczący nawet kilka tysięcy kwiatów na jednej łodydze. Bardzo żałuję, że nie miałem okazji zobaczyć tego wzgórza w okresie, kiedy agawy kwitły. Obecnie były już wszystkie przekwitnięte i suche.

Pierwszym widokiem, który ukazał mi się po przejściu przez „las” agaw i wyjściu na szczyt była dzwonnica zlokalizowana obok małej białej cerkwi Agios Georgios oraz sama cerkiew:

Image

Image

Obok dzwonnicy znajduje się duży taras widokowy (a obok również kawiarnia ze swoim tarasem), z którego rozpościera się nieprawdopodobny widok na miasto:

Image

Pomimo, że Likavitos położone jest w sporym oddaleniu od najważniejszych atrakcji Aten, na poniższym zdjęciu można je łatwo zidentyfikować: z lewej strony widać wyraźnie stadion panatenajski, w centralnej części Syntagmę oraz Ogrody Narodowe (a w nich Zappeion) po prawej zaś Akropol z Partenonem.

Image

Z przeciwnej strony Likavitos można z kolei zobaczyć wkomponowany w zbocze amfiteatr miejski:


Dodaj Komentarz

Komentarze (31)

kaviorwiki 23 listopada 2017 23:08 Odpowiedz
Czekam z niecierpliwością na c.d.
brzemia 24 listopada 2017 07:36 Odpowiedz
Czekam na kolejne odcinki i mam nadzieje ze beda tak interedujace jak te z poprzednich rejsow. Stopy wody pod kilem !Wysłane z taptaka.
brzemia 24 listopada 2017 16:35 Odpowiedz
Na pierwszy rzut oka jak wygląda obłożenie statku? Pewnie okarze sie dopiero przy kolacji. Skoro dostaleś upgrade do balkonu musieli miec jakieś luzy.Wysłane z taptaka.
greg2014 24 listopada 2017 16:42 Odpowiedz
Myślę, że obłożenie jest powyżej 90%. Patrzyłem wczoraj z ciekawości i były wolne pojedyncze kabiny. Ale postaram się to dokładniej ustalić u p.Magdy:-)Upgrade dostałem w ramach programu lojalnościowego - został mi przyznany ponad 2 miesiące temu, kiedy jeszcze nie było wiadomo jakie będzie obłożenie.
brzemia 24 listopada 2017 16:45 Odpowiedz
Czekamy na wyjscie z portu. Wysłane z taptaka.
macq91 25 listopada 2017 09:25 Odpowiedz
Pracowałem kilka lat temu na podobnym statku pasażetskim w Japonii. Paszporty zabierają i to standardowa procedura, oddają tylko w niektórych portach a stemplują bardzo rzadko. Zawsze trzeba mieć przy sobie kopię paszportu jeśli się wychodzi do portu. Generalnie na tej trasie na szczęście nie ma za dużych fal. Jak sobie przypomnę trasę z Kapsztadu do Buenos Aires lub kalifornijskie wybrzeże to do tej pory mi się w głowie kręci :)
greg2014 25 listopada 2017 16:23 Odpowiedz
@macq91 - Być może od Twoich czasów się trochę pozmieniało ale z tymi paszportami i stemplowaniem to jest bardzo różnie – z moich doświadczeń wynika, że zależy to od wielu czynników: obywatelstwa, regionu, operatora i czegoś tam może jeszcze. Przykładowo w Europie nigdy ode mnie nie odbierano paszportu – ale już od obywateli państw nie należących do UE tak. Gdy byłem na Karaibach paszportów nie zabierano zupełnie nikomu. Z kolei na Bliskim Wschodzie i Azji zabierano jak dotąd zawsze i wszystkim. Tam też paszporty były stemplowane w prawie każdym porcie. Przynajmniej takie są moje doświadczenia:-)A wracając do rejsu: w ramach pobytu w Civitavecchi zrobiłem sobie wypad do Tarquini (ok. 15-20 km od portu) – w przeszłości w jego obecnych granicach była położona jedno z najważniejszych miast (osad ?) Etrusków. Na jego gruzach powstało średniowieczne malownicze miasteczko, w którym naprawdę jest sporo do zobaczenia. Napiszę o tym później bo kolekcja zdjęć wymaga przejrzenia i ogarnięcia.
brzemia 27 listopada 2017 07:44 Odpowiedz
Zastanawia mnie sprawa izraelskich pogranicznikow. Masz jeszcze 2 porty w Grecji po drodze przed Eliatem. Nie mogli wsiasc dzis a wysiasc jutro w Atenach?Wysłane z taptaka.
samaki9 27 listopada 2017 11:09 Odpowiedz
brzemia- pewnie 2 godziny pracy , a cały dzień dłuzej wycieczki ;)
greg2014 27 listopada 2017 14:03 Odpowiedz
@brzemia - Też byłem zdziwiony i wczoraj pytałem o to nasze C.I.A. czyli panią Magdę z recepcji. Ekipa izraleska płynie z nami aż do Eljatu i tak jak napisał @samaki obecnie ma już prawie fajrant. Zrobili co mieli zrobić, ewentualnie zostały im pojedyncze osoby, które nie stawiły się wczoraj (obowiązek dotyczył wszystkich - nawet tych, którzy nie planują w porcie schodzić ze statku) plus jeden dzień zajmie im pewnie podobny "teatr" z załogą. Wczoraj mieli to wszystko rozpisane wg pokładów, na których się mieszka - od godziny 8:00 do 12:30. Costa podzieliła wszystkich pasażerów na grupy (właśnie wg zajmowanych pokładów), aby uniknąć kolejek chociaż biorąc pod uwagę ile czasu izrealscy pogranicznicy poświęcali poszczególnym osobom trudno było sobie je wyobrazić.
leszczu007 29 listopada 2017 09:26 Odpowiedz
Świetna relacja, czytam z wielkim zaciekawieniem :) Czekam oczywiście na ciąg dalszy :)Pozdrawiam ze śnieżnych Gliwic.
zeus 29 listopada 2017 15:06 Odpowiedz
Taki trochę grammar nazi z mojej strony :)Do Pireusu mówimy Pireas (Πειραιάς) lub czasami z greki Πειραιεύς (Pirews)No i to nie dzielnica, tylko oddzielne miasto :)
greg2014 29 listopada 2017 15:11 Odpowiedz
Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana:-)Już skorygowane. A po powrocie muszę się chyba wybrać do laryngologa bo widać słuch mnie zawodzi:-)
brzemia 29 listopada 2017 17:34 Odpowiedz
Czytając twoje posty z encyklopedyczna wiedza o portach i wycieczkach dopasowanych do czasu postoju statkow w porcie, wydaje mi się że twoja wiedzę nalezy wykorzystac tworzac katalog portow wraz z opisem zwiedzania. Jest takie cos w jezyku angielskim, sugruje w ramach forum w wydzielenie tematow tej kategorii dla forumowiczow.Wysłane z taptaka.
greg2014 29 listopada 2017 18:55 Odpowiedz
No szczerze mówiąc to informację o autobusie X80 dostałeś chyba wtedy właśnie ode mnie...dałem ciała ale do głowy mi nie przyszło, że może nie jeździć.A wczoraj z ciekawości popatrzyłem na rozkład - zarówno tam jak i na budce obok portu w Atenach, gdzie sprzedają bilety jest wielka kartka, że autobus X80 zacznie kursować od 1 maja 2018. Widocznie w tym roku było inaczej...niestety.Co do portów to staram się przy każdym zamieszczać jakieś podstawowe informacje jak się z niego wydostać. Nie wiem czy to już czas, żeby to jakoś wyodrębniać na forum (tzn. czy skala zjawiska to uzasadnia) - ale o tym niech się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
sareth4 2 grudnia 2017 10:44 Odpowiedz
No to niech lepiej się podniesie, bo z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tej opowieści! :)
brzemia 2 grudnia 2017 19:40 Odpowiedz
greg2014 napisał:Mgła się podnosi i znika po czym za chwilę znowu pojawia - ale co jakiś czas coś widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju.Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia.Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.Jak wyjdziemy z Kanału to zbiorę więcej zdjęć i wrzucę je razem. A teraz tylko dwa na zachętę: Warto wspomniec ze nad calym kanałem sueskim jest tylko 1 most w wiekszosci zafundowany przez japonczyków.Most wznosi się 70 m nad kanałem i jego długość wynosi 3,9 km. Składa się z 400 metrowego przęsła zakończonego pylonami i dwoma 1,8 kilometrowymi podejściami. Wysokość dwóch głównych pylonów wspierających wynosi 154 metrów każda. Wieże zostały zaprojektowane w kształcie obelisku faraonów.Most oraz tunel Ahmed Hamdi są wyłącznymi stałymi drogami umożliwiającymi pokonanie kanału dla ruchu drogowego.Wysłane z taptaka.
pabloo 2 grudnia 2017 20:41 Odpowiedz
Fajnie, że tak obficie opisujesz szczegóły geograficzno-techniczne, bardzo podoba mi się Twoja relacja, choć przykro, że straciłeś aparat 8-) Pisałeś o płatnościach na pokładzie, a powiedz czy dużo trzeba wydawać? To znaczy czy brakuje Ci czegoś i musisz kupować albo nie da rady zakupić lokalnych produktów w miejscach gdzie statek się zatrzymuje?Jaki plan masz na te kilka godzin w Jordanii? ;)
brzemia 2 grudnia 2017 21:36 Odpowiedz
Jest na wysokosci Hurgady. Moze załapie jeszcze sygnał i napisze pare słow. W sumie jako stały klubowicz Costy powinien dostać bezplatny Internet na statku.Wysłane z taptaka.
greg2014 3 grudnia 2017 07:29 Odpowiedz
@brzemia - złapałem dopiero zasięg sieci izraelskiej:-) Do egipskich i saudyjskich można się było podłączyć ale bez internetu. A internet na statku jest przeraźliwie wolny więc wolę płacić operatorom GSM bo jak już się uda podłączyć to zwykle wszystko chodzi jak należy.Wpływamy właśnie do Akaby w Jordanii.@Pablo - jeśli chodzi o płatności na statku to wszystko jest sprawą indywidualną.Pozycją nie do uniknięcia są napiwki (10 EUR/dzień), które są dopisywane automatycznie do rachunku każdego dnia - trzeba je uregulować pod koniec rejsu. W różnych liniach z napiwkami jest różnie - u Costy są one teraz obowiązkowe.Drugą pozycją, która już jest uzależniona od indywidualnych potrzeb to wydatki na napoje - cena rejsu nie obejmuję wydatków w barach oraz napojów do kolacji w restauracjach (teoretycznie nawet wody, w praktyce bywa z tym róznie). Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy wykupili opcję "all inclusive" w którejś z wersji . Teoretycznie można sobie jednak wyobrazić, że na kolację chodzi się do bufetu (chociaż moim zdaniem to znacznie gorszy wybór niż restauracja - ale jakaś część osób jeśli nie codziennie to od czasu do czasu wieczorem idzie do bufetu). Do tego dochodzą ewentualne wycieczki, dostęp do internetu i wszelkiej maści zakupy na statku - czy to w sklepach czy w punktach usługowych (np. usługi fotograficzne czy masaże w spa). Również ewentualna wieczorna pizza w pizzerii lub hamburgery (też wieczorem) są płatne.W niektórych portach (chociaż jest to zdecydowana mniejszość) może też pojawić się jakaś opłata za korzystanie z shuttle busów - zwykle wtedy, kiedy zawożą pasażerów do miasta a nie do bramy portu. Ale to nie jest standardem i nawet na róznych rejsach do tego samego portu tą samą linią zdarzało się, że to co jednym razem było bezpłatne innym razem już nie.Podsumowując: temat jest trudny do precyzyjnego zdefiniowania i dość indywidualny.W wersji minimalistycznej można pewnie sobie wyobrazić, że do zapłaty są tylko napiwki ale to chyba nie o to chodzi.A co do Jordanii to wybieram się na wycieczkę ze statku do starożytnej Petry. To jedna z największych atrakcji na naszej trasie i byłbym chyba chory, gdybym ją sobie odpuścił.Niestety moim zdaniem do Petry jest za daleko i temat jest zbyt skomplikowany logistycznie, aby dysponując taką ilością czasu próbować to organizować samodzielnie-dlatego biorę wycieczkę ze statku. Z drugiej strony cena tej wycieczki (130 EUR) nie jest może niska ale patrząc ile turystów indywidualnych kosztuje samo wejście do Petry (niespełna 100 EUR w przypadku pobytu w Jordanii tylko przez jeden dzień), jest ona moim zdaniem warta swojej ceny biorąc pod uwagę, że obejmuje również transport, przewodnika, lunch i gwarancję zdążenia z powrotem na statek:-) Wycieczka potrwa prawie 9 godzin czyli de facto niewiele krócej niż statek stoi w porcie. Niedługo się przekonam, czy było warto :-)
brzemia 3 grudnia 2017 20:10 Odpowiedz
no małą pętelkę zrobiliście ;)
gaszpar 26 grudnia 2017 01:46 Odpowiedz
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
greg1291 26 grudnia 2017 13:42 Odpowiedz
Świetna relacja !!Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
greg2014 26 grudnia 2017 16:38 Odpowiedz
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego. Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną. Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem. Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena. Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem :-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
blister 26 grudnia 2017 20:24 Odpowiedz
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie? Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
greg2014 26 grudnia 2017 21:24 Odpowiedz
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym. A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritics.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły. Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej :-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr :-)Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
gonzo2018 27 grudnia 2019 20:21 Odpowiedz
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
greg2014 27 grudnia 2019 20:24 Odpowiedz
Poprzedni post pochodzi oczywiście ode mnie :-) Sprawdzając, czy wszystko widać wykorzystałem osobny profil i zapomniałem się przelogować przed jego wysłaniem :-)
mykerin 16 marca 2020 05:25 Odpowiedz
greg2014 napisał:Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji CarnivalaA teraz to się chyba opłaca, bo ze względu na świrusa akcje są po 17,58 USD... Choć kogoś, kto kupił te akcje kiedykolwiek wcześniej, to z pewnością nie cieszy.
brzemia 16 marca 2020 08:15 Odpowiedz
Z giełdą jest tak ze zadna cena nie jest ceną minimalną.
greg2014 16 marca 2020 08:47 Odpowiedz
Byłbym ostrożny, nie wiadomo ile czasu zajmie powrót do normalności. W większym stopniu niż od "chciejstwa" operatorów zależy on od otwarcia portów w poszczególnych krajach a z tym może być problem. Poza tym coraz więcej się pisze, że zagrożony jest cały sezon na Alasce ze względu na duże ograniczenia w portach kanadyjskich, bez których te rejsy nie mogą funkcjonować. Do tego dochodzi kwestia zwrotów dla klientów. Statki i ich utrzymanie - nawet jeśli stoją w portach też kosztuje a w połączeniu z brakiem przychodów to nic dobrego nie wróży.