0
kasiak80 5 grudnia 2018 22:16
Katedra Najświętszej Maryi Panny w Sydney.jpg


Za Katedrą znajduje się Hyde Park Barracks Museum – budynek wpisany do UNESCO, idealne miejsce do zapoznania się z historią kolonizacji Australii.

Barracks Museum2.jpg



Barracks Museum.jpg



Barracks Museum sąd.jpg



Barracks Museum informacja z więzienia.jpg


Przeszliśmy ulicę i znaleźliśmy się w Parku Domain, którym to doszliśmy do jednego z bardziej znanych punktów turystycznych, czyli Mrs Macquarie's Chair.

Park Domain.jpg



Park Domain2.jpg



Mrs Macquarie's Chair.jpg


Do kamiennego ‘krzesła’ ustawiła się pokaźna kolejka koreańskich uczniów. Widać było, że skośnoocy turyści nadrabiali wczorajszy dzień stracony przez deszcz, my jednak nie mieliśmy cierpliwości i odpuściliśmy sobie fotkę na krześle. Następnym razem. ;)
Stamtąd przez Royal Botanic Garden udaliśmy się …. do Opery.

Royal Botanic Garden.jpg



Royal Botanic Garden3.jpg



Royal Botanic Garden4.jpg



Royal Botanic Garden6.jpg



Royal Botanic Garden7.jpg



Royal Botanic Garden8.jpg


W słońcu Opera wyglądała znacznie lepiej niż dzień wcześniej, a i nasz nastrój był już dużo lepszy, by podziwiać ten najbardziej charakterystyczny obiekt Australii. :)
Następnie poszliśmy na Harbour Bridge, z którego rozpościera się piękny widok na – nie zgadniecie! - Operę oraz wieżowce Sydney.

Widok na Operę w Sydney z Harbour Bridge.jpg


Posiłek zjedliśmy znów w knajpce w dzielnicy The Rocks (tym razem postawiliśmy na burgery). Dzielnicy strzeże pies Biggles. :)

Biggles w The Rocks.jpg



The Rocks.jpg


Następnie udaliśmy się na ulicę z klatkami dla ptaków, czyli Angel Place.

Angel Place Sydney.jpg


Potem poszliśmy do Queen Victoria Market – budynek bardzo ładny i zabytkowy, ale w środku znajduje się zwykła duża galeria handlowa z sieciówkami z całego świata, więc szybko się wycofaliśmy.

Queen Victoria Market.jpg


Po drodze trafiliśmy na piękną choinkę - w końcu zbliżają się święta, w co trudno uwierzyć, kiedy temperatura sięga 25-30 stopni. :)

Sydney Choinka.jpg


Trudno nam też uwierzyć, że w centrum dużego miasta można spotkać takie oto zwierzątko.

Jaszczurka w centrum Sydney.jpg


Wieczorem zrobiliśmy sobie spacer i muszę przyznać, że Sydney nocą podobało nam się najbardziej – to miasto żyje nocą i naprawdę można czuć się bezpiecznie. Dodatkowo oświetlony most Harbour oraz Opera nabierają nowych barw.

wieczorny spacer Opera w Sydney.jpg



wieczorny spacer.jpg



wieczorny spacer2.jpg



wieczorny spacer widok na Harbour Bridge.jpg



wieczorny spacer Opera w Sydney nocą.jpg



wieczorny spacer3.jpg



W nasz ostatni dzień w Australii pogoda wróciła do takiej, jak przez cały wyjazd – dużo słońca i ciepło. Zostawiliśmy nasze bagaże (za darmo) w remontowanej po ulewie knajpie i jako że nie mieliśmy aż tak dużo czasu postanowiliśmy udać się na szybką wycieczkę promem do Manly. Prom kosztował w dwie strony ok. 16 AUD, a sam rejs trwał ok. 20 minut. W Manly główną ulicą, na środku której stała ładnie udekorowana choinka (25 stopni , słońce, palmy i … choinka to naprawdę niesamowity dla nas widok :)) przeszliśmy na Manly Beach, a następnie wzdłuż oceanu do Shelly Beach. Na plaży było naprawdę dużo ludzi, zarówno nurków, surferów (m.in. odbywały się lekcje dla dzieci, wydaje nam się, że to był typowy w-f w ramach godzin lekcyjnych), jak i zwykłych plażowiczów i spacerujących jak my. Tam też zjedliśmy nasz ostatni posiłek na australijskiej ziemi, nomen omen w greckiej restauracji. ;) Było tak gorąco, że musieliśmy wejść do klimatyzowanego pomieszczenia – taka odmiana po wczorajszym deszczyku.

Manly choinka.jpg



Manly2.jpg



Manly.jpg



Manly Beach.jpg


I oczywiście standardowo - jaszczurka! Tym razem z dzieckiem. :)

Manly jaszczurka.jpg



Jednak Sydney to nie tylko Opera, most Harbour czy wieżowce. Sydney to ludzie i australijska fantazja, której dowody (tak jak np klatki na Angel Place) mogliśmy znaleźć na każdym kroku - wystarczyło tylko się uważnie rozglądać. :)

IMG_20181128_100313 Sydney.jpg



IMG_20181128_101553 Sydney.jpg



IMG_20181129_124556 Sydney.jpg



IMG_20181129_125713Sydney.jpg



IMG_20181129_141408 Sydney.jpg



IMG_20181129_142355 Sydney.jpg



IMG_20181129_142804 Sydney.jpg



IMG_20181129_154256 Sydney.jpg



IMG_20181129_182322 Sydney.jpg



IMG_20181130_101410 Sydney.jpg



IMG_20181130_155845 Sydney.jpg



No nic, ale trzeba wracać - odebraliśmy z naszego hotelu bagaże i Uberem udaliśmy się na lotnisko.
Odprawa przebiegła szybko i o 20.00 już siedzieliśmy w samolocie zmierzającym do Pekinu. Lot przebiegł spokojnie . Samolot był nowy z dobrym systemem rozrywki pokładowej. Ok. 5.30 wylądowaliśmy w Pekinie. Jako że mieliśmy trochę czasu do odlotu wyjście na miasto uzależniliśmy od kolejki po wizę 72h – jednak na oko w kolejce było ok. 70 osób i zrezygnowaliśmy. Poszliśmy do dobrze nam znanego saloniku Air China. Wylot z Pekinu mieliśmy o 12:20 i tu pierwsze zaskoczenie/rozczarowanie – wsiedliśmy do dość mocno wysłużonego samolotu – nie była to już ta klasa co trzy ostatnie loty, a i system rozrywki pokładowej to była ciężka przeprawa – ale zmęczeni szybko po posiłku i winie usnęliśmy. Punktualnie o 16.00 wylądowaliśmy na Heathrow – odbiór bagażu i metrem udaliśmy się do znajomych. Tam zjedliśmy obiad i dosłownie padliśmy.
O 6:30 zameldowaliśmy się na Luton, a że lot mieliśmy 8:40, więc nie spodziewaliśmy się co nas czeka. Okazało się że ledwo zdążyliśmy - kolejka do nadania bagaż zajęła nam prawie 1,5 godziny (wszystkie loty z godzin porannych Wizzair nadawały bagaż do tych samych stanowisk).
I tym sposobem o godzinie 12.00 po ponad trzech tygodniach wylądowaliśmy w Katowicach. Powitała nas temperatura o 20 stopni niższa niż ta, do której przez ostatnie 3 tygodnie byliśmy przyzwyczajeni.
Jesteśmy w domku! ;)Na koniec krótkie subiektywne podsumowanie wyprawy do Australii zawierające moje rady i spostrzeżenia - może komuś się przyda podczas planowania podobnego tripu.
Przelot kosztował 1900 PLN/osoba z Londynu (Heathrow) – bilety kupiliśmy z 9 miesięcznym wyprzedzeniem (w lutym) poprzez Opodo. W trakcie zmieniono nam miejsce wylotu z Australii z Brisbane na Sydney - OTA zachowało się w porządku i poinformowało nas o tym mailowo, a po telefonicznej konsultacji z AIR China zaakceptowaliśmy zmianę (tym bardziej, że zapłaciliśmy już 20% za kampera Jucy).
AIR China - to był pierwszy mój lot „nie tanimi” liniami i nie mogę narzekać. W cenie biletu były 2 duże bagaże nadawane. Z 4 odcinków (tam i z powrotem) trzy odbyliśmy nowymi maszynami z bardzo dobrze działającą rozrywką pokładową - tylko podczas powrotu do LHR trafił nam się mocno wyeksploatowany egzemplarz. Dodatkowo na każdy lot były dwa gorące posiłki i możliwość skorzystania z piwa i wina (chińskie piwo w puszkach 0,33 l, wino w plastikowych kubeczkach nalewane mniej więcej do połowy - nic specjalnego, ale przyspieszyło podróż). Podczas jednego z przelotów miłe panie stewardessy zafundowały nam dodatkowy ciepły posiłek - takim gratisom się nie odmawia. ;)
Kamper - 1100 AUD /14 dni wraz z pełnym ubezpieczeniem – skorzystaliśmy z Jucy, gdyż mieli najlepszą ofertę pojazdu dla 2 osób w stosunku do ceny - plus dobre opinie. Rezerwowaliśmy jeszcze w maju, a udało nam się zbić cenę o 5% (najpierw dokonaliśmy wyceny, ale nie kończyliśmy rezerwacji, a po paru dniach Jucy samo zaproponowało zniżkę i dodatki gratis). Sam samochód to Toyota z 2013 r. z przebiegiem ok 210 tys. km i w automacie. Samochód w standardowym wyposażeniu miał kuchenkę gazową wraz z dwoma małymi butlami, zlew, garnki, kubki i sztućce oraz lodówkę. Zasilanie składało się z 2 akumulatorów oraz paneli słonecznych na dachu więc nie było ryzyka, że po dłuższym postoju nie odpali. Obsługa Jucy jak wszyscy Australijczycy „don’t worries” przy oddaniu auta sprawdzili tylko stan baku i licznika i to by było na tyle jeśli chodzi o formalności.
Telefon - byliśmy nastawieni na zakup karty SIM z Telstry, ale różnica cenowa w stosunku do zakresu usług spowodowała, że na miejscu kupiliśmy kartę Optus. Za 30 AUD na karcie mieliśmy nielimitowane rozmowy w Australii (co okazało się przydatne w kontakcie z kampingami oraz znajomymi, którzy też mieli kartę australijską) oraz 30 GB Internetu. Na zasięg nie mogliśmy za bardzo narzekać – tylko sporadycznie trafiały się miejsca, gdzie nie było „sieci”. Kartę australijską wsadziliśmy do trzeciego telefonu, który jednocześnie służył za gps i włączyliśmy funkcję routera - polecam – jeden minus telefon szybko się rozładowywuje.
Kampingi – 400 AUD/13 nocy za unpowered site – mieliśmy dwie aplikacje: WikiCamps (pierwsze 14 dni bezpłatne) oraz Campermate (bezpłatna). Większość poleca WikiCamps, jednak dla mnie Campermate był bardziej intuicyjny w obsłudze i większość noclegów znaleźliśmy przez tą aplikację. Na wszystkich kampingach na jakich byliśmy był prysznic z ciepłą wodą oraz kuchnia (dobrze wyposażona). Większość miała też darmowe grille elektryczne. W okresie w którym byliśmy nie było też problemu z wolnym miejscem – jeden minus, że biura w większości przypadków są otwarte max do 18 godziny i później ciężko o nocleg ( w weekendy jeszcze krócej). Staraliśmy się więc tak planować trasę, aby zakończyć podróż przed godziną zamknięcia wybranego kampingu.
Adapter do prądu – warto zainwestować parę złotych więcej i kupić dobrej jakości (znajomi mieli przejściówkę uniwersalną, która była przeznaczona na różne kraje i się nie sprawdziła). Dodatkowo warto zabrać ze sobą rozgałęziacz prądu (tzw. Złodziejkę) – ładując tak jak my tylko podczas posiłku w kuchni na Kampingu lub w aucie mieliśmy permanentnie niedoładowane urządzenia elektryczne.
Noclegi Melbourne - Experience Bella Hotel Apartments - 280 AUD za 2 noce/4 osoby – apartament w wieżowcu bardzo blisko centrum (żeby nie powiedzieć że w centrum) w bardzo wysokim standardzie. Gdyby nie promocja na bookingu nie zdecydowalibyśmy się raczej na niego.
Nocleg Sydney - Glasgow Arms Hotel – 250 AUD 3 noce/2 osoby – hotel przyzwoity, miał wszystko co powinien. Łazienka w pokoju , tv, suszarka oraz możliwość skorzystania z aneksu kuchennego (wraz z różnymi przekąskami typu ciastka, kawa, herbata, dżemy i miód). Położony blisko Ogrodu Przyjaźni Chińskiej i ok. 35 minut piechotą do Opery.
Lot Brisbane-Sydney – 60 AUD/osoba – Tigerair – wystartował i wylądował punktualnie – bez przygód. Odprawa online.
Paliwo – zasada czym bliżej dużego miasta tym paliwo tańsze, a różnice dość znaczne (ponad 20%). Tankowaliśmy paliwo (PB 91) nawet poniżej 120 centów za litr, a widziałam cenę ponad 160 centów.
Ceny i płatności – wszystkich płatności dokonaliśmy kartą revolut (tylko raz musieliśmy płacić gotówką, gdyż była awaria terminalu) – średni kurs wyszedł nam 2,68 za 1 dolara, a karta nas ani razu nie zawiodła.
Ceny w Australii są wyższe niż w Polsce, ale nie można demonizować – większość zakupów spożywczych robiliśmy w sklepach Coles lub Woolworth. W Colesie cały czas są promocje, na których można kupić różne produkty za pół ceny (wtedy nawet niektóre ceny są niższe niż u nas). Przykładowo:
Sok 3 litry – 3 AUD
Danie gotowe chińszczyzna z ryżem i jagnięciną – 5 AUD
Żel pod prysznic Nivea – 3 AUD
Mięso na grilla (steki wołowe) – od 5 do 10 AUD
Wino – od 5-6 AUD za butelkę (sklepy z alkoholem znajdują się zawsze blisko sklepów spożywczych)

Co jest drogie?
Piwo - od 3 do 5 AUD za butelkę 0,385 litra w sklepie, w pubie od 6 do 12 AUD za piwo.
Lody gałkowe – ok 6-8 AUD za porcję.

Reasumując – według naszej opinii do Australii z Polski nie opłaca się lecieć na mniej niż 3 tygodnie, bo przelot stanowi przeważającą część kosztów wycieczki (tak więc oszczędzajcie dni wolne :)). Finansowo wycieczka wyszła nas dużo korzystniej niż myśleliśmy, a nie unikaliśmy posiłków w knajpach czy napojów wyskokowych do kolacji po ciężkim dniu. Obawialiśmy się też, czy taki sposób podróżowania (czyt. kamper i kampingi) będzie dla nas odpowiedni i czy przetrwamy te trudy i znoje – pragnę uspokoić: da się przeżyć, a nawet jest bardzo wygodnie. :) Dość powiedzieć, że nie mówię 'nie' kolejnym wyprawom kamperem! Mało tego – zaczynamy planować trip wzdłuż zachodniego wybrzeża Australii. Może nie za rok, być może nie za dwa, ale kiedyś na pewno zbierzemy materiał na kolejną relację z kangurem w tle!

Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

zzeke 7 grudnia 2018 09:33 Odpowiedz
Wchodzę na pokład tej relacji i będę śledził z przyjemnością;-) Tak się składa,że właśnie 13.11 kończyliśmy naszą australijską przygodę w ...Melbourne:-)Nie przeszkadzając w relacji, pozwolę sobie jedynie na mały subiektywny wtręt i napiszę,że to miasto było największym i jedynym na szczęście rozczarowaniem w tej podróży. Jest bardzo,bardzo słabe... Wszystkim planującym wizytę tamże sugeruję, by się dobrze zastanowili, bo szkoda cennego czasu gdy tyle innych, pięknych miejsc w Australii. Dobrze,że można było "uciec" na GOR:-) Czekamy na ciąg dalszy!
grzegorz40 13 grudnia 2018 22:18 Odpowiedz
Ciekawie się czyta. Sporo dobrych zdjęć :)
grzegorz40 15 grudnia 2018 17:29 Odpowiedz
Widoki super :)
lovenz 9 stycznia 2019 22:23 Odpowiedz
Bardzo miło i fajnie się czytało tą relację więc mam prośbę abyś publikowała zawsze relację po jakimś wyjeździe.
kasiak80 20 stycznia 2019 22:16 Odpowiedz
Na koniec krótkie subiektywne podsumowanie wyprawy do Australii zawierające moje rady i spostrzeżenia - może komuś się przyda podczas planowania podobnego tripu.Przelot kosztował 1900 PLN/osoba z Londynu (Heathrow) – bilety kupiliśmy z 9 miesięcznym wyprzedzeniem (w lutym) poprzez Opodo. W trakcie zmieniono nam miejsce wylotu z Australii z Brisbane na Sydney - OTA zachowało się w porządku i poinformowało nas o tym mailowo, a po telefonicznej konsultacji z AIR China zaakceptowaliśmy zmianę (tym bardziej, że zapłaciliśmy już 20% za kampera Jucy).AIR China - to był pierwszy mój lot „nie tanimi” liniami i nie mogę narzekać. W cenie biletu były 2 duże bagaże nadawane. Z 4 odcinków (tam i z powrotem) trzy odbyliśmy nowymi maszynami z bardzo dobrze działającą rozrywką pokładową - tylko podczas powrotu do LHR trafił nam się mocno wyeksploatowany egzemplarz. Dodatkowo na każdy lot były dwa gorące posiłki i możliwość skorzystania z piwa i wina (chińskie piwo w puszkach 0,33 l, wino w plastikowych kubeczkach nalewane mniej więcej do połowy - nic specjalnego, ale przyspieszyło podróż). Podczas jednego z przelotów miłe panie stewardessy zafundowały nam dodatkowy ciepły posiłek - takim gratisom się nie odmawia. ;)Kamper - 1100 AUD /14 dni wraz z pełnym ubezpieczeniem – skorzystaliśmy z Jucy, gdyż mieli najlepszą ofertę pojazdu dla 2 osób w stosunku do ceny - plus dobre opinie. Rezerwowaliśmy jeszcze w maju, a udało nam się zbić cenę o 5% (najpierw dokonaliśmy wyceny, ale nie kończyliśmy rezerwacji, a po paru dniach Jucy samo zaproponowało zniżkę i dodatki gratis). Sam samochód to Toyota z 2013 r. z przebiegiem ok 210 tys. km i w automacie. Samochód w standardowym wyposażeniu miał kuchenkę gazową wraz z dwoma małymi butlami, zlew, garnki, kubki i sztućce oraz lodówkę. Zasilanie składało się z 2 akumulatorów oraz paneli słonecznych na dachu więc nie było ryzyka, że po dłuższym postoju nie odpali. Obsługa Jucy jak wszyscy Australijczycy „don’t worries” przy oddaniu auta sprawdzili tylko stan baku i licznika i to by było na tyle jeśli chodzi o formalności. Telefon - byliśmy nastawieni na zakup karty SIM z Telstry, ale różnica cenowa w stosunku do zakresu usług spowodowała, że na miejscu kupiliśmy kartę Optus. Za 30 AUD na karcie mieliśmy nielimitowane rozmowy w Australii (co okazało się przydatne w kontakcie z kampingami oraz znajomymi, którzy też mieli kartę australijską) oraz 30 GB Internetu. Na zasięg nie mogliśmy za bardzo narzekać – tylko sporadycznie trafiały się miejsca, gdzie nie było „sieci”. Kartę australijską wsadziliśmy do trzeciego telefonu, który jednocześnie służył za gps i włączyliśmy funkcję routera - polecam – jeden minus telefon szybko się rozładowywuje.Kampingi – 400 AUD/13 nocy za unpowered site – mieliśmy dwie aplikacje: WikiCamps (pierwsze 14 dni bezpłatne) oraz Campermate (bezpłatna). Większość poleca WikiCamps, jednak dla mnie Campermate był bardziej intuicyjny w obsłudze i większość noclegów znaleźliśmy przez tą aplikację. Na wszystkich kampingach na jakich byliśmy był prysznic z ciepłą wodą oraz kuchnia (dobrze wyposażona). Większość miała też darmowe grille elektryczne. W okresie w którym byliśmy nie było też problemu z wolnym miejscem – jeden minus, że biura w większości przypadków są otwarte max do 18 godziny i później ciężko o nocleg ( w weekendy jeszcze krócej). Staraliśmy się więc tak planować trasę, aby zakończyć podróż przed godziną zamknięcia wybranego kampingu.Adapter do prądu – warto zainwestować parę złotych więcej i kupić dobrej jakości (znajomi mieli przejściówkę uniwersalną, która była przeznaczona na różne kraje i się nie sprawdziła). Dodatkowo warto zabrać ze sobą rozgałęziacz prądu (tzw. Złodziejkę) – ładując tak jak my tylko podczas posiłku w kuchni na Kampingu lub w aucie mieliśmy permanentnie niedoładowane urządzenia elektryczne.Noclegi Melbourne - Experience Bella Hotel Apartments - 280 AUD za 2 noce/4 osoby – apartament w wieżowcu bardzo blisko centrum (żeby nie powiedzieć że w centrum) w bardzo wysokim standardzie. Gdyby nie promocja na bookingu nie zdecydowalibyśmy się raczej na niego. Nocleg Sydney - Glasgow Arms Hotel – 250 AUD 3 noce/2 osoby – hotel przyzwoity, miał wszystko co powinien. Łazienka w pokoju , tv, suszarka oraz możliwość skorzystania z aneksu kuchennego (wraz z różnymi przekąskami typu ciastka, kawa, herbata, dżemy i miód). Położony blisko Ogrodu Przyjaźni Chińskiej i ok. 35 minut piechotą do Opery.Lot Brisbane-Sydney – 60 AUD/osoba – Tigerair – wystartował i wylądował punktualnie – bez przygód. Odprawa online. Paliwo – zasada czym bliżej dużego miasta tym paliwo tańsze, a różnice dość znaczne (ponad 20%). Tankowaliśmy paliwo (PB 91) nawet poniżej 120 centów za litr, a widziałam cenę ponad 160 centów.Ceny i płatności – wszystkich płatności dokonaliśmy kartą revolut (tylko raz musieliśmy płacić gotówką, gdyż była awaria terminalu) – średni kurs wyszedł nam 2,68 za 1 dolara, a karta nas ani razu nie zawiodła.Ceny w Australii są wyższe niż w Polsce, ale nie można demonizować – większość zakupów spożywczych robiliśmy w sklepach Coles lub Woolworth. W Colesie cały czas są promocje, na których można kupić różne produkty za pół ceny (wtedy nawet niektóre ceny są niższe niż u nas). Przykładowo:Sok 3 litry – 3 AUDDanie gotowe chińszczyzna z ryżem i jagnięciną – 5 AUDŻel pod prysznic Nivea – 3 AUDMięso na grilla (steki wołowe) – od 5 do 10 AUDWino – od 5-6 AUD za butelkę (sklepy z alkoholem znajdują się zawsze blisko sklepów spożywczych)Co jest drogie?Piwo - od 3 do 5 AUD za butelkę 0,385 litra w sklepie, w pubie od 6 do 12 AUD za piwo.Lody gałkowe – ok 6-8 AUD za porcję.Reasumując – według naszej opinii do Australii z Polski nie opłaca się lecieć na mniej niż 3 tygodnie, bo przelot stanowi przeważającą część kosztów wycieczki (tak więc oszczędzajcie dni wolne :)). Finansowo wycieczka wyszła nas dużo korzystniej niż myśleliśmy, a nie unikaliśmy posiłków w knajpach czy napojów wyskokowych do kolacji po ciężkim dniu. Obawialiśmy się też, czy taki sposób podróżowania (czyt. kamper i kampingi) będzie dla nas odpowiedni i czy przetrwamy te trudy i znoje – pragnę uspokoić: da się przeżyć, a nawet jest bardzo wygodnie. :) Dość powiedzieć, że nie mówię 'nie' kolejnym wyprawom kamperem! Mało tego – zaczynamy planować trip wzdłuż zachodniego wybrzeża Australii. Może nie za rok, być może nie za dwa, ale kiedyś na pewno zbierzemy materiał na kolejną relację z kangurem w tle!
larackm 21 stycznia 2019 21:06 Odpowiedz
Super relacja, z niecierpliwością czekałam na kolejne odcinki. Niezwykle dokładna, obrazowa i z poczuciem humoru :-). Miło się będzie czytało kolejne !!!!
raphael 5 marca 2019 19:15 Odpowiedz
Wow! Świetna relacja. Dużo wrażeń, wskazówek i inspiracji.Jedyne, co mnie nieco "przybiło", to:kasiak80 napisał:W gratisie ostrzega nas przed … australijskimi insektami wielkości pchły (przynajmniej tak wyglądało to na zdjęciu, które pan nam pokazał – tak tak, mieliśmy darmową lekcję biologii :)) i sugeruje, by oglądać swoje nogi po wyjściu z plaży.... noż wiedziałem, że jadowite pająki, parzące meduzy, żarłoczne krokodyle i agresywne rekiny... ale żeby jeszcze wszędzie-włażące insekty ... i jak tam się kąpać, opalać, tarzać w piachu :cry:
iguan007 25 września 2019 05:08 Odpowiedz
kasiak80 napisał:Zostawiamy Brisbane za sobą – to miejsce to kolejny dowód na to, że główną zaletą Australii jest natura, przynajmniej w naszej opinii. Miasto nie zrobiło na nas oszałamiającego wrażenia i z perspektywy czasu cieszyliśmy się, że nie zaplanowaliśmy w nim więcej czasu na zwiedzanie, bo te 3 godziny były aż nadto.(...)Nasza opinia dotycząca Brisbane jest jak najbardziej subiektywna – na kampingu Galaxy Caravan Park rozmawialiśmy z kilkoma mieszkańcami Sydney i zachwalali oni Brisbane twierdząc, że jest ono dużo lepszym miejscem do życia niż Sydney. Cóż, już niedługo będziemy mieli okazję się przekonać. :)]Czyli tak naprawde to tylko przeszliscie z New Farm do Kangaroo Point? Nie byliscie w ogrodach botanicznych, South Banku, centrum miasta czy Mt Coot-tha? Osoby z ktorymi rozmawialiscie maja racje - Brisbane ma wiele do zaoferowania. Tylko zeby to zobaczyc to trzeba poswiecic wiecej niz 3 godziny.